Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

czwartek, 28 listopada 2019

[Misja 3] The Strange Academy: Koci antychryst ~SadisticWriter


Można powiedzieć, że kot Melas to też bohater TSA, ale raczej nie pojawi się więcej fragmentów z jego perspektywy. Szału nie ma, ale tyle na misję musi wystarczyć.

***
Moja historia zaczęła się w momencie, w którym zostałem wyjęty z pogrążonego w ciemnościach pudła. Zmrużyłem wówczas oczy, próbując rozeznać się w sytuacji. Oto co widziałem: trzymające mnie dziecko płci żeńskiej o jasnych blond włosach i piekielnie zielonych oczach, które z powodzeniem mogły udawać kocie. Nie spodziewałem się ujrzeć dziecka, raczej hordy rozszalałych Indian z dzidami. Wydawało mi się, że to ich ostatni raz widziałem, ale najwyraźniej kiedy wkładali mnie do kotła, to musiało oznaczać, że moje życie dobiegło końca. Teraz przeżywałem swój kolejny żywot. I znowu byłem wątłym, małym kotem, którego los zależał od ludzi. Jakież to uwłaczające.
Zamiauczałem głośno, próbując uwolnić się z potężnego uścisku. Ludzka istota jednak nie zareagowała. Zamiast opuścić mnie na podłogę, przytuliła mocno do piersi, niemal gniotąc wszystkie moje organy wewnętrzne. Chociaż próbowałem wbić jej pazury w twarz, była za silna.
– Vrei, Darren, dostałam kotka! – wykrzyknęła piskliwym, irytującym głosem. W odpowiedzi usłyszała głośne kichnięcie jednego z towarzyszących jej knypków, a także prychnięcie drugiego. Wszyscy gapili się prosto na mnie. Ona z fascynacją, ten z jasnymi włosami, jakby chciał mnie zabić, a ten z brązowymi, jakby się mnie bał – na dodatek bezustannie kichał. Miałem nadzieję, że doprowadzi go to do śmierci. Lubiłem czasem patrzeć ludziom w oczy, kiedy umierali.
– Jak go… psik! Nazwiesz… psik! Isaline? – spytał chłopak o imieniu Darren.
– Melas – odpowiedziała od razu dziewczyna, szeroko się do mnie uśmiechając. W tym uśmiechu kryła się jakaś diaboliczność. Może jednak miała coś wspólnego z kotami? Albo przynajmniej z nieczystymi siłami. Plotki głosiły, że my również pochodziliśmy od samego diabła, ale nigdy nie miałem okazji go spotkać.
– Głupia nazwa. Taka jak ty – odpowiedział chłodno najmniejszy i najbledszy z nich.
– Zamknij się, Vrei! – krzyknęła oburzona dziewczyna, rzucając kolegę wieczkiem od pudełka. Zdołał je uniknąć, uchylając głowę w bok. – Melas to od tyłu Salem.
– A tam nie palili czarownic? – spytał głupio Darren, zakańczając swoją wypowiedź potężnym kichnięciem.
– Jej jeszcze nie spalili – mruknął od niechcenia Vrei, zakładając ręce na piersi. – Czy w Salem mają telefony? Mogę do nich zadzwonić, żeby ją stąd zabrali.
Isaline przewróciła ostentacyjnie oczami.
– Ale Salem to kot z Sabriny, nastoletniej czarownicy. Melasa też nauczę mówić, tak jak jego. Na pewno jest tak samo zabawny. – Mała wiedźma wystawiła moje wątłe, chwiejne ciało do góry, patrząc na mnie z tak niebezpieczną radością rysującą się w oczach, że myślałem, iż lada moment wyrwie mi wszystkie kończyny, wrzuci je do kotła i ugotuje, powielając moją nieszczęsną historię z Indianami – być może miało to związek z kocią traumą.
Isaline musiała być wiedźmą. Znałem takie z poprzednich żywotów. Trwanie przy takich było ekscytujące. Tyle że w tym życiu wolałem odpocząć, wygrzewając się na kanapie, a nie latać po ścianach przy nieudolnych próbach nauki lewitacji na własną rękę.
Blady chłopiec o niemal białych włosach zatopił się w małym urządzeniu, które ludzie nazywali telefonem. Szybko coś w nim klikał, przy okazji marszcząc czoło. Już po chwili uniósł głowę, by swoim stałym, znudzonym głosem powiedzieć:
– Będę go nazywać szmatą. – Spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem, a potem znów zatopił się w telefonie. – Melas to taka choroba. Na Wikipedii napisali, że ludzie z tą chorobą mają szmatowate włókna. – Uniósł głowę, zmrużył groźnie oczy i zapatrzył się w moją fruwającą, miauczącą z wyrzutem postać. – Szmata.
– Brienne, a Vrei nazywa Melasa szmatą! – wydarła się Isaline, podnosząc się szybko z podłogi i biegnąc do opiekunki, która – sądząc po jej roztrzepanych włosach, zarzuconym na siebie puchatym materiale, przypominającym kota,  i zmrużonych oczach – dopiero co wstała. Kobieta spojrzała ze zdziwieniem na Isaline, która trzymała mnie w ramionach. I na co się tak gapiła? Nie ufałem ludziom, którzy nosili na sobie rzeczy przypominające kocie futro. Tacy mogli mnie oskalpować. Indianie lubili takie zabawy.
– Isaline – zaczęła karcącym tonem, jakby nagle obudziła się ze snu – dlaczego otworzyłaś prezent bez pozwolenia?
– Ale to Vrei i Darren zaczęli! – wykrzyknęła oburzona dziewczynka, tupiąc głośno nogą. – Poza tym powinnaś teraz nakrzyczeć Vreia, że tak brzydko mówi o moim kotku! – Jej zielone oczy sypały iskrami. Podobało mi się to. Czułem moc, którą w sobie miała. Może jednak przebywanie z nią w jednym domu nie będzie takie złe? Razem moglibyśmy zawładnąć światem. Postanowiłem, że do niej zamiauczę, uświadamiając ją, że z chęcią zostanę kocim generałem, który poprowadzi ją ku zwycięstwu. Ta jednak tylko pogłaskała mnie po głowie jak zwykłego pluszaka. Głupia. Jeszcze nie rozumiała mojej potęgi. Ale wkrótce nawrócę ją na właściwą drogę…
Blady blondyn przybiegł do Brienne, nie przejmując się narzekającą koleżanką. Pokazał jej swoje pudełko od prezentu, w którym spoczywały książki, rzucił je pod nogi opiekunki i zmarszczył czoło. Powietrze wkoło zrobiło się dziwnie gorące.
– Dlaczego ja nie dostałem pod choinkę niedźwiedzia? Przecież pisałem to temu grubemu, staremu gnojkowi, który mieszka na biegunie północnym. – W przeciwieństwie do błękitnych, płonących oczu, cała jego postawa wydawała się być chłodna. Czy ten dzieciak miał w ogóle jakiekolwiek uczucia?
Brienne z cichym westchnięciem uklęknęła przed chłopcem. Nie wyglądała, jakby robiła to po raz pierwszy. Widocznie w tym świecie była przeszkolona w rozmowach z dziećmi. Ja byłem przyzwyczajony do nawracania ich na ścieżkę zła.
– Vrei, nie możemy tutaj trzymać niedźwiedzia – wytłumaczyła spokojnym, wręcz usypiającym głosem, który sprawił, że potężnie ziewnąłem. Isaline wyszczerzyła do mnie zęby, kiedy ułożyłem się wygodnie w jej ramionach, traktując ją jako poduszkę. Najwyraźniej stwierdziła, że darzę ją jakimikolwiek ciepłymi uczuciami. Musiałem ją zasmucić. Koty nie miały uczuć, po prostu robiły to, co było dla nich w danym momencie wygodne i opłacalne.
– Chcę niedźwiedzia! – krzyknął walecznie Vrei, zaciskając małe pięści.
– Ale niedźwiedzie nie żyją w domach – odezwał się Darren, który pojawił się znienacka obok, z chusteczkami wetkniętymi do nosa. Jego alergia na kocią sierść wytrzymała tylko chwilę. Za chwilę dwa falujące, obsmarkane papierki wyleciały na podłogę. – One żyją albo w lesie, albo tam, gdzie bardzo zimno. Psik!
Vrei wystawił do góry dłoń, zatrzymując ją na wysokości swojej wychudłej piersi.
– Świąt w tym roku nie będzie – powiedział chłodno. Zanim przestraszona Brienne zdążyła jakkolwiek na to zareagować, choinka, która stała w salonie, zaczęła płonąć żywym ogniem. Zaraz do niej dołączyły firanki, a także kanapa. I tak właśnie wyglądały moje pierwsze święta w dziwnej akademii. Co prawda byłem kocim antychrystem, ale wcale mi to nie przeszkadzało, ponieważ na kolację dostałem tłusty kawałek ryby. Powiedzmy, że póki co mnie przekupili. Ale to nie na długo.





2 komentarze:

  1. Hej :)
    Melas Melasem - koci generał prowadzący do zawładnięcia światem brzmi genialnie - ale to Vrei podpalający choinkę jest moim hero tego tekstu :D Wiedziałam, że już za dzieciaka musiał mieć niezłe odpały.
    Bardzo ciekawe imię. Wiem, że o nim dyskutowałyśmy, ale nie sądziłam, że melas to też choroba (tak, ja też musiałam to wyguglować xD). W każdym razie świetne wprowadzenie zwierzaka do rodzinki TSA, moim zdaniem powinien się w niej nieźle odnaleźć :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    Rozbawiłeś mnie tym tekstem, takie kocie przemyślenia plus szatański pierwiastek. Sama mam siedem kotów i wiem jak potrafią rozrabiać.
    Tekst czytało mi się bardzo przyjemnie i płynnie, tylko coś mi zazgrzytało przy chłopakach, możliwe że nie chciałeś przedłużać i lać wody.
    W starożytnych wierzeniach były czczone i wierzono że są wcieleniami bóstw, albo zmarłych osób, a nawet podobno potrafią wędrować pomiędzy światami.
    Pozdrawiam,
    Krakowska Wiedźma

    OdpowiedzUsuń