Dziedzictwo Elissy - Everything matters (Misja)
Obudziło ją pukanie do drzwi. Otworzyła szeroko oczy, ale bała się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Nikt nie miał dowiedzieć się o jej obecności w pensjonacie, a Teresa Wittan była jedyną osobą, która posiadała klucz do pokoju. Zapewne nie wysiliłaby się na pukanie, po prostu weszłaby do środka. Stukanie się powtórzyło. Elissa zacisnęła ręce na kocu, którym była przykryta. W pomieszczeniu nie było ciemno, ale okiennice były nadal zamknięte. Przez szpary w deskach wlatywało jedynie kilka pasm światła słonecznego.
– Witajcie. Jest kto w izbie? – Głos młodej kobiety rozchodził się po korytarzu. Elissa słyszała już kiedyś tę gadkę. To musiała być jedna z pracownic stryjecznej babki. – Pokój posprzątać przyszłam. – Podwładna nacisnęła na klamkę, ale drzwi były zamknięte. Uznała, że nikogo nie ma w środku, po czym odeszła, zapewne szukać klucza.
Wittanka wstała i ubrała się w jedyne ubranie, jakie jej pozostało. Starała się nie robić hałasu, w razie gdyby w pobliżu przebywała służba pensjonatu. Usiadła koło okna i z ciekawością spoglądała między powykrzywiane deseczki okiennic, z których odchodziła czerwona farba. Na zewnątrz nie było nikogo. Najwyraźniej ludzie nadal odsypiali po obchodach Jarych Godów. Miasteczko wyglądało spokojnie, ale ozdoby pozostawione na ulicach i domach, wskazywały na to, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Elissa była zachwycona tym, co widziała poprzedniego wieczoru i żałowała, że nie mogła brać w tym udziału.
Z krainy wspomnień wyciągnął ją hałas dochodzący od drzwi. Skrobanie i uderzenie metalem o metal, zupełnie jakby ktoś nie mógł trafić kluczem do zamka. Dziewczyna siedziała nieruchomo, spoglądając raz na drzwi, a raz na zewnątrz. Gdy drewniane wrota się otworzyły, ciepłe światło świec zamocowanych na ścianach w korytarzu, oświetliło sypialnię. Elissa odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła swoją krewną. Ta weszła pospiesznie do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wyglądała na zmęczoną i niewyspaną. Cienie pod jej oczami postarzały ją, sprawiając, że zupełnie nie wyglądała na kobietę, którą poznała młoda Wittanka. Energia i naturalna witalność opuściły ją, pozostawiając wykończoną życiem staruszkę.
– Jedna z moich pracownic skarżyła się na niedostępność tego pomieszczenia. Muszę cię stąd zabrać, gdyż na pewno tutaj wróci z wiadrem i szmatami. – Teresa wyglądała na zdenerwowaną. – Dobrze, że jesteś już ubrana, choć twój strój pozostawia dużo do życzenia. Choć za mną, nieopodal jest moja sypialnia. Będziemy mogły spokojnie porozmawiać. – Spojrzała raz jeszcze na nią z lekka odrazą. – Dam ci również czyste ubranie.
Dziewczyna podążyła za stryjeczną babką. Nie oglądała się za siebie, nie widziała czy ktoś zauważył jej wyjście z zamkniętego pokoju. Z wyjątkiem ludzi bądź stworzeń, które na nią polowały, nikt tak naprawdę nie wiedział, kim jest. Gdy znalazła się w sypialni Teresy, odetchnęła z ulgą. Usiadła na wiklinowym fotelu, stojącym w rogu pokoju.
– Jest nadal wcześnie, więc zdążysz wymknąć się z miasteczka niezauważona. – Elissa słysząc to, opuściła głowę, miała nadzieję spędzić z Teresą więcej czasu, zanim postanowi odejść. – Chcę z tobą porozmawiać. Wczoraj powiedziałam ci wszystko, co wiedziałam na temat dziwnych wydarzeń, których byłaś świadkiem. Teraz chce porozmawiać z tobą o twojej rodzinie. – Dziewczynie błysnęły oczy.
– Czy wiesz coś więcej o rodzie Wittanów? – zapytała nieśmiało.
– Biorąc pod uwagę, że ty nie wiesz praktycznie nic, jest szansa na to, że rzucę na twoje dzieje trochę światła. – Teresą usiadła na łóżku i wzięła głęboki oddech. – Bo widzisz, drogie dziecko, twój ród jest znany na całym świecie od wieków, aczkolwiek niewiele osób wie o twoim istnieniu. – Zastanawiała się jak przekazać jej informację. – Wiedziałam dobrze, w jaką rodzinę się wżeniłam.
– Jaką? – Elissa zaczęły ogarniać wątpliwości.
– Wittan to ród potężnych magów, ale nie takich jak ludzkie czarownice, gdyż te rodzą się bez zdolności, ale wszystkiego uczą się w praktyce oraz przy pomocy ksiąg. Magowie to… Jakby to powiedzieć… Oni rodzą się z magią płynącą w ich krwi, zupełnie jak magiczne stworzenia.
– Więc nie jestem człowiekiem? – Poderwała się z krzesła.
– Nie do końca… Ale masz w sobie więcej magii niż niejedno magiczne stworzenie.
– Tak… Już to gdzieś słyszałam. – Elissa zaczęła przechadzać się po pokoju. – Więc moje miejsce jest z tą bandą odmieńców w lesie? Dlatego mnie tam wysyłasz?
– Nie przeinaczaj moich słów! – Teresa zbulwersowała się pretensjami ciotecznej wnuczki. – Gdybym tak o tobie myślała, albo o kimkolwiek z twojej rodziny nigdy nie wyszłaby za swego męża.
– Przepraszam. – Opuściła głowę i usiadła na łóżku obok krewnej. – To wszystko mnie przerasta. Tak ciężko mi zrozumieć świat, w którym przyszło mi żyć.
– Już przed twoimi narodzinami Laventin była w niebezpieczeństwie z powodu swoich zdolności. Gdyby dowiedzieli się o twoim istnieniu, zapewne nigdy byśmy się nie poznały.
Do Elissy dotarła ta argumentacja.
– Gdzie był wówczas mój ojciec?
– Tego nie wiem, odszedł przed twoimi narodzinami, ale on w przeciwieństwie do mnie nie był człowiekiem. Bo zrozum, jest niepisane prawo, które jest oczywiście łamane raz na jakiś czas przez mniej rozważnych, jak twój cioteczny stryj, mówiące o tym, że magowie powinni utrzymywać związki wyłącznie z innymi magami.
– Chyba łamanie tej zasady nie było ostro karane, skoro i moja babcia Doremide i twój mąż Ezram nie byli magami. – Elissie przypomniało się, że babcia wspominała jej, że nie pochodzi z rodu magicznego. – Więc moja mama była pól-magiem? I mimo wszystko posiadała taką moc?
– Tak, dla wszystkich była to wielka zagadka, gdyż dzieci mieszanych par tracą całkiem moc lub jest ona o wiele mniejsza – tłumaczyła Teresa. – Również z tego powodu wiele osób interesowało się twoja matka. Była wyjątkiem od reguły, bardzo potężnym wyjątkiem. A taka moc w niewłaściwych rękach potrafi wyrządzić wiele szkody.
– Dlatego dziadkowie zamieszkali w osadzie odizolowani od świata magicznym lasem?
– Doremide i Tomand zamieszkali w osadzie, gdy twoja matka zaszła w ciążę. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że tak potężny pół-mag spodziewa się dziecka z jednym z najpotężniejszych magów wszechczasów.
– Moim ojcem? – Elissa czegoś tutaj nie rozumiała. Skoro jej ojciec, którego imienia nawet nie znała, był tak potężny, dlaczego nie potrafił ochronić Laventin i jej samej. Dlaczego odszedł, gdy był najbardziej potrzebny. – Jak się nazywa?
Teresa przez chwile zwątpiła, czy powinna podzielić się z Elissa tą wiadomością, ale kto inny miał prawo to wiedzieć, jeśli nie ona.
– Miał na imię Berius. Berius Maxaris. – Teresa obserwowała reakcje dziewczyny. – Nigdy nie wypytuj o tego maga. Nigdy nie przyznawaj się, że jest twoim ojcem. Gdyby inni się dowiedzieli…
– O to nie musisz się martwić. Nic mnie z nim nie łączy i z pewnością to się nie zmieni.
– To wszystko, co wiem o twoim dziedzictwie. Zdaję sobie sprawę, że to niewiele, ale jest coś jeszcze. – Kobieta chwyciła Elissę na dłoń. – Jako potomek magów, twoje życie jest silnie złączone z twoim przeznaczeniem, ale to nie znaczy, że nie możesz wybrać własnej drogi, choć często będzie ją przycinać to, co jest ci pisane. Pamiętaj, każda twoja decyzja ma znaczenie i będzie kształtować przyszłość twoją oraz innych osób, które spotkasz na życiowej ścieżce. Czasami małe nieznaczące postanowienie może mieć wpływ na losy jednej osoby, której nigdy nie poznasz, lub tysięcy istnień. Wybieraj mądrze.
– Skąd mam wiedzieć jak żyć? Czy moje odwiedziny tutaj, też zmieniły czyjąś przyszłość?
– Zapewne, ale to była mądra decyzja. Zawsze kieruj się sercem. Czasem twój naszyjnik pomoże ci wybrać co słuszne, choć nie zawsze musisz sie z nim zgadzać, gdyż ta błyskotka będzie kierować cię ku twemu przeznaczeniu. Czasami może sprowadzić do ciebie kłopoty, zamiast trzymać cię od nich z daleka.
– Tak jak w przypadku zmor – zamyśliła się. – Miałam poznać Leszego i miałam uratować wilczki z opałów.
– Wiem, że to dużo wiadomości jak na jedną rozmowę z krewną i zapewne chciałabyś się z tym przespać i zastanowić, co robić dalej… – Elissa uśmiechnęła się, słysząc to. – Ale nie możesz dłużej tutaj zostać. Musisz wrócić do magicznego lasu i dowiedzieć się, czego dokładnie chcą od ciebie te stworzenia. Pamiętaj, wybór zawsze należy do ciebie.
Fakt, że miała wybór, nieco ją uspokoił. Choć nie do końca wiedziała, czy powinna przeciwstawić się przeznaczeniu. Dominique mawiała, że zaraz, bo eterze, przeznaczenie jest największą siłą wszechświata.
***
Zakapturzona postać wymknęła się z miasteczka Lasos. Nikt się za nią nie odwrócił, nikt nie zakwestionował jej obecności. Zniknęła w magicznym lesie, nim słońce dotarło do zenitu. Nie wiedziała, gdzie ma iść, kroczyła po prostu w głąb zalesionego terenu. Spoglądała na naszyjnik, zwisający luźno na jej piersi. Nie lśnił, nie wibrował, nie dawał żadnego znaku.
Im dłużej szła, tym las wydawał się ciemniejszy, chłodniejszy i zdecydowanie mniej przyjazny. Miała nadzieję, że nie spotka na swojej drodze znienawidzonych zmor, mimo że mogłoby się wydawać, iż podlegają jurysdykcji Leszego, a ten nie pozwoli jej skrzywdzić. W końcu była mu potrzebna.
Na plecach taszczyła torbę wypełniona ubraniami i jedzeniem, którą przygotowała dla niej Teresa. Chociaż tyle mogła dla niej zrobić. Schodząc ze stromej górki, poślizgnęła się na wilgotnych liściach. Zjechała na swojej torbie, niczym na sankach, które kiedyś otrzymała od dziadka Tomanda w dzień, w którym ujrzała śnieg po raz pierwszy. Na samym dole przekoziołkowała parę razy, mocząc doszczętnie swoje czyste ubranie. Gdy przecierała wilgoć z twarzy, wydawało jej się, że przed oczami przemknęły jej końskie nogi. To dziwne, ale nic nie słyszała. Żadnych odgłosów kroków, rżenia ani szelestu listowia. Rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nic podejrzanego. Podniosła się i zaczęła ponownie iść. W okolicy nie widziała żadnych skał czy jaskiń, które mogłyby świadczyć o tym, że leśny król znajduje się w pobliżu. Tylko drzewa, setki drzew, osadzone coraz bliżej siebie, im dalej wchodziła w las. Z pewnością nie przedostałaby się tędy wozem, a i sam koń zimnokrwisty miałby problem się tędy przecisnąć.
Nagle między drzewami ujrzała rosłego jelenia. Zadumała się, widząc jego okazałe poroże. Był odwrócony do niej tyłem, mimo że z pewnością wyczuwał jej obecność, to wydawał się ją ignorować, jakby była częścią lasu. Spojrzała do tyłu słysząc szelest liści, ale to był jedynie wiatr. Odwróciła się ponownie, ale jeleń zniknął.
Może to był znak, aby iść w jego kierunku, może w ten sposób Leszy chciał wskazać jej drogę? Nie miała nic do stracenia, więc podążyła tak, gdzie widziała zwierzę po raz ostatni. Gdy przekroczyła punkt, w którym stał, ujrzała go ponownie, lecz na jedno grzbiecie siedziała młoda kobieta, ubrana w białą, zwiewną sukienkę. Takich rzeczy nie widywało się na co dzień. Elissa nie wiedziała, czy to dobry omen, czy też nie. Stała, wpatrując się w postać, a ta zauważywszy ją, poleciła jeleniowi, aby ten zbliżył się do Wittanki. Patrzyła na nią z góry, nie odzywając się słowem. Miała długie włosy, tak jasne, że prawie dorównywały bieli jej odzienia. Miała świetlistą cerę, duże, czerwień usta i delikatne piegi rozchodzące się po policzkach. Elissa nie widziała dotąd tak pięknej kobiety, ale coś w jej wyglądzie ją przeraziło, a dokładnie jej oczy. Gdy dokładnie się im przyjrzała, zauważyła, że źrenice płoną żywym ogniem – czerwienią krwi i pomarańczem zachodzącego słońca. Tego samego koloru wianek spoczywał na jej głowie, zaplecione polne maki i aksamitki.
– Kim jesteś? – Wittanka zadarła głowę do góry. – Czy możesz pomóc mi w odnalezieniu króla lasu?
Istota nie odezwała się słowem. Uśmiechnęła się jedynie, po czym nawróciła swojego jelenia i podążyła w odwrotnym kierunku. Elissa zachwiała się, nie wiedząc, czy powinna za nią podszyć. Amulet zalśnił. Uznała to za dobry znak. Znak, który z pewnością wskazuje, co powinna uczynić.
***
Król spoczywał na swym tronie. Otulały go grube gałęzie, pozaplatane niczym kosz wiklinowy, a od każdej z nich odchodziły cienkie łodyżki odziane w delikatne zielone liście i różowe kwiatki. W takim otoczeniu Leszy wyglądał prawie łagodnie, gdyby nie końska czaszka, przez którą prześlizgiwał się szaro-srebrny zaskroniec. Gdy wspinał się na poroże króla, jego ogon znikał w ciemnym oczodole. Leszy nic z tego sobie nie robił. Towarzyszyły mu różne leśne zwierzęta.
– Panie, Wiła powróciła, a z nią ta, której oczekujesz – przekazał telepatycznie Agat.
– Hrm...szy...szy – odpowiedział mruknięciem król, choć wilk rozumiał ten język i usłyszał: "Otwórzcie wrota w starym buku".
Drzewo mające 15 metrów średnicy rozwarło szczelinę, która miała jedną trzecią średnicy całego pnia. Na tron padły promienie popołudniowego słońca, oświetlając postać na nim siedzącą. Tym razem widok Leszego nie wywołał u Elissy palpitacji serca. Wiła ujeżdżająca jelenia stanęła przy wejściu, ale nie wprowadziła zwierzęcia do środka. Wskazała dłonią wnętrze rośliny, posyłając dziewczynie uroczy uśmiech. Ta nie wiedziała, czy może zaufać jego szczerości. Gdy Wittanka stanęła w przejściu, rozglądając się po obecnych, Wiła zsiadła z parzystokopytnego i chcąc dodać odwagi, chwyciła ją za dłoń i pociągnęła przed oblicze króla. Zrobiła to delikatnie, nie było w tym geście agresji ani przymusu.
– Panie, przybyłam, a wraz ze mną dziecię Wittanów. – Elissa słysząc to, poczuła się, jakby istota mówiła o niemowlęciu, a nie dorosłej, choć młodej kobiecie.
– Powróciłam, jak obiecałam – zabrała głos. – Odwiedziłam swoją stryjeczną babkę. Wysłuchałam, co miała mi do powiedzenia.
– Czy ta rozmowa ci pomogła? – zapytał Leszy, a Agat powtórzył to pytanie w języku uniwersalnym.
– Nie do końca – odpowiedziała. – Choć rzuciła mi światło na pewne aspekty mojego życia.
– Czy już wiesz, kim jesteś? – ponowił pytanie wilczek.
– Wiem, kim być powinnam, ale nie mam pojęcia, kim jestem. – Elissa pamiętała o tym, co krewna mówiła jak o przeznaczeniu. – Chciałaby się za to dowiedzieć, kim jestem dla was?
Wilczek spojrzał na Leszego, oczekując odpowiedzi, ale ten nie uraczył nią obecnych.
– Jesteś naszą jedyną nadzieją – odparł nieśmiało drugi wilczek. Złożył uszy po sobie, oczekując nagany od króla, za odzywanie się bez pozwolenia, ale ten nie zareagował. Chyba pan lasu nie chciał się przyznać przed sobą, że potrzebuje pomocy maga. – Czar, który chroni magiczny las, nie jest naszym dziełem. – Leszy mruknął, ale nie przetłumaczono, co powiedział. – Jest to magia twego dziadka Tomanda, ale odkąd po raz pierwszy odeszłaś z osoby Elissium, czar ochronny zaczyna słabnąć.
– Jeśli stąd zniknę, czar nie będzie potrzebny, nie będzie musiał już mnie chronić – stwierdziła naiwnie Elissa. Sądziła, że magia chroni tylko ją.
– Jeśli stąd odejdziesz, magia, która nas chroniła przez dwadzieścia lat, opuści te tereny. Zostawi nas bezbronnych. – Wilczek zawył w rozpaczy.
– Nie jesteście do końca bezbronni, jako stworzenia magiczne na pewno potraficie się bronić przed ludźmi.
Leszy wyraźnie się zdenerwował i postanowił zaszczycić Elissę odpowiedzią. Mruknął kilka słów, które potem przetłumaczył Agat.
– Zwykli ludzie nie stanowią zagrożenia, ale ci parający się magią, jak czarownice chętnie odebrałyby nasz wrodzony dar – powiedziało magiczne szczenię. – Łowcy potworów zabijają nas dla złotych monet lub dla zabawy. Jeśli nie odnowimy czaru ochronnego, wszyscy wymienieni po nas przyjdą.
Wittanka przez chwilę zastanowiła się nad słowami Agata. Wydawało jej się, że magowie nie stanowią zagrożenia dla demonów, jak zwykli nazywać je ludzie, należą bowiem to tego samego świata.
– Ale ja nie wiem, jak odnowić czar. Nie wiem nic o magii. Moja matka, ani dziadkowie nie uczyli mnie jak z niej korzystać. Ja tego nie potrafię…
Wtedy Wiła zaszła dziewczynę od tyłu i położyła jej zimną dłoń na czole.
– Ujrzyj, jak wiele potrafisz dokonać – wyszeptała.
Oczy Elissy zaszły mgłą, gęsto-białą powłoką, która sprawiała wrażenie, jakby dziewczyna była niewidoma, ale ona widziała wszystko, w tym swoją przyszłość, a raczej jeden z jej wariantów.
Patrzyła na siebie z boku, jakby jej dusza opuściła ciało. Wyglądała tak samo, nawet miała na sobie to samo ubranie, ale było w niej coś niepokojąco innego. Nie wiedziała, co to było, gdyż nie było to jeszcze częścią jej samej. Trzymała księgę w dłoni, tak starą, że mogłaby zamienić się w pył i ulecieć razem z liśćmi na wietrze. Kopuła wzniosła się nad nią, poszerzając swój zasięg na cały las. Padła na kolana, jej twarz pobladła, a oczy straciły wyraz. Kolejny obraz niczym migawka zaledwie ukazał dziesiątki stworzeń pochylających się nad nią. Czuła w sercu ich wdzięczność i jedność, którą musiały się wykazać, zanim to wszystko się wydarzyło. Była jedną z nich… ale o wiele bardziej potężną…
Nagle usłyszała głos demona, a cała wizja znikała, pozostawiając po sobie jedynie ciemność.
– Lecz jeśli postanowisz odejść i pozostawić nas na pastwę losu... – Wiła kontynuowała, przesyłając kolejną wizję przyszłości.
Końska czaszka ozdobiona porożem potoczyła się do jej stóp. Ciało króla opadło na ziemię. Nad nim stał mężczyzna z długim mieczem pokrytym runami. Ostrze ociekało krwią, krwią pana lasu. Leśne demony zawodziły, ich krzyki wędrowały przez cały las, nie zatrzymując się jednak na jego granicach. Ludzie z pobliskich wiosek otoczyli gąszcz drzew. W dłoniach trzymali pochodnie. Niczym kolejna klatka w filmie pojawił się księżyc w pełni, a pod nim płonął las, niegdyś magiczny, teraz straciło swój czar. Ostatnie sekundy przedstawiły czarownice wychodzące z płomieni. Jedna z nich trzymała w każdej z dłoni wilczka za kark. Agat i Malachit zostali pojmani.
Zerwała się z krzykiem, padając na kolana. Usłyszała w głowie głos Teresy: Każdy twój wybór ma znaczenie.
Hej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że El miała tak mało czasu na rozmowę z Teresą, ale i tak bardzo wiele się dowiedziała. Widać, że zbudowałaś historię jej rodziny od początku do końca, da się dostrzec, jak pokolenia na siebie wpływały. I nie dziwi mnie, że Elissa po prostu urodziła się z magią, tego się właściwie spodziewałam.
To spotkanie jelenia - wiele jest malowniczości w tymże opisie. Bardzo ładnie.
Myślałam, że przestraszę się Leszego, ale jego wygląd to mnie właściwie zafascynował. Może bym się przez sekundę lub dwie zlękła, ale tyle, przywykłabym.
Widać, że El ma znaczenie, a jej decyzje będą naprawdę istotne nie tylko dla niej, ale i dla innych stworzeń. Nabrałam tym samym ochoty na przeczytanie więcej. Liczę na to, że za jakiś czas trafi się temat na kontynuację.
Pozdrawiam.