W razie jakby się ktoś uparł... Nie da się tego skrócić. Spróbuję coś naszkicować.
Świat Pustych (Hueco Mundo, stolica: Las Noches) i Świat Dusz żyją ze sobą w niezgodzie, podobnie jak zamieszkujące je rasy: Arrancarzy (wyższa forma Pustych) oraz Shinigami. Przedstawiciel jednych - Grimmjow, i przedstawicielka drugich - Ikari, zaczynają toczyć ze sobą pełen destrukcyjnych efektów spór. Ikari, bojąc się, że jest niewystarczająco silna, postanawia sprzymierzyć się z pewnym Pustym - Kiraim - którego zostaje żywicielem. Ta znajomość nie wychodzi jej na zdrowie. Pusty zaczyna ją kontrolować. Wchodzić w układy z niebezpiecznymi osobnikami, wskutek czego doprowadza Ikari do okaleczenia, a także niemal utraty życia. Ostatnią szansą, by uratować dziewczynę, była próba połączenia jej i Kiraiego na dobre - tylko wtedy mogła użyć jego pełnej mocy Pustego i uwolnić jego formę, co zmieniłoby jej ciało i w tym momencie doprowadziło do uleczenia. Eksperyment się powiódł. Ale nie do końca...
___________________________
Kolory
drżały. Pióra fruwały wokół, tańcząc i wirując jak strzępy tęczy. Pomruki i
porykiwania wypełniały przestrzeń. Walka toczyła się rytmicznie jak taniec,
jakby oboje przygotowali układ, choreografię i teraz ją odtwarzali. Atak, atak,
blok. Unik, atak, skok. Odskok, doskok, ryk. Pauza.
Księżyc
wpadał jasnymi strugami przez wysokie okna komnaty, doświetlając ostrym
światłem ich twarze. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o niebieskich włosach,
zwykle zaczepnie ułożonych, teraz mokrych od potu, opadających na twarz,
dyszał, trzymając katanę ostrzem skierowanym ku ziemi i wpatrując się spode łba
w przeciwniczkę. Nie była w lepszej kondycji. Łapała powietrze gwałtownie jak
po długim sprincie. Rozpuszczone włosy, w których plątały się pióra, lgnęły do
spoconej skóry, zdobiąc jej ramiona. W miejscu, w którym powinno znajdować się
serce, ziała wylotowa dziura – znamię Pustych. Lewą część jej twarzy osłaniała biała
skorupa, tworząc maskę koncentrującą się wokół ziejącego pustką oczodołu.
Osłoniła
pozostałe oko ręką przed światłem, by nie umknął jej żaden ruch oponenta.
LADY IN THE MIDNIGHT SUN
CAN'T YOU SEE OH YOU CAN SEE
CAN'T YOU SEE OH YOU CAN SEE
— Chcę rozmawiać z tym jebańcem —
wysapał król. — Puść go.
— Ten jebaniec jest tu cały czas —
odpowiedziała kobieta. — Kirai i ja stanowimy teraz jedność.
Kobaltowe oczy króla zmrużyły się
podejrzliwie.
— Popatrz — kontynuowała, wystawiając
przed siebie katanę z ostrzem zadartym w górę. — Nienawidź, Kirai.
Jej włosy uniosły się, zamieniając w długie, lśniące,
gładkie pióra wszystkich kolorów tęczy. Porosły też jej ręce, które zaczęły
przypominać skrzydła. Trzy z lotek były ostre jak brzytwa, to głównie nimi
teraz walczyła, gdy odpoczynek się skończył. Mężczyzna również zmienił formę.
Oboje wznowili walkę w tym samym
momencie. Walkę, której nikt nie wygrywał i nikt nie przegrywał. Mogli tak w
nieskończoność. Czerpali z tego radość, próbując nawzajem się zdominować.
Chociaż teraz euforia zamieniała się w nienawiść, ekscytacja w gniew. Robiło
się poważnie, gubili rytm i naprawdę próbowali się pozabijać. Naprzeciw siebie nie stali już kobieta i
mężczyzna, lecz buchający kolorami pierzasty demon i czarno-biała pantera o
okazałej błękitnej grzywie ciągnącej się przez cały grzbiet.
— On dalej tu jest — syczał król,
wymieniając cios za ciosem z czymś co teraz przypominało Arrancara takiego jak
on. — Czuję jego smród.
— Przecież mówiłam, że teraz…
— Nie. Jeszcze się nie zespoliliście.
— Odskoczył, wskakując na wysokie schody, skąd teraz przyglądał się
przeciwniczce. — To znaczy, że wciąż mogę go zabić.
Twarz kobiety wykrzywił gniewny wyraz.
— Nie boję się ciebie — zapewniła, uginając kolana,
gotując się do ataku. — On też nie — dodała, zastanawiając się. — Teraz nie boimy się już nikogo.
YOU'RE NOT AFRAID AT ANY TIME OF THE BOYS
THE BOYS,THE BOYS
***
Stali przed ogromnymi drzwiami,
których para skrzydeł sięgała aż po wysoko zawieszony sufit przestronnego
korytarza. Wszyscy zachowywali ciszę, jakby liczyli na to, że zaskoczą czekającego
za nimi przeciwnika. Jakby się łudzili, że on nie wie, że tu są. Jakby mógł
przegapić jazgot toczącej się w królestwie wojny. Którą wygrywali. Został tylko
on. Pokonanie go nie będzie proste. Ostatnim razem również takie nie było, a
poświęcili na to o wiele więcej zasobów.
Teoretycznie mieli przewagę. Było ich
kilku, on był sam. Nie łudzili się jednak, że to wystarczy lub chociaż pomoże.
Znali jego możliwości. Prawdę mówiąc, nie czekali pod drzwiami komnaty
tronowej, dlatego, że się naradzali. Zwlekali, bo się bali. Że urósł w siłę. Że
tym razem to on zwycięży. Że już nigdy nie opuszczą krainy piasku i wiecznie
pełnego księżyca.
Nie mogli postąpić inaczej. Nie mieli wyjścia.
Teraz, tutaj, w zamczysku Las Noches, miały rozstrzygnąć się ich losy i przyszłość
obu królestw, tego pustego i tego pełnego dusz. Każde z nich położyło dłoń na
chropowatej powierzchni drzwi, a one powoli otworzyły się pod ich naporem.
Za drzwiami nie było nikogo.
IT'S TRUE YOU KNOW
THE SMOKE SAYS YOU'RE ALONE
THE SMOKE SAYS YOU'RE ALONE
Komnata była pusta. Potężna, dudniąca
echem ich kroków. Na tronie nikt nie zasiadał, choć spodziewali się
nonszalancji i zimnych półuśmiechów.
— Zwiał? — zapytał niepewnie Toshiro.
— Niemożliwe. — Minako nawet o
centymetr nie opuściła katany.
— Nikogo tu nie ma. — Ichigo szybciej stracił
czujność, chowając broń.
— Niemożliwe — powtarzała uparcie
Minako. — Czuję jego reiatsu. — Jej ręce pokrywała gęsia skórka. — Jest jak
jego rozdęte ego, ledwo się tu mieści. Nigdy by przed nami nie uciekł. Dobrze
wiemy i on też to wie, że nie my tu rozdajemy karty. — Wciąż rozglądała się
podejrzliwie po pomieszczeniu, jakby sądziła, że Aizen chowa się za jakimś
gzymsem.
AND YOUR SKIN TELLS NO LIES
NOWHERE TO RUN NOWHERE TO HIDE
NOWHERE TO RUN NOWHERE TO HIDE
— A może jednak? — Ayasegawa z
wahaniem popatrzył w pozbawione szyb wąskie, wysokie okno, za którym malował
się wojenny krajobraz, dogasające walki, ścielące ziemię trupy. — Może jednak
się przestraszył?
— On nie boi się niczego — poświadczył
Byakuya.
— No ale go tu nie ma! — upierał się Ichigo.
— Może poszedł się wyszczać — zasugerował
Madarame.
— A to on po tych eksperymentach z
hogyoku ma w ogóle jeszcze jakieś potrzeby fizjologiczne? — zawahał się
Ayasegawa.
Nikt mu nie odpowiedział. Nikt nie był
tego pewien.
— To co robimy? — Madarame podrapał
się po łysej głowie. — Szukamy sukinsyna czy wciągamy na listę osób zaginionych
i otwieramy szampana?
— Jak możecie żartować w takiej
chwili! — Minako omiotła wszystkich piorunującym spojrzeniem. — Czy tylko ja
traktuję to serio?!
Uspokoiła się, gdy spojrzała w chłodne
oczy kapitana Byakuyi. On jeden sprawiał wrażenie poważnego, chociaż trzeba
było przyznać, że Byakuya zachowałby powagę nawet w samym środku stand-upu.
— Hej, ja nic nie mówiłem — oburzył
się Kyoraku. Toshiro sprawiał wrażenie naburmuszonego, Madarame trochę się
stropił, a Ayasegawa wyraźne wahał, skubiąc nerwowo dolną wargę. Minako akurat
skupiła na nim wzrok, gdy nagły pęd powietrza rozwiał porucznikowi włosy,
podrzucając kolorowe kosmyki. Ayasegawa szeroko otworzył oczy i zamarł,
trzymając naciągniętą wargę. Powoli odwracał głowę, napotykając spojrzenie
Minako.
— Normalnie jakby tir koło mnie
przejechał…
Minako ściągnęła brwi jeszcze mocniej.
— Coś tu jest nie tak.
Teraz każdy z nich to poczuł. Jakby w
komnacie panował przeciąg. Ale kiedy przeciąg zaczął ich poszturchiwać, nawet
Madarame nabrał czujności. Teraz każde z nich trzymało katanę wysoko,
ustawiając się w kole, plecami do siebie, czekali, aż zagrożenie się ujawni.
Sięgające
sklepienia drzwi powoli się otwierały. Aizen był na to gotowy. A nawet nie
umiał się doczekać. Wiedział, że ta chwila będzie smakować zwycięstwem. Uważany
za pokonanego, uwieziony, zapieczętowany, zdołał wyrolować tę bandę idiotów w
czarno-białych piżamkach (fakt, że kiedyś nosi podobną nie miał dla niego
znaczenia) z dosłownie związanymi rękoma. I teraz oni przychodzą tu, skąd
będzie mógł patrzeć na nich z góry. Z tronu. I rozkoszować się swoją
wszechpotęgą.
I'VE BEEN AROUND ALL THE WORLD
A
raczej mógłby, gdyby…
Sięgające
sklepienia drzwi się otwarły. Za nimi nikogo nie było.
Twarz
Aizena drgnęła. Wychylił się nieco, opierając na kamiennych podłokietnikach i
patrzył ponad walczącą na dole dwójką, całkowicie ich ignorując. Stojący u stóp
schodów, na których wznosił się tron, Urahara Kisuke i Abarai Renji, wymienili
ze sobą spojrzenia. Oni też wpatrywali się w pustą przestrzeń między skrzydłami
drzwi.
—
Żarty sobie robią? — szepnął Renji kątem ust, na co Urahara tylko syknął. On
pierwszy zorientował się, co się dzieje. Dyskretnie zerknął w górę i dostrzegł
coś, czego, miał nadzieję, nie dostrzgał Aizen. Nadzieję bardzo płonną.
Aizen
przestał się nachylać i wypatrywać intruzów. Powoli znów rozsiadł się w zimnym
tronie, a potem tak samo zimno się zaśmiał. Cicho, tak by pozostać złowieszczym.
—
Nezio — wywołał imię stojącego za tronem chłopaczka, który cały się trząsł. —
Pozwól, synu.
Nezia
powoli wyszedł zza tronu i, trzęsąc się, stanął przed obliczem ojca.
—
Podnieś głowę — polecił Aizen, widząc, że malec przygląda się podłodze. Gdy
usłuchał, dostrzegł strużki ciemnobordowej krwi, już przysychającej pod nosem
chłopaka. — A teraz przestań robić to, co robisz.
Nezia
zacisnął piąstki. Trząsł się z wysiłku, ale nie zamierzał ulec ojcu. Na jego policzki
wystąpił zapalczywy rumieniec, spojrzenie miał harde, odważne. Zawzięte. Aizen
uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że chłopiec nie ustąpi. Lecz czy mógł
pochwalić go za taki upór? Za lojalność tym, którzy nie powinni nic dla niego
znaczyć? Tych cech raczej nie odziedziczył po nim. Z westchnieniem
rozczarowania wstał i przygarnął do siebie syna.
—
Mogłeś tak wiele się ode mnie nauczyć — rzekł z rezygnacją. Dobył ostrza tak
subtelnie i tak subtelnie i prędko przeciągnął nim po gardle chłopczyka, że ten
nawet nie zauważył, co się stało. Dopiero gdy zakrztusił się krwią i wypluł jej
haust na śnieżnobiałą szatę Aizena, ze zdziwieniem odkrył, że umiera. Aizen
przytrzymywał jego ramiona, nie pozwalając mu bezwładnie upaść, kiedy ten
osuwał się na zimną posadzkę i ze smutkiem patrzył w blednącą twarz syna, gdy
on odkrztuszał krew i konał, nie mogąc łapać wystarczającej ilości powietrza.
—
Powinienem cię nauczyć, że jesteś mi winien bezwzględne posłuszeństwo —
stwierdził Aizen, opuszczając powieki chłopaka, który znieruchomiał. Chwilę
potem w sali tronowej zapanował chaos.
—
Ło żeż, kurwa, ja pierdolę jego mać! — wrzasnął Madarame, gdy z impetem wpadło
na niego kolorowe kłębowisko rąk, nóg i łap, a on wylądował na twardym zimnym
marmurze. — Co to, kurwa, było?!
— Zdaję się… Że… E…
— Agasegawa drapał się po głowie, dziękując za swój refleks, dzięki któremu uniknął
stratowania. — Grimmjow? I… Nie wiem, poddaję się. Ikkaku, wstawaj. — Wyciągnął
rękę do leżącego na ziemi Shinigami, a ten ją złapał. Podciągnął go do pozycji
pionowej i w tej samej chwili pełne barw tornado przetoczyło się przez miejsce,
gdzie przed chwilą leżał Madarame, nic nie robiąc sobie z publiki.
AND YOU'RE THE ONE FOR ME
— Jesteś szczęściarzem — wyrzucił z
siebie z ulgą łysy, poklepując kolegę po plecach. — Dlatego trzymam z tobą,
chociaż nosisz skarpety do sandałów.
— A nie dlatego, że ma uroda
przyćmiewa nawet…
—
To Ikari. — Minako przerwała te narcystyczne wywody z grobową miną.
—
Ale Ikari… — zaczął Ichigo.
—
Wiem, co z niej zostało. Tak, w takim stanie nie mogła żyć, a co dopiero
walczyć, ale… — Dopiero teraz dostrzegła, że toczący się pojedynek to nie
jedyne, co nagle im się ujawniło. — Urahara! Ty chuju! — Zaczęła prędko iść w
jego stronę, a opuszczone pięści ruszały się w rytm tego marszu. — Coś ty z
niej zrobił?! Jakieś cholerne zombie?! Natychmiast powiedz mi… Co? O co chodzi?
— Pozbawiona wyrazu twarz Kisuke przeraziła ją jeszcze bardziej. I fakt, że nie
próbował przed nią uciekać. Tylko tak stał i się patrzył, i pozwalał sobą
potrząsać. — Natychmiast gadaj, co żeś zrobił.
—
To nie ja. — Urahara powoli pokręcił głową.
—
Jak nie ty, wiem, że to ty ją zabrałeś, to ty… I ty! — wycelowała palcem w
stojącego obok Renji’ego. — Wynieśliście ją z pola bitwy i…
—
Nie chodzi o Ikari — odezwał się Renji. Jego brązowe, zwykle wesołe oczy, były
szeroko otwarte i pełne niedowierzania. Minako podążyła za jego wzrokiem.
—
A o kogo… — Zobaczyła stojącego przed tronem Aizena, który zdawał się być niezadowolony,
że to nie na niego zwracano teraz uwagę.
—
Bardzo mi przykro, Minako.
—
Co? Dlaczego? I dlaczego Aizen… Czy on już kogoś zamordował, że ma takie
uwalone ciuszki, czy mu się wybielacz skończył? — Minako parsknęła, choć i jej
z jakiegoś powodu coś grzęzło w gardle. Wymuszony żart, na który się wysiliła,
miał rozładować napięcie, ale tego nie zrobił. Nagle poczuła, że musi znaleźć
się na szczycie tych schodów.
—
Nie! Zaczekaj. — Abarai próbował ją powstrzymać. — I tak już mu nie pomożesz, a
do Aizena lepiej się nie zbliżać.
—
Mu? — Minako marszczyła brwi. — Komu…?
Nie
dostała żadnej odpowiedzi. Obaj Shinigami milczeli.
—
Komu, Kisuke! — wrzasnęła, a echo jej krzyku odbiło się od marmurowych ścian.
Na
chwilę wszystko zamarło, wszystko się uciszyło. Nawet zajęta tylko sobą i gorejącą
walką dwójka zrobiła sobie przerwę.
—
Minako… — Urahara nabrał głęboko powietrza. — Kiedy ostatni raz byłaś w Hueco
Mundo…
—
…robiono mi tu rzeczy, o których nie chcę rozmawiać — ucięła.
—
Tak. Ale… — Mimo ostrzegawczego spojrzenia Shinigami, Urahara kontynuował. — Te
eksperymenty doprowadziły do tego, że… Pobrano ci komórki.
—
No i? Jakie komórki?
—
Takie, z których tworzy się nowe życie. — Enigmatyczne tłumaczenia Urahary
niewiele wyjaśniały. — Minako, ty miałaś syna.
Cisza
dzwoniła w uszach.
—
Nie? — odpowiedziała Minako. — Chyba wiedziałabym, gdyby… — Przestała mówić.
Wiedziałaby? Była nieświadoma większości tego, co się z nią działo, gdy tu
przebywała. Dlatego musiała sprawdzić, przekonać się, czy to może być prawda.
Wyrwała się Renji’emu
i wbiegła po schodach. Prędko, jakby brała udział w zawodach. Groza w niej
narastała, chociaż nie miała pojęcia, co zobaczy. I na pewno nie była na to
gotowa.
Widok
niedużego, rozciągniętego na posadzce ciałka, które wyglądało jak kopia jej
brata w tym wieku, wstrząsnął nią całą. Utrata czegoś, czego istnienia do tej
pory nie była nawet świadoma, zaczęła wypełnić ją smutkiem, który mkną jak woda
przez obluzowaną w tamie śluzę. I tak jak woda koryta rzek, smutek ten rozsadzał jej serce. Nie miała pojęcia, jak to jest możliwe i dlaczego nie poznała go za
życia. Dlaczego jej to odebrano. Wszystko, co wiedziała, to ze straciła coś, za
czym będzie tęsknić wiecznie. Z wahaniem wyciągnęła rękę, dotykając jeszcze
ciepłej twarzy chłopczyka, wodząc po niej palcem. Musiała ją zapamiętać. A żeby bti zrobić, najpierw
musiała ją poznać. Szybko, zanim ją i to przeklęte miejsce też pochłonie ciemność.
THIS ROOM SO DARK
ty to potrafisz sie zareklamowac od wstepu :D dobrze ze przypomnialas, ale kojarze to uniwersum I bohaterow, takze nie powinnam sie zgubic. Takze zaczynajmy :) oj faktycznie przemiana nie do konca sie udala, choc zdaje sobie sprawe, ze to wszytko czym sie stala jest jakas dziwna mieszanka Pustego i dawnej Ikari. Te opisy sa tak obrazowe, ze w latwoscia jestem w stanie wyobrazic sobie jak oboje wygladaja i co sie dzieje. Akcja wartka jak zawsze, wciagajaca I w wieloma detalami. Zarty w powaznych sytacjach utrzymuja czasem przy zyciu, albo przynajmniej zdrowiu psychicznym. O kurcze to ze Minako miala dzicko o ktorym nie wiedziala i to ze stracila je zanim jeszcze je poznala, straszne uczucie.
OdpowiedzUsuńKoniec czego zaczetego bardzo dawno. Teraz jest miejsc na cos nowego :)
Dobra reklama nie jest zła a zła bywa dobra xdxd
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńCoś mgliście pamiętałam, ale i tak trudno mi było się połapać, bo dużo tu bohaterów, akcja jest strasznie dynamiczna, ale to nie przeszkodziło mi dobrze się bawić podczas lektury. Bo są tu emocje, jest tu zabójstwo - kurwa, aż dostałam ciarek, kiedy nastąpiło to poderżnięcie gardła - jest tu wyjaśnienie tajemnicy i walka, której końca nie widać. A wszystko to zgrane ze sobą, połączone, klarowne. Podoba mi się.
Pozdrawiam.
Mega się cieszę. Bałam się, że więcej w tekście zamieszania niż czegokolwiek innego xd
UsuńPrzyznaje się szczerze, że nigdy nie przebrnąłem przez całą drogę z Twoim tekstem, jak zwykle nie mam nic na swoje usprawiedliwienie po prostu jestem chujowym przyjacielem :P, ale tekst widać w starej formie w nowym stylu. Dynamika i szczegółowość, po prostu coś co mogę przyznać porusza mnie z zachwytem, bo potrafisz w to wepchnąć emocji. Kiedyś było ich mniej, przynajmniej takie miałem wrażenie, ale teraz tekst jest nimi przesiąknięty. Stylistycznie idealny. Po prostu dobry materiał na książkę.
OdpowiedzUsuńMiód na moje serce.
Usuń