Wilk:
Staruszka
Krzysztof
Hałdys – Człowiek Piszący
– Co tak stoisz jak widły
w gnoju?! – Nad wyraz silny głos staruszki dotarł do nas z wnętrza chaty, zanim
echo pukania zdążyło się rozejść. – Wchodź!
Na te słowa mój towarzysz pchnął drzwi, które rozwierając się bezszelestnie, zaprosiły nas do wnętrza. Następnie przekroczył próg jak gdyby nigdy nic i przystanął, by zaczekać na mnie jak i na dalsze instrukcje od właścicielki tego przybytku. Mimo instynktownej niechęci do wszelakich przestrzeni zamkniętych ruszyłem się powoli z miejsca i gdy tylko znalazłem się w środku, podskoczyłem ze strachu. Nie spodziewałem się, iż drzwi same się zamkną. Po chwili zorientowałem się, iż warczę, szczerząc uzębienie. Zawstydzony swym zachowaniem, błyskawicznie tego zaprzestałem i rzuciłem wzrokiem na towarzysza. Mimo, iż spod zamaszystego kaptura nie mogłem dostrzec jego oblicza i tak wyczuwałem od niego aurę głębokiego spokoju. Choć może było to po prostu niewzruszenie.
– Usiądź! Zaraz zaparzę herbaty! – Głos odezwał się ponownie, choć tym razem trudno było określić skąd dochodził.
Nie mniej zastosowaliśmy się do jego polecenia i przeszliśmy do pokoju przed nami. Mój towarzysz zasiadł na znajdującej się tam kanapie, a ja niczym dobry zwierzak, ległem na podłodze. W taki sposób czekaliśmy na pojawienie się gospodyni, przekonując się ile według niej trwało zaraz. Zdecydowanie nie było to krótko, albowiem spędziliśmy w ciszy około kwadrans, nim zaczęliśmy słyszeć odgłos bosych stóp uderzających o drewno. Wnet oczekiwana przez nas osoba ukazała się naszym oczom.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła oburzona. – Mój gość nie będzie siedział na podłodze! Natychmiast siadaj na kanapę!
Nie wiedzieć czemu siła, która swoją drogą nie powinna drzemać w głosie tak starej osoby, zmusiła mnie do zajęcia przykazanego miejsca.
– No! – podsumowała całe zdarzenie, gdy to uczyniłem. – Co tym razem sprowadza cię w me skromne progi?
Mówiąc to zasiadła na krześle naprzeciwko nas, uważając by nie rozlać trzymanej w dłoniach herbaty.
– Proszę wybaczyć – odezwał się mój towarzysz – nie znam pani.
W tym momencie starająca się upić nieco gorącego naparu staruszka, zadławiła się i zaczęła kaszleć.
– Naprawdę tak trudno zapamiętać kogoś przez kilka stuleci?! – rzekła ewidentnie niepocieszona.
Po chwili ciszy miała paść odpowiedź na jej pytanie, aczkolwiek machnąwszy ręką, zapobiegła temu.
– Daj sobie spokój! Znamy się tyle mileniów… Tyle razy przyłaziłeś do mnie po pomoc… A! Daruj sobie! – wypowiadając te słowa, próbowała zatuszować smutek pojawiający się w jej głosie i łzy poczynające szklić oczy.
Po tym dała sobie chwilę na otrzeźwienie, aczkolwiek nie za bardzo jej to wyszło, gdyż spojrzawszy na herbatę, zaczęła wspominać.
– Tęsknię za dawnymi czasami, kiedy świat był pełen magii, cudownych stworzeń i pięknych chwil… – wyznała z westchnięciem, po czym z głębokim smutkiem dodała – Nikt już mnie nie pamięta. Nikt nie odwiedza. Nikt nie łuska ze starą babką groszku w poszukiwaniu rozwiązania dla problemów świata.
Nagle przestrzeń zajęła się głuchą ciszą, która trwała i trwała jakby miała się nigdy nie skończyć.
– Wybacz. – Słowa, razem z którymi staruszka przetarła oczy, zakończyły ją jednak. – Musisz iść na północ.
– Północ? – powtórzył mój towarzysz.
– W lodowym pałacu mieszka wyrocznia. Potrzebujesz jej – wyjaśniła.
– Dobrze. Dziękuję – odrzekł i nie widząc, aby staruszka miała coś jeszcze dodać, zaczął wstawać.
– A ty gdzie?! – wrzasnęła poirytowana swoim silnym głosem.
– Na północ – rzucił, zastygłszy w połowie ruchu.
– Potrzebujesz imiennego zaproszenia, by spotkać się z wyrocznią – wypowiedziawszy te słowa zaczęła się śmiać.
– Jak mam je otrzymać, jeśli mogę wiedzieć? – zapytał, z powrotem siadając.
– A skąd ja mam wiedzieć?! – Słowa rozmówczyni były nieco zniekształcone przez jej rechotanie. – Jestem tylko nic nie znaczącym pionkiem w grze losu.
Jej wypowiedź wydawała się ją rozśmieszać jeszcze bardziej. Doszło aż do tego, iż zaczęła uderzać dłonią w swoje udo. Przy takiej gwałtowności ruchów dziwnym było, iż jeszcze nie rozlała trzymanej herbaty.
– No. To wynocha. – spuentowała swój śmiech, gdy zaczął przemijać. Nie widząc jednak reakcji, powtórzyła nieco groźniej – Won!
Wtem nawet nie z własnej woli poderwaliśmy się z kanapy i opuściliśmy mieszkanie. Tempo w jakim to zrobiliśmy było dla mnie niebywale nienaturalne, aczkolwiek zauważyłem to dopiero, znalazłszy się na ganku.
– Żegnam! – Doszedł nas głos z wnętrza domostwa.
– Również żegnam – odparł mój towarzysz nie widząc w sytuacji nic dziwnego i zaczął opuszczać teren posesji.
Nie mając większego wyboru i bojąc się zostać na miejscu, ruszyłem za nim. W kilkunastu krokach znaleźliśmy się za płotem z zapytaniem, w którą stronę powinniśmy się udać. Biorąc wszystko na logikę, zaczęliśmy iść drogą, która podążała na północ. Nim jednak zdążyliśmy przejść nią choć mały kawałek, dotarło do nas odległe zawołanie.
– Na twoim miejscu wybrałabym przeciwny kierunek! – To ta zwariowana staruszka dawała nam radę.
Ja zapragnąłem ją oczywiście zignorować, aczkolwiek mój towarzysz obrócił się bez słowa i zaczął iść, gdzie mu zalecono. Sfrustrowany fuknąłem cicho.
– Słyszałam to! – kobieta wrzasnęła ponownie ze swojego domu.
Ciarki, które przebiegły przez moją skórę z tego powodu, były tak zatrważające, iż błyskawicznie znalazłem się przy boku swego towarzysza, łudząc się iż jego obecność zapewni mi otuchy.
Na te słowa mój towarzysz pchnął drzwi, które rozwierając się bezszelestnie, zaprosiły nas do wnętrza. Następnie przekroczył próg jak gdyby nigdy nic i przystanął, by zaczekać na mnie jak i na dalsze instrukcje od właścicielki tego przybytku. Mimo instynktownej niechęci do wszelakich przestrzeni zamkniętych ruszyłem się powoli z miejsca i gdy tylko znalazłem się w środku, podskoczyłem ze strachu. Nie spodziewałem się, iż drzwi same się zamkną. Po chwili zorientowałem się, iż warczę, szczerząc uzębienie. Zawstydzony swym zachowaniem, błyskawicznie tego zaprzestałem i rzuciłem wzrokiem na towarzysza. Mimo, iż spod zamaszystego kaptura nie mogłem dostrzec jego oblicza i tak wyczuwałem od niego aurę głębokiego spokoju. Choć może było to po prostu niewzruszenie.
– Usiądź! Zaraz zaparzę herbaty! – Głos odezwał się ponownie, choć tym razem trudno było określić skąd dochodził.
Nie mniej zastosowaliśmy się do jego polecenia i przeszliśmy do pokoju przed nami. Mój towarzysz zasiadł na znajdującej się tam kanapie, a ja niczym dobry zwierzak, ległem na podłodze. W taki sposób czekaliśmy na pojawienie się gospodyni, przekonując się ile według niej trwało zaraz. Zdecydowanie nie było to krótko, albowiem spędziliśmy w ciszy około kwadrans, nim zaczęliśmy słyszeć odgłos bosych stóp uderzających o drewno. Wnet oczekiwana przez nas osoba ukazała się naszym oczom.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła oburzona. – Mój gość nie będzie siedział na podłodze! Natychmiast siadaj na kanapę!
Nie wiedzieć czemu siła, która swoją drogą nie powinna drzemać w głosie tak starej osoby, zmusiła mnie do zajęcia przykazanego miejsca.
– No! – podsumowała całe zdarzenie, gdy to uczyniłem. – Co tym razem sprowadza cię w me skromne progi?
Mówiąc to zasiadła na krześle naprzeciwko nas, uważając by nie rozlać trzymanej w dłoniach herbaty.
– Proszę wybaczyć – odezwał się mój towarzysz – nie znam pani.
W tym momencie starająca się upić nieco gorącego naparu staruszka, zadławiła się i zaczęła kaszleć.
– Naprawdę tak trudno zapamiętać kogoś przez kilka stuleci?! – rzekła ewidentnie niepocieszona.
Po chwili ciszy miała paść odpowiedź na jej pytanie, aczkolwiek machnąwszy ręką, zapobiegła temu.
– Daj sobie spokój! Znamy się tyle mileniów… Tyle razy przyłaziłeś do mnie po pomoc… A! Daruj sobie! – wypowiadając te słowa, próbowała zatuszować smutek pojawiający się w jej głosie i łzy poczynające szklić oczy.
Po tym dała sobie chwilę na otrzeźwienie, aczkolwiek nie za bardzo jej to wyszło, gdyż spojrzawszy na herbatę, zaczęła wspominać.
– Tęsknię za dawnymi czasami, kiedy świat był pełen magii, cudownych stworzeń i pięknych chwil… – wyznała z westchnięciem, po czym z głębokim smutkiem dodała – Nikt już mnie nie pamięta. Nikt nie odwiedza. Nikt nie łuska ze starą babką groszku w poszukiwaniu rozwiązania dla problemów świata.
Nagle przestrzeń zajęła się głuchą ciszą, która trwała i trwała jakby miała się nigdy nie skończyć.
– Wybacz. – Słowa, razem z którymi staruszka przetarła oczy, zakończyły ją jednak. – Musisz iść na północ.
– Północ? – powtórzył mój towarzysz.
– W lodowym pałacu mieszka wyrocznia. Potrzebujesz jej – wyjaśniła.
– Dobrze. Dziękuję – odrzekł i nie widząc, aby staruszka miała coś jeszcze dodać, zaczął wstawać.
– A ty gdzie?! – wrzasnęła poirytowana swoim silnym głosem.
– Na północ – rzucił, zastygłszy w połowie ruchu.
– Potrzebujesz imiennego zaproszenia, by spotkać się z wyrocznią – wypowiedziawszy te słowa zaczęła się śmiać.
– Jak mam je otrzymać, jeśli mogę wiedzieć? – zapytał, z powrotem siadając.
– A skąd ja mam wiedzieć?! – Słowa rozmówczyni były nieco zniekształcone przez jej rechotanie. – Jestem tylko nic nie znaczącym pionkiem w grze losu.
Jej wypowiedź wydawała się ją rozśmieszać jeszcze bardziej. Doszło aż do tego, iż zaczęła uderzać dłonią w swoje udo. Przy takiej gwałtowności ruchów dziwnym było, iż jeszcze nie rozlała trzymanej herbaty.
– No. To wynocha. – spuentowała swój śmiech, gdy zaczął przemijać. Nie widząc jednak reakcji, powtórzyła nieco groźniej – Won!
Wtem nawet nie z własnej woli poderwaliśmy się z kanapy i opuściliśmy mieszkanie. Tempo w jakim to zrobiliśmy było dla mnie niebywale nienaturalne, aczkolwiek zauważyłem to dopiero, znalazłszy się na ganku.
– Żegnam! – Doszedł nas głos z wnętrza domostwa.
– Również żegnam – odparł mój towarzysz nie widząc w sytuacji nic dziwnego i zaczął opuszczać teren posesji.
Nie mając większego wyboru i bojąc się zostać na miejscu, ruszyłem za nim. W kilkunastu krokach znaleźliśmy się za płotem z zapytaniem, w którą stronę powinniśmy się udać. Biorąc wszystko na logikę, zaczęliśmy iść drogą, która podążała na północ. Nim jednak zdążyliśmy przejść nią choć mały kawałek, dotarło do nas odległe zawołanie.
– Na twoim miejscu wybrałabym przeciwny kierunek! – To ta zwariowana staruszka dawała nam radę.
Ja zapragnąłem ją oczywiście zignorować, aczkolwiek mój towarzysz obrócił się bez słowa i zaczął iść, gdzie mu zalecono. Sfrustrowany fuknąłem cicho.
– Słyszałam to! – kobieta wrzasnęła ponownie ze swojego domu.
Ciarki, które przebiegły przez moją skórę z tego powodu, były tak zatrważające, iż błyskawicznie znalazłem się przy boku swego towarzysza, łudząc się iż jego obecność zapewni mi otuchy.
Witam serdecznie. Zdaje sie, ze pierwszy raz czytam twoje tekst, aczkolwiek widzialam poprzedni z serii Wilk I postaram sie cofnac. Przyznam, ze sworzyles dosc charakterna staruszke, troche mi sie od poczatku skojarzyla z szeptuchami, doradzajacymi chorym na wioskach, po nich tez bym sie spodziewala takich tekstow :P Fantastyka : to lubie. Bardzo podoba mi sie twoj styl pisania. Z rzeczy, ktore od razu zapadly mi do serca to zdanie: - Tęsknię za dawnymi czasami, kiedy świat był pełen magii, cudownych stworzeń i pięknych chwil… >>> ach ja tez :) Ladnie uzyte slowa klucze i temat. Bardzo naturalnie. Z tego co mi sie wydaje to narracja jest prowadzona przez wilka, musze sie dowiedziec o co chodzi w ten podrozy, wiec wracam do wczesniejszego tekstu z serii Wikl. Pozdrawiam. Kaja
OdpowiedzUsuńPisząc ten tekst trochę bałem się tej staruszki, aczkolwiek widzę, iż wyszła mi dość dobrze.
UsuńWątpię abyś dowiedziała się, o co chodzi w tej podróży, gdyż nawet ja do końca tego nie wiem xD
"Szczerząc uzębienie" i "poczynające szklić oczy" czy coś w ten deseń, brzmiało mi trochę dziwnie, ale ostatecznie to nie będę się czepiać. Tak samo przecinków!
OdpowiedzUsuńGościu ewidentnie mnie rozwalił tym: proszę mi wybaczyć, ale nie znam pani XD. Niemal spadłam z ławki. No i ta babcia rzeczywiście jest jak babcia. Tylko trochę nie do końca o zdrowych umysłach babcia, skoro najpierw pyta, gdzie idą, a potem ich wygania XDDD. No i ten cały mag... TO był mag, nie? Może w tym tekście wypadł nieco jałowo, ale i tak uwielbiam tą jego szczerość i równoczesną grzeczność! Szkoda tylko, że znowu Wilk nie miał tutaj nic wielkiego do dodania. Czekam, aż stanie się wyraźną postacią w tym uniwersum. No i zastanawia mnie: dlaczego oni idą na północ do tej tam wyroczni? I dlaczego Wilk się nie zastanawia, dlaczego mag chce go tam zabrać? Hmmm.
Fajnie wplotłeś temat główny w treść. To ci idzie w tekstach naprawdę dobrze! No i jednak krótsze teksty idą ci zdecydowanie lepiej niż te dłuższe. Miło mi się czytało.
~SadisticWriter
Cieszę się, iż miło Ci się czytało.
UsuńOgólnie rzecz ujmując, to nie mam zielonego pojęcia o tym co się w tej historii dzieje. Mam tylko proste założenie i na razie nie układa mi się to w opowieść.
Jedyne co wiem to, iż jegomość w szacie nie będzie "pełnoprawnym" magiem. Wilk zaś rysuje mi się na dosyć biernego narratora.
Muszę czekać na natchnienie :D
Hej :)
OdpowiedzUsuńZgodzę się z SadisticWriter - krótsze teksty wychodzą Ci lepiej, bo umiesz nadać im odpowiednie tempo akcji. Osobiście uważam rozmowę ze staruszką za bardzo krótką, ale jak patrzę na całość, to czuję satysfakcję.
Nic, co się dzieje, nie jest na siłę. Jest tu pewne napięcie, jak i smutek, tęsknota za minionymi czasami.
Bardzo wyraźnie zarysowałeś postać staruszki, przez co dostałam o niej tyle wiedzy, ile potrzebowałam, by ją polubić.
Ten tekst to taki 'drogowskaz' w całym uniwersum, jak podejrzewam, ale mnie przypadł do gustu ze wszystkim, co sobą pokazał.
Pozdrawiam.
Jak wspomniałem wcześniej, staruszka była dla mnie wyzwaniem, z którego udało mi się wyjść zwycięsko. Także bardzo się z tego powodu raduję.
UsuńTen tekst to rzeczywiście taki urywek, który nie ma swego miejsca w opowieści, gdyż ta nie zdołała wykiełkować.
Dziękuję za komentarza i również pozdrawiam