Nie
jestem bywalczynią barów. Ba, nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakikolwiek
zwiedzałam (no, chyba że ten w Simsach, ale to już inna bajka…), jednak nie
mogłam odmówić sobie umiejscowienia w nim pewnej sceny, która wpadła do mojej
głowy… podczas spaceru z psem. Miało być zabawnie, gdzie nawet na początku tak
było, ale z każdym kolejnym czytaniem tego tekstu przestawałam to zauważać. No
nic – sami ocenicie.
***
Bar
pod Bojowym Abstynentem wyjątkowo nie gościł za wielu klientów.
Zazwyczaj wieczorową porą pękał w szwach, przez co wejście do niego graniczyło
z cudem, a dziś nawet nie musiałam kombinować, odwołując się do znajomości.
Przechodząc obok stałych bywalców pubu, zajmujących chwiejące się krzesła,
którzy na mój widok unosili wypełnione po brzegi tanim piwem kufle, wręcz nie
mogłam przywyknąć do tego widoku. I moje zdumienie musiało być mocno zarysowane
na twarzy, bo nim zdołałam zasiąść naprzeciw Ingo, ten wybuchnął gromkim
śmiechem.
–
Gdybyś tylko widziała swoją minę – wypowiedział między próbami złapania
oddechu, gdzie jego ręce często wędrowały w okolice nabrzmiałego brzucha,
którym wprawiał chwiejący się stolik w ruch. Jeszcze chwila, a wylądowałby na
moich kolanach. Stolik, nie brzuch, rzecz jasna. – Nie ma co, gdybym nie
zostawił u Jilliama aparatu, jak nic cyknąłbym ci fotkę.
–
A umieściłbyś ją chociaż w widocznym miejscu?
Ingo
donośnie prychnął. W sumie dość często tak reagował, co wielu uznawało za jego
nawyk, jednak on uparcie zaprzeczał, że jego jedynym przyzwyczajeniem jest
zjadanie obfitego, niezdrowego obiadu pod kolor ubranej przez siebie koszuli. A
że nosił tylko wielokolorowe, to chyba nie trzeba nikomu mówić, jak wyglądała
zawartość jego talerza, prawda?
–
Oczywiście. Zawiesiłbym ją w łazience, zaraz nad listą kontrolną sprzątaczek,
żeby wiedziały, że ktoś trzyma nad nimi pieczę.
Teraz
to ja prychnęłam. Czyżby to przenosiło się drogą kropelkową? Jeżeli tak, to
czym prędzej muszę odnaleźć moją niezawodną chustę. Pytanie tylko, gdzie ją
ostatni raz widziałam... Moje bałaganiarstwo kiedyś mnie zgubi!
–
To, że raz wskazałam im źle wymyty kibel nie sprawia, że jestem dla nich
postrachem – wyraźnie zaprzeczyłam. Jeszcze by tego brakowało, aby ktoś uważał
mnie za bohaterkę. No ale to nie moja wina, że toaleta, z której korzysta tyle
osób, powinna być zadbana!
–
Mam ci przypomnieć, jak nad nimi wisiałaś, aby wszystko lśniło jak psie jajca?
–
A to moja wina, że ciężko im było skorzystać ze środków chemicznych, tylko po
prostu czyściły samą wodą?
–
No ale nikt inny nie nie testował każdego czyszczonego przez nie skrawka z taką
dokładnością, jak ty. Jedna z nich stwierdziła, że konieczna była wizyta u
psychiatry, bo nie mogła się po tym pozbierać. A jeszcze inna chciała nawet
łzami je czyścić, by mi później udowodnić, że ona wkłada w sprzątanie całą
siebie.
Przewróciłam
oczami. Ingo jak nikt inny miał również tendencję do zapamiętywania
największych bzdur, jakie kiedykolwiek zasłyszał lub których był świadkiem.
Nieraz mi wypominał bieganie na golasa dookoła domu, gdzie zakrzykiwałam, że
jestem nagą wojowniczką i wyruszam uratować tonące ryby w jeziorze. Na dodatek
lubił to robić w obecności moich rodziców, przez co zażenowanie zaliczało
wyższy stopień. Sami pewnie umierali ze wstydu i z irytacji, słysząc coś
takiego od przyjaciela domu, jednak bali się odezwać, biorąc pod uwagę, jak
wiele mu zawdzięczają. Za to nie miał głowy do istotnych treści. Aby posiadać
ważne sprawy pod kontrolą, zapisywał je w kajeciku lub po prostu wynajmował
zaufanych ludzi, którzy myśleli za niego. No dobra, czasem coś tam zostawało mu
w głowie, ale i tak większość miejsca zajmowały bzdury. Dlatego postanowiłam
urwać nieszczęsny temat i wrócić do wcześniejszego wątku.
–
Wiesz, ja bym wybrała znacznie
lepsze miejsce... – Postukałam palcem po brodzie, rozglądając się po
pomieszczeniu.
Bar
nie mógł poszczycić się najbogatszym wnętrzem. Urządzony w iście szalonym
stylu, o czym świadczyły liczne ozdoby, zupełnie niezwiązane z branżą
alkoholową, gdzie czerwień ścian ostro kontrastowała z zielenią podłóg oraz
błękitem sufitów, mógłby odrzucić niejednego. Same meble, niepasujące do siebie
pod żadnym względem, również nie sprawiały dobrego wrażenia. No i jakość
trunków pozostawiała wiele do życzenia. Jednakże wszystko to miało w sobie
jakiś urok, bo ludzie pokochali to miejsce. Gdyby tylko mogli, przesiadywaliby
tu dniami i nocami, wybierając picie z kumplami, zamiast pracę czy pomoc w
obowiązkach domowych. Sama je ubóstwiałam! Tyle że u mnie działał sentyment
związany z odrabianiem lekcji na zapleczu czy pierwszych zleceń, a u innych
chyba miały na to wpływ całkiem bogato obdarzone przez naturę barmanki i
kelnerki, które co rusz urządzały sobie wędrówki między klientami, śmiejąc się
z ich sprośnych żartów.
Mój
wzrok utkwił na zupełnie zapomnianym sprzęcie.
–
Bardziej celowałabym w zamieszczenie tego zdjęcia na samym środku tarczy do
rzutek i zrobienie konkursu, kto pierwszy wydłubie mi oczy albo zrobi dziury na
kolczyki w nosie.
Ingo
pokiwał głową. Punkt dla mnie?
–
Całkiem dobrze kombinujesz. – Oparł się łokciami o stolik. Mebel wydał z siebie
nieprzyjemny dźwięk napierających na siebie desek. Naprawdę bałam się, że zaraz
niewiele z niego zostanie. – Nie szukasz czasem pracy? Chętnie bym cię tutaj
zatrudnił.
–
Jak sam wiesz, nie spełniam pewnych standardów. – Wskazałam na swoje ledwo co
widoczne piersi, skryte pod obszerną koszulą. – Nawet jeśli paradowałabym nago,
mężczyźni nie zwróciliby na mnie uwagi, bo by mnie uznali za jednego ze swoich.
No,
może nie tylko dlatego. W sumie z wyglądu przypominałam dopiero wchodzącego w
dojrzewanie nastolatka: nie grzeszyłam wzrostem, włosy zawsze krótko obcięte
oraz lubowałam się w męskim odzieniu. Nie cierpiałam pstrokatych kolorów,
makijaż też mi był zbędny. Po prostu nie czułam potrzeby podkreślania swojej
kobiecości. A to wszystko odpychało męska widownię. Za to ułatwiało robotę, bo
obywało się bez zbędnych flirtów.
Jeden
z klientów – bezzębny Jerry – zakrzyknął „Sto lat!” równie bogatemu w uzębienie
Willowi, po czym donośnie cmoknął go w gołą glacę, na co reszta towarzystwa
uniosła kufle w górę, również wrzeszcząc to, co ich kumpel. Wesołe śpiewki przy
ich stoliku zachęcały innych do zabawy, dlatego inni goście powoli do nich
dołączali.
Ingo
zmrużył i tak małe oczy, przez co wyglądał, jakby zaraz miały zniknąć raz na
zawsze.
–
A kto powiedział, że pracowałabyś jako barmanka? Miałem bardziej na myśli bycie
menedżerem tego przybytku.
Parsknęłam
śmiechem, jednak kiedy dostrzegłam powagę, jaka malowała się na jego twarzy –
zamilkłam. Nie tego się spodziewałam. Wiedziałam, że ma do mnie jakąś ważną
sprawę, jednak nie przypuszczałam, iż może chodzić o coś takiego. Zazwyczaj
wykonywałam dla niego drobne roboty, związane z odnalezieniem jakiegoś
człowieka czy zdobyciem nie zawsze legalnego towaru (kolejna rzecz, która
powodowała, że ludzie lgnęli do tego baru, jak muchy do truchła), ale żeby
chcieć wciągnąć mnie do czegoś takiego? Nie powiem, zamurowało mnie. Z
rozdziawioną gębą patrzyłam na siedzącego przede mną mężczyznę, który gestem
ręki zawołał barmankę, aby zamówić u niej dwa kufle piwa. Oczywiście oba dla
niego.
–
Zaskoczona?
–
Nawet nie wiesz, jak bardzo – odparłam, nie do końca panując nad językiem.
Nabrałam głęboko powietrza, próbując się uspokoić. – Spodziewałam się dosłownie
wszystkiego, ale nie tego.
–
W takim razie nie spodziewałaś się wszystkiego. – Ingo uśmiechnął się do
barmanki, która wyposażyła go w znacznie lepszej jakości trunek, niż ten
serwowany pozostałym. Sam jego kolor o tym świadczył, również zapach nie był
tak mdlący i kojarzący się z uryną. Odstawiła kufle, wymachując wielgachnymi
piersiami przed jego twarzą, za co otrzymała zapłatę w postaci soczystego
klapnięcia w pośladek, na co zachichotała. Zdusiłam w sobie chęć prychnięcia.
Naprawdę nie wiem, ile musieliby mi zapłacić, abym przestała się szanować i
zezwalała na coś takiego. – Na czym to skończyliśmy? – zapytał, spijając obfitą
pianę, która pozostawiła na jego górnej wardze piwnego wąsa. Zlizał go bez
wahania.
–
Na ultra dziwnej ofercie, której raczej nie przyjmę. – Ingo próbował zabrać
głos, ale mu to uniemożliwiłam. – Oczywiście dziękuję i cieszę się, że chcesz
dla mnie jak najlepiej, bo takich ofert nie składa się w tym „dwustronnym” –
wyraźnie zaakcentowałam to słowo – interesie komuś, o kim mało co się wie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że znasz mnie od dziecka i, gdybyś tylko mógł, to
nawet byś mnie wychował, ale nie wydaje mi się, żebym się w tym odnalazła.
–
Jak ja kocham, jak ktoś z góry zakłada, że się w czymś nie odnajdzie –
wymamrotał z kuflem przyklejonym do ust. Delektował się tym piwem, jakby nigdy
niczego lepszego nie pił. Chyba będę musiała zaznajomić go z herbatami. – Gdyby
każdy pieprzył takie głupoty, to nikt nigdy by nie doszedł do tak wielu
niesamowitych rzeczy.
No,
proszę. Gdy tylko chciał, to umiał sypać mądrościami.
–
Zgadzam się z tym, jednak żeby się rozwijać, trzeba też chcieć być w tym
świecie. Nie obraź się, ale ja się w nim nie widzę. – Zniżyłam głos, aby nikt
mnie nie usłyszał. Może towarzystwo i tak sprawiało, że mało co się słyszało,
to i tak nie zamierzałam ryzykować. – Wolę być podmiejskim szczurem,
przemycającym lewe papiery lub pewne, niebezpieczne informacje, niżeli kimś
zamkniętym w pubowej puszce, gdzie – wskazałam na pijane towarzystwo, ledwo co
trzymające się na krzesłach – musiałabym martwić się zapasami tego, co oni tak
namiętnie spijają. A oboje dobrze wiemy, że ja i cyferki to dwa różne światy.
–
Oj, dziecino… – Odstawił kufel z niebywałą delikatnością. Czyżby mało ich
zostało, przez co tak o nie dba? – Myślisz, że tym byś się zajmowała? – Zaśmiał
się lekko. – Menedżer to pojęcie względne. Myślałem, że już zdołałaś odkryć, co
jeszcze oferujemy, prócz ekskluzywnych trunków, na które tak grzecznie
dostarczasz mi odpowiednie dokumenty.
Kelnerki
raz za razem przechadzały się obok naszego stolika, doglądając, czy ich szef
czegoś nie potrzebuje. Natomiast ta, która chwilę wcześniej mu usługiwała,
właśnie zniknęła za drzwiami toalety z rozanielonym solenizantem, odgrywając
scenerię na „ups, wylało mi się piwo, pozwoli pan, że zapiorę to w łazience”.
–
Masz na myśli panienki na godziny? – Ingo nawet nie mrugnął. – Tak myślałam. No
i co? Miałabym odliczać, kto ile zajmuje czasu dziewczynom, by nie utrudniać
ruchu w barze? Albo zaopatrywać je w zapasy najtańszych gumek, za które ktoś
płaciłby trzy razy więcej?
–
Liczyłem bardziej na świeżą dostawę towaru. Powiedzmy, że obecna… – brakowało
mu słowa.
Postanowiłam
go wesprzeć.
–
Nie wyrabia normy? – dokończyłam za niego.
–
Coś w tym stylu.
Dobra,
to akurat było do przewidzenia. Biorąc pod uwagę to, jak wielu klientów
przewija się przez ten bar, byłoby dziwne, gdyby dziewczyny dawały radę
ogarniać zamówienia i jeszcze pokazywać panom, jak to potrafią się wyginać.
Sama nieraz nie wiem, w co ręce włożyć, gdy zleceń przybywa, a doba nawet nie
próbuje się rozciągnąć. Wzięłam głęboki wdech.
–
Zdajesz sobie sprawę z tego, że prędzej czy później twój mały biznes –
podkreśliłam to słowo, rysując w powietrzu cudzysłów – może sprowadzić na
ciebie kłopoty? Tak, wiem, co chcesz powiedzieć: nikt nam nie podskoczy...
–
Bo nie podskoczy!
–
… Ingo, przykro mi, że to ja zrywam ci różowe okulary z nosa, ale prawda jest
taka, że to ryzykowne. W chuj ryzykowne – skrzywił się, kiedy z moich ust
wydobyło się przekleństwo. Zignorowałam to. – Pomijając już służby, bo oni
chętnie przygarną dodatkowe grosze, jednak nie jestem pewna, czy zauważyłeś, że
masz konkurencję.
–
Zauważyłem – odparł spokojnie, sięgając po kolejny kufel. No popatrzcie, jak mu
to szybko szło. Już mu się nie chciało bawić w delektowanie? A może to ja
zaczynałam wyprowadzać go z równowagi? – Dlatego zleciłem moim chłopakom
znalezienie ludzi, którzy będą gotowi strzec tego zapyziałego budynku nie tylko
jak oka w głowie, ale też…
–
Chuja w gaciach?
Nastroszył
się.
–
Nie bądź wulgarna!
–
Zdajesz sobie sprawę, jak komicznie to brzmi w chwili, kiedy próbujesz zrobić
ze mnie dostarczycielkę dziwek? Przepraszam – menedżerkę.
Ingo,
zrezygnowany, westchnął. Chyba spodziewał się łatwiejszej rozmowy, ale – jak
widać – zdążył zapomnieć, że nie jestem typem człowieka, który po zobaczeniu
dużej liczby zer na papierku rzuci wszystko i odda mu się we władanie. A
jeszcze niedawno podkreślałam, że zna mnie od maleńkości. Jak widać, to nie
zawsze świadczy o znajomości drugiej osoby.
–
Deidra, nie dziwek – poprawił – a dam do towarzystwa. Uroczych kobiet, mogących
wspomóc naszych wspaniałych panów, dając mu to, czego nie oferują im
dziewczyny, żony czy zmierzłe kochanki. No i przy okazji odciążą nasze damy. –
Pomachał do nich, na co te odpowiedziały chichotem zza przysłoniętych dłonią
ust.
Mogłabym
dogłębniej wypowiedzieć się na ten temat, jednak wiedziałam, że moje zdanie by
się nie liczyło. Nawet najlepsze argumenty nie miały siły przebicia, kiedy Ingo
na coś się uwziął. Lubił ryzyko i niepewność? Cóż, to był tylko i wyłącznie
jego problem.
–
Nie zmienia to faktu, że ten interes mi się nie podoba. Mogę działać w światku
przestępczym, ale nie jako dostawca żywego towaru. Towaru, który oddaje ciało
za parę groszy.
Ingo
zastanawiał się, co odpowiedzieć. Widziałam po jego skupionej minie, że próbuje
obmyślić formułkę, która zapewne wywołałaby u mnie wyrzuty sumienia, przez co
porzuciłabym chęć wzięcia nogi za pas i grzecznie przytaknęłabym temu
pomysłowi, jednak nie dałam mu na to szansy. Podniosłam się z krzesła, na co
ten machinalnie spapugował mój ruch. Wyciągnęłam ku niemu dłoń, która zatonęła
w jego wielgachnej dłoni. Wiedziałam, że gdyby chciał, bez wahania mógłby ją
zgnieść, ale nie zrobił tego. Uwolniłam ją z uścisku, robiąc krok w tył.
–
Jeszcze raz dziękuję za propozycję, ale jestem zmuszona odmówić. Tym samym nie
będę zabierać ci cennego czasu – odparłam, przywdziewając kaptur, skrywając
przy tym zielone włosy, które lada moment ponownie zmienią barwę. – Ale, gdybyś
potrzebowała czegoś zgoła innego, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
–
I vice versa.
Nie
oglądając się za siebie wyszłam z baru, by zaraz po zrobieniu pierwszego kroku
poza nim puścić się biegiem. Co rusz zmieniałam kierunek, manewrując między
różnorakimi alejkami i ulicami, aż wreszcie wpadłam do jednej z wielu kryjówek,
jakie posiadałam. Czym prędzej zaszyłam się w ciemnym kącie zapyziałego pokoju,
aby spróbować zanalizować to, co właśnie się wydarzyło.
Ta
noc zapowiadała się obiecująco...
Wiedze ze w barze Pod Bojowym Abstynentem sami rebelianci, ale rozumie, rozumie ciezko zachowac absynencje kidy kusi tanie piwko :D Bohaterka kibelkowego porzadku :D Nie no nie musisz watpic w swoje poczuci humoru, zdecydowanie jest zabawny teskt. Mysle ze oboje maja troche nie rowno pod sufitem, ale no...ytrafil swoj na swego. lepiej byc wariatem w zespole niz normalnym w pojedynke :) ach te bary i ich urok niedoodparcia :) Manager? nawet mnie zdziwila ta oferta. "Gdyby każdy pieprzył takie głupoty, to nikt nigdy by nie doszedł do tak wielu niesamowitych rzeczy." - o i wlasnie, masz racej. No ale jak ktos nie wiedi sie w tj branzy to rozumiem. Na sile nie spelnisz czyichs oczekiwan wzgledem ciebie , tylko ze wydaje im sie ze tam pasujesz. A wiec to taki "wielobranzowy" bar :D Ale z niego biznesmen, wszytko w ladne slowka potrafi ubrac.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak właściciel pasuje do swego przybytku. Ogólnie ta postać budzi u mnie pozytywne odczucia.
OdpowiedzUsuńNie wiem jednak czemu do bohaterki pałam niechęcią. Jakoś jej nie polubiłem. Być może musiałbym ją bardziej poznać, aby ją polubić.
Nie rozumiem relacji pomiędzy Ingo i bohaterką. Z tego, iż ona przesiadywała od dzieciaka w jego barze, pracowała dla niego od iluś lat, tego jak rozmawiają i z nastawienia Ingo wynoszę wrażenie, iż jest on dla niej kimś dość bliskim. To samo wnioskuję z jej nastawienia na początku tekstu. Później jednak dziewczyna odnosi się do niego bardziej jak do pracodawcy. Nie wiem... Może muszę to przeczytać jeszcze raz.
Ogólnie tekst czyta się bardzo przyjemnie :)
Sama wiesz, że miałam już przyjemność zapoznać się z tym tekstem, bo prowadziłyśmy na jego temat zawiłą konwersację XDDD. Teraz przeczytam go jeszcze raz, od początku, i zobaczę, co ty tu jeszcze wymyśliłaś, bo jestem ciekawa!
OdpowiedzUsuńLubię wątek z nagą wojowniczką i ratowaniem ryb hueheuhe.
Zauważyłam taką jedną małą rzecz. Czasami między jednym dialogiem a drugim pojawia się ogromna przepaść w postaci opisu i czasami trzeba się wrócić do góry i przeczytać kilka dialogów, żeby sobie w ogóle przypomnieć, o co chodziło. Trochę się przez to traci płynność w dialogu i powstaje leciutki chaos. I ten fragment z Jerrym i całowaniem w gołą glacę. Lubię ten wątek XD, serio, tylko że jest on tak wtrącony znienacka po opisie bohaterki (tu wielki plus, bo można ją sobie wyobrazić), że nie wiem, czy był konieczny.
JEZUUUUU, ten Ingo jest obleśny. Spierniczałabym do fabryki masła, żeby się na niego nie natknąć, serio. Ale to bardzo, bardzo dobrze. Ma już jakąś barwę, a więc wywołuje emocje! W tym przypadku negatywne (przynajmniej u mnie XD). Z jednej strony jest przyjacielem rodziny, z drugiej strony takim oblechem. Uch, aż mnie ciary przechodzą.
Rzecz, na którą pewnie czekałaś :D. Ingo - spokojnie można go sobie wyobrazić, jego kreacja ma moc. Deidra (tak się chyba nazywała?) jakoś jej nie czuję, mimo wszystko. Niby to była pierwszoosobowa kreacja, a jednak o samej Deidrze dużo nie wiemy i nie pozwoliła nam na wejrzenie w siebie. Sprawa jest taka, że są tu głównie opisy zachowania Ingo. Ten jego brzuch, chlanie piwa i jakaś taka nieprzyjemna próba przekonania do interesu. Naprawdę dobrze oddałaś jego brzydotę. No, nie da się gościa lubić (napisałam to, a potem spojrzałam na komentarz wyżej i miałam takie: dobra, jednak się da XDDDD). Klaszczę, serio. Na stojąco. Bo wzbudzić w czytelniku miłość do jakiejś postaci czasami jest łatwiejsze, niż wzbudzić w czytelniku autentyczne obrzydzenie! Ale Deidra trochę na tym straciła. Jednak opis wyglądu i ta hardość w jakiś sposób ją mimo wszystko opisują. Trochę więcej jeszcze do tej kreacji dodać i byłoby super.
No i te opisy z początku przysłaniały lekko dialogi. Później, kiedy już padła rozmowa odnośnie współpracy, już nie miałam odczucia, że coś mi zasłania rozmowę, nawet jeśli te opisy wciąż się pojawiały. Już było płynnie i zgrabnie.
To, czego mi tu jeszcze był nadmiar, to opis zachowań tych cytatych panienek, które co jakiś czas gdzieś się przewijały. Wydaje mi się, że raz czy dwa by wystarczyło. Te wtrącenia na temat zachowań ludzi z baru ogólnie niekiedy takie upchnięte na siłę były, a nas w zasadzie interesowali najbardziej główni bohaterowie.
Widać, że w samej końcówce niewiele zmieniłaś, a to o niej też dyskutowałyśmy, że się trochę ucina za szybko, ale moim zdaniem jeżeli chodzi o całość... sporo poprawiłaś. No i ja jestem fanką rozmowy o kiblu :D. Lubię ją. Wyobraziłam sobie taką dziewczynę, co to opiernicza sprzątaczki o burdel. To też pomogło trochę podbudować historię. Było chwilami zabawnie, więc tu nie masz co sobie zarzucić c: ja czekam na więcej, bo powoli się rozkręcasz, czarny mulu! Masełko wrze w garnku! Love ya!
Cześć :)
OdpowiedzUsuńJuż sama nazwa wywołała u mnie uśmiech i była zapowiedzią niezłego klimatu.
Ach, jak ja lubię takie naturalne opisy wszelkiego rodzaju pubów czy innych przybytków, do których chodzą ludzie, chcąc uciec choć na moment od rzeczywistości. Bo w takim pubie czują się na tyle swobodnie (prawie jak w domu), by być sobą i spełniać swoje potrzeby. Do tego opisy, jakie jest to miejsce - są barwne i dokładne, przez co poczułam się, jakbym sama tam była.
Opis Ingo - mistrzostwo! Sam jego wygląd sprawiłby, iż trzymałabym go na dystans. A propozycja, gdzie za słowem kryje się coś więcej, niż przychodzi na myśl... Nie skorzystałabym z tej propozycji, bo choćbym się miała zdobywać na jakieś złe czyny, to handlowanie żywym towarem na pewno nie wchodzi w grę. Do tego handlowanie do kolejnych złych rzeczy - nie, nie, nie! Ale ta rozmowa i to, jak kolejne kwestie wychodzą na światło - świetna konstrukcja. Dałam się wciągnąć, dzięki Ci za to.
Pozdrawiam.
Ingo. Cudowne imię. Całość dla mnie w klimacie cyberpunku. Mrocznie i tajemniczo, powoli odsłaniasz karty, ale nie wszystkie. Zielone włosy, kryjówki, półświatek... To intryguje. Czy padło imię głównej bohaterki? Mogłam przeoczyć, bo lecę na twarz. To tylko jeszcze bardziej mnie zastanawia, jak cała jej postac. Drobne literówki typu mu zamiast im czy żeńska odmiana przy Ingo się zdarzyła. W każdym razie, zarzuciłaś wędkę, a ja połknęłam haczyk. Chcę więcej.
OdpowiedzUsuń