Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 19 maja 2019

[15] Life is a bitch ~SadisticWriter


Ostatnio wpadają mi do głowy dziwne pomysły. Opowiadanie szału nie robi, ale powiedzmy, że jakąś myśl ze sobą niesie. Zresztą… tytuł mówi sam za siebie.
P.S. Czysto hipotetycznie powinnam wyrażać się o drugiej bohaterce jako o postaci bezpłciowej, jednak ze względu na komplikacje słowne ładniej brzmiało mówienie o niej jako „ona”. Zresztą dziwka to ona, nie ono. Tak to ugryźmy.

***
W końcu ją dopadłam. Po latach uciążliwych poszukiwań, udało mi się przycupić dziwkę obok płonącego Notre-Dame – patrzyła na ten smutny krajobraz, szeroko się uśmiechając, zupełnie jakby bawił ją widok niszczejącej w płomieniach budowli. Na całe jej cholerne szczęście, udało mi się zobaczyć Notre-Dame, zanim jego dach posypał się jak popielny wiór, zdobiąc podłogę w gustowną szachownicę.
To ona ponosiła winę za to zdarzenie. Tak naprawdę ponosiła winę za każde złe zdarzenie, jakie aktualnie miało miejsce w obrębie Ziemi, ale nie każdy o tym wiedział. 
Nie tylko ja ją ścigałam. Ale tylko ja ją znalazłam.
– Błagam, nie rób mi krzywdy, to nie moja wina!
Prychnęłam z pogardą, kopiąc w bok krzesła, do którego przywiązana była moja długo wyczekiwana ofiara. Drewniana konstrukcja zachwiała się niebezpiecznie, gdy ta zaczęła wymachiwać w górze nogami. To całkiem zabawne widzieć tak ważną dla ludzkości osobistość, która panikuje na myśl o nadchodzącej karze. Jej strach napawał moje serce sadystyczną satysfakcją.
Zanim upadło na podłogę razem z krzesłem, zatrzymałam je brudnym czarnym trampkiem. Pochyliłam się ku niej, wgapiając się prosto w jej pozbawione barwy tęczówki. Stalowy błękit moich oczu niemal wypalał w jej czole dziurę.
– Co nie jest twoją winą? – spytałam przymilnie, przekręcając głowę w bok. Moje usta rozszerzyły się w psychopatycznym uśmiechu. – Wszystko na tym świecie to twoja cholerna wina. – Włożyłam dłonie do kieszeni czarnej szerokiej bluzy.
Huśtałam krzesłem w tył i wprzód, zapewniając mojej ofierze hardkorowe bujanie w kołysce. Miałam ochotę opuścić stopę w dół w momencie, kiedy będzie lecieć na podłogę, ale na razie musiałam się powstrzymać. Miałam inny cel.
– Błagam, zrobię wszystko, o co mnie tylko poprosisz. Wymarzę z twojego głowy wszystkie złe rzeczy, jakie się wydarzyły, przywrócę ci nawet zdrowie, tylko proszę, nie rób mi krzywdy! Musisz pamiętać, że taka jest moja rola! – krzyczała rozpaczliwie, plując toksyczną śliną wkoło. – Czynię zło, ale czynię także dobro! Poza tym potrafię być piękne! Piękne, niekiedy urocze, słodkie…
Nie wytrzymałam. Kopnęłam krzesło tak, że poleciało do tyłu wraz z zakładnikiem. Moja ofiara uderzyła głową o podłogę, głośno jęcząc.  
– Jest w tobie tyle uroku, co w martwej dziwce.
– Ale beze mnie byście nie istnieli! – zapiszczała, machając nogami jak żuczek, którego ktoś niecnie przewrócił na pancerz. Szkoda, że nie miała skrzydełek, aby stąd wyfrunąć. Tutaj była tylko nędzną kreaturą, która nie mogła stosować żadnych sztuczek.
– Gówno mnie to obchodzi – mruknęłam, podchodząc do leżącego na podłodze ciała. Jednym silnym ruchem dłoni przywróciłam je do pionu. Tym razem pochyliłam się jednak tuż nad jej twarzą. – Możemy dobić targu.
– O tak – zaśmiała się spanikowana. – Dobijmy targu. Czego sobie życzysz…? – Próbowała wyszukać w pamięci mojego imienia, ale ze zdziwieniem spostrzegła, że go nie zna. – Wymazałaś swoje imię. – Rozdziawiła usta. – Dlaczego?
– Nie twój zasrany interes – syknęłam, zaciskając dłoń na jej szyi. Dopiero kiedy zaczęła się dusić, jakby otrzeźwiała. Wtedy rozluźniłam uścisk.
– Powiedz mi, czego chcesz! Bogactwa?! Tak, na pewno bogactwa, wy zawsze go chcecie! Albo wolnego starzenia się! Albo… wiecznego życia! Ale tego ci nie dam, bo nie mogę! Życie nie na tym polega! – krzyczała spanikowana, krztusząc się i dusząc. – Wy ludzie jesteście zbyt krusi!
Zaśmiałam się głośno z nutą kpiny w głosie.
– Nie potrzebuję niczego dla siebie – mruknęłam od niechcenia, oddalając się od bezbarwnej istoty. Wyjęłam z kieszeni nóż i zaczęłam nim podrzucać. Jego ostrze błyszczało w słabym świetle rzucanym przez mrugającą żarówkę. Atmosfera w magazynie przywodziła na myśl scenerię z horroru klasy B. Z reguły się ich bałam. Chyba że sama je tworzyłam, to już inna sprawa.
– Więc… czego? – Zdziwiona postać posłała mi podejrzliwe spojrzenie. Najwyraźniej nie była to dla niej codzienna sytuacja. Przyzwyczaiła się już, że ludzie uchodzili za egoistów, dlatego nie mogła sobie wyobrazić, o co innego mogłabym je poprosić. Prawda była taka, że nie potrzebowałam niczego dla siebie. Ja już i tak byłam niemal martwa. Może nie fizycznie, ale psychicznie owszem.
– Odpieprz się od osób, które są mi bliskie. – Podsunęłam nóż pod gardło przerażonej ofiary. – Cofnij wszystkie śmiertelne choroby, daj im lek na ukojenie zszarganych nerwów, podaruj radość, aby aż do śmierci mogli cieszyć się spokojnym trwaniem w dobrobycie. Daj im pieniądze, aby mogli godnie żyć. I uśmiech, pieprzony uśmiech, którego tak im brakuje. – Gdy o tym mówiłam, w moich oczach zabłyszczały łzy, zanim jednak polały się po policzkach, zdążyłam wziąć głęboki, uspokajający wdech. Ktoś tak bezlitosny jak ja nie mógł pokazywać uczuć. Nauczyło mnie tego samo cholerne życie.
– A… ty?
– Ja? Ja przeżyłam już wszystko. Za każdym razem, kiedy chciałam ze sobą skończyć, chwytałaś mnie za dłoń i śmiałaś mi się w twarz, mówiąc: nie tym razem, a potem rzucałaś pod nogi kłody, o które co rusz się potykałam. Teraz już nie jestem człowiekiem – zaśmiałam się kpiąco, oglądając nóż z każdej strony. Miałam ochotę wbić go prosto w pierś bezkształtnej postaci, ale wiedziałam, że to nic nie da. I tak będzie wiodła w tym świecie bezwzględny prym. – Skoro nie mogę zadbać o siebie, zadbam o tych, na których naprawdę mi zależy. Bo teraz oni trzymają mnie przy tym beznadziejnym życiu, nic w zamian za to nie oczekując. Nie pozwolę, aby ci, którzy przedarli się przez ten pieprzony mur, zginęli. Rozumiesz?
– Nie. Nie rozumiem. Może dlatego, że nie jestem człowiekiem. – Postać przekręciła głowę w bok, nie spuszczając ze mnie czujnych oczu. – Wiesz, że nie mogę cofnąć czasu, prawda? Musisz rozmówić się z Przeszłością.
Przymknęłam powieki i uśmiechnęłam się do siebie ironicznie.
– Świetnie. Kolejne pieprzone lata spędzone na poszukiwaniu Sióstr Czasu.
– Dam ci rekomendację. – W górze rozległ się cichy świst. Przede mną pojawiła się mała biała karteczka. Zmrużyłam oczy, aby ją przeczytać, jednak nie było mi to dane. Szybko zwinęła się w rulonik i opadła na wyciągniętą dłoń. – Szybciej się do nich dostaniesz. Nie będziesz musiała tyle czekać.
– To coś w rodzaju skierowania od lekarza prowadzącego do specjalisty? – spytałam głosem przepełnionym sarkazmem. – Zielona karta na NFZ?
– Po prostu ją weź i mnie uwolnij! – zapiszczała nędzna kreatura, majtając nogami w górze.
Przewróciłam oczami. Chociaż bardzo chciałam, nie mogłam jej zabić. Bez niej świat przestałby istnieć, a ludzie uchodziliby za bezmózgie zombie bez uczuć, marzeń i lęków. Z drugiej strony może nie byłoby to takie złe? Stagnacja mogłaby się okazać zdecydowanie lepsza niż zwykły ludzki byt z całym tym cholernym bagażem skrajnych emocji. Osobiście nie miałabym nic przeciwko byciu pustą skorupą. Nie musiałabym wtedy niczego czuć.  
Podeszłam do mojej niewolnicy i nożem przecięłam linę, która zaciskała się na jej nadgarstkach oraz kostkach. Kiedy wreszcie przeniosła się do pionu, pomasowała obolałe miejsca i posłała mi ukradkiem złe spojrzenie. Wiedziałam, że sobie u niej nagrabiłam, ale kto by się tym przejmował? Tak jak wspominałam: przeżyłam już wszystko, więc przeżyję jeszcze więcej. A jeśli będę miała umrzeć, to po prostu to zrobię.
– Ach, mam dla ciebie jeszcze jeden mały prezent – rzuciłam, kiedy postać bez słowa skierowała się w stronę drzwi. Chyba nie była zadowolona, że musi przystanąć, a jednak to zrobiła. Zanim zdążyła się obrócić, niespodziewanie dostała ode mnie solidnym ciosem prosto w nos. – Ludzie powiadają, że życie to dziwka. I muszę się z tym niestety zgodzić. Jesteś dziwką. Jedną z najgorszych, jakie chodziły po tym świecie.
Postać zachwiała się, a potem posłała mi spojrzenie pełne grozy. Żałowałam, że nie miała w sobie ani grama krwi, bo oglądałabym teraz pewnie wyciekający z jej nosa wodospad czerwieni.
– Tym razem cię nie uratuję – syknęła.
– A ja uratuję ciebie jeszcze nieraz.


4 komentarze:

  1. Wiesz co? Nawet dobrze, że określiłaś płeć tejże istocie, bo jednak dzięki temu łatwiej to coś wyzywać, wyraźnie ukazując swoje niezadowolenie. Może to zawęża pole do popisu pod kątem kreatywnych obelg, ale i tak dalej sporo tego zostaje. No i – najważniejsze – mogłaś bez problemu zastosować przepiękny zwrot z tematu. Boże, jak ja czasami ględzę. Do rzeczy, Aleksandro/Ivy, do rzeczy!
    Podobał mi się motyw porwania tej mendy i ukazania jej bezbronnej, gotowej zrobić prawie (prawie, bo jednak nastąpiły pewne komplikacje, czyż nie?) wszystko, aby tylko ją uwolniono. Taka silna, taka niezwyciężona, a wystarczył jeden człowiek, by pokazać jej, jak bardzo się myliła. I to kuszenie dobrobytem... Na szczęście główna bohaterka pokazała jej, że jest mądrzejsza. Że nie jest egoistyczną pluskwą narodu. Pragnęła szczęścia bliskich jej sercu osób, samej nosząc ciężar wszelkiego zła i przeciwności losu. Sponiewierana, udowodniła, iż nie trzeba wiele, by zdobyć przewagę. A samo zakończenie tego niecodziennego spotkania... Kocham, kocham, KOCHAM! Mam nadzieję, że te osobistości jeszcze kiedyś się spotkają, bo kolejne stanięcie twarzą w twarz może nawet przybrać niespodziewany obrót!
    Dobrze napisane opowiadanie, gdzie – choć nie wszyscy na pewno się zgodzą – pokazałaś, że najbardziej doświadczeni w cierpieniu są w stanie poświęcić jak najwięcej, byle tylko innym żyło się lepiej. To poniekąd powtórzenie tego, co już powtarzałam, ale to jest tego godne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uaaa, tekst jest krótki, ale daje trochę do myślenia. Bujanie na krześle jak w kołysce mi się skojarzyło z jakimś horrorrem ;__; I to nawiązanie do płonącego Notre Dame! Naprawdę dobry tekst, pozdrawiam~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, troszkę, ale tylko troszkę przeszkadzały mi skaczące rodzaje :P Raz życie jest "tym" a raz "nią". I do Notre-Dame zmieniłbym też nią (to katedra, więc po prostu lepiej bym mi to brzmiało), ale to tylko moje zdanie, tak w sumie byleby się do czegoś doczepić. A teraz do samego pomysłu na opowiadanie - przekozak! Super pomysł, aby upersonifikować życie i zrobić je odpowiedzialne za wszystko, nawet za pożar Notre-Dame (swoją drogą, ekstra nawiązanie! I trochę smutek, bo nie widziałem jej przed pożarem na żywo. Jedynie w Assassin's Creed Unity). Główna bohaterka tak jakoś skojarzyła mi się z Van Helsingiem (tym granym przez Hugh Jackmana, hehe). I to chyba na tyle :P W każdym razie, podobało mi się, bardzo fajny klimat stworzyłaś w opowiadaniu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Świetny wstęp z tym Notre Dame :) Osobiście szybko przywykłam do tego, że trudno określić płeć Życia i rodzaje są różne, w ogóle nie rzutowało to na frajdę z lektury, jaką odczuwałam. Wow, to było świetne spotkanie z kimś, kto ewidentnie ma już niewiele do stracenia, dla kogo śmierć może być najlepszym rozwiązaniem, a Życiem, które nie jest dla ludzi miłe. Pomysł z tym, by był tu zakładnik i oprawca, niezwykle przypadł mi do gustu. Wykonałaś tu kawał genialnej roboty, szkoda tylko, że to krótkie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń