Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 16 lutego 2020

[49] Droga Bez Końca: Valentine's Day Is Over ~ Rilnen

"Możesz wyjść z knajpy, ale knajpa nigdy nie wyjdzie z Ciebie. "
Kolejna wariacja w świecie bogów śmierci w skarpetach i sandałach. Minako przygotowuje się na ostateczne starcie z przeznaczeniem, którego ze wszystkich sił chciała uniknąć. Mecz koszykówki to pikuś w porównaniu z walką, jaką prowadziła sama z sobą. A czerwonowłosy Ananas wcale jej w tym nie pomagał.
Wszystkich, którzy chcieliby poznać "jak do tego doszło nie wiem" (i kto dochodził, gdzie i z kim) zapraszam na arrancarno6.blogspot.com. Sześć lat kroczymy z Wilczym Drogą Zniszczenia Bez Końca. A ja, szalona wierzę w happy end.


– Możesz mi powiedzieć, co ty tu jeszcze robisz?
Minako podniosła wzrok znad trzymanej kartki papieru, ale nie odłożyła długopisu.
– Pracuję.
– Jest piątek wieczór – zauważył Renji, podchodząc do siedzącej na kanapie Kurosaki. – Już jest dawno po godzinach pracy. I w ogóle to nie jesteś w pracy. – Otaksował dziewczynę wzrokiem i mimowolnie się uśmiechnął.
Obcięte podczas Drogi Zniszczenia włosy Minako odrosły, upięte w kulkę na czubku głowy próbowały się wydostać. Miała podkrążone oczy, a biało-czerwony dres Vorpal Swords* wisiał na niej jak na wieszaku. Wyglądała jak zmęczona kupa gówna.
I'm so glad you came
– Mam drużynę do przygotowania i mecz do wygrania – stwierdziła dosadnie, pocierając twarz dłonią.
– Masz na myśli wojnę. – Abarai bezceremonialnie zabrał papiery z rąk Minako, przyglądając się im ze zmarszczonymi brwiami. – To wygląda jak analiza sił zbrojnych, a nie komponowanie taktyki koszykarskiej.
Minako westchnęła. Była już zbyt zmęczona, żeby podejmować jakąkolwiek dyskusję z Renji'm. Długo udawało jej się utrzymywać w tajemnicy prawdziwy powód uczestnictwa w tej całej koszykarskiej maskaradzie, ale kiedy Abarai dowiedział się, że wcale nie wybierają się grać dla rozrywki, nieźle się wkurzył. I to wcale nie dlatego, że było to narażenie życia niczego nieświadomych Shinigami. Był zły na Minako o to, że nie powiedziała mu o szantażu, jaki wymógł na niej Urahara.
Bo to przecież wcale nie był kontrakt dobrowolnie podpisany. Stary pederasta wręcz zmusił Kurosaki do wejścia w ten układ, w którym zwykły mecz koszykówki był tylko przykrywką. Dla Renji'ego było to zwykłe oszustwo. Przecież wciskając Minako organizację kolejnego eventu w świecie ludzi, wystawił ją jako żywą przynętę na Aizena, samemu dając nogę chuj go jeden wie gdzie, w nadziei, że oni sami się nawzajem pozabijają.
Renji Abarai przysiągł samemu sobie, że nie daruje Uraharze kolejnego uniknięcia kary za zamieszanie, jakie wywołał. Nie po tym, co zrobił Ikari. Jeśli Pederasta w Klapkach myślał, że zorganizowanie tej koszykarskiej farsy przyczyni się do ostatecznego pokonania Aizena i za to zgarnie całą chwałę, to się grubo mylił. Abarai wiedział, jak oddana całej sprawie była Minako, ile czasu i energii poświęcała na przygotowania, świadoma tego, że tym razem może im się nie udać. Nie mógł patrzeć, jak Kurosaki wypruwa sobie żyły na koszt z góry przegranej sprawy.
– Musisz odpocząć – stwierdził stanowczo, odkładając papiery na stolik do kawy.
Minako z warknięciem sięgnęła po nie z powrotem, ale Renji złapał ją za rękę.
– Na dzisiaj wystarczy. Idź się przebrać, bo wyglądasz jak gówno – skinął głową w bok. – Wychodzimy.
– Co, kurwa… – Mina zaśmiała się, kręcąc głową. – Nigdzie nie idę…
– Wypieprzaj w podskokach ubierać się w najlepsze ciuchy, jakie ze sobą wzięłaś, bo… wychodzisz ze mną. 
– Przy tobie to i w worku po kartoflach wyglądałabym zajebiście. – Minako jeszcze przez chwilę patrzyła na Renji’ego, jakby co najmniej się przed nią wyrzygał, po czym wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę łazienki. Dobrze wiedziała, że z Abarai’em nie wygra.
Przecież nie mogła dać mu za wygraną. Oczywiście, że zabrała ze sobą parę ziemskich ciuchów, które musiała kupić pod naporem Rangiku, jeszcze jak razem służyły w dziesiątce. Nigdy jednak nie sądziła, że kiedykolwiek je ubierze. Pod Drodze Zniszczenia nie miała czasu na tak przyziemne sprawy, jak wychodzenie do barów, czy zwykłe odwiedziny u znajomych. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez ostatnie kilka lat, nie poświęciła sobie ani chwili. Zbyt zajęta lizaniem powojennych ran, opieką nad Netami i własnym oddziałem, zgubiła gdzieś samą siebie.
I'm so glad you remembered
Nie była jednak w nastroju na wychodne. Przypomniała sobie, że ostatni raz w barze z Abarai'em była podczas tych pamiętnych świąt, kiedy ta nieszczęsna choinka wyleciała przez okno. Wtedy jeszcze nie spodziewała się nawet, jak wiele się zmieni. Wracając, beztrosko kopniakami kierowała Renji’ego na właściwą drogę, kiedy ten wracał na czworakach.
Czuła się wtedy bezpiecznie. I była przekonana, że już nigdy nie znajdzie swojego miejsca. Do końca będzie czuła na plecach oddech wrogów. Ale jeśli miał być to jej ostatni wieczór, to dlaczego nie miała wykorzystać tego w pełni?
– Dłużej się tam nie dało siedzieć? – zapytał Renji, gdy wreszcie wyszła z łazienki.
Minako zauważyła w jego oczach dziwny błysk, który całkowicie przeczył tonowi głosu. Uśmiechnęła się do siebie i narzuciła na ramiona skórzaną kurtkę, dumnie unosząc głowę. Jednak jej entuzjazm szybko ostygł, gdy dotarli do baru. Jego wnętrze obwieszone było czerwonymi serduszkami w postaci balonów i girland, a co drugi stolik zajęty był przez zakochane pary.
– Chyba sobie ze mnie żartujecie – mruknęła Kurosaki, zdając sobie sprawę, jaki był dzień.
Renji parsknął śmiechem, jakby cała ta sytuacja niesamowicie go bawiła.
– I z czego się cieszysz, baranie? – Minako zdzieliła Abaraia łokciem w żebra. – Ja wracam do domu. – Odwróciła się na pięcie i już miała opuścić lokal, kiedy Renji złapał ją za nadgarstek.
– Nie wygłupiaj się, ryża. Może być zabawnie.
Kurosaki wciąż miała złe przeczucia, ale coś w spojrzeniu Renjiego przekonało ją, by zaryzykować. W ciągu tego wieczora patrzyła w jego oczy częściej, niż dotychczas, a przecież znali się szmat czasu. Patrząc wstecz, Minako zdała sobie sprawę, że to zawsze Abarai pojawiał się obok niej, gdy tego potrzebowała czy też nie. I to jego szukała, gdy pojawiał się problem, choć od tylu lat nazywała go pieszczotliwie „szmatą”.
To see how we're ending
– Stolik dla dwojga? – obok nich pojawił się kelner, ubrany w opaskę z serduszkami.
– Nie, dziękujemy, wycho…
– Tak, poprosimy. – Renji nadepnął Minako na stopę, za co ponownie zarobił kuksańca.
– Proszę za mną.
Kelner poprowadził ich w głąb baru, gdzie czekał na nich stolik w samym kącie sali. Zamówili dwa piwa, a Kurosaki zauważyła coś dziwnego.
– Nigdy w życiu nie widziałam, żeby kelnerzy przyjmowali zamówienia w podrzędnej spelunie.
– Może to z okazji walentynek.
– Głupie święto. – Ruda podparła brodę na dłoni. – Na widok tych wszystkich zakochanych par robi mi się niedobrze.
– Z zazdrości? – zapytał Renji, niezwykle ubawiony całą sytuacją.
– Jeśli przez każdy twój głupi tekst będę cię zdzielać, to nabawisz się kontuzji zanim wejdziesz na boisko.
– Więc się w końcu uśmiechnij, Mina.
Nawet zważywszy na okoliczności, Minako nie mogła się nie uśmiechnąć. Zaczęła się zastanawiać, o co Renjiemu chodziło. Nie wierzyła w to, że wyciągnął ją do knajpy ot tak, bo już dawno przestali szlajać się po takich miejscach. Zawsze znalazło się coś, co przeszkadzało im żyć beztrosko. A to trzeba było wygrać jakąś wojnę, a to Urahara namieszał i trzeba było po nim sprzątać.
Nie byli już dziećmi. Ale jeśli tak wyglądała dorosłość, to Minako wcale jej nie chciała. Koniec końców, może i dobrze, że za niedługo miała poświęcić swoje życie dla większego dobra.
– Więc… jakim cudem dałaś się urobić Uraharze? – zapytał Renji, kiedy już otrzymali zamówiony alkohol.
Przez dłuższy moment Kurosaki mieszała słomką w kuflu. Spodziewała się, że Abarai kiedyś ją o to zapyta, a ona sama nie wiedziała, czy bardziej jest jej wstyd dlatego, że od razu nic mu nie powiedziała, czy dlatego, że dała się tak łatwo zmanipulować.
– Przysłał mi rachunek – przyznała w końcu. – Za wszystko, co wynieśliśmy z jego przeklętego przybytku.
Renji parsknął w swój kufel, ale uniósł brwi, kiedy zorientował się, że Minako nie żartowała.
– Przecież on nigdy nie chciał zapłaty za to, co miał w ofercie.
To był fakt. Kisuke Urahara prowadził swój sklep w świecie ludzi, oferując stacjonującym tam shinigami fachową pomoc techniczną, taką jak gigai* i inne gadżety, ułatwiające pracę pod przykrywką. Natomiast nigdy nie brał zapłaty, choć raz czy dwa z grzeczności jego klienci zamiatali mu plac przed tym zasranym kurwidołkiem.
– Daj spokój, Ren. – Kurosaki przewróciła oczami. – Ten rachunek to była podpucha.
– Co?
– Pretekst, żeby mnie zwabić do tego majdanu.
– Kto by pomyślał, że jakiś świstek wyciągnie cię wreszcie z kwater piątki. – Nutka sarkazmu w głosie Renji’ego wzbudziła w Minako małe podejrzenia.
– Czy ty jesteś z tym staruchem w klapkach w zmowie? – Ruda zmrużyła oczy.
– Jakiej zmowie?
– Urahara twierdzi, że chce mi pomóc, bo moi przyjaciele się o mnie martwią. Zastanawiam się, który kabel poleciał do niego i naopowiadał mu jakiś głupot.
– Mina, ile mnie znasz? Oczywiście, że się o ciebie martwimy, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy prosić o pomoc Uraharę. Nie chcę się chwalić, ale chyba najlepiej ze wszystkich wiem, jak cię uratować. – Renji rzucił Minie znaczące spojrzenie znad kufla, a dziewczyna uciekła wzrokiem w kąt.
Nie chciała, by Renji widział, jak oczy mimowolnie zachodzą jej łzami.
– Kurwa, proszę cię, będziesz teraz ryczeć?
– Nie ryczę. – Minako otarła szybko oczy wierzchem dłoni.
– Jesteś największą beksą w Seireitei.
Przez moment mierzyli się na spojrzenia, po czym Kurosaki doszła do wniosku, że nie ma już ucieczki. Zbyt długo broniła się przed całym światem, zamykając się we własnej skorupie silnej, niezależnej Shinigami. Dotarła do mety, nie było już drogi ewakuacyjnej. Musiała się poddać i złapać wyciągniętej ku niej dłoni Renji’ego. Tej samej, która wyciągnęła ją z laboratorium Szayela i prowadziła w Drodze Zniszczenia.
Our last dance together
Renji Abarai zawsze miał ciepłe dłonie.
– Już ci mówiłam. Urahara twierdzi, że zorganizowanie całej tej koszykarskiej maskarady wywabi Aizena z ukrycia.
Mogłoby się wydawać, że Gotei 13 odniosło zwycięstwo w Drodze Zniszczenia. Nic bardziej mylnego. Nawet jeśli odnieśli spore obrażenia, to koniec końców nie mieli straty w ludziach, niemniej największy wróg, Sousuke Aizen zwyczajnie dał nogę i nikt nie wiedział, gdzie go szukać. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, nie dawał znaku życia i nawet najlepsi wywiadowcy bandy złodziei w kimonach nie potrafiła go wyśledzić. Przez pewien czas wszyscy oczekiwali, że największy zbrodniarz, jakiego widział świat Shinigamich uderzy z zaskoczenia, ale z biegiem czasu urosło przekonanie, że po prostu mu się zdechło. Albo stchórzył, widząc potęgę, w jaką rosło nowe pokolenie Gotei 13.
Ale Ci, którzy znali Aizena, dobrze wiedzieli, że nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Nie miał czego szukać w Soul Society, nie było dla niego miejsca także w Hueco Mundo, więc albo bardzo dobrze ukrywał się w świecie ludzi, albo w końcu pochłonęło go Piekło. Jego kolejny atak był jak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. Jakby czekał, aż Gotei opuści gardę, zapominając o zagrożeniu.
– Nie dość, że pomysł Urahary śmierdzi z daleka, to jeszcze brzmi jak samobójstwo – podsumował Renji.
Minako uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu nie było ani krzty wesołości.
– Myślisz, że planuję wyjść z tej całej maskarady żywa?
Życie Shinigami zawsze było zagrożone. Śmierć była wpisana w ryzyko zawodowe, ale zwykle jakimś cudem udawało im się wychodzić cało nawet z największych opresji. Minako zastanawiała się, kiedy w końcu limit szczęścia się wyczerpie. Gdzieś z tyłu głowy siedziała jej uporczywa myśl, że by pokonać Aizena, musi go zabrać do Piekła razem ze sobą.
I zdziwiła się, kiedy Renji zamiast ją odwieźć od destrukcyjnych pomysłów, spojrzał na nią z ukosa.
– Więc to nasz ostatni raz w knajpie?
– W Piekle mnie już nie odwiedzisz.
– Kto powiedział, że pozwolę ci umrzeć samej?
To był ten moment. Nawet nie wiedziała, że tego właśnie potrzebowała. W czasach, kiedy nic nie było pewne, jedno zapewnienie pozwoliło jej znów poczuć się bezpiecznie. Zrozumiała, że nie była sama.
– Myślisz, że w końcu uderzy? – zapytała, przerywając zapadłą przy stoliku ciszę. – Aizen. To już sześć lat.
– Na pewno rąbnie czymś znienacka. – Renji wzruszył ramionami. – Nie wierzę, że wypierdolił gdzieś na Hawaje.
Expectant
Too punctual

Minako parsknęła śmiechem. Wyobraziła sobie Aizena leżącego na leżaczku i dostającego poważnych poparzeń słonecznych, na które nawet legendarne okłady z maślanki i kefiru nie pomagają.
Nagle przy ich stoliku pojawił się ten sam kelner, stawiając na blacie dwie szklanki z identycznym drinkiem.
– Na koszt firmy – poinformował, uśmiechając się nieznacznie. – Nasza specjalność, Czerwony Ananas. – Ukłonił się lekko i odszedł w stronę baru.
Wymienili zaskoczone spojrzenia, ale tylko Minako odważyła się spróbować drinka. Od razu wyczuła wódkę wiśniową połączoną z sokiem ananasowym. Napój był słodki, ale nie mdlący. Rzuciła okiem na bar, gdzie zauważyła dwie barmanki spoglądające na ich stolik z głupimi uśmiechami.
– Chyba komuś wpadłeś w oko. – Skinęła głową w bok, na co Renji tylko uniósł brwi.
– Chyba miałaś rację. To był głupi pomysł, żeby tu przychodzić. – Abarai przesunął swoją szklankę w stronę Miny. – Na zdrowie.
I wtedy to poczuli. Nikt inny, znajdujący się w barze nie mógł tego doświadczyć. Znajoma tylko Bogom Śmierci fala złowrogiego reiatsu* przepłynęła przez knajpę, pozostawiając po sobie uczucie rozbicia. Dematerializowała atomy i sprawiała, że traciło się poczucie czasu i przestrzeni. To znaczyło tylko jedno – gdzieś w pobliżu czaił się Hollow*. Albo cała ich banda.
– Nosz, ja pierdolę – warknęła pod nosem Minako po czym duszkiem opróżniła swoją szklankę.
– To by było na tyle z naszego wyjścia. – Renji wstał, szukając po kieszeniach cukierka dusz.
Szybko uwolnił się z gigai i z powątpiewaniem patrzył, jak Minako, pochylając się nad stolikiem, dopijała drugiego drinka.
– No, co? – wzruszyła ramionami. – Przecież się nie zmarnuje.
Po chwili zostawili zmodyfikowane dusze w gigai przy stoliku, a sami już w swojej prawdziwej, duchowej postaci, biegli niezauważeni przez zwykłych śmiertelników w stronę, z której dochodziła złowroga siła.
– Zawsze się zastanawiałam, jak Urahara tworzy gigai, które pozwala nam się upić. – Minako podrapała się po głowie.
But prettier than ever
Nigdy nie ufała wynalazkom Starego Pederasty w klapkach, ale nie mogła mu nie przyznać geniuszu w tworzeniu zastępczych ciał dla Shinigamich. Były skonstruowane tak, że skonsumowany alkohol oddziałowywał bezpośrednio na duszę, a  nie na gigai. Co miało też swoje wady, bo każda rana, siniak czy uraz także nie pozostawał na sztucznym ciele. Więc teraz, z każdym kolejnym krokiem Minako czuła, jak wypity wcześniej alkohol rozchodzi się po jej organizmie. Szumiało jej w głowie i z trudem potrafiła zlokalizować źródło wrogiego reiatsu.
– Gdzie ty leziesz?! – usłyszała za sobą krzyk Renji’ego i zorientowała się, że skręciła w całkiem inną uliczkę, niż powinna.
Strasznie kręciło jej się w głowie. Miała problemy ze skupieniem wzroku na jednym punkcie. Zaczęła widzieć podwójnie, a po chwili chodnik bardzo niecierpliwie zaczął się o nią upominać. Renji w ostatnim momencie zdążył złapać ją za kołnierz shihakushou, stawiając do pionu.
– Ja pierdole, ty sieroto…
– PÓŁ-sieroto! – upomniała się Kurosaki, jakby to w tym momencie było najważniejsze. – Mój stary jeszcze żyje. – Czknęła i zaczęła wpatrywać się w buty Abaraia. – Ej stary, jesteś szczęściarzem – stwierdziła. – Trzymam z tobą, chociaż nosisz skarpety do sandałów.
Renji spojrzał na przyjaciółkę z powątpiewaniem.
– Wszyscy w Gotei noszą skarpety do sandałów.
– Gówno prawda. Ja noszę kolorowe rajstopy i trampki, Ikari przegrała swoje tabi w pokera, a Ikkaku pocą się stopy, więc swoje skarpety wypierdolił.
– Czy ty jesteś w stanie ścigać tego Holowa?
I to było bardzo dobre pytanie. Przestrzeń, w jakiej znajdowała się Minako wciąż wirowała, ale kiedy skupiła resztki godności i rozumu, nie wyczuła już złowieszczej energii Pustego.
– Jakiego Hollowa? – zapytała, marszcząc brwi. – Ja nic nie czuję.
Mimo wysokiego stanu upojenia alkoholowego, Mina miała rację. Reiatsu Pustego nigdzie nie było, jakby nagle rozpłynęło się w powietrzu. A może zajął się nim inny Shinigami, zanim kapitanowie dotarli na miejsce. Co za porażka.
I nagle to dostrzegła. Tuż za plecami Abarai’a, pędzącą w ich stronę z prędkością światła czerwoną kulę, zmiatającą w pył wszystko na swojej drodze. Kurosaki zareagowała instynktownie, odpychając Renji’ego na bok, jednak samej nie udało jej się odskoczyć. Cero trafiło ją prosto w twarz, miażdżąc czaszkę.
I really believe that this time it's forever
Jej ciało przeszyła fala paniki. Otwarła oczy i przez dłuższą chwilę próbowała opanować bijące szybko w piersiach serce. Z mieszaniną ulgi i przerażenia zorientowała się, że znów siedzi na kanapie w salonie rodzinnego domu, a trzymane przez nią kartki papieru z taktykami koszykarskimi rozsypały się po podłodze. Wciąż miała na sobie przepocony dres Vorpal Swords, a włosy, upięte w kulkę na czubku głowy rozpaczliwie próbowały się rozplątać.
Musiała przysnąć. I nawiedził ją najdziwniejszy sen, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Z każdą sekundą przypominała sobie coraz więcej, a uczucie zażenowania rosło w jej brzuchu, jak dyskomfort po grochówce. Najbardziej zastanawiało ją, dlaczego przyśnił jej się akurat Ananas. Nigdy nie myślała, by zaczynać z nim coś na poważnie, przecież byli przyjaciółmi od wielu lat, a uczucia, które nawiedziły ją w śnie były czymś abstrakcyjnym, jak śpiewający Kuchiki Byakuya pod prysznicem.
Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy nigdy więcej, przecież była silną, niezależną Shinigami, której było całkiem dobrze samej. Tylko jedna rzecz ze snu była prawdziwa – Minako miała wojnę do wygrania i niczego na świecie nie pragnęła bardziej, niż obciąć głowę Sousuke Aizenowi. Chyba, że to on dopadnie ją pierwszy. 

                                    
*Vorpal Swords - nazwa drużyny prowadzonej przez Minako.
*Gigai - tymczasowe sztuczne ciało, z których korzystają Shinigami w świecie ludzi. Taki pojemnik na duszę. 
*Reiatsu - moc duchowa. Im większa, tym silniejsze stworzenie. 
*Hollow - dusza, która utraciła serce.

3 komentarze:

  1. Widze, ze ostatnie wydarzenia rowniez ci zainspirowaly do napisania tego tekstu I bardzo dobrze, nie ma to jak akcje z zycia wziete. Tak sadzilam, ze to jest to samo uniwersum co z tektu Wilczego w tym tygodniu. Tez mam nadzieje ze go skonczycie, bo 6 lat to wystarczajaco, zeby ksiazke napisac, a co dopiero serie skonczyc. Powodzenia tak czy inaczej i do boju! Doceniam szczerze slowniczek. Dialogi Minako iRenji'ego rozbrajaja mnie za kazdym razem, niezle mozna sie usmiac. Hmm takeiego obrotu akcji sie nie spodziewalam :) ach ten Renji. no ale jak w tylule, byly walentynki :) Aha wiec po to byl ten caly koszykarski mecz... – Myślisz, że planuję wyjść z tej całej maskarady żywa? - no ja rozumie ze taka praca ale zaraz zeby isc w boj nie majac szans. I po romantycznym wieczorze... i jest tamta zrealizowany, ach te skarpety do santalow, probowalam w moim tekscie wykorzystac ale nie bylo okazji. Zakonczylas tak, ze az chce sie kontynuaji, jak wy to skonczycie to ja nie wiem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezusie przenajslodszy. Nie wiem, czemu ty się tak upierasz na ten patos. On naprawdę użyty z przesada osłabia tekst. Tu jest go tyle, że ledwo dałam radę. Pominę randkę, na której nie mogłam się dobrze bawić (a że to sen to też do końca ukontentowana nie jestem) i sam fakt meczu, który budzi moje watpliwosci, bo trochę zakrawa na odgrzanie kotleta, po co, nie wiem, to Jezusie słodki.
    Mam drużynę do przygotowania i mecz do wygrania – stwierdziła dosadnie, pocierając twarz dłonią.
    – Masz na myśli wojnę.
    AŻ mnie zeby bolą.
    Nie. Mecz to mecz.
    Sama sytuacja z renjim w biurze jest dla mnie niemal identyczna jak z ryota, tylko że nie ma seksu. Znów biedna zmęczona i gotowa do poświęceń Minako wypruwa sb żyły i znów zjawia się ktoś, by się tym oburzyć. I oburzenie to okazać nad wyraz. Z Minako wychodzi męczennica. Czego ona to nie na na głowie, nawet Netami, która nawet nie przebywa w soul society...
    W knajpie padają takie hasła jakby sceneria była zupełnie inna. Np. Jakby czekali na szafocie na powieszenie. Chyba tylko wtedy uznałabym takie dialogi za adekwatne. Nie planuje wyjść z tego żywa? Bo? Skoro ktoś z góry planuje swoją śmierć, to to się leczy. Meczennstwo, składamy Minako w ofierze. Niepotrzebnej. Bo nic się póki co nie dzieje, Aizen nawet nosa nie wysciubil, a padają słowa takie jakby ich trzymał na muszce i od miesiąca glodzil. Abstrachujac od tego, że minako sama się na wszystko zgodziła. Nie widzę tu urabiania, urahara też ja na muszkę nie wziął. Wystawił rachunek. No to podstęp to nie jest. A na chuj mu ten mecz no to nie rozumiem jego motywów (poza tym umówmy się, wieka krzywdę takim pomysłem minako zrobić nie powinien) Jego postac w moich oczach się rozjeżdża. Tu chcesz z niego zrobić kogoś kto ma niezbyt czyste intencje, ale równocześnie chce zabić aizena i jeszcze daje wykłady o przyjaźni. Nie klei mi się to.
    Poprzedni tekst z drogi mnie zachwycił, tutaj mam mieszane uczucia, wątpliwości o postacie i sam fakt, dokąd to zmierza z tym mecze, który nawet w drodze nie był wyniesiony do rangi aż wojny. Szkoda, bo Twój warsztat w mojej opinii zasługuje na więcej. Żeby mu nie umniejszać aż tak nieadekwatnym patosem. Po co najdrobniejsza rzecz czynić podniosłą? Wtedy te, które najbardziej na to zasługują, na niej tracą. Nie rób tego swoim tekstom. Panuj nad podniosłością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Brakowało mi tego, że na grupie nie pojawiło się nic, co mogłoby dać opowiadanie na walentynki, więc cieszę się, że Ty coś takiego stworzyłaś :)
    Widać, że Mina nie jest romantycznym typem, inne rzeczy zaprzątają jej głowę, ale i tak nieźle się prezentuje podczas tego wyjścia z Renjim.
    Podoba mi się ich relacja :) w ogóle wszelkie opisy są plastyczne, całość bardzo naturalna, dość szybko poczułam ten klimat. Świetna dynamika przy tym ataku, a fakt, że to był sen, trochę mnie zaskoczył. Jestem pod wrażeniem :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń