~Dla Sadistic,
która mimo spoilerów czeka z utęsknieniem.
Kochamy Cię za to z Willem jeszcze bardziej <3
Czasami trudno było szybko podjąć decyzję. I nawet nie musiała to być decyzja dotycząca przyszłego życia, na którą dostaje się trzydzieści sekund, ale taka odrobinę rozciągnięta w czasie, lecz z dylematem. Bo jak bowiem szybko zdecydować, czy zje się kolację wraz z deserem – mieli tu przecież limonkowe żelki! – czy może będzie śledzić najlepszego przyjaciela i prawie narzeczoną, którzy właśnie opuścili jadalnię?
Kapitan Will Mirby nie znosił być niezdecydowany. To była jedna z tych cech, których nie umiał zwalczyć mimo wielu prób. On tak po prostu miał i to nadal, a przecież nie był młodzieniaszkiem – choć nadal wyglądał lepiej od niejednego z nich. Przez tę cechę wiele sąsiadek nazywała go przyszłym wykolejeńcem, do czego – na szczęście dla jego matki – nie doszło. Co nie zmieniło faktu, że cecha pozostała, a w tej chwili była bardzo niepożądana.
Will westchnął nad swoim talerzem z apetycznie pachnącą kolacją. Nie mógł – a nie tylko nie chciał – pozwolić, by obok niego pojawiały się kolejne tajemnice czy też przyjaciele wpakowali się w kabałę, z której ciężko będzie ich wydostać. Nie chciał się bać, że coś się im stanie, a on nie będzie w stanie pomóc. Wiele już w życiu stracił tylko dlatego – lub właśnie dlatego – że się nie interesował lub wybierał mniejsze zło. Nie, koniec z tym. I choć śledzenie kogoś oraz podsłuchiwanie było w bardzo złym tonie, nie o to dbał. Podjął decyzję, dlatego też ruszył z miejsca, porzucając nadal parujący talerz z makaronem (ale biorąc garść limonkowych żelek do dłoni, bo z takiej miłości się łatwo nie rezygnuje), kierując się do wyjścia. Jeśli ktoś go teraz obserwował – nic go to nie obchodziło.
Kapitan Will Mirby nie znosił być niezdecydowany. To była jedna z tych cech, których nie umiał zwalczyć mimo wielu prób. On tak po prostu miał i to nadal, a przecież nie był młodzieniaszkiem – choć nadal wyglądał lepiej od niejednego z nich. Przez tę cechę wiele sąsiadek nazywała go przyszłym wykolejeńcem, do czego – na szczęście dla jego matki – nie doszło. Co nie zmieniło faktu, że cecha pozostała, a w tej chwili była bardzo niepożądana.
Will westchnął nad swoim talerzem z apetycznie pachnącą kolacją. Nie mógł – a nie tylko nie chciał – pozwolić, by obok niego pojawiały się kolejne tajemnice czy też przyjaciele wpakowali się w kabałę, z której ciężko będzie ich wydostać. Nie chciał się bać, że coś się im stanie, a on nie będzie w stanie pomóc. Wiele już w życiu stracił tylko dlatego – lub właśnie dlatego – że się nie interesował lub wybierał mniejsze zło. Nie, koniec z tym. I choć śledzenie kogoś oraz podsłuchiwanie było w bardzo złym tonie, nie o to dbał. Podjął decyzję, dlatego też ruszył z miejsca, porzucając nadal parujący talerz z makaronem (ale biorąc garść limonkowych żelek do dłoni, bo z takiej miłości się łatwo nie rezygnuje), kierując się do wyjścia. Jeśli ktoś go teraz obserwował – nic go to nie obchodziło.
Choć może powinno, wówczas ktoś by nie poszedł w jego ślady.
Nie podejrzewając, że sam może być śledzony, Will udał się w stronę, z której nadal dochodziły go głosy i kroki przyjaciół – kiedyś usłyszał, że jeśli nie poznaje się kroków członków rodziny, to się ich w ogóle nie zna, a dla niego Grenade i Reansa byli obecnie najbliższą rodzina – i starał się nie wydawać żadnych zbędnych dźwięków. Nie znał rozkładu tego budynku, nie mógł więc pozwolić na to, by ta dwójka jakoś mu zniknęła, skupił się więc na tym, by cały czas zmierzać za nimi, nie dać się rozproszyć ani przyłapać, jeśli na kogoś by się natknął.
Nie szli daleko, przemierzyli właściwie dwa piętra w górę i przeszli przez korytarz, by znaleźć się w części mieszkalnej, co podejrzewał po ilości drzwi zlokalizowanych po obu stronach. Gdy wychylił głowę z boku na korytarz, dojrzał zamykające się drzwi. Bardzo możliwe, że jego dziewczyna i przyjaciel znaleźli się właśnie w jej pokoju. Wiedział, że ze strony Grenade'a nic intymnego się nie wydarzy – znał jego sekret, który nigdy nie powinien nim być – a to tylko wzmogło jego ciekawość. Navy i Reansa od początku dość dobrze się dogadywali, choć nie było tu znamion wielkiej przyjaźni. Raczej po prostu nadawali na podobnych falach, w ogóle łapali swoje myśli i potrafili coś razem tworzyć, ale nie mogliby iść na piwo się upić, bo czuliby się przy tym bardzo niekomfortowo. Dlatego Mirby był tak zdziwiony, widząc tę dwójkę opuszczającą razem stołówkę i chowającą się w pokoju kobiety.
Nie mógł liczyć na niedomknięte drzwi – Reansa nie pozwalała nikomu na wchodzenie w jej prywatność, nawet on sam, będąc prawie jej narzeczonym, bo niektóre kwestie były nieprzypieczętowane, potrzebował wielu miesięcy chodzenia za nią, by móc znaleźć się tylko z nią w jej pokoju. Dlaczego Navy miał to ułatwione? Cóż, poprzez drzwi się tego nie dowie, ale czy nie był agentem specjalnym? Był i posiadał nawet teraz, w chwili gdy powinien skupić się na kolacji, przy sobie coś, co mogło ułatwić szpiegowanie.
– Wybaczcie – wyszeptał pod nosem, po czym włożył do ucha małą słuchawkę w kształcie muchy, do drzwi zaś przyłożył przezroczystą elektrodę bezprzewodową, która powinna wyłapać wszelkie dźwięki w obrębie kilkunastu metrów. Will nie był pewien, jak to do końca działa – nauki ścisłe nigdy nie były jego mocną stroną, za to z humanistyczno-społecznych mocno się wyróżniał, w pozytywnym sensie oczywiście – ale ważne, że działało i mógł inwigilować najbliższe swojemu sercu osoby.
Nie podejrzewając, że sam może być śledzony, Will udał się w stronę, z której nadal dochodziły go głosy i kroki przyjaciół – kiedyś usłyszał, że jeśli nie poznaje się kroków członków rodziny, to się ich w ogóle nie zna, a dla niego Grenade i Reansa byli obecnie najbliższą rodzina – i starał się nie wydawać żadnych zbędnych dźwięków. Nie znał rozkładu tego budynku, nie mógł więc pozwolić na to, by ta dwójka jakoś mu zniknęła, skupił się więc na tym, by cały czas zmierzać za nimi, nie dać się rozproszyć ani przyłapać, jeśli na kogoś by się natknął.
Nie szli daleko, przemierzyli właściwie dwa piętra w górę i przeszli przez korytarz, by znaleźć się w części mieszkalnej, co podejrzewał po ilości drzwi zlokalizowanych po obu stronach. Gdy wychylił głowę z boku na korytarz, dojrzał zamykające się drzwi. Bardzo możliwe, że jego dziewczyna i przyjaciel znaleźli się właśnie w jej pokoju. Wiedział, że ze strony Grenade'a nic intymnego się nie wydarzy – znał jego sekret, który nigdy nie powinien nim być – a to tylko wzmogło jego ciekawość. Navy i Reansa od początku dość dobrze się dogadywali, choć nie było tu znamion wielkiej przyjaźni. Raczej po prostu nadawali na podobnych falach, w ogóle łapali swoje myśli i potrafili coś razem tworzyć, ale nie mogliby iść na piwo się upić, bo czuliby się przy tym bardzo niekomfortowo. Dlatego Mirby był tak zdziwiony, widząc tę dwójkę opuszczającą razem stołówkę i chowającą się w pokoju kobiety.
Nie mógł liczyć na niedomknięte drzwi – Reansa nie pozwalała nikomu na wchodzenie w jej prywatność, nawet on sam, będąc prawie jej narzeczonym, bo niektóre kwestie były nieprzypieczętowane, potrzebował wielu miesięcy chodzenia za nią, by móc znaleźć się tylko z nią w jej pokoju. Dlaczego Navy miał to ułatwione? Cóż, poprzez drzwi się tego nie dowie, ale czy nie był agentem specjalnym? Był i posiadał nawet teraz, w chwili gdy powinien skupić się na kolacji, przy sobie coś, co mogło ułatwić szpiegowanie.
– Wybaczcie – wyszeptał pod nosem, po czym włożył do ucha małą słuchawkę w kształcie muchy, do drzwi zaś przyłożył przezroczystą elektrodę bezprzewodową, która powinna wyłapać wszelkie dźwięki w obrębie kilkunastu metrów. Will nie był pewien, jak to do końca działa – nauki ścisłe nigdy nie były jego mocną stroną, za to z humanistyczno-społecznych mocno się wyróżniał, w pozytywnym sensie oczywiście – ale ważne, że działało i mógł inwigilować najbliższe swojemu sercu osoby.
Choć lepiej byłoby, gdyby nigdy się o tym nie dowiedziały.
Wyciszył się i już po kilku sekundach usłyszał głos swojej ukochanej. Strasznie się za nią stęsknił przez ostatnie tygodnie, dlatego tak go zabolało, że z kolacji wyszła ukradkiem w towarzystwie Navy’ego zamiast z nim. Ale właśnie miał poznawać powody takiego zachowania, więc zamienił się w przysłowiowy słuch i przyjmował nowe informacje.
– Sprawdziłam to, o co mnie ostatnio poprosiłeś. – Głos kobiet był bardzo rzeczowy, jak zwykle gdy mówiła o czymś związanym z pracą, co powinno być częścią każdego agenta: zwracanie się w słowach najbardziej trafnych, bez upiększeń i zbędnej modulacji głosu. – Bardzo możliwe, wręcz niemalże pewne jest to, że masz rację, a Walkiria Mars jest tą osobą, która chce cię zniszczyć. To ona jest twoim wrogiem, Grenade, i to ona czyha na twoje życie.
Mirby aż otworzył zaskoczony usta. Takich rewelacji podczas swojego podsłuchiwania się nie spodziewał. Bo czy to nie było niemożliwe?
– Po tym, co wysłała mi Madelyn – jego dziewczyna kontynuowała dalej – zaczęłam szukać szerzej, wychodząc poza dokumenty i plotki z Agencji oraz organizacji partnerskich, dotarłam tym samym do informacji, jakoby Kira parała się łapówkami wśród osób wyższego szczebla. Wychodzi na to, że jest świetną manipulatorką i umiłowała sobie wykorzystywanie wszelkiego rodzaju szantaży.
Do Mirby’ego nadal to nie docierało. Kira? Ona jako ktoś pełen obłudy? To się trochę nie mieściło Willowi w głowie. Przecież pułkownik zachowywała się jak ich dobra koleżanka, prawie przyjaciółka. Nie sprzeciwiła się, kiedy nakazano jej obserwowanie po degradacji i składanie dodatkowych raportów, więc chyba nie mogła być kimś złym.
No właśnie. NIE protestowała przeciw nowym obowiązkom, jakby…
Jakby się ich spodziewała.
Will poczuł, jak krew szumi mu w uszach, kiedy dotarło do niego, że faktycznie Mars jest bardzo podejrzaną osobą. Przez lata zachowywała się jednorako, jak inni agenci, nie utrzymując bliższych stosunków z żadnym z kapitanów. Aż nagle pewnego popołudnia przysiadła się do obiadu i jakoś tak zostało.
– To nie jest przypadek – usłyszał głos swojej dziewczyny i na nowo wsłuchał się w jej słowa – że nagle zaczęła zadawać się z tobą i Willem. Choć właściwie Will jest taką trochę zasłoną dymną – wyjaśniła, a kapitanowi na korytarzu wydawało się, że kobieta właśnie się poruszyła i przeszła przez pokój kilka kroków, gdyż dalsza wypowiedź zabrzmiała jakby z większej odległości. – To ty jesteś jej celem, Grenade. Chce cię zniszczyć dlatego, że ty zniszczyłeś część jej życia.
– Niby w jaki sposób? – Navy po raz pierwszy zabrał głos, od kiedy weszli do pokoju. – Co takiego mogłem jej uczynić w przeszłości, że teraz chce się na mnie mścić? Nigdy jej nie widziałem, dopóki nie zaczęła z nami współpracować i skończyła szkolenie adeptów.
Will zamarł, czekając w napięciu na odpowiedź, ale ta nie nadchodziła przez dobre dwadzieścia sekund, aż zaczął się bać, iż coś się wydarzyło. Coś, czego przez elektrodę nie był w stanie wyłapać – z doświadczenia wiedział, że podobne rzeczy się zdarzają.
Pewnie każdy, kto oglądał kiedykolwiek kreskówki, wie, że jeśli ktoś w bajce kogoś szpiegował lub podsłuchiwał, jego obecność prędzej czy później wychodziła na jaw. W tym przypadku nie mogło być wcale inaczej. Will tak się zasłuchał w to, o czym rozmawiano po drugiej stronie drzwi, tak dał się otumanić słownym rewelacjom, że jakoś umknęło mu, że ktoś zbliżył się i właśnie nacisnął klamkę.
– Sprawdziłam to, o co mnie ostatnio poprosiłeś. – Głos kobiet był bardzo rzeczowy, jak zwykle gdy mówiła o czymś związanym z pracą, co powinno być częścią każdego agenta: zwracanie się w słowach najbardziej trafnych, bez upiększeń i zbędnej modulacji głosu. – Bardzo możliwe, wręcz niemalże pewne jest to, że masz rację, a Walkiria Mars jest tą osobą, która chce cię zniszczyć. To ona jest twoim wrogiem, Grenade, i to ona czyha na twoje życie.
Mirby aż otworzył zaskoczony usta. Takich rewelacji podczas swojego podsłuchiwania się nie spodziewał. Bo czy to nie było niemożliwe?
– Po tym, co wysłała mi Madelyn – jego dziewczyna kontynuowała dalej – zaczęłam szukać szerzej, wychodząc poza dokumenty i plotki z Agencji oraz organizacji partnerskich, dotarłam tym samym do informacji, jakoby Kira parała się łapówkami wśród osób wyższego szczebla. Wychodzi na to, że jest świetną manipulatorką i umiłowała sobie wykorzystywanie wszelkiego rodzaju szantaży.
Do Mirby’ego nadal to nie docierało. Kira? Ona jako ktoś pełen obłudy? To się trochę nie mieściło Willowi w głowie. Przecież pułkownik zachowywała się jak ich dobra koleżanka, prawie przyjaciółka. Nie sprzeciwiła się, kiedy nakazano jej obserwowanie po degradacji i składanie dodatkowych raportów, więc chyba nie mogła być kimś złym.
No właśnie. NIE protestowała przeciw nowym obowiązkom, jakby…
Jakby się ich spodziewała.
Will poczuł, jak krew szumi mu w uszach, kiedy dotarło do niego, że faktycznie Mars jest bardzo podejrzaną osobą. Przez lata zachowywała się jednorako, jak inni agenci, nie utrzymując bliższych stosunków z żadnym z kapitanów. Aż nagle pewnego popołudnia przysiadła się do obiadu i jakoś tak zostało.
– To nie jest przypadek – usłyszał głos swojej dziewczyny i na nowo wsłuchał się w jej słowa – że nagle zaczęła zadawać się z tobą i Willem. Choć właściwie Will jest taką trochę zasłoną dymną – wyjaśniła, a kapitanowi na korytarzu wydawało się, że kobieta właśnie się poruszyła i przeszła przez pokój kilka kroków, gdyż dalsza wypowiedź zabrzmiała jakby z większej odległości. – To ty jesteś jej celem, Grenade. Chce cię zniszczyć dlatego, że ty zniszczyłeś część jej życia.
– Niby w jaki sposób? – Navy po raz pierwszy zabrał głos, od kiedy weszli do pokoju. – Co takiego mogłem jej uczynić w przeszłości, że teraz chce się na mnie mścić? Nigdy jej nie widziałem, dopóki nie zaczęła z nami współpracować i skończyła szkolenie adeptów.
Will zamarł, czekając w napięciu na odpowiedź, ale ta nie nadchodziła przez dobre dwadzieścia sekund, aż zaczął się bać, iż coś się wydarzyło. Coś, czego przez elektrodę nie był w stanie wyłapać – z doświadczenia wiedział, że podobne rzeczy się zdarzają.
Pewnie każdy, kto oglądał kiedykolwiek kreskówki, wie, że jeśli ktoś w bajce kogoś szpiegował lub podsłuchiwał, jego obecność prędzej czy później wychodziła na jaw. W tym przypadku nie mogło być wcale inaczej. Will tak się zasłuchał w to, o czym rozmawiano po drugiej stronie drzwi, tak dał się otumanić słownym rewelacjom, że jakoś umknęło mu, że ktoś zbliżył się i właśnie nacisnął klamkę.
Szlag!, przemknęło mu przez głowę, kiedy wpadał do pokoju tuż pod nogi Reansy.
No to teraz mam przechlapane, pomyślał, dostrzegając karcący wzrok ukochanej kobiety i zaniepokojone spojrzenie najlepszego przyjaciela.
– Co ty wyrabiasz? – zapytała Reansa, kucając przy nim.
– Ja… Ja… – Żadna wymówka nie pojawiła się na języku, nie było słów, które mógł wziąć za swoje wytłumaczenie. Nie było nic prócz prawdy. – Widziałem, że wychodzicie beze mnie, poczułem się odsunięty na boczny tor, a naprawdę tego nie chcę! – pozwolił dojść do głosu emocjom. – Nie chcę, byście coś przede mną ukrywali. Nie wiem, o co dokładnie chodzi - spoglądał to na przyjaciela, to na ukochaną - ale wiem, że wchodzę w to wszystko, obojętnie jak straszne to będzie. Jesteśmy drużyną, do diaska. Samych was nie zostawię.
Był to najlepszy przykład przyjaźni, jaki w tej chwili mógł wykazać, a którego się chyba nie spodziewano. Grenade zdawał się być zażenowany, drapał się po karku, nieco pochylając głowę i pewnie nie zdając sprawy, że gdy przybiera taką postawę, jego szkielet wspomagający jest widoczny w swym srebrnym kawałku powyżej kołnierza koszuli. Dlatego to nie była tajemnica, już od dawna nie.
– Wiesz, że cokolwiek postanowimy po poznaniu szczegółów, o których nie usłyszałem, bo nam przerwałeś, to może być niebezpieczne? Możliwe, że postawimy się dużej części Agencji.
– Nie do końca takiej dużej – wciela mu się Reansa, która miała większą wiedzę o sprawie, spojrzał na nią krzywo.
– Chciałem trochę napięcia zrobić, a ty mi to popsułaś.
No to teraz mam przechlapane, pomyślał, dostrzegając karcący wzrok ukochanej kobiety i zaniepokojone spojrzenie najlepszego przyjaciela.
– Co ty wyrabiasz? – zapytała Reansa, kucając przy nim.
– Ja… Ja… – Żadna wymówka nie pojawiła się na języku, nie było słów, które mógł wziąć za swoje wytłumaczenie. Nie było nic prócz prawdy. – Widziałem, że wychodzicie beze mnie, poczułem się odsunięty na boczny tor, a naprawdę tego nie chcę! – pozwolił dojść do głosu emocjom. – Nie chcę, byście coś przede mną ukrywali. Nie wiem, o co dokładnie chodzi - spoglądał to na przyjaciela, to na ukochaną - ale wiem, że wchodzę w to wszystko, obojętnie jak straszne to będzie. Jesteśmy drużyną, do diaska. Samych was nie zostawię.
Był to najlepszy przykład przyjaźni, jaki w tej chwili mógł wykazać, a którego się chyba nie spodziewano. Grenade zdawał się być zażenowany, drapał się po karku, nieco pochylając głowę i pewnie nie zdając sprawy, że gdy przybiera taką postawę, jego szkielet wspomagający jest widoczny w swym srebrnym kawałku powyżej kołnierza koszuli. Dlatego to nie była tajemnica, już od dawna nie.
– Wiesz, że cokolwiek postanowimy po poznaniu szczegółów, o których nie usłyszałem, bo nam przerwałeś, to może być niebezpieczne? Możliwe, że postawimy się dużej części Agencji.
– Nie do końca takiej dużej – wciela mu się Reansa, która miała większą wiedzę o sprawie, spojrzał na nią krzywo.
– Chciałem trochę napięcia zrobić, a ty mi to popsułaś.
Kobieta uniosła ręce w geście kapitulacji.
– Wybacz.
Navy westchnął cicho pod nosem i kontynuował.
– Nie wiemy wszystkiego, dopiero orientujemy się w sytuacji, nie wiemy, co z tego wyjdzie ani jak skończymy. Naprawdę myślisz, że możesz się poświęcić dla czegoś, co wciąż jest w sporej mierze zagadką?
Navy westchnął cicho pod nosem i kontynuował.
– Nie wiemy wszystkiego, dopiero orientujemy się w sytuacji, nie wiemy, co z tego wyjdzie ani jak skończymy. Naprawdę myślisz, że możesz się poświęcić dla czegoś, co wciąż jest w sporej mierze zagadką?
Will nie potrzebował szerzej nad tym myśleć, gdyż dokładnie wiedział, co odpowie. Uniósł rękę i położył dłoń na prawym ramieniu najlepszego przyjaciela. Mężczyzny, który nie odsunął się od niego po bliższym poznaniu, a który szczerze go polubił i to w wymiarach, o których Will nie myślał.
– Oczywiście, że mogę. Jesteśmy rodziną, stary, samego cię do takiej walki nie wyślę. Nieważne, jak ciężko będzie, przejdziemy przez to razem.
Navy uśmiechnął się na te słowa tak smutno, że Will poczuł, jak krwawi mu serce. Nienawidził tego uśmiechu – wyzwalał on bowiem u niego poczucie winy, że jest, kim jest, że nie może odwzajemnić przyjaciela, ale przecież ot tak nie zostanie gejem. Świat nigdy w ten sposób nie działał.
– Jeśli chcesz, zgoda – rzekł Grenade. – Musisz tylko poznać ryzyko, więc z łaski swojej zamknij drzwi i siadaj. Chyba czeka nas noc pełna rozmów i planów.
Will wykonał polecenie, a ściągając elektrodę i zamykając drzwi, w całym swoim zaaferowaniu nie był w stanie dostrzec w półmroku korytarza, jaki nagle zapadł, postaci, która była o wiele lepszym szpiegiem i kimś, kogo najbardziej powinni się lękać.
Ale pozostała w cieniu. Bo – jak wiadomo – z niego najlepiej się atakuje. Tak właściwie to nawet i na śmierć.
– Oczywiście, że mogę. Jesteśmy rodziną, stary, samego cię do takiej walki nie wyślę. Nieważne, jak ciężko będzie, przejdziemy przez to razem.
Navy uśmiechnął się na te słowa tak smutno, że Will poczuł, jak krwawi mu serce. Nienawidził tego uśmiechu – wyzwalał on bowiem u niego poczucie winy, że jest, kim jest, że nie może odwzajemnić przyjaciela, ale przecież ot tak nie zostanie gejem. Świat nigdy w ten sposób nie działał.
– Jeśli chcesz, zgoda – rzekł Grenade. – Musisz tylko poznać ryzyko, więc z łaski swojej zamknij drzwi i siadaj. Chyba czeka nas noc pełna rozmów i planów.
Will wykonał polecenie, a ściągając elektrodę i zamykając drzwi, w całym swoim zaaferowaniu nie był w stanie dostrzec w półmroku korytarza, jaki nagle zapadł, postaci, która była o wiele lepszym szpiegiem i kimś, kogo najbardziej powinni się lękać.
Ale pozostała w cieniu. Bo – jak wiadomo – z niego najlepiej się atakuje. Tak właściwie to nawet i na śmierć.
Ja tu już ostatnio wskoczyłam, żeby sobie przeczytać wstępnie, co tu się odwalało, a teraz jestem tutaj w pełni dla Willa! Dziękuję za dedykację <3. A spoilery to dla mnie nie problem. Lubię spoilery!
OdpowiedzUsuńPrawie narzeczoną? A to Reansa nie była prawie żoną :o? Czy coś ominęłam?
Widzę, że mniejsze zło to tak w związku z czytanym Wiedźminem huehue. Jejciu, Will musiał wziąć żelki, no jakże by inaczej! A co do tego podążania kogoś za nim (oj, ja już wiem kogo)... God, i potem Will będzie się obwiniał za to, że jednak mógł ich nie śledzić, bo zaczęły się odwalać niefajne rzeczy? ;___; On już zdecydowanie zbyt wiele przeszedł jak na swoje kruche serduszko. Chcę go przytulić!
W sumie dobrze opisałaś relację Reansy i Granata. Też ją tak widziałam. Po prostu byli takimi znajomymi, którzy potrafią ze sobą rozmawiać, ale nikim więcej.
Kurczę, dobre rozkminy Willa odnośnie Kiry. I ta jego reakcja. Aż sama, pomimo tego, że wiedziałam, że z Kirą jest coś nie tak, poczułam tę reakcję na własnej skórze. Ojeeej, i te słowa pełne emocji, jak już Will tam wpadł do pokoju! To w sumie bardzo niesprawiedliwe, że nie wdrożyli w to wszystko Willa. On jest zawsze poza tym wszystkim, co się dzieje, ale koniec nieświadomości.
O, czyli Will się domyślał, że Granat coś do niego miał? Wow. Tego to się nie spodziewałam, bo Will jednak kojarzył mi się zawsze z taką słabo domyślną istotką XD.
Uuhuhuhuh, mroczne zakończenie. Ja już czuję tutaj z daleka śmierć. MWAHAHHAHAHA (tu powinnam rzucić moim dobrze znanym hasłemm, ale się powstzymam, huehue XD).
JA WNOSZĘ APEL O WIĘCEJ STRANGERA! Koniec, kropka.
Bardzo ciekawy klimat jak dla mnie, tajemnica, utarczki z dużo większym przeciwnikiem , spisek, coś fajnego. Do tego bardzo dobrze zbudowane z napięciem , czułem się jak osoba podsłuchująca, a nie czytająca tekst.
OdpowiedzUsuń