Kiedyś
ktoś mądry powiedział, że muszę przestać się hamować. Dać ponieść się słowom,
badając nawet nowe rejony. I muszę temu komuś ogromnie podziękować, bo gdyby
nie to, zapewne porzuciłabym ten tekst w diabły i poszukała czegoś, co mnie
odciągnie od pisania. A tak wytrwałam do końca. Może nie jestem zadowolona z
końcowego efektu, ale czy kiedykolwiek powiedziałam, że jakieś moje opowiadanie
mi się podoba? Raczej nie.
Doskonale
zdaję sobie sprawę z tego, że wiele rzeczy można tutaj ulepszyć, ale muszę na
nowo wprawić się w tworzenie. Oby następnym razem poszło mi lepiej.
PS
Dziękuję, Marlu – Ty już wiesz za co!
***
Kiedy
pojawił się w jej życiu, poczuła się tak, jakby chwyciła samego pana Boga za
nogi. Czuła się wyjątkowa, gdy spośród wszystkich dziewcząt w klubie zwrócił
uwagę właśnie na nią. Bez wahania porwał do tańca w rytm popularnych piosenek,
chociaż tamtego wieczora narzuciła na siebie byle co, a twarzy nie naznaczyła
makijażem. To dość wyjątkowe, szepnął jej do ucha, by raz za razem
chwalić naturalne piękno, na co ona reagowała nerwowym chichotem. Chłonęła jego
komplementy. Syciła się nimi, chociaż przyrzekała, że znowu nie da się omamić.
Wielokrotnie zraniona, powoli tracąca wiarę w miłość, nie chciała kolejnych
rozczarowań. Nie wygrała jednak batalii z wyrywającym się ku niemu sercem.
Spragniona bliskości, otumaniona jego zapachem, dała się porwać zauroczeniu.
Wzajemna
fascynacja trwała długie miesiące. Spotykali się najczęściej na mieście,
spacerując za ręce po niewielkim parku. To właśnie tam, na przysłoniętej
zarośniętymi krzakami ławce opowiedziała mu o swoich porażkach, których
wysłuchiwał z poważną miną. Ściskał jej drżącą dłoń za każdym razem, gdy jej
głos podnosił się o oktawę. Ścierał spływające łzy, kiedy docierała do
kulminacyjnych momentów. I choć błagał, by przestała się tym zadręczać,
zostawiając te niepowodzenia i zawody daleko za sobą, ona nie słuchała. Miłość
to jedno, lecz gdy w grę wchodzi zwątpienie we własne życie, potrzeba czegoś
więcej, niż zapewnień. Trzeba działać, aby nie stracić kogoś, kto usychał. A on
właśnie nie zamierzał siedzieć z założonymi rękami.
Odwiedził
ją tak, jak zaplanowali. Przyniósł ze sobą obowiązkowe przekąski na wieczorny
seans filmowy i, żeby uśpić jej czujność, poprosił o ich wypakowanie. Sam w tym
czasie zakradł się do kuchni, gdzie z odmętów szafki wydobył metalową miskę
i postawił na blacie z donośnym hukiem. Zaalarmowana hałasem, porzuciła
zajęcie, aby stanąć w progu kuchni i obserwować każdy ruch ukochanego. A ten,
bez pośpiechu, wyjmował z wysłużonego plecaka związane wstążką kartki, gdzie na
ich stosie ułożył zapałki. Dumny z konstrukcji, zachęcił ją do tego, by do
niego dołączyła. Zrobiła to dość niechętnie.
–
Wiem, że miewasz dziwne pomysły, o czym świadczy jedzenie kanapki z szynką i
nutellą, ale ten jest chyba najnormalniejszy z nich, chociaż też mnie niepokoi.
Zapałki, makulatura, stara miska Stefana... – wyliczała, próbując dojrzeć to,
co było zapisane na kartkach, lecz jego niechlujne pismo uniemożliwiło to. – Co
zamierzasz z tym zrobić?
–
Hej, kanapka z szynką i nutellą wcale nie jest taka zła. Ma taki artystyczny
posmak, że sam Stephen King by się tego nie powstydził. Spróbuj chociaż raz, a
zrozu… Dobra, dobra, już nic nie mówię – westchnął. – A to – wskazał na
przyniesione przez siebie rzeczy – nazywa się „Spal to, co niewygodne i
niebezpieczne”.
–
Zapisałeś tutaj kontakty do złych ludzi i teraz chcesz się ich pozbyć?
Posłał
jej szeroki uśmiech.
–
Blisko. Miałem raczej na myśli to, co cię gnębi.
Zmarszczyła
brwi, aż pomiędzy nimi pojawiła się drobna zmarszczka. Przyłożył do niej palca,
mocno naciskając.
– To,
co siedzi tutaj… Złe wspomnienia… Trzeba je stąd wykurzyć!
– I
uważasz, że to pomoże? – Założyła ręce na piersiach, próbując nie przewrócić
oczami, ani nie wybiec na przedpokój, byłe tylko uniknąć tego, było przed nią.
– To niedorzeczne.
Nic
nie odpowiedział. Uważając, że czyny niekiedy wnoszą więcej niż słowa, po
prostu zaczął działać. Ignorując jej jęczenie, wstawił miskę do wysprzątanego z
zalegających naczyń zlewu. Sięgnął po pierwszą kartkę, obracając się ku niej.
–
Masz rację. Ten sposób raczej nie zlikwiduje ich na zawsze, ale jeżeli jest
szansa na to, że część z nich zostanie potraktowana tak, jak należy, to czemu z
tego nie skorzystać? – stwierdził z pełną powagą. Sięgnął po paczkę zapałek. –
Powiedz tylko słowo, a to schowam i, jak gdyby nic, przejdziemy do seansu
filmowego. Dzisiaj oglądamy wszystkie części Bridget Jones, dobrze
pamiętam?
Udawał
zajętego obracaniem zapałek w dłoniach, jednak kątem oka lustrował, jak postawa
dziewczyny powoli się zmienia. Jej twarz naznaczały różne emocje, począwszy od
strachu i niechęci, a zakończywszy na czystej rezygnacji.
Westchnęła.
–
Dalej uważam, że to głupie i nic z tego nie wyjdzie, ale widzę że, nawet gdybym
zrezygnowała, to wierciłbyś mi dziurę w brzuchu. – Zajęła miejsce tuż przed
nim. Uśmiech wpełzł na jego usta. – Dobra, wyczuwam, że muszę to sfajczyć,
obrócić w popiół, zniwelować i tak dalej, ale trzeba jeszcze zrobić coś przed
tym? Wyrecytować zaklęcie, odśpiewać pieśń?
–
Najpierw obiecaj, że niezależnie od tego, co usłyszysz, nie zapragniesz uciec.
Że sobie poradzisz.
–
Akurat tego nie mogę obiecać.
–
Kochanie…
Zrezygnowana,
lekko skinęła głową, lecz nie na to czekał. Gesty gestami, ale tym razem to
słowa odgrywały kluczową rolę. To tak, jakby próbowano zaparzyć herbatę,
używając w tym celu zimną wodę. Trzeba czegoś więcej, by uzyskać zamierzony
efekt.
–
Dobrze. Obiecuję, że niezależnie od tego, co się zaraz wydarzy, dotrwam do
końca.
Pocałował
ją w skroń, zaciągając zapachem jej włosów. Dzisiaj wybrała ten truskawkowy, z
domieszką mięty.
Odszedł
krok od niej, zatrzymując dopiero w wejściu do kuchni, tym samym blokując
jedyną drogę ewakuacyjną. Poprosił o pierwszą kartkę, a kiedy ją otrzymał,
podstawił ją pod sam nos, zasłaniając przy tym większość twarzy.
– W
takim razie zaczynamy...
Parę
godzin udręki i wyciągania na wierzch tego, co już raz wypowiedziano później,
było już po wszystkim. W kuchni unosił się zapach palonego papieru, a na
podłodze walały się zużyte chusteczki i skrawki ręcznika kuchennego, jednak
musiała przyznać mu rację. Pomysł – choć z pozoru infantylny i pozbawiony
logiki – okazał się zbawienny. Widząc, jak ogień pożera to, co pozbawiało ją
snu, doprowadzało do skrajnej rozpaczy i powoli odbierało chęci do życia,
wyraźnie odczuwała, iż z coraz większą lekkością oddycha. Chociaż nagromadzone
wokół niej powietrze drażniło nozdrza, a gardło szczypało, nie zamierzała
przerwać tego seansu. W akcie radości rzuciła się ukochanemu w ramiona, prawie
go przewracając.
–
Dziękuję – wyszeptała w jego koszulę.
– Nie
masz za co – odpowiedział, głaszcząc ją po splątanych włosach. Liczył, że w ten
sposób drżenie jego dziewczyny pozostanie jedynie wspomnieniem. –
Najważniejsze, że twoje smutki uległy zniszczeniu.
Może
nie do końca zniknęły, bo nadal w niej tkwiły, lecz sama świadomość, że była w
stanie się na nich odegrać, stała się oczyszczająca.
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, co myśleć o tym tekście. Ma bardzo dobry wstęp, który mnie kazał i trzymać kciuki, i trzymać jego na dystans, zaś kolejna część, z tym 'oczyszczaniem się' - odnoszę wrażenie, że poszło to za szybko. Wiem, że to miało miejsce i nawet pomogło bohaterce, ale nie wiem, co dokładnie się zadziało, dlatego tak trudno jest mi poczuć klimat tego opowiadania. Stylistycznie i językowo jest bez zarzuty, jednak w klimacie czegoś mi zabrakło.
Pozdrawiam.
Wiem, wiem – początek jest fajny, gdzie im dalej w las... Po prostu na początku miałam zupełnie inny pomysł na to opowiadanie i w ostatniej chwili to zmieniłam. Kto wie, może gdybym ostała przy pierwotnej wersji, byłoby znacznie lepiej? No nic, czasu nie cofnę, ale może kiedyś poprawię to „cudo”. ;)
UsuńDziękuję za komentarz!
Nie ma za co dziękować, czarny mulu! Jestem z ciebie niesamowicie dumna, bo już zrobiłaś duży krok! I cieszę się, że moje słowa pomogły c: mistrzem motywacji nie jestem, ale jak ci jej zabraknie, to wiesz, gdzie walić! >D (byle nie w twarz huehue, śmieszki. Nie no, ze śmieszkami to się wyczerpałam po Tłustym Czwartku :c).
OdpowiedzUsuńTo nietypowy początek opowiadania jak na ciebie! No, taki romantyczny. Jakby mi ktoś rzucił tym tekstem na twarz i spytał: zgadnij, kto to napisał, to bym pewnie chybiła. I jakby mi ten ktoś powiedział: to Ola, hehe. To bym miała takie: ŁOOOOOOT. WOOOOW. Tego się nie spodziewałam! Ale to bardzo dobrze. Pisarz to osoba, która ma wiele twarzy >D! I nie ma dla niego rzeczy niemożliwych!
Kanpka z szynką i nutellą? PFFF, musiałby się zmierzyć ze mną w tmy starciu! Jadłaś kiedyś ogórki kiszone z nutellą? I zagryzałaś jajecznicą? Ciekawe połączenie! Musimy to razem powtórzyć hueue.
Skoro bohaterka zmienia szampon, to musi wiedzieć, że ciągłe jego zmienianie wywołuje łupież!!!! *rady Marlu takie mądre*
Dobra. Ja tam uważam, że tekst jest dobrze napisany, po prostu ma specyficzne tempo, takie pomijające, bo jednak odchodzisz od tego kulminacyjnego wątku palenia, ale ja osobiście w to wczułam. Jest to jakiś... intymny moment dla tej dwójki, więc leży mi to, że go pominęłaś, przechodząc do wniosków. Gdyby to była inna dwójka randomowych ludzi, może bym narzekała, ale że jest to para, która - wychodzi na to - bardzo się kocha, jest to moim zdaniem ciekawy pomysł. Być może idę za daleko w filozofię, ale ten moment przerwy miał być też naszym własnym momentem mentalnego palenia kartek ze wspomnieniami? Momentem naszego własnego rozliczenia z przeszłością? :o To jest dobre. Tak samo dobre w przypadku tej historii wydaje mi się mglistość kreacji postaci, bo tak naprawdę wiemy tylko że chłopak ma dziwne, niecodzienne pomysł, a dziewczyna dużo przeżyła. I w ten schemat może się wpisywać niemal każda para albo po prostu... ludzie.
Nie jest to opowieść nie wiadomo jak rozwinięta i może przydałoby się jej trochę więcej powera, ale dla mnie ma swój klimat i zamysł. I ja po prostu czekam na więcej, bo wiem, że się rozkręcasz :D.
Masełkowe pozdrowionka!
Jak na faceta to nie pewnie mylnie interpretuje tekst romantyzm i zasady miłości w tym tekście, ale kupuję za wszystkie pieniądze zachowanie intymności pary, mimo bardzo ubogiej dla czytelnika kreacji bohatera po za codziennymi nawykami, można się w nie wbić jak we własną skórę. Może każdy z nas powinien się czasem rozliczyć z wspomnieniami. Mam wrażenie, że w połowie tekstu zmieniłaś ogólny zamysł historii, ale i tak dla mnie dobrze napisany tekst.
OdpowiedzUsuń