Temat tak jakoś pasował mi do
uniwersum WCN. Nie miałam już czasu, żeby wymyślić nie wiadomo jak rozwiniętą
fabułę, ale takie krótkie opowiadania są dobre na odprężenie. To jest taki ciąg
dalszy bitwy paringowej. Chociaż już chyba wiem, kogo wybierze ostatecznie
Madelyn.
***
Miałem
już dosyć przyglądania się, jak ta mała wiedźma wdzięczy się do mojego kuzyna.
Oboje siedzieli już od ponad godziny pod rozłożystym drzewem i oddawali się
czemuś, co Madelyn na pewno nazwałaby „odrabianiem zadania domowego, w którym
pomaga mi Nate”, ja nazwałbym to: „Udawaniem, że jest się tak tępym, że nie
potrafi się wykonać najprostszego zadania domowego, i to tylko po to, aby
spędzić czas z Nate’em, w którym jestem zabujana, odkąd tylko nauczyłam się
chodzić”. Dziwiło mnie, że mój kuzyn nie zorientował się jeszcze, że Madelyn
doskonale radzi sobie w szkole, a więc w gruncie rzeczy nie potrzebowała jego
pomocy przy zadaniu domowym. Ewentualnie mógł ją już dawno rozszyfrować, a po
prostu spędzanie z nią czasu w żaden sposób mu nie przeszkadzało.
Nate
i Madelyn byli siebie warci. Chociaż istniało między nimi pięć lat różnicy, nie
przeszkadzało im to w porozumiewaniu się, a także podejmowaniu dziwnych,
pseudonaukowych tematów na temat świata, których ja kompletnie nie rozumiałem.
Kiedy się spotykali, byli we własnym świecie, do którego nawet ja nie
potrafiłem wedrzeć się siłą, co nie znaczy, że nigdy nie próbowałem…
Szczególnie wtedy, kiedy za bardzo się do siebie przybliżali. Dokładnie tak jak
teraz.
Madelyn
zgarnęła włosy za ucho, nachylając się nad zeszytem i wskazując na coś palcem.
Nieśmiały uśmiech nie schodził z jej twarzy, podobnie jak dwie rumiane plamy z
policzków. Nate również musiał się pochylić nad zeszytem, żeby zrozumieć, o co
jej chodzi, to dlatego ich głowy niemal zaczęły się ze sobą stykać. Wiedziałem,
że ta wiedźma zaraz przeniesie na niego swoje czarujące, błękitne oczy i
zachęci go tym samym do pocałunku. Co prawda nie wierzyłem w to, żeby mój
upośledzony pod względem relacji kuzyn zrozumiał, o co jej chodzi, ale
wystarczyło, że ja to rozumiałem. I że nie chciałem do tego dopuścić.
Przekradłem
się pomiędzy drzewami, starając się wykorzystać metodę bezszelestnego skradania
się, której nauczył mnie kiedyś tata. W niedługim czasie znalazłem się za
plecami pary niespełnionych kochanków, kryjąc się jednak w cieniu, aby żadne z
nich mnie nie dostrzegło. Na wstrzymanym oddechu wyczekiwałem tego, co mogło za
chwilę nastąpić.
–
Nie wiem, dlaczego prosiłaś mnie o pomoc, skoro doskonale rozumiesz to zadanie,
Made – powiedział syn wujka Nathiela.
–
Bo… bo widzisz, Nate… – Madelyn się zawahała. Wzięła głęboki wdech, jakby
szykowała się do większego wyznania. Byłem gotowy chwycić ją za włosy i
pociągnąć w tył tylko po to, aby do tego nie doszło. Na szczęście moja ręka
tylko zawisła nad jej brązową czupryną, bo do żadnego romantycznego wyznania
nie doszło. – Chciałam po prostu… spędzić z tobą trochę czasu, no i upewnić
się, że myślę dobrze, jeżeli chodzi o to zadanie. Tak. Właśnie o to chodzi.
Z
trudem powstrzymałem się od wydania z siebie cichego prychnięcia. Jeżeli tak
się będzie jąkała, to nigdy mu nie wyzna miłości. Oczywiście dla mnie to nawet
lepiej… Nie, żebym sam był w niej zakochany… W życiu! Miałem tylko trzynaście
lat. W takim wieku po prostu dokuczało się wszystkim wrednym jędzom, ciągnąc je
za włosy albo szturchając. Ja akurat upatrzyłem sobie Madelyn.
–
Jeżeli chciałaś spędzić ze mną czas, mogłaś do mnie po prostu zadzwonić. –
Rozbawiony Nate położył dłoń na głowie dziewczyny, głaszcząc ją jak małego
zwierzaczka. Kiedy zobaczyłem, że ramiona Madelyn opadają, jakby się załamała,
zrozumiałem, o co chodzi. Och, czyżby syndrom siostrzyczki znów powracał?
Wątpiłem w to, aby Nate kiedykolwiek spojrzał na nią inaczej niż na
dziewczynkę, która była od niego o pięć lat młodsza i potrzebowała nieco
troski, w końcu nie miała rodzeństwa, a poza tym mieszkała tylko z tatą.
Czarodziejka
wzięła głęboki wdech.
–
Dlaczego zawsze traktujesz mnie jak małe dziecko? – spytała z wyrzutem.
Wyprostowałem
plecy. Nie spodziewałem się, że zada mu takie pytanie. Nate najwyraźniej też,
bo przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, jakby sam się nad tym zastanawiał.
–
Przepraszam – wyrzucił z siebie w końcu, od razu zabierając dłoń z jej głowy.
Teraz to on zachowywał się jak skruszona, onieśmielona dziewczynka. – Ciągle
zapominam, że masz już czternaście lat, a to poważny wiek. – Wydawało mi się,
czy krył się w tym powiedzeniu jakiś brak powagi? Zupełnie jakby tak nie
uważał?
Madelyn
zamknęła zeszyt z cichym puknięciem, spoglądając prosto w oczy swojego rozmówcy
z taką powagą, że sam zrobiłem się podejrzliwy.
–
Nie mógłbyś się zakochać w kimś, kto ma czternaście lat, prawda? – spytała
prosto z mostu.
–
Nie do końca rozumiem, co masz na myśli, Made… – Onieśmielony Nate podrapał się
w tył głowy, próbując uciec wzrokiem w drugą stronę.
–
Chodzi mi o to, że cię ko… – Zanim dokończyła zdanie, rzuciłem się na nią od
tyłu jak wygłodniały wilk. W tym momencie czułem się jak łowca wiedźm, który wyszukuje
odpowiedniej chwili, aby zaatakować swoją ofiarę. Prawda była taka, że Madelyn
poniekąd była wiedźmą, choć gdybym powiedział to na głos, zapewne zostałbym za
to skarcony. W jej świecie istniały i wiedźmy, i czarodziejki, z czego obie
strony pochodziły z rodu la bonne fee. Madelyn zaliczała się raczej do tych piekielnie
dobrych czarodziejek, które nie skrzywdziłyby nawet muchy.
Nie
spodziewałem się, że dziewczyna będzie taka czujna. W momencie, kiedy się na
nią rzuciłem, wyjęła z torby drewnianą łyżkę i z braku pomysłu na obronę,
ponieważ jej magia nie działała tak szybko, jakby tego chciała (a to oznaczało,
że była słabą wiedźmą), rzuciła mnie nią tak, że dostałem prosto w oko. Wydałem
z siebie zbolały dźwięk, od razu się wycofując. Przysłoniłem oko dłonią,
patrząc gniewnie na Madelyn. Niby była słaba, a jednak załatwiła mnie zwykłą
łyżką.
–
I co, pewnie myślisz, że to zwykła łyżka? – spytała z prychnięciem dziewczyna.
– Zaklęłam ją, zanim wyszłam z domu, bo wiedziałam, że będziesz chciał wszystko
zniszczyć! To dlatego zorientowałam się, że się zbliżasz!
–
Wybiłaś mi oko, idiotko! – wykrzyknąłem wściekle.
–
Widocznie na to zasłużyłeś! – odkrzyknęła walecznie czarodziejka.
I
pomyśleć, że zawsze sądziłem, iż tylko potężne wiedźmy używają czystej magii,
niepopartej żadnymi magicznymi artefaktami. Tymczasem jeden z takich
artefaktów, z pomocą słabej moim zdaniem wiedźmy, załatwił mnie w prosty,
niemal ludzki sposób. Niech to szlag!
Bez
chwili zastanowienia rzuciłem się na dziewczynę, wywracając ją w trawę.
Oczywiście jak przystało na Madelyn, nie zamierzała się poddać, mimo tego że
była słabsza fizycznie. Biła mnie na oślep pięściami, raz trafiając nawet w mój
nos, ja tymczasem szarpałem ją za włosy, próbując przekonać do poddania się i
przyznania, że to ja wygrałem. Chociaż Madelyn miała łzy w oczach, nie
zamierzała przestawać. Tę bitwę mogła zatrzymać tylko postronna osoba, i okazał
się nią być mój kuzyn. Chyba wcześniej był zbyt oszołomiony, żeby jakkolwiek zareagować.
Teraz jednak chwycił mnie za tył koszulki i pociągnął stanowczo w górę. Nie
wyglądał na złego czy tym bardziej groźnego, po prostu posłał mi znaczący
uśmieszek, który mógł mówić tylko jedno: nie ma sensu się z nią bić, Lathan. W
tym momencie to jednak jemu miałem ochotę przywalić.
Madelyn
usiadła na trawie, szybko ocierając łzy nagromadzone w oczach. To, że płakała,
było jednak widoczne w jej lekko zaczerwienionym nosie. To dzięki temu zawsze
łatwo można było poznać, że wylewała łzy. Spojrzałem na nią z wrednym
uśmieszkiem, głośno prychając.
–
Co, czerwononosy renifer powrócił? A dziwne, bo jest dopiero wiosna –
powiedziałem ze zjadliwą ironią. Nate wciąż mnie nie puszczał, jakby się bał,
że jeszcze dojdzie do ponownej bójki.
Zawstydzona
Madelyn zasłoniła dłonią nos, aby nie ośmieszyć się przed Nate’em. Teraz
widziałem tylko jej zmarszczone czoło i sypiące iskrami złości błękitne oczy.
Zanim cokolwiek odpowiedziała, a niewątpliwie szykowała potężną ripostę, która
mogła zmieść z powierzchni Ziemi wszystkich wkoło (oprócz mnie), to mój kuzyn
zabrał głos.
–
Lathan, masz już trzynaście lat. Chyba wiesz, że wystarczy powiedzieć
dziewczynie, że się ją lubi, zamiast rzucać się na nią z pięściami. – Nate
wyglądał, jakby próbował ukryć rozbawienie. Myślałem, że go zaraz zdzielę. Tym
razem to ja poczułem, że się zawstydziłem. I miałem nadzieję, że nie było to
widoczne na moich policzkach.
–
No, chyba cię pogrzało! – krzyknąłem wściekle, wyrywając się z jego uścisku. –
Brzydzę się nią! – Musiałem przyznać, że teraz to ja zachowywałem się jak
dziecko, szczególnie kiedy zaciskałem pięści i tupałem nogą w podłoże. Chyba
zbyt nisko upadłem.
–
Istnieje takie powiedzenie: kto się czubi, ten się lubi – powiedział z
uśmieszkiem Nate.
Już
otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy dostałem z kopa prosto w kolano.
–
Zdychaj! – krzyknęła złowieszczo Madelyn.
Upadłem
w trawę, a ona bezlitośnie zaczęła mnie nadeptywać, jakby rzeczywiście chciała
pozbawić mnie życia. Zanim zdążyłem złapać ją za nogę, to Nate chwycił w pasie i
odciągnął tę rzucającą się na wszystkie strony wiedźmę.
–
Zostaw mnie, Nate! Tak się nie godzi traktować kobiet! Zaraz mu trzepnę w ten
głupi…
–
Kobiet? Nawet za sto lat nie będziesz kobietą, wredna wiedźmo! – wykrzyknąłem,
wtrącając się jej w połowie zdania. – Masz za małe cycki!
Madelyn
wydała z siebie coś w rodzaju wściekłego warknięcia, a potem wyrwała się
Nate’owi i rzuciła się za mną w pogoń. Oczywiście zdążyłem się podnieść z
ziemi, a nawet – pomimo bólu kolana – podjąć się ucieczki w stronę lasu. Żeby
jeszcze bardziej ją rozwścieczyć, wystawiłem jej język i głośno się zaśmiałem. To
był mój pierwotny plan. Wkurzyć ją tak bardzo, że zapomni o swoim niedoszłym
kochanku i pobiegnie za mną. Bo co, jak co, ale zamierzałem przegrywać z
własnym kuzynem…
Zdaje się, ze spędzanie czasu z ta małolata sprawiało mu przyjemność (Nate'owi) każdy lubi czuć się potrzebny w taki czy inny sposób. Madelyn to cwana sztuka, flirtowanie ma w małym paluszku, a kuzyn Nata zdaje się aż zanadto przejęty zaistniała sytuacja, czyżby zazdrość... Tak to na pewno zazdrość. Taka dość spora różnica wieku ich dzieli, szczególnie jeśli mówimy o 14latce i starszym koledze...moze, gdyby mieli 20+ lat to by to przeszło, ale w tym wieku różnica jest zbyt wielka, szczególnie mentalna. Cos mi się to nie widzi...może w przyszlosci, ale nie teraz. Och jest i łyżka. Nigdy nie wiesz co wiedźma trzyma w torebce, po dłuższej chwili zastanowienia, także muszę się w taka wyposażyć. Oj tak, on ja bardzo lubi, ale nie jestem pewna jak to jest z Madelyn. Może cos z tego urośnie. śmiałam się czytając ich starcie :) z tymi cyckami to przegiął hahah , już po nim.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuń#TeamLanthan4Ever ❤️
W ostatnim zdaniu zabrakło znaczącego słowa NIE. Ale poza tym to ja wielbię ten tekst i nadal uważam, że Madelyn powinna przychylniej spojrzeć na młodszego Auvreya. Bo Nate to trochę ciapa jest, skoro nie widzi tuż obok siebie pewnych oczywistości, a dostrzega ich cień u innych ludzi.
Przyjemna scenka, ciekawie wpleciony temat. Zaśmiałam się przy każdym czytaniu - a były to dwa razy, nim się wzięłam za komentarz - czyli humor Ci tu wyszedł.
#TeamLathan4Ever ❤️
No. Uwielbiam to uniwersum, uwielbiam to, że i wśród młodszego pokolenia są takie postaci i wątki, które skradły mi serce. Wielbię. Chcę więcej.
Pozdrawiam.
Fuck. Pierwszy hashtag z błędem, Dios mio.
Usuń#TeamLathan4Ever ❤️
Haha xd o Boże dobrze było przeczytać cis lekkiego i zabawnego! DZIECI SA TAKIE OKRUTNE xd względem sb xd ale jakże naturalnie to wszystko tu wyszło! Bawiłam się znakomicie, czytając dozkminy Lathana i doskonale klucze nie byke tylko nie przyznać, że lubi Made. I to jej zdychah, i to jego masz za małe cycki! Jakie prawdziwe! Cudowne! ;D tekst zostawia mnie w świetnym humorze :D
OdpowiedzUsuń