Ach,
jak ja czekałam, aż pojawi się Blaise. Od razu lżej mi się pisało! Teraz
powinno być fabularnie trochę lepiej. Mniej nudno. Blaise wszystko naprawia, bo
jak go tutaj nie kochać? Nie mogłam wpaść na tytuł rozdziału, ale stwierdziłam,
że jeśli wszystko krąży wokół Blaise’a, to idealnie się nada.
***
– O czym tak panienka
myśli?
Zdezorientowana Soleil
podniosła wzrok znad grządki, na której sadziła fioletowe idrysy. Swoją pracę wykonywała mechanicznie, bez
większego skupienia. Nie zwracała uwagi na otoczenie. Kiedy ujrzała ogrodnika
klęczącego obok niej, niemal podskoczyła z przerażenia. Przecież dobrze
wiedziała, że nie była w tym ogrodzie sama. Dlaczego więc się przestraszyła?
Czyżby ostatnie spotkanie z księciem wyczuliło ją na każdą nowopoznaną na zamku
osobę?
– Och, o niczym
szczególnym – odpowiedziała z niemrawym śmiechem, unikając wzroku starszego
pana. Jeszcze niedawno był do niej nastawiony negatywnie, po kilku dniach
okazało się jednak, że to całkiem miła i ciepła osoba, po prostu nieufna wobec
ludzi. – Te idrysy są naprawdę piękne. W życiu takich nie widziałam. –
Dziewczyna dla niepoznaki posłała panu Willy’emu niewinny uśmiech. – Musiałabym
panu pokazać te, które rosły wzgórzach
Laverne. Były piękne, ale wciąż małe i kruche.
– Cóż, to w końcu
królewski ogród, tu wszystko musi być najwyższej jakości. Taki jest rozkaz
księcia Villane’a – odpowiedział z ledwie widocznym skrzywieniem ogrodnik. Nie
obdarzył młodej kwiaciarki spojrzeniem. Najwyraźniej nie chciał okazać jawnej pogardy
potokowi Cardarielle’ów, za którym nie przepadał.
Tak naprawdę nikt nie
wyrażał się o księciu źle. Nikt nie wyrażał się również o nim dobrze. Większość
wypowiedzi zdawała się być mocno neutralna, zupełnie jakby wszyscy na zamku bali
się, że jeśli pisną choćby jedno złe słówko, zostaną straceni. W obecności
Villane’a Cardarielle wszyscy chodzili jak na szpilkach, byleby tylko nie zetknąć
się z jego gniewem. Soleil w ogóle się im nie dziwiła. Widziała się z
najstarszym synem króla tylko dwa razy, a drżała ze strachu przed myślą, że
znów mogła się z nim spotkać.
– Na szczęście dzisiaj
wraca książę Blaise – dopowiedział wesoło pan Willy.
Soleil słyszała już o
młodszym bracie Villane’a. Zamek aż huczał z radości, że po długiej
nieobecności wraca do swoich włości. Ponoć bardzo często opuszczał Chavelln. Ojciec
uczynił z niego dyplomatę – wykorzystywał jego zdolności do negocjacji z innymi
państwami. Ponoć wychodziło mu to zdecydowanie lepiej niż bratu, który nie był
cierpliwy, a tym bardziej ugodowy.
– Musi być dobrym
człowiekiem, skoro wszyscy cieszą się na jego przyjazd. – Soleil spojrzała z
uśmiechem na ogrodnika.
– O tak. Książę Blaise
jest naprawdę dobrym człowiekiem, w przeciwieństwie do… – Pan Willy znacząco
chrząknął, nie dokańczając zdania. Najwyraźniej przez chwilę się zapomniał. –
Nie jest to członek rodziny królewskiej w pełnym wydaniu. Wszystkim na zamku,
nawet służącym, każe mówić sobie po imieniu, co oczywiście nie podoba się jego
ojcu oraz bratu. Zna również wszystkie imiona pracowników zamku. Jeżeli komuś z
nas coś dolega, za chwilę przychodzi z pomocą. – Willy pochylił się
konspiracyjnie ku dziewczynie. – Wszyscy powiadają, że byłby dobrym władcą, ale
niestety urodził się siedem lat później niż jego brat. Poza tym sam twierdzi,
że nie chciałby nim być, ponieważ to zbyt ogromna odpowiedzialność. Uważa, że
książę Villane jest do tego bardziej… odpowiedni.
Soleil uklepała ziemię,
zapatrując się w idrysa, którego właśnie sadziła. Sama złapała się na tym, że
wyobraża sobie postać życzliwego Blaise’a.
Na jej policzki wszedł
delikatny rumieniec. Jeszcze go nie poznała, a już miała przed oczami jego miły
uśmiech. Chyba rozumiała ożywienie pracowników zamku. Wszyscy pragnęli zaznać
odrobinę radości wśród zimnych, kamiennych ścian, pomiędzy którymi przekradał
się mroczny cień Villane’a.
Kiedy kwiaciarka
skończyła swoją pracę, otarła wierzchem dłoni spocone czoło. Tak naprawdę nikt
nie kazał jej dzisiaj pracować w ogrodzie. Ona sama zaproponowała naczelnemu
ogrodnikowi pomoc, ponieważ nie potrafiła usiedzieć w komnacie z myślą, że za
ścianą znajdował się książę Villane, który w każdej chwili mógł ją wezwać do
siebie. Wśród kwiatów, zapachu ziemi i trawy czuła się bezpieczniejsza. Poza
tym nie miała na głowie nadgorliwej opiekunki, więc w spokoju mogła przemyśleć
pewne sprawy. Całe szczęście pan Willy miłował sobie spokój tak samo, jak i
ona.
Ledwie zdołała podnieść
się z kolan i otrzepać sukienkę, kiedy zawisnął na nią rosły cień. Zamrugała
nierozumnie oczami, wpatrując się w królewskiego wysłannika, który spoglądał na
nią z góry, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.
– Dzień dobry – przywitał
się grzecznie i pokłonił. – Książę Villane Cardarielle pragnie przekazać – już
przy tych słowach Soleil wstrzymała dech – że na nadchodzący bal musi panienka stworzyć
wiązanki kwiatów. Królewski dekorator ustalił, że mają być one w kolorze
błękitu z dodatkiem bieli, w liczbie nieprzekraczającej dwustu pięćdziesięciu
trzech. Czy to zrozumiałe?
– T-tak – odpowiedziała
zdezorientowana dziewczyna. Gdzieś wewnątrz poczuła wielką ulgę, że chodziło
wyłącznie o kwiaty, z drugiej strony wciąż była zdziwiona nagłym najściem.
Przecież do balu zostało kilka tygodni.
Wysłannik pokłonił się i
zniknął gdzieś za rogiem zamku, jakby niezwykle mu się spieszyło.
– Ten gamoń, Jerry,
zapomniał dodać, że musisz złożyć zamówienie na kwiaty u mnie – prychnął pan
Willy, podnosząc się z klęczek. Ze skrzywioną miną pomasował swój zmęczony
kręgosłup. Gdyby nie to, że król nie mógł znaleźć lepszego ogrodnika, pewnie
już dawno siedziałby na skraju lasu w starej chacie i odpoczywał. – Prosiłbym
cię, żebyś to zrobiła do jutra.
– Mogę to zrobić już
teraz – powiedziała z uśmiechem Soleil. – Nigdy nie byłam dobra w liczeniu, ale
myślę, że wystarczyłoby około sześciuset błękitników, pięćset śnieżnych
kołtunów i pięćset liści tetrysu. Może to i bal, jednak na cześć przybyłych na
zamek rzemieślników, więc wiązanki nie muszą być wykonane z przepychem, prawda?
Ogrodnik wzruszył
ramionami.
– To twoja decyzja. – Pan
Willy wygiął się w tył i spojrzał w stronę nieba. – Zamówienie przyjęte, więc
pozwól, że teraz pójdę odpocząć, bo mam już dosyć ślęczenia nad idrysami.
Jeżeli chcesz, możesz się rozglądać po ogrodzie. Ufam ci i wiem, że nie
narobisz szkód. – Ogrodnik mimo wszystko posłał dziewczynie nieufne spojrzenie.
Dla Soleil było to zrozumiałe. Ona sama posiadała za domem niewielkich
rozmiarów ogródek. Zawsze kiedy jej siostra lub brat chcieli w zastępstwie za
nią choćby podlać kwiaty, bardzo się o nie lękała.
Soleil kiwnęła delikatnie
głową. Chwilę później odprowadziła wzrokiem zmęczonego, starszego pana.
Cieszyła się, że mogła mu w jakikolwiek sposób pomóc. To poniekąd smutne, że w
ogrodzie królewskim było tak mało pracowników. Książę Villane powinien bardziej
dbać o panna Willy’ego, który odznaczał się niezwykłą troską wobec roślin.
Ponoć od czasu, gdy król zachorował, a jego młodszy syn wyjechał, panował tutaj
organizacyjny chaos. Najwyraźniej przyszłego władcy nie obchodzili jego
pracownicy.
Kwiaciarka
usłyszała ciche podszeptywanie. Ze zdziwieniem spojrzała na kwiaty.
–
Naprawdę sądzicie, że książę jest aż taki zły? – spytała z powątpiewaniem. –
Może po prostu zagubiony? – Zamyśliła się, a chwilę potem skrzywiła. – Dobrze,
dobrze, nie będę się z wami kłócić, w końcu wy mieszkacie tutaj dłużej. Ach,
jakie wy jesteście kapryśne! To chyba przez to, że mieszkacie w otoczeniu
arystokratów! – Soleil posłała nikły uśmieszek w stronę falujących na wietrze
roślin. Już chciała otworzyć usta, aby kontynuować dialog, kiedy tuż za nią
wyrosła opiekunka. Kiedy tylko usłyszała okrzyk wyrażający niedowierzanie,
wiedziała już, że dostanie reprymendę.
Z
uroczym i niewinnym uśmiechem złożyła ręce w podołku, a potem zwróciła się w
kierunku Alienore, która aż zaróżowiła się z oburzenia, mierząc ją z góry na
dół.
–
Drogie dziecko! – wykrzyknęła, od razu do niej podchodząc. W rękach trzymała
słomiany kapelusz, którego Soleil od dłuższego czasu unikała. Wolała wystawiać
głowę w stronę słońca niż chować ją przed, zdaniem Alienore, szkodliwymi
promieniami. – Jak ty wyglądasz?! To już czwarta suknia w tym tygodniu!
Przecież mówiłam ci, żebyś ubierała się w robocze! Patrz na te plamy u dołu!
Takiej panience jak ty nie wypada chodzić w zabrudzonych ubraniach! Od razu
widać, że klęczałaś na ziemi! – Opiekunka energicznym ruchem zaczęła otrzepywać
odzienie z ziemi, co jednak niewiele dawało w obecnym stanie. Ogromny kapelusz
wylądował na głowie dziewczyny, przez co ta wydała z siebie cichy jęk zawodu.
– Alienore, mówiłam ci
już, że słońce mi nie szkodzi, tylko pomaga, to naprawdę nie jest konieczne. –
Soleil chwyciła za rogi nakrycia, ale opiekunka jeszcze raz naciągnęła go na
głowę kwiaciarki.
– Tobie nigdy nic nie
szkodzi, kochana, a jednak chorujesz!
– Ale to nie wina słońca,
naprawdę. Ja po prostu mam tak od urodzenia. – Westchnęła z zawodem, czując, że
za chwilę się podda. Zawsze była uległa i nie potrafiła sprzeciwiać się
starszym od siebie osobom.
– Bez dyskusji, Soleil!
Przysięgłam księciu Villane’owi, że należycie się tobą zajmę!
– Ale naprawdę dobrze ci
to idzie i to bez kapelusza. – Kwiaciarka zaśmiała się nerwowo. Tym razem nie
odważyła się jednak chwycić za nakrycie głowy.
Kiedy Alienore wylewała
swoje żale, karcąc ją za nieprzystojące młodej damie zachowania, Soleil
spojrzała w bok, gdzie po kamienistej drodze stąpał lśniący, zadbany koń o
kasztanowych umaszczeniu. Pewnie by go nie usłyszała, ponieważ był naprawdę
cichy ze swoimi dostojnymi krokami, gdyby nie to, że głośno parsknął, jakby
chciał zwrócić na siebie jej uwagę. Uwagę Soleil zwrócił jednak ktoś inny –
osoba siedząca na koniu.
Błękitne oczy kwiaciarki
przecięły się ze spojrzeniem młodego mężczyzny, którego jasne zielone tęczówki
skrzyły się radośnie skąpane w słonecznych promieniach. Miał zdrową,
brzoskwiniową cerę, łagodne, wręcz chłopięce rysy twarzy i delikatne piegi na
nosie. Jasne brązowe włosy wyglądały na nieuczesane, choć równie dobrze mogła
być to sprawka niesfornego wiatru, który zerwał się niespodziewanie do biegu.
Ten sam wiatr zerwał z jej głowy słomiany kapelusz akurat w momencie, kiedy
obcy mężczyzna posłał jej szeroki uśmiech. Soleil odwróciła wzrok, patrząc w
górę za ulatującym ku słońcu nakryciu głowy. Podwijając suknię, pobiegła w ślad
za nim. Kiedy już go złapała, obróciła się w kierunku urodziwego młodzieńca,
który zdążył już odjechać w stronę zamku. Przed oczami miała tylko jego plecy,
a także uśmiech, który na stałe wwiercił się w jej umysł. Na policzkach poczuła
znajome ciepło.
Dopiero teraz
zorientowała się, że bezustannie trajkocząca Alienore w końcu skończyła swój
wywód, ponieważ zapanowała dziwna cisza. Ona najwyraźniej również zauważyła
nowoprzybyłego. Jej uśmiech świadczył jednak o tym, że musiała go znać.
– To był właśnie książę
Blaise.
***
Odkąd Soleil trafiła do
zamku, nie miała ochoty na jedzenie. Podczas kolacji z trudem wpychała w siebie
namiastkę jajecznicy, skrojone pomidory i bułkę. Choć Grace, jej znajoma
kucharka, nalegała, aby jadła więcej, po prostu nie potrafiła. Każdy kolejny kęs
sprawiał, że jej żołądek wprowadzał się w burzliwy stan, jak na morzu podczas
sztormu. Wiedziała wtedy, że to niebezpieczna granica, której przekroczenie
mogłoby się skończyć odruchem polegającym na zwróceniu niestrawionych resztek
jedzenia, a tego z pewnością nikt nie chciał oglądać.
Soleil udało się poznać
kilku nowych rzemieślników, ale tylko dlatego, że Devyn był bardzo otwartym
towarzyszem rozmów, który zawsze wciągał ją w dyskusję. Wszyscy ludzie byli
tutaj naprawdę mili, a atmosfera w jadalni często stanowiła zupełnie odwrotną
do tej, która panowała w całym zamku. Soleil nie była co prawda przyzwyczajona
do takich tłumów, ale w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie
– wolała tutaj siedzieć z osobami, które były bliższe jej sercu, niż leżeć w
zimnym pokoju przylegającym do komnaty księcia Villane’a. Ze strachu przed nim wychodziła
stąd jako jedna z ostatnich osób. To dlatego nigdy nie spieszyła się z
jedzeniem.
Kiedy zamyślona
kwiaciarka wpatrywała się w swój talerz, na salę weszła nowa osoba, która
została powitana okrzykami radości. Starsi pracownicy zamku stłoczyli się wokół
nowej postaci. Soleil nie musiała podnosić wzroku, aby dowiedzieć się, kto to
był. Domyśliła się tego po dźwięcznym śmiechu. Słyszała go pierwszy raz, a
jednak potrafiła przypisać ten dźwięk tylko do jednej osoby.
Książę Blaise, który
wzbudził zdziwienie nowych rzemieślników, ruszył swobodnym krokiem wzdłuż
stołu, przy okazji witając się ze starszymi kucharkami. Jedna z nich złapała go
czule za policzki i je potargała. Ci, którzy byli tutaj nowi, wstrzymali dech.
W końcu kto to widział spoufalać się tak z bratem księcia Villane’a? Blaise
najwyraźniej zdawał się tym nie przejmować.
– Schudłeś, chłopcze!
Chyba będziemy musiały się utuczyć!
– Nawet nie wiesz, Greto,
jak tęskniłem za waszym gotowaniem! Z całym szacunkiem, ale w Taellen podają
potworne jedzenie! – Kucharskie zgromadzenie zawtórowało uśmiechniętemu
Blaise’owi głośnymi śmiechami. Dzięki temu i nowi mieszkańcy zamku trochę się
rozluźnili.
Soleil złapała się na
tym, że od dłuższego czasu przygląda się najmłodszemu synowi króla. Była pod
wielkim wrażeniem, że znał imiona większości pracowników. Poza tym z ogromną
lekkością witał się z nowoprzybyłymi rzemieślnikami, z każdą małą grupką
zamieniając choć kilka słów. Nie miała wątpliwości co do tego, że książę Blaise
był niesamowitym człowiekiem. Być może to właśnie on pobudzi do życia cały
zamek, dzięki czemu nie będzie tu tak smętnie jak do tej pory?
Kwiaciarka cicho
westchnęła. Od dłuższego czasu gorąco panujące na sali dziwnie ją przytłaczało.
Całe ciało, a już szczególnie policzki, paliły ją, jakby znalazła się w pobliżu
buchającego na wszystkie strony płomieniami. Była już przyzwyczajona do
ciągłego i niespodziewanego chorowania, jednak z każdym kolejnym razem czuła
się coraz bardziej zmęczona. Miała już tego dosyć.
Kiedy podnosiła się z
ławy, wymieniła przypadkowe spojrzenie z Blaise’em, który właśnie rozmawiał z
Livią i kilkoma innymi zachwyconymi dziewczętami, chichoczącymi się zalotnie.
Książę wyglądał, jakby chciał ją zatrzymać, jednak Soleil tego nie zanotowała.
Teraz bardziej martwiło ją to, że czuła się słaba, niż to, że przebywał na sali
członek rodziny królewskiej, z którym powinna się przywitać. Nie chciała
zemdleć na oczach wszystkich tutaj zgromadzonych. Wolała zaczerpnąć świeżego
powietrza i zawołać Alienore, która na pewno przyniesie jej stosowne leki.
Nikt z wyjątkiem samego
księcia nie zauważył tego, że Soleil wyszła z jadalni. Wszyscy byli zbyt zajęci
sobą, aby przejąć się drobnym dziewczęciem, które usunęło się cicho w bok.
To
dobrze – pomyślała Soleil, przylegając plecami do drzwi. Teraz
przynajmniej mogła pobyć w odosobnieniu i naprawdę pooddychać. Okna na
korytarzu były otwarte, dzięki czemu jej twarz została przywitana chłodnym
powiewem wiatru. To pomogło zaledwie na chwilę, bo gdy oderwała się w końcu od
drzwi i ruszyła korytarzem do swojego pokoju znajdującego się kilka pięter
wyżej, poczuła jeszcze większe zawroty głowy. W duchu modliła się o to, aby nie
zemdleć.
Posuwając się ostrożnie
wzdłuż ściany, stawiała kolejne kroki. Przy okazji starała się łapać głębsze,
uspokajające oddechy. Musiała po prostu odnaleźć Alienore, która teraz zapewne
znajdowała się w pokoju gospodarczym i rozmawiała z innymi służącymi. To tylko
kilka kroków. Z oddali słyszała już głośne, kobiece śmiechy. Zanim jednak
sięgnęła ręką w stronę klamki, straciła całkowitą kontrolę nad ciałem. Nim
zdążyła się czegoś chwycić, opadła bezwładnie na dywan, nie wywołując przy tym
żadnego hałasu. Świat niebezpiecznie wirował jej przed oczami. Płuca wypełniał
ogień, który starał się przytłoczyć oddech swoją potęgą. Miała wrażenie, że
serce zaraz wybuchnie od pędu, który narzuciła gorąca krew – kłuło ją tak,
jakby ktoś wbił w nie ostry sztylet.
Z trudem przewróciła się na plecy. A może ktoś przewrócił ją na plecy? Gdy
spojrzała na rozmazujące się na suficie obrazy przedstawiające długowłose,
zwodniczo śpiewające nimfy, nagle pojawiło się nad nią kilka nowych twarzy. Nie
wiedziała, czy były wytworem jej wyobraźni, czy rzeczywistości. Raczej starała
się skupić na tym, aby złapać choć odrobinę tlenu do duszących jej oddech płuc.
Była pewna, że ktoś dotykał ją po rękach, głowie i szyi, nie zanotowała tylko
kto. Przed oczami wirowała twarz zmartwionej Grace, Livii i kogoś jeszcze.
Zanim całkowicie straciła przytomność, ujrzała tylko jasne zielone oczy, które
emanowały słonecznym ciepłem.
***
Przyjemne ciepło grzało
ciało zziębniętej kwiaciarki, która od kilku godzin leżała nieruchomo w łóżku.
Alienore pojawiła się przy niej tuż po upadku, ponieważ dosłyszała za drzwiami
podniesione głosy. Przez kolejne minuty obwiniała siebie o stan swojej
podopiecznej. W końcu mogła się jej dokładnie przyjrzeć – być może już
wcześniej wykazywała się jakimiś objawami. Zostawianie słabej i chorowitej dziewczyny
na pastwę losu w jadalni również nie było dobrym pomysłem. Gdyby tylko książę
Villane się o tym dowiedział, zapewne już straciłaby głowę…
Teraz stan młodej
kwiaciarki był już stabilny. Dostała leki na zbicie gorączki i leżała w łóżku
owinięta w gruby koc. Strużki potu spływały po jej czole, a usta były rozwarte
w cichej potrzebie łapania głębszych oddechów. Całe szczęście nie działo się z
nią już nic złego. Jutro powinna się już poczuć lepiej.
Alienore delikatnym
ruchem dłoni odgarnęła przyklejony do czoła blond kosmyk. Nawet gdy Soleil
spała, z twarzą czerwoną jak u dojrzałego pomidora, wyglądała pięknie. Nie
miała pojęcia, co musiałoby się stać, aby zatraciła cały urok, jaki ze sobą na
co dzień niosła. Alienore wcale się nie dziwiła, że książę Villane
zainteresował się szesnastoletnią florystką.
Soleil zamrugała oczami,
wydając z siebie cichy jęk. Opiekunka od razu się wyprostowała, wypuszczając z
płuc powietrze. Jej oczy zaszły łzami.
– Kochanie, już wszystko
w porządku – szepnęła do niej łamiącym się głosem. Wciąż obwiniała siebie o
całą tę sytuację. – Musisz mi wybaczyć. Powinnam przy tobie być. Na szczęście
wszystko skończyło się dobrze. To dzięki Grace, która zaniepokoiła się twoim nagłym
zniknięciem. Znalazła cię omdlałą na korytarzu i zaczęła krzyczeć. Ależ wtedy
zebrało się przy tobie zgromadzenie! I nikt nie wiedział, co zrobić! Dopiero
książę Blaise zdołał ich uspokoić, wziąć cię w ramiona i przynieść do pokoju.
Oczywiście od razu posłał po doktora. Od samego wspomnienia tego chaosu kręci
mi się w głowie!
Rozespana i osłabiona
Soleil słuchała tej opowieści tylko jednym uchem. Zdołała zanotować wyłącznie imię
księcia, który najwyraźniej jej pomógł. To takie zawstydzające! Myślała, że
pozna go w bardziej dostojnych okolicznościach!
– Książę Blaise był tu
przynajmniej trzy razy i cały czas dopytywał się, czy jest z tobą lepiej. Teraz
najwyraźniej poszedł już spać, ale kazał dawać znać, gdyby działo się z tobą
coś złego. On jest tak nieprawdopodobnie troskliwy, że nie mogę w to uwierzyć!
I pomyśleć, że jest spokrewniony z księciem Villane’em! Mam wrażenie, że nie
wyszli z tego samego łona…
Soleil zaśmiała się
słabo, na co Alienore lekko drgnęła. Szybko poprawiła kołdrę dziewczyny, zmieniając
zimny okład na jej czole.
– Śpij, kochanie. Musisz
teraz dużo odpoczywać.
Kwiaciarka kiwnęła lekko
głową. Wcale nie musiała długo czekać. Powieki przysłoniły oczy w przeciągu
kilku sekund, posyłając ją na długi czas prosto do krainy snów. Przed oczami
miała już tylko bezgranicznie zielone pola usiane słonecznym blaskiem. Pola,
które przypominały swoją barwą tęczówki Blaise’a Cardarielle.
No dobra... Nadrobiłam poprzednie części, to wzięłam się i za tą. I powiem ci, że dobrze, iż tak uczyniłam, bo jednak wiem znacznie więcej. A to pomoże przy konstrukcji tego komentarza. Także masło z Biedronki w dłoń i za ojczyznę, znaczy blogosferę. No!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo współczuję Soleil. Takie wieczne zmaganie się z chorobą nie jest niczym przyjemnym. Ja sama nie cierpię mieć gorączki przez parę godzin (zawsze ją zbijam lekami, jestem taka niedobra, batożę gorączkę, hadzyt!), a ta to dopiero ma przekichane. I jeszcze ten książę, co sobie myśli, że weźmie trochę masełka i w nią wjedzie, znaczy się uczyni z niej swoją kochankę. Czy on się z ch*jem na rozumy pozamieniał? Jasne, całe życie dostawał to, czego chciał, ale nie wydaje mi się, że uda mu się dobrać do naszej kwiaciarki. No, chyba że przewidujesz dla niej zupełnie inny scenariusz. Po Tobie można się wszystkiego spodziewać, także jestem też gotowa na zapoznanie się ze sceną gwałtu, gdzie... Dobra, o tym słodkim jak budyń waniliowy czynniku napiszę trochę później. :D
Ale nasza postać ma przepiękny dar! Rozmawianie z kwiatami? Cudo! Tak, tak, już wcześniej o tym wiedziałam (wspólne wymyślanie nazwy równa się ujawnienie pewnych szczegółów; i to wspomnienie, że robiło się z przyjaciółką, ooo. ��), ale trzeba to podkreślić. A dlaczego? Gdybym ja takowy dar posiadała, to by było wiecznie: te, Olka, o swojej dupie pamiętasz, żeby ją zapełnić, ale nas to już nie podlejesz? Na bank by tak było! Przecież Ty wiesz, że ja nie mam ręki do kwiatów. Przy mnie nawet te sztuczne prędzej czy później zwiędły. „Jak do tego doszło? Nie wiem!” – tak bym się wtedy tłumaczyła. :D
Jest zły książę, to też musi być jego totalne przeciwieństwo! No i się ukazało. A oto i on: seksowny, dobroduszny, miły, wspaniały, cierpliwy, wyrozumiały, hojny, bezinteresowny, ... Blaise. Co jak co, ale zdobył moje serce. A raczej to, co je imituje. Ajj, chciałabym takiego księcia w domu, chociaż czekaj... Z kim ja bym toczyła wojny na sarkastyczne teksty? Powiedz mi, że on w to umie. Błagam, błagam, błagam! Poratuj mnie, o pani, tą szlachetną wiedzą, bo inaczej ma dusza nie zazna spokoju! :D
No, to czekam na dalsze rozdziały. Czekam na rozwinięcie relacji między kwiaciarką a naszym cud, miód i orzeszki księciem oraz na jakieś wspominki o porzuconym rodzeństwie. Skoro już ich tak skopałaś po tyłkach, to weź ich tam kiedyś przywołaj. Daj znać, że nie spotkał ich ten sam los, co innych z familii, oki?
To by było na tyle w tym maślanym jak masło komentarzyku. Trzymaj się ciepło, wcinaj żelki bez opamiętania i... pisz dalej! Buahahahahaha! 3:>
Niech masło będzie z Tobą!
UsuńJa masłolę. Co to za linia wzajemnej adoracji, AleXandro?!
OdpowiedzUsuńWchodzenie księcia z masełkiem... OMFG. DLACZEGO MI TO ROBISZ. DLACZEEEEGO. JA NIE CHCIAŁAM TEGO WIDZIEĆ. A TERAZ MI SIĘ TO PO NOCACH BĘDZIE ŚNIŁO (to było nooocąąą~!).
Ola i kwiaty to dobry pomysł na historię. Serio. Kolejne opowiadanie na WAR. Tylko ich nie dręcz za bardzo. Bo ja kwiaty lubię. Takie wiesz... ALE KWIATY TO TY SZANUJ *głos Soleil zza kadru*.
Ja wiem, czy Blaise umie w sarkazm? Hmmm. Może jakby się postarał (słownik podpowiada: posrał, ale to mój słownik, wiadomo), to kto go tam wie? Do brata mógłby z sarkazmem wyjeżdżać. Takim... przymilnym, utajonym sarkazmem.
NIE. NIE DAM ZNAĆ. WSZYSCY ZGINĄ. I KONIEC, KUWA. BEZ LITOŚCI. JAKI MAM KUŹWA NICK?! NO WŁAŚNIE. DYS YS DI ANSER.
To są ŻELKOGALARETKI. HALOOO. I są najcudowniejsze na świecie. Bo żelki na ogół są niedobre. Ale żelkogalaretki? NAPADAŁABYM NA BIEDRONKĘ (ale nie po drodze). Poza tym jakbym je ciągle wpierniczała, to bym była klockiem, a już dzisiaj teściowa napchała mnie ciasteczkami owsianymi (BO NIBY KUWA NISKOKALORYCZNE).
Dobrze, że na koniec nie dodałaś niczego w stylu: lofffki i buziaczki. Bo mam traumę po twoim ostatnim komciu. Autentycznie przeszyły mnie dreszcze.
Dobra, koniec linii wzajemnej adoracji. Wykuwiaj spać! I dziękuję! Publicznie ładniejszych słów ci nie napiszę, bo wstyd, nie? Yoł.
Hej :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa całkowicie inny brat. Jak opiekunka mam wątpliwości, czy książęta wyszli od tej samej matki, tacy są różni w swoich zachowaniach, że ich pokrewieństwo jak najbardziej może budzić wątpliwości.
Miło, że seria dostaje kolejne części, bo mnie się ona naprawdę podoba. Jestem ciekawa, dlaczego Soleil choruje tak często. Jej pochodzenie chyba ma na to jakiś wpływ, dobrze myślę?
Jak zwykle zgrabne i plastyczne opisy, całość naturalna, akcja w swoim tempie idzie do przodu, nie ma tu przesady w żadnej kwestii. Znowu mnie kupiłaś.
Pozdrawiam.
Oho... Wyczuwam trójkąt miłosny :P Świetny tekst, bardzo plastyczny. Bez problemu jestem w stanie wyobrazić sobie korytarze zamkowe, ludzi tam chodzących i ten strach/mrok spowodowany obecnością Villane'a jak i radość/światło obecnością Blaise'a. Kurczę, ta seria ma w sobie klimat takiej dobrej baśni, ale nie takiej prostej bajeczki dla dzieci, bardziej takiej epickiej przygody, z morałem, głębszym znaczeniem i intrygami. No ogólnie bardzo przyjemnie się to czyta. I oby było tego jak najwięcej :D
OdpowiedzUsuń