Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

[56] All For Us: Nasza Trójka, Echo, Cień i Ja ~ Rilnen



– Izumi, nie.
– Ale dlaczego? – marudziła Izumi, kładąc się na rozłożonych na stoliku książkach.

Od dwóch godzin siedziały w bidulowej stołówce, próbując poradzić sobie z nadmiarem zadania domowego. Wychowawcy naprawdę się starali, by dzieciaki nie chodziły głodne i miały odpowiedni poziom wykształcenia. Najlepsze nawet dostawały się do elitarnego gimnazjum Teiko, jak Izumi, Katsumi i jej starszy o rok brat, Shougo. Z tym, że ten ostatni nie bardzo dbał o naukę i znowu w czasie popołudniowego odrabiania lekcji znikał nie wiadomo gdzie.
– Nie obchodzi mnie, co robi mój brat – warknęła Katsumi, wpisując wynik zadania z matematyki – i ciebie też nie powinno to obchodzić.
– Ale ciekawi mnie, dlaczego nie siedzi, jak wszyscy i nie stosuje się do naszych zasad, tylko gdzieś się włóczy, a wychowawcy przymykają na to oko. – Izumi sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła zakupionego wcześniej w szkolnym automacie batona.
Przez moment szarpała się z papierkiem, po czym otwarła smakołyk i rozłamała na pół, dzieląc się z Katsumi.
– Raz widziałam, jak schodził do piwnicy – mruknęła pod nosem Katsumi, jakby od niechcenia, nie odrywając wzroku od książki. – Wyglądał, jakby nie chciał być śledzony.
Fool me once, fool me twice
Izumi klasnęła w dłonie i przełknąwszy swoją część batona, uśmiechnęła się szeroko. Odkąd mieszkała w bidulu, a było tak całe życie, nikt z mieszkańców nie chodził w tamto miejsce. Nie, żeby wychowawcy jakoś tego zabraniali, po prostu ogólnie krążyła legenda, że w piwnicach domu dziecka czai się w zależności od opowieści jakiś demon/potwór/zły pan/sztuczna szczęka (niepotrzebne skreślić), którymi starsze dzieciaki straszyły młodsze i nikt się tam nie zapuszczał.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytała Izumi, a oczy dziwnie się jej świeciły.
– Bo pewno byś tam polazła, nie wiadomo po co. – Katsumi spojrzała w zeszyt przyjaciółki. – Zrób chociaż to zadanie z matmy, bo panna Haruna znowu zada ci dodatkowe ćwiczenia.
Jednak najmniejszym problemem Izumi w tym momencie była nauczycielka matematyki i jakaś dodatkowa praca domowa. Jedyne, co zaprzątało jej głowę, to odkrycie powodu wycieczek Shougo do piwnicy. Przeczucie podpowiadało jej, że nie trzymał tam małych kotków. Znali się praktycznie od zawsze i dziewczyny szybko stały się nierozłączne. Takie uroki domu dziecka, albo trzeba było liczyć na siebie, albo nie miało się nikogo. Choć prawda była taka, że Izumi i Shougo nawzajem działali sobie na nerwy. Nikt nie wiedział dlaczego tak się nienawidzili, ale podejrzewano, że to przez niepisaną od wieków zasadę, że jeśli chłopak miał młodszą siostrę, to nie żywił sympatii do jej najlepszej przyjaciółki. Tylko w filmach romantycznych takie osoby się w sobie zakochiwały. W prawdziwym życiu, było całkiem odwrotnie.
Izumi wręcz za punkt honoru wzięła sobie uprzykrzenie życia Shougo, wcale nie dlatego, że był złym bratem dla Katsumi, a ta potrzebowała jakiejkolwiek ochrony. Wręcz przeciwnie, Haizaki jakimś dziwnym trafem dostawała prezenty od brata, czy to nowy telefon, czy nową bransoletkę, ale nie dociekała, jak zdobywał te rzeczy. Nikt też nie odważył się nawet jej w jakikolwiek sposób dręczyć czy zaczepiać. I to nie było tak, że Izumi była zazdrosna. Po prostu coś jej zwyczajnie nie pasowało i chciała się jak najszybciej dowiedzieć, co to było.
– No weź… – marudziła Izumi, rysując ołówkiem w zeszycie Katsumi artystyczne bohomazy.
– Pewnie kogoś tam morduje, przecież to Shougo – sarknęła Haizaki, wzruszając ramionami.
Przez moment Izumi patrzyła na nią, mrugając co chwilę. Trochę jej zajęło przetworzenie informacji, gdyż pewny to przyjaciółki nieco zbił ją z tropu.
– Żartuję, idiotko. – Katsumi zatrzasnęła książki. – Ale nie dasz mi żyć, więc chodź już, zanim zmienię zdanie. – Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo będzie żałowała swojej decyzji.
Rzuciwszy książki i zeszyty na łóżka w swoim pokoju, bezszelestnie udały się w stronę bid ulowej piwnicy, ciągle oglądając się za siebie, czy nikt ich nie śledzi. Czuły się jak w jakimś detektywistycznym serialu, próbując rozwiązać zagadkową zbrodnię.
– Zamknięte – westchnęła Katsumi, kiedy pociągnęła za klamkę, ale Izumi spojrzała na nią z powątpiewaniem.
Bez słowa Shirotsuki wyciągnęła z włosów wsuwkę i zaczęła grzebać w zamku.
– To chyba nie zadzia… – Katsumi już chciała zaczął marudzić, ale urwała, wymieniając z Izumi przerażone spojrzenie.
Żadna z nich się nie przesłyszała. Z piwnicy do ich uszu doszedł pełen bólu, stłumiony krzyk. Izumi jeszcze mocniej zaczęła gmerać w dziurce od klucza i syknęła, kiedy zamek szczęknął złowieszczo, a klamka wreszcie puściła. Obie dziewczyny skrzywiły się, kiedy drzwi zaskrzypiały lekko, jakby obwieszczały ich przybycie. Wślizgnęły się przez szparę i po cichutku, uważnie stawiając stopy, zaczęły schodzić po schodach. Nie odważyły się nawet włączyć światła, by nie zdradzić swojej obecności. Zdawało im się, że ich podróż w dół trwała wieki i obie wrzasnęły, kiedy nagle oślepił je blask zapalanej żarówki.
Are you death or paradise?
– Mówiłem Ci, żebyś tu nigdy nie wchodziła.
Gdy wreszcie ich oczy przyzwyczaiły się do światła, ujrzały Shougo, stojącego u dołu schodów z wściekłą miną. Ręce miał założone na piersi i wyglądał na bardzo niezadowolonego.
– Ale  – Katsumi pierwsza odzyskała głos – słyszałam krzyki!
– To nie twój problem. – Shougo potarł policzek wierzchem dłoni, rozcierając sobie coś czerwonego na twarzy. – A już zdecydowanie nie twój. – Wyciągnął ostrzegawczo palec w stronę Izumi, rzucając jej ostrzegawczo spojrzenie.
– Czy to jest krew? – zapytała Shirotsuki, czego szybko pożałowała.
– Nie twój zasrany interes! – krzyknął Shougo, wymachując rękoma. – Zjeżdżajcie stąd, ale już!



– Koganei, nie biegaj po zjeżdżalni!
– Nie wolno jeść piasku!
– Mamo, siku!
Tego dnia plac zabaw był pełny dzieci. Nic dziwnego, skoro od dłuższego czasu temperatura utrzymywała się powyżej piętnastu stopni, a słońce przygrzewało, aż żal było siedzieć w domu. Izumi siedziała samotnie na ławce, z dala od innych matek plotkujących o swoich dzieciach i gwiazdach małego ekranu. Potrzebowała chwili, by pomyśleć, podczas gdy obserwowała, jak Tetsuya budował w piaskownicy zamki, uważając by inne dzieci nie zniszczyły jego pracy. Przed nikim się nie przyznała, ale czuła się źle.
Od jej powrotu minęły dwa tygodnie.  Już była naprawdę sfrustrowana ciągłymi porażkami w poszukiwaniu stałego lokum i stabilnego zarobku. Nie masz pracy? Nie możesz wynająć mieszkania. Nie masz stałego pobytu? Przykro nam, nie dostanie pani tej pracy, bo skąd mamy wiedzieć, że chce pani zostać w naszej firmie na dłuższy czas? I tak, koło się zamyka. Mimo iż Katsumi zapewniała, że wcale nie są dla nich ciężarem, to jednak Izumi podświadomie czuła coraz większą presję, by wreszcie znaleźć swój kąt. Oszczędności także szybko się jej kurczyły, a najbardziej dramatyczną porażkę ponosiła w sprawie znalezienia przedszkola dla Tetsuyi. Był środek roku szkolnego, wszystkie placówki przepełnione dziećmi, a dziecku niepracującego rodzica, zdaniem oświaty, nie należało się miejsce.
Dlatego teraz, z braku innych pomysłów, Izumi zabrała Tetsuyę na plac zabaw, bo przecież nie można wiecznie siedzieć z dzieckiem w domu. Pogoda tej wiosny naprawdę dopisywała. Kobieta uśmiechała się, patrząc na swojego syna. Odkąd dostał tego cholernego pluszowego psa od Kise, nigdzie się bez niego nie ruszał. Zabrał go ze sobą nawet do piaskownicy, choć Izumi próbowała mu wytłumaczyć, że pluszak szybko się zabrudzi, a jeśli wniosą choć gram piasku do mieszkania Aomine, Daiki na pewno będzie zły. To wcale nie zraziło chłopca, który tylko się uśmiechnął, jakby wiedział, że gdy tylko popatrzy na Daikiego, ten westchnie i machnie ręką. Tetsuya zbyt szybko owinął sobie wokół palca zarówno Aomine, jak i Kise.
Tak samo sprawa miała się z Katsumi. Jeszcze za czasów licealnych, Haizaki zarzekała się, że nienawidzi dzieci i nigdy ich nie będzie mieć. W sumie patrząc na to, że związała się z Daikim, który sam był jak duże dziecko, wcale nie było takim głupim postanowieniem. Niemniej, te dwa tygodnie utwierdziły Izumi w przekonaniu, że jej przyjaciółka nadaje się na matkę w stu procentach. Cieszyła się, że jej przyjaciele bez problemu zaakceptowali fakt, iż była samotną matką i nie wypytywali, jak do tego doszło. Sam Tetsuya nigdy nie zasypywał jej pytaniami, dlaczego inne dzieci mają tatusiów, a on nie. Od początku byli tylko we dwoje, a Izumi nawet nie wiedziała, jakby miała wytłumaczyć synowi zaistniałą sytuację.
Przecież nie mogła czterolatkowi powiedzieć, że sama nie miała pojęcia, kto był jego ojcem.
Tetsuya był jedynym powodem, dla którego Izumi chciała żyć. Patrząc wstecz, jej życie było pasmem porażek i, jako wychowanka domu dziecka, nie chciała skazywać go na podobny los. Była za niego odpowiedzialna, a on był całym jej światem. Uważała go za cud, który uchronił ją od popadnięcia w totalną ruinę. Podczas tych czterech lat samotnego wychowywania dziecka nie potrafiła zrozumieć, jak można być tak bezbronnym i niewinnym.
I let it burn
Bo przecież oni nie byli niewinni. Izumi dziwiła się, jak łatwo udało im się unikać sprawiedliwości przez tak długi czas. Shougo Haizaki, brat Katsumi nadal pozostawał zaginiony. Nie było ciała, nie było morderstwa. A przecież cała czwórka widziała, jak spadał ze skarpy. Ba, prawdopodobnie któryś z nich go popchnął, ale po tej całej szarpaninie, krzykach i płaczu, nikt już nie wiedział, czyja to była wina. Pozostała tylko trauma i wciąż otwarte śledztwo.
Co dziwniejsze, policja nigdy nie skojarzyła nikogo z nich z rzekomym zaginięciem Shougo. Nikt nie wiedział, że wypadek miał miejsce na opuszczonym terenie starych fabryk znajdujących się na przedmieściach miasta. To był środek nocy, rozpoczęło się od zwykłej kłótni między Haizakim, a Shirotsuki. Pozostałej trójki nigdy tam nie miało być. To złe przeczucia Katsumi doprowadziły ich do tego miejsca. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że jej bliźniak jest niebezpieczny, a najlepsza przyjaciółka posiadała talent do pakowania się w kłopoty. W połączeniu z nienawiścią, jaką do siebie żywili, to nie mogło skończyć się dobrze.
Oprócz sprawiania problemów, Izumi do perfekcji opanowała umiejętność podejmowania złych decyzji, które doprowadziły ją do miejsca w którym była. Bez stabilnej sytuacji finansowej oraz dachu nad głową, miała pod opieką bezbronną i całkiem zależną od niej istotę, która teraz patrzyła na swoją mamę i z dumą pokazywała zbudowany przez siebie zamek z piasku. Błękitne spojrzenie tryskało radością i Izumi dobrze wiedziała, że nie mogła go zawieść. Musiała wziąć się w garść i przestać się bać.
Faces from my past return
Potarła twarz dłonią. Leki chyba źle na nią działały, bo przecież nie mogła widzieć swojego byłego chłopaka, którego heterochromiczne spojrzenie przeszywało ją właśnie z przeciwnego końca placu zabaw. Masz już halucynacje, wariatko, pomyślała. Przecież Seijuuro Akashi mieszkał w Kyoto. Na drugim końcu Japonii. Dlaczego miałby się do niej uśmiechać?
– Więc? To ten, prawda?
Zamrugała, kompletnie zbita z tropu. Spojrzała w bok i ze zdziwieniem stwierdziła, że Seijuuro siedział obok niej na ławce, z tymi swoimi czerwonymi włosami i nienagannym wyglądem. Szyty na miarę garnitur podkreślał przystojną twarz. Nic się nie zmienił. Nadal otaczała go aura zdobywcy.
– Co tu robisz? – zapytała Izumi, wciąż nie mogąc wyjść z szoku.
– Ma moje oczy. – Akashi wskazał brodą na Tetsuyę, który teraz patrzył bez emocji na mężczyznę. – Spojrzenie, nie kolor.
Nie było nic podobnego w błękitnych tęczówkach Tetsuyi i dziwnym, czerwono-żółtym spojrzeniu Seijuuro, jednak coś podpowiadało Izumi, że jej były chłopak miał rację.
– Pytałam, co tu robisz – powtórzyła, siląc się na spokój. – Nigdy nie odwiedzałeś Tokio bez powodu.
Przełknęła ślinę w nadziei, że przestanie słyszeć dudniące mocno serce.
– Spodziewałem się, że wrócisz – odpowiedział Seijuuro bez cienia zawahania.
– To ty kazałeś mi wyjechać – Izumi tak bardzo chciała bronić swojej racji, ale wystarczył jeden uprzejmy, ale stanowczy uśmiech Akashiego, by straciła cały animusz.
– Och, nie, kochana. Osobiście tylko zasugerowałem, że aborcja będzie dla ciebie najlepszym wyjściem.
Shirotsuki prychnęła i pokręciła głową.
– Bezczelny, jak zawsze.
– Ty również nic się nie zmieniłaś, a jednak udało ci się wychować dziecko. – Ten pewny siebie uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Jestem z ciebie dumny, Izumi.
– Czego chcesz, Seijuuro? – Ta rozmowa już dawno przestała jej się podobać.
– Byłem po prostu ciekawy, czy twój syn wie, że jesteś morderczynią.
Kula lodu opadła na żołądek Izumi sprawiając, że na moment zabrakło jej tchu. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło, by utwierdzić ją w przekonaniu o tym, że Akashi nadal jakimś cudem wiedział o wszystkim, co działo się w jego otoczeniu.  Już od czasów gimnazjum, kiedy jeszcze wszyscy chodzili do jednej szkoły, był typem prezydenta, lubił rządzić i wszyscy musieli robić to, co im kazał. Nigdy nie używał przemocy fizycznej, wystarczyło, że spojrzał tymi swoimi dwukolorowymi oczami i dogadał paroma odpowiednimi słowami chłodnym, rzeczowym tonem.
Budził respekt i nikt nie odważył mu się podskoczyć, dlatego Izumi już od samego początku czuła dziwny niepokój, który teraz chyba udzielił się Tetsuyi, bo chłopczyk, dotychczas uważnie obserwował mężczyznę, teraz podbiegł do matki i złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę furtki. Shirotsuki natychmiast wstała i nie spuszczając wzroku z Seijuuro, wzięła syna na ręce.
– Trzymaj się od nas z daleka – rzuciła, po czym szybkim krokiem oddaliła się z placu zabaw, tuląc do siebie Tetsuyę.
W tempie natychmiastowym zapakowała chłopca do fotelika i sama wsiadła za kierownicę, trzaskając drzwiami zbyt mocno. Wzięła dwa głębokie wdechy i ruszyła w drogę powrotną, dziękując sobie w duchu tego, że tak dobrze znała swoje miasto. Dzięki temu jakimś cudem bezpiecznie dotarli pod dom Aomine, gdyż jedyne, co Izumi miała przed oczami, to palące spojrzenie Seijuurou Akashi’ego.
Tak po prawdzie, to wcale nie bała się tego, że jej były chłopak wiedział. Wcale nie obawiała się jego samego. Co przerażało ją najbardziej to fakt, że zakopane gdzieś głęboko, dawno już pogrzebane uczucia wybuchną nagle jak dawno nieaktywny wulkan, niespodziewanie i z pełną mocą.
You're no longer my concern
– Oi, wszystko gra?
Musiała naprawdę źle wyglądać, skoro już od progu Daiki zmarszczył brwi.
– Tak, jest git – odpowiedziała krótko, zakładając Tetsuyi kapcie.
– Znalazłaś przedszkole dla smarka? – zapytał Aomine z taką nadzieją w głosie, że Izumi prawie dała się nabrać.
Dobrze wiedziała, że jej kumpel liczył na ich jak najszybsze wyniesienie się z jego domu, choć zachowaniem całkiem sobie przeczył, bo Tetsuya od razu się do niego przyczepił, pozwalając się zaprowadzić do kuchni, gdzie czekała na niego zupa z makaronem w zwierzątka.
– Nie, wszędzie mają komplet – westchnęła, opierając się o framugę drzwi.
Przez moment obserwowała, jak Daiki sadza Tetsuyę na krześle i podsuwa mu parujący talerz. Zdała sobie sprawę, że nie mogła wspomnieć ani słowem o spotkaniu z Akashim. Znając impulsywność Aomine, osobiście odnalazłby byłego kolegę i zabierając po drodze Ryoutę, załatwiliby sprawę po męsku. Ostatnim, czego Izumi potrzebowała, to jeszcze większych kłopotów z jej powodu. Po za tym, skoro Seijuurou wiedział o incydencie na skarpie, mógł zaszkodzić nie tylko jej. Daiki straciłby odznakę, a Ryouta licencję na latanie. W najlepszym wypadku groziłoby im więzienie…
Another lesson yet to learn
Nie tylko Izumi była roztargniona już do końca dnia. Także Tetsuya marudził przy jedzeniu, a wieczorem nie chciał wyjść z wanny. Choć za to można było winić Kise, bo to on nauczył go moczyć się godzinę, zatapiając zabawkowe statki w brzoskwiniowej pianie. W takie wieczory Shirotsuki zastanawiała się, czy jej humor nie wpływa jakoś na dzieciaka, jakby byli połączeni czymś więcej niż więzami krwi. Kiedy udało jej się wreszcie położyć Tetsuyę spać, przeczytawszy siedem bajek o przygodach psiego superbohatera, naprawdę liczyła na to, że ten dzień już się skończył. Jedyne o czym myślała, to o gorącej kąpieli i śnie, może bez koszmarów.
Nie spodziewała się, że w kuchni czeka ją kolejna, niezbyt przyjemna konfrontacja. Choć z drugiej strony, nie tylko Akashi wiedział wszystko o wszystkich. W końcu przez dobrych parę lat była jego dziewczyną i zdążyła go poznać bardzo dobrze. Powinna przewidzieć, że on tak szybko nie da jej spokoju.
– Dobry wieczór, Izumi.
Przez moment miała ochotę wyjść i wejść do kuchni ponownie w nadziei, że Seijuurou zniknie. Wciąż jednak widziała go siedzącego przy stole, a naprzeciw niego siedział ciskający gromami z oczu Kise, który nie wiadomo skąd się nagle wziął. Daiki stał oparty plecami o kredens z miną wyrażającą nic innego jak wkurwienie i tylko Katsumi wydawała się nie tyle spokojna, co sprawiała wrażenie, jakby nic już nie mogło jej zdziwić.
– Co, do chuja…? – zdołała wyszeptać Izumi. – Katsumi, uszczypnij mnie.
Haizaki spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciółkę, ale tylko wzruszyła ramionami i zacisnęła mocno palce na przedramieniu Izumi.
– AŁA, wariatko!
– Kazałaś się uszczypnąć.
– Ale nie tak mocno!
– Możecie skończyć? – warknął Daiki, mocno poirytowany.
– Tak, jeśli któryś z was wyjaśni mi, co to za zbiorowisko. – Shirotsuki spojrzała zmrużonymi oczami na Seijuurou, który ze stoickim spokojem upił łyk kawy. – Co to jest, jakiś rodzaj, nie wiem, interwencji socjalnej? – Była tak zaskoczona, że zapomniała się bać. Jedyne, czego chciała, to wyjaśnień, bo cała ta sytuacja przestała jej się podobać.
– Nie, nie – zaprzeczył natychmiast Akashi. – Zostawiłaś pluszaka na placu zabaw i postanowiłem go zwrócić.
That I'd fallen for a lie?
Dopiero teraz Izumi zauważyła leżącego na krańcu stołu pluszowego psa Tetsuyi i zdała sobie sprawę, dlaczego jej syn był taki marudny cały wieczór. Nie odważyła się jednak po niego sięgnąć, tylko powoli opadła na jedno wolne krzesło obok Kise, który zrobił dziwny ruch ręką, jakby chciał kobietę objąć, ale się powstrzymał, wciąż patrząc krzywo na Akashi’ego.
– Ale nie tylko dlatego tu przyszedłem. – Seijuurou położył na stole czerwoną teczkę.
– Oczywiście – prychnęła Izumi.
– Rozmawiałem z naszą dawną znajomą.
– Którą? – tym razem pierwsza odezwała się Katsumi, jakby od razu wiedziała, o kim mówił Akashi.
– Satsuki Momoi. Jest przedszkolanką w jednym z pobliskich przedszkoli i załatwiła wolne miejsce.
Ciche warknięcie wydobyło się z gardła Katsumi. Każde wspomnienie o tej różowowłosej wywłoce sprawiało, że miała ochotę kogoś rozszarpać. Widząc reakcję swojej dziewczyny Daiki lekko się uśmiechnął, ale wciąż nie przestawał uważnie obserwować Akashi’ego.
– Wszystkie dokumenty masz tutaj. – Seijuurou przesunął teczkę w stronę Izumi. – Ale to nie wszystko. Wewnątrz jest też umowa najmu.
– Jakiego najmu? – zapytał Kise.
Czyżby nikt dzisiaj nie dał dojść Izumi do głosu?
– Tak się składa, że w jednej z kamienic, które posiadam, zwolniło się mieszkanie.
– Nie – odpowiedział szybko Ryouta, parskając niewesołym śmiechem.
Ale Izumi już przeglądała papiery, choć wcale ich nie czytała. W jej głowie rozgorzała istna bitwa szalejących myśli, które wcale nie pędziły jak dalekobieżny pociąg. One przypominały cztery pociągi, jadące po tych samych torach, próbujący ominąć się nawzajem, a konduktorzy wrzeszczeli jak opętani. Nie chciała wiedzieć, skąd Akashi miał te informacje i jak zdołał w ciągu jednego dnia załatwić, to, Izumi nie udało się przez ostatnie dwa tygodnie, ale jedno było pewne.
Niewypowiedziany na głos szantaż wisiał w powietrzu, niczym kolorowa piniata, z tym że gdy się ją uderzyło kijem, wysypywały się z niej zgnilizna i marazm, jak z puszki Pandory. Niemniej, Izumi nie miała wyjścia. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło jej by zrozumieć, że jest co cena za milczenie.
You were never on my side
– Nie musisz odpowiadać dzisiaj. – Akashi wstał i zapinając guzik marynarki, podążył w stronę wyjścia. – Wiedz tylko, że nie robię tego dla ciebie, – zatrzymał się jeszcze przy drzwiach spoglądając na Izumi. – Robię to dla Tetsuyi, który być może jest moim synem. – Ukłonił się jeszcze w stronę Katsumi w podzięce za gościnę, po czym sam odprowadził się do drzwi.
Jeszcze przez moment wszyscy siedzieli w milczeniu, jakby bojąc się odezwać. Pierwsza poruszyła się Izumi, wkładając z powrotem papiery do teczki, którą zostawiła na stole. Natomiast porwała pluszaka i bez słowa wyszła z kuchni. Za nią podążyła Katsumi, rzucając jeszcze znaczące spojrzenie Daikiemu, który tylko westchnął i wreszcie ruszył się spod kredensu do lodówki.
– Kurwa – mruknął, sięgając po dwie butelki piwa.
Jedną postawił przed Kise, który już przeglądał pozostawione przez Izumi dokumenty.
– Co to, do cholery, było? – zapytał Daiki, opadając na krzesło.
– Standardowe przedstawienie Seijuurou Akashi’ego – odpowiedział mu spokojnie Kise.
Nie był zaskoczony całą sytuacją. Zbyt dobrze znał ich byłego kapitana, by teraz nie węszyć tu jakiegoś podstępu. Lata temu, gdy jeszcze wszyscy należeli do klubu koszykówki w gimnazjum, Akashi rządził i dzielił, musieli przysłowiowo tańczyć, jak im zagrał. Nie spodziewał się, że w dorosłym życiu stanie się dokładnie tak samo.
– A ty, o czym chciałeś pogadać z Shirotsuki? – Aomine zauważył, że jego przyjaciel miał zapięte mankiety koszuli. Zwykle nosił te swoje markowe koszule z podwiniętymi do łokci rękawami.
– Co?
– Przecież przylazłeś tu do niej, nie do mnie – Daiki przewrócił oczami.
– Ach, no tak. – Kise sięgnął po swoje piwo, obejmując butelkę dłońmi. – Chciałem zapytać Izumi, czy się do mnie wprowadzi.
– Pojebało cię – wychrypiał Aomine, próbując złapać oddech po tym, jak zakrztusił się piwem, słysząc odpowiedź przyjaciela.  – Czemu?
Kise nie odpowiedział od razu. Widać było, że bił się z myślami, bo nie był pewien, jak Daiki zareaguje na jego wyznanie. W końcu westchnął i podrapał się po czole.
– To ze mną Izumi zdradziła Akashi’ego. Dzieciak może być mój.
There's just no time to die


2 komentarze:

  1. Hej :)
    Pamiętam akcję z poprzedniego tekstu, tu bardzo pasuje mi ta retrospekcja, która rzutuje na teraźniejszość. Temat bardzo dobrze wpleciony, całość zaś naładowana pewnymi emocjami. Czułam lęk i obawę, że nagle to zawieszenie, w jakim tkwi Izumi z synem, pęknie, że coś się nie ułoży. A tu taki zwrot - z jednej strony miło, że być może coś zostało załatwione, ale też to, iż aż dwóch mężczyzn może się zwać ojcem, jest niepokojące i daje miejsce na popis w dalszej części. Klarownie i z odpowiednim tempem. Dzięki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wcześniej fabuła tekstu mnie porywa. Ciekawi mnie to, co się odgrywa i co ma nadejść. Świetne też jest to jak przeszłość odbija się na życiu bohaterów.
    Mam jednak jeden problem. Niby wiem kto jest kim i jak się nazywa, a ciągle się gubię. Zauważyłem, iż czytając coś nie wiem kto to mówi, czy robi i orientuję się dopiero po chwili. Też pod koniec tekstu, gdy w pokoju zebrało się pięcioro (bodajże) bohaterów, byłem przekonany, iż jest ich czwórka. Dopiero w ostatniej wymianie zdań ogarnąłem, iż była tam jeszcze jedna postać.
    Zgaduję, iż to jest mój personalny problem z nagromadzeniem imion i nazwisk, gdyż mam życiową trudność w ich zapamiętywaniu. Zwracam jednak na to uwagę, gdyż może być więcej takich osób jak ja xD

    OdpowiedzUsuń