Pisanie ostatnio w ogóle mi nie
idzie. Ale są takie momenty, kiedy trzeba uporać się z własnymi uczuciami.
Napisać to, co się myśli, mając wszystko głęboko w dupie, a już szczególnie
opinię innych ludzi. Dlatego jeżeli ktoś nie chce czytać o pogrzebie, śmierci i
niesprawiedliwości, bo to nie jest dla niego przyjemny temat, niech nie czyta.
Ten tekst jest głównie dla osoby, której już nie ma. Dedykuję go swojej
przyjaciółce, Pauli.
***
Życie
to seria zadań, zarówno ważnych, jak i przyziemnych. Ostatnio nie potrafię
wykonywać żadnych zadań, a co dopiero tych najważniejszych, które już z oddali
krzyczą do mnie czerwonymi wykrzyknikami, oznaczającymi koniec terminów. Liczę
na ludzką wyrozumiałość, bo wciąż jeszcze wierzę, że nie jesteśmy na tym
świecie sami ze swoimi problemami. Liczę na czas, choć wiem, że niemiłosiernie
pędzi, nie patrząc nigdy wstecz.
Zaczynam
od przyziemności. Powoli podnoszę się z klęczek i zrzucam ciężar z ramion. Ten
ból w sercu jeszcze zostawiam, bo jest cenną pamiątką. Kiedy już zniknie,
zostanie po nim blizna wspomnień, tych smutnych i wesołych. Wtedy będę musiała
pójść dalej, bo życie wciąż się toczy.
W
myślach znów stoję nieopodal białej trumny. Biały kolor, kolor niewinności.
Kolor czystości. Kolor beztroskiego, dziecięcego życia. Kolor aniołów. Pierwszy
raz widzę białą trumnę, ale wiem, że na nią zasługujesz. Och, oczywiście, że
nie byłaś idealna, a ja często się na ciebie wściekałam czy mruknęłam dwa słowa
za dużo na boku, kiedy mnie nie słyszałaś. Ale zasługujesz na nią, bo nie byłaś
złym człowiekiem. Bo dane było ci przeżyć mniej lat niż wielu dzieciom, którym
jeszcze uda się sięgnąć starości. Bo ludzie, którzy cię tam umieścili, wierzą w
to, że staniesz się teraz aniołem i będziesz wiodła życie bez bólu.
Chciałam
cię zobaczyć po raz ostatni. Nie bałabym się stanąć z tobą twarzą w twarz. Wiem
już, jak wygląda martwe ciało. Jest blade. Nieruchome. Ale wciąż wydaje się
żywe. Jakby człowiek nie umarł, a po prostu poszedł spać. Miłe, a jednocześnie
przerażające uczucie, bo wiesz, że możesz się pożegnać choćby z ciałem, które
dawno opuściła dusza. Duszy nigdy nie widziałam, ale miałam okazję patrzeć w
uśmiechnięte twarze tych, którzy już odeszli. To wyzwalające uczucie tym razem
okazało się niemożliwe do osiągnięcia, ale nikogo za to nie winię. Panująca
epidemia rządzi się własnymi zasadami ustalanymi z góry przez rząd. Trumna była
zamknięta, musiałam się więc pocieszyć wyobrażeniami.
Stałam
wśród ludzi, których otaczała czerń. Oni mnie jednak nie interesowali.
Dzieliłam swoją uwagę pomiędzy twoją rodzinę a trumnę. Biel i czerń. Jak ying i
yang. Życie i śmierć. Ból i spokój. Przeszłość i teraźniejszość. Czy inni też
patrzyli na twoją rodzinę? Na pewno. Ciekawiło mnie, o czym wtedy myśleli. Współczuli
wam? Wspominali mile zmarłą? Nie dowierzali temu, że życie jest tak kruche? Chcę
wierzyć w to, że nie pogrążyli się w egoistycznych rozważaniach. Wobec
pożegnania liczy się tylko pożegnanie, nie my sami.
Chciałam
przytulić twoją rodzinę, ale nie mogłam. To znowu epidemia śmiała się ukradkiem
w twarz, testując ludzką wytrzymałość. Pragnęłam, żeby choć raz spojrzeli w tył
– czy to egoistyczne pragnienie? – ale wiedziałam, że nie ma dla nich teraz
ważniejszej rzeczy, jak skupienie się tylko i wyłącznie na tobie. Bo to ciebie
mieli pożegnać.
Wiele
uczuć mną targało, kiedy owinięta w grubą, zimową, czarną kurtkę, z duszącą
maseczką na twarzy, wpatrywałam się w dal. Czasami karciłam siebie za to, że
patrzyłam w niebo. Albo na czarnego kota, który przekradał się przez dach do
wnętrza starego budynku. Czy mogę być jednak za to zła na samą siebie?
Próbowałam znaleźć jakieś pocieszenie w tym pogrzebowym rytuale. Zastanawiałam
się, czy ten wiatr, który opanował cmentarz, to nie ty. Czy to słońce, które
mocno świeci, świeci dla ciebie, bo teraz jesteś szczęśliwa. W smutku uchwycić
wątłą nić ukojenia to trudna sztuka, ale nie niemożliwa.
Niedaleko
twojej trumny stało dużo wiązanek. Od kuzynów, cioć i innych ludzi, których
nawet nie znałam. Pewnie gdybyś stała z boku, prychałabyś, mówiąc, że niektórzy
z nich robią to wszystko na pokaz. Miałam przynajmniej nadzieję, że moja
skromna, czerwona róża owinięta czarną wstążką była wystarczająca. Przez całą
ceremonię starałam się w nią przelać cały swój ból. Nakłuwałam nią palce.
Myślisz, że moje cierpienie zmieszane z krwią to wystarczający dowód na
przyjaźń, którą cię darzyłam?
Nie
byłam idealną przyjaciółką. Czasami na wysyłane przez ciebie wiadomości
reagowałam gniewem. Bo nie mogłam znieść bólu, który na mnie przelewałaś. Byłam
zła, że to tylko ból i cierpienie. Zastanawiałam się, czy tylko po to dla
ciebie istnieję, żebym była wielką kulą gromadzącą twoje bolączki, która jest
stalowa i nigdy nie pęknie. Ale rozumiem, że tego potrzebowałaś. Nie chciałaś
rozmawiać o tym z rodziną. Tylko ja ci zostałam z ludzi, którzy nią nie byli.
Zaakceptowałam swoją rolę. Dla ciebie stałam się psychologiem, który ze smutną
miną przysłuchiwał się twoim szpitalnym opowieściom. Zadawałam spokojnym głosem
pytania. Dawałam wyrazy współczucia. Płakałam dopiero, gdy byłam już sama.
Chciałam być tą osobą, która uniesie ciężką prawdę bez względu na słowa. Trzymałam
twoją tajemnicę o chorobie na uwięzi, bo prosiłaś mnie o dochowanie sekretu
wśród znajomych nam ludzi. Nie mogłam uwierzyć w to, że każesz mi znosić ten
ból samej. Teraz już wiem, dlaczego mnie o to prosiłaś. Tę tajemnicę zabiorę
jednak ze sobą do własnego grobu.
Do
tej pory myślałam, że jestem za słaba, aby unieść tyle smutku na własnych
barkach, ale myślę, że ostatecznie okazałam się silną osobą. Czy ty też tak
uważasz? Robiłam to wszystko dla ciebie. Bo nie mogłabym cię zostawić, kiedy ty
sama tyle dla mnie zrobiłaś. Nie takim człowiekiem jestem. Może gdybyś była
zwykłą osobą do pogadania, którą poznałam za czasów studiowania, nie starałabym
się tak bardzo, ale twoje istnienie zostawiło w moim życiu duży ślad.
Pamiętasz
drugi rok studiów? Zawsze widziałaś mnie jako osobę, która siedziała sama z
boku w ławce, czytając książki. Dziwiłam się, że już wtedy zwróciłaś na mnie
uwagę. Przecież starałam się być niewidzialna. Bałam się zbliżać do ludzi, aby
sytuacja z moich lat szkolnych nigdy więcej się nie powtórzyła. Odrzucenie – to
najgorszy cios dla nadziei. Więc nie chciałam jej mieć. Nikogo nawet o nią nie
prosiłam. A mimo tego mi ją podarowałaś.
Nie
pamiętasz już tej historii, w końcu dla ciebie to nie było nic wielkiego. Po
prostu porozmawiałaś z osobą, która siedziała w ławce obok ciebie. Temat krążył
wokół pociągów i rozkładów jazdy. Ot, trywialna sprawa dnia codziennego.
Stresowałam się, bo rzadko ktokolwiek się do mnie odzywał. Chyba powiedziałam
kilka głupot, za które później siebie karciłam, ale to wspomnienie odeszło na
drugi plan. W końcu byłam pewna, że nic z tego nie będzie.
Nasza
druga rozmowa również była przypadkowa. Siedziałam samotnie przed salą,
próbując ukryć się przed innymi studentami. Jak zwykle czytałam książkę.
Usiadłaś wtedy z inną koleżanką na ławce naprzeciw mnie. Właśnie kupiłyście w
barze mlecznym kopytka z sosem grzybowym. A może łazanki? Pamiętam, że zawsze
je komentowałyście, bo nigdy nie były dobrze doprawione, aż w końcu sama
zaczęłam kupować tam jedzenie i dołączyłam się do was w tej głupiutkiej ocenie
taniej, masowej żywności. Nie wiem już tak naprawdę, o czym wtedy
rozmawiałyśmy. Ale ta rozmowa była przyjemna. Chyba coś cię wtedy do mnie
przyciągnęło, chociaż sama nie wiem co. Byłam taka szczęśliwa, że mogłam ci
opowiedzieć o tym, jak wygląda widok z najwyższego punktu miasta, w którym
studiowałyśmy. Byłam tam samotnie przecież tyle razy! Może nawet nieśmiało
powiedziałam, że chętnie bym ci pokazała, jak wygląda to miejsce. Nie
wierzyłam, że ta cicha myśl wypowiedziana na głos rzeczywiście doczeka się
spełnienia.
Kilka
dni później napisałaś do mnie wiadomość. Spytałaś, czy wyjdziemy na weekend na
kawę i wjedziemy windą na najwyższy punkt naszego miasta, aby obejrzeć
przyciemnione miasto okryte światłami ulicznymi. Poczułam wstyd. Myślałam, że
pomyliłaś mnie z kimś innym. Moje serce tak waliło w piersi! Przecież to
niemożliwe, żeby ktoś po tak krótkiej rozmowie chciał gdzieś ze mną wyjść! Ludzie
nie są tacy otwarci! Ludzie nie są tak skorzy do spotkań z osobami, z którymi
zamienili ledwo kilka słów! Ale… czy rozmawiałaś o tym miejscu z kimś innym? To
oczywiste, że się zgodziłam, choć w pierwszej kolejności chciałam uciec. Teraz
nie żałuję, że zdobyłam się na odwagę, aby przyjąć czyjąś bezinteresowną
propozycję na przyjaźń.
Wciąż
mam przed oczami zdjęcia, które ci wtedy zrobiłam. I miasto pogrążone w mroku,
które nigdy nie wyglądało tak cudownie. Pamiętasz, jak dziwny gość w kawiarni
starał się mnie poderwać? Robił nasze kawy w spowolnionym tempie, a nam głupio
było powiedzieć, żeby się pospieszył, bo zaraz wjeżdżamy windą do nieba. W
końcu jednak się udało. Poza tym miałyśmy powód do śmiechu.
Następnego
dnia na studiach myślałam, że to koniec znajomości. Ale ty na stałe do mnie
przyległaś. Nawet jeżeli próbowałam uciec, zawsze ciągnęłaś mnie w kierunku
uniwersyteckiego społeczeństwa. Dzięki tobie poznałam innych ludzi. I dzięki
tobie zrozumiałam, że studia wcale nie muszą być tym smutnym czasem, przez
który przejdę zupełnie sama ze swoim bólem i chorobą, o której wtedy jeszcze
nikt nie wiedział.
Pamiętam
ten moment zachowany dla siebie, o którym nigdy nikomu nie powiedziałam, nawet
tobie. Miałam spóźnić się na wykład. Biegłam więc z tramwaju prosto na zajęcia.
Wtedy dostałam wiadomość od kilkorga ludzi, którzy nazywali mnie moim
pseudonimem, nie pełnym imieniem, i pytali, czy będę. Dali nawet znać, że
zajęli mi miejsce. Strasznie wtedy płakałam. Ale ze szczęścia. Bo pierwszy raz
poczułam, że moja obecność może kogoś obchodzić.
Cieszę
się, że zdołałam ci powiedzieć, ile dla mnie znaczysz i co ci zawdzięczam.
Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że tak prosty gest był w stanie
odmienić czyjeś życie. A jednak. Może przemawiał wtedy przez ciebie egoizm, bo chciałaś
się z kimś zaprzyjaźnić, mieć kogoś na własność, ale nie dbam o to. Wytrzymałaś
z osobą, która zawsze trzymała ludzi na dystans, bo się ich bała. Dlatego ja
chciałam być z tobą, kiedy dowiedziałaś się, że nie będzie z twoim zdrowiem
lepiej.
Przyszedł
ksiądz. Odmówił krótką formułkę. Widziałam, że twoja mama się załamała, ale
miała obok siebie twoje siostry, które zaraz ją przytuliły. Wtedy przypomniałam
sobie, jak mówiłaś, że nie wyobrażasz sobie momentu, w którym ich zostawisz.
Nie chciałaś myśleć o tym, jak będą cierpieć. Już nie musisz sobie tego
wyobrażać. Twoja obawa stała się rzeczywistością, którą tylko mi dane było
oglądać.
Grabarz
podszedł do mnie pierwszej, do tej pory nie wiem, dlaczego, skoro wkoło było
wielu ludzi z kwiatami, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Poprosił
łagodnym, może nawet współczującym głosem, abym podała mu różę. Tylko on miał
przyzwolenie, żeby ją tobie wręczyć. Byłam trochę w szoku, ale ostatecznie ją
oddałam. Tę samą, z krwią i bólem, przystrojoną czarną wstążką. Czy ktoś włożył
tyle uczuć w jeden kwiat?
Ceremonia
dobiegła końca. Wkoło rozbrzmiała smutna muzyka. Ludzie powoli zaczęli się
przerzedzać. Twoja rodzina na pewno została tam do końca i… jeszcze chwilę
dłużej. Byłam z nich dumna. Z siebie trochę mniej. Nie chciałam odchodzić, ale
pociągi podczas epidemii nie znają litości. Musiałam iść. Kroki były cięższe
niż zwykle. Pod stopami umykały krople łez, które za chwilę i tak pewnie
wysuszyły promienie słońca. Z oddali spojrzałam jeszcze na twoją rodzinę,
obiecując sobie, że ich nie zostawię. Oczywiście nie chciałam się im narzucać.
Mogłabym być dla nich zbyt dużym szokiem, w końcu kojarzyłam się im z tobą, ale
zamierzałam jeszcze wrócić do tej chwili wspomnieniami, pisanymi słowami, a
może za jakiś czas własnymi krokami.
Odeszłaś.
Ja też odeszłam z miejsca, gdzie zostałaś pochowana. Czy to dziwne, że zrobiło
mi się lżej? Owszem, jeszcze długo będę czuła ból. Jeszcze długo nie będę mogła
zaakceptować tej niesprawiedliwości. Jeszcze długo wspomnienia będą do mnie
powracać falą łez. Ale w końcu się podniosę. Będę żyła z myślą, że jesteś
gdzieś obok. A lista rzeczy, które miałyśmy wspólnie wykonać, nie zniknie –
doczeka się spełnienia.
Zwiedzimy
wspólnie Londyn, na którego punkcie miałaś obsesję. Pójdziesz ze mną do wielu
kawiarni, gdzie zjemy pyszne desery. Pojedziemy nawet pociągiem do Pragi i
oglądniemy mnóstwo filmów podczas wieczorów spędzonych z cydrem i pizzą, którą
zrobię w moim starym, zielonym piecu. I jeszcze nieraz zaśpiewamy: There’s not a star in heaven that we can’t
reach.
Byłaś
moją przyjaciółką, a czasem śmiałyśmy się nawet, że tajemną kochanką i żoną. I
dalej nią będziesz. Bo śmierć niczego nie zmienia, poza fizyczną obecnością
tych, których już przy nas nie ma.
Zdarzało mi się już płakać przy Twoich tekstach. Ukradkiem ocierałam łzy, bojąc się nawet pociągać nosem, lecz teraz miałam w dupie to, że inni widzą. Miałam w dupie, że ta pozornie twarda babka staje się kluchą. Bo ten tekst zasługuje na to, by być po prostu sobą i nie bać się tego, co pomyślą inni.
OdpowiedzUsuńOd zawsze wiedziałam, że Paula była ci bliską osobą. Chociaż miewałaś na nią nerwy (no hej, na mnie też miewasz!), to jednak była ci kimś bliskim. Kimś, kto nie bał się dziewczyny o minie „nawet kurwa nie podchodź, bo zajebię nawet ziarenkiem piasku” i po prostu do niej zagadał. Wciągnął ją w życie studenckie, dając wiele przepięknych wspomnień. Paula stała się Twoim przewodnikiem. To ona ci pokazała cudowne widoki z ławek, w których siedziałaś z innymi. Paula była Twoim druhem. Ona towarzyszyła ci w walce z problemami społecznymi, gdzie nikt jeszcze nie wiedział, co tak naprawdę Tobą kieruje. Przyjaciółka, skryta kochanka, żona. Wsparcie, przyjaźń, zaufanie, troska. I to nie działało tylko w jedną stronę. Ty również wiele wniosłaś w jej życie. Stałaś się kimś, kim mogła się zaopiekować, kiedy to inni opiekowali się nią. Chociaż raz to nie na nią ktoś chuchał i dmuchał, próbując odczarować. Role się odwróciły. Za to Ty strzegłaś jej tajemnic jak oka w głowie. Pilnowałaś, by nikt niepowołany nie poznał prawdy o tym paskudztwie odbierającym jej radość oraz iskry w oczach. O cholerstwie przemieniającym optymistycznie nastawioną do świata dziewczynę w kogoś, kto zaczyna kumplować się z jego mrocznymi stronami.
Tak jak ci mówiłam, brak przytulenia w obecnym momencie zastąpiło samo to, że tam byłaś. Pożegnałaś ją. Powiedzmy, że po raz ostatni odprowadziłaś ją, gdzie był jej cel podróży. Przecież często ją odprowadzałaś na pociąg czy tramwaj, nieprawdaż? Także nie pozwól, by to zaryło ci się w pamięci jako coś złego. Jej rodzina na pewno była ci wdzięczna, że nawet teraz jej nie opuściłaś. Byłaś do końca, nie tak, jak jej pseudoprzyjaciółki, które postąpiły tak, a nie inaczej.
Tym tekstem złożyłaś jej piękny hołd. Teraz na pewno spogląda na Ciebie tymi swoimi dużymi oczami, radośnie się uśmiechając, czując dumę z bycia Twoją przyjaciółką. I poczuje się jeszcze bardziej dumna, kiedy wyruszysz tam, gdzie ona nie mogła, ku jej pamięci. Nawet, jeśli pozwolisz, w drodze do Pragi też będę Wam towarzyszyć. Może chociaż tak zdołam w minimalny sposób poznać kogoś, dzięki komu moja przyjaciółka nie stała się odludkiem.
Przepraszam, ale muszę kończyć ten komentarz, bo łzy odbierają mi ostrość widzenia. Marlu, bądź silna. Uwierz w to, że jeszcze kiedyś będzie pięknie. I wiedz, że Paula na pewno czuwa nad Tobą, tak jak wtedy – w końcu to Twój mały Anioł Stróż.
Posyłam ci wirtualnego przytulasa. Mocnego. Długiego. Pozwalającego zrzucić na mnie cały Twój ból. <3
Uch, Ola. Przeczyściłaś mi oczy z rana... Ale lubię ten komentarz. Jest taki... intymny, no. Dziękuję. Tulasa jak zawsze przyjmuję! <3 bo to niepowtarzalna okazja, żeby jedna kulka lodów była czuła wobec innej kulki lodów XD. Awww.
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńJestem pod niesamowitym wrażeniem tego, jak bardzo się tu otworzyłaś, choć musiałaś zmierzyć się przy tym z olbrzymim bólem. Jest tu mnóstwo przejmującego smutku, ale uważam, że to najlepsze pożegnanie, jakie można komuś ofiarować - zjawić się podczas jego ostatniej drogi, odprowadzić go. Do tego powyższy tekst - upamiętniasz ją, dając do publikacji tekst, który może się za kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat zagubić w internecie, a który nadal w nim będzie. Ktoś kiedyś może na niego trafić i dostrzec, jak wspaniałą przyjaźń ofiarowałaś i jak wspaniałą przyjaźń sama otrzymałaś.
Jestem pewna, że Paula to widziała i jest szczęśliwa, że mogła uczynić Twoje życie pięknym.
Tulę mocno! <3