Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 12 maja 2019

[14] Morleyville ~ Estrela


Z braku czasu napisałam tekst trochę o niczym, ale wprowadzający do nowej serii. Zapraszam serdecznie do nie do końca idyllicznego świata Morleyville.


Priscilla stąpając ostrożnie zeszła na dół po schodach. Każdy krok zdradzał jej nadejście przenikliwym skrzypnięciem bielonego drewna. Nie znosiła tych schodów. Najchętniej zamieszkałaby na parterze, śpiąc na ławie w kuchni. Było to jedyne pomieszczenie w tym domu, które budziło w niej pozytywne uczucia. Może dlatego, że w kuchni krzątała się zawsze Mary, żywiołowa i radosna pomoc kuchenna Blackbrooków. Mary była niewiele starsza od Priscilli, zatrudniona zaledwie pół roku temu. Nie przesiąkła jeszcze naftaliną tej rezydencji – pomyślała Prissy kiedy się poznały. Dziś Mary miała wolne, więc Priscilla nie spodziewała się zastać nikogo na dole. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegła niewysoką postać Diane, pochyloną nad stołem.
– Dzień dobry Diane, nie powinnaś być w szkole? – zagaiła rozmowę dość nieporadnie.
– Nie mów mi co mam robić. Nie jesteś moją mamą.
– Cóż, tak właściwie nie ma to znaczenia. O tej godzinie powinnaś być w szkole. – Priscilla próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Nie miała pojęcia kim jest dla Diane w zaistniałych okolicznościach, ale równocześnie zdawała sobie sprawę, że dziewczynka jej potrzebuje, nawet jeśli nie jest w stanie tego sama przed sobą przyznać.
– Po prostu się odczep – mruknęła Diane krzywiąc się nieprzyjemnie – Od dawna mam plan na swoją przyszłość. Nie potrzebuje szkoły.
– Diane, nie sądzę żeby twój ojciec…
– Wpędziłaś go do grobu! Nie mogę tego słuchać! – trzasnęła ze złością trzymanym w ręku ołówkiem o stół, chwyciła leżącą na stole kartkę i wybiegła z kuchni z trzaskiem drzwi.
Priscilla westchnęła. Kolejne starcie ze zbuntowaną nastolatką, z którego wychodziła przegrana. Matka nauczyła Prissy gospodarstwa, przy młodszym rodzeństwie nauczyła się również opieki nad dziećmi. Nikt jednak nie powiedział jej jak dotrzeć do głowy i serca osieroconej dziewczynki, będąc dla niej zupełnie nieznajomą osobą, a równocześnie najbliższą kobietą w rodzinie.
Do drzwi rozległo się pukanie. Priscilla zamarła. Nie miała nic przeciwko odwiedzinom, ale tutaj w tym ponurym miasteczku, w tej chorej sytuacji w jakiej się znalazła, nie mogły oznaczać nic dobrego. W pierwszym odruchu chciała pobiec na górę i udawać, że nie ma jej w domu. A jednak schody zdradziłyby jej obecność już przy pierwszym kroku. Pozostawała jeszcze Diane, która mimo wieku uważała się za panią domu. Nie przepuściłaby okazji, aby skompromitować Priscillę w oczach lokalnej społeczności i otworzyć drzwi, oznajmiając że świeżo upieczona pani Blackbrook nie miała na to odwagi. Priscilla wzięła więc głęboki oddech i ruszyła do drzwi.
– Pani Blackbrook? Dzień dobry – najniższa i najbardziej pękata kobieta z komitetu powitalnego uśmiechnęła się szeroko, choć nieco zjadliwie podając Priscilli smakowicie pachnący kosz – Jestem Emily Cavendish, przewodnicząca rady mieszkańców. Chciałybyśmy serdecznie powitać Panią w Morleyville.
– To bardzo miłe z Pani strony, Pani Cavendish – Priscilla dygnęła jak uczennica, wciąż zapominając, że kilka dni temu awansowała w społecznej hierarchii. – Dziękuję serdecznie.
– A oto Pani Alice Dampsey, pastorowa oraz Cynthia Tremblay, burmistrzowa.
    – Bardzo mi miło. Zapraszam na herbatę – otworzyła drzwi szeroko, zapraszając panie do środka. Równocześnie próbowała uspokoić napad paniki, związany z tym, że nigdy nie przyjmowała sama gości, a już tym bardziej nie w obcym domu bez służącej. Nie miała pojęcia gdzie są filiżanki, czy są czyste, czy może jest gdzieś specjalna zastawa dla gości i czy skala tych odwiedzin jest na tyle podniosła, aby je wyciągać.
    – Bardzo chętnie  – oznajmiła pani Cavendish z miną sugerującą osiągnięcie prawdziwego celu wycieczki. Priscilla nie łudziła się, że chodzi o coś innego niż temat do plotek, ale wolała myśleć, że panie naprawdę chciały ją powitać w miasteczku.
    Posadziła panie przy stole i zakrzątnęła się w kuchni. Nie znalazła gościnnej zastawy
w kredensie, ale też nie szukała zbyt dokładnie, nie chcąc sprawiać wrażenie zagubionej.
    – A gdzie ta nowa posługaczka? – pani Tremblay, korpulentna czterdziestoletnia pani
o włosach przyprószonych siwizną, rozejrzała się uważnie dookoła – Już wypowiedziana?
    – O, nie, bynajmniej – Priscilla gwałtownie zaprzeczyła. – Mary ma dziś wychodne.
    – Ach tak, czyli nie spodziewała się pani dziś gości. – Kolejna wypowiedź tonem oskarżenia tym razem z ust Pani Cavendish.
    – Szczerze powiedziawszy, nie – Priscilla uśmiechnęła się nieco wymuszenie – Tym bardziej doceniam wielkoduszność pań. To przemiła niespodzianka.
Udało jej się zaparzyć herbatę, podczas gdy komitet powitalny rozglądał się po pomieszczeniu wymieniając uwagi. Priscilla udawała, że nie słyszy przynajmniej części z nich, ponieważ nie nawykła do uszczypliwości. Szlachetność jej młodziutkiego jeszcze serca zabraniała jej brania udziału w teatrzykach tego typu. Brzydziła się obmową i tanimi plotkami pań z towarzystwa nawet w rodzinnym Calgary. Tymczasem Morleyville nie wydawało się różnić absolutnie niczym od innych miast pod względem ilości ludzi chętnych, by skomentować życie innych.
– Trochę tu zaniedbane – mruknęła pani Tremblay, jakby Priscilli zwyczajnie nie było obok – Pan Blackbrook, świeć Panie nad jego duszą, wymówił sprzątanie?
– Nie… – Priscilla zawahała się – Młodszy Pan Blackbrook podejmie decyzję w najbliższym czasie.
– Ach, pan William! – Pani Cavendish spojrzała badawczo na gospodynię – Czy to nie pani powinna podejmować decyzje dotyczące gospodarstwa?
– Emily! – Pani Dampsey, najmłodsza z pań szczupła szatynka o mysioszarych oczach po raz pierwszy odważyła się zabrać głos – To nie nasza sprawa.
– Ależ skądże, skądże… – skwapliwie przytaknęła Cavendish – Pani Blackbrook, pani oczywiście nie weźmie mi tego za złe? W zaistniałej sytuacji, która… cóż jest jaka jest, nieco.. ekhm osobliwa…
– Pani Blackbrook, Pani wybaczy nam naszą ciekawość – zawtórowała Tremblay – ale szczerze powiedziawszy, jesteśmy właściwie jedynymi osobami, które odważyły się tutaj przyjść, więc…
– Cynthia absolutnie nie miała tego na myśli! – wtrąciła natychmiast Dampsey – Z radością powitałyśmy panią w imieniu naszym oraz mieszkańców miasteczka.
– Niemniej jednak trzeba przyznać, że pani sytuacja jest dość zagmatwana – Cavendish z mocą pługu ciągniętego dwójką koni brnęła w błotniste pole obcesowości – Nikt tutaj nie wie czego się po pani spodziewać i dlaczego właściwie została pani w Morley. Można powiedzieć, że jesteśmy wysłannikami miasteczka na nieodkryte lądy – zachichotała przy tym złośliwie – Posłańcami, to chyba dobre słowo. Mamy dobre zamiary. No i przyniosłyśmy ciasto.
– Jako burmistrzowa powinnam znać wszystkich mieszkańców – dodała Tremblay – Także od tej gorszej strony. Nikogo nie osądzam, zanim nie poznam.
– Zdaje się, że już mnie Pani osądziła – odpowiedziała Priscilla chłodno, z trudem hamując napływające do oczu łzy. Nie tak wyobrażała sobie swój nowy początek.
– Weryfikuję jedynie opinię mieszkańców – odparła sucho Tremblay. – A ta jak wiemy nie jest najlepsza.
– Pyszna herbata! – w zgęstniałą atmosferę salonu jak promyk słońca wystrzelił ciepły głos pani Dampsey – Czy to jaśmin?
Priscilla spojrzała ponuro na dzbanek. Nie miała pojęcia co to za rodzaj. W rodzinnym domu piła głównie mleko i wodę. Herbatę piło się przy gościach, i to jedynie czarną. Mimo dobrych intencji pani Dampsey, poczuła się jeszcze bardziej przybita niż dotychczas. Pozostanie w Morley było kwestią czasu, ale nie roku czy kilku miesięcy, jak myślała do tej pory. Kolejny dyliżans do Calgary odjeżdżał jutro rano.
– Jaśmin – mruknęła bardziej do siebie niż do gości – Naturalnie jaśmin.

4 komentarze:

  1. „Najchętniej zamieszkałaby na parterze, śpiąc na ławie w kuchni. Było to jedyne pomieszczenie w tym domu, które budziło w niej pozytywne uczucia”. – po przeczytaniu tych dwóch zdań miałam wrażenie natknąć się na stwierdzenie, że Priscilla zawsze znalazła tam coś dobrego (gdzie później by ponarzekała trochę na dodatkowe kilogramy), a tutaj wyskoczyłaś z czymś zupełnie innym... Nie ma co, dobre rozwiązanie! Niespodzianki zawsze mile widziane. :D
    Diane... Wyczuwam, że nasza bohaterka będzie miała z nią sporo problemów. Samo to, jak zareagowała na niewinne pytanie... Wiem, że kryje się za tym tragedia i właśnie tak próbuje odreagować, jakoś wyrzucić z siebie cały gniew, ale – niestety – nie jest to najlepsze rozwiązanie. No i obrzucanie winą... Naprawdę, to się źle skończy...
    Znalazłam w tekście trochę powtórzeń. Zjadłaś też trochę przecinków. Wiem, zdarza się, sama nie jestem lepsza, ale może warto poprosić kogoś o przejrzenie opowiadania przed jego wysłaniem? Wiadomo, jakieś błędy pozostaną, ale tekst będzie wyglądał nieco lepiej. ;)
    ~ Ivy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zapomniałam wspomnieć o tym komitecie powitalnym. Nie ma to jak się „wprosić” i robić przytyki. Aż miałam ochotę wziąć tę babę za kłaki i wyrzucić ją za drzwi. :D Ale i tak najlepsza była ta ostatnia z herbatą. Mega!

      Usuń
  2. Hej :)
    Toż to idealny tekst na wprowadzenie do cyklu, brawo! Mniej więcej wiemy, dlaczego Priscilla znalazła się w miasteczku, dałaś nam szansę ją poznać i częściowo ocenić po pierwszym zetknięciu - coś mi mówi, że dziewczyna będzie musiała wyćwiczyć sobie twardy tyłek, bo serducho ma raczej za miękkie, a jak wiadomo, inni to wykorzystują.
    Ten komitet powitalny to bardziej komisja śledcza do spraw nowych mieszkańców, szukająca plotek, gdzie tylko się da. Może i Diane z całej trójki wydaje się być najbardziej zaznajomiona z pojęciem taktu, niemniej na razie do każdej z tych kobiet sympatii nie żywię. Jestem ciekawa, czy dalej też będę miała takie odczucia.
    Ładne opisy, dobrze wyważone informacje o przeszłości z akcją obecną, podoba mi się.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy początek nowej serii :D Zasiane parę ziaren niepewności, które mam nadzieję że wkrótce wykiełkują :D Co do samej fabuły, świetnie wymyślone odwiedziny. Bez problemu sobie wyobraziłem taką sytuację, gdzie do nowych mieszkańców wpraszają się takie starsze babcie, żeby znaleźć temat do kolejnych plotek :D Pozdrawiam i czekam na kolejny tekst ;)

    OdpowiedzUsuń