Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

wtorek, 21 kwietnia 2020

[Misja 5] SHE’S NOT DIFFERENT. SHE IS AMAZING ~ Bluett


„SHE’S NOT DIFFERENT. SHE IS AMAZING.”

            „Jej gładkie ruchy. To, jak poruszała się na korytarzu. Czułem, jak rzuca mną szereg niezrozumiałych dla mnie emocji. Moje oczy bezwiednie wodziły za jej giętkim ciałem wykonującym wymyślne ruchy. Była niesamowita, nie inna.”                                                                                    
Dzień zaczął się wyjątkowo ponuro. Deszcz skrapiał szyby wielkimi kroplami wody. Arcady. spojrzał błękitnymi oczami w stłuczone kilka lat temu lustro. Ze sterty ubrań wygrzebał czarną bluzę nike, którą jakiś czas temu dostał od partnerki ojca. Stare, wytarte jeansy spiął klasycznym, już lekko zdezelowanym paskiem. Ponętne blond włosy przeczesał ręką. Connor pochwycił w ręce swoją granatową torbę i zamknął drzwi od pokoju. W kuchni nie czekało na niego śniadanie. Z resztą, czego mógł się spodziewać po nowej, o dziesięć lat młodszej lasce ojca. Chłopak zamknął dom i zmierzył na przystanek.                                                                            
Budzik Margaret Jonson wskazywał godzinę wpół do siódmej. Brunetka usiadła na łóżku i ze łzami w oczach popatrzyła na popielatą ścianę obklejoną zdjęciami. Upamiętniały one różne okresy życia dziewczyny. Idealnego życia. Swoje szczupłe stopy postawiła na włochatym dywaniku. Z szafy wyciągnęła biały top na ramiączkach z koronkowym zdobieniem i granatowy garnitur w śnieżne paski. Strój dopełniały conversy w kolorze bluzki. Nastolatka usiadła przed toaletką. Swą opuchniętą od płaczu, czerwoną twarz zakryła toną podkładu. Oczy dość mocno podkreśliła efektem smokey eye. Do drzwi jej królestwa zapukała kobieta w rozwianym koku.                                                                                                                       
– Śniadanie gotowe. Za czterdzieści pięć minut, ojciec zawiezie Panią do szkoły. – powiedziała pomocnica.
Włosy ułożyła w delikatne, spływające fale. Spod biurka wyciągnęła bordowego kankena i zarzuciła go na plecy, po czym zeszła na dół.
– Antoinette, proszę abyś zaniosła plecak Margaret do samochodu. – powiedziała matka dziewczyny. – Połóż go na tylnim siedzeniu.                                                              
Townsend Harris High School nigdy nie cichnie. Cały czas w gazetach słychać o utalentowanych uczniach tejże szkoły. Uczęszcza tam głównie śmietanka towarzyska Nowego Jorku, ale także nastolatkowie pokroju Arcady’ego Connor’a. Uczą się tam tzw. niespełnione ambicje rodziców.                                                                                                        
Pod liceum podjechał smukły, czarny mercedes. Auto zaparkowało na wolnym miejscu, blisko płotu odgradzającego teren szkoły.
– Dobrze, więc umowa jest taka. Antoinette przyjedzie po ciebie po zakończeniu lekcji i odwiezie do domu. Podziękuj jej po powrocie. – powiedział mężczyzna. – Jeśli coś będzie nie tak, zadzwonię. Dobrze?  – zapytał.
– Jasne, będę czekać około trzeciej przy wyjściu. – potwierdziła smutnym głosem Margaret. 
Dziewczyna wyszła z pojazdu. Pogoda była pochmurna, ale nie padało. Młoda Jonson zarzuciła plecak i zmierzyła w kierunku placówki. Do szafki odwiesiła swój szary płaszczyk i  poszła w kierunku sali, w której za kilkanaście minut miały odbywać się zajęcia z greki. Nastolatka usiadła samotnie na małej, drewnianej ławce i otworzyła książkę starając się lekceważyć głupie uwagi innych. Wyzywali ją z zazdrości. Była mądra, powodziło jej się w życiu. Miała opinię zarozumiałej i wrednej, ale któż z nich mógł znać prawdę, tą najprawdziwszą? Nauczyciele nazywali ją „Niespełnionym Aniołem, który pragnął chaosu w życiu”. To się zgadzało. Spokój i ład w nim panujący wyniszczały jej psychikę.                    
Idąc szkolnym korytarzem, Arcady spostrzegł coś niebywałego. Dziewczyna piękna, jak nadmorski poranek siedziała samotnie na drewnianej ławce. Obraz był zastanawiający, gdyż nie wyglądała na gorszą od pozostałych. Chciał do niej podejść, jednak w porę dotarło do niego, że to jedna z tych „Ukochanych córeczek rodziców” i przecież nie może spotykać się z kimś takim, jak on. Od tyłu naszedł go jego przyjaciel – Gary Boulter .
– Arc, powiedz mi tak szczerze, czy ty patrzysz właśnie na Margaret Jonson? – zapytał.
– Kogo? – powiedziałem z zaskoczeniem. 

– Dziewczyna w pasiastym garniturku. Niedostępna dla nas, elita. Jej ojciec to jeden z najbardziej wpływowych osób w kancelarii na Wall Street. Zarabiają krocie, jeśli ktoś będzie jej chłopakiem to na pewno nie ty, ale fakt – jest prześliczna. – przekazał. – Odpuść ją sobie.

– Siedzi sama… zatroskał się. – Zaczekaj chwilę!

Chłopak postanowił podejść do nieznajomej. Był świadomy tego, że jego zaloty są skazane na odrzucenie. 

– Dobra książka! Jestem Arcady Connor, a ty, piękna? – zapytałem.

– Margaret Jonson. – rzuciła oschło.  – Co cię do mnie sprowadza?

– Widziałem, że siedzisz sama. Chcesz pogadać?

– Serio? Chcesz słuchać wyżalania się pokrzywdzonej, bogatej dziewczynki? – zapytała z sarkazmem.

– Tak, bo właśnie ta dziewczynka w jednej chwili sprawiła, że odzyskałem chęć do życia.

– Znamy się zaledwie kilka minut. Czego ty oczekujesz, co?! – krzyknęła.

W tym momencie, chłopak został sam. Cały jego świat, który w jednej chwili zauroczył go swoją nieśmiałością… odszedł gdzieś na bok. On został sam. 

Po zakończeniu pierwszej lekcji, czekał na nią. Miał ogromną nadzieję, że jeszcze ją zobaczy. Jest, najpiękniejsza. Szła ze spuszczoną głową, co nadawało jej tajemniczości. Co się dzieje w jej życiu? Nastolatek bardzo się o nią martwił, bo te kilka minut rozmowy, znaczyło dla niego więcej niż cokolwiek. Przy niej czuł, że nabrał ogłady i znalazł swój upragniony pokój, którego jego demoniczna dusza szukała przez wiele lat.

Reszta dnia minęła mu szybko. Za szybko. Nie chciał, aby się kończył. Przysiągł sobie, że nigdy jej nie zapomni. Nagle, wyrosła przed nim Margaret. 

– Przepraszam, że się tak zachowałam, ale musisz mi pomóc. – powiedziała. – Ojciec do mnie zadzwonił. Nie mam, jak wrócić do domu. Miałbyś pożyczyć kilka dolarów na metro?

– Tak, dziesięć starczy? – zapytałem. 

– Powinno, dzięki wielkie. – uśmiechnęła się. – A ty? Jak wracasz?

– … pieszo. – rzucam szybko podając jej banknot. – Nie mam daleko.

– Dziękuję, jesteś kochany. – posłała mi promienny uśmiech.

Patrzył, jak wsiada do pociągu i odjeżdża w kierunku Broadway’u. Stał tam jeszcze przez długi czas, jakby z nadzieją, że wróci. Do domu poszedł na piechotę, jednak dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że swojej sympatii oddał swoje ostatnie pieniądze. Nie miał środków do życia. Zaczął zmierzać w kierunku swojego domu. Nie potrafił przestać myśleć o niej, czuł, że ma wobec Margaret misję. Wiedział, że jest Aniołem, szukającym chaosu. On miał wrażenie, że to pomoże również mu. Arcady z kolei był Demonem, który szukał pokoju. Pokoju, który pomógłby mu odpocząć i ujarzmić psychikę, tak bardzo nadwyrężoną po ciągłych bijatykach i używkach. Po dłuższym myśleniu zauważył, że całe nadzieje pokłada w niej. Jakim prawem ona miała być tym, kto mu pomoże? Przecież to absurd. Droga do domu ciągnęła się w nieskończoność. Chłopak szedł już dobrą godzinę. Wreszcie dotarł.

– Później się nie dało? – rzuciła z wyczuwalnym sarkazmem Jeremy. – Martwiłam się.

– A ojciec? – pytał. – On się nie martwił?

– Ma dużo stresu. Ciężko pracuje. Nie zaprzątaj mu sobą głowy, proszę cię. – tłumaczyła. – Ty jesteś już prawie dorosły, rozumiesz, prawda?

– To jest mój ojciec! – krzyknął. – On przecież nie pracuje! Całymi dniami pije alkohol! – starał się wytłumaczyć.

– Nie mów tak, on cię kocha… - powiedziała.

–  Dodaj „ł” do „kocha” i będzie prawidłowo! 

Dni mijały, a Margaret i Arcady poznawali się coraz bardziej. Czuli się pewnie w swoim towarzystwie, ich dusze i temperamenty uzupełniały się. Budowali wzajemne zaufanie i empatię.

– Jaka jest twoja rodzina? Opowiedz mi o niej. – Jones spojrzała na Connor’a.

– W zasadzie, nie ma o czym opowiadać. Mieszkam w jednej z mniejszych uliczek z moim ojcem i jego… partnerką. Mama odeszła dwa lata temu po jego zdradzie i zamieszkała w Toronto. Od tej pory, tata jest alkoholikiem, a cały dom jest na głowie Jeremy – jego laski. Babka nie ogarnia kompletnie nic, a ja jestem zdany na siebie. – wydusił. 

– Przykro mi. – posmutniała.

– Między innymi, przez to miałem taki gorszy czas. Wiesz, narkotyki, bijatyki i takie tam. Moja psychika przez to bardzo podupadła. – spogląda na nastolatkę, która wyraźnie się wystraszyła. – Ale już z tego wychodzę. Jest lepiej, nie bój się.

– Nie boję się, tylko martwię. Nie masz żadnego wsparcia, pomocy. Connor, ty jesteś taki silny. Ja bym tak nie potrafiła. – przytuliła go.

– Teraz ty. Chcę znać twoją historię!

– Mój tata pracuje na Wall Street, a mama zdalnie. Mieszkam w jednej z bardziej ekskluzywnych ulic Broadway’u. Pomaga nam Antoinette – można ją nazwać służącą. Jednak, nie jestem szczęśliwa. W tym wszystkim brakuje przyjaciół, miłości. Nie mogę spotykać się z kim chce. W szkole mnie wyzywają, a to przez to, że jestem bogata. Zazdroszczą mi, uważają za księżniczkę. Prawda jest taka, że przez ten cały czas nikt do mnie nie podszedł, nie zagadał. Ba! Nawet nie chciał poznać. – mówiła. – Ty jesteś pierwszy, który mi zaufał… dziękuję. – tuliła się do niego.

Tego dnia, Margaret wróciła do domu bardzo podekscytowana. Postanowiła powiedzieć rodzicom o swoim przyjacielu. 

– Mamo, tato… wiem, że powinnam wam powiedzieć o tym wcześniej. – zdenerwowanie brało nad nią górę.

– Dziecko, ktoś cię skrzywdził, co się stało?! – zapytała Rosalie.

– Zabiję skurczybyka! – krzyczał Ronald.

– Nie, nie o to chodzi! Poznałam chłopaka. – zaczęła. – Ma na imię Arcady. Chciałabym, żebyście go poznali bliżej, bo jest naprawdę wspaniały.

– Zaproś go jutro na kolację. – zaproponowała pani Jonson. – Przygotuję coś dobrego, poznamy go. Co ty na to?

– Jestem za!

Tego popołudnia, w pokoju nastolatki od niepamiętnych czasów wiało radością. To niebywałe, ile szczęścia wniósł do jej życia biedny chłopak z Manhattanu. Nie mogła uwierzyć, że odwiedzi ją na kolacji. Był dla niej ważny, jak nikt inny. Jednak, co jakiś czas w jej głowie budziła się myśl, że jej rodzice nie zaakceptują biedniejszego od nich chłopaka. W dodatku z TAKIEJ rodziny. Wytępiliby go. Dla nich – był zły. Niczym Demon. Siła nieczysta, a przynajmniej takie miała przeczucia. Po głębszym zastanowieniu, coś w niej pękło. Płakała. Jak mogła pomyśleć tak o swoim najlepszym przyjacielu?!      

W przeciwieństwie do niej, on się nie ekscytował. Czuł przerażenie. Z resztą, kto by na jego miejscu odczuwał radość.    

Następnego dnia, Jeremy zawiozła go pod wskazany adres. Chłopak ubrał koszulę i smukłe, granatowe spodnie. Za wszelką cenę chciał zrobić dobre wrażenie. Znał już takich, jak oni. Wysiadł i skierował swoje kroki do drzwi, gdzie czekali już jej rodzice.

– Dobry wieczór. – powiedział nastolatek. – To wielki zaszczyt mieć możliwość zjedzenia kolacji z państwem.

– Dobry wieczór, nazywam się Rosalie Jonson, a to mój mąż Ronald Jonson. Naszą córkę już poznałeś. – przedstawiła się ciemnowłosa, wysoka kobieta.

– Miło mi, jestem Arcady Connor. – przywitał się.

– Zapraszamy do stołu, kolacja czeka. – zwróciła się do niego wcześniej niezauważona Margaret. 

Dziewczyna miała na sobie pudrową spódnicę sięgającą kolan, granatową, koronkową bluzkę i delikatne obcasy. Włosy spięła w warkosza.                                            

Podano warzywną zapiekankę, którą przyrządziła prawdopodobnie Antoinette.          

Wszyscy byli dosyć zdenerwowani i spięci, bowiem nikt nie chciał zadawać pytania o rodzinę chłopaka.

– Arcady, może opowiesz nam coś o sobie i swojej rodzinie? – zapytał stary Jonson. 

– To dosyć skomplikowane. Mama odeszła od nas dwa lata temu, po tym, jak zdradził ją ojciec. – zauważył odrazę malującą się na twarzy kobiety. – Odtąd mieszka z nami jego partnerka – piętnaście lat od niego młodsza Jeremy. – mówił. – Cały dom jest teraz na jej głowie. Jeśli chodzi o pieniądze… - usłyszał chrząknięcie. – Nie przelewa nam się. Swoje ostatnie dziesięć dolarów oddałem państwa córce na metro. Teraz nie mam nic. – zamilkł na chwilę. – Tata popadł w alkoholizm, więc nie możemy liczyć na jego pomoc. Do tej szkoły mogę uczęszczać tylko dzięki urzędowi i pomocy z ich strony. – widział zakłopotanie na ich twarzach. – Przez pewien okres, w moim życiu było źle. Bijatyki, używki… – wiecie państwo. Nadal z tego wychodzę, ale dzięki Margaret jest lepiej. Lżej. 

– Powiedz mi, gdzie mieszkasz? – zapytała matka nastolatki.

– Na Manhattanie, jedna z biedniejszych uliczek. – wyznał.

– To absurd! Jesteś nieodpowiednim towarzystwem dla naszej córki! – krzyknęła kobieta spoglądając na męża i córkę.

– Mamo, ale… - zaczęła dziewczyna.

– Margaret, do pokoju! – poprosiła. – Arcady, zrozum. Ty i ona to dwa różne światy. Poza tym, to musiało się zakończyć, za kilka dni wyjeżdżamy do Toronto. Przykro mi…

– Na stałe? – spuścił wzrok. 

– Tak, Ronald rezygnuje z Wall Street. Szuka czegoś nowego, na stałe. – tłumaczyła – W Kanadzie dostał propozycję pracy na giełdzie.

Nastolatek nie miał siły tego dłużej słuchać. Pogodził się z tym, że więcej jej nie zobaczy. Jeremy odebrała go zaraz, jak zadzwonił. Wracając, dostał SMS’a od swej przyjaciółki: 

„Równo za dwa tygodnie, teatr przy szkole, godzina 19 – przyjdź.”

Dni zamieniały się w wieczność. Od czasu pamiętnej kolacji nie widział jej w szkole. Nadszedł dzień, w którym miał przyjść do teatru. Czuł się Demonem, jednak nie szukał już pokoju. Odnalazł go. Radość, jaką przynosiły mu kontakty z młodą Jonson była nieopisana. Tak samo nastolatka – była Aniołem, ale nie szukała już chaosu. Jej chaosem okazał się przystojny blondyn. Przyszedł do teatru, gdzie ona czekała na niego. Spojrzeli sobie w oczy i padli w ramiona. Margaret pożegnała go pocałunkiem i odeszła. Wsiadła do auta swego taty. Odjechali i już nigdy więcej nie było dane im się zobaczyć.

            „Anioły i Demony to istoty ludzkie. Nie spotyka się ich często. Te pierwsze są kruche i delikatne oraz uporządkowane. Natomiast Demony to stworzenia twarde, zawzięte i pełne haotyzmu. Kiedy los splata ich drogi, w obu osobach coś pęka. Tworzą między sobą magiczną więź, która jest nierozerwalna. Postacie te mają jednak tendencję do łatwego rozpadu ich nierozerwalnych relacji.”                                                                                                     


                  







5 komentarzy:

  1. Hej :) Cieszę się, że zdecydowałaś się opublikować tekst! Każdy miał kiedyś swój stresujący debiut, ale najważniejsze to wierzyć w siebie i pisać, pisać, pisać.
    Twój tekst bardzo dobrze oddaje emocje i uderza smutkiem. Myślami przeniosłam się do nastoletnich lat, do szkoły w której zawsze tworzyły się grupki i osoby będące zawsze z boku, z różnych powodów. Czasem zdarzało się, że dwie wyalienowane osoby łączyły siły i to samo pojawia się w tym tekście. Szkoda, że rodzice zdecydowali, aby uciąć kontakt Margaret i Arcady'ego, chociaż częściowo ich rozumiem. W dzisiejszych czasach rodzice mają trudniej, bo ich pociechy i tak mogą się kontaktować elektronicznie. W duszy dopowiadam sobie, że Margaret i Arcady jednak spotkali się po latach.. może w jakiejś niespodziewanej sytuacji?

    Jeśli chodzi o warsztat pisarski to zauważyłam, że w kilku miejscach zmieniłaś narrację z 3-osobowej na 1-osobową, ale to pewnie w ferworze pisania dialogu, też mi się zdarza :)
    Popracowałabym też nad powtórzeniami zaimkowymi "ona" "jej" "nią", chociaż te zaimkowe zmory są ciężkie do ominięcia.

    Mam nadzieję, że na kolejny tekst nie każesz czekać zbyt długo i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładnie wplatasz opisy do tekstu, pozwala to wejść w opowiadaną historię i widzieć w świecie wyobraźni, wszytko to o czym piszesz.
    Widzę, że Margaret pochodzi z zamożnej rodziny, a to nie zawsze zbyt łatwe środowisko.
    "Dziewczyna piękna, jak nadmorski poranek siedziała samotnie na drewnianej ławce." - jak mi się podobają twoje opisy, aż się rozpływam. Masz bardzo ładny styl pisania i cieszę się, że postanowiłaś wysłąć do nas swój pierwszy tekst, w tym sammym momencie mam nadzieję, że zobaczymy wiecej twoich tekstów również w tygodniowych wyzwaniach.

    Mam tylko jedną radę ( aczkolwiek nie wiem czy wcięcia się nie zgubiły przez formatowanie) kiedy zaczynasz nowy akapit, lub dialog powinnas zrobic wcięcie. Możesz użyć przycisku "wcięcie"w swoim programie do pisania lub nacisnąć przycisk TAB na klawiaturze.
    Coś takiego:


    Poza tym nie mam innych zastrzerzeń. Tekst bardzo mi się podobał i czekam na kolejne.

    Pozdrawiam
    Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałam pokazać, jak wyglądają wcięcia, ale mi się nie udało:( ale zresztą zobaczysz w tekstach innych uczestników, o jakie wcięcia mi chodziło. I pisz , pisz , pisz, koniecznie!

      Usuń
  3. Hej :)
    To nie jest pierwszy tekst, jaki od Ciebie czytam, bo tak sobie to ustawiłam, że zaczęłam od wyzwania, misję zostawiając na później.
    Powyżej dziewczyny wskazały, na co warto zwrócić uwagę, od siebie dodam, byś nie pędziła z historią za szybko. W końcu to nie wyścig, a o wiele prościej zbudować historię prostą, powoli dodając do niej wydarzenia. Jak poprzednio zwracam uwagę, by płynniej przechodzić z fragmentu w kolejną scenę, bo brakuje tu takiego budulca, który to wszytko scala.
    Niemniej dobrze ukazała się życie dwójki nastolatków z dwóch kompletnie różnych światów i to, jak przez ludzi przemawiają stereotypy, jak dają się zamykam podle zasad rządzących ich klasą. To przykre, dlatego też końcówka mnie zasmuciła.
    Widać potencjał.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę wskazywał na co warto zwrócić uwagę przy pisaniu, bo dziewczyny zrobiły już to wyżej, a poza tym, mi samemu zdarza się robić błędy, także nie będę ich wytykał. Także, przejdźmy do pochwał :D Dobry tekst, sprawnie przedstawiona klasyczna historia, o dziewczynie z dobrego domu i chłopcu z gorszego. Opisy są bardzo plastyczne, nie mam większych problemów żeby sobie wyobrazić głównych bohaterów i środowisko w którym żyją.
    Co do historii, szkoda, że tak się potoczyły ich losy, chociaż może jeszcze kiedyś się spotkają. I podziwiam odwagę Arcady'ego - mówić tak wprost i otwarcie o swoich problemach, to naprawdę trzeba mieć mocny charakter.
    Pisz jak najwięcej! :D

    OdpowiedzUsuń