W "Tworząc armię" (do
znalezienia w [Seriach]) opisałam czarnoksiężnika, który mógłby zaszkodzić
Ikariemu. Pora, by Gniew zdał sobie sprawę z zagrożenia, które nadchodzi.
Mimo chęci, mimo tego, iż czułem ból
na samą myśl o pozostawieniu Rosario samej w siedzibie Stróżów, musiałem po
kilku dniach ją zostawić, by sprawdzić, jak radził sobie Cyrk. Kiedy się
żegnałem, pozostawiając ukochaną zatopioną w myślach, Barthomolew Webb obiecał
mi, że będzie miał na nią oko i nie dopuści, by coś jej się stało, nim zacznie
się proces. Jakoś mu nie wierzyłem, ale nie było wyjścia, naprawdę musiałem
dowiedzieć się, czy u moich dzieciaczków wszystko w porządku, sprawdzić, czy
nie przesadziły z mordowaniem i że wszyscy są zdrowi, gotowi do kolejnych
występów w nowych miejscu.
Gdybym wiedział, co na mnie czeka w obozie, wracałbym do niego z innymi uczuciami, a tak szedłem trochę stęskniony – ostatnio dość dobrze poznałem tę emocję – i ciekawy. Nie byłem jasnowidzem, a jak się miało okazać, ta moc byłaby dla mnie swojego rodzaju pomocą.
– Cześć, dzieciaczki! – zakrzyknąłem, zjawiając się na placu między namiotami. – Tęskniliście za mną?
Zgromadzeni na placu cyrkowcy, dotychczas zajęci swoimi obowiązkami, przerwali na chwilę te czynności i spojrzeli na mnie, milcząc. Może nie spodziewałem się – nie oczekiwałem? – przyjęcia powitalnego, ale liczyłem na jakąś żywszą reakcję, a nie, że nawet akrobaci nie przerwą tworzenia ludzkiej piramidy i się przywitają.
Na szczęście był Kurt, mój mały, niezastąpiony, samozwańczy asystent, który podbiegł do mnie z uśmiechem na dziecięcej twarzy.
– Panie Ikari, wrócił pan! – Po jego zachowaniu byłem pewien, że rzuci się na mnie z uściskami, na szczęście w porę się opamiętał. – Miło pana widzieć! Jak się miewa panienka Rosario? Wszystko z nią w porządku?
Kurt był jedyną osobą w całej tej morderczej brygadzie, która również słownie okazywała swoją troskę, innym wystarczyły same czyny. Lubiłem to w nim, choć czasami było irytujące.
– Jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, to nie jest ranna, jednak z psychiką nie jest najlepiej. Do tego czeka nas sąd, ale spokojnie, wyciągniemy ją z tego. – Rozejrzałem się wokół siebie i przyjrzałem uważnie wszystkiemu, na co, natrafił mój wzrok. – A jak u was? Działo się coś dziwnego podczas mojej nieobecności?
Cisza ze strony cyrkowców trwała nadal, co było nudne, ale i zastanawiające. Fakt, zazwyczaj nie byli dość rozmowni, ale chociaż odpowiadali na zadane im pytania. Teraz milczeli jak jeden mąż, a ja nie byłem w nastroju, by ciągnąć ich za język.
Spojrzałem na asystenta.
– Kurt?
Przywołany nie mógł uciec, ale było widać, że nie na rękę mu to, iż zwracam się akurat do niego. Odwzajemnił spojrzenie i westchnął.
– Nie wydarzyło się nic złego, zabiliśmy tylko jedną osobę i nawet ją pogrzebaliśmy! – Wow, naprawdę oszczędzili mi kawał roboty. – Byliśmy grzeczni, naprawdę!
Uniosłem lewą brew.
– To dlaczego zachowujecie się tak, jakbyście mieli na sumieniu co najmniej zniszczenie świata?
Każdy z cyrkowców wyglądał jak kot, który właśnie szykuje się, by czmychnąć tam, gdzie nikt go na razie nie złapie, dopóki sam nie zechce wrócić.
Świdrowałem Kurta wzrokiem, aż się ugiął i z kieszeni swojej przydługiej marynarki wyciągnął pomiętą i otwartą kopertę.
– To przyszło do pana przed trzema dniami. Przepraszam, ale rozerwała się, kiedy głowiliśmy się nad tym, czy od razu ją panu dostarczyć, czy może zostawić na stole w pana wagonie. Niech pan go przeczyta, a my wracamy do obowiązków.
To trochę dziwne, że inni go posłuchali, bo raczej na tego mikrusa mało kto w ogóle zwracał uwagę poza występami, ale tak się stało. Wszyscy się rozeszli, więc i ja poszedłem do siebie, gdzie szybko zapoznałem się z treścią listu i dałem się zaskoczyć.
Papier opadł na podłogę, a ja zapatrzyłem się w ścianę, czując nie tylko swój gniew, ale też lęk i chłód, jakie ta wiadomość miała przynieść.
Mój starszy o kilka miesięcy kuzyn, jedyny członek rodziny, któremu nie ukradłem mocy, bo to mogłoby mnie zabić, właśnie wybierał się do mnie w odwiedziny. A z nim cała armia powstałych z grobu.
Zaskoczony ukryłem twarz w dłoniach.
– Samuke – wyszeptałem. – Przepraszam, że o tobie zapomniałem.
Kuzyn nadchodził, a ja wiedziałem jedno – przyszła pora szykować się na wojnę, o której w czarnoksięskim świecie jeszcze pzez długi czas będzie głośno.
Na wojnę, z której niekoniecznie wyjdziemy żywi.
Gdybym wiedział, co na mnie czeka w obozie, wracałbym do niego z innymi uczuciami, a tak szedłem trochę stęskniony – ostatnio dość dobrze poznałem tę emocję – i ciekawy. Nie byłem jasnowidzem, a jak się miało okazać, ta moc byłaby dla mnie swojego rodzaju pomocą.
– Cześć, dzieciaczki! – zakrzyknąłem, zjawiając się na placu między namiotami. – Tęskniliście za mną?
Zgromadzeni na placu cyrkowcy, dotychczas zajęci swoimi obowiązkami, przerwali na chwilę te czynności i spojrzeli na mnie, milcząc. Może nie spodziewałem się – nie oczekiwałem? – przyjęcia powitalnego, ale liczyłem na jakąś żywszą reakcję, a nie, że nawet akrobaci nie przerwą tworzenia ludzkiej piramidy i się przywitają.
Na szczęście był Kurt, mój mały, niezastąpiony, samozwańczy asystent, który podbiegł do mnie z uśmiechem na dziecięcej twarzy.
– Panie Ikari, wrócił pan! – Po jego zachowaniu byłem pewien, że rzuci się na mnie z uściskami, na szczęście w porę się opamiętał. – Miło pana widzieć! Jak się miewa panienka Rosario? Wszystko z nią w porządku?
Kurt był jedyną osobą w całej tej morderczej brygadzie, która również słownie okazywała swoją troskę, innym wystarczyły same czyny. Lubiłem to w nim, choć czasami było irytujące.
– Jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, to nie jest ranna, jednak z psychiką nie jest najlepiej. Do tego czeka nas sąd, ale spokojnie, wyciągniemy ją z tego. – Rozejrzałem się wokół siebie i przyjrzałem uważnie wszystkiemu, na co, natrafił mój wzrok. – A jak u was? Działo się coś dziwnego podczas mojej nieobecności?
Cisza ze strony cyrkowców trwała nadal, co było nudne, ale i zastanawiające. Fakt, zazwyczaj nie byli dość rozmowni, ale chociaż odpowiadali na zadane im pytania. Teraz milczeli jak jeden mąż, a ja nie byłem w nastroju, by ciągnąć ich za język.
Spojrzałem na asystenta.
– Kurt?
Przywołany nie mógł uciec, ale było widać, że nie na rękę mu to, iż zwracam się akurat do niego. Odwzajemnił spojrzenie i westchnął.
– Nie wydarzyło się nic złego, zabiliśmy tylko jedną osobę i nawet ją pogrzebaliśmy! – Wow, naprawdę oszczędzili mi kawał roboty. – Byliśmy grzeczni, naprawdę!
Uniosłem lewą brew.
– To dlaczego zachowujecie się tak, jakbyście mieli na sumieniu co najmniej zniszczenie świata?
Każdy z cyrkowców wyglądał jak kot, który właśnie szykuje się, by czmychnąć tam, gdzie nikt go na razie nie złapie, dopóki sam nie zechce wrócić.
Świdrowałem Kurta wzrokiem, aż się ugiął i z kieszeni swojej przydługiej marynarki wyciągnął pomiętą i otwartą kopertę.
– To przyszło do pana przed trzema dniami. Przepraszam, ale rozerwała się, kiedy głowiliśmy się nad tym, czy od razu ją panu dostarczyć, czy może zostawić na stole w pana wagonie. Niech pan go przeczyta, a my wracamy do obowiązków.
To trochę dziwne, że inni go posłuchali, bo raczej na tego mikrusa mało kto w ogóle zwracał uwagę poza występami, ale tak się stało. Wszyscy się rozeszli, więc i ja poszedłem do siebie, gdzie szybko zapoznałem się z treścią listu i dałem się zaskoczyć.
Papier opadł na podłogę, a ja zapatrzyłem się w ścianę, czując nie tylko swój gniew, ale też lęk i chłód, jakie ta wiadomość miała przynieść.
Mój starszy o kilka miesięcy kuzyn, jedyny członek rodziny, któremu nie ukradłem mocy, bo to mogłoby mnie zabić, właśnie wybierał się do mnie w odwiedziny. A z nim cała armia powstałych z grobu.
Zaskoczony ukryłem twarz w dłoniach.
– Samuke – wyszeptałem. – Przepraszam, że o tobie zapomniałem.
Kuzyn nadchodził, a ja wiedziałem jedno – przyszła pora szykować się na wojnę, o której w czarnoksięskim świecie jeszcze pzez długi czas będzie głośno.
Na wojnę, z której niekoniecznie wyjdziemy żywi.
Myślę, że Ola mi chyba wybaczy komentowanie z DK (znowu wygrało lenistwo związane z przelogowaniem). Ja już chyba byłam tutaj z każdym e-mailem. Mogę być człowiekiem o stu e-mailach, yoł.
OdpowiedzUsuńOhohoho. Już same twoje słowa wstępu wzbudziły we mnie takie: mruuuuu (dzisiaj cudownie wyrażam się o uczuciach).
"– Nie wydarzyło się nic złego, zabiliśmy tylko jedną osobę i nawet ją pogrzebaliśmy!" - huehuehue. Jakie uczynne dzieciaczki!WOOOOOOOO. No, powiem ci, że tekst konkret. Jestem tak bardzo ciekawa tej wojny, a już szczególnie kuzyna, że sobie tego nie wyobrażasz. W ogóle jestem ciekawa, czemu akurat moc tego ziomeczka miała zabić Ikari'ego? Może ma jakąś toksyczną :o? Nie no, ja to się martwiłam, że tekst będzie za mało przedstawiał, bo jest króciutki, a tymczasem jestem wniebowzięta i nie mogę się doczekać kolejnej części! :o No i jestem ciekawa, jak tam u Rosario. Komplikujesz im zycie! Tu rozprawa, tu kuzyn... Nic, tylko czekać.
~SW