Obejrzałam „Wielkie Kłamstewka”
i jedyne, co miałam w głowie to Alexander Skarsgaard jako Rufus Shinra. Part „Ostatniej
Fantazji”, trochę kontrowersyjny, już i tak ocenzurowany. Nie lubię bawić się w
długie wstępy, dlatego gwoli ścisłości przypominam, że Lir Sawyer to wariatka,
pustelniczka i mistrzyni podejmowania złych decyzji, a Rufus Shinra stara się
tylko odbudować swoją firmę, która była całym jego życiem. Dopóki w Midgar nie
uderzył Meteor. Jebło, to jebło, na chuj drążyć temat. ( XDD)
Im wyżej winda wjeżdżała, tym
więcej śliny miałam w ustach. Choć dobrze wiedziałam, że oplucie Rufusa prosto
w twarz nic by mi nie dało. Nie byłam żmiją, która mogła zatruć jadem,
doprowadzając do śmierci. Po za tym, nie tylko pragnęłam go zabić. Chciałam,
żeby raz na zawsze zniknął z mojego życia wraz ze swoją firmą i piętnem, jaki
na mnie odcisnęli. A jednak, wciąż wracałam na to cholerne, siedemdziesiąte
piętro, by jakiś czas później wybiec stamtąd, dusząc się z braku powietrza.
A myślałam, że znałam go
bardzo dobrze. Ktoś kiedyś powiedział, że wrogów powinno trzymać się bliżej niż
przyjaciół i chyba dlatego wciąż walczyłam sama ze sobą, ciągle każąc się na
patrzenie na ten rudy czerep. Bezczelnością, jaka się z niego wylewała, mógłby
obdarować cały Midgar i to jeszcze przed zniszczeniem sektora siódmego. Nie
chciałam być taka, jak on. Uprzejmie zapukałam do drzwi jego gabinetu i weszłam
dopiero, gdy usłyszałam zaproszenie.
Who's
in the shadows?
Ostatnimi czasy, gdy się tu
zjawiałam, miałam grobową minę i próbowałam za wszelką cenę powstrzymać mdłości
napędzane gniewem. Tym razem, nie potrafiłam zatrzymać salwy śmiechu, która
mnie napadła na widok złamanego nosa i siniaków, jakie zdobiły twarz Prezydenta
ShinRy.
– Mogłam przynieść szampana,
poświętowalibyśmy twoją porażkę.
Nie mogłam nic poradzić na
to, że aż prosił się o słowną zaczepkę. Choć pewnie za chwilę odbije piłeczkę i
zrani mnie do żywego, to moja wewnętrzna masochistka skakała z radości.
– Ciebie też miło widzieć,
moja droga. – Rufus chciał chyba przywołać jeden ze swoich firmowych uśmiechów,
ale tylko się skrzywił.
Przez ostatnie kilka lat
unikałam tego mężczyzny jak ognia, a jego widok dostawałam torsji. Tym razem z
radością wpatrywałam się w jego twarz przeszywaną bólem. Z całego serca miałam
nadzieję, że czuje w ustach smak porażki.
– Co cię do mnie sprowadza? –
Oderwał się od pracy, wyciągając wygodnie w fotelu.
Jego oczy. Przenikliwe,
zimne, wwiercające się w duszę człowieka. Przez ułamek sekundy wpatrywałam się
w nie, jakbym znowu miała dać się wciągnąć w jego chorą grę, polegającą na
psychicznym dręczeniu ofiary. Na moment wciągnęłam powietrze, zaciskając pięści
ukryte w kieszeniach białego kitla.
– Myślałam o twojej…
propozycji.
Powolnym ruchem sięgnęłam po
lezącą na biurku niebieską kopertę. Choć nie była zaadresowana do nikogo,
dobrze wiedziałam, co było w środku. Zaproszenie z moim nazwiskiem.
– Dobrze wiesz, że odmowa nie wchodzi w grę. –
Jedna z jego brwi powędrowała wyżej.
Who's
ready to play?
Czyżby się spodziewał, że
będę za wszelką cenę oponować? Że prędzej dam się zabić, niż pójdę z nim na to
głupie przyjęcie? Przecież ja sama się sobie dziwiłam, że dałam się w to
wkręcić. Powinnam uciec jak najdalej, zaszyć się w jakimś lesie, w odpowiedniej
odległości od ShinRy, jej prezydenta, pieprzonych Turksów…
– Przyjmuję zaproszenie.
Choć bardziej brzmiało to jak
podjęcie rękawicy. Przecież on się nigdy nie odczepi, choćbym zamieszkała w
Northen Cave.
– Dlaczego mam wrażenie, że
chciałabyś dodać jakieś ale?
Kurwa. Znał mnie zbyt dobrze,
co było ogromną przewagą na jego korzyść. Wciąż jednak miałam ostatniego asa w
rękawie, jakim był Cloud Strife i jego… Oparłam się o blat biurka, nachylając
się na wysokość pobitej twarzy Rufusa. Chciałam, by zobaczył w moich oczach te
tańczące ogniki walki, którą właśnie podjęłam i którą zamierzałam wygrać.
– Zaraz po przyjęciu wynoszę
się do Bone Village. – Bardzo się starałam, by nie było słychać drżenia w moim
głosie. – Zgodzisz się na to, bo będę prowadzić tam badania. I żyć z dala od
ciebie.
Are
we the hunters?
Aż mnie ręka świerzbiła, by
jeszcze na do widzenia przyprawić Rufusowi kolejnych siniaków na twarzy. Wytrzymałam
jednak nieco dłuższy pojedynek na spojrzenia, po czym wyprostowałam się i
dumnie unosząc głowę, skierowałam swoje kroki ku drzwiom. Już wyciągałam rękę
ku klamce. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, cisnącego mi się na usta…
– Wyjedziesz wtedy, gdy ci na
to pozwolę.
Oparłam czoło o futrynę,
starając się za wszelką cenę powstrzymać narastający atak paniki. Czyżbym jednak
porwała się z motyką na słońce? Pomimo swoich rudych włosów i białego
garnituru, Rufus słońcem nie był. Był za to zwinny i szybki, bo nim się
obejrzałam, stał tuż za mną.
– Nie jestem twoją własnością
– zdołałam wyszeptać, zaciskając powieki.
Co się stanie teraz? Szarpnie
mnie za ramię? Uderzy o ścianę? Przyozdobi mi twarz podobnymi siniakami, jakie
sam miał? Ale nic takiego nie miało miejsca. Poczułam tylko jego oddech na
karku.
– Czyżby? – Jego spokojny ton
był jeszcze gorszy. – Przecież nie mam problemów ze wzrokiem.
Za to chyba ja miałam, bo nie
zauważałam ani grama zagrożenia, jakie zwykle Rufus stwarzał.
– Dobrze widzę plakietkę
mojej firmy zwisającą z kieszeni twojego kitla. – Pstryknął palcami w plastik
kołyszący się na mojej piersi. – Ja cię nie trzymam. – Uniósł ręce w geście
niewinności i cofnął się na parę kroków.
I ja się nie trzymałam. Sięgnęłam
po zetkniętą za pasek broń, o ironio, podarowaną mi kiedyś przez Rufusa. Gdybym
tylko potrafiła zdobyć się na pociągnięcie za spust, mogłabym się pozbyć
Prezydenta na zawsze. Jednak, najpierw musiałabym opanować drżenie dłoni i
wszechogarniający mnie strach. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Rufus
westchnął, a brwi zbiegły mu się na środku czoła. Jak rodzicowi, który w
spokoju patrzy na rozbrajające dziecko wiedząc, że to nieszkodliwe psoty.
Or are we the prey?
– Odłóż to, bo jeszcze
zrobisz sobie krzywdę.
Co ty wyprawiasz, idiotko?!
Po prostu strzel i uciekaj! Tylko tyle…
– Nie zapomnij o czerwonej
sukience.– Zasiadł z powrotem za biurkiem i zaczął przerzucać papiery, walające
się po blacie.
Opuściłam spluwę, czując
gorycz porażki. Znowu byłam marionetką, której sznurkami sterował Rufus… Boże,
kogo ja oszukiwałam? Nigdy się od niego nie uwolniłam, a teraz sama weszłam do
paszczy lwa. Za błędy trzeba płacić, prawda? Jedyne, na co się zdobyłam, to na
ostatnie spojrzenie. Znów znałam swoje miejsce, a przypomniał mi o tym jego
uśmiech. Był niepokojący. Miał w sobie niewypowiedzianą groźbę. Znałam ten
wyraz twarzy doskonale, widziałam go miliony razy wcześniej we własnym lustrze.
Wtedy
nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to była tylko część chorej gry. Rufus był
niesamowitym czarodziejem. Przez cały czas udawał, gdy zwierzał mi się ze
swoich problemów i kiedy pytał o moje zdanie, z którym przecież nigdy się nie
liczył. Wszystko po to, bym straciła czujność i uwierzyła, że czeka nas
przyszłość jak z bajki. Odwiedzał mnie codziennie, czasem zostając na noc.
Pozwalał mi spać w swoich ramionach, ale wcale nie dawał mi schronienia. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że musi mnie trzymać blisko przy sobie. Mimo, iż byłam tylko
jego dziewczyną, daleko mi było do pustej idiotki, która poleciała na jego
pozycję w świecie.
There's
no surrender
Pierwszy raz od dłuższego czasu nad Midgarem
zaświeciło słońce. Widziałam je przez wyrwy w swoistym dachu nad slumsami w
sektorze piątym. Rufus nienawidził, jak odwiedzałam te rejony, ale nie mogłam
się powstrzymać. Nie mogłam patrzeć na cierpienie dzieci, które tam mieszkały.
Robiłam wszystko co w mojej mocy, by tylko im pomóc.
– Co ja ci mówiłem? – Byłoby lepiej, gdyby podniósł
głos.
Ale kiedy wypowiadał się swoim codziennym,
stanowczym tonem, doskonale wiedziałam, że powinnam się czuć winna. Musiałam mu
to jakoś wynagrodzić. Nie miałam pozwolenia, by pokazywać się w firmie, dlatego
cztery ściany mojego mieszkania wydawały mi się obce. Objęłam się ramionami,
jakby to miało sprawić, że zaraz zniknę, ale nic takiego się nie stało. Serce
waliło mi jak młotem, gdyż znowu, przez moje głupie zachowanie, byłam o krok od
utraty wszystkiego.
– Lir, kochanie… – Zacisnęłam powieki, kiedy Rufus
zbliżył się do mnie i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
Czy to właśnie ta chwila? Czy teraz powie, że z nami
koniec? Przecież… to nie tak. Nienawidziłam go tak samo, jak go kochałam… Nie
mogłam powstrzymać łez, które natychmiast napłynęły mi do oczu. Odważyłam się
podnieść wzrok, by spojrzeć na tę kamienną twarz.
Nadal trzymał dłoń na moim policzku. To nie był
wcale czuły gest. Miało mi to przypomnieć, gdzie jest moje miejsce. Uniósł
kącik ust w triumfalnym uśmiechu, co jeszcze bardziej podsyciło mój gniew.
Jednak nie byłam zła na niego. To moja własna bezsilność sprawiała, że
płonęłam.
Jeszcze przez chwilę patrzył mi w oczy, bezgłośnie
dając do zrozumienia, że nie powinnam wszczynać dyskusji, po czym podszedł do
barku, ściągając po drodze z siebie swój biały płaszcz. Nawet nie pofatygował
się powiesić go na wieszaku, rzucił go na podłogę, jakby znaczył chorągwiami
teren, który należy do niego.
And there's no escape
Rozlał
resztkę whisky do dwóch szklanek. Wcisnął mi jedną w dłonie, a sam opróżnił
swoją jednym łykiem. Cały czas patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem, przez co
nie potrafiłam skupić myśli. Nie miałam pojęcia, czy kiedyś będzie mi dane
zrozumieć, dlaczego Rufus tak na mnie działał. Doskonale zdawałam sobie sprawę,
że powinnam uciekać, zostawić to wszystko, a jednak nadal tkwiłam z nim, jak
zaczarowana, nie mogąc mu się oprzeć.
Nie zdążyłam
dopić swojego drinka. Szklanka potoczyła się po podłodze, rozlewając alkohol na
biały dywan. Uderzyłam plecami o ścianę, a ręce Rufusa natychmiast znalazły się
na mojej talii. Kiedy wpił mi się w usta poczułam smak niedawno wypitego przez
niego alkoholu. Jeszcze przez chwilę chciałam go powstrzymać, ale podniecenie
wygrało ze zdrowym rozsądkiem. Choć przez moment chciałam nie słyszeć wyrzutów
sumienia. Na to przyjdzie czas wraz ze wschodem słońca.
– Rufus,
proszę… – jęknęłam, próbując zabrać ręce z jego uścisku, ale był oczywiście
silniejszy.
– Ja też cię
o coś prosiłem – wyszeptał mi do ucha stanowczym tonem.
– Ale…
– Żadnych
„ale”. – Zamknął mi usta pocałunkiem.
Przycisnął
mnie do ściany biodrami aż poczułam, co za chwilę nastąpi. Puścił moje ręce, a
ja zamiast go odepchnąć, zarzuciłam mu ręce na ramiona, kiedy złapał mnie za
pośladki i uniósł do góry. Przeniósł mnie na łóżko i blokując mi drogę ucieczki
nogami, zaczął rozpinać swoją koszulę.
This is a wild game of
survival
– Przecież
nie chcesz mnie denerwować, prawda? – zapytał, unosząc jedną brew.
Jeszcze przez
ułamek sekundy chciałam zebrać wszystkie siły i się wyrwać, ale kiedy rozerwał
mi bluzkę, poddałam się. Szybkim ruchem rozpiął i wyciągnął mi pasek od spodni.
Złapał go w pół i pogłaskał mnie nim delikatnie po policzku.
– Ty masz tylko mnie zadowolić.
70 piętro?! UMARŁABYM.
OdpowiedzUsuńFajnie przedstawiasz to przerażenie i równocześnie nienawiść w stosunku do Rufusa. No i fajny jest ten element przeszłościowy, żeby się zorientować, co ich niegdyś łączyło. Co jedynie czuję się zagubiona początkowymi nazwami i nakreśloną fabułą, bo nigdy nie miałam do czynienia z serią! Myślałam już, że się nie wbiję tekst, bo złapało mnie zdezorientowanie, ale gdzieś w trakcie tekst się ładnie zarysował! No i ta końcówka z: "Ty masz tylko mnie zadowolić". Taka nutka grozy. Od razu widać, jakim gnojkiem jest Rufus. Fajne jest to, że po tak krótkim tekście od razu widać nacechowanie emocjonalne obu bohaterów! Propsuję!
~Sadistic
Rufusa i Midgar kojarzę z FFVII więc wskakujemy w te realia 😃
OdpowiedzUsuńRufusa jest dość nieobliczalny i z pewnością lepiej mieć w nim sojusznika niż wroga.
Łączy ich skomplikowana relacja. Ona chciałaby tak wiele zrobić a mimo to nie potrafi. Strach czy może coś innego? On za to stoi gdzieś między syndromem władzy a istniejącym zagrożeniem z jego strony.
Jednak jest coś jeszcze, dziwny związek pana i podwładnej ( taki odniosłam wrażenie) traktuje ją jak rzecz a ona nie potrafi się temu sprzeciwiać. Smutny tekst pełen emocji . Mówi bardzo wiele o bohaterach. Stylistycznie nie mam nic do zarzucenie. Tekst jest dobry i wciąga.
Mam nadzieję że ona wkrótce się przełamie i zakończy tę nierówną grę.
Hej :)
OdpowiedzUsuńMiałam już do czynienia z Lir i Rufusem. Mężczyzna wciąż działa mi na nerwy, najchętniej wpadłabym do tej historii i pomogła Lir w zemście. Świetne kreowanie napięcia, plastyczne opisy i pasująca retrospekcja. Ładna konstrukcja. Masz mnie.
Pozdrawiam.