Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 16 lutego 2020

[49] W prosektorium ~ SadisticWriter



W zasadzie to nie chciało mi się pisać, więc wyszło takie byle co. Miał to być tekst zawierający kilka pojazdów, bo przegrałam zakład z Ivy, tak więc mam nadzieję, że tyle wystarczy, aby przyjąć, że odpokutowałam przegraną >D!

***
– Detektyw Jack Daniels i detektyw Glen Morgain.
Spojrzałem ukradkiem na kumpla, który właśnie pokazał starszemu patologowi sfałszowaną odznakę. Powtórzyłem jego gest, ale miałem przy tym o wiele bardziej kamienną twarz. Naprawdę nie mógł wymyślić ambitniejszych imion? Właśnie przyznał się do tego, że jego ulubionym trunkiem było whisky. Widząc minę patologa, odniosłem wrażenie, że nasza misja właśnie zyskała status nieudanej, ale najwyraźniej los nam sprzyjał, bo mężczyzna wyłącznie skinął głową i machnął ręką, jakby nie obchodziła go obecność jakichś tam podrzędnych detektywów.
– Nie obchodzi mnie, co tu robicie. Róbcie, co musicie, a potem stąd wypierdalajcie – powiedział zgryźliwie. – Szukacie kogoś konkretnego? Na pewno, w końcu jesteście zasranymi detektywami. Streszczajcie się, bo aktualnie trwa moja przerwa obiadowa, więc załatwmy to szybko albo się wkurwię. Tak, przeklinam na zmianie i gówno mnie obchodzi, co o tym sądzicie. To kogo szukacie? – Rozgadany patolog poprawił okulary, a potem ściągnął lateksowe rękawiczki, wrzucił je do śmietnika i sięgnął do papierowej torby po zapakowane w folię kanapki. Już z daleka dało się wyczuć zapach starej pasty jajecznej i ogórki kiszone. W duchu zadałem sobie pytanie: kto, do chuja, jadł pastę jajeczną z ogórkami kiszonymi? – Ile, kurwa, będę czekał na odpowiedź? Mam zacząć żreć kanapeczki przy zwłokach?
Chwyciłem kumpla za ramię i pchnąłem go stanowczo w tył. Najwyraźniej oniemiał, kiedy zobaczył sprofanowane pieczywo. Chantre z zawodu był kucharzem. Odrażały go wszelakie pasty kanapkowe. Pewnego dnia po pijaku zorganizował prawdziwą rewolucję przemysłową w markecie. Rozebrał się, stanął na zamrażarce i zaczął nacierać się pasztetem, wykrzykując, że to koniec ery przetworzonego jedzenia. Teraz wszyscy mają wpierdalać owocki i warzywka. Zawsze odradzałem mu picie whisky, ale nigdy nie chciał mnie słuchać.
Już otwierałem usta, żeby odpowiedzieć, kiedy stary patolog wgryzł się w swoją kanapkę, brudząc przy tym brodę, i rzucił do mojego kumpla:
– Wyglądasz jak jebany Chińczyk. Jak mi tu przyprowadziłeś w pakiecie jakiegoś koronawirusa…
– Panie Richardson – zacząłem spokojnie – korony to noszą miss piękności, a detektyw Daniels z pewnością do ich grona nie należy. Z wirusami również niezbyt się lubi. Poza tym nie jest Chińczykiem, a Japończykiem. Proszę się powstrzymać od uprzedzeń i zbędnego generalizowania. Przybyliśmy tutaj w sprawach służbowych, a nie towarzyskich.
– Jakbym chciał towarzystwo, to bym sobie po dziwki zadzwonił – prychnął siwowłosy mężczyzna, biorąc torbę z kanapkami w garść. Obrócił się do nas plecami i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami jak obrażona nastolatka. Niosły się za nim ciche przekleństwa.
Chantre donośnie gwizdnął.
– Niezłe ziółko z tego naszego dziadka.
– Ziółka to by mu się przydały, żeby się uspokoić – mruknąłem od niechcenia i podszedłem do stalowych szuflad, na których widniały imiona i nazwiska denatów. Starałem się odnaleźć naszą zgubę. – Następnym razem nie wychodź naprzód ze swoimi pomysłowymi danymi osobowymi. Zawsze mogłeś trafić na konesera whisky, który szybko by się zorientował, że robisz go w chuja.
Mój kumpel wzruszył beztrosko ramionami, wyjmując papierosy z kieszeni. Przysiadł na stole do sekcji zwłok i odpowiedział:
– Powiedziałbym, że rodzice byli alkoholikami i zamiast pójść do biblioteki, żeby sprawdzić jakąś księgę imion, czy coś w ten deseń, to wzięli je z etykiet butelek. Nie brzmiałoby to wiarygodnie?
– Nie. Poza tym nie wyglądamy jak bracia. Jesteś jebanym żółtkiem.
– Powiedziałbym, że mnie adoptowali. Na azjatyckie sierotki ludzie zawsze patrzą jakoś milej. Dodałbym do tego, że uciekłem z jakiejś wielkiej korporacji, w której eksperymentują na dzieciach, i od razu serce by mu się skruszyło. O, widzisz? Mi już łezka z oczu cieknie. – Chantre pociągnął nosem, przy okazji zapalając papierosa. Chmurę dymu posłał w kierunku sufitu. Miał szczęście, że było to na tyle stare prosektorium, że nie znajdowały się tu czujniki, inaczej spadłby na nas deszcz wrażeń i znowu musielibyśmy stąd uciekać. – Ej, stary. Poznałem fajną laskę. Popatrz!
Spojrzałem przez ramię na kumpla, który właśnie uniósł pobladłą i sztywną rękę jakiejś nagiej kobiety leżącej na stole do sekcji zwłok. Udał, że macha nią w moim kierunku, szczerząc przy tym swoje białe, przesadnie proste zęby. Słowo daję, czasami miałem mu je ochotę wybić, szczególnie gdy zachowywał się jak znudzony lekcją matematyki gówniarz.
– Trochę sztywna, ale ciało ma niezłe – zaśmiał się Chantre. Uniósł stopę denatki i przyjrzał się plakietce, którą miała przywieszoną na dużym palcu. – Nazywa się Evangelina. Chcesz sobie z nami walnąć słit focię, Iggy? Tak dla potomnych. Oczywiście tych żywych, hehe.
Przewróciłem oczami, nie odpowiadając na to bezsensowne pytanie.
– Wiesz co? Jesteś niezwykłym szczęściarzem. Trzymam z tobą, chociaż nosisz skarpety do sandałów, robisz konkursy na to, ile Cheeriosów zmieści ci się w gębie, bekasz w rytm Bohemian Rhapsody, wyrywasz włosy z sutków i zostawiasz je na umywalce, rozpierdalasz niemal każdą misję i… – umilkłem, ponieważ odnalazłem właściwe nazwisko. Nie dokańczając zdania, otworzyłem komorę chłodniczą. Teraz już całkowicie straciłem zainteresowanie moim niedorobionym współpracownikiem, z którym dodatkowo byłem zmuszony mieszkać.
– Ej, ale te sandały to nazywają się geta, wiesz? I do nich się nosi skarpety, ty rasistowski jebańcu. Nie znasz się kurwa na japońskiej modzie, to się odpierdol, okej? – Oburzony Chantre podszedł do lodówki i spojrzał na nagie ciało naszego kumpla. Zmarszczył czoło. – Dziwne uczucie widzieć naszego szefa z parówą na wierzchu. Nie sądziłem, że zapuszcza amazoński gąszcz. W sumie to już nie ma znaczenie, nie? Nie żyje. – Chantre ściągnął czarne beanie z głowy, jakby chciał okazać w ten sposób szacunek naszemu znajomemu. – Chociaż sam musisz przyznać, że wygląda, jakby był żywy.
– Bo kurwa żyję, jełopie – odpowiedział trup, przenosząc się do pozycji siedzącej. – Dłużej się nie dało? Dupa mi zamarzła. – Roman zgromił mnie złym spojrzeniem. Moją odpowiedzią było obojętne wzruszenie ramion. Nie przejąłem się Chantre, który nagle zaczął się wydzierać jak dziewczyna i biegać po prosektorium. W zasadzie właśnie dla takich chwil żyłem.
Wystawiłem w kierunku Romana paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Oczywiście skorzystał z zestawu. W drodze do wyjścia zdążył zapalić cienkiego zabójcę płuc. Nie przejmował się zbytnio tym, że paradował nago. Od zawsze był pewny siebie, czy to w ciuchach, czy bez. Nawet kiedy minął w drzwiach patologa Richardsona, któremu kanapeczka z wrażenia wypadła z ust, potrafił zachować styl. Pewnie gdyby miał na sobie spodnie, włożyłby do nich dłonie, wyglądając na jeszcze bardziej wyluzowanego.
– Co się gapisz? – spytał z prychnięciem, przystając na chwilę w drzwiach. – W tych lodówkach jest w chuj ciasno, lepiej coś z tym zróbcie, bo więcej tutaj nie wrócę.
Roman odszedł, a wraz z nim ja i rozkrzyczany Chantre, którego pociągnąłem za łokieć. Gdyby mój azjatycki kumpel żył w dziewiętnastym wieku, mógłby z powodzeniem pozować do obrazu Edvarda Muncha. Jego ryj przypominał teraz niemo krzyczącego trupa, który trzymał dłonie na policzkach.
Ostatni raz spojrzałem w tył, rzucając do naszego ulubionego patologa z demencją:
– Dziękujemy za współpracę. Do zobaczenia w kolejny weekend.

4 komentarze:

  1. Hej, co ty pieprzysz? Takie byle co? Nie dość, że twój tekst mnie rozbudził, to jeszcze musiałam się powstrzymywać przed głośnym śmiechem, by nie dostać ochrzanu, no ale... Bawiłam się przednio!
    Widząc imiona ukradzione z trunków już człowiek przeczuwa, że może być ciekawie. Gadka-szmatka z patologiem o ciętym języku to rozkręca, a gdy akcja pobiegła do przodu, to już w ogóle szczęka bolała o szerokiego uśmiechu! I te przepiękne pociski, jakie tam serwowali... I to nawiązanie do obecnej sytuacji z koronawirusem... Miodzio i masełkowo! Taki duet rozwala system! A najlepsza jest końcówka, gdzie człowiek wreszcie odkrywa, po co tak właściwie tam przyleźli. Tylko wyobrażenie sobie tej puszczy u kogoś... Help me, please! Czemu mój umysł musiał akurat to podłapać? Dlaczego nie pozostał przy bekaniu w rytm Bohemiam Rhapsody? Albo to wyrywanie włosów z... O borze zielony, to też jest złe!
    Bawiłam się przednio! Na taki tekst warto było czekać, dlatego uważam, że odpokutowałaś przegraną. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Para ala detektywów wymiata, w prawdzie nazwiska wymyślili sobie w koziej dupy trąbka ale patologii nie przeszkadzało kogo wpuszcza do środka. Już myślałam że kanapeczki zje w towarzystwie zwłok, wiadomo taki patolog to czasem samotny , szczególnie jak taki antysocjalny jest. Tak sandały skarpetki , bekanie Bohemian Rhapsody to cechy prawdziwego przyjaciele albo raczej tylko prawdziwy przyjaciel takie cechy docenia , nawet w sarkastyczny sposób. Koleś który wyszedł z lodówki totalnie mnie zaskoczył ale ma to sens w końcu przyszli kogoś poszukać z tym że sądziłam że będzie martwy. Zabawny tekst , czytało się z przyjemnością

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Chyba powinnaś częściej przegrywać zakłady, by tworzyć takie pełne komizmu opki :D heh, wielbię Cię za to poczucie humoru i dosadne opisy. Kij z tym, że patolog to nie ma szacunku do swojej pracy, skoro zaczyna jeść strasznie bliski stołów sekcyjnych, za to jego postać jest świetna :D podejrzewam, że to przeklinanie pomaga mu rozluźnić tę sztywną atmosferę w pracy :D
    Tekst pełen zarąbistych wyrażeń, ze świetnie wplecionym tematem i bohaterami, których od razu lubię :D a dla takiego Romana to sama mogłabym pracować.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakbym potrzebował towarzystwa to bym zadzwonił na dziwki xD jak potrzebuję przeczytać dobry tekst, to wchodzę właśnie tutaj. Język prosty, wulgarny ,a zarazem z tak wysublimowanym poczuciem humory, który akurat bardzo dobrze do mnie trafia. Taki dobry komedio-dramat jakby wrzucić na ekran.

    OdpowiedzUsuń