– Izumi, nie.
– Ale dlaczego? – marudziła Izumi, kładąc się na rozłożonych na stoliku
książkach.
Od dwóch godzin siedziały w bidulowej stołówce, próbując poradzić sobie
z nadmiarem zadania domowego. Wychowawcy naprawdę się starali, by dzieciaki nie
chodziły głodne i miały odpowiedni poziom wykształcenia. Najlepsze nawet
dostawały się do elitarnego gimnazjum Teiko, jak Izumi, Katsumi i jej starszy o
rok brat, Shougo. Z tym, że ten ostatni nie bardzo dbał o naukę i znowu w
czasie popołudniowego odrabiania lekcji znikał nie wiadomo gdzie.
– Nie obchodzi mnie, co robi mój brat – warknęła Katsumi, wpisując
wynik zadania z matematyki – i ciebie też nie powinno to obchodzić.
– Ale ciekawi mnie, dlaczego nie siedzi, jak wszyscy i nie stosuje się
do naszych zasad, tylko gdzieś się włóczy, a wychowawcy przymykają na to oko. –
Izumi sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła zakupionego wcześniej w szkolnym
automacie batona.
Przez moment szarpała się z papierkiem, po czym otwarła smakołyk i
rozłamała na pół, dzieląc się z Katsumi.
– Raz widziałam, jak schodził do piwnicy – mruknęła pod nosem Katsumi,
jakby od niechcenia, nie odrywając wzroku od książki. – Wyglądał, jakby nie
chciał być śledzony.
Fool me once, fool me
twice
Izumi klasnęła w dłonie i przełknąwszy swoją część batona, uśmiechnęła
się szeroko. Odkąd mieszkała w bidulu, a było tak całe życie, nikt z
mieszkańców nie chodził w tamto miejsce. Nie, żeby wychowawcy jakoś tego
zabraniali, po prostu ogólnie krążyła legenda, że w piwnicach domu dziecka czai
się w zależności od opowieści jakiś demon/potwór/zły pan/sztuczna szczęka
(niepotrzebne skreślić), którymi starsze dzieciaki straszyły młodsze i nikt się
tam nie zapuszczał.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytała Izumi, a oczy
dziwnie się jej świeciły.
– Bo pewno byś tam polazła, nie wiadomo po co. – Katsumi spojrzała w
zeszyt przyjaciółki. – Zrób chociaż to zadanie z matmy, bo panna Haruna znowu
zada ci dodatkowe ćwiczenia.
Jednak najmniejszym problemem Izumi w tym momencie była nauczycielka
matematyki i jakaś dodatkowa praca domowa. Jedyne, co zaprzątało jej głowę, to
odkrycie powodu wycieczek Shougo do piwnicy. Przeczucie podpowiadało jej, że
nie trzymał tam małych kotków. Znali się praktycznie od zawsze i dziewczyny
szybko stały się nierozłączne. Takie uroki domu dziecka, albo trzeba było
liczyć na siebie, albo nie miało się nikogo. Choć prawda była taka, że Izumi i
Shougo nawzajem działali sobie na nerwy. Nikt nie wiedział dlaczego tak się
nienawidzili, ale podejrzewano, że to przez niepisaną od wieków zasadę, że
jeśli chłopak miał młodszą siostrę, to nie żywił sympatii do jej najlepszej
przyjaciółki. Tylko w filmach romantycznych takie osoby się w sobie
zakochiwały. W prawdziwym życiu, było całkiem odwrotnie.
Izumi wręcz za punkt honoru wzięła sobie uprzykrzenie życia Shougo,
wcale nie dlatego, że był złym bratem dla Katsumi, a ta potrzebowała
jakiejkolwiek ochrony. Wręcz przeciwnie, Haizaki jakimś dziwnym trafem dostawała
prezenty od brata, czy to nowy telefon, czy nową bransoletkę, ale nie
dociekała, jak zdobywał te rzeczy. Nikt też nie odważył się nawet jej w
jakikolwiek sposób dręczyć czy zaczepiać. I to nie było tak, że Izumi była
zazdrosna. Po prostu coś jej zwyczajnie nie pasowało i chciała się jak
najszybciej dowiedzieć, co to było.
– No weź… – marudziła Izumi, rysując ołówkiem w zeszycie Katsumi artystyczne
bohomazy.
– Pewnie kogoś tam morduje, przecież to Shougo – sarknęła Haizaki,
wzruszając ramionami.
Przez moment Izumi patrzyła na nią, mrugając co chwilę. Trochę jej
zajęło przetworzenie informacji, gdyż pewny to przyjaciółki nieco zbił ją z
tropu.
– Żartuję, idiotko. – Katsumi zatrzasnęła książki. – Ale nie dasz mi
żyć, więc chodź już, zanim zmienię zdanie. – Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo
będzie żałowała swojej decyzji.
Rzuciwszy książki i zeszyty na łóżka w swoim pokoju, bezszelestnie
udały się w stronę bid ulowej piwnicy, ciągle oglądając się za siebie, czy nikt
ich nie śledzi. Czuły się jak w jakimś detektywistycznym serialu, próbując rozwiązać
zagadkową zbrodnię.
– Zamknięte – westchnęła Katsumi, kiedy pociągnęła za klamkę, ale Izumi
spojrzała na nią z powątpiewaniem.
Bez słowa Shirotsuki wyciągnęła z włosów wsuwkę i zaczęła grzebać w
zamku.
– To chyba nie zadzia… – Katsumi już chciała zaczął marudzić, ale
urwała, wymieniając z Izumi przerażone spojrzenie.
Żadna z nich się nie przesłyszała. Z piwnicy do ich uszu doszedł pełen
bólu, stłumiony krzyk. Izumi jeszcze mocniej zaczęła gmerać w dziurce od klucza
i syknęła, kiedy zamek szczęknął złowieszczo, a klamka wreszcie puściła. Obie
dziewczyny skrzywiły się, kiedy drzwi zaskrzypiały lekko, jakby obwieszczały
ich przybycie. Wślizgnęły się przez szparę i po cichutku, uważnie stawiając
stopy, zaczęły schodzić po schodach. Nie odważyły się nawet włączyć światła, by
nie zdradzić swojej obecności. Zdawało im się, że ich podróż w dół trwała wieki
i obie wrzasnęły, kiedy nagle oślepił je blask zapalanej żarówki.
Are you death or paradise?
– Mówiłem Ci, żebyś tu nigdy nie wchodziła.
Gdy wreszcie ich oczy przyzwyczaiły się do światła, ujrzały Shougo,
stojącego u dołu schodów z wściekłą miną. Ręce miał założone na piersi i
wyglądał na bardzo niezadowolonego.
– Ale – Katsumi pierwsza
odzyskała głos – słyszałam krzyki!
– To nie twój problem. – Shougo potarł policzek wierzchem dłoni, rozcierając
sobie coś czerwonego na twarzy. – A już zdecydowanie nie twój. – Wyciągnął
ostrzegawczo palec w stronę Izumi, rzucając jej ostrzegawczo spojrzenie.
– Czy to jest krew? – zapytała Shirotsuki, czego szybko pożałowała.
– Nie twój zasrany interes! – krzyknął Shougo, wymachując rękoma. –
Zjeżdżajcie stąd, ale już!
– Koganei, nie biegaj po
zjeżdżalni!
– Nie wolno jeść piasku!
– Mamo, siku!
Tego dnia plac zabaw był pełny
dzieci. Nic dziwnego, skoro od dłuższego czasu temperatura utrzymywała się
powyżej piętnastu stopni, a słońce przygrzewało, aż żal było siedzieć w domu. Izumi
siedziała samotnie na ławce, z dala od innych matek plotkujących o swoich
dzieciach i gwiazdach małego ekranu. Potrzebowała chwili, by pomyśleć, podczas
gdy obserwowała, jak Tetsuya budował w piaskownicy zamki, uważając by inne
dzieci nie zniszczyły jego pracy. Przed nikim się nie przyznała, ale czuła się
źle.
Od jej powrotu minęły dwa
tygodnie. Już była naprawdę sfrustrowana
ciągłymi porażkami w poszukiwaniu stałego lokum i stabilnego zarobku. Nie masz
pracy? Nie możesz wynająć mieszkania. Nie masz stałego pobytu? Przykro nam, nie
dostanie pani tej pracy, bo skąd mamy wiedzieć, że chce pani zostać w naszej
firmie na dłuższy czas? I tak, koło się zamyka. Mimo iż Katsumi zapewniała, że
wcale nie są dla nich ciężarem, to jednak Izumi podświadomie czuła coraz
większą presję, by wreszcie znaleźć swój kąt. Oszczędności także szybko się jej
kurczyły, a najbardziej dramatyczną porażkę ponosiła w sprawie znalezienia
przedszkola dla Tetsuyi. Był środek roku szkolnego, wszystkie placówki
przepełnione dziećmi, a dziecku niepracującego rodzica, zdaniem oświaty, nie
należało się miejsce.
Dlatego teraz, z braku innych
pomysłów, Izumi zabrała Tetsuyę na plac zabaw, bo przecież nie można wiecznie
siedzieć z dzieckiem w domu. Pogoda tej wiosny naprawdę dopisywała. Kobieta
uśmiechała się, patrząc na swojego syna. Odkąd dostał tego cholernego
pluszowego psa od Kise, nigdzie się bez niego nie ruszał. Zabrał go ze sobą
nawet do piaskownicy, choć Izumi próbowała mu wytłumaczyć, że pluszak szybko
się zabrudzi, a jeśli wniosą choć gram piasku do mieszkania Aomine, Daiki na
pewno będzie zły. To wcale nie zraziło chłopca, który tylko się uśmiechnął,
jakby wiedział, że gdy tylko popatrzy na Daikiego, ten westchnie i machnie
ręką. Tetsuya zbyt szybko owinął sobie wokół palca zarówno Aomine, jak i Kise.
Tak samo sprawa miała się z
Katsumi. Jeszcze za czasów licealnych, Haizaki zarzekała się, że nienawidzi
dzieci i nigdy ich nie będzie mieć. W sumie patrząc na to, że związała się z
Daikim, który sam był jak duże dziecko, wcale nie było takim głupim
postanowieniem. Niemniej, te dwa tygodnie utwierdziły Izumi w przekonaniu, że jej
przyjaciółka nadaje się na matkę w stu procentach. Cieszyła się, że jej
przyjaciele bez problemu zaakceptowali fakt, iż była samotną matką i nie
wypytywali, jak do tego doszło. Sam Tetsuya nigdy nie zasypywał jej pytaniami,
dlaczego inne dzieci mają tatusiów, a on nie. Od początku byli tylko we dwoje,
a Izumi nawet nie wiedziała, jakby miała wytłumaczyć synowi zaistniałą
sytuację.
Przecież nie mogła czterolatkowi
powiedzieć, że sama nie miała pojęcia, kto był jego ojcem.
Tetsuya był jedynym powodem, dla
którego Izumi chciała żyć. Patrząc wstecz, jej życie było pasmem porażek i,
jako wychowanka domu dziecka, nie chciała skazywać go na podobny los. Była za
niego odpowiedzialna, a on był całym jej światem. Uważała go za cud, który uchronił
ją od popadnięcia w totalną ruinę. Podczas tych czterech lat samotnego
wychowywania dziecka nie potrafiła zrozumieć, jak można być tak bezbronnym i
niewinnym.
I let it burn
Bo przecież oni nie byli
niewinni. Izumi dziwiła się, jak łatwo udało im się unikać sprawiedliwości
przez tak długi czas. Shougo Haizaki, brat Katsumi nadal pozostawał zaginiony.
Nie było ciała, nie było morderstwa. A przecież cała czwórka widziała, jak
spadał ze skarpy. Ba, prawdopodobnie któryś z nich go popchnął, ale po tej
całej szarpaninie, krzykach i płaczu, nikt już nie wiedział, czyja to była
wina. Pozostała tylko trauma i wciąż otwarte śledztwo.
Co dziwniejsze, policja nigdy nie
skojarzyła nikogo z nich z rzekomym zaginięciem Shougo. Nikt nie wiedział, że
wypadek miał miejsce na opuszczonym terenie starych fabryk znajdujących się na
przedmieściach miasta. To był środek nocy, rozpoczęło się od zwykłej kłótni
między Haizakim, a Shirotsuki. Pozostałej trójki nigdy tam nie miało być. To
złe przeczucia Katsumi doprowadziły ich do tego miejsca. Dziewczyna zdawała
sobie sprawę, że jej bliźniak jest niebezpieczny, a najlepsza przyjaciółka
posiadała talent do pakowania się w kłopoty. W połączeniu z nienawiścią, jaką
do siebie żywili, to nie mogło skończyć się dobrze.
Oprócz sprawiania problemów,
Izumi do perfekcji opanowała umiejętność podejmowania złych decyzji, które
doprowadziły ją do miejsca w którym była. Bez stabilnej sytuacji finansowej
oraz dachu nad głową, miała pod opieką bezbronną i całkiem zależną od niej
istotę, która teraz patrzyła na swoją mamę i z dumą pokazywała zbudowany przez
siebie zamek z piasku. Błękitne spojrzenie tryskało radością i Izumi dobrze
wiedziała, że nie mogła go zawieść. Musiała wziąć się w garść i przestać się
bać.
Faces from my past return
Potarła twarz dłonią. Leki chyba
źle na nią działały, bo przecież nie mogła widzieć swojego byłego chłopaka,
którego heterochromiczne spojrzenie przeszywało ją właśnie z przeciwnego końca
placu zabaw. Masz już halucynacje, wariatko, pomyślała. Przecież Seijuuro
Akashi mieszkał w Kyoto. Na drugim końcu Japonii. Dlaczego miałby się do niej
uśmiechać?
– Więc? To ten, prawda?
Zamrugała, kompletnie zbita z
tropu. Spojrzała w bok i ze zdziwieniem stwierdziła, że Seijuuro siedział obok
niej na ławce, z tymi swoimi czerwonymi włosami i nienagannym wyglądem. Szyty
na miarę garnitur podkreślał przystojną twarz. Nic się nie zmienił. Nadal
otaczała go aura zdobywcy.
– Co tu robisz? – zapytała Izumi,
wciąż nie mogąc wyjść z szoku.
– Ma moje oczy. – Akashi wskazał
brodą na Tetsuyę, który teraz patrzył bez emocji na mężczyznę. – Spojrzenie,
nie kolor.
Nie było nic podobnego w
błękitnych tęczówkach Tetsuyi i dziwnym, czerwono-żółtym spojrzeniu Seijuuro,
jednak coś podpowiadało Izumi, że jej były chłopak miał rację.
– Pytałam, co tu robisz –
powtórzyła, siląc się na spokój. – Nigdy nie odwiedzałeś Tokio bez powodu.
Przełknęła ślinę w nadziei, że
przestanie słyszeć dudniące mocno serce.
– Spodziewałem się, że wrócisz –
odpowiedział Seijuuro bez cienia zawahania.
– To ty kazałeś mi wyjechać –
Izumi tak bardzo chciała bronić swojej racji, ale wystarczył jeden uprzejmy,
ale stanowczy uśmiech Akashiego, by straciła cały animusz.
– Och, nie, kochana. Osobiście
tylko zasugerowałem, że aborcja będzie dla ciebie najlepszym wyjściem.
Shirotsuki prychnęła i pokręciła
głową.
– Bezczelny, jak zawsze.
– Ty również nic się nie
zmieniłaś, a jednak udało ci się wychować dziecko. – Ten pewny siebie uśmiech
nie schodził z jego twarzy. – Jestem z ciebie dumny, Izumi.
– Czego chcesz, Seijuuro? – Ta
rozmowa już dawno przestała jej się podobać.
– Byłem po prostu ciekawy, czy
twój syn wie, że jesteś morderczynią.
Kula lodu opadła na żołądek Izumi
sprawiając, że na moment zabrakło jej tchu. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło,
by utwierdzić ją w przekonaniu o tym, że Akashi nadal jakimś cudem wiedział o
wszystkim, co działo się w jego otoczeniu.
Już od czasów gimnazjum, kiedy jeszcze wszyscy chodzili do jednej
szkoły, był typem prezydenta, lubił rządzić i wszyscy musieli robić to, co im
kazał. Nigdy nie używał przemocy fizycznej, wystarczyło, że spojrzał tymi swoimi
dwukolorowymi oczami i dogadał paroma odpowiednimi słowami chłodnym, rzeczowym
tonem.
Budził respekt i nikt nie odważył
mu się podskoczyć, dlatego Izumi już od samego początku czuła dziwny niepokój,
który teraz chyba udzielił się Tetsuyi, bo chłopczyk, dotychczas uważnie
obserwował mężczyznę, teraz podbiegł do matki i złapał ją za rękę, ciągnąc w
stronę furtki. Shirotsuki natychmiast wstała i nie spuszczając wzroku z
Seijuuro, wzięła syna na ręce.
– Trzymaj się od nas z daleka –
rzuciła, po czym szybkim krokiem oddaliła się z placu zabaw, tuląc do siebie
Tetsuyę.
W tempie natychmiastowym
zapakowała chłopca do fotelika i sama wsiadła za kierownicę, trzaskając
drzwiami zbyt mocno. Wzięła dwa głębokie wdechy i ruszyła w drogę powrotną,
dziękując sobie w duchu tego, że tak dobrze znała swoje miasto. Dzięki temu
jakimś cudem bezpiecznie dotarli pod dom Aomine, gdyż jedyne, co Izumi miała
przed oczami, to palące spojrzenie Seijuurou Akashi’ego.
Tak po prawdzie, to wcale nie
bała się tego, że jej były chłopak wiedział. Wcale nie obawiała się jego
samego. Co przerażało ją najbardziej to fakt, że zakopane gdzieś głęboko, dawno
już pogrzebane uczucia wybuchną nagle jak dawno nieaktywny wulkan,
niespodziewanie i z pełną mocą.
You're no longer my
concern
– Oi, wszystko gra?
Musiała naprawdę źle wyglądać,
skoro już od progu Daiki zmarszczył brwi.
– Tak, jest git – odpowiedziała
krótko, zakładając Tetsuyi kapcie.
– Znalazłaś przedszkole dla
smarka? – zapytał Aomine z taką nadzieją w głosie, że Izumi prawie dała się
nabrać.
Dobrze wiedziała, że jej kumpel
liczył na ich jak najszybsze wyniesienie się z jego domu, choć zachowaniem
całkiem sobie przeczył, bo Tetsuya od razu się do niego przyczepił, pozwalając
się zaprowadzić do kuchni, gdzie czekała na niego zupa z makaronem w
zwierzątka.
– Nie, wszędzie mają komplet –
westchnęła, opierając się o framugę drzwi.
Przez moment obserwowała, jak
Daiki sadza Tetsuyę na krześle i podsuwa mu parujący talerz. Zdała sobie
sprawę, że nie mogła wspomnieć ani słowem o spotkaniu z Akashim. Znając
impulsywność Aomine, osobiście odnalazłby byłego kolegę i zabierając po drodze
Ryoutę, załatwiliby sprawę po męsku. Ostatnim, czego Izumi potrzebowała, to
jeszcze większych kłopotów z jej powodu. Po za tym, skoro Seijuurou wiedział o
incydencie na skarpie, mógł zaszkodzić nie tylko jej. Daiki straciłby odznakę,
a Ryouta licencję na latanie. W najlepszym wypadku groziłoby im więzienie…
Another lesson yet to learn
Nie tylko Izumi była roztargniona
już do końca dnia. Także Tetsuya marudził przy jedzeniu, a wieczorem nie chciał
wyjść z wanny. Choć za to można było winić Kise, bo to on nauczył go moczyć się
godzinę, zatapiając zabawkowe statki w brzoskwiniowej pianie. W takie wieczory
Shirotsuki zastanawiała się, czy jej humor nie wpływa jakoś na dzieciaka, jakby
byli połączeni czymś więcej niż więzami krwi. Kiedy udało jej się wreszcie
położyć Tetsuyę spać, przeczytawszy siedem bajek o przygodach psiego
superbohatera, naprawdę liczyła na to, że ten dzień już się skończył. Jedyne o
czym myślała, to o gorącej kąpieli i śnie, może bez koszmarów.
Nie spodziewała się, że w kuchni
czeka ją kolejna, niezbyt przyjemna konfrontacja. Choć z drugiej strony, nie
tylko Akashi wiedział wszystko o wszystkich. W końcu przez dobrych parę lat
była jego dziewczyną i zdążyła go poznać bardzo dobrze. Powinna przewidzieć, że
on tak szybko nie da jej spokoju.
– Dobry wieczór, Izumi.
Przez moment miała ochotę wyjść i
wejść do kuchni ponownie w nadziei, że Seijuurou zniknie. Wciąż jednak widziała
go siedzącego przy stole, a naprzeciw niego siedział ciskający gromami z oczu
Kise, który nie wiadomo skąd się nagle wziął. Daiki stał oparty plecami o
kredens z miną wyrażającą nic innego jak wkurwienie i tylko Katsumi wydawała
się nie tyle spokojna, co sprawiała wrażenie, jakby nic już nie mogło jej
zdziwić.
– Co, do chuja…? – zdołała
wyszeptać Izumi. – Katsumi, uszczypnij mnie.
Haizaki spojrzała z
powątpiewaniem na przyjaciółkę, ale tylko wzruszyła ramionami i zacisnęła mocno
palce na przedramieniu Izumi.
– AŁA, wariatko!
– Kazałaś się uszczypnąć.
– Ale nie tak mocno!
– Możecie skończyć? – warknął
Daiki, mocno poirytowany.
– Tak, jeśli któryś z was wyjaśni
mi, co to za zbiorowisko. – Shirotsuki spojrzała zmrużonymi oczami na
Seijuurou, który ze stoickim spokojem upił łyk kawy. – Co to jest, jakiś
rodzaj, nie wiem, interwencji socjalnej? – Była tak zaskoczona, że zapomniała
się bać. Jedyne, czego chciała, to wyjaśnień, bo cała ta sytuacja przestała jej
się podobać.
– Nie, nie – zaprzeczył
natychmiast Akashi. – Zostawiłaś pluszaka na placu zabaw i postanowiłem go
zwrócić.
That I'd fallen for a lie?
Dopiero teraz Izumi zauważyła
leżącego na krańcu stołu pluszowego psa Tetsuyi i zdała sobie sprawę, dlaczego
jej syn był taki marudny cały wieczór. Nie odważyła się jednak po niego
sięgnąć, tylko powoli opadła na jedno wolne krzesło obok Kise, który zrobił
dziwny ruch ręką, jakby chciał kobietę objąć, ale się powstrzymał, wciąż
patrząc krzywo na Akashi’ego.
– Ale nie tylko dlatego tu
przyszedłem. – Seijuurou położył na stole czerwoną teczkę.
– Oczywiście – prychnęła Izumi.
– Rozmawiałem z naszą dawną
znajomą.
– Którą? – tym razem pierwsza
odezwała się Katsumi, jakby od razu wiedziała, o kim mówił Akashi.
– Satsuki Momoi. Jest
przedszkolanką w jednym z pobliskich przedszkoli i załatwiła wolne miejsce.
Ciche warknięcie wydobyło się z
gardła Katsumi. Każde wspomnienie o tej różowowłosej wywłoce sprawiało, że
miała ochotę kogoś rozszarpać. Widząc reakcję swojej dziewczyny Daiki lekko się
uśmiechnął, ale wciąż nie przestawał uważnie obserwować Akashi’ego.
– Wszystkie dokumenty masz tutaj.
– Seijuurou przesunął teczkę w stronę Izumi. – Ale to nie wszystko. Wewnątrz
jest też umowa najmu.
– Jakiego najmu? – zapytał Kise.
Czyżby nikt dzisiaj nie dał dojść
Izumi do głosu?
– Tak się składa, że w jednej z
kamienic, które posiadam, zwolniło się mieszkanie.
– Nie – odpowiedział szybko
Ryouta, parskając niewesołym śmiechem.
Ale Izumi już przeglądała
papiery, choć wcale ich nie czytała. W jej głowie rozgorzała istna bitwa
szalejących myśli, które wcale nie pędziły jak dalekobieżny pociąg. One
przypominały cztery pociągi, jadące po tych samych torach, próbujący ominąć się
nawzajem, a konduktorzy wrzeszczeli jak opętani. Nie chciała wiedzieć, skąd
Akashi miał te informacje i jak zdołał w ciągu jednego dnia załatwić, to, Izumi
nie udało się przez ostatnie dwa tygodnie, ale jedno było pewne.
Niewypowiedziany na głos szantaż
wisiał w powietrzu, niczym kolorowa piniata, z tym że gdy się ją uderzyło
kijem, wysypywały się z niej zgnilizna i marazm, jak z puszki Pandory.
Niemniej, Izumi nie miała wyjścia. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło jej by
zrozumieć, że jest co cena za milczenie.
You were never on my side
– Nie musisz odpowiadać dzisiaj.
– Akashi wstał i zapinając guzik marynarki, podążył w stronę wyjścia. – Wiedz
tylko, że nie robię tego dla ciebie, – zatrzymał się jeszcze przy drzwiach
spoglądając na Izumi. – Robię to dla Tetsuyi, który być może jest moim synem. –
Ukłonił się jeszcze w stronę Katsumi w podzięce za gościnę, po czym sam
odprowadził się do drzwi.
Jeszcze przez moment wszyscy
siedzieli w milczeniu, jakby bojąc się odezwać. Pierwsza poruszyła się Izumi,
wkładając z powrotem papiery do teczki, którą zostawiła na stole. Natomiast
porwała pluszaka i bez słowa wyszła z kuchni. Za nią podążyła Katsumi, rzucając
jeszcze znaczące spojrzenie Daikiemu, który tylko westchnął i wreszcie ruszył
się spod kredensu do lodówki.
– Kurwa – mruknął, sięgając po dwie
butelki piwa.
Jedną postawił przed Kise, który
już przeglądał pozostawione przez Izumi dokumenty.
– Co to, do cholery, było? –
zapytał Daiki, opadając na krzesło.
– Standardowe przedstawienie
Seijuurou Akashi’ego – odpowiedział mu spokojnie Kise.
Nie był zaskoczony całą sytuacją.
Zbyt dobrze znał ich byłego kapitana, by teraz nie węszyć tu jakiegoś podstępu.
Lata temu, gdy jeszcze wszyscy należeli do klubu koszykówki w gimnazjum, Akashi
rządził i dzielił, musieli przysłowiowo tańczyć, jak im zagrał. Nie spodziewał
się, że w dorosłym życiu stanie się dokładnie tak samo.
– A ty, o czym chciałeś pogadać z
Shirotsuki? – Aomine zauważył, że jego przyjaciel miał zapięte mankiety
koszuli. Zwykle nosił te swoje markowe koszule z podwiniętymi do łokci rękawami.
– Co?
– Przecież przylazłeś tu do niej,
nie do mnie – Daiki przewrócił oczami.
– Ach, no tak. – Kise sięgnął po
swoje piwo, obejmując butelkę dłońmi. – Chciałem zapytać Izumi, czy się do mnie
wprowadzi.
– Pojebało cię – wychrypiał
Aomine, próbując złapać oddech po tym, jak zakrztusił się piwem, słysząc
odpowiedź przyjaciela. – Czemu?
Kise nie odpowiedział od razu.
Widać było, że bił się z myślami, bo nie był pewien, jak Daiki zareaguje na
jego wyznanie. W końcu westchnął i podrapał się po czole.
– To ze mną Izumi zdradziła
Akashi’ego. Dzieciak może być mój.
There's just no time to
die
Hej :)
OdpowiedzUsuńPamiętam akcję z poprzedniego tekstu, tu bardzo pasuje mi ta retrospekcja, która rzutuje na teraźniejszość. Temat bardzo dobrze wpleciony, całość zaś naładowana pewnymi emocjami. Czułam lęk i obawę, że nagle to zawieszenie, w jakim tkwi Izumi z synem, pęknie, że coś się nie ułoży. A tu taki zwrot - z jednej strony miło, że być może coś zostało załatwione, ale też to, iż aż dwóch mężczyzn może się zwać ojcem, jest niepokojące i daje miejsce na popis w dalszej części. Klarownie i z odpowiednim tempem. Dzięki.
Pozdrawiam.
Jak wcześniej fabuła tekstu mnie porywa. Ciekawi mnie to, co się odgrywa i co ma nadejść. Świetne też jest to jak przeszłość odbija się na życiu bohaterów.
OdpowiedzUsuńMam jednak jeden problem. Niby wiem kto jest kim i jak się nazywa, a ciągle się gubię. Zauważyłem, iż czytając coś nie wiem kto to mówi, czy robi i orientuję się dopiero po chwili. Też pod koniec tekstu, gdy w pokoju zebrało się pięcioro (bodajże) bohaterów, byłem przekonany, iż jest ich czwórka. Dopiero w ostatniej wymianie zdań ogarnąłem, iż była tam jeszcze jedna postać.
Zgaduję, iż to jest mój personalny problem z nagromadzeniem imion i nazwisk, gdyż mam życiową trudność w ich zapamiętywaniu. Zwracam jednak na to uwagę, gdyż może być więcej takich osób jak ja xD