A
takie to jakieś dziwne i niepłynne. Ale musiałam ruszyć z serią, bo za długo
stałam w miejscu.
***
Soleil
nie pamiętała, żeby spała tak dobrze, odkąd zjawiła się na zamku królewskim w
Chavelln. Początkowo nie wiedziała nawet, czego to zasługa. Przynajmniej dopóki
do drzwi jej komnaty nie zapukała opiekunka, a ona nie otworzyła oczu. Chciała
odpowiedzieć ciche „proszę”, jak miała to w swoim zwyczaju, ale widok
przyjaciela, który najwyraźniej został z nią na noc w pokoju, zadziałał na nią
ogłupiająco. Spoglądając w zielone oczy równie zaskoczonego Blaise’a, próbowała
sobie rozpaczliwie przypomnieć, co wydarzyło się poprzedniego wieczora.
Pamiętała, że była niesamowicie szczęśliwa z tego powodu, że młody książę wrócił
do stolicy. Poza tym czuła się zmęczona wszystkimi nieprzespanymi nocami,
podczas których wyczekiwała, czy przypadkiem ktoś niechciany nie dostanie się
do jej komnaty. Widocznie obecność Blaise’a sprawiła, że oddała się w ramiona
błogiego snu. Przy nim w końcu czuła się bezpieczna. Pozostawało pytanie:
dlaczego on obejmował jej ramiona, a ona wtulała głowę w jego pierś?
Zarumieniona
kwiaciarka odskoczyła jak oparzona od księcia w momencie, w którym
zniecierpliwiona oczekiwaniem opiekunka sama postanowiła wejść do komnaty.
Blaise wyprostował się gwałtownie i wstrzymał dech, jakby przygotowywał się na
ostrą reprymendę, chociaż nie zrobił niczego złego. Oboje spojrzeli na
Alienore, która założyła ręce na piersi, zmrużyła groźnie oczy i obdarzyła ich
podejrzliwym spojrzeniem. Jeszcze moment tej bezlitosnej ciszy, a Soleil
zaczęłaby się tłumaczyć, że do niczego między nimi nie doszło.
–
Nawet nie zamknęliście drzwi? – padło w końcu pytanie. – Wiecie, co by się
stało, gdyby ktoś wam tutaj wszedł? Ależ by się wtedy głośno zrobiło! Wybuchłby
skandal!
–
P-przecież nie robiliśmy niczego złego – wyjąkała Soleil. Teraz czuła, że nie
tylko jej policzki płonęły, ale również reszta ciała. Dawno nie czuła tak
wielkiego wstydu!
–
Och, niby nie, ale to podejrzane, że oboje tak soczyście się rumienicie.
Alienore
posłała im znaczące spojrzenie. Dopóki tego nie powiedziała, Soleil nawet nie
zdawała sobie sprawy, że Blaise jest równie zawstydzony, co ona. Teraz jeszcze
bardziej miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zamiast tego ukryła twarz w
dłoniach, wydając ciche i niekontrolowane jęknięcie wyrażające zażenowanie.
Czasami zastanawiała się, dlaczego Alienore była taka dosłowna i okrutnie
szczera w swoich słowach? Chyba bardzo lubiła zawstydzać ludzi.
–
Książę – odezwała się w końcu opiekunka. Wydawała się nie przejmować
milczeniem, które zapanowało w pokoju. – Muszę cię poprosić o opuszczenie
komnaty, ponieważ muszę porozmawiać z Soleil.
–
Dobrze – powiedział dziwnie stłumionym głosem Blaise, zupełnie jakby brakowało
mu tchu lub odwagi. Kiedy ostrożnie przeniósł się do pionu, spojrzał przez
ramię na swoją przyjaciółkę. Posłał jej zawstydzony półuśmiech, zbyt szybki,
aby go odwzajemnić, a potem ruszył w kierunku drzwi. Kwiaciarka odnosiła
wrażenie, że poruszał się wyjątkowo sztywno. Nie wiedziała tylko, czy z powodu
zażenowania, czy może dlatego, że spał w niewygodnej dla niego pozie.
–
Dziękuję – szepnęła w stronę jego pleców, choć nie miała pewności, że ją
usłyszał.
W
momencie kiedy Blaise zniknął za drzwiami, Alienore spojrzała z troską na swoją
podopieczną.
–
Czujesz się już lepiej, skarbie?
Kwiaciarka
pokiwała głową.
–
Myślę, że mogę iść dzisiaj do ogrodu trochę popracować – powiedziała niepewnie,
ponieważ zastanawiała się, czy opiekunka kategorycznie jej tego nie zabroni ze
względu na to, co ostatnio miało miejsce. Owszem, Soleil nie miała ochoty stąd
wychodzić, ale przecież nie mogła wiecznie leżeć w łóżku. Miała obowiązki.
Wolała je wypełnić, aby książę Villane nie musiał jej ponownie odwiedzać…
Na
samą myśl o tym przeszyły ją dreszcze. To dlatego potarła ramiona, pragnąc
pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia, które opanowało jej ciało.
–
Dobrze – powiedziała po chwili Alienore. Wydobyła z siebie ciche westchnięcie,
które wiązało się zarówno z ulgą, jak i obawą. W końcu sama nie wiedziała, jak
odtąd miało wyglądać życie Soleil. Przecież nie mogła po prostu uciec z zamku
ani przeprowadzić się w inne miejsce. Miała tylko nadzieję, że to było ostatnie
bliższe spotkanie kwiaciarki z bezlitosnym księciem. – Będę ci towarzyszyć,
żebyś czuła się odrobinę pewniej, dobrze?
Soleil
podniosła się z łóżka i podeszła do opiekunki, mocno ją przytulając. Zaskoczona
Alienore odwzajemniła uścisk, choć nie wiedziała, czym sobie na niego
zasłużyła. Przecież opieka nad dziewczyną była jej obowiązkiem.
–
Dziękuję – szepnęła wzruszona kwiaciarka.
–
No już, już – powiedziała Alienore, klepiąc dziewczynę po plecach – nie ma się
co rozczulać. Grace przygotowała ci dzisiaj naprawdę pyszne śniadanie. Na pewno
się ucieszy, jeśli przyjdziesz do kuchni je zjeść, w końcu przez długi czas nie
schodziłaś na dół. – Kobieta uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
Soleil
wzięła głęboki oddech. Czuła, że nie była gotowa na wyjście z komnaty, ale czy
kiedykolwiek będzie? Żeby przeżyć, musiała wypełniać rozkazy księcia Villane’a,
które niestety nie zawsze były zgodne z etyką pracy, a także moralnością.
Chciała, żeby jej rodzina była bezpieczna. Sama chciała być bezpieczna. Czuła,
że nie zniosłaby więcej upokorzenia ze strony przyszłego króla. Gdyby wiedziała,
że przeżyje jeszcze wiele długich lat, żaden mężczyzna by jej nie zechciał. I
ona sama nikogo nie chciała. Jedyną osobą, którą zamierzała do siebie
kiedykolwiek dopuścić, był Blaise. Problem tkwił w tym, że o niczym nie
wiedział. I raczej się nie dowie. Nieważne jak bardzo się przyjaźnili, wciąż
był bratem Villane’a. Nie omieszkałby stanąć w jej obronie, a wtedy pretendent
do tronu bez chwili namysłu pozbyłby się jej siostry i brata, a ją znowu by
ukarał. To nie miało sensu.
–
Wszystko będzie dobrze, Soleil – odezwała się Alienore. Dostrzegła, że zmaga
się z myślami, których nawet nie chciała wypowiadać na głos.
–
Mam nadzieję – odpowiedziała cicho kwiaciarka.
***
Spotkanie
z resztą rzemieślników, którzy tęsknili za tą pogodną, nieśmiałą dziewczynką
rozmawiającą z kwiatami, okazało się być dla Soleil bardzo pokrzepiające. Kiedy
spożywała w kuchni śniadanie, była oblegana przez wszystkie ciekawskie
kucharki, a także swoich najbliższych przyjaciół. Wtedy to pomyślała, że w tym
okrutnym świecie jaśniał jednak promyczek nadziei. Może nie mogła nikomu
powiedzieć, co było prawdziwym powodem jej nieobecności – Alienore musiała
dochować tej tajemnicy – ale zdecydowanie wystarczały uśmiechy i beztroskie
rozmowy odsuwające ją od złych myśli. Soleil nie czuła się jeszcze pewnie na
zamku, i pewnie nigdy się już nie poczuje, ale przynajmniej wiedziała, że nie
jest sama.
Kiedy
skończyła śniadanie, musiała przygotować się psychicznie do kolejnego etapu
dnia, a mianowicie pracy. Brakowało jej kwiatów. Nocami słyszała, jak ją
nawołują, niepokojąc się nieobecnością przyjaciółki, która tak o nie dbała.
Miała nadzieję, że przynajmniej pan William należycie się nimi zajmował. Ufała
mu. To jedna z tych osób, która nikomu nie zrobiłaby krzywdy, a już szczególnie
nie roślinom.
–
Uśmiechasz się – zauważyła z ulgą Alienore. Szła obok kwiaciarki, przyglądając
się jej profilowi. – Czyżby spotkanie z przyjaciółmi trochę cię podbudowało?
–
Tak – potwierdziła Soleil. – Miło było ich znowu zobaczyć. Bardzo za wszystkimi
tęskniłam.
–
Tak jak wszyscy tęsknili za tobą, kochanie. – Opiekunka położyła na jej
ramieniu dłoń. – Pamiętaj, że na świecie oprócz zła jest też dużo dobra.
Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć, ale można nauczyć się z nimi żyć. –
Alienore dostrzegła niepewną minę dziewczyny, która nagle zacisnęła usta. – Nie
musisz być sama ze swoimi myślami, Soleil. Zdrowie mentalne jest tak samo ważne
jak i fizyczne, więc o nim nie zapominaj.
Dziewczyna
kiwnęła niepewnie głową. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna
się w sobie zamykać, ale nie potrafiła inaczej. Od kiedy znaleziono ją w lesie,
czuła się inna. Nikt nie rozmawiał z kwiatami, nikt nie podzielał jej zainteresowań.
Wszyscy dookoła nazywali ją dziwaczką. To sprawiło, że wolała zachowywać
większość myśli dla siebie. Ona sama nie miała o sobie zbyt dobrego mniemania.
Przez większość czasu czuła się niepewnie w towarzystwie. To dziwne, że ten gruby
mur między ludźmi a nią ostatnimi czasy się skruszył, była jednak pewna, że
wobec zdarzeń, które miały ostatnio miejsce, już nigdy całkowicie nie pęknie.
Z
głębokiego zamyślenia wyrwał ją krótki, dziewczęcy okrzyk. Podniosła wzrok i
zetknęła się z uśmiechniętą księżniczką Vesalią ubraną w szmaragdową suknię z
głębokim, niemal zawstydzającym dekoltem. Zapewne odwzajemniłaby w stonowany
sposób tą radość, ale nagle spostrzegła, że u jej boku znajduje się książę
Villane. Gdyby nie Alienore, która chwyciła ją pod ramię i zmusiła do dalszej
podróży, zapewne stanęłaby jak wryta na samym środku korytarza, budząc tym
samym podejrzliwość dostojników, którzy otaczali przyszłego króla.
Soleil
nie potrafiła oderwać wzroku od księcia. Patrzył się na nią z tym paskudnym
uśmiechem wyrażającym triumf, a ona nawet nie wiedziała, jak może na to
zareagować. Z jej ciałem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nagle straciła dech,poczuła
się słabo, zupełnie jakby zaraz miała zemdleć, a do oczu napłynęły gorzkie łzy.
Gdyby nie Alienore, która mocno trzymała ją za ramię, a także Vesalia, która do
niej zagadała, zapewne skończyłoby się to omdleniem.
–
Słyszałam, że nadal chorujesz – powiedziała niepewnie księżniczka, która
przystanęła w odpowiedniej odległości od niej, jakby się bała, że może ją czymś
zarazić. – Mam nadzieję, że szybko poczujesz się lepiej, w końcu już za dwa
tygodnie nasz ślub. – Szeroki uśmiech rozszerzył ładną twarz arystokratki. –
Liczę na piękne kwiaty!
Dziewczyna
uśmiechnęła się niemrawo, a potem lekko ukłoniła. Księżniczka odwzajemniła
ukłon, a potem uniosła rogi sukni i podeszła do Villane’a, który zdążył je
wyminąć. Najwyraźniej nie chciał czekać na swoją narzeczoną.
–
Och, dlaczego jesteś taki niekulturalny?! – krzyknęła za nim Vesalia, tupocząc
prędko swoimi niewygodnymi pantofelkami. Przyzwoitka, która stąpała u boku
dziewczyny, cicho skarciła ją za zachowanie nieprzystojące damie. Księżniczka
zdawała się jej jednak nie słuchać. – Nigdy na mnie nie poczekasz!
Kiedy
arystokraci zniknęli z pola widzenia, Soleil zakręciło się w głowie. Alienore
powstrzymała się od głośnego okrzyku wyrażającego zaskoczenie. Złapała
dziewczynę, kiedy ta leciała w kierunku posadzki. Szybko poklepała blady
policzek, próbując ją ocucić. Wyglądała na przerażoną, ale nie chciała robić
niepotrzebnego chaosu.
–
Soleil, już wszystko w porządku. Odeszli. Proszę cię, nie mdlej – powtarzała
drżącym z niepokoju głosem, w którym pobrzmiewała rozpacz.
Kwiaciarka
pokiwała niemrawo głową, starając się postawić trzeźwy krok na posadzce.
Oddychała powoli, aby dostarczyć swojemu organizmowi odpowiednią dawkę tlenu. Chociaż
fiolet przysłonił jej tymczasowo wzrok, w końcu wróciła do świata żywych.
Obeszło się bez wzywania pomocy.
–
Chyba powinnyśmy wrócić do twojej komnaty…
–
Nie! – wymsknęło się kwiaciarce. Spojrzała spanikowana na Alienore, którą
zdziwiła jej gwałtowność. – Proszę cię, Alienore… Ja muszę wyjść na zewnątrz!
Potrzebuję powietrza. Powietrza i słońca. Nie mogę dłużej tu siedzieć. Nie
mogę, kiedy wiem, że… że w pobliżu… w pobliżu… – Soleil zaciągnęła się
gwałtownie powietrzem, czując, że znowu zaczyna tracić oddech.
–
Już, spokojnie – powiedziała cicho opiekunka, obejmując ramieniem dziewczynę. –
Nic się nie dzieje. Jesteśmy teraz same. Nie zamierzam zabraniać ci wychodzić
na zewnątrz. Myślę, że dobrze ci to zrobi. – Kobieta posłała podopiecznej
smutny uśmiech.
–
Dziękuję – odpowiedziała niemrawo Soleil, ocierając z policzków łzy. Pierwszy
szok związany ze spotkaniem księcia minął. Teraz zaczynała szczerze współczuć
młodej Vesalii tego, że miała poślubić tak bezlitosnego i okrutnego człowieka.
A przecież była w niego taka wpatrzona! Gdyby się dowiedziała, jaką krzywdę
wyrządził kwiaciarce, zapewne jej postrzeganie
przyszłego męża gwałtownie by się zmieniło…
Dziewczyna
z wdzięcznością przyjęła od Alienore chusteczkę.
Pogoda
była dzisiaj piękna. Słońce mocno świeciło, a wiatr delikatnie owiewał twarze
spacerujących po ogrodzie ludzi. Właśnie w takiej temperaturze Soleil
najbardziej lubiła pracować. Tym razem opiekunka nawet nie starała się założyć
na głowę dziewczyny kapelusza. Wiedziała, że potrzebowała ciepłych promieni,
aby odżyć. Lgnęła do nich jak kwiat. Chociaż Alienore patrzyła na to wszystko z
krzywym uśmiechem, starała się nie
odzywać, aby dodatkowo nie stresować młodej kwiaciarki. I tak już wystarczająco
dużo przeżyła. Los zdecydowanie nie był dla niej litościwy… Miała tylko
nadzieję, że oszczędzi jej kolejnych zawirowań.
–
Chodźmy do szklarni – odezwała się cicho Soleil, chwytając kobietę za dłoń. –
Obiecałam idrysom, że się u nich pojawię, pewnie się niepokoją moją
nieobecnością. Muszą być na mnie złe. – Dziewczyna zmarszczyła czoło. – Czasami
są strasznie kapryśne.
Alienore
tylko się uśmiechnęła. Przyzwyczaiła się już do tego, że jej podopieczna miała
przedziwne zdolności. Czasami naprawdę myślała, że kwiaciarka szepcze do
kwiatów swoje największe tajemnice. To z pewnością coś, czego większość ludzi nigdy
nie zrozumie. Ona już nawet nie próbowała, po prostu to akceptowała.
–
Słyszysz to? – spytała niepewnie Soleil, przystając na środku ogrodu.
–
Co takiego?
Obie
spojrzały na biegnącego w stronę zamku posłańca. Wymachiwał w górze dłońmi i
coś wykrzykiwał. Nie mogły go usłyszeć. Takie rzeczy przenosiły się jednak
drogą pantoflową przez innych ludzi, którzy spacerowali nieopodal ogrodu.
Pierwszym, co kwiaciarka i opiekunka usłyszały, były okrzyki zaskoczenia, a
także rzewny płacz jakiejś kobiety. Obie domyśliły się, że musiało stać się coś
naprawdę złego.
–
Biada nam! – powiedziała starsza arystokratka, która siedziała na ławeczce tuż
za różanymi krzewami.
–
Dlaczego? Co takiego się wydarzyło? – spytała niepewnie Soleil, nachylając się
tuż nad przestraszoną jej obecnością kobietą. Pewnie w normalnych
okolicznościach Alienore by ją skarciła za takie zuchwalstwo, a starsza dama
nakrzyczała na nią, że mało nie doprowadziła jej do zawału, ale obie były na
tyle przejęte, że tego nie zrobiły.
–
Król nie żyje! – odpowiedziała ze łzami w oczach kobieta. – Ponoć to jakaś
trucizna! Och, biada nam, biada. To nastąpiło zdecydowanie zbyt szybko! Co
teraz z nami będzie? Nikt się tego nie spodziewał! Przecież już mu się
polepszało!
Soleil
wyprostowała plecy i zesztywniała.
Król
nie żył. Został otruty.
O nie – pomyślała przerażona,
przykładając dłoń do ust. Była zbyt spanikowana, aby zapłakać. Ogrom myśli
spadł na nią jak potężna, kamienna pięść, która chciała roztłuc kruchą czaszkę.
To przecież była jej wina. Dlaczego nie domyśliła się, że książę Villane
potrzebował trucizny, aby uśmiercić własnego ojca? Cały czas sądziła, że go
kochał, tak samo jak jego młodszy brat, Blaise. Wolała nawet nie myśleć, kto
padnie ofiarą zabójczych zamiarów przyszłego następcy tronu, ale teraz już to
wiedziała…
Popełniła
ogromny błąd. Lepszym rozwiązaniem byłaby ucieczka, niż sporządzanie
zdradliwego napoju, który miał uśmiercić władcę Chavelln. Gdyby tylko o tym
wiedziała… Gdyby tylko się tego domyśliła! To ona ponosiła za to
odpowiedzialność. To przez nią Blaise będzie cierpiał. Jak teraz miała spojrzeć
mu w twarz? Jak miała spojrzeć w twarz wszystkim ludziom w kraju, którzy
ubolewali nad tą stratą? Teraz nie było osoby, która mogłaby powstrzymać bezlitosnego
następcę tronu. Villane Cardarielle wkrótce zostanie koronowany. I już nikt nie
ucieknie przed jego władzą.
Kwiaty
o wszystkim wiedziały. Dokładnie ją obserwowały, kiedy wybierała się za mury
zamku. Widziały również, co ze sobą przyniosła. Czarne płatki zwiastujące
śmierć. Teraz krzyczały do niej ogłuszająco, obwiniając za to, co się stało. Nienawidziły
jej. Gardziły nią. A ona nie mogła tego znieść.
Przyłożyła
dłonie do głowy, wydając z siebie cichy jęk. Alienore spojrzała na nią z
niepokojem. Chciała spytać, czy dobrze się czuje, ale zanim to zrobiła, Soleil
uklęknęła na trawie, ukrywając głowę w kolanach.
–
Ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam – powtarzała do siebie, płacząc. –
Proszę, wybaczcie mi. To… to nie tylko moja wina! Zostałam zmuszona! Przepraszam!
Opiekunka
wymieniła zdziwione spojrzenie ze starszą damą. Żadna z nich nie rozumiała
dziwnego zachowania kwiaciarki. Wyglądała, jakby coś ją opętało.
–
Co się dzieje, Soleil? – spytała ostrożnie Alienore, pochylając się nad
dziewczyną. Kiedy położyła dłoń na jej ramieniu, ta gwałtownie ją odtrąciła.
–
Nie! – krzyknęła, patrząc na nią w przerażeniu. Zanim opiekunka cokolwiek
zdążyła zrobić, kwiaciarka zerwała się do biegu. Nie zastanawiała się, czy
kobieta ruszy za nią w pogoń. Po prostu pędziła przed siebie, nawet nie unosząc
rogów sukni, co było powodem do częstego potykania się o zbyt długi materiał.
Nie myślała nad tym, gdzie ucieka. Po prostu poczuła, że chce znaleźć się
daleko, daleko od zamku. Nie mogła już dłużej słuchać tych jęków rozpaczy!
Czuła, że jeszcze chwila i jej głowa eksploduje od natłoku głosów, a także
poczucia winy. Nawet jeżeli dusiła się od braku tlenu w płucach, wciąż biegła
przed siebie, aby o wszystkim zapomnieć.
Nogi
odmówiły jej posłuszeństwa dopiero na łące, daleko od zamku. Wtedy to padła
kolanami prosto w ziemię, a potem przytuliła twarzą trawę. Nie podnosiła się z
niej przez najbliższe godziny, na przemian dusząc się i płacząc. Nieznajome
kwiaty starały się dowiedzieć, co takiego jej dolega, ale ona nie odpowiadała.
W końcu nadeszła noc, a wraz z nią spokój, chłód i cisza. Wtedy Soleil zdała
sobie sprawę z tego, że nie może tutaj zostać. Musiała zmierzyć się z konsekwencjami
swoich czynów. Zmierzyć się z tym, czego nigdy sobie nie wybaczy.
Przewróciła
się ociężale na plecy i spojrzała w kierunku rozgwieżdżonego nieba. Samotna łza
spłynęła po bladym policzku.
Jedyne,
czego teraz chciała, to zobaczyć Blaise’a. Szkoda tylko, że już nigdy więcej
nie będzie mu mogła spojrzeć w twarz jako przyjaciółka. Nie wtedy, kiedy
okazała się być największą zdrajczynią w kraju…
Ciesze sie ze ruszylas z seria bo dawno nic z Szeptow Kwiatow nie czytalam, szczegolnie ze ostatnio do zamku powrocil Blaise :) wiedzialam ze opiekunka rano ich nawiedzi, ale grzeczne byly z nich dzieciaki, nie miala sie o co martwic. Sadze ze mlody ksiaze doskonale zdaje sobie sprawe co czuje do niego kwiaciarka, aczkolwiek nie chce tego wykorzystywac, sam tez cos do nie czuje, ale czy wystarczajaco aby zminic jej zycie? Nadal zachwyca mnie dar jaki posiada Soleil czyli moc rozmawiania z kwiatami, jest to tak uroczo wplecione w cala historie. Biedna dziewczyna przeszla taka tralme i kazde wspomnienie o zlym ksiecu sprawia ze wracaja do nie te straszne chwile :( juz prawie zapomnialm o tym, ze Soleil sporzadzala trujace eliksyry dla zlego ksiecia, smier krola to straszne,a musialo to sie wydarzyc. Tak strasznie szkoda mi dziewczyny i ta nienawisc w jej strone, kwiaty powinny ja znac i wiedziec ze nie mila wyjscia. to sie faktycznie sprawy pokapikowany i z Blaisem i z jej zyciem w zamku.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńUuu, taka pobudka to mnie rozśmieszyła :D uwielbiam tę relację Soleil i Blaise'a, bo wciąż nie jest ona jednoznaczna i po prostu na ten moment jest urocza. Cieszę się, że Sol ma wokół siebie ludzi, którym na niej zależą i którzy prawdziwie tęsknią.
Uch, księciunio. Nie znoszę go, nie cierpię, a za jego postawę pełną wyższości mam coraz większą ochotę zdzielić go w ryj łopatą. A później zakopać.
O szlag. Jak to: król nie żyje?! Nie! Sol, nie możesz się obwiniać aż tak, byłaś zastraszana! Kwiaty też powinny to dostrzegać.
Uch, wstrząsnął mną ten tekst. Aż się boję, co będzie dalej.
Pozdrawiam.