Chronologicznie
poniższy tekst jest następstwem części “Przemiana Odmieńca”.
Tekst
krótki i sprawdzany na szybko.
Jego uśmiech był niepokojący. Miał w sobie niewypowiedzianą
groźbę. Znała ten wyraz twarzy doskonale, widziała go miliony razy wcześniej we
własnym lustrze. Grymas drapieżnika, który po raz pierwszy upoluje ofiarę. Mimo
że jego oczy przekazywały zgoła odmienne informacje, szczególnie łzy cieknące z
zewnętrznych kącików oczu, to Lili była pewna, że to wydarzenie zmieni wiele w
życiu Rosko. Czy stał się taki jak ona przez odebranie życia innej istocie? Czy
jedna sytuacja potrafi zmienić człowieka, złamać go psychicznie i poprowadzić
ku przepaści, czy też potrzebne są do tego lata niepowodzeń, cierpienia i
poświęceń, jak w przypadku Lili-Rose?
Rosko otarł twarz rękawem kurtki, po czym podpierając się o
głaz, stanął na chwiejnych nogach. Obszedł odmieńca dookoła, nie spoglądając na
niego, nie wyrażając krzty skruchy.
– Rosko? – wyszeptała dziewczyna, nadal klęcząc na ziemi.
– Musimy iść, po zmroku będzie ich
więcej – odpowiedział, lecz nie odwrócił się do niej, ani nie zatrzymał.
Lili podniosła się szybko z podłoża
i zmierzając w stronę Rosko, zatrzymała się na chwile przy martwym odmieńcu.
Uniosła dłonie równolegle i utworzyła znak trójkąta, łącząc czubki palców
wskazujących na górze i czubki małych palców na dole. Kciuki uniosła do góry.
Był to gest szacunku i błogosławieństwa, którego nauczyła ją matka. Obejrzała
się za przyjacielem, ale ten zniknął już za zakrętem. Nie chciała tracić go z
oczu, więc zerwała się, aby dorównać kroku towarzyszowi. Idąc obok, spoglądała
w szare oczy Rosko, starała się dostrzec w nich coś, co mogłoby jej powiedzieć,
jak się czuje. Jego spojrzenie było bez wyrazu, jak jezioro, w którym nie widać
dna. Nie wiedziała co powiedzieć, aby pomóc mu wyjść z tej rozpaczy. Jedyne co
mogła zrobić to być przy nim i pilnować, aby nie zapomniał, kim jest naprawdę.
Gdy zaczynało robić się ciemno, na
horyzoncie Rosko ujrzał osadę, a raczej je ruiny.
– Dzięki ci Etro – powiedział i
ruszył biegiem w stronę ruin.
Lili-Rose
nie podzielała uznania załóg bogini w tym, że dotarli do osady. Nie istniało
nic, za co mogłaby jej dziękować. Wręcz przeciwnie, z Etro wiązała zamianę w
l’Cie oraz wszystko, co po niej nastąpiło. Samotność, cierpienie, walkę i
ucieczkę. Stała się jednocześnie ofiarą i myśliwym, który wędrował przez życie
z góry zapisanymi ścieżkami. Była narzędziem i tym samym teraz stał się Rosko.
Zastanawiało ją tylko, w czym tym razem ma brać udział. Jaki wielki plan bogini
ma zrealizować i po cóż zamieszano w to jedną z najbliższych jej osób. Czy miał
uzupełnić zespół społecznych wyrzutków, czy też motywować do odpowiednich
wyborów?
Mądrze
byłoby ukryć się przed nocą – pomyślała dziewczyna. Rozejrzała się wokół,
po czym pognała do jednego z dwóch budynków, które nadal miały dość stabilne
konstrukcje. Gdzie okiem sięgnąć, szerzyło się zniszczenie. Lili wskoczyła
przez wybite okno do pomieszczenia. Aktywowała bransoletkę, którą nadal miała
na nadgarstku. Nie wiadomo, co kryło się w ciemnych zakamarkach budynku.
Wcisnęła znaki na srebrnej obramówce. W jej ręce zmaterializował się łuk z
magazynkiem pełnym neurostrzał. Były to małe igiełki zawierające neurotoksyny.
Nie zabijały celu, lecz obezwładniały go nawet na parę godzin.
– Rosko! – krzyknęła i z naładowanym
łukiem oczekiwała odpowiedzi. – Rosko! Jesteś tutaj?!
Wtedy zrozumiała, że przyjaciel
skrył się w drugim budynku. Dezaktywowała broń. Postanowiła rozejrzeć się za
jedzeniem i wodą. Mimo że nikogo obecnie nie było na parterze, to w starej
recepcji, w przegródkach na listy poukładane były butelki z wodą. Żadnego jedzenia. Czy był to swego rodzaju
schowek na wodę dla zamieszkujących te tereny? Było tak ciemno, że z łatwością
mogła przeoczyć czyjąś obecność. W worku przerzuconym przez ramię miała mnóstwo
gadżetów potrzebnych w podróży. Zrzuciła go na podłogę i zaczęła przeszukiwać.
Mogłaby przysiąc, że miała gdzieś pałki fluorescencyjne. Nagle usłyszała
trzask. Przestraszona ponownie aktywować łuk. Rozejrzała się dookoła,
namierzając pustkę. Była czujna, ale jednocześnie po omacku przeszukiwała torbę
za pałka. Gdy ją znalazła, uniosła ją do ust i złamała w zębach z powodu braku
wolnej ręki. Pomieszczenie rozświetliło się na zielono. Dziewczyna umieściła
źródło światła między sprzączkami w kurtce. Przeszukała pozostałości recepcji,
po czym udała się na kolejne piętro. Tam także nie było żywej duszy. Pozostał
jej jeszcze dach, stamtąd powinna zlokalizować Rosko. Stalowe drzwi
zatrzaśnięte były na amen, ale dotąd żadna przeszkoda nie była w stanie
zatrzymać Lili, dlatego i tym razem jedna z nich poddała się jej działaniu.
Lili kopnęła z całej siły w blachę, a ta wyginając się, naruszyła już porządnie
zardzewiałe zawiasy, które rozsypały się w kawałki. Drzwi runęły do przodu.
Otwarta przestrzeń nie oświetla się tak dobrze, jak zamknięte pomieszczenie.
Ciemnozielona poświata rozpływa się w powietrzu przed dziewczyną. Lili ponownie
namierzając łukiem, kroczyła do przodu, obserwując taras na dachu. Gdy
usłyszała kolejny trzask, naładowała broń neurostrzałami. Chwyciła łuk w obie
ręce i wypatrując niebezpieczeństwa w mroku, nasłuchiwała kroków przeciwnika.
Gdy w ciemnościach zobaczyła sylwetkę wysoką na prawie dwa metry, nacisnęła
spust, który uwolnił pocisk. Strzała przemknęła tuż obok postaci, wbijając się
w ścianę za jej plecami.
– Lila, co ty robisz. To ja! – Rosko
wrzasnął i upadł na ziemię, zasłaniając głowę rękami.
– Ależ mnie wystraszyłeś. Mogłam cię
sparaliżować. Skąd się w ogóle tutaj wziąłeś? Byłam na dole i nikogo nie
słyszałam.
– Byłem w drugim budynku – tłumaczył
Rosko. – Nic nie znalazłem, więc wszedłem na dach. Za moimi plecami jest kładka
zawieszona między budynkami. Tak się właśnie tutaj znalazłem. – Ostatnie zdanie
wymówił ze złością.
– To był przypadek, przepraszam.
– Lepiej trzymajmy się razem,
inaczej mogę skończyć jako jedna z twoich ofiar.
Gdy Lili to usłyszała, skrzywiła się,
ale przez ciemność Rosko chyba tego nie zauważył, tak przynajmniej sądziła.
Dopiero zauważyłam, ze twój tekst został doklejony :o. Od razu się zabieram do czytania!
OdpowiedzUsuńWiesz co? Złapałam się na tym, że próbowałam ułożyć z palców trójkąt tak samo, jak bohaterka XD. Chłopak patrzył na mnie jak na debila. Miał minę, jakby się zastanawiał, co za rytuały odwalam przed laptopem.
Naprawdę lubię twoje opisy. Są nieskomplikowane, dzięki czemu dokładnie można zrozumieć, o co chodzi, no i są takie plastyczne.
Czujność Lili jest przydatna. Bo mnie się coś wydaje, że w kolejnej części może się wydarzyć coś gorszego... XD w sumie tak ukradkiem na to czekam, muahahah. Fajny z nich duet. Niby tekst krótki i wiele się nie dzieje, a jednak człowiek jest usatysfakcjonowany czytaniem! Czekam na więcej c:
Super! Kilka tygodni temu dziwiłem się, że nie było opisu przeżyć Rosko po jego pierwszej ofierze, a w tym tygodniu nam to zaserwowałaś :D Bardzo się cieszę, to nadaje całości takiej prawdziwości ;) Co do samego tekstu, opisy są pierwsza klasa, z łatwością można wczuć się w klimat i wszystko sobie wyobrazić. Rosko mógłby bardziej uważać, bo stosuje jedno z pierwszych zasad horrorów - rozdzielmy się, co może pójść nie tak? XD Ale dobrze, że chociaż Lili jest czujna, bo coś czuję, że czekają ich niemiłe niespodzianki w ruinach. Czekam z niecierpliwością na kolejny tekst :D
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo, no, no, to już widać, że coś się z Rosko zadziało po tym zabójstwie. Może się wydawać, że niewiele zmieniło, ale jego zachowanie świadczy inaczej - jest wycofany, skryty (i to dosłownie!), we własnym świecie. Czuć w tym tekście, że nieodwracalnie historia została przeniesiona na inne tory, że relacja Lili i Rosko także nie będzie jak wcześniej. Świetnie wykreowany fragment, z plastycznymi opisami, które wprowadziły pewien niepokój, który odebrałam podczas lektury.
Budynki są opuszczone, jak wynika z oględzin, ale coś mi mówi, że to nie do końca prawda i wiele się wydarzy. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.