Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 29 września 2019

[29] Biały odcień zła: Spotkajmy się na polu bitwy ~SadisticWriter


Trudno mi szło pisanie tego opowiadania. Nie do końca miałam na nie pomysł i ociężale mi to szło. Nie sądzę, aby trzymało wysoki poziom, ale przynajmniej po części podołałam temu wyzwaniu.

***
Spotkajmy się na polu bitwy.
Farinae opuściła bezwiednie kawałek poszarpanego pergaminu na podłogę. Gdyby nie znała Havela, mogłaby pomyśleć, że wzywa ją do walki na śmierć i życie, jednak doskonale wiedziała, że nie o to mu chodziło. To miała być dla niej wskazówka odnośnie tego, gdzie zniknął. Kilka lat wstecz, kiedy szkolił ją na godnego swojego miana wojownika, ustalili kilka zasad dotyczących nagłych, niewyjaśnionych przypadków, które mogły się w przyszłości wydarzyć. To, co za każdym razem jej powtarzał, to słowa: Zostawiaj poszlaki lub naucz się z nich czytać. Havel niewątpliwie zostawił kilka cennych śladów, zanim został pojmany – bo właśnie na to wskazywało otoczenie. Na pewno nie należał do osób, które w razie porwania czyniłby wkoło siebie chaos, byleby tylko uwolnić się z rąk wrogów. Z dumnie uniesioną głową i spokojem przyjąłby taki stan rzeczy, jaki narzucił mu los. On doskonale wiedział, kto po niego zmierza. Porozrzucał poszczególne przedmioty po komnacie po to, aby dać jej znać, że nie wyszedł stąd dobrowolnie, dodatkowo zostawił dosyć mgliście brzmiącą wiadomość. Kto go porwał? Co zamierzał z nim zrobić? I dlaczego mieliby się spotykać na polu bitwy? Tak dużo pytań i żadnej odpowiedzi.
Farinae usiadła na rogu łóżka. Atłasowa kołdra spływała z niego na podłogę jak krwistoczerwony, znieruchomiały wodospad. Rozglądając się po pokoju, szukała jakiegoś szczególnie ważnego znaku, jaki mógł zostawić jej Havel, niestety nic takiego nie potrafiła znaleźć. Widocznie miał zbyt mało czasu na wymyślenie konkretnej podpowiedzi. Raczej liczył na to, że pomoże jej intuicja, a ta nie zawsze żyła z nią w zgodzie – w chwili obecnej zagłuszały ją niepokój i zmęczenie. Miała ogromną chęć po prostu rzucić się na miękkie łoże i usnąć jak dziecko na najbliższe kilka dni, robiąc tym samym na złość osobie, która więziła ją tutaj przez wiele lat. Nie chciała po nią wyruszać, jednak nieprzyjemny uścisk w sercu przypominał jej o tym, że była zniewolona magią. Im dalej od dworu oddalał się Havel Danneville, tym bardziej będzie to odczuwała. W skrajnym przypadku cierpiałaby naprawdę ogromne katusze, które w ostateczności doprowadziłyby do szaleństwa lub śmierci. Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby to dobre rozwiązanie, aby w końcu pozbyć się wiszącej na jej szyi grubej pętli, za którą bezustannie ciągnął bezlitosny książę. Była tym już zmęczona. Dawno zapomniała, jak to jest trzymać głowę na miękkiej poduszce, zatapiając się w bezpiecznym, sennym świecie, który po przebudzeniu nie zmieniał się gwałtownie w koszmar. Nawet gdyby dostała kilka dni wolnego od sprawunków i krwawych misji, które zawdzięczała spaczonemu umysłowi Havela, czuła, że nie potrafiłaby odpoczywać. Dusze ludzi, których pozbawiła życia, krzyczały do niej każdego dnia. Jak mogłaby zapomnieć o tym, co im zrobiła?
Kolejne ukłucie w sercu dało znać o tym, że Havel Danneville oddalał się od niej z prędkością światła. To podsunęło jej pod nos jedną z ważnych, być może kluczowych wskazówek: prawdopodobnie podróżował konno i to w dosyć odległe miejsce. Jeżeli chciała zachować zdrowe zmysły, powinna się spieszyć i również ruszyć za porywaczami, używając takiego samego środka komunikacji.
Farinae przymknęła ociężałe powieki i zmarszczyła czoło, próbując wytężyć swój zmęczony umysł. Głosy zmarłych gromadziły się wokół niej, skutecznie to uniemożliwiając. Wyjątkowo nie krzyczały – tym razem zdawały się śpiewać, zupełnie jakby chciały ukołysać ją do snu. Oprócz tego, że nienawidziły jej, nienawidziły również Havela Danneville’a. Życzyły mu śmierci w najgorszych męczarniach. Usypiając ją, mogłyby zapewnić sobie triumf zarówno z powodu zapewnienia bolesnego końca jednej stronie, jak i drugiej. Gdy książę za daleko zawędruje, Farinae nie będzie już w stanie mu pomóc – sama umrze w męczarniach; a jeżeli ona mu nie pomoże, nie pomoże mu już prawdopodobnie nikt, w końcu więcej miał wrogów niż sprzymierzeńców. Przez chwilę miała ochotę ulec tym kojącym głosom, ale ze złością je od siebie odepchnęła, kiedy usłyszała przebijający się gdzieś przez cienką ścianę jej umysłu dobrze znany ton: Pamiętaj, o co walczymy.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy pod słońcem bolało to, że pomimo zniewolenia, wraz z Havelem łączył ją jeden istotny cel: doprowadzić do upadku króla Astrantii. Nawet jeżeli nie zależało jej na własnym życiu, nawet jeżeli nie zależało jej na życiu swojego oprawcy, wiedziała, że musi go ratować, ponieważ bez niego nie osiągnie tego, co chciała zamierzała.  
Biorąc głęboki wdech, otworzyła oczy i przeniosła się gwałtownie do pionu. Miała niewiele czasu. Powinna już wyruszać. Samo spoglądanie w pustą przestrzeń jej nie pomoże. Powinna się skupić i to szybko.
Gdzie umykał Havel? Zbolałe serce wskazywało, że na północ. Ostatnio ojciec groził mu konsekwencjami wynikającymi z jego butnego, ryzykownego postępowania wobec wrogiego państwa. Pogłoski mówiły, że chce go ukarać. W pierwszej kolejności pomyślała, że to gwardziści króla zawędrowali tutaj po jego syna, szybko jednak wyrzuciła z głowy tę myśl. Vilarsia nie znajdowała się na północ od miejsca, w którym obecnie się znajdowała. Na północy znajdowało się Urien. Wódz tamtejszego królestwa przysiągł sobie, że nabije na pal głowę księcia. Spotkajmy się na polu bitwy nie były słowami wyłącznie nawołującymi do walki, to były słowa, które miały skłonić ją do myślenia. Ze wszystkich państw Kwiatu Sevry, gdzie znajdowały się w większości spokojne i małe krainy pragnące pokoju, to właśnie Urien prowadziło otwartą, zbrojną walkę z Astrantią. W innym przypadku Farinae mogłaby pełnić rolę dyplomatki, w tym musiała jednak podjąć się bardziej dosadnego zadania – uczynić miejsce spotkania z Uriończykami własnym polem bitwy.
Kolejne ukłucie bólu dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Tym razem to uczucie powaliło ją na kolana, pozbawiając tymczasowo czucia w kończynach. Głośno i niespokojnie dysząc, przeniosła się ociężale do pionu. Wiedziała już, nie ma zbyt wiele czasu. To dlatego krętym krokiem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Zanim jednak chwyciła za klamkę, spojrzała w kierunku przeciwległej ściany, gdzie oparty o szafę stał wciąż niedoczyszczony miecz księcia, którego okalała zaschła krew. Błyskał do niej ostrzem, od którego odbijało się światło woskowych świec. Powinna go ze sobą wziąć w podróż, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, w głowie słyszała jednak głos księcia, który mówił do niej z kpiną: To ty jesteś moim mieczem i moją tarczą. Miał rację.
Lada moment miała rozpętać się prawdziwa burza. I pierwszy raz w życiu Farinae nie żałowała, że rozleje w tę ciemną noc litry krwi. Bo co innego było zabijać niewinnych, co innego ludzi, których darzyła taką samą nienawiścią, jak i swojego oprawcę, Havela Danneville’a.





4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie wyszedl ci ten kawałek. Slowa piosenki wplecione w historię zrobiły magie. Nie zdawalam sobie sprawy ze ona jest az tak polaczona z księciem. Fizyczny ból jakiego doznawala z kazdym kilometrem z którym on sie od niej oddalal. Widze mnustwo inspiracji piosenka ale i kontynuacje interesującej historii

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Nie poczułam, by ten tekst był wymuszony. Scena miała swoje tempo, te dylematy, jakie nachodzą Farinae są naturalne, nie dziwię się, że trudno jej podjąć decyzję.
    Jak zauważyła Kaja, ciekawie wplotłaś tu piosenkę, widać, że naprawdę podziałała na Ciebie wenotwórczo. Jestem ciekawa, co będzie dalej kiedy dziewczyna i Havel spotkają się na polu bitwy. Wyczuwam jatkę i jeszcze więcej dusz osaczających dziewczynę ze swoim śpiewem, ale chyba przywykłam, że takie przeznaczenie jej przyszykowałaś.
    Dobre opisy, wplecione emocje i jak najbardziej zrealizowany temat. Gratuluję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwykle miewam problemy z tekstami bez żadnych dialogów, zwykle mnie meczą w pewien sposób, nie wiem czemu, może jestem człowiekiem zaprogramowanym na tańszą rozrywkę i jak trzeba sie skupić, to ciężej mi to idzie xd dywagacje xd ale nie, tu rozkminy mi się podobały. Wszystko były przesycone piosenką i powiem szczerze, że taka interpretacja podoba mi się bardziej chyba, niż ta, którą zwykle sama używam. Te wtrącenia, sam jezyk polski jakby robi na mnie mocne wrażenie. No i fakt, że wprowadzasz kluczowe fragmenty w odpowiednich momentach. Żałuję, że nie znam lepiej uniwersum, wtedy pewnie rozkochałabym się w tekście. Nie jest mi całkiem obce, bo na pewno przecież nie pierwszy raz czytam o Havelu, ale nie jestem na bieżąco jeśli chodzi o jego relacje z Farinae (zachwyt nad imionami sobie daruje, bo na pewno juz go wyrazalam xd). Mimo to bez problemu wczułam się w jej emocje, w emocje emanujące z całości, jakąś zagadkę, poczucie obowiązku - chociaz bardziej to, hm, takie... no musze mu ratowac dupe, bo inaczej sama zle skoncze! xd czyli to nie obowiązek, bardziej przymus i to z takiej kategorii "serio musisz" ;D -no i co tu dużo mówić, chcialabym wiedziec, jak sie to skonczylo. Tekst nie jest lekki, raczej ma w sobie mrok i był taki... gęsty. O. Nasycony. No i myślę, że jestes dla sb zbyt surowa. Dosłownie w jednym miejscu na chwilkę zgubiła mi się płynność, coś mnie zatrzymało na chwilę w pierwszym akapicie, ale zaraz poczułam klimat i przepłynęłam przez tekst. I nie mm mu nic do zarzucenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale płynny ten tekst :) Taki nie tylko pasujący do piosenki, ale współgrajacy ze sobą i naprawdę bardzo fajnie się go czyta :)Mi nie przeszkadza nieobecność dialogów, właśnie takie rozmyślania i lekkie opowiadanie historii jest fajne :) Niby sama historia, ale ma swoje tempo i ukrytą gdzieś tam grozę i dramat.
    Dusze zabitych skojarzył mi się z duszami w ciele Enviego z FMA. Krzyk dusz na pewno rodzierał osobista duszę Farinea.
    Uwielbiam rysowane przez Ciebie przywiazanie Fari do Havela. To nie jest romantyzm, to nie jest braterstwo, to jest coś bolesnego, nic wspólnego z syndromem sztokholmskim, po prostu droga bez wyjścia. Uwielbiam to. :)
    Wcale nie czuć, że coś jest wymuszone, wręcz przeciwnie, jest w nim tyle emocji, że sama poczułam bolące serce. Bardzo ładnie :D

    OdpowiedzUsuń