Nie
jest to część ambitna, ale musiałam ją w końcu stworzyć. Pomyślałam, że teraz
jest na nią odpowiednia chwila.
***
Nie było dobrze. Obecny król
Isielle, Villane Cardarielle, poprosił ją o kolejną dawkę trucizny szybciej,
niż sądziła. Bała się, że z czasem przyjdzie jej produkować je w masowych
ilościach, a tego kruche sumienie kwiaciarki mogło nie znieść... Już teraz była
na skraju wytrzymałości. Dodatkowo kiedy po zamku rozdmuchała się plotka, że
ktoś otruł króla, zaczęto na nią krzywo patrzeć, w końcu to ona przychodziła
zawsze do kuchni i gotowała tajemnicze mikstury o niewiadomych właściwościach.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że ci ludzie wcale się co do niej nie
mylili. Ale cóż miała zrobić? Już i tak żyła w ciągłym strachu o swoją rodzinę.
Sprzeciwienie się królowi byłoby jednoznaczne ze zdradą stanu, za którą groziła
śmierć. Nie ochroniłaby wówczas ani ich, ani siebie.
Na
drodze kwiaciarki stanęła jeszcze jedna przeszkoda – kwiaty. Zaczęły się
buntować. Nie chciały być używane do tworzenia trucizn. Znienawidziły ją za to,
co czyniła i za każdy razem, kiedy próbowała ich narwać, krzyczały do niej
obraźliwe słowa. Jeden z nich pewnego dnia podrzucił nawet pomysł, żeby
spróbowała otruć nie osoby, których nawet nie znała, a samego Villane’a. Była
tym pomysłem przerażona. Przecież przyczyniłaby się bezpośrednio do śmierci
kolejnego króla, to po pierwsze, po drugie jej drogi przyjaciel, Blaise,
cierpiałby przez to podwójnie…
Kwiaty
powoli usychały, co budziło zdziwienie zawsze dbającego o nie pana Williama.
Kiedy pytał kwiaciarkę o pomoc, ta tylko potrząsała bezradnie głową, nie mogąc z
siebie wydusić żadnego słowa. Jak miała mu przekazać informację, że to sprzeciw
roślin wobec jej czynów? Kwiaty wolały popełnić samobójstwo, niż stać się
trującą, zabójczą substancją. Soleil za bardzo bała się śmierci, aby pójść w
ich ślady, choć doskonale wiedziała, że nie zasługuje, aby żyć...
Podejrzliwi
rzemieślnicy przestali rozmawiać z młodą kwiaciarką. Pewnego dnia kowal powiedział
jej, że jeżeli jest coś, do czego może się przyznać, niech to po prostu zrobi i
weźmie odpowiedzialność za swoje czyny. Tylko garstka przyjaciół wierzyła w
dobre intencje dziewczyny. Została przy niej Grace, Devyn, Livia i Alienore.
Wobec tych podejrzeń Soleil była w końcu zmuszona porozmawiać z Villane’em.
Wciąż wierzyła, że uda jej się przemówić mu do rozsądku, choć tak naprawdę bała
się zetknięcia z nim twarzą w twarz. Za powód niemożności dalszego tworzenia
trucizn podała usychające kwiaty, a także to, że ludzie zaczynają ją
podejrzewać o zabicie króla Jasyma. Villane nie był tym jednak wzruszony.
–
Rób, co do ciebie należy – powiedział jej obojętnym głosem, nawet nie obracając
się w kierunku kwiaciarki. Stał przodem do okna, za które spoglądał. – Resztą
zajmę się ja. Ach, i dzisiejsze mikstury przynieś mi do komnaty osobiście.
Najlepiej, abyś ubrała się w coś ładnego, a nie w robocze, brudne ubrania, w
których zawsze cię widuję.
–
Panie, ale twoja przyszła żona… – zaczęła niepewnie dziewczyna.
–
Milcz – syknął przez zaciśnięte zęby Villane. – Vesalia nie ma z tym nic
wspólnego. Ma zostać moją żoną tylko z powodu przymierza, które chciał zawrzeć
mój ojciec.
Soleil
zacisnęła usta, powstrzymując łzy nachodzące jej do oczu. Nic nie odpowiedziała.
–
Teraz możesz już opuścić moją komnatę. Zobaczymy się wieczorem – dodał chłodno
obecny król, odganiając ją dłonią, jakby była nic nie znaczącym insektem.
Kiedy
kwiaciarka wyszła z komnaty, długo nie mogła się uspokoić. Teraz nie była już
naiwną dziewczyną, która sądziła, że zupełnie nic jej nie grozi na zamku.
Ziściły się obawy Alienore. Książę Villane chciał z niej uczynić swoją
kochankę, a ona nie zamierzała nawet dopuścić do siebie myśli, że znów mógłby
ją wykorzystać. To zdecydowanie za wiele. Czy miała jakiś wybór? Owszem. Mogła
stąd uciec.
Soleil
wiedziała, że dłużej nie zniesie upokorzenia ze strony króla ani nienawiści
innych ludzi, którzy podejrzewali ją o zbrodnie. Mogła uciekać już do końca
swojego życia – nie miała z tym problemu. Od dłuższego czasu zbierała pieniądze
z drobnych zleceń, aby potem móc ukryć je w skrytce wbudowanej w ścianę za
kuchnią. Jeżeli istniał dzień, w którym miała podjąć tak szaloną decyzję, to
powinien być właśnie ten dzień. To prawda, że nie zdoła już więcej zobaczyć
Blaise’a, którego przecież darzyła nie tylko przyjaźnią, ale również szczerą i
oddaną miłością, ale może to i lepiej? Wiedząc, jaką zbrodnie miała na
sumieniu, a także zdając sobie sprawę z tego, że jest wyłącznie wieśniaczką,
której nie jest przeznaczony żaden książę, musiała pożegnać się z nim raz na
zawsze. To zaoszczędzi bólu zarówno jej, jak i jemu.
W
komnacie kwiaciarka zapakowała tobołek, do którego wrzuciła pieniądze, a także
jedzenie. Nie mogła ze sobą zabrać żadnych ubrań, bo to by ją stanowczo
obciążyło. Powinna sobie poradzić bez nich. Transport również nie stanowił
problemu. Zdążyła już zaobserwować, kiedy pracownicy opuszczali stajnię, aby
wypocząć. Pożyczy konia, z którym zdążyła się już zaprzyjaźnić, a potem zwróci
go do zamku. Jej pierwszą przystanią w tej podróży miała być rodzinna wioska,
Laverne. Pragnęła zabrać stamtąd swojego brata oraz siostrę – w końcu król był
bezlitosny, na pewno chciałby ją zranić, wyrządzając krzywdę jej rodzinie.
Soleil wiedziała już, gdzie będą zmierzać. Na północ od Laverne. Powinni tam
znaleźć spokój, a z czasem może i zbudować nową chatkę, w której szczęśliwie
będą żyć. To śmiała wizja, ale nie
do zrealizowania. Przy odrobinie szczęścia wszystko może się powieść.
Oczywiście
nie zamierzała tworzyć ostatniej trucizny, Villane Cardarielle będzie musiał
obejść się ze smakiem.
***
Dokładnie
o godzinie czternastej, kiedy cały niemal zamek odpoczywał po obfitym obiedzie,
Soleil zakradła się do swojej komnaty. Nie chciała się z nikim żegnać, aby nie
wzbudzić podejrzeń, za to zamierzała obdarować listem chociaż jedną cenną dla
niej osobę. Nieco nieforemną kopertę wsadziła w szparę w drzwiach do komnaty
księcia Blaise’a. Zgodnie z jej oczekiwaniami, powinien teraz być na polowaniu,
tak więc wiadomość przeczyta dopiero wieczorem, kiedy ona będzie już daleko
stąd. Miała tylko nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy, aby jej szukać…
Soleil
wiedziała, że słowa, które zapisała na skrawku pergaminu, były pozbawione
sensu. Brzydkie i niechlujne litery miały w sobie tyle uroku, ile zwiędłe
kwiaty, ale tylko na tyle było ją stać – na więcej nie starczyło jej czasu.
Uznała, że Blaise musi się dowiedzieć, że sama podjęła taką, a nie inną decyzję.
Bała się mu tylko wyjaśnić, dlaczego postanowiła uciec. Może to i lepiej, że
nie dowie się o wszystkim, co kazał jej ostatnio robić jego brat? Życie w
nieświadomości czasami jest łatwiejsze niż szczera prawda, która może zaboleć.
Villane Cardarielle stworzył pomiędzy nimi dystans
nie do przeskoczenia, ale przynajmniej pozwoliło jej to zrozumieć, że nigdy nie
dostanie w prezencie szczęścia, o którym zawsze marzyła.
Tak
będzie lepiej – powtarzała w myślach, oddalając się od drzwi komnaty, w której
spędziła piękne chwile. Wspomnienia będą boleć jeszcze długi czas, ale wkrótce
powinna się pozbierać. Poza tym niedługo miała spotkać się z rodzeństwem, za
którym tak tęskniła…
Kiedy
Soleil dosiadła już konia, zdała sobie sprawę z tego, że nie była najlepszym
jeźdźcem. W zasadzie to nikt nigdy nie nauczył jej jeździć konno, ale musiała
sobie z tym poradzić sama. Dobrze, że zdobyła przed tą podróżą zaufanie
zwierzęcia, dzięki czemu chciało z nią współpracować. Nie miała problemu z
dogadywaniem się z roślinami, więc wkrótce z koniem również powinna złapać
dobry kontakt.
Choć
początkowo jazda szła kiepsko, w końcu udało jej się wyjechać poza teren
Chavelln. Nie było łatwo. Bezustannie płakała, wspominając wszystkie miłe
chwile spędzone z przyjaciółmi poznanymi na zamku. Miała jednak nadzieję, że
będą wiedli wspaniałe życie pozbawione bólu, a król Villane Cardarielle nie
uprzykrzy im życia.
Przeszłość
jeszcze długo będzie się za nią ciągnęła jak cień, jednak może wkrótce nad jej głową zaświeci upragnione
światło dnia. Właśnie ta myśl wiodła ją przez lasy i pola, aż do momentu, kiedy
nie pojawiły się pierwsze kłopoty… Istniała bowiem jedna rzecz, której Soleil
Rivaire nie przewidziała – że jej zdrowie zacznie się pogarszać w najmniej
oczekiwanym momencie.
Dawno nie było szeptów kwiatów, a lubię tę serię. Ne wiedziałam, że książę ( teraz Król) groził także rodzinie kwiaciarki, to wszytko zmienia. Szantaż perfekcyjny, co innego zostawić wszystko i uciec, a co innego zostawić rodzinę na pastwę losu.
OdpowiedzUsuńOtrucie Villane’a nie byłoby złym pomysłem, szkoda, że sama na to wcześniej nie wpadła...
Kwiaty popełniały samobójstwo, brzmi to trochę zabawnie, choć chyba nie do końca popełniały samobójstwo, gdyż powoli usychały, odebranie sobie życia jest nagłe i bez powrotu. Chyba użyłabym innego zwrotu.
Ucieczka z rodzeństwem ma sens. Przyznam, że kiedy zaczynałam czytać tę serię nie podejrzewałam, że stanie się ona tak mroczna. Ale kto wiem, może los Soleil zmieni się na lepsze, gdy ucieknie z zamku.
Sądzę, że powinna własnie wyjaśnić wszytko Blaise'owi w liście, wyrzucić wszytko co jej robiono i do czego zmuszano. Choć wtedy to faktycznie mogliby posłać za nią łowców, kto by uwierzył... no może Blaise by uwierzył, a może nie...
O właśnie zapomniałam o tym małym fakcie, jej zdrowie... normalnie z deszczu pod rynnę.
Ciekawa jestem co stanie się dalej.
Przede wszystkim kwiaty nie są ludźmi. A skoro doprowadzały same do własnej śmierci, to myślę, że można to nazwać samobójstwem. Po prostu powolnym, ale wciąż świadomym. To tak refleksyjnie z mojej strony :D.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! Trochę w tym prawdy, że było kolorowo, a teraz jest mrocznie. I wydaje mi się, że będzie jeszcze mroczniej.
Mówiłam już, że kocham brzmienie tego tytułu? Nie wiem dlaczego, po prostu bardzo ładnie brzmi :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że król będzie szantażować. Wiadomo, że każde swoim podwładnym robić coś, na co jego nie było stać, albo na czym się nie znał, a byłoby mu potrzebne. Tacy są królowie, tylko kurde, jedno mnie zastanawia. Wiem, ze Sol nie miała czasu, ale co, gdyby zwróciła się z problemem do Blaise'a? Wiadomo, że chciała dobrze. Czasem takie decyzje są najtrudniejsze. Wtedy trzeba się zastanowić, co jest dla człowieka najważniejsze, czy ślepe podążanie za władcą, czy jednak ma się swoje wartości, by pozostać na tym świecie. W uciekaniu nie ma nic złego. Jeśli ucieka się we właściwym kierunku. Nie potrafię ocenić, czy Sol dobrze postąpiła, uciekając. Może gdyby powalczyła... a może będzie walczyć, tylko z innego miejsca? Kwiaty miały rację. podoba mi się ich postawa, choć nie są ludźmi, to jednak podoba mi się ich "zachowanie". Lepiej umrzeć niż przyczynić się do zła. Spodobała mi się chęć przeżycia Sol. Powinna się trzymać życia, bo widzę w niej moc. Powinna coś zrobić, by zmienić sytuację, bo na pewno ją na to stać. :D :D
Hej :)
OdpowiedzUsuńUgr, mam ochotę ukręcić Villane'owi głowę za to, jakim parszywym dupkiem jest. Nie zasługuje na to, by być królem, bo widać, że nie da szczęścia swojemu ludowi, a myśli jedynie o sobie i swoich żądzach.
Nie dziwię się kwiatom, że zaczęły się buntować - gdybym wiedziała, że coś, co robię, jest wykorzystywane do otrucia (a tym samym zabójstwa), też wolałabym skrzywdzić siebie niż pozwolić na krzywdzenie innych.
Smutne to przygotowywanie się do wyjazdu. Chyba najbardziej dotyka mnie to, że Sol nie pożegna się z Blaise'm jak należy. Przynajmniej jest ten list, to jednak nie jest ucieczka bez słowa.
No, ostatnim zdaniem to mnie trochę wbiłaś w siedzenie. Co jej się przydarzy? Tylko nie mów, że gdzieś zasłabnie i przez jakiś czas nikt nie będzie w stanie natrafić na jej ślad, bo się zezłoszczę. Marzę o dobrej przyszłości dla Soleil, niech nie cierpi, por favor.
Pozdrawiam.