W tej części dzieje się dużo, ponieważ wiele musiałam ukazać, aby udowodnić prawdziwość cytatu. Trochę się namęczyłam z tym tekstem i nawet musiałam sobie stworzyć plan, czego zwykle nie robię, aby wszystko ułożyło się tak, jak powinno.
Stanęła na rozdrożu dróg, a ściślej mówiąc, zmuszono ją, aby się na nim znalazła. Utraciwszy wszystko, co było jej bliskie, wszystko, co znała i kochała, pozostała na tych ziemiach sama sobie, w świecie, którego nie rozumiała. Konieczność wyboru wywierała na nią ogromną presję – uczucie, które do tej pory było jej obce. Nie wiedziała, jak sobie z nim poradzić. Z jednej strony wizja ucieczki od odpowiedzialności i rozpoczęcia życia z daleka od tych wszystkich leśnych demonów, zdawała się jakże kusząca opcją. Z drugiej zaś, lekcje jej dziadków pozostawione w jej świadomości i wzory zachowań – powinność i pomoc w potrzebie, nie dawały o sobie zapomnieć. Teraz gdy znała część prawdy o swoim dziedzictwie, nie mogła pozostać obojętna na przyszłość tego miejsca, choć tak bardzo chciała wynieść się gdzieś, gdzie nawet nie słyszano o takich stworzeniach, a magia była obecna tylko w dziecięcych bajkach.
Za plecami słyszała głosy. Wzmożona dyskusja Leszego, Wiły i magicznych wilcząt wyrwała ją z rozmyślań. Spojrzała na nich przez ramię. Mimo że nie rozumiała, co mówią – ponieważ nie używali języka uniwersalnego – to czuła napięcie wiszące w powietrzu. Opadało na jej ramiona, wywołując gęsią skórkę, lizało ją po karku, mrożąc krew w żyłach. Nagle demony zamilkły i spojrzały na wymęczoną dziewczynę.
– Czas się kończy Elisso, już nie dużo go zostało – wymruczało magiczne wilczątko. Nie były to jego słowa, tłumaczył jedynie słowa swojego króla, Leszego. – Musisz podjąć decyzje. Jak najszybciej.
Dziewczyna zamarła w bezruchu. Czuła się rozdarta w środku. Wiedziała, że jej wybór zaważy na życiu wielu istnień. Nie chciała wybierać, chciała po prostu zniknąć.
Leszy zamruczał groźnie, był zniecierpliwiony i rozgniewany niezdecydowaniem dziewczyny. Sam jego wygląd wywoływał u niej strach i choćby z tego powodu nie chciała podjąć pochopnej decyzji. Nie chciała, żeby jej plany na przyszłość definiowane były przez zastraszenie, chciała być w pełni świadoma tego, co zadecyduje.
Ponownie usłyszała w umyśle głos swojej ciotki – „Każdy twój wybór ma znaczenie”. Wspomnienia opanowały jej świadomość. Kolejne co przyszło jej do głowy to słowa babki Dominique – „Masz w sobie więcej magii, niż nie jedno stworzenie żyjące w tych lasach”. Wszyscy przez ostatnie tygodnie wpajali jej, że jest jedną z nich, że jeśli zjednoczy się z leśnymi demonami, one będą ja chronić przed niebezpieczeństwem. Nie wiedziała, jakie zagrożenia mogą czyhać na nią w tym kabalistycznym świecie, ale miała świadomość, że jeśli odejdzie, nikt nie pomoże jej w potrzebie.
– Podjęłam decyzję – zaczęła. – Pomogę wam odnowić czar, a wy pomożecie mi odnaleźć matkę. – W jaskini zawrzało od rozmów stworzeń. Nikt dotąd nie stawiał warunków królowi lasu.
Na początku król nie odpowiedział nic. Zapadła pełna napięcia cisza. Szczenięta chyba wyczuwały nastrój Leszego, gdyż położyły po sobie uszy. Wiła cofnęła się parę kroków, a Echo, które wcześniej spoczywało na porożu króla w towarzystwie małych ptaszków, uciekło w zacieniony obszar jaskini.
Leszczy zamruczał, a Agat przetłumaczył niemal szeptem:
– To nie będzie takie łatwe.
– Wystarczy mi mała pomoc, informacje, plotki na jej temat, jakakolwiek podpowiedz, gdzie powinnam zmierzać.
– Więc chcesz odejść?
– Tak… ale po odnowieniu czaru. Wy będziecie bezpieczni, a ja… – Sama nie wiedziała co się z nią stanie, gdy opuści las. Czy wtedy również będzie mogła liczyć na pomoc i ochronę demonów? Chyba będzie musiała się przekonać czy wdzięczność króla lasu ograniczy się do tutejszych rejonów.
– Zgoda. – Agat przetłumaczył słowa króla. – Pomóż nam odnowić czar, a my pomożemy tobie znaleźć jak najwięcej wskazówek odnośnie twojej matki, Laventin Wittan.
Elissa kiwnęła głową w geście porozumienia.
– Od pożaru nie powracałam do Osady Elissium, warto sprawdzić, czy księga w jakiś sposób nie ocalała. W naszej rodzinie wszystko jest możliwe. – Zdecydowała odwiedzić raz jeszcze i zapewne po raz ostatni swoje dawne miejsce zamieszkania. Miała nadzieję, że nie zastanie jedynie spopielonego drewna i stosu kamieni.
Król znowu postanowił podzielić się swoją opinią.
– Zabierz ze sobą lupus magica. – Agat tłumacząc, popadł w zachwyt. – To my. – Dodał od siebie.
– Lupus magica? – Elissa przeanalizowała to słowo i po chwili nabrało sensu, wszak były to magiczne wilki. – Wyruszymy zaraz.
Stojąc na obrzeżach osady, skamieniała na widok zapadniętego dachu i częściowo powalonych ścian domostwa. Lęk powrócił do niej, jak duch wywołujący uczucie chłodu. Malachit trącał ją nosem, dodając odwagi. Szczenięta mimo swoich zdolności nadal potrzebowały obecności lidera. Żaden z nich nie wyszedł na przód, aby poprowadzić stado. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Gdy dotarła do zgliszczy, jej naszyjnik zaczął lśnić. Ogarnęło ją przerażenie, gdyż ostatnim razem błyszczący kamień oznaczał zbliżające się kłopoty. Rozejrzała się dookoła, ale w pobliżu nikogo nie było widać. Postanowiła sprawdzić, czy cokolwiek przetrwało pożar. Stąpała powoli po na wpół strawionym drewnie. O dziwo kominek nadal stał na swoim miejscu, podtrzymując jedną ze ścian. Nie chciała się do niego zbliżać, obawiając się poruszenia konstrukcji. Półki na książki były totalnie spalone, nie miała czego tam szukać. Stąpała ostrożnie, a mimo to co chwile potykała się o kruche pozostałości na pogorzelisku. Gdy pod jej stopą złamała się naruszona deska podłogowa, pod spodem ukazały się metalowe drzwiczki. Elissę zdziwił ten widok, gdyż nie wiedziała nic o schowku pod podłogą. Dłońmi odgarnęła zniszczony parkiet. W drzwiczkach znajdował się otwór, zapewne na klucz, ale coś mówiło dziewczynie, że nie chodzi o zwykły wytrych. Nachyliła się niżej, a naszyjnik wiszący na jej szyi został przyciągnięty do otworu, zupełnie jakby złączyły się dwa magnesy. Pasował idealnie. Elissa pociągnęła za rączkę, która zwolniła mechanizm. Drzwiczki się odblokowały, a zamek wypuścił kamień z naszyjnika.
Uniosła właz, a jej oczom ukazały się kamienne schody i ciemne pomieszczenie. Była to piwniczka, która od początku musiała znajdować się pod domem. Chciała zejść, ale było tam strasznie ciemno.
– Lucis spatio – wyszeptał Agat, jakby czytając Wittance w myślach.
Rozświetlona para wydostała się z jego pyska i pofrunęła wprost do podziemnego, sekretnego miejsca. Natychmiast schody, jak i reszta pomieszczenie rozświetliła się blaskiem porannego słońca. Zeszła na dół zaraz ze swoimi towarzyszami, którzy pewni siebie zbiegli do podziemi, sprawdzić, czy znajduje się tam coś, co mogłoby ich zainteresować.
Ta piwniczka nie wyglądała jak typowa spiżarnia. Pod ścianami stały regały zamykane na przeszklone drzwiczki. Na środku stały trzy skrzynie – skórzane, ze wbitymi srebrnymi ćwiekami tworzącymi literę W. W regałach poukładane były, jakby na pokaz malutkie urządzenia. Elissa nie miała pojęcia czym one są, ale była pewna, że mogą jej się przydać, więc pozbierała drobne elementy i włożyła do lnianego worka. Malachit położył łapę na jednej ze skrzyń, spoglądając znacząco na Wittankę. Do tej pory nie próbował się z nią porozumiewać w języku uniwersalnym, jak czynił to Agat.
Dziewczyna podeszła do kufra i otworzyła go powoli. W środku znajdowała się lampa naftowa, niewielka i całkowicie czysta w środku. Zapewne nigdy nieużywana.
– Powinnam ją wziąć? – zapytała zmieszana. Na co malachit szczeknął. Uznała to za potwierdzenie.
– Otwórz wszystkie – podpowiedział Agat.
Tak też zrobiła. W kolejnej znalazła księgę o leczniczych właściwościach elementów natury. Nagle ją olśniło. Dziadek Tomand opowiadał jej często o właściwościach ziół, kryształów oraz olejków. Zapewne wiedzę swą czerpał właśnie z tej książki. Stała się dla niej bardzo cennym znaleziskiem, ale jak dotąd nie odnalazła księgi zaklęć. Podeszła do ostatniej skrzyni. Wilczki stanęły po jej bokach, dysząc szybko. Dziewczyna otworzyła ją, a w środku znajdowała się legendarna księga rodu Wittanów, z wyszytym złotą nitką napisem „Magam Wittan”. To musiało być to.
Ogarnęła ją ekscytacja, ale i nieznośne napięcie. Cóż teraz ma uczynić? Czy będzie wiedziała jak odnowić czar? Usiadła na podłodze i położyła księgę na kolanach. Wzięła kilka głębokich wdechów. Agat zamruczał, wyczuwając niepokój. Otworzyła księgę na pierwszej stronie. Przepiękne ilustracje fauny i flory dekorowały obrzeża stronic. Tekst napisany był w nieznanym jej języku. Spojrzała pytająco na Agata, ale ten pokiwał przecząco głową. Pierwsze strony nie były wyjątkiem. Cała księga napisana była w jakimś starożytnym języku. Nic jej nie da to odkrycie, skoro nie będzie potrafiła z niego korzystać.
– Czy wasz król potrafi to odczytać? – wypytywała magiczne stworzenia.
– Król zna język lasu – zaczął Agat. – Ten język nie jest mu znany… ale jest człowiek, który żył w tych lasach już sto lat temu. Znał wiele języków i nauczył się również języka lasu. Od dawna już tutaj nie przebywa.
– Chyba już nie żyje, skoro mieszkał tutaj tak dawno temu – zmartwiła się Elissa.
– Żyje. – Co do tego Agat był przekonany. – Zdobył wiedzę o długowieczności. Jeśli pan lasu go przywoła, druid stawi się na wezwanie.
– A więc to druid. – Dziewczyna schowała księgę do worka i zarzuciła go sobie na plecy. – Musimy wracać.
Elissa powróciła do siedziby Leszego z dobrą wiadomością. Księga została odnaleziona, ale nikt nie był w stanie jej odczytać. Król nie miał innego wyboru, jak posłać Wiłę po druida Raghnalla, mężczyznę żyjącego na tych ziemiach, jeszcze zanim dziadkowie Wittanki zamieszkami ją jako młoda para. Doremide i Tomand także mieli okazję poznać Raghnalla, gdy ten odwiedzał króla lasu wiele lat temu. Nie robił tego zbyt często, a samo odnalezienie mężczyzny graniczyło z cudem. Leszy nie był cudotwórcą, miał za to rzeszę sprzymierzeńców oraz tysiące oczu i uszu obserwujących, co działo się dookoła.
Wiła została wysłana na przeszpiegi. Może ktoś słyszał o obecnym miejscu zamieszkania druida, może nawet korzystał z jego usług. Dopytywała mieszkańców lasów, bagien, łąk oraz magicznych stworzeń żyjących w miastach. Te ostatnie potrafiły przybrać ludzkie kształty, dzięki czemu nie wyróżniały się ponad przeciętnego mieszkańca wioski. Ludzie mówili dużo, plotka wędrowała między ich domostwami, karczmami i domami uciech z szybkością pumy pojącej na zwierzynę. Wiła zasięgnęła języka wśród mimików żyjących w sąsiednich wioskach i miastach. Jeden z nich zwany również dopplerem, słyszał, jak rozmawiano w karczmie o słynnych druidzkich nalewkach. Co prawda nie zachwalano ich właściwości leczniczych, a moc, z jaką zawracały w głowie, ale niejednokrotnie pojawiło się imię Raghnalla. To był trop, który należało wykorzystać.
Wiła postanowiła spotkać się z dopplerem w lasach nieopodal miasta Cedra. To właśnie tam mimik usłyszał imię Raghnalla w trakcie zawiłej rozmowy dwóch mieszkańców. Nie sądził, aby wiedzieli gdzie dokładnie go znaleźć, ale może byliby w stanie pomóc nakierować Wiłę na miejsce ich ostatniego spotkania.
– Pamiętasz, co to byli za ludzie? – dopytywała się białowłosa istota. Jej cera była równie blada, a poszarpana perłowa suknia powiewała na wietrze.
Gdyby ludzie zobaczyli ją w tych lasach, uznaliby, że jest duchem. Wiły były bardzo rzadko spotykane w tej formie, wolały przyjmować kształty zwierząt, jak konie, sowy czy jastrzębie. Zwykle rozgniewane przybierały postać, jaką obecnie miała, rozmawiając z dopplerem.
– Tak… To stali bywalcy karczmy Pod Obuchem. Znalezienie ich nie będzie problemem. – Doppler był pewny siebie. Do tej pory nikt nie rozpoznał w nim istoty magicznej. – Mogę ich wypytać, skąd znają druida i gdzie spotkali go po raz ostatni.
– Gdyby znajdował się w tych lasach, wiedziałabym o tym – odparła, jakby w zamyśleniu Wiła. – Jeśli poznamy miejsce ich ostatniego spotkania, będę mogła wypytać okolicznych mieszkańców. – Miała na myśli oczywiście magiczne stworzenia. Ta wiła rzadko zadawała się z ludźmi, choć inne panny, które zmarły młodo i w owe stworzenia zostały zamienione, często lgnęły do ludzi, tęskniąc za dawnych życiem.
– Dowiem się jak najwięcej i powrócę jutro w to samo miejsce, o tej samej porze.
Tego samego dnia mimik przybrał postać jednego z kupców, który kilka godzin temu opuścił miasto w poszukiwaniu darmowych zdobyczy. Nic tak nie zasilało kupieckiego asortymentu jak dobytek zaatakowanych przez wilki, bagienniki, południce czy też utopce. Ofiarom już się one nie przydadzą, a kupiec może dać przedmiotom nowe życie.
Wchodząc do karczmy, nie zwrócił niczyjej uwagi. Usiadł w najdalszym krańcu gospody. Obserwował pijących piwa i wina mieszkańców. Sam także zamówił sobie kufel najtańszego trunku. Nie miało to dla niego znaczenia, gdyż i tak nie pijał alkoholu. Po około godzinie do karczmy weszli wyczekiwani mężczyźni. Zamówili po dwa kufle miodowego piwa i usiedli nieopodal dopplera. Wystarczająco blisko, aby słyszał wszystkie ich rozmowy. Sącząc swoje trunki, narzekali na kiepską jakość alkoholu, aż wspomnieniami w końcu wrócili do nalewek. Zmiennokształtny uznał, że to idealny moment, aby z nimi porozmawiać. Najpierw jednak podszedł do baru i poprosił o najlepszy trunek.
– Co to za siki do cholery! Prosiłem o najlepszy trunek! Moja babka robiła lepsze nalewki niż to, co macie tutaj – oznajmił karczmarzowi, po upiciu łyka podanej mu nalewki. Reakcja nie została niezauważona przez równie zawiedzionych jakością popitek mężczyzn.
– Panie! Chodź no tutaj! – Dwaj mężczyźni machali rękami do dopplera. – Paskudne pomyje tu dają, nie?
– Czy nie ma już miejsca, w którym mógłbym się napić porządnej nalewki, takiej co by mnie z nóg zmiotła? – Doppler usiadł przy ich stoliku.
– Była taka nalewka… Kupiliśmy jedną butelkę od takiego jednego… no… druida. – Wspominki się zaczęły od nowa. – Kawałek drogi stąd. Co ja bym dał, żeby znów się jej napić.
– A dawno ją kupiliście? Może druid nadal tam jest? – wypytywał o szczegóły.
– Nie dawno. Jakieś dwa tygodnie temu. Ale my go przypadkiem spotkaliśmy. Nie wiemy gdzie mieszka. – Mężczyzna podparł głowę na dłoniach. – A druida nie łatwo znaleźć, jeśli nie chce być odnaleziony. Eh.
– A gdzie go przypadkiem spotkaliście? Może będę mógł pomóc? – zachęcał ich do wyznań.
– To było na drodze w kierunku Hinderlandów. Wiecie panie, takie góry wznoszące się w pizdu wysoko, co tam kozice tylko nosa zadzierają.
– Tak. Wiem, gdzie to jest. Umówimy się tak, że jak znajdę druida to flaszkę wam kupie i oddam za grosze, gdy będę w tych stronach ponownie. – Obaj mężczyźni uradowali się na tą wiadomość, jak dziecko na widok lizaka.
Wiła dostała dokładne wytyczne, gdzie szukać Raghnalla. Rozniosła wieści w okolicznych lasach, łąkach oraz jeziorach. W końcu jedna z nimf wodnych zgłosiła się do niej z informacją o miejscu, w którym jeszcze wczoraj na własne oczy widziała druida. Była to jaskinia, nieopodal której spływał wodospad. Wiła udała się tam niezwłocznie i tak jak się spodziewała, spotkała w środku sprzymierzeńca króla lasu.
– Czekałem na ciebie – odezwał się druid. Zauważył również zdziwienie Wiły. – Wiem, że wypytywałaś o mnie okoliczne demony.
Wiła kiwnęła głową.
– Pan lasu cię wzywa, wielki Raghnallu. – Wiedziała, że należy okazać szacunek tak długo żyjącemu przedstawicielowi Celtów. Jego mądrość i doświadczenie były nie do przecenienia. – To kwestia życia i śmierci, cały magiczny las jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Druid nie zadając pytań, wstał ze skały, na której odpoczywał.
– Prowadź.
Skały rozstąpiły się z hukiem, otwierając wrota do podziemnego królestwa. Promienie słońca oświetliły zgromadzonych wokół tronu. Leszy przywitał druida w języku lasu. Mężczyzna z długą siwą brodą podpierał się drewnianą laską. Na głowie miał umieszczone małe poroże, około trzyletniego daniela. Na szyi nosił rzemyk, na którym zawieszone były trzy kamienne runy. Elissa siedząca na posłaniu wraz z Agatem i Malachitem, przyglądała się mężczyźnie. Przez chwile porównywała go do Leszego i zastanawiała się, czy wielkość noszonego poroża, oznacza ważność w hierarchii lasu. Przez myśl przeszło jej nawet, że Raghnall jest demonem tak samo, jak wszyscy obecni w sali tronowej. Jak to możliwe, że żył tak długo?
– Czy to księga, o której mi mówiono? – zapytał mężczyzna, odwracając się twarzą do dziewczyny.
Elissa ściskała rodzinny skarb w ramionach.
– Tak. Sądzę, że znajdziemy w niej czar magicznej osłony lasu. Ale… cała księga jest zapisana w nieznanym dla wszystkich języku. – Dziewczyna podała księgę druidowi z lekkimi obawami.
– Niech spojrzę. – Raghnall zaczął przeglądać zapiski. – Tak. Tak jak sądziłem. Księga zapisana jest w pradawnym języku echońskim. Miałem już z nim do czynienia. Dziwne, tak drogocenna księga w rękach człowieka?
Elissa opuściła głowę i zaczęła się zastanawiać czy druid nie został powiadomiony o jej magicznym pochodzeniu. Może tak było lepiej.
– Czy jesteś w stanie odnaleźć potrzebny nam czar? – zapytała, unosząc wzrok.
– Hm… Jeśli tu jest, to go znajdę. – Druid badał kolorowe ilustrację i przerzucał stronicę za stronicą. – Tutaj. – Wskazał palem na ilustrację kopuły namalowanej na pergaminie. Wewnątrz znajdowało się zapisane zaklęcie.
Elissa obserwowała Raghnalla, ale postanowiła się nie odzywać. Miała wrażenie, że ma o niej złą opinię, a może po prostu lekceważył ją ze względu na pochodzenie.
– Czy możesz spisać nam to zaklęcie z najdrobniejszymi szczegółami w języku uniwersalnym, sławiony Raghnallu? – Wiła postanowiła przejąć tę konwersację.
Mężczyzna odwrócił się do demonki, która w ręce trzymała pergamin i pióro. Mruknął z dezaprobatą, jakby ta mała czynność nie była godna takiej znakomitości jak on.
– Chodź tu dziecko – zwrócił się do Elissy. – Ja ci podyktuję, a ty zapiszesz wszystko ładnie i czytelnie. Tylko niczego nie pomyl.
Wittanka wstała i przejęła pióro z pergaminem od Wiły. Usiadła na kamieniu, po czym wbiła wzrok w druida. Ten podyktował jej bardzo powoli słowo za słowem. Na początku chyba zdziwił się, że dziewczyna tak szybko pisze. Wśród wieśniaków oraz mieszkańców małych miasteczek, pisanie i czytanie nie zawsze było rozpowszechnione tak jak wśród bogatszych sfer. Niewątpliwie sądził, że Elissa jest przedstawicielem niższej warstwy społecznej.
– Teraz wystarczy znaleźć potrzebne składniki oraz poczekać do kolejnej pełni księżyca. – Dziewczyna wstała i podała pergamin z zaklęciem Leszemu.
– To już za cztery dni. Księżyc zaokrągli się w swym kształcie za cztery dni – zasugerował Agat.
– Zdążymy, prawda Elisso? – Wiła zwróciła się do dziewczyny, sugerując druidowi, że jest ona bardzo ważną częścią tego zaklęcia.
Elissa kiwnęła głową i obradowała Wiłę życzliwym uśmiechem. Starała się zachować optymizm, ale we wnętrzu czuła frustrację i przygnębienie zarazem. Druid podszedł bliżej Wittanki i nachylając się ku niej, zapytał:
– Czego taka dziewczynka jak ty, szuka w leśnym królestwie? Nie spotkałem zbyt wielu ludzi, którzy zdecydowali się pomóc demonom ani istotom magicznym? Dlaczego ty to robisz? – wypytywał ją z niedowierzaniem.
– Od urodzenia mieszkałam w pobliżu lasu. Nie wiedziałam do tego momentu, że czar chroni las, ale jeśli przestanie, to wiele istnień będzie w niebezpieczeństwie. – odpowiedziała bez większych szczegółów.
– To bardzo szlachetne z twojej strony, większość ludzi by się odwróciła, a nawet wykorzystała zaistniały fakt i sprzedała informację do łowców potworów.
– Nie jestem jak większość ludzi! – oznajmiła z siłą w głosie. – Nie mam nikogo, żadnej rodziny, ani przyjaciół. Oni zaopiekowali się mną i obiecali chronić, nie mogę się teraz od nich odwrócić i zostawić na pastwę losu. – Po części Elissa skłamała, ale po części powiedziała, co naprawdę leżało jej na sercu.
Czuła się samotna, ale na pewno nie była sama. Magiczne stworzenia stały się jej rodziną, jedyną, na jaką mogła liczyć i miała tego świadomość. Nie miała obowiązku zwierzać się druidowi z powodów swojej obecności, ale dobrze wiedziała, dlaczego tutaj jest. Mimo że rozumiała tak mało, to miała ochotę wstąpić w świat magii i magiczny stworzeń właśnie w ich towarzystwie.
Z przyjemnością zatopiłam się w świecie magii i czarodziejskich stworzeń. Szczególnie ukochałam małe wilczątka. Niezbyt wiele dowiaduje się o Elissie. Nie jest do końca człowiekiem, bo jest związana z magią. Mowa też o jakimś pożarze jej poprzedniego domu. Czyżby jej matka zginęła w tym pożarze? Chyba nie, skoro pragnie ją odnaleźć. To wspaniałe, że troszczy się o swoich towarzyszy w pierwszej kolejności i przez to fajniesz odwołuje się do tematu, że w chwilach próby dowiadujemy się kim naprawdę jesteśmy i co się dla nas liczy. Jak zwykle jestem pod wrażeniem wielości i różnorodności wykreowanych istot. Mam wrażenie że to typowe dla wykreowanych przez Ciebie uniwersów. Mam nadzieję, że dowiem się wkrótce co stało się z matką Elissy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWszystkie istoty, z wyjątkiem magicznych wilków, pochodzą z wierzeń słowiańskich.
UsuńO, kurczę! Zdziwiłaś mnie tą długością! Zazwyczaj piszesz trochę krótsze opowiadania. Ale to bardzo dobrze. Długie historie mają w sobie mniej pośpiechu, a i niekiedy większą pasję.
OdpowiedzUsuńZ tym rozdrożem dróg to raczej rozdroże by wystarczyło, bo wiemy, że chodzi o drogę. To taka moja mała, nic nieznacząca uwaga, ciii.
Lupus magica fajnie brzmi :D. W ogóle tak czytam, czytam i mam wrażenie, że emanuje z tej historii jakaś taka słowiańska, magiczna atmosfera. Lubię ten klimat. Jest przyjemny. Dużo dają tutaj opisy. Widać, że się wciągnęłaś, bo jakoś inaczej się to czytało niż zwykle. Tylko to zakończenie zaś takie urwane. Już ci wspominałam, że mam trochę problem z twoimi zakończeniami, bo rzadko mi brzmią jak takie postawienie konkretnej kropki. Jednak dłuższy tekst dużo zrobił dla tej historii. No i jakoś druida polubiłam!
~SadisticWriter
W KOŃCU!!! niestety nie dane mi było za jednym podejściem przeczytać, ale, W KOŃCU MI SIĘ UDAŁO!!! Wybacz że tyle to trwało.
OdpowiedzUsuńJestem pod dużym wrażeniem, świat coraz bardziej rozbudowany, coraz więcej w nim słowiańskości, coraz więcej wiemy, ale to nie sprawia, że jest mniej tajemniczy. Czerpiesz pełnymi garściami z poganskich wierzeń i bardzo mi się to podoba. Akcja jest napięta, dużo się dzieje, dużo postaci mniej i bardziej magiczny, ale wszystko przedstawiasz stopniowo, nie ma szans się pogubic. Leszy budzi grozę, druid respekt. Ciekawe czy zainteresuje go bardziej Elissa. Na pewno wyczuwa niezwykłość jej aury.
Stylistycznie jest bardzo dobre. Miałabym zaledwie parę uwag na tak długi tekst i to w większości subiektywnych.
Historia dla mnie coraz lepsza się staje. Coraz mocniej postrzegam ja jako powieść, nie tylko opowiadanie.