Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 24 listopada 2019

[37] Zapisani: You've already got me in so deep ~Miachar

            Jak o tym pomyślę, jest to przedostatni tekst, jaki potrzebuję w tym uniwersum, by przestawić wszystko, co chcę. I ta świadomość jakoś mnie nie boli. Ktoś by tęsknił?
Wciąż w klimacie #awae, ale ostatnio dzięki niemu jakoś daję radę funkcjonować. 

            Miesiąc intensywnego reklamowania mojej twórczości po drugiej stronie oceanu powoli zmierzał do końca, co mi się nie podobało, bo czas, który miałem przeznaczyć na ostateczne zdobycie serca kobiety, w której byłem zakochany od wielu lat, uciekał mi przez palce, a wszelkie możliwy los dupek jeden śmiał mi się prosto w twarz. Zmierzaliśmy do ostatniego z miast, do tego, z którymi na początku żywiłem największe nadzieje, a teraz było ono moją ostatnią nadzieją Barcelona Gaudiego, w której to pozostały mi dwa spotkania z czytelnikami. Później przyjdzie pora na powrót do domu, a także do naszych żyć, w których ja wciąż byłem singlem. Cholera, dlaczego nie potrafiłem zdobyć się wreszcie na miłosne wyznanie? Co było ze mną nie tak?!
            Nie znałem odpowiedzi na te pytania, mimo iż rozmyślałem o tym przez całą drogę pod hotel, kiedy wyciągałem nasze walizki i torby z bagażnika, gdy Rosabeth nas meldowała i w windzie, gdzie lustra z każdej możliwej strony dawały mi jasno do zrozumienia, iż nie wyglądam najlepiej. A z fatalnym wyglądem moje notowania na dobry podryw drastycznie leciały na łeb, na szyję. Zerkałem przy tym na przyjaciółkę, która dzierżyła w dłoni klucze do naszych pokoi i wyglądała na zniecierpliwioną. Czyżby do czegoś było jej spieszno? Może czekały na nią jakieś ważne maile? Nasza hiszpańska przygoda zmierzała do końca, pewnie możliwi zleceniodawcy już dawali o sobie znać, w końcu była niesamowicie dobra w swoim fachu, a codziennie pojawiało się coś, co warte było przetłumaczenia.
            Pewnie tylko po to, by Agnes mogła pozachwycać się widokami, ulokowano nas aż na dziewiątym piętrze. I znowu w dwóch apartamentach, na które składały się salon, łazienka oraz dwie sypialnie w każdym z nich. Dla mnie było to o wiele za dużo; wystarczyłby mi pokój jednoosobowy z łazienką, który pewnie był kilka razy tańszy, ale moja agentka uparła się, byśmy w każdym mieście nocowali w tych samych warunkach. Od połowy trasy promocyjnej zastanawiałem się, jak udało jej się osobie, która po hiszpańsku nie umiała powiedzieć poprawnie ani słowa załatwić to wszystko. Podskórnie czułem, że Rosabeth musiała maczać w tym palce, ale zaraz pojawiała się myśl, że przecież przyjaciółka nie wiedziała o tej wyprawie, dopóki nie poprosiłem jej o pracę jako tłumacz. A przynajmniej tak mi się wydawało, że nie wiedziała.
            Jak to sobie wcześniej obmyśliliśmy, zostawiliśmy bagaże w pokojach i zjechaliśmy z powrotem na dół, by zjeść kolację. Do tej pory wszystko szło zgodnie z wcześniejszymi planami, zawsze udawało nam się być idealnie na każde spotkanie, zameldowanie czy właśnie posiłek. Wątpiłem, by to także było zasługą pani edytor, raczej to Rosabeth znowu nad tym czuwała. Albo ktoś z wydawnictwa na odległość pilnował Agnes, by trzymała się wszelkich harmonogramów; kto jak kto, ale dyrektor trzymał wszystkich dość mocną ręką, nie zdziwiłbym się, gdyby jego oczy śledziły także poczynania mojej agentki.
            Po posiłku, który ja spędziłem na konsumpcji, Rosabeth na jedzeniu, a Agnes na paplaniu w kółko o niczym, wróciliśmy do pokoi po to, by się rozpakować, co nie zajęło mi wiele czasu przez ostatnie tygodnie stałem się małym mistrzem we władaniu swoimi bagażami. Nie chciałem być sam, więc przeszedłem przez korytarz i zapukałem do apartamentu kobiet, spodziewając się ujrzeć po drugiej stronie przyjaciółkę. Byłem pewien, że to ona mi otworzy. Skąd ta pewność? Bo nim dałem znać, że przyszedłem, usłyszałem w głowie krótkie: sacrébleu, a tylko przekleństwa jednej osoby byłem w stanie usłyszeć zawsze, niezależnie od miejsca i czasu.
             O, hej. Przyjaciółka spróbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło. Rozpakowałeś się już, co? Wejdź i się rozgość, ja muszę powalczyć jeszcze ze sprzętem.
            Wycofała się, a ja przekroczyłem próg i zamknąłem za sobą drzwi. Patrzyłem, jak Rosabeth podchodzi do stolika w salonie i uderza dłonią w otwarty laptop. Nie na tyle mocno, by go uszkodzić, ale wystarczająco, by pozbyć się pewnych uczuć, jakie w sobie nosiła.
             Ale dlaczego musisz aktualizować się akurat teraz?! wykrzyknęła zaskoczona i ani trochę uradowana. Dlaczego?!
            To był przykład przyziemnego problemu, nie jakieś tam podchody do miłości swojego życia, które mogą skończyć się największym koszem w historii wszelkich miłosnych podchodów.
            Rozejrzałem się po apartamencie, który był identyczny do mojego, nigdzie nie dostrzegając Agnes. Przyjaciółka musiała wyczuć, co chodzi mi po głowie, bo spojrzała na mnie i wyjaśniła:
             Bierze prysznic, by zmyć z siebie, jak to określiła, trudy życia na walizkach z dala od swojego przeznaczonego świata. Cokolwiek miało to oznaczać. W praktyce robi bałagan w łazience, by później zrobić go także w pokoju, gdy będzie się rozpakowywać.
             A ty już to zrobiłaś? zapytałem, biorąc dla siebie wodę z hotelowego barku oddam ze swojego w późniejszym czasie siadając na długiej sofie, jaką wstawiono w ten kwadratowy salon, i nie spuszczając wzroku z pani tłumacz. Od dawna uwielbiałem na nią patrzeć, kiedy pracuje, złości się, je czy czyta. Miała w sobie coś z postaci sprzed dwóch wieków, która praktycznie zawsze zachowuje się zgodnie z przyjętymi normami społecznymi. Gdybym miał przenieść ją do jakieś swojej powieści w pełnej krasie a nie jedynie kraść pewne cechy dla swoich bohaterek, by nie było żadnych wątpliwości, kto jest największą muzą i inspiracją mojego życia to wrzuciłby ją w dziewiętnastowieczną Anglię, by miała swoją przygodę niczym z lubianej Dumy i uprzedzenia.
             Oczywiście. Nie wątpiłem w to ani przez chwilę. Od razu, jak wróciłyśmy, bo przyrzekłam sobie zrobić to jak najszybciej, tak u mnie bywa z obowiązkami, by później z czystym sumieniem zasiąść do oglądania serialu! Pod koniec wypowiedzi jej oczy zaczęły lśnić jak zawsze, kiedy czymś się ekscytowała. Gilbercie, nadchodzę!
            Najpierw uniosłem brew na ten niespodziewany okrzyk, a następnie roześmiałem się. Czułem, że jeśli będzie chciała coś obejrzeć, to produkcję w języku angielskim sam już powoli miałem dość hiszpańskiego jednak nie myślałem, że będzie to Anne with an “E”. Choć był to serial, który sam przyjaciółce zaproponowałem, gdy tylko dowiedziałem się o jego premierze. Wciąż pamiętałem, iż jako nastolatka Rosabeth uwielbiała serię Lucy Maud Montgomery, psioczyła na panią Linde i cytowała wszelkie opisy lub sentencje, naturalnym wydało mi się więc poinformowanie jej o nowej adaptacji. Gdybym wówczas wiedział, jakiego potwora stworzę, zastanowiłbym się ze trzy, a nie jedynie dwa, razy nad tym, czy powinienem.
             Czyli, jak rozumiem, tego wieczoru znikasz z rzeczywistości, przechodząc w objęcia fikcji? zapytałem, widząc, jak unosi prawą pięść w geście zwycięstwa. Aktualizacja musiała się właśnie zakończyć, stąd radość kobiety.
             A żebyś wiedział odparła, po czym zaczęła przeczesywać wzrokiem blat stolika, poszukując czegoś. Tylko potrzebuję jeszcze znaleźć te mantecados, które kupiłam w Sewilli, gdy tam byliśmy. I jakiś talerz na nie. Hmm…
            Nie sądziłem, by znalazła tutaj, w apartamencie, jakiekolwiek naczynia, musiałem więc mieć niezły wyraz twarzy, kiedy przyjaciółka w szufladce pod barkiem znalazła to, czego szukała. Obserwowałem ją, gdy układała wszystkie ciastka na porcelanowej powierzchni w taki sposób, jakby ktoś miał ją ocenić za maniery. Na jej miejscu po prostu pozostawiłbym otwartą paczkę, by po prostu sięgać po nie, gdy najdzie mnie ochota. Ale to byłem ja, facet, któremu nie przeszkadzałoby hałasowanie podczas tej czynności.
             Naprawdę masz zamiar znowu to oglądać? zapytałem, nie do końca rozumiejąc, dlaczego z tylu niezłych produkcji, jakie w ostatnim czasie się pojawiały, przyjaciółka zamierza zrobić sobie powtórkę ze scen, które widziała już naprawdę wiele razy, bo stała się kimś podobnym do wielkiej fanki.
            Posłała mi groźne spojrzenie, przez co uniosłem ręce w geście kapitulacji.
             Już mnie tak głęboko wciągnąłeś, że nie dam sobie spokoju powiedziała, z powrotem wpatrując się rozradowana w ekran, na którym już mogłem dostrzec tego bruneta, do którego wzdychała. Nim jednak dała się porwać pięknie ukazanej fikcji, zdołała rzucić mi jeszcze jedno spojrzenie. To twoja wina, Keith. Uniosłem brew na to stwierdzenie. Trzeba mi było podsuwać jedynie książki od nowa i od nowa, a nie mówić, że jest serial. Moja mała obsesja to twoja wina. A teraz idź, pogadaj z Agnes o spotkaniu, ja tu mam ważne rzeczy do zrobienia.
             Nawet gdybym napisał jej scenariusz, jak ma się zachowywać podczas spotkań, to i tak zrobi coś, przez co najem się wstydu, nie mam więc zamiaru tracić jeszcze więceh czasu na jakiekolwiek ustalania z nią czegokolwiek. Upiłem kilka łyków wody i zakręciłem butelkę, w tym czasie Rosabeth zaczęła zawieszać się wzrokiem na pierwszym, znajomych scenach. Oho, będzie pisk fangirl, tego mogłem być pewien. I, cholera, chciałem to zobaczyć na własne oczy. A nie mogę pooglądać z tobą? zapytałem z nikłą nadzieją, ale ta ponoć umiera ostatnia. Może zadziała w moim coraz bardziej beznadziejnym przypadku? Proszę, nie będę przeszkadzał!
            To było wierutne kłamstwo chciałem przeszkadzać jej, ile wlezie, byle skupiała na mnie uwagę, bo może udałoby mi się stworzyć szansę, by ją pocałować lub też by wyszeptać jej do ucha ciche bo szept nie może być głośny kocham cię.
            Widziałem, że rozważa na poważnie moją propozycję. Zazwyczaj byłem idealnym towarzyszem do oglądania czegokolwiek, nawet niezrozumiałej sztuki współczesnej w miejskiej galerii. Powinna się więc zgodzić.
            Westchnęła po dobrej minucie namysłu, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Wiedziałem, że wygrałem.
             No dobra poddała się. Ale pod warunkiem, że będziesz cicho i nie zjesz od razu wszystkich ciastek.
             Tak jest, sir! zasalutowałem i wstałem z sofy, by pomóc przesunąć do niej stolik.  Zasiadłem z powrotem, mając Rosabeth po swojej prawicy, i poczułem, że jest mi dobrze.
            Dokładnie tak, jak powinno być. Najlepiej już zawsze.
             To za który odcinek się zabieramy? zapytałem, wpatrzony w profil pani mojego serca.
             Piąty pierwszego sezonu! Oczy Rosabeth błyszczały niczym gwiazdy na niebie.
             Dlaczego od tego?
             Och, dobrze wiesz dlaczego. Vamos! zakrzyknęła, przesunęła do pierwszej sekundy i wcisnęła play.
            Miała rację. Doskonale wiedziałem, dlaczego ruszyła z tym odcinkiem i szczerze mówiąc guzik obchodziło mnie pierwsze kilka minut tego, co działo się na ekranie. Wolałem oglądać coś bardziej realnego. Coś na wyciągnięcie ręki.
            Patrzyłem, jak Rosabeth zamiera zauroczona tym, co widzi. Było to zabawne, bo przecież widziała ten odcinek już dobrych kilka razy, a wyglądała tak, jakby to była premiera. Nie dało się też nie zauważyć, że wyglądała w tej chwili po prostu pięknie, na co moje serce musiało zareagować szybszym biciem.
            Zrobiłem więc to, co podpowiedział mi najważniejszy mięsień w ciele i ta mieszanka chemii w głowie zaśpiewałem:
             Wise men say only fools rush in…
            Przyjaciółka spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
             Wariat jesteś powiedziała, po czym, ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu, położyła mi głowę na ramieniu.
            Moje serce oszalało z radości, że właśnie dzieje się coś takiego. Ale już po sekundzie czy dwóch dopadło mnie uczucie pewności, że tak właśnie powinno być. W ten sposób powinniśmy spędzać razem wieczory, nie goniąc za Agnes, która szukała wszędzie kłopotów – na szczęście teraz zajęła się sobą w sypialni, jakkolwiek to brzmi a będąc tuż obok siebie, robić to samo i czerpać z tego przyjemność.
            Nie myśląc o tym za wiele, schyliłem głowę, by na czole Rosabeth złożyć delikatny pocałunek, po czym sam oddałem się oglądaniu serialu. Magia Barcelony zaczęła już działać. Liczyłem na to, że będzie unosić się między nami, dopóki nie pożegnamy tego kraju. Liczyłem na to, że mi się uda, w końcu po tylu latach chyba umiała odnaleźć we mnie jakieś cechy swojej pierwszej literackiej miłości.
            Tego wieczoru właśnie tej myśli się trzymałem.

2 komentarze:

  1. Z tego co pamiętam to tłumaczka od początku wszytko załatwiała za panią agent. Cieszę się że w końcu im się ułożyło , bo połączyli mieli trudne. Mam wrażenie że autor Nadal nie jest jej pewien. Wszytko jest takie jak na pierwszych randkach kiedy nie wiesz jak daleko możesz się posunąć ale może właśnie to taki moment w ich związku. Początki. Trochę będę tęsknić. Ale chciałabym poczytać o ich losach już bez promowania książki i bez agentki bo nie wiem dlaczego ale ona działa mi na nerwy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnes spokojnie można nazwać najbardziej irytującą bohaterką jakichkolwiek twoich historii XD. I nawet jeżeli bezpośrednio się tutaj nie pojawiła, i tak człowiek ma takie: uch. Ogólnie to myślałam, że była wcześniej nazywana panią edytor, a nie agentką. Chyba że jest jednym i drugim :o. Albo moja kiepska pamięć coś ominęła.
    Za dużo już tego "Anne with an E" XD. Czuję lekki przesyt tego motywu w twoich historiach, ale rozumiem, że jesteś ostatnio zakochana w tej serii i ta fascynacja próbuje znaleźć ujście w wielu rzeczach. Dobra, w sumie o tym rozmawiałyśmy - mamy trochę inne podejście do jarania się czymś XD, więc niech będzie, że jednak tego nie rozumiem buahaha.
    Najfajniejszy moment tej historii to ten, w którym Rosabeth kładzie łebo na ramieniu Keitha. I tu się uśmiechnęłam.
    A więc to była przedostatnia część. Okej. No, ja sama uważam, że dobrze, że to przedostatni part. I nie chodzi o fakt, że nie jestem w tym opowiadaniu zakochana. Po prostu kończy się jakiś etap życia bohaterów. Tęsknić nie będę, ale na pewno kiedyś ich miło wspomnę!

    OdpowiedzUsuń