YOU MUST TO SWALLOW ITS HORNS TOO
To już dłużej nie miało sensu. Na co jej ta biała w najczystszej postaci suknia, której nigdy nie mogła pobrudzić, bo nie było czym? Na co jej śpiewy pełne uwielbienia, kiedy cały czas skierowane były ku tej samej Istocie? Na co te skrzydła, kiedy nie można było nigdzie polecieć, jeśli wcześniej nie wypełniło się tony dokumentów, bo biurokracja w tym Miejscu nie miała sobie równych? Na co to wszystko? Była bytem, który nie mógł decydować o sobie, a jedynie żyć we wspaniałościach i wiecznie głosić chwałę. Miała tego już po dziurki w swoim prosty nosie. To się musiało skończyć.
*
Im dłużej to trwało, tym bardziej męczące było. Już nawet kopanie po żebrach grzeszników nie sprawiało mu przyjemności, a przecież było zawsze początkiem większej zabawy. I co z tego, że inne diabły wciąż zachęcały go do wpadania w Czeluść, a na Ziemi tylu śmiertelników chciało z nim poflirtować? To było też coraz bardziej męczące i kłopotliwe – nie nadążał już za tymi wszystkimi trendami, nie wiedział, jaki makijaż jest najbardziej na czasie, dlatego przestał zarzucać ziemskie kobiety jakimiś wysublimowanymi komplementami na temat ich jakże sztucznej urody. Jedyne, co jeszcze było fajne, to dostęp do alkoholu. Jeśli zaś ten, kto się do niego zbliżył, nie miał przy sobie choćby małpki, mógł spadać na drzewo – on pragnął już tylko, by wszystko było lepsze.
*
Bieg pod samym nosem władz był dość ryzykowny, ale – jak to było powszechnie wiadome – bez ryzyka nie ma życia! Poza tym w mieście od dawna nic się nie działo, więc taka jedna drobna kradzież mogła jedynie rozruszać społeczeństwo i zmusić je do wyrażenia opinii. Pewnie takiej samej jak ostatnim razem: kradzież to kradzież, czyli zawsze olbrzymie zło!, ale nie o tym się myślało, a o tym, by zagrać na nosie temu policjantowi z piwnym brzuszkiem, który gonił po chodniku, sapiąc przy tym i niemalże schodząc na zawał.
– Ej, chłopcze! Zatrzymaj się, do jasnej anielki!
Ale złodziejowi ani w głowie było posłuchać tego glinę, który powinien gnić gdzie indziej, a nie na patrolu w najgorszej części miasta, gdzie lepiej się było nie zapuszczać nawet w biały dzień. Ponoć sam Bóg już tutaj nie zaglądał, woląc skupić się na jakiś fawelach na drugim końcu świata. W takie okolice wkracza jedynie zło i to przyjmujące najgorsze swoje wcielenia.
Wśród śmiechu ucieczka zdawała się być mniej zabawna, a że łup łatwo zmieścił się do kieszeni, zaś funkcjonariusz nie należał do najbystrzejszych, a upały znosił po prostu źle, wystarczyło chłopakowi jedynie zarzucić kaptur bluzy na głowę i wrócić się spokojnym krokiem, by minąć wciąż biegnącego i sapiącego stróża prawa. Ten ani nie pomyślał, że ten chłopaczek wychodzący zza zakrętu to ten sam typ, który ledwie pięć minut temu wparował do małego sklepiku z żywnością z różnych stron świata i kazał wydać sobie wszystkie pieniądze z kasetki. Czasami naprawdę niewiele potrzeba, by omamić słaby umysł i go zmanipulować.
Ale nie każda istota była tak słabowidząca to, co dzieje się wokół. Chłopak mógł iść zadowolony z siebie i rozmyślać już o tym, co zrobi z tymi pieniędzmi – oczywiście za jakiś czas, kiedy informacja o kradzieży ucichnie, a wypraniu ich nie będzie towarzyszyło ani jedno podejrzliwe pytanie czy spojrzenie – ale nie przewidział tego, że ktoś stanie mu na drodze i uniemożliwi sięgnięcie po wszystkie marzenia, jakie roiły się w tej młodej głowie.
– Zaczekaj, chłopcze – dotarło do niego na ułamek sekundy przed tym, jak ktoś chwycił go za kaptur, ściągając go tym samym i zatrzymując złodzieja w pół kroku. – Chyba masz coś, co nie należy do ciebie. Wypadałoby to oddać, nie uważasz?
Czyżby cały misterny plan poszedł w pizdu? O nie, to nie mogło się tak skończyć!
Nie mogąc zobaczyć przeciwnika, chłopak zaczął się szarpać, byle tylko uwolnić od tego uścisku.
– Zostaw mnie w spokoju, dziadu pieroński! – krzyknął, chcąc pokazać, że się nie boi. Chyba na chwilę zapomniał, że jeżeli ktoś jeszcze go usłyszy, to chłopak może mieć kłopoty. – Idź do diabła!
Na trzymającym go takie wrzaski nie zrobiły żadnego wrażenia, raczej sprawiły, że głośno westchnął.
– Właśnie od niego wracam. A ty musisz wrócić tam, gdzie narobiłeś tyle zła, i odpowiedzieć za to.
– Ej, chłopcze! Zatrzymaj się, do jasnej anielki!
Ale złodziejowi ani w głowie było posłuchać tego glinę, który powinien gnić gdzie indziej, a nie na patrolu w najgorszej części miasta, gdzie lepiej się było nie zapuszczać nawet w biały dzień. Ponoć sam Bóg już tutaj nie zaglądał, woląc skupić się na jakiś fawelach na drugim końcu świata. W takie okolice wkracza jedynie zło i to przyjmujące najgorsze swoje wcielenia.
Wśród śmiechu ucieczka zdawała się być mniej zabawna, a że łup łatwo zmieścił się do kieszeni, zaś funkcjonariusz nie należał do najbystrzejszych, a upały znosił po prostu źle, wystarczyło chłopakowi jedynie zarzucić kaptur bluzy na głowę i wrócić się spokojnym krokiem, by minąć wciąż biegnącego i sapiącego stróża prawa. Ten ani nie pomyślał, że ten chłopaczek wychodzący zza zakrętu to ten sam typ, który ledwie pięć minut temu wparował do małego sklepiku z żywnością z różnych stron świata i kazał wydać sobie wszystkie pieniądze z kasetki. Czasami naprawdę niewiele potrzeba, by omamić słaby umysł i go zmanipulować.
Ale nie każda istota była tak słabowidząca to, co dzieje się wokół. Chłopak mógł iść zadowolony z siebie i rozmyślać już o tym, co zrobi z tymi pieniędzmi – oczywiście za jakiś czas, kiedy informacja o kradzieży ucichnie, a wypraniu ich nie będzie towarzyszyło ani jedno podejrzliwe pytanie czy spojrzenie – ale nie przewidział tego, że ktoś stanie mu na drodze i uniemożliwi sięgnięcie po wszystkie marzenia, jakie roiły się w tej młodej głowie.
– Zaczekaj, chłopcze – dotarło do niego na ułamek sekundy przed tym, jak ktoś chwycił go za kaptur, ściągając go tym samym i zatrzymując złodzieja w pół kroku. – Chyba masz coś, co nie należy do ciebie. Wypadałoby to oddać, nie uważasz?
Czyżby cały misterny plan poszedł w pizdu? O nie, to nie mogło się tak skończyć!
Nie mogąc zobaczyć przeciwnika, chłopak zaczął się szarpać, byle tylko uwolnić od tego uścisku.
– Zostaw mnie w spokoju, dziadu pieroński! – krzyknął, chcąc pokazać, że się nie boi. Chyba na chwilę zapomniał, że jeżeli ktoś jeszcze go usłyszy, to chłopak może mieć kłopoty. – Idź do diabła!
Na trzymającym go takie wrzaski nie zrobiły żadnego wrażenia, raczej sprawiły, że głośno westchnął.
– Właśnie od niego wracam. A ty musisz wrócić tam, gdzie narobiłeś tyle zła, i odpowiedzieć za to.
– Nigdzie z tobą nie pójdę, zboczeńcu!
Dość epitetów się już nasłuchał, by miały one robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Wciąż trzymając za kaptur szamoczącego się chłopaka, pociągnął go w stronę sklepu, gdzie doszło do kradzieży. Nadal stał przed nim radiowóz z załączonym kogutem, nigdzie jednak nie było widać tego grubego policjanta, który ruszył w pościg, jego kolega zaś nadal zajęty był przesłuchiwaniem zszokowanej ekspedientki w średnim wieku, z niepodtrzymywanym przez stanik, wylewającym się pod koszulką dużym biustem i fryzurą, która świat mody zawojowała w okolicach lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
– Puść mnie, do jasnej cholery! – darł się chłopak i próbował uwolnić z bluzy, by na nowo pognać przed siebie, ale mężczyzna nie zamierzał na to pozwolić.
Jedynie obdarzył go spojrzeniem ciemnych oczu, w których czaiły się podejrzane, czerwone iskry, i prychnął pod nosem.
– Najpierw odpowiedz za swoje uczynki, później sobie rozkazuj do woli jakimś zastraszonym dzieciakom, a nie mnie.
Na to nastolatek nie znalazł odpowiedzi, a jedynie skulił się, bo oto został przywleczony przed oblicze stróża prawa, który to obrzucił go bacznym spojrzeniem, a kiedy rozpoznał – otwierając przy tym szeroko usta, co nadało mu wygląd wyrzuconej na ląd, bezradnej ryby – było widać, że się zagotował, na twarzy pojawiły się bowiem wypieki.
– Tu jesteś, gagatku jeden! – warknął na chłopca i, chwytając za chude ramię dzieciaka, przejął go od nieznajomego mężczyzny. – Co, myślałeś sobie, że się wywiniesz? Hę? Że taki z ciebie kozak? – Pogroził mu palcem, na co złodziej jedynie przewrócił oczami. Cóż, każdy inny komentarz nie byłby tak wymowny jak ten jeden gest. – Tak łatwo się z tego nie wyplączesz! Kryminał cię czeka, ot co!
Nastolatek jeszcze spróbował się wyszarpnąć, ale stracił już dość sił, by udało mu się ponownie wywinąć. Zaklął więc tak głośno i soczyście, że nawet kasjerka zareagowała i zdzieliła go dłonią w potylicę.
– Jak ty się wyrażasz?! – krzyknęła na niego i chwyciła za drugie ramię. Teraz nastolatek nie mógł mieć jakichkolwiek szans na to, że wyjdzie z twarzą z tej sytuacji. Raczej z wyrokiem. Cóż, bywa.
Dla mężczyzny, który go pochwycił, był to znak, iż jego rola w tym miejscu się zakończyła. Wycofał się po cichu, tak by policjant nie zwrócił na to uwagi i go do siebie nie przywołał – żadne składanie zeznań czy podawanie danych osobowych nie wchodziło w rachubę. Mężczyzna chciał pozostać anonimowy, a wszelki pokój wśród ludzi zaprowadzać własnymi metodami.
Ta sztuka mu się udała – odszedł nie odprowadzany żadnymi spojrzeniami – nawet ten grubszy z funkcjonariuszy, który właśnie wracał z pościgu i go wymijał, nie zwrócił na niego uwagi. Co za radość. Za to ktoś inny nagle zaczął go martwić.
Mężczyzna o dziwnych oczach uważał, że nie powinno być tu nikogo, kto nie był ani świadkiem, ani bezpośrednio uczestnikiem całego zdarzenia, dlatego nie rozumiał, dlaczego ta kobieta stoi przy zaparkowanym kilkanaście metrów od okradzionego sklepu radiowozie i przypatruje się temu wszystkiemu z niewyjaśnionym podziwem, wręcz zafascynowana tym, co miało swoje miejsce. W dodatku w ogóle tu nie pasowała. Jasne, kolor biały jest wskazany podczas upałów, by się człowiek nie zagrzał, bo ta barwa odbija światło, ale cała na biało? Jak jakiś pieprzony anioł pokoju, przemknęło mu przez myśl, ale nie chciał się tym martwić, powinien zrobić coś innego.
Wtedy dobiegł go głos jednego z gliniarzy:
– Przepraszam pana, proszę zaczekać!
Mężczyzna westchnął. A już myślał, iż się udało, że nie będzie musiał dłużej przebywać wśród tych ludzi, którzy wykazali się na jego oczach tak wielkim brakiem odpowiednich kompetencji, by stawić czoła swoim zwykłym obowiązkom. Nie mógł jednak pokazać po sobie, że to zawołanie go wkurzyło, bo za tym mogło pójść więcej pytań niż podczas zwykłego przesłuchania świadka na miejscu zdarzenia, dlatego nakazał sobie przybrać uprzejmy uśmiech i zawrócić.
– Tak? O co chodzi?
Obaj policjanci i kasjerka patrzyli na niego jak na jakiegoś wybawcę – co było zabawne, zważając na to, kim w istocie był ten mężczyzna – zaś chłopak poddał się i po prostu usiadł na krawężniku, w ogóle nie pokazując woli ucieczki. Cóż, łatwo by nie miał, skoro ten, który go pochwycił, nadal tu był.
– Chcielibyśmy panu podziękować – zaczął ten, który sam robił za ścigającego. Doszedł już względnie do siebie; chociaż jego oddech nadal był przyspieszony, twarz nie miała już koloru dojrzałego pomidora.
– Nie ma sprawy. Czy jestem potrzebny do czegoś więcej? – Jego wzrok nadal podążał w kierunku ubranej na biało kobiety, kiedy zwracał się do gliniarza.
Funkcjonariusze wymienili ze sobą spojrzenia.
– Właściwie to mamy monitoring, by zobaczyć, że pan go złapał, ale powinniśmy jednak wysłuchać pana wersji? – Grubszy podrapał się po łysiejącej głowie. – Ale, cholera, upał się robi co niemiara…
– To może ja do panów zajdę na posterunek po południu lub wieczorem, jak zrobi się lepiej? – podsunął mężczyzna, który aż zaczął przebierać nogami. Teraz to chciał się dowiedzieć, o co może chodzić tej kobiecie.
– Chyba możemy tak zrobić…
Nie czekał na usłyszenie wspólnej wersji, rzucił tylko:
– Super! Następnym razem bądźcie bardziej czujni i uważni, a żaden smarkacz nie ucieknie wam sprzed nosa. Miłej służby, panowie.
Skinął głową, uśmiechnął się lekko do zdezorientowanych policjantów i chciał odejść, ale zawahał się, widząc utkwione w nim, mordercze w swym języku, spojrzenie nastolatka, którego wielkie plany kilka minut temu pokrzyżował.
– Obyś się smażył w piekle – rzucił młody, na co uśmiech mężczyzny stał się szerszy.
– Już ci to mówiłem, wracam stamtąd, a na kolejne zejście do Czeluści na razie się nie zanosi. – Puścił mu oczko. – To raczej ty uważaj, byś tam nie trafił. Mam nadzieję, że się już nie spotkamy.
Uniósł dłoń, jakby chciał pomachać, ale tego nie zrobił. Taki gest na pożegnanie musiał wystarczyć. Teraz mógł iść dalej, szukać tego pokoju, co mu się zamarzył – i wcale nie chodziło o własne cztery kąty u jakiegoś podstarzałego gościa, który myśli, że jakieś śliczne studentki będą chciały cokolwiek u niego wynajmować – ale ta dziwna kobieta…
Wciąż i wciąż stała przy samochodzie, skakała spojrzeniem z policjantów na pakowanego do pojazdu chłopaka, na ekspedientkę, a ekscytacja na jej twarzy wyglądała naprawdę dziwnie. Jakby planowała teraz wprowadzić chaos i sprawić, że wszystko będzie szło nie tak, jak powinno. To dziwne uczucie nie mijało i nakazało mężczyźnie przyjrzeć się jej wyraźniej.
Nie, wzrok go nie mylił – kontury kobiety zdawały się delikatnie jaśnieć. Jakby…
Jakby była aniołem.
Gdyby był człowiekiem, możliwe, że właśnie upadłby na chodnik porażony tą świadomością. Jednak był tylko demonem, którego zesłano między śmiertelników i który miał dość swojej roboty. Co nie zmieniało faktu, iż żadnego przedstawiciela Niebios w najbliższym czasie się nie spodziewał. Nie mógł więc przewidzieć, dlaczego ten anioł w żeńskiej wersji znalazł się tak blisko i dlaczego wyglądał, jakby miał dokonać czegoś złego.
Nim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, kobieta podbiegła do radiowozu i, chwytając nastolatka za rękaw bluzy, głośno poprosiła go:
– Zrób to jeszcze raz! Proszę, okradnij ten sklep jeszcze raz! Chcę to zobaczyć i cię naśladować!
Słysząc coś takiego, nic dziwnego, iż każdy z nich – zarówno sprawca, funkcjonariusze, kasjerka i demon – wyglądało, jakby się porządnie przesłyszało i potrzebowało powtórzenia, by mózg przetworzył informację i zrozumiał.
– Że co? – Przynajmniej chłopak w swoim szoku nie zapomniał o tym, jak używać aparatu mowy.
– Zrób to jeszcze raz!
To nie był dobry pomysł, wypadało interweniować i choć mężczyzna najchętniej zająłby się swoimi sprawami – kilka barów czekało na odwiedziny – przeczuwał, że jeżeli pozostawi to własnemu biegowi, może się zrobić nieciekawie, a przy takiej kompetencji policjantów ktoś mógłby ucierpieć. Tylko to wystarczyło, by się wrócił i chwycił za rękę nieznajomego anioła.
– Pani pozwoli ze mną – rzekł i pociągnął ją, nim zapoczątkowała nowe zbrodnie.
Wiedział, że są odprowadzani spojrzeniami, wiedział, że zyskały na intensywności, kiedy anioł wyrwał mu się z uścisku i pognał przed siebie, wiedział to wszystko i sam siebie zapytywał, czy naprawdę warto.
Powinien ją gonić, ale właściwie co mu było do tego? Jego uwaga skupić powinna się raczej na ludziach, bo to śmiertelnicy sprawiali, iż w Piekle miał dużo roboty, a świat zmierzał ku samozagładzie. To ludzie tworzyli chaos, który należało jakoś okiełznać, demony i diabły jedynie z tego korzystały. Obrócił się więc na pięcie, by ruszyć w swoją stronę, i nawet uszedł z kilka czy kilkanaście kroków, ale zatrzymał się, kiedy powietrze wokół przeszył krzyk.
Nasłuchiwał, ale krzyk – niech to szlag – powtórzył się i nawet nie dobiegał z daleka. Właściwie to… Właściwie to dobiegał ze strony, w którą wcześniej udała się kobieta w bieli. Co mogło oznaczać coś niedobrego, ale nie musiało.
Westchnął pod nosem i ruszył, by sprawdzić, czy może sobie kolejny raz darować bycie bohaterem, czy może jednak ten dzień chce go ogłosić swoim jedynym herosem, który stoi ponad wszystkimi policjantami i zamiast nich. Nie znosił tego, że ludzie tak się chwalili, że sobie radzą, że mają odpowiednich ludzi od pilnowania porządku. Z jego obserwacji wynikało, że to jedno, kurwa, wielkie gówno, że ludzkość to jest na idealnej równi pochyłej, by się do Piekła wpakować z całym bajzlem i tam narobić wszystkim kłopotów. Dlatego tak bardzo chciał się od Piekła uwolnić – już mu się zbrzydło to szturchanie śmiertelników trójzębem czy też pętanie ich w sidła zła, coby popełniali jeszcze więcej zbrodni. Był demonem, to fakt niezaprzeczalny, ale o takie istnienie nikogo się nie prosił. Gdyby miał wybór, wolałby stać się kamieniem, który wieki spędziłby pewnie w jednym miejscu, czasami oberwałby z glana czy innego buta kogoś strasznie wkurzonego, ale nie miałby tyle do czynienia z tymi głupimi ludźmi, nie musiałby też wyrabiać targetu, jaki Pan Piekieł nakładał na każdego ze swoich sługów, czułby się o wiele bardziej wolny, choć zamknięty w nieciekawej formie.
Rozmyślał o tym, jaki żywot mógłby wieść, gdyby tylko miał tu coś do powiedzenia, kiedy zmierzał w stronę, gdzie zniknęła ta ubrana na biało kobieta. Kolejnego krzyku nie było, jednak po napięciu wyczuwalnym w powietrzu dało się poznać, że krąży tu duch złego i za chwilę może się zrobić bardzo nieciekawie. I na to wyglądało, bowiem gdy tylko wyłonił się zza zakrętu, mógł zobaczyć, iż nieznajoma pochyla się właśnie nad innym nastolatkiem, bardzo podobnym do tego złodzieja, z którym przed chwilą miał do czynienia, i uśmiecha w sposób świadczący o tym, iż z jej psychiką nie wszystko jest w porządku – nikt normalny bowiem nie uśmiechał się tak złowieszczo do kogoś, kogo zupełnie nie znał.
– Wszystko w porządku? – zakrzyknął demon, chcąc sprawdzić, czy dzieciak jest w stanie reagować i by na moment skupić na sobie uwagę kobiety w bieli. – Przepraszam, proszę pani?
Takie bycie kulturalnym też już mu bokiem wychodziło, ale jak zdołał zauważyć wśród śmiertelników, z którymi zawiązał relacje – krótkie, bo krótkie, ale pod badanie poznawcze dało się to podciągnąć – że lepiej reagują na kogoś, kto jest dobrze wychowany, sprawiał więc wrażenie kogoś takiego, by pod tym płaszczem pozorów móc się zbliżyć do obiektu zainteresowania.
– Czy coś się stało? – dopytał, zbliżając się o kolejne trzy kroki. – Wszystko w porządku?
Patrząc po chłopaku, pozostawał w niezłym szoku i nie spuszczał wzroku z kobiety. Czemu raczej nie można się było dziwić, bo ta nieznajoma w bieli wytrzasnęła skądś nóż i właśnie dzierżyła go w dłoni. Przedmiot zawisł na jakieś pół metra nad twarzą nastolatka, jednak śmiercionośna broń pozostaje śmiercionośną bronią bez względu na to, kto ją dzierży. W takim przypadku stawka naprawdę była wysoka.
Kobieta nic sobie nie robiła z tego, że ktoś się jej przypatruje. W szaleństwie, jakie sobie stworzyła, czuła się gotowa na sianie chaosu, o którym zaczęła marzyć, będąc jeszcze w Niebiosach. To dla chaosu porzuciła – czym wywołała skandal – bramy Raju i upadła na Ziemię, by dać się porwać ułudzie, iluzji, która w jakiś sposób narodziła się w jej jasnym umyśle. Czuła się gotowa nieść zło, co żadnemu aniołowi do tej pory nie wyszło na dobre. Jak widać, nieznajoma w bieli ani myślała uczyć się na cudzych błędach.
Wyciągnęła rękę, by wziąć zamach i wbić ostrze pod żebra chłopaka, jednak nigdy do tej pory nie trzymała w dłoni broni, nie potrafiła też ocenić, pod jakim kątem powinno wejść ostrze, nie miała też pewności, iż przejdzie ono przez skórę. Bo nie sprawdzała, czy narzędzie jest ostre – po prostu porwała je leżące na stoliku przed jakimś domem u kogoś, kto w tym nędznym skwarze zamarzył o grillu i piwku.
Nic więc dziwnego, że w chwili, gdy anielica zawahała się przed popełnieniem pierwszego grzechu w swoim istnieniu, nastolatek zrzucił ją z siebie i z okrzykiem na ustach ponowił próbę ucieczki. Darł się wniebogłosy niczym zarzynane zwierzę, nieomal wpadł na najbliższą latarnię, by za chwilę prawie spaść z krawężnika. Dobrze, że mężczyzna był obok i go złapał, inaczej niechybnie skończyłby na asfalcie z rozoraną twarzą.
– Uciekaj – rzucił do niego demon – i zapomnij o tym, co widziałeś.
Maleńka magia diabelskich sił zadziałała i nastolatek z dziwnie nieruchomym spojrzeniem ruszył przed siebie z ciszą na ustach. Demon i anielica zostali sami, a powietrze wokół nich ani przez moment nie myślało, by odegnać od siebie napięcie. Mężczyzna zbliżył się do zaskoczonej kobiety, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, a złota otoczka jej ciała stała się wyraźniejsza. Anioł jak nic, tylko musiała coś zrobić ze swoimi skrzydłami. Przykucnął przed nią i jednym ledwie dostrzegalnym ruchem pozbawił ją narzędzia ewentualnej zbrodni.
– Czy tobie odbiło? – zapytał wprost, nie bawiąc się w żadne uprzejmości, bo okazała się nie byc tego warta. – Co ci do łba wpadło, by nagle siać postrach wśród ludzi? Upadłaś na tę głupią makówkę, spadając tu z nieba?
Nie odpowiedziała mu, wciąż na niego patrząc. Na jej twarz zaczął wracać ten przerażający uśmiech szaleńca.
– Chaos – wydukała, nie potrafiąc jeszcze artykułować odpowiednio słów. – Oni mają chaos. Ja też go chcę! – wykrzyknęła mu to prosto w twarz i zaśmiała się.
Pokręcił głową na to jej zachowanie, pochylił się nad nią bardziej i ukazał swoje kły.
– Nawet nie masz pojęcia, czym jest chaos. Lepiej wracaj, skąd spadłaś.
Nie pozwoliła mu odejść. Chwyciła go za rękę w dość mocnym uścisku i zapytała:
– Jesteś diabłem?
– Nie – wyznał zgodnie z prawdą – ale wyszedłem od niego. Co ci do tego?
Uchwyt jeszcze się wzmocnił, wręcz zaczął być bolesny.
– Naucz mnie chaosu. Też chcę stać się demonem. Chcę być jak ty.
W jej głosie pobrzmiewała determinacja. Mężczyzna ponownie pokręcił głową.
– Chyba czegoś nie zrozumiałaś, aniołku – zauważył i wykrzywił się w piekielnej wersji uśmiechu. – Nigdy o ty nie słyszałaś? „Jeśli chcesz połknąć demona, musisz także połknąć jego rogi” – zacytował słowa, których nienawidził, a które ukazywały całą jego naturę. To właśnie ten atrybut musiał stale ukrywać pod bordową czapką, bo się go wstydził, a jeśli ktoś chciał go zabić, musiał go ich pozbawić, co nie było łatwe, o czym wiedział, bo sam próbował. Nie każda bowiem istota jest pogodzona z własnym losem. – Myślisz, że to ci się uda? - Prychnął pod nosem i spojrzał na kobietę z ukosa. – Możesz spróbować, ale wtedy wywołasz nie tylko chaos, którego tak pragniesz, ale i nową wojnę pomiędzy Niebem a Piekłem. I z pewnością nie będziesz jej chwalebną bohaterką. Dociera to do ciebie?
Coś musiała usłyszeć z tego, co jej powiedział, ale nie wyglądała na przekonaną taką możliwą wizją niedalekiej przyszłości. Patrzyła na niego cała rozentuzjazmowana, ze świecącymi oczami, jakby właśnie przyniósł jej gwiazdkę z nocnego nieba, która miałaby spełniać marzenia. A tak, do kurzej łapy, nie było.
Westchnął i zsunął z włosów okrycie, spod którego uwolniły się nie tylko czarne skręty miękkich włosów, ale i te dwa rogi, które nie pozwalały pomylić się w zgadywaniu, kim on właściwie jest. Pochylił się lekko do przodu, tak by znalazły się na linii wzroku anielicy, i zapytał:
– Myślisz, że dałabyś im radę?
Zaśmiała się głośno, a powietrze wokół nich zapachniało niczym przed burzą.
– Dam radę temu, z czym przyjdzie mi się mierzyć – odpowiedziała z pewnością siebie, a demon wyprostował się i rzucił jej ostatnie spojrzenie. Nie miał bowiem zamiaru walczyć z wiatrakiem gorszym niż w przypadku Don Kichota.
– W porządku. Więc idź po ten chaos, droga wolna. Tylko pamiętaj – kto chaosu pragnie, ten w chaosie może zginąć. Na razie.
Odrzucił nóż pod jej stopy, odwrócił się na pięcie i odszedł, a nad miastem zagrzmiało. Pierwsza błyskawica rozcięła niebo, krople deszczu zaczęły wybijać szybki rytm na chodniku. Demon odwrócił się raz jedyny, ale nie zastał już anielicy. Ta bowiem przy akompaniamencie grzmotów ruszyła na poszukiwania pożądanego chaosu.
Mężczyzna spojrzał w niebo, do którego nigdy nie miał mieć wstępu.
– Pokoju to ja tutaj chyba nie zastanę – wymamrotał do siebie, wbił dłonie w kieszenie ciemnych spodni i ruszył w stronę najbliższego baru, a przez Ziemię zaczął panoszyć się anioł zniszczenia.
Dość epitetów się już nasłuchał, by miały one robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Wciąż trzymając za kaptur szamoczącego się chłopaka, pociągnął go w stronę sklepu, gdzie doszło do kradzieży. Nadal stał przed nim radiowóz z załączonym kogutem, nigdzie jednak nie było widać tego grubego policjanta, który ruszył w pościg, jego kolega zaś nadal zajęty był przesłuchiwaniem zszokowanej ekspedientki w średnim wieku, z niepodtrzymywanym przez stanik, wylewającym się pod koszulką dużym biustem i fryzurą, która świat mody zawojowała w okolicach lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
– Puść mnie, do jasnej cholery! – darł się chłopak i próbował uwolnić z bluzy, by na nowo pognać przed siebie, ale mężczyzna nie zamierzał na to pozwolić.
Jedynie obdarzył go spojrzeniem ciemnych oczu, w których czaiły się podejrzane, czerwone iskry, i prychnął pod nosem.
– Najpierw odpowiedz za swoje uczynki, później sobie rozkazuj do woli jakimś zastraszonym dzieciakom, a nie mnie.
Na to nastolatek nie znalazł odpowiedzi, a jedynie skulił się, bo oto został przywleczony przed oblicze stróża prawa, który to obrzucił go bacznym spojrzeniem, a kiedy rozpoznał – otwierając przy tym szeroko usta, co nadało mu wygląd wyrzuconej na ląd, bezradnej ryby – było widać, że się zagotował, na twarzy pojawiły się bowiem wypieki.
– Tu jesteś, gagatku jeden! – warknął na chłopca i, chwytając za chude ramię dzieciaka, przejął go od nieznajomego mężczyzny. – Co, myślałeś sobie, że się wywiniesz? Hę? Że taki z ciebie kozak? – Pogroził mu palcem, na co złodziej jedynie przewrócił oczami. Cóż, każdy inny komentarz nie byłby tak wymowny jak ten jeden gest. – Tak łatwo się z tego nie wyplączesz! Kryminał cię czeka, ot co!
Nastolatek jeszcze spróbował się wyszarpnąć, ale stracił już dość sił, by udało mu się ponownie wywinąć. Zaklął więc tak głośno i soczyście, że nawet kasjerka zareagowała i zdzieliła go dłonią w potylicę.
– Jak ty się wyrażasz?! – krzyknęła na niego i chwyciła za drugie ramię. Teraz nastolatek nie mógł mieć jakichkolwiek szans na to, że wyjdzie z twarzą z tej sytuacji. Raczej z wyrokiem. Cóż, bywa.
Dla mężczyzny, który go pochwycił, był to znak, iż jego rola w tym miejscu się zakończyła. Wycofał się po cichu, tak by policjant nie zwrócił na to uwagi i go do siebie nie przywołał – żadne składanie zeznań czy podawanie danych osobowych nie wchodziło w rachubę. Mężczyzna chciał pozostać anonimowy, a wszelki pokój wśród ludzi zaprowadzać własnymi metodami.
Ta sztuka mu się udała – odszedł nie odprowadzany żadnymi spojrzeniami – nawet ten grubszy z funkcjonariuszy, który właśnie wracał z pościgu i go wymijał, nie zwrócił na niego uwagi. Co za radość. Za to ktoś inny nagle zaczął go martwić.
Mężczyzna o dziwnych oczach uważał, że nie powinno być tu nikogo, kto nie był ani świadkiem, ani bezpośrednio uczestnikiem całego zdarzenia, dlatego nie rozumiał, dlaczego ta kobieta stoi przy zaparkowanym kilkanaście metrów od okradzionego sklepu radiowozie i przypatruje się temu wszystkiemu z niewyjaśnionym podziwem, wręcz zafascynowana tym, co miało swoje miejsce. W dodatku w ogóle tu nie pasowała. Jasne, kolor biały jest wskazany podczas upałów, by się człowiek nie zagrzał, bo ta barwa odbija światło, ale cała na biało? Jak jakiś pieprzony anioł pokoju, przemknęło mu przez myśl, ale nie chciał się tym martwić, powinien zrobić coś innego.
Wtedy dobiegł go głos jednego z gliniarzy:
– Przepraszam pana, proszę zaczekać!
Mężczyzna westchnął. A już myślał, iż się udało, że nie będzie musiał dłużej przebywać wśród tych ludzi, którzy wykazali się na jego oczach tak wielkim brakiem odpowiednich kompetencji, by stawić czoła swoim zwykłym obowiązkom. Nie mógł jednak pokazać po sobie, że to zawołanie go wkurzyło, bo za tym mogło pójść więcej pytań niż podczas zwykłego przesłuchania świadka na miejscu zdarzenia, dlatego nakazał sobie przybrać uprzejmy uśmiech i zawrócić.
– Tak? O co chodzi?
Obaj policjanci i kasjerka patrzyli na niego jak na jakiegoś wybawcę – co było zabawne, zważając na to, kim w istocie był ten mężczyzna – zaś chłopak poddał się i po prostu usiadł na krawężniku, w ogóle nie pokazując woli ucieczki. Cóż, łatwo by nie miał, skoro ten, który go pochwycił, nadal tu był.
– Chcielibyśmy panu podziękować – zaczął ten, który sam robił za ścigającego. Doszedł już względnie do siebie; chociaż jego oddech nadal był przyspieszony, twarz nie miała już koloru dojrzałego pomidora.
– Nie ma sprawy. Czy jestem potrzebny do czegoś więcej? – Jego wzrok nadal podążał w kierunku ubranej na biało kobiety, kiedy zwracał się do gliniarza.
Funkcjonariusze wymienili ze sobą spojrzenia.
– Właściwie to mamy monitoring, by zobaczyć, że pan go złapał, ale powinniśmy jednak wysłuchać pana wersji? – Grubszy podrapał się po łysiejącej głowie. – Ale, cholera, upał się robi co niemiara…
– To może ja do panów zajdę na posterunek po południu lub wieczorem, jak zrobi się lepiej? – podsunął mężczyzna, który aż zaczął przebierać nogami. Teraz to chciał się dowiedzieć, o co może chodzić tej kobiecie.
– Chyba możemy tak zrobić…
Nie czekał na usłyszenie wspólnej wersji, rzucił tylko:
– Super! Następnym razem bądźcie bardziej czujni i uważni, a żaden smarkacz nie ucieknie wam sprzed nosa. Miłej służby, panowie.
Skinął głową, uśmiechnął się lekko do zdezorientowanych policjantów i chciał odejść, ale zawahał się, widząc utkwione w nim, mordercze w swym języku, spojrzenie nastolatka, którego wielkie plany kilka minut temu pokrzyżował.
– Obyś się smażył w piekle – rzucił młody, na co uśmiech mężczyzny stał się szerszy.
– Już ci to mówiłem, wracam stamtąd, a na kolejne zejście do Czeluści na razie się nie zanosi. – Puścił mu oczko. – To raczej ty uważaj, byś tam nie trafił. Mam nadzieję, że się już nie spotkamy.
Uniósł dłoń, jakby chciał pomachać, ale tego nie zrobił. Taki gest na pożegnanie musiał wystarczyć. Teraz mógł iść dalej, szukać tego pokoju, co mu się zamarzył – i wcale nie chodziło o własne cztery kąty u jakiegoś podstarzałego gościa, który myśli, że jakieś śliczne studentki będą chciały cokolwiek u niego wynajmować – ale ta dziwna kobieta…
Wciąż i wciąż stała przy samochodzie, skakała spojrzeniem z policjantów na pakowanego do pojazdu chłopaka, na ekspedientkę, a ekscytacja na jej twarzy wyglądała naprawdę dziwnie. Jakby planowała teraz wprowadzić chaos i sprawić, że wszystko będzie szło nie tak, jak powinno. To dziwne uczucie nie mijało i nakazało mężczyźnie przyjrzeć się jej wyraźniej.
Nie, wzrok go nie mylił – kontury kobiety zdawały się delikatnie jaśnieć. Jakby…
Jakby była aniołem.
Gdyby był człowiekiem, możliwe, że właśnie upadłby na chodnik porażony tą świadomością. Jednak był tylko demonem, którego zesłano między śmiertelników i który miał dość swojej roboty. Co nie zmieniało faktu, iż żadnego przedstawiciela Niebios w najbliższym czasie się nie spodziewał. Nie mógł więc przewidzieć, dlaczego ten anioł w żeńskiej wersji znalazł się tak blisko i dlaczego wyglądał, jakby miał dokonać czegoś złego.
Nim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, kobieta podbiegła do radiowozu i, chwytając nastolatka za rękaw bluzy, głośno poprosiła go:
– Zrób to jeszcze raz! Proszę, okradnij ten sklep jeszcze raz! Chcę to zobaczyć i cię naśladować!
Słysząc coś takiego, nic dziwnego, iż każdy z nich – zarówno sprawca, funkcjonariusze, kasjerka i demon – wyglądało, jakby się porządnie przesłyszało i potrzebowało powtórzenia, by mózg przetworzył informację i zrozumiał.
– Że co? – Przynajmniej chłopak w swoim szoku nie zapomniał o tym, jak używać aparatu mowy.
– Zrób to jeszcze raz!
To nie był dobry pomysł, wypadało interweniować i choć mężczyzna najchętniej zająłby się swoimi sprawami – kilka barów czekało na odwiedziny – przeczuwał, że jeżeli pozostawi to własnemu biegowi, może się zrobić nieciekawie, a przy takiej kompetencji policjantów ktoś mógłby ucierpieć. Tylko to wystarczyło, by się wrócił i chwycił za rękę nieznajomego anioła.
– Pani pozwoli ze mną – rzekł i pociągnął ją, nim zapoczątkowała nowe zbrodnie.
Wiedział, że są odprowadzani spojrzeniami, wiedział, że zyskały na intensywności, kiedy anioł wyrwał mu się z uścisku i pognał przed siebie, wiedział to wszystko i sam siebie zapytywał, czy naprawdę warto.
Powinien ją gonić, ale właściwie co mu było do tego? Jego uwaga skupić powinna się raczej na ludziach, bo to śmiertelnicy sprawiali, iż w Piekle miał dużo roboty, a świat zmierzał ku samozagładzie. To ludzie tworzyli chaos, który należało jakoś okiełznać, demony i diabły jedynie z tego korzystały. Obrócił się więc na pięcie, by ruszyć w swoją stronę, i nawet uszedł z kilka czy kilkanaście kroków, ale zatrzymał się, kiedy powietrze wokół przeszył krzyk.
Nasłuchiwał, ale krzyk – niech to szlag – powtórzył się i nawet nie dobiegał z daleka. Właściwie to… Właściwie to dobiegał ze strony, w którą wcześniej udała się kobieta w bieli. Co mogło oznaczać coś niedobrego, ale nie musiało.
Westchnął pod nosem i ruszył, by sprawdzić, czy może sobie kolejny raz darować bycie bohaterem, czy może jednak ten dzień chce go ogłosić swoim jedynym herosem, który stoi ponad wszystkimi policjantami i zamiast nich. Nie znosił tego, że ludzie tak się chwalili, że sobie radzą, że mają odpowiednich ludzi od pilnowania porządku. Z jego obserwacji wynikało, że to jedno, kurwa, wielkie gówno, że ludzkość to jest na idealnej równi pochyłej, by się do Piekła wpakować z całym bajzlem i tam narobić wszystkim kłopotów. Dlatego tak bardzo chciał się od Piekła uwolnić – już mu się zbrzydło to szturchanie śmiertelników trójzębem czy też pętanie ich w sidła zła, coby popełniali jeszcze więcej zbrodni. Był demonem, to fakt niezaprzeczalny, ale o takie istnienie nikogo się nie prosił. Gdyby miał wybór, wolałby stać się kamieniem, który wieki spędziłby pewnie w jednym miejscu, czasami oberwałby z glana czy innego buta kogoś strasznie wkurzonego, ale nie miałby tyle do czynienia z tymi głupimi ludźmi, nie musiałby też wyrabiać targetu, jaki Pan Piekieł nakładał na każdego ze swoich sługów, czułby się o wiele bardziej wolny, choć zamknięty w nieciekawej formie.
Rozmyślał o tym, jaki żywot mógłby wieść, gdyby tylko miał tu coś do powiedzenia, kiedy zmierzał w stronę, gdzie zniknęła ta ubrana na biało kobieta. Kolejnego krzyku nie było, jednak po napięciu wyczuwalnym w powietrzu dało się poznać, że krąży tu duch złego i za chwilę może się zrobić bardzo nieciekawie. I na to wyglądało, bowiem gdy tylko wyłonił się zza zakrętu, mógł zobaczyć, iż nieznajoma pochyla się właśnie nad innym nastolatkiem, bardzo podobnym do tego złodzieja, z którym przed chwilą miał do czynienia, i uśmiecha w sposób świadczący o tym, iż z jej psychiką nie wszystko jest w porządku – nikt normalny bowiem nie uśmiechał się tak złowieszczo do kogoś, kogo zupełnie nie znał.
– Wszystko w porządku? – zakrzyknął demon, chcąc sprawdzić, czy dzieciak jest w stanie reagować i by na moment skupić na sobie uwagę kobiety w bieli. – Przepraszam, proszę pani?
Takie bycie kulturalnym też już mu bokiem wychodziło, ale jak zdołał zauważyć wśród śmiertelników, z którymi zawiązał relacje – krótkie, bo krótkie, ale pod badanie poznawcze dało się to podciągnąć – że lepiej reagują na kogoś, kto jest dobrze wychowany, sprawiał więc wrażenie kogoś takiego, by pod tym płaszczem pozorów móc się zbliżyć do obiektu zainteresowania.
– Czy coś się stało? – dopytał, zbliżając się o kolejne trzy kroki. – Wszystko w porządku?
Patrząc po chłopaku, pozostawał w niezłym szoku i nie spuszczał wzroku z kobiety. Czemu raczej nie można się było dziwić, bo ta nieznajoma w bieli wytrzasnęła skądś nóż i właśnie dzierżyła go w dłoni. Przedmiot zawisł na jakieś pół metra nad twarzą nastolatka, jednak śmiercionośna broń pozostaje śmiercionośną bronią bez względu na to, kto ją dzierży. W takim przypadku stawka naprawdę była wysoka.
Kobieta nic sobie nie robiła z tego, że ktoś się jej przypatruje. W szaleństwie, jakie sobie stworzyła, czuła się gotowa na sianie chaosu, o którym zaczęła marzyć, będąc jeszcze w Niebiosach. To dla chaosu porzuciła – czym wywołała skandal – bramy Raju i upadła na Ziemię, by dać się porwać ułudzie, iluzji, która w jakiś sposób narodziła się w jej jasnym umyśle. Czuła się gotowa nieść zło, co żadnemu aniołowi do tej pory nie wyszło na dobre. Jak widać, nieznajoma w bieli ani myślała uczyć się na cudzych błędach.
Wyciągnęła rękę, by wziąć zamach i wbić ostrze pod żebra chłopaka, jednak nigdy do tej pory nie trzymała w dłoni broni, nie potrafiła też ocenić, pod jakim kątem powinno wejść ostrze, nie miała też pewności, iż przejdzie ono przez skórę. Bo nie sprawdzała, czy narzędzie jest ostre – po prostu porwała je leżące na stoliku przed jakimś domem u kogoś, kto w tym nędznym skwarze zamarzył o grillu i piwku.
Nic więc dziwnego, że w chwili, gdy anielica zawahała się przed popełnieniem pierwszego grzechu w swoim istnieniu, nastolatek zrzucił ją z siebie i z okrzykiem na ustach ponowił próbę ucieczki. Darł się wniebogłosy niczym zarzynane zwierzę, nieomal wpadł na najbliższą latarnię, by za chwilę prawie spaść z krawężnika. Dobrze, że mężczyzna był obok i go złapał, inaczej niechybnie skończyłby na asfalcie z rozoraną twarzą.
– Uciekaj – rzucił do niego demon – i zapomnij o tym, co widziałeś.
Maleńka magia diabelskich sił zadziałała i nastolatek z dziwnie nieruchomym spojrzeniem ruszył przed siebie z ciszą na ustach. Demon i anielica zostali sami, a powietrze wokół nich ani przez moment nie myślało, by odegnać od siebie napięcie. Mężczyzna zbliżył się do zaskoczonej kobiety, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, a złota otoczka jej ciała stała się wyraźniejsza. Anioł jak nic, tylko musiała coś zrobić ze swoimi skrzydłami. Przykucnął przed nią i jednym ledwie dostrzegalnym ruchem pozbawił ją narzędzia ewentualnej zbrodni.
– Czy tobie odbiło? – zapytał wprost, nie bawiąc się w żadne uprzejmości, bo okazała się nie byc tego warta. – Co ci do łba wpadło, by nagle siać postrach wśród ludzi? Upadłaś na tę głupią makówkę, spadając tu z nieba?
Nie odpowiedziała mu, wciąż na niego patrząc. Na jej twarz zaczął wracać ten przerażający uśmiech szaleńca.
– Chaos – wydukała, nie potrafiąc jeszcze artykułować odpowiednio słów. – Oni mają chaos. Ja też go chcę! – wykrzyknęła mu to prosto w twarz i zaśmiała się.
Pokręcił głową na to jej zachowanie, pochylił się nad nią bardziej i ukazał swoje kły.
– Nawet nie masz pojęcia, czym jest chaos. Lepiej wracaj, skąd spadłaś.
Nie pozwoliła mu odejść. Chwyciła go za rękę w dość mocnym uścisku i zapytała:
– Jesteś diabłem?
– Nie – wyznał zgodnie z prawdą – ale wyszedłem od niego. Co ci do tego?
Uchwyt jeszcze się wzmocnił, wręcz zaczął być bolesny.
– Naucz mnie chaosu. Też chcę stać się demonem. Chcę być jak ty.
W jej głosie pobrzmiewała determinacja. Mężczyzna ponownie pokręcił głową.
– Chyba czegoś nie zrozumiałaś, aniołku – zauważył i wykrzywił się w piekielnej wersji uśmiechu. – Nigdy o ty nie słyszałaś? „Jeśli chcesz połknąć demona, musisz także połknąć jego rogi” – zacytował słowa, których nienawidził, a które ukazywały całą jego naturę. To właśnie ten atrybut musiał stale ukrywać pod bordową czapką, bo się go wstydził, a jeśli ktoś chciał go zabić, musiał go ich pozbawić, co nie było łatwe, o czym wiedział, bo sam próbował. Nie każda bowiem istota jest pogodzona z własnym losem. – Myślisz, że to ci się uda? - Prychnął pod nosem i spojrzał na kobietę z ukosa. – Możesz spróbować, ale wtedy wywołasz nie tylko chaos, którego tak pragniesz, ale i nową wojnę pomiędzy Niebem a Piekłem. I z pewnością nie będziesz jej chwalebną bohaterką. Dociera to do ciebie?
Coś musiała usłyszeć z tego, co jej powiedział, ale nie wyglądała na przekonaną taką możliwą wizją niedalekiej przyszłości. Patrzyła na niego cała rozentuzjazmowana, ze świecącymi oczami, jakby właśnie przyniósł jej gwiazdkę z nocnego nieba, która miałaby spełniać marzenia. A tak, do kurzej łapy, nie było.
Westchnął i zsunął z włosów okrycie, spod którego uwolniły się nie tylko czarne skręty miękkich włosów, ale i te dwa rogi, które nie pozwalały pomylić się w zgadywaniu, kim on właściwie jest. Pochylił się lekko do przodu, tak by znalazły się na linii wzroku anielicy, i zapytał:
– Myślisz, że dałabyś im radę?
Zaśmiała się głośno, a powietrze wokół nich zapachniało niczym przed burzą.
– Dam radę temu, z czym przyjdzie mi się mierzyć – odpowiedziała z pewnością siebie, a demon wyprostował się i rzucił jej ostatnie spojrzenie. Nie miał bowiem zamiaru walczyć z wiatrakiem gorszym niż w przypadku Don Kichota.
– W porządku. Więc idź po ten chaos, droga wolna. Tylko pamiętaj – kto chaosu pragnie, ten w chaosie może zginąć. Na razie.
Odrzucił nóż pod jej stopy, odwrócił się na pięcie i odszedł, a nad miastem zagrzmiało. Pierwsza błyskawica rozcięła niebo, krople deszczu zaczęły wybijać szybki rytm na chodniku. Demon odwrócił się raz jedyny, ale nie zastał już anielicy. Ta bowiem przy akompaniamencie grzmotów ruszyła na poszukiwania pożądanego chaosu.
Mężczyzna spojrzał w niebo, do którego nigdy nie miał mieć wstępu.
– Pokoju to ja tutaj chyba nie zastanę – wymamrotał do siebie, wbił dłonie w kieszenie ciemnych spodni i ruszył w stronę najbliższego baru, a przez Ziemię zaczął panoszyć się anioł zniszczenia.
Bardzo fajnie wpasowuje się w temat, zakończenie jest cudowne! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńHej, tu Estrela. Początek ładnie pokazuje o czym będzie ten tekst i motywacje jakimi będą kierować się bohaterowie. Właściwie totalnie ich rozumiem. Później nagle przenosimy się do typowego małego miasteczka bez perspektyw, gdzie diabeł mówi dobranoc i dostajemy zupełnie wiarygodny obrazek nastoletniego opryszka. Bardzo fajnie i przekonująco pokazałaś nam karykaturę policjanta i sprzedawczyni. Szczególnie sklepikarka mnie urzekła.
OdpowiedzUsuńTrochę zaskoczyło mnie "wypranie" pieniędzy, bo myślę, że w sklepie udało mu sie ukraść maksymalnie dzienny utarg, a pranie kojarzy się z dużymi kwotami. Z drugiej strony w głowie chłopaka ta suma faktycznie mogła wydawać się ogromna.
Nie byłam szczególnie zaskoczona, kiedy pojawił się demon i anioł, właściwie czekałam na nich odkąd przeczytałam początek. Jednak anioł trochę podniósł mi ciśnienie, bo spodziewałam się czegoś lżejszego, a nie próby zabójstwa!
Dobrze udała Ci się scena konfrontacji anioła z demonem. Jestem ciekawa, czy anioł poszedł w końcu po rozum do głowy, a może miasteczko stanie się areną ich starć? Bardzo podobało mi się również użycie przekleństw, dodały odrobinę kolorytu.
Pozdrawiam serdecznie!
Pierwsze skojarzenia to Batman (demon) i Joker (anioł). Nie dość, że teoretycznie są przeciweństwami przy których granica się zamazuje, to jeszcze są wzajemny uzupełnieniem.
OdpowiedzUsuńOgólnie, jak zwykle zresztą, genialnie przedstawiłaś bohaterów. Anioł może trochę odstawał w tym tekście, ale to pewnie tylko dlatego, że dostał za mało czasu na pokazanie, hmmm, "rogów" XD Natomiast kreacja demona jest świetna! Postać którą da się lubić i jednocześnie chyba wolało unikać.
Fajny pomysł z tym zapomnianym przez Boga miastem - nie wiem czemu, ale wyobraziłem sobie jakieś fawele w Brazylii, żar lejący się z nieba i budynki stojące na słowo honoru :D
Zrodził się ciekawy konflikt i widzę wielki potencjał na kolejną serię ^^