Bal
rozpoczął się zgodnie z zaplanowaną godziną. Może Soleil spóźniła się o kilka
minut, ponieważ Alienore uparła się, że musi coś zrobić z jej splątanymi,
falowanymi włosami, ale w końcu udało się przekonać ją, iż każdy włosek
znajduje się na swoim miejscu i nie przyniesie wstydu swojej właścicielce. W
początkowym założeniu Soleil miała mieć wysoko upiętego koka, ale blond kosmyki
były tak niesforne, że jedyne, co dało się zrobić, to zgarnąć z prawej i lewej
strony po dłuższym włosie, a potem spiąć je z tyłu kwiecistą spinką. Dziewczyna
była zadowolona z efektu końcowego. Kiedy stała już przed lustrem w pełnej
krasie, ze spiętymi włosami oraz sukienką imitującą rozwijający się, biały
kwiat, czuła, że łzy cisną się jej do oczu. Szybko została jednak skarcona
przez Alienore, ponieważ chwilę temu nałożyła na dziewczęcy nos i policzki
odrobinę rozjaśniającego pudru, aby kwiaciarka nie wydawała się tak chorobliwie
blada. Nie mogła go przecież rozmazać łzami. Bal to szczególna okazja, dlatego
powinna zachować swój nienaganny urok do samego końca. Soleil wątpiła w to, aby
ktoś zwracał na nią szczególną uwagę. Choć jej kreacja wybijała się
niewątpliwie wśród warstwy skromnie ubranych rzemieślników, wśród nich wciąż
znajdowali się dostojnicy o bogatych, ciężkich strojach ze złotymi zdobieniami,
różnokolorowymi klejnotami czy najdroższą koronką sprowadzoną ze wschodu.
Skromny ubiór Soleil nie mógł równać się z damami, które nosiły piękne, choć
jednocześnie wyzywające suknie, zgodne z kanonami mody panującej w Chavelln. Tu
większość strojów miała zachwycać oczy i wcale nie bano się pokazywać nagiego
skrawka skóry, choćby będącego kuszącym dekoltem. Soleil poniekąd się cieszyła,
że nie przyszło jej żyć w tak restrykcyjnie noszącej się warstwie społecznej.
Pochodziła ze wsi, a więc codziennym ubiorem od zawsze był dla niej strój
roboczy składający się z szarej, dziurawej sukni, której nie było szkoda
wyrzucić, a także często zabrudzonego fartucha. Czasami tęskniła za plamami
ziemi, które zdobiły jej ulubiony fartuszek… Tutaj tylko lekko zabrudziła
suknię, a już Alienore wpadała w panikę, w końcu nikt z dostojników nie mógł
jej zobaczyć w takim stanie. Dziwnymi prawami rządził się świat arystokratów.
Na wsi nie istniało nawet takie pojęcie jak wstyd, a tu na każdym kroku
martwiono się, że byle gest czy słowo sprawi, iż ktoś straci reputację.
Zamyślona
Soleil przekradła się między tłumami rzemieślników, stając w takim miejscu, że
ani się nie wyróżniała, ani nikomu zbytnio nie przeszkadzała, na dodatek miała
całkiem dobry widok na odbywającą się między ramionami ludzi scenę.
Na
samym środku sali balowej stał książę Villane Cardarielle. Tuż za nim, po jego
prawej stronie, stał dumny, wyprostowany i poważny Blaise, który wydawał się
Soleil w tym momencie tak obcy, jakby pochodził z zupełnie innej bajki. Nigdy
dotąd nie widziała go w tak dostojnym wydaniu. Teraz nie przypominał sobą
zwykłego chłopaka o nienagannych manierach, który pomagał wszystkim na zamku,
traktując ich na równi ze sobą. Tym razem naprawdę był księciem, jednym z
królewskich potomków Cardarielle’ów. Przepaść między nimi stała się nagle tak
wyraźna, że Soleil skuliła się w sobie. Czasami zapominała, że uznała za
przyjaciela jednego z książąt Chavelln. I jak mogłaby pokochać kogoś tak
ważnego, kiedy ona nie miała praktycznie żadnej wartości?
Jej
smutne rozważania przerwał nagle donośny głos następcy tronu. Wystarczyło jedno
słowo, aby wszyscy zgromadzeni w sali pogrążyli się w błogim milczeniu. Soleil
dobrze wiedziała, na czym swoją reputację zbudował książę Villane. Na
okrucieństwie i zastraszaniu. Nic dziwnego, że tylko podniósł głos, a ludzie
się uciszali. Bali się, że gwardziści, którzy rozstawieni byli po całej sali
balowej, zostaną powołani do tego, aby zabrać ich stąd i zamknąć za karę w
lochach, a tam losy więźniów bywały już różne…
–
Drodzy zgromadzeni – zaczął książę Villane Cardarielle. Jego dłonie spoczywały
na długiej, ciemnej lasce zakończonej złotą gałką. Opierał ją o podłoże, jakby
chciał utrzymać właściwą równowagę. Ubiór wcale nie wyróżniał go pośród tłumów,
ponieważ nie miał na sobie żadnych wykwintnych zdobień, pomijając złote nicie, które
obszywały jego kaftan. Cała jego postać zdawała się tonąc w żałobnej czerni, a
mimo tego wciąż można było dostrzec w nim przyszłego władcę. – Zebraliśmy się
tu dzisiaj, aby uczcić przybycie najlepszych w swoim fachu rzemieślników,
którzy odtąd będą służyć w stolicy Chavelln. To jednak nie jedyna okazja, jaką
będziemy świętować. – Villane wyciągnął dłoń w stronę damy, która stała na
równi z Blaise’em, jednak po lewej stronie przyszłego władcy. Soleil zauważyła
ją dopiero teraz, ponieważ widok przysłaniało jej potężne ramię jednego z kowali.
– Oto moja przyszła żona, druga córka króla Taryana Tremoille’a, rządzącego
Caetanią, Vesalia Aviana Tremoille. – Villane Cardarielle chwycił delikatnie za
dłoń dziewczyny, która zeszła ze schodów jak najprawdziwsza dama. Soleil nie
dosłyszała nawet krztyny radości ani dumy w głosie przyszłego władcy, zupełnie
jakby zaprezentowana przez niego księżniczka, była tylko zbędnym dodatkiem do
jego zbliżającego się panowania, niechcianym prezentem od ojca, który wplątał
go w aranżowane małżeństwo, ku dobru własnego państwa. Zupełnie odwrotnie
zachowywała się księżniczka Vesalia, która stając u boku swojego przyszłego
męża, spojrzała prosto w jego oczy z nieskrywaną miłością.
Córka
króla Taryana nie mogła być starsza od Soleil. Miała łagodne rysy twarzy
zbliżające ją bardziej do wieku dziecięcego niż dorosłości. Czarne, poskręcane,
długie włosy, które przeplatały finezyjne, białe perły zszyte ze sobą ozdobną,
błyszczącą nicią, opadały jak fale na jej plecy. Mieszkańcy Ceatanii odznaczali
się ciemniejszą skórą niż bladzi, żyjący w ukryciu przed słońcem Chavellianie.
Większość z nich posiadała również ciemny kolor oczu, jednak nie księżniczka
Vesalia. Po swojej matce pochodzącej z górskiego królestwa na wschodzie, odziedziczyła szare, niemal wilcze
oczy, które błyszczały energią w sztucznym świetle lamp. Była piękna, jak
przystało na rodzinę królewską Ceatanii. Nawet Soleil była pod wrażeniem, kiedy
spoglądała w tłumy z wyuczonym uśmiechem księżniczki, miłującej wszystkich
ludzi. Królewscy szwacze uszyli jej chyba najpiękniejszą suknię, jaką
kwiaciarka w życiu widziała. Była krwistoczerwona i odsłaniała finezyjnie
szczupłe ramiona, nie pokazując światu zbyt wiele nagości. Kiedy księżniczka
się poruszała, długi, czerwony ogon, który się za nią ciągnął, mienił się kryształkami
gwiezdnego pyłu. Czy Chavelln mogło prosić o piękniejszą królową?
Zgromadzeni
ludzie, pogrążeni w szoku, nareszcie się obudzili, klaszcząc i wiwatując na
widok córki króla Taryana, która wkrótce miała dołączyć do rodziny
Cardarielle’ów. Książę Villane był jedyną osobą niewykazującą się zadowoleniem,
czego nie zdołała zauważyć nawet sama Vesalia. Nawet Blaise, który stał z tyłu,
uśmiechał się do pleców dziewczyny, wyrażając tym samym radość, że została tak
miło przyjęta przez poddanych Chavelln.
–
Data królewskiego ślubu nie jest jeszcze ustalona, ale zapewniam, że odbędzie
się on jeszcze w tym roku – powiedział oschle Villane, przerywając tym samym
nużące go wiwaty. – A teraz pozwólcie, że zaprezentuję wam nowych
rzemieślników.
Książę
zaczął wymieniać imiona oraz nazwiska ludzi, których ściągnął tutaj z różnych
rejonów Chavelln. Kwiaciarka była pod wrażeniem, że znał je wszystkie na
pamięć. Nie podejrzewała, że będą dla niego na tyle ważni, iż doceni ich
właśnie w taki sposób. Dopiero po chwili zauważyła, że każdy z wymienionych
rzemieślników wychodzi na środek, kłaniając się królewskiej rodzinie. Zanim to
do niej dotarło, usłyszała własne imię i nazwisko.
–
Soleil Rivaire, kwiaciarka z Laverne.
Zesztywniała
dziewczyna przepchnęła się przez tłum, mało nie upadając na posadzkę. Widziała,
jak księżniczka Vesalia patrzy na nią z rozbawieniem, próbując ukryć swoje
uśmiechnięte usta za koronkowym, czarnym wachlarzem. To sprawiło, że pobladła
twarz Soleil spłonęła soczystym rumieńcem. Podchodząc o drżących nogach do
księcia Villane’a, ukłoniła się przed nim, starając się nie patrzeć w jego
oczy. Za to kiedy już odchodziła, nie omieszkała zerknąć na Blaise’a, który
posłał jej ciepły, krzepiący uśmiech. To ją nieco uspokoiło, dlatego kiedy
zniknęła już w tłumach, odetchnęła z wyraźną ulgą. Żałowała, że nie było w tym
momencie przy niej żadnego ze znanych jej rzemieślników. Gdyby zjawiła się
tutaj wcześniej, zapewnie nie czułaby się w tym momencie taka samotna.
Kiedy
długa lista nowych pracowników została już przeczytana, rozległy się ponowne,
wyuczone oklaski. Wtedy znudzony książę Villane oznajmił, że pora rozpocząć
bal, zaś w sali, zgodnie z planem, rozległa się muzyka. Zdezorientowana Soleil
oglądała się na ludzi, którzy rozstępowali się na boki, zapraszając do tańca
osoby, z którymi przyszli dzisiaj na bal. Kwiaciarka nie wiedziała, gdzie może
w tym momencie uciec. Bała się, że ktoś złoży jej taką propozycję tańca, a ona
nie będzie potrafiła odmówić. Starała się wyszukać w tym rozrzedzonym tłumie
znajomą twarz, i w końcu ją napotkała. Kiedy ujrzała z oddali uśmiechniętego
Blaise’a, zmierzającego w jej kierunku, postawiła w jego stronę kilka kroków.
Zanim jednak do niego dotarła, widok na młodszego księcia przeciął człowiek
ubrany w czerń. Przestraszona Soleil spojrzała w górę, napotykając szare,
przepełnione chłodem oczy Villane’a. Nie zapytał jej, czy z nią zatańczy, po
prostu chwycił ją za dłoń i wciągnął na parkiet, przyciągając ją blisko do
siebie, jakby nie chciał jej wypuszczać przez najbliższą godzinę. Kwiaciarka
zaniemówiła. Dlaczego przyszły król Chavelln, zanim zatańczył ze swoją przyszłą
żoną, porwał do tańca akurat ją? Czy ich rozmowa była tak nagląca, że musiał ją
złapać już w tym momencie? Czuła się tak zażenowana, że już po chwili nadepnęła
na stopę księcia. Ten jednak zdawał się tym nie przejmować, zupełnie jakby
Soleil nic nie ważyła.
–
Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, droga Soleil? – spytał szeptem książę.
Dziewczyna
bała się choćby spojrzeć mu w twarz. Wolała tępo wgapiać się w jego pierś. Nie
odpowiedziała mu również na pytanie, po prostu pokiwała ulegle głową.
–
Sprawa okazała się nagląca. Potrzebuję specyfiku już na jutro.
–
Ja… – Kwiaciarka niemal zaniemówiła. Nie miała przygotowanej żadnej odpowiedzi.
– Ja… naprawdę nie wiem, czy mi się uda, panie.
–
Chyba nie chciałabyś, żeby twojej rodzinie stała się krzywda? – Stalowy,
powolny głos przedarł się przez szumy, uderzając swoją brutalnością prosto w
duszę Soleil. Zesztywniała, jeszcze raz następując na stopę księcia, za co
nawet nie była w stanie przeprosić. – Kara za niewykonanie tego zadania może
być sroga, więc lepiej, abyś zastosowała się do mojej prośby.
Soleil
kiwnęła niemrawo głową, zaciskając usta tak mocno, że poczuła własną krew.
Chciała za wszelką cenę powstrzymać łzy, które napłynęły jej do oczu.
–
Masz czas do wieczora.
W
momencie kiedy dziewczyna przymknęła oczy, zdarzyło się coś niespodziewanego.
Ktoś pociągnął ją za dłoń, którą jeszcze niedawno trzymał książę Villane, a potem
przyciągnął ją do swojej piersi. Zdziwiona kwiaciarka poczuła dziwnie znajomy
zapach, który kojarzył jej się wyłącznie z bezpieczeństwem.
–
Pozwól, bracie, że teraz ja przejmę twoją partnerkę – powiedział Blaise
Cardarielle, posyłając przyszłemu władcy podejrzliwe spojrzenie. – Myślę, że
twoja przyszła żona niecierpliwi się twoją nieobecnością. Powinieneś ją chyba zaszczycić
pierwszym tańcem, czyż nie?
Villane
zareagował na to nietaktowne zachowanie ironicznym uśmieszkiem, który miał w
sobie dozę kpiny.
–
Masz rację, bracie – odpowiedział chłodno najstarszy syn króla. Ostatni raz
spojrzał na przestraszoną, bliską płaczu Soleil, próbując jej przekazać, że
oczekuje na wypełnienie powierzonego zadania, a potem zniknął w tłumach,
zostawiając tę dwójkę na środku sali.
Kwiaciarka
nie spodziewała się, że Blaise uniesie jej podbródek w taki sposób, aby
spojrzała mu prosto w oczy. Nie zdążyła nawet ukryć przerażenia, jakie wciąż
rysowały się na jej twarzy. Zatroskany książę zmarszczył czoło.
–
Sol – zaczął ostrożnie – mam wrażenie, że mój brat od dłuższego czasu jest tobą
dziwnie zainteresowany. Czy namawia cię do złych rzeczy? Jeżeli tak, proszę
cię, abyś mi o tym powiedziała.
Soleil
potrząsnęła drżąco głową, ponieważ nie było ją stać na wymówienie żadnych słów.
–
Sol – tym razem głos księcia nabrał większej ostrości, która zdziwiła nawet
samą kwiaciarkę. Przez chwilę Blaise brzmiał jak jego brat. I chyba był to
jeden z nielicznych momentów, w którym dostrzegła między nimi podobieństwo. –
Możesz powiedzieć mi prawdę.
Soleil
spojrzała prosto w piękne, zielone oczy księcia, który przyglądał się jej z
takim zmartwieniem, że obraz Villane’a szybko zniknął z młodzieńczej głowy. Sama
się sobie dziwiła, ale była nawet w stanie zmusić swoje usta do uśmiechu.
–
Wszystko w porządku… – Chciała wypowiedzieć jego imię, ale w obecnej sytuacji
nie była w stanie. Dookoła niej tańczyli ludzie, którzy spoglądali podejrzliwie
na tę dwójkę, jakby próbowali rozszyfrować, czy nie odbywali między sobą
jakiegoś potajemnego romansu, w końcu książę Blaise stał tak blisko niej,
trzymając ją w dodatku za dłoń. Soleil wyglądała jak prosta dziewczyna ubrana w
ładną sukienkę, on jak prawdziwy książę. Czy powinna się do niego publicznie
zwracać po imieniu? Blaise najwyraźniej nie rozumiał, dlaczego kwiaciarka
przerwała swoją wypowiedź. Zmarszczył czoło, przyglądając się z uwagą osobom,
którym przypatrywała się również jego przyjaciółka. Dopiero po chwili zorientował
się, że byli ze sobą w zdecydowanie zbyt mało formalnych stosunkach. Może
ludzie na zamku wiedzieli, że przyjaźnił się z młodą kwiaciarką, ale
arystokraci, którzy zjechali się tutaj z całego państwa, a także sąsiadujących
z nimi sojuszniczych krain, wcale o tym nie wiedzieli. Blaise’owi nie chodziło
jednak o jego własną reputację, a raczej o to, żeby to Soleil nie stała się
obiektem plotek, że jakoby dwójka książąt Chavelln kłóciła się o nią, jakby
była ich cennym skarbem.
–
Przepraszam – powiedział cicho Blaise, następnie układając jedną dłoń na jej
talii, a drugą na ramieniu. – Pozwól, że choć na chwilę oddamy się tańcu,
ponieważ ludzie zaczynają na nas podejrzliwie patrzeć, a nie chcę, aby roztrwonili
wśród swoich kręgów plotki. To w trosce o twoje dobro, Sol. Mam nadzieję, że
mnie rozumiesz. – Książę uśmiechnął się blado do przyjaciółki, zachęcając ją
tym samym do tańca. Soleil zrozumiała to jednak na swój własny sposób.
–
Zatańczmy w takim razie – szepnęła, uciekając wzrokiem w tłumy, aby tylko nie
patrzeć w twarz księcia. Już po chwili, gdy rozległa się kolejna melodia
wygrywana na klawiszach pianina, rozpoczęli wspólny taniec. Soleil dziwiła się,
że nie nadepnęła dotąd na stopę Blaise’a. Być może było to kwestią tego, że nie
czuła się przy nim tak zestresowana, jak przy księciu Villanie. Poza tym jej
przyjaciel zdawał się być o wiele bardziej delikatny w obyciu z nią. Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że nie miała doświadczenia w tańcu. Chociaż
Alienore próbowała ją przez ostatnie dni nauczyć podstawowych kroków
tanecznych, aby ze spokojem mogła przyjąć propozycję każdego z dżentelmenów, to
jednak nie czuła się wystarczająco pewnie. Całe szczęście, Blaise Cardarielle
był znakomitym prowadzącym.
–
Już jutro wyjeżdżasz, prawda? – spytała ledwo słyszalnie Soleil. Myślała, że
książę nie usłyszy jej z powodu muzyki, ale najwyraźniej miał bardzo dobry
słuch.
Ramiona
Blaise’a jakby opadły, przyjmując do siebie cały smutek, który opanował również
jego przyjaciółkę. Nie podobało mu się to tak samo, jak Soleil, niestety był
drugorzędnym księciem, który miał obowiązek słuchać się nie tylko chorego ojca,
ale również własnego brata.
–
Tak. Wrócę dopiero za dwa tygodnie, co, zważając na moje dotychczasowe podróże,
nie jest długim okresem czasu, jednak na pewno niezwykle dłużącym się. –
Chłopak cicho westchnął.
Soleil nie odpowiedziała, ponieważ nawet nie
wiedziała, jakich słów powinna użyć, aby wyrazić to, co czuła. Bez Blaise’a
przy boku nie będzie się czuła bezpiecznie, chociaż to może nawet lepiej, że nie
będzie musiał oglądać jej w momencie, kiedy popełni największy błąd swojego
życia – sporządzi truciznę dla księcia Villane’a.
– Sol, nie smuć się, proszę – wyszeptał do
jej ucha Blaise.
Kwiaciarka
nie spodziewała się tego, dlatego straciła kontrolę nad własnymi krokami, które
poplątały się, jakby ledwo uczyła się chodzić. Z tego wszystkiego potknęła się
i uderzyła w pierś księcia. Z rumieńcami na twarzy spojrzała w twarz Blaise’a,
który był od niej o głowę wyższy. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco, na
co on odpowiedział jej takim samym uśmiechem. Patrząc sobie w oczy, całkowicie
zapomnieli o otaczającym ich świecie, a więc również o ludziach, którzy
podejrzliwie się im przyglądali. Soleil poczuła, że po jej ciele rozlewa się
przyjemne ciepło. Chciała, żeby ta krótka chwila, wypełniona po brzegi poetycką muzyką, trwała już w
nieskończoność, ale jak to zazwyczaj bywało, ktoś musiał przeszkodzić w
osiąganiu wieczności. W tym przypadku był to Devyn, jeden z rzemieślników.
Postanowił, że przerwie ich romantyczny zastój pozbawiony tanecznych kroków,
odrywając ją od piersi najmłodszego księcia.
–
Pozwól, książę, że niecnie porwę moją drogą przyjaciółkę. – Devyn puścił oczko
Blaise’owi, chwilę później spoglądając na tłum ludzi, który się wokół nich
zgromadził. Chciał tym samym znać księciu, że od dłuższej chwili byli
obserwowani.
Blaise
kiwnął głową, posyłając przyjaciółce smutny uśmiech. Zdezorientowana Soleil,
która kompletnie nic z tego nie rozumiała, została wrzucona w wir tańca,
którego przewodnikiem był tym razem Devyn. Już po chwili, kiedy tłumy się
rozstąpiły, chłopak pochylił się nad uchem dziewczyny i powiedział:
–
Co jak co, ale publicznie powinniście powstrzymać się od takich romantycznych
gestów, jak patrzenie sobie prosto w oczy. Wyglądaliście jak para zakochanych,
która lada moment miała złączyć swoje usta w namiętnym pocałunku. Pół świata się w was wgapiało.
Zarumieniona
Soleil podniosła na niego wzrok. Była lekko zdziwiona.
–
Przecież nie robiliśmy nic złego, Devyn – odpowiedziała szeptem.
–
To tobie się tak wydawało. – Chłopak posłał jej znaczące spojrzenie. – Z
perspektywy ludzi wyglądało to zupełnie inaczej. – Soleil zmarszczyła czoło,
nie rozumiejąc, o co mu tak naprawdę chodzi. Devyn widząc jej reakcję,
przewrócił oczami: – Sol, ten świat działa na innych zasadach. Może książę
Blaise jest twoim przyjacielem, ale to wciąż książę. Ty jesteś po prostu… –
Przerwał, nie wiedząc, jak dokończyć zdanie, aby jej nie urazić. Zanim
cokolwiek wymyślił, dziewczyna zdążyła się już zasmucić, przy okazji
uświadamiając sobie tę okrutną prawdę.
–
Zwykłą kwiaciarką – dokończyła za niego, spoglądając w tłum, ponad jego
ramieniem. Nie chciała wyszukiwać wzrokiem Blaise’a, a jednak ich spojrzenia w
jednej chwili się spotkały. Oboje tańczyli z innymi partnerami, ale
najwyraźniej wciąż nie zapomnieli o tym, co przed momentem miało miejsce.
Soleil nie zdążyła mu nawet posłać nieśmiałego uśmiechu, kiedy Devyn obrócił ją
w stronę przeciwną do księcia, zupełnie jakby się domyślał, że straciła z nim
kontakt wzrokowy, ponieważ szukała w tłumie kogoś innego, bliskiego jej sercu.
–
To nie jest nic złego, Soleil. Po prostu… pochodzicie z dwóch różnych światów.
W przyszłości musisz się powstrzymać od okazywania mu ciepłych uczuć
publicznie. To może przysporzyć problemów zarówno tobie, jak i jemu, a chyba
nie chcesz stać się obiektem, o którym będą plotkowali w całym kraju? – Devyn
uniósł znacząco brew. Jego rozmówczyni pobladła, potrząsając gwałtownie głową.
– Tak więc moja rada: przyjaźnijcie się w zaciszu, publicznie bądźcie po prostu
księciem i kwiaciarką.
Soleil
pokiwała smutnie głową, wbijając wzrok w podłogę.
Hej :)
OdpowiedzUsuńCoś mi ta księżniczka pasuje do Villane'a. Wydaje się być dwulicowa i obeznana z tym, jak zjednywać sobie ludzi, by później ich skrzywdzić. Jestem ciekawa, jak potoczy się jej wątek.
Villane nie brzmi dla mnie strasznie; najchętniej to bym mu przywaliła za to straszenie. Ok, jest księciem, ale to, za kogo ma swoich podwładnych, jest strasznie irytujące.
Aww, Soleil i Blaise są razem uroczy, choć ja nie widzę między nimi romantycznej chemii. Są świetnymi przyjaciółmi, ale jakoś romans mi do nich nie pasuje.
Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy.
Świetne opisy, dobre napięcie, wszystko, co lubię. Dzięki.
Pozdrawiam.