Tekst tworzony trochę na szybko. Bo
tak jakoś w ostatniej chwili mój pomysł się zmienił. Trochę weszłam głębiej w
fabułę „100 znaków na niebie”. Można powiedzieć, że to kontynuacja tekstu z 35
tygodnia, chociaż nie trzeba go czytać, aby zrozumieć, co tu się dzieje.
***
Nie
miałam pojęcia, gdzie się obecnie znajdowałam. Pamiętałam tylko, że zanim się
tutaj znalazłam, wbiegłam do budynku, aby powiadomić ludzi, którzy tutaj
mieszkali, a także pracowali, iż lada moment rozpęta się prawdziwie ogniste
przedstawienie. Oczywiście nikt mnie nie chciał słuchać, w końcu byłam dla nich
tylko obcą, młodą dziewczyną, która pojawiła się zupełnie znikąd. Dlaczego mieliby
mi zaufać? Nim cokolwiek zdążyłam zrobić, wybuchł pożar, i to w dosłownym
znaczeniu tego słowa. Pamiętałam, że uderzenie było tak silne, że zostałam
zamroczona. W ostatniej chwili udało mi się uratować niewinną dziewczynkę,
zanim ta dostała w głowę ciężką belką. Później zgasłam, jakby ktoś pozbawił
mnie na długi czas świadomości. Teraz byłam tutaj, na środku sali balowej,
która o czymś mi przypominała. Czyżbym już kiedyś tutaj była?
Przekradłam
się pomiędzy wolno płynącymi tłumami, ponieważ jakaś nieznana siła pchała mnie uparcie
do przodu. Moje serce było rozdygotane z emocji. Starałam się zrozumieć własną
reakcję, ale nie potrafiłam. To nie ja kierowałam swoimi stopami. Tylko w takim
razie kto?
Spojrzałam
w swoje pobladłe dłonie. Zdawało się, że wciąż byłam sobą, ale odnosiłam
wrażenie, że czymś się jednak od swojej pierwotnej wersji różniłam. Kiedy
przepchałam się wreszcie przez rozgadane tłumy, napotkałam kryształową ścianę.
Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy zniekształcona postać w odbiciu szkła ukazała
kogoś innego, a jednocześnie bardzo do mnie podobnego. Patrzyła na mnie ta sama
twarz, ale włosy tonęły w brązie. Oczy nie były błękitne, tylko orzechowe.
Dodatkowo na moje czoło opadał szeroki, bordowy kaptur, a po moim ciele spływała
szata, która zamiatała podłogę. Czy moje spojrzenie zawsze było takie pełne
chłodu? I czy dzieje ludzkości tak szybko pozbawiły mnie uśmiechu, który zawsze
przychodził mi bez trudu?
Moje
rozmyślania zostały przerwane przez osobę, która chwyciła mnie gwałtownie za
dłoń.
–
Mam cię! – usłyszałam dobrze mi znany głos.
Obejrzałam
się w tył. Czułam, że nie było mnie stać na żadne emocje, chociaż bardzo
chciałam je ukazać. Najwyraźniej jakaś nieznana siła kierowała moim ciałem.
Przed sobą ujrzałam Fate’a, jednak nie takim, jakim go znałam. Miał przydługie
włosy, które skręcały się u nasady, dziecinny uśmiech i dziwny blask radości w
oczach. Nie taką wersję Losu znałam. A może znałam, tylko… wcześniej?
–
Coś nie tak? – Fate przekręcił głowę w bok, marszcząc czoło.
Potrząsnęłam
głową, bo tylko na tyle było mnie stać.
–
To dobrze się składa, bo właśnie chciałem porwać cię do tańca. – Chłopak
zachichotał, a potem pociągnął mnie na parkiet. Moje ciało było jednak za
sztywne, żeby się ruszać. Tylko obserwowałam, co Fate wyprawia, próbując mnie
przy okazji rozbawić. Mnie? Odnosiłam wrażenie, że byłam dla niego zupełnie
inną osobą, którą znał w przeszłości.
–
Nie mam czasu, Fate – powiedziałam dziwnie niskim i chłodnym głosem. Tak
naprawdę nie chciałam, aby te słowa wychodziły z moich ust. To było mimowolne,
jakby zaplanowane.
Los
przystanął w miejscu, przewracając ostentacyjnie oczami.
–
Daj spokój, Victory.
Victory?
Czy chodziło o tę legendarną postać, która lata temu, zanim jeszcze się
narodziłam, opuściła Stowarzyszenie Życia, zostawiając na ścianie w Sali
Pamięci napis: „Nawet Zwycięzca może czuć się przegranym”? Tę postać, której
Fate nie pamiętał, zupełnie jakby ktoś celowo usunął jego pamięć, pomimo tego,
że Memory zapierała się, iż nie miała z tym nic wspólnego? Destiny powiedziała
mi kiedyś, że Fate był w niej zakochany, jednak nie chciała, aby przypominał
sobie o uczuciach, jakimi darzył Zwycięstwo. Victory musiała wiedzieć, że
odchodzi, dlatego wolała oszczędzić mu bólu, wymazując mu wszystkie
wspomnienia, jakie były z nią związane. Czy właśnie wcielałam się w jej rolę?
Tylko dlaczego tak bardzo przypominała mnie?
–
Dalej wkurzasz się na to, że wyznałem ci miłość? – Fate uniósł brew. – Nie
musisz jej przecież odwzajemniać. Ona po prostu jest i raczej nie zniknie,
cokolwiek powiesz czy zrobisz. – Wzruszył ramionami. – Zazwyczaj nie
przejmujesz się takimi rzeczami, prawda?
Milczałam,
chociaż moje wnętrze krzyczało.
–
Victory. – Tym razem szept Fate’a zdawał się być łagodny, pozbawiony wesołości.
Nawet mimika jego twarzy uległa zmianie. Wyglądał… jak nie on. Mogłam się tylko
domyślać, jak obecność Victory na niego działała. Nie tak, jak moja. Czy to
oznaczało, że Los kiedykolwiek był we mnie zakochany? A może byłam tylko
cieniem uczucia, którym kiedyś darzył inną dziewczynę?
–
Proszę. – Fate wystawił w moją stronę dłoń. Na jego twarzy dało się dostrzec
nieokreślony wyraz, coś pomiędzy cierpieniem, smutkiem a próbą ukrycia tego
chaosu w sobie. – Zatańcz ze mną i udawaj choć przez chwilę, że świat poza nami
nie istnieje. – Jego szept sprawił, że moje ramiona przeszyły dreszcze. Tylko
przez chwilę się wahałam. W końcu wyciągnęłam w jego stronę chłodną dłoń. A
potem nie było już ucieczki.
Fate
uśmiechnął się delikatnie, a potem przyciągnął mnie z czułością do siebie.
Ostatnią
rzeczą, jaką zobaczyłam ponad jego ramieniem, była moja własna twarz. Osoba,
która ją nosiła, stała przy kolumnie i opierała się o nią z chłodnym
uśmieszkiem. Tuż za jej plecami pojawiła się Śmierć, która chwyciła za
dziewczęce ramię zdobione czarnym materiałem, tak pasującym do kruczoczarnych
włosów.
W
mojej głowie zrodziło się pytanie: kim w takim razie byłam, jeżeli nie Torią
Claville?
Tekst zaczal sie od zagadkowej sytuacji I wciagnal mnie mnie natychmiastowo. Coz to za alternatywna rzeczywistosc? Nikt nie jest tym kim byl wczesniej, pomyslalabym, ze to sen albo … jakas wizja odmiennej pprzeszlosci lub przyszlosci… intrygujaco. Mysle ze ta dziewczyna ktora stala pod sciana to mogla byc jej przodkini albo ona tylko w innym wcieleniu. ale bym przeczytala wiecej. Czekam na kolejna czesc/
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńA co, jeśli Toria jest po prostu ziemskim wcieleniem Victory pozbawionym wcześniejszych wspomnień? To chyba mogłoby być prawdziwe, czyż nie?
Ładnie skomponowane, z wyważonymi opisami. Trochę zrobiło mi się szkoda Fate'a - wygląda na to, że kogokolwiek kocha miłością romantyczną, to nie jest mu dane cieszyć się tym długo czy też bez żadnych przeszkód. Biedak. Przytulić?
Jeśli to naprawdę tylko sen, to brzmi tajemniczo w taki ekscytujący sposób. Jeśli to jednak imaginacja stworzona w umyśle Torii przez wujaszka Śmierć lub też jakieś działania Dream, która miała przybyć na pomoc, to ja się szykuję na kolejną część i na to, że moje słowa mogą nie być przyjemne w następnym komentarzu.
Pozdrawiam.