Pierwszy tekst o Warrenie i Lenie jest w
tygodniu siódmym. Jest to w sumie ciąg dalszy, akcja dzieje się 4 miesiące
później. Aha! Pewien fragment jest oznaczony gwiazdką. Chodzi o to, że może być
go ciężko przeczytać i połapać się o co biega, więc jest pod spodem
przetłumaczony :P Zapraszam :D
5 Siewu 1255 roku Po Uwolnieniu
Lena szła
korytarzem w zamku, starając się stąpać jak najciszej i zakraść do komnat
księcia. Robiła tak od kiedy tylko pamiętała, uwielbiała taką zabawę. I była w
tym niezwykle dobra.
Przeszła bez
większych problemów obok pomieszczeń służby, ale piękne zapachy z kuchni
zatrzymały ją na dłużej. Wonie pieczonego mięsa, świeżego chleba oraz duszonych
warzyw sprawiły, że półorkijce napłynęła ślina do ust. Przystanęła przed
drzwiami do kuchni i wychylając się delikatnie zza framugi, spojrzała do
środka. Kuchcik stał odwrócony do niej tyłem i pilnował pieczeni na ogniu, raz
na jakiś czas obracając ją i polewając gęstym sosem. Stary nadworny kucharz o
imieniu Erakin przechadzał się i czegoś szukał. Lena wyczekała na moment, gdy
on również spojrzy w innym kierunku i gdy to nastąpiło, wślizgnęła się do
środka, i schowała się pod jednym ze stołów. Nadworny kucharz nagle szybkim
krokiem ruszył w jej stronę krzyczącł:
- Mam cię!
Serce półorkijki
zabiło szybciej, a przez myśl jej przeszło tylko: Zauważył mnie! I po całej zabawie… Jednakże mistrz kuchni,
uradowany, zwrócił się do kuchcika:
- Chyba z godzinę
szukałem mojego tasaka. A on leżał cały czas tutaj, na widoku! Zapamiętaj
sobie, najciemniej zawsze pod latarnią!
- Dobrze, mistrzu -
odezwał się lekko znudzony kuchcik.
Mistrzyni
skrytobójstwa uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała: Ha! Jak mogłam zwątpić w swoje umiejętności? Dobra, teraz tylko
poczekać, aż stary Erakin się odwróci. Zwędzę coś na szybko i pędzę do Warrena.
Nie musiała długo
czekać, aż nadworny kucharz sobie pójdzie. Zabrał coś ze stołu i ruszył w
stronę kuchcika. Półorkijka wychyliła głowę spod obrusa. Chłopiec nadal był do
niej tyłem odwrócony, mistrz kuchni natomiast był zajęty przecinaniem mięsa.
Lena wyszła spod stołu, odwróciła się, wzięła dwa jabłka z miski, które od razu
włożyła do kieszeni. Następnie, lekko pochylona, cichym krokiem podeszła do
blatu, na którym stały świeże wypieki. Chwyciła jeszcze gorącą bułkę. Po chwili
zdecydowała się i złapała kolejne dwie, jedną od razu przygryzając. Ruszyła do
wyjścia, znów stąpając najciszej jak się da, z bułkami w każdej dłoni i ustach.
Zadowolona z
siebie, Lena zaczęła iść dalej w kierunku komnat Warrena, gryząc świeże
pieczywo. Udało jej się przejść cały korytarz, mijając pozostałe pomieszczenia
służby i nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Nawet szary kot, śpiący
nieopodal spiżarni nie przebudził się, gdy przechodziła obok niego. Stanęła
przed drewnianymi schodami prowadzącymi na kolejne piętro. Zjadła do końca
drugą bułkę i spojrzała do góry. Choć ich nie zobaczyła, to doskonale słyszała
kroki schodzących wartowników. Skrytobójczyni schowała się pod schodami i
gryząc ostatnią bułkę, czekała aż strażnicy przejdą. Wkrótce dwóch
halabardników ją minęło, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jej obecności i
ruszyli dalej w stronę kuchni. Lena odczekała chwilę i poszła do góry.
Komnaty Warrena
znajdowały się w połowie korytarza na drugim piętrze. Przed drzwiami stało
dwóch zbrojnych. Oboje odziani byli w metalowy napierśnik, karwasze,
nagolenniki oraz hełm z nosalem, a przy pasach mieli krótkie miecze.
Chłopaki może i do walki na korytarzu przygotowani są.
Ale na to na pewno nie są gotowi! - półorkijka
zaśmiała się w duchu i sięgnęła do swojej skórzanej sakiewki. Wyciągnęła z niej
przedmiot przypominający flet oraz dwie małe strzałki. Włożyła jedną z nich do
rurki, a następnie przyłożyła ją do ust. Wzięła głęboki oddech i dmuchnęła.
Strzałka wyleciała z dużą prędkością i ugodziła wartownika w szyję. Mężczyzna
złapał się za szyję. Nie tracąc ani chwili więcej, Lena wystrzeliła kolejną
strzałkę w stronę drugiego strażnika. Trafiła go w odsłonięte ramię. Toksyna
zaczęła szybko działać, i w mgnieniu oka obaj wartownicy leżeli nieprzytomni.
Może to ich nauczy ubierać pełne pancerze? - pomyślała, przekraczając omdlałe ciała strażników, po czym otworzyła
drzwi do komnat Warena.
Książę siedział
przy stole, odwrócony tyłem do wejścia. Przy świetle kaganka, pisał coś, a
dźwięk skrobania piórem po papierze rozchodził się po całym pokoju.
- Nigdy nie siadaj
tyłem do drzwi! - krzyknęła Lena.
Warren podskoczył
na krześle. W ułamku sekundy wstał przewracając krzesło, dobył sztylet który
miał przy pasie i odwrócił się w stronę potencjalnego napastnika.
- Na wszystkie
chóry! Lena! Ale mnie wystraszyłaś!
- Też cię miło
widzieć. - Półorkijka uśmiechnęła się.
Książę podszedł do
niej i mocno przytulił.
- Cieszę się, że
wróciłaś. Czy… Sprawa z twoim ojcem załatwiona?
- Tak.
Zapadła niezręczna
cisza. Lena posmutniała i patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, Warren patrzył
zaś na jej twarz. Po chwili, następca tronu powiedział:
- Chcesz się czegoś
napić?
Skinęła głową, a
książę podszedł do stolika i nalał do dwóch kielichów wina, po czym jeden
wręczył przyjaciółce. Warren upił łyk trunku, podszedł do swojego łoża, na
którym leżały ubrania. Odgarnął część, usiadł na pościeli i poklepał miejsce
obok siebie dłonią, zachęcając Lenę, aby dołączyła. Po chwili wahania, podeszła
do łóżka. Spojrzała na ubrania przesunięte przez księcia. Oprócz męskich,
znalazło się tam również parę damskich. Przez chwilę chciała powiedzieć jakąś
kąśliwą uwagę na ten temat, jednakże się powstrzymała i rzuciła tylko,
wskazując na pelerynę i pantalony:
- Ktoś tu chyba
lubi fioletowy.
- A daj spokój.
Każą mi w tym chodzić, bo to królewska purpura. Nienawidzę tego koloru, źle się
w nim czuję. Jak tylko mnie koronują, moim pierwszym dekretem będzie spalenie
wszystkich fioletowych ubrań.
- Ha! I prawidłowo!
- półorkijce znów poprawił się humor i usiadła obok księcia. - I co? Koronacja
za dwa miesiące?
- Tak, dwa albo
trzy miesiące. Kapłani jeszcze nie są zgodni, czy lepiej będzie w Miesiącu Ziół
czy Miesiącu Burz… Mam nadzieję, że to będzie jednak jak najpóźniej.
- Przesadzasz… A
wybrałeś już imię?
- Tak, przyjmę
Nilan Trzeci. Wiesz, żeby zaznaczyć ciągłość władzy, spójną politykę z
ojcem i w ogóle.
- Dobry wybór -
Lena upiła łyk wina. Przez myśl jej przeszło, że w ciągu tych niemal czterech
miesięcy rozłąki, Warren zdążył się sporo nauczyć.
Znów zapadła chwila
ciszy, tym razem jednak krótsza, przerwana znów przez księcia.
- Lena?
- Tak?
- Opowiedz mi, co
się stało - głos i tonacja Warrena bardziej sugerowały rozkaz niż prośbę.
- Nie chcę.
- Proszę. Chcę
wiedzieć co cię gryzie.
- Daj mi spokój,
nic mnie nie gryzie.
- Znamy się już
tyle lat. Już ja dobrze wiem, kiedy coś cię dręczy. Ale dobrze, załatwię to
inaczej. Masz mi opowiedzieć, co się wydarzyło, natychmiast. - Teraz głos
Warrena był znacznie bardziej stanowczy i na pewno wyrażał rozkaz.
- Na Bealla! Weź
przestań, nie mów mi, co mam robić. Nie jesteś moją matką!
- Tak właściwie… To
jestem twoim królem. Mogę mówić ci co masz robić.
- Jeszcze nie
jesteś królem!
- Lena! - książę
się zdenerwował, co bardzo rzadko mu się zdarzało. Mistrzyni skrytobójstwa
spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale również lekko z dumą.
- No dobrze, już
dobrze. Jak sobie jaśnie pan życzy.
***
2 Roztopu 1255 roku Po Uwolnieniu
Chociaż informacje
odnośnie pojawienia się jej ojca okazały się prawdziwe, to były już dawno
nieaktualne. Plemię Morianii ruszyło pod koniec Miesiąca Śniegu na wschód,
zostawiając za sobą jedynie zgliszcza. Przez znaczną część drogi, Lena nie
miała problemu z ich tropieniem, podążała śladami zniszczeń i spalonej ziemi.
Do czasu, aż orkowie wrócili do Zielonej Puszczy. Nie mieli już kogo ani czego
rabować. Ponadto, stali się wyjątkowo ostrożni i zaczęli zacierać za sobą
ślady.
Skrytobójczyni
mogła jedynie przypuszczać, dokąd plemię Morianii się udaje. Znalazła parę
ksiąg w zamkowej bibliotece odnośnie zwyczajów orków. “Pożyczyła” również mapę
przedstawiającą wschodnie tereny. Wywnioskowała i założyła, że całe plemię
rusza do gorących źródeł, które prawdopodobnie znajdują się gdzieś w środku
Zielonej Puszczy.
Jej przypuszczenia
okazały się prawdziwe. Obozowisko orków znajdowało się na niewielkiej polanie,
zgodnie z mapą parę dni drogi od gorących źródeł. Zostało rozbite na planie
koła, otoczone było zaś wbitymi na skos zaostrzonymi palami. Na środku obozu
znajdował się największy z namiotów, a pomiędzy mniejszymi paliły się ogniska,
przy których orkowie się grzali. Grupa zielonoskórych ścinała pobliskie drzewa,
przygotowując drewno na opał. Śnieg na polanie był już udeptany i brudny, a na
terenie obozowiska zastąpiony był przez błoto.
Lena obserwowała
namioty spośród gołych gałązek krzewów. Z opowieści osób, które przeżyły
masakrę wioski jej matki wiedziała, że jej ojciec był wodzem plemienia oraz, że
miał dwie blizny na wardze, niezwykle brązowe oczy i wypalone znamię w
kształcie czaszki niedźwiedzia na ramieniu. Jednakże, z takiej odległości nie
potrafiła nikogo takiego spostrzedz. Postanowiła więc zaczekać do wieczora i
zakraść się do obozowiska.
Gdy zapadł zmrok,
Lena zaczęła skradać się w stronę namiotów. Dobrze,
że nie mają ogarów - pomyślała, podchodząc do namiastki palisady. Być może,
dla rosłego orka była to przeszkoda trudna do pokonania, jednakże dla
szczupłej, zwinnej i niższej od zielonoskórych zabójczyni, przeciśnięcie się
pomiędzy palami nie sprawiało żadnych problemów. Wokół obozu przechadzało się kilku
wartowników. Dwóch z nich zmierzało w stronę Leny. Półorkijka wykorzystała
fakt, że ogniska nie pozwalały strażnikom przystosować wzroku do ciemności i
schowała się w cieniu namiotu. Tyle wystarczyło, wartownicy byli zmęczeni i
zmarznięci, myśleli jedynie o powrocie do najbliższego ognia, więc nie zwrócili
uwagi na dziwny kształt. Podobną sztuczkę wykorzystała jeszcze dwa razy, za
każdym razem zbliżając się do największego z namiotów. Bardzo sprawnie i szybko
udało jej się dotrzeć do celu.
Znalazła się po
przeciwnej stronie od wejścia. Wyciągnęła sztylet z pochwy i rozcięła od spodu
kawałek skóry namiotu, po czym wślizgnęła się przez otwór do środka. Wewnątrz
panował półmrok, rozświetlany żarzącymi się węgielkami. Powietrze wypełniał
zapach ziół. Po lewej stronie Lena zauważyła legowisko składające się ze stosów
skór niedźwiedzi. Po prawej zaś zobaczyła mały ołtarzyk, a przed nim
klęczącego, potężnie zbudowanego orka.
Z wyciągniętym
sztyletem, powoli i po cichu podeszła do niego. Zielonoskóry miał uniesioną
głowę i zamknięte oczy, mamrotał coś pod nosem. Na wardze, po lewej stronie,
odznaczały się dwie blizny. Był całkiem przystojny, jak na orka. Lena znalazła
się tuż za nim.
Półorkijka uniosła
sztylet i zbliżyła go do szyi swojego ojca. Po chwili jednak zawahała się i
cofnęła.
- Wiedzieć, ty
przyjść. Kapłani powiedzieć - powiedział z wielkim trudem ork. Otworzył oczy,
wstał z kolan i odwrócił się do swojej córki. - Czekać na ty wiele księżycy.
Czemu nie zabić ja?
- Skąd wiedz… A
zresztą, nieważne. Zanim cię zabiję, chcę wiedzieć dlaczego. Dlaczego tak
skrzywdziłeś moją matkę?!
- Ja nie krzywdzić.
Ja kochać. Iść, coś pokazać ty.
Ork podszedł do
ołtarzyka. Oprócz wyrzeźbionych w drewnie posążków przedstawiających zwierzęta
oraz istoty przypominające orków, leżał tam metalowy medalion. Zielonoskóry
sięgnął po niego i wręczył go Lenie.
- Mieć to ty mama.
Mama dać to ja przed ona śmierć.
- Ale dlaczego?
- My napadać kamień
dom mama. My brać złoto, jedzenie i kobiety. Zobaczyć ona. Ja myśleć, ona
piękny, ja mieć ona. Ja nie krzywdzić, nie umieć. Ja być dobry dla ona. Ona -
ork pokazał 2 palce - księżycy nie lubić ja. Ja być dobry, nie krzywdzić inni.
Kazać braty nie krzywdzić inny. Ona - ork pokazał cztery palce - księżycy,
lubić ja. Uczyć mówić. Braty - zielonoskóry pokazał tym razem dziesięć palców -
księżycy, mówić ja słaby. Za dużo z ona. Potem ty urodzić. Braty gniew. Braty
bić braty. Honderio zabić ty mama. Ja zabić Honderio. My - tym razem ork
pokazał dziesięć palców i potem jeszcze pięć - uciekać z kamień dom.
Człowiek-wódz atak, my nie mieć szans. Musieć zostawić ty.*
Lena zrozumiała w
większości o co chodziło jej ojcu. Załamana usiadła na legowisku. Podświadomie
czuła, że to co mówi ork, to prawda. Bardzo ją to zasmuciło, ponieważ to by
oznaczało, że przez większość życia żyła w kłamstwie. Z opowieści zawsze
słyszała co innego. Że podczas napadu na miasto, wódz plemienia upodobał sobie
jej matkę i gwałcił ją niemal codziennie, a gdy mu się znudziła to ją zabił. I
że król przybył z odsieczą w samą porę, żeby uratować resztę miasta przed
rzezią znudzonego watażki. Będę musiała
kogoś przycisnąć i wypytać bardzo dokładnie czy to prawda… Chyba już nawet wiem
kogo. A tymczasem...
Ork spojrzał się na
nią i zapytał:
- Ty chcieć zabić
ja?
Lena wyrwana ze
swoich myśli, musiała chwilę zastanowić się, co odpowiedzieć.
- Nie. Już nie. Na
razie nie. Nie wiem jeszcze.
***
5 Siewu 1255
roku Po Uwolnieniu
-
To okropne! - oburzył się książę. - Jesteś pewna, że to wszystko to prawda?!
-
Tak.
-
Skąd to wiesz?
-
Wczoraj znalazłam w mieście zamkową praczkę, która była moją mleczną matką.
Powiedziałam jej wszystko to, co tobie teraz. Nawet nie chciała zaprzeczać,
chyba stwierdziła, że nie ma już sensu. Mało tego, potwierdziła wersję mojego
ojca. I dodała parę rzeczy od siebie…
- Jakie?
- Twój ojciec jakoś
niespecjalnie śpieszył się z pomocą na wschodzie, prawda? Potrzebował na to
piętnastu miesięcy. A jak przybył, to nie było już za bardzo czego ratować.
Większość miasta została zniszczona, mieszkańców też sporo ubyło. I co
najważniejsze, zginęli wszyscy przedstawiciele rodu mojej matki, z wyjątkiem
mnie. Praczka zasugerowała, że prawdopodobnie królowi zrobiło się głupio, że
pozwolił zabić znakomity ród szlachecki, więc przygarnął mnie na dwór. Chociaż,
chyba nie chciała mi powiedzieć wprost, że twój ojciec miał w tym wszystkim
jakiś cel. Poza tym wymyślił też całą historyjkę z gwałtem i wszystkim kazał ją
powtarzać...
- Nie! to
niemożliwe! Prze… Przecież był królem! Jaki interes miałby w tym wszystkim?!
- Tego nie wiem.
Ale zamierzam się dowiedzieć.
Znów zapadła między
nimi cisza. Lena patrzyła się przed siebie, książę na jej twarz. Warren bił się
z myślami, do czasu, aż zobaczył łzę w kąciku oczu półorkijki. I dokładnie w
tym momencie podjął decyzję.
- Pomogę ci odkryć
tę tajemnicę.
*Napadliśmy miasto
twojej matki. Braliśmy złoto, jedzenie i kobiety. Gdy ją zobaczyłem, to
pomyślałem, że jest niezwykle piękna i że muszę ją mieć. Ale nie mogłem jej
skrzywdzić, nie potrafiłem. Byłem dla niej dobry. Nie lubiła mnie przez dwa
miesiące. Więc zacząłem być dobry dla innych, nie krzywdziłem ich. Współbraciom
nie kazałem też krzywdzić innych. Twoja matka polubiła mnie po czterech
miesiącach. Zaczęła mnie uczyć mówić. Po dziesięciu miesiącach moi współbracia
zaczęli się buntować, mówić że jestem słaby i że za dużo spędzam czasu z twoją
matką. Później ty się urodziłaś. Moi współbracia byli wściekli, zaczął się
bunt, stanęliśmy przeciwko sobie. Honderio zabił twoją matkę, a ja zabiłem
Honderio. Po piętnastu miesiącach musieliśmy uciekać z miasta. Król zaatakował,
nie mieliśmy szans. Musieliśmy też zostawić ciebie.
Lena, proszę nie jeść gorących bułeczek bo brzuch cię rozboli!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się dobór imion, są świetne. Sama historia ciekawa, jestem nawet całkiem dumna z siebie, bo jako tako zrozumiałam ten mistyczny fragment oznaczony gwiazdką, hoho.
pozdrawiam C:
Hahaha :D Dobrze, przekażę, żeby nie jadła gorących bułek ^^ I super, cieszę się że tekst się podobał, i że nie napisałem rozmowy orka zbyt niejasno :D
UsuńKilka drobiazgów sobie wypisałam:
OdpowiedzUsuń"Nagle szybkim krokiem ruszył"- mam wrażenie że trochę za dużo słów które wszystkie wskazują na dynamikę.. ale to totalnie kwestia odczucia a raczej nie w kategorii błędu
"Zadowolona z siebie, Lena" - bez przecinka
Zjadła do końca - dojadła?
Powtorzenia:
Ugodziła w szyję .. złapał się za szyję
Śnieg na polanie był.. zastąpiony był
Ortografia: Spostrzec?
Tyle czepialstwa. Poza tym bardzo podoba mi się świat który wykreowałeś, nazwy miesięcy (w końcu stanęło na burzach :-D ), postaci, historia, sposób mówienia orka. Od razu widać że włożyłeś w to dużo pracy a równocześnie nie jest to sztuczne, wymuszone. Ogromne Chapeau bas za to! Ciekawe połączenie pary bohaterów, bo zakładam że to coś w rodzaju zakazanej miłości i zaraz po koronacji się tam pojawi jakaś kandydatka na królową a Lena będzie zazdrosna. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam 🙂
O kurczę, aż tylu błędów się nie spodziewałem :/ No ale, od tego jest grupa, żeby się uczyć na błędach :D W sumie, to stanęło na ziołach, burze to czerwiec :P Tak! Dokładnie! Rozpracowałaś to, pomysł był właśnie na taką zakazaną miłość, ale zobaczymy jak mi to wyjdzie :P Dzięki za komentarz ;)
UsuńWarrena i Lenę pamiętam! Lena była czymś w rodzaju doradczyni księcia, prawda? I pamiętam, że w poprzednim rozdziale Warren nagle został królem.
OdpowiedzUsuńTasak mnie rozpierniczył. W sumie twój humor zawsze mi się podoba. Szczególnie w serii "Kosmiczne kłopoty". Jest taki nienachalny i po prostu sprawia, że chcesz się tarzać po podłodze.
Wspominałam już kiedyś, że lubię u ciebie to, że za jakąkolwiek fantastykę byś się nie brał, czy tą o średniowiecznym zabarwieniu, czy sci-fi, zawsze czuć klimat tego świata. I wcale nie musisz ku temu tworzyć zbyt wielu opisów. To dowodzi, że potrafisz kreować różne rzeczywistości!
"- Tak właściwie… To jestem twoim królem. Mogę mówić ci co masz robić." - BADUM TSSS!
Fajnie, że jest taki powrót do przeszłości.
Ze spraw technicznych to rzeczywiście pojawia się trochę błędów interpunkcyjnych. No i w tekstach beletrystycznych cyfry pisze się słownie, a napisałeś i słownie, i cyfrowo, ale to szczegół.
Wiesz co? Jak dla mnie to jeden z moich ulubionych tekstów, jakie napisałeś. Propsuję za spotkanie z ojcem i to, jak się wyrażał. No cóż, zostanie mi czekać na dalsze przygody Warrena i Leny.
~SadisticWriter
[jak zawsze z innego konta, bo lenistwo]
Miło, że kojarzyłaś poprzedni tekst :D I jeszcze milej, za pochwały o humorze i kreacji światów ^^ A co do błędów, wiem, wiem, nadal robię ich sporo. Muszę się dużo bardziej do tego przykładać :/ W każdym razie, cieszę się bardzo że się podobało :D
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńO tak, bardzo fajnie, że wróciłeś do tych postaci :) Pamiętam, że chciałam wiedzieć, skąd wzięła się na świecie Lena, bo półorkowie nie są dość często spotykanymi istotami. I nawet zrozumiałam, co powiedział jej ojciec, kiedy go odnalazła.
Nie spodziewałam się aż takiej intrygi w wykonaniu króla, widać, że zależało mu, aby to o nim zawsze dobrze mówiono. Ciekawe zagranie w historii, a to, że Warren musiał podjąć dość ważną decyzję, od której teraz będą zależały losy tej dwójki, jeszcze bardziej trzyma mnie tej serii.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
Dzięki wielkie, cieszę się, że udało mi się Cię zaintrygować :D I że jednak napisałem dość oczywistą wypowiedź orka :P
Usuń