Trudno mi szło pisanie tego
opowiadania. Nie do końca miałam na nie pomysł i ociężale mi to szło. Nie
sądzę, aby trzymało wysoki poziom, ale przynajmniej po części podołałam temu
wyzwaniu.
***
Spotkajmy się na polu bitwy.
Farinae
opuściła bezwiednie kawałek poszarpanego pergaminu na podłogę. Gdyby nie znała
Havela, mogłaby pomyśleć, że wzywa ją do walki na śmierć i życie, jednak
doskonale wiedziała, że nie o to mu chodziło. To miała być dla niej wskazówka
odnośnie tego, gdzie zniknął. Kilka lat wstecz, kiedy szkolił ją na godnego
swojego miana wojownika, ustalili kilka zasad dotyczących nagłych,
niewyjaśnionych przypadków, które mogły się w przyszłości wydarzyć. To, co za
każdym razem jej powtarzał, to słowa: Zostawiaj
poszlaki lub naucz się z nich czytać. Havel niewątpliwie zostawił kilka
cennych śladów, zanim został pojmany – bo właśnie na to wskazywało otoczenie. Na
pewno nie należał do osób, które w razie porwania czyniłby wkoło siebie chaos,
byleby tylko uwolnić się z rąk wrogów. Z dumnie uniesioną głową i spokojem
przyjąłby taki stan rzeczy, jaki narzucił mu los. On doskonale wiedział, kto po niego zmierza. Porozrzucał
poszczególne przedmioty po komnacie po to, aby dać jej znać, że nie wyszedł
stąd dobrowolnie, dodatkowo zostawił dosyć mgliście brzmiącą wiadomość. Kto go
porwał? Co zamierzał z nim zrobić? I dlaczego mieliby się spotykać na polu
bitwy? Tak dużo pytań i żadnej odpowiedzi.
Farinae
usiadła na rogu łóżka. Atłasowa kołdra spływała z niego na podłogę jak krwistoczerwony,
znieruchomiały wodospad. Rozglądając się po pokoju, szukała jakiegoś
szczególnie ważnego znaku, jaki mógł zostawić jej Havel, niestety nic takiego
nie potrafiła znaleźć. Widocznie miał zbyt mało czasu na wymyślenie konkretnej
podpowiedzi. Raczej liczył na to, że pomoże jej intuicja, a ta nie zawsze żyła
z nią w zgodzie – w chwili obecnej zagłuszały ją niepokój i zmęczenie. Miała
ogromną chęć po prostu rzucić się na miękkie łoże i usnąć jak dziecko na
najbliższe kilka dni, robiąc tym samym na złość osobie, która więziła ją tutaj przez
wiele lat. Nie chciała po nią wyruszać, jednak nieprzyjemny uścisk w sercu
przypominał jej o tym, że była zniewolona magią. Im dalej od dworu oddalał się
Havel Danneville, tym bardziej będzie to odczuwała. W skrajnym przypadku
cierpiałaby naprawdę ogromne katusze, które w ostateczności doprowadziłyby do
szaleństwa lub śmierci. Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby to dobre
rozwiązanie, aby w końcu pozbyć się wiszącej na jej szyi grubej pętli, za którą
bezustannie ciągnął bezlitosny książę. Była tym już zmęczona. Dawno zapomniała,
jak to jest trzymać głowę na miękkiej poduszce, zatapiając się w bezpiecznym,
sennym świecie, który po przebudzeniu nie zmieniał się gwałtownie w koszmar.
Nawet gdyby dostała kilka dni wolnego od sprawunków i krwawych misji, które
zawdzięczała spaczonemu umysłowi Havela, czuła, że nie potrafiłaby odpoczywać.
Dusze ludzi, których pozbawiła życia, krzyczały do niej każdego dnia. Jak
mogłaby zapomnieć o tym, co im zrobiła?
Kolejne
ukłucie w sercu dało znać o tym, że Havel Danneville oddalał się od niej z
prędkością światła. To podsunęło jej pod nos jedną z ważnych, być może
kluczowych wskazówek: prawdopodobnie podróżował konno i to w dosyć odległe
miejsce. Jeżeli chciała zachować zdrowe zmysły, powinna się spieszyć i również
ruszyć za porywaczami, używając takiego samego środka komunikacji.
Farinae
przymknęła ociężałe powieki i zmarszczyła czoło, próbując wytężyć swój zmęczony
umysł. Głosy zmarłych gromadziły się wokół niej, skutecznie to uniemożliwiając.
Wyjątkowo nie krzyczały – tym razem zdawały się śpiewać, zupełnie jakby chciały
ukołysać ją do snu. Oprócz tego, że nienawidziły jej, nienawidziły również
Havela Danneville’a. Życzyły mu śmierci w najgorszych męczarniach. Usypiając
ją, mogłyby zapewnić sobie triumf zarówno z powodu zapewnienia bolesnego końca
jednej stronie, jak i drugiej. Gdy książę za daleko zawędruje, Farinae nie
będzie już w stanie mu pomóc – sama umrze w męczarniach; a jeżeli ona mu nie
pomoże, nie pomoże mu już prawdopodobnie nikt, w końcu więcej miał wrogów niż
sprzymierzeńców. Przez chwilę miała ochotę ulec tym kojącym głosom, ale ze
złością je od siebie odepchnęła, kiedy usłyszała przebijający się gdzieś przez
cienką ścianę jej umysłu dobrze znany ton: Pamiętaj,
o co walczymy.
Najbardziej
ze wszystkich rzeczy pod słońcem bolało to, że pomimo zniewolenia, wraz z
Havelem łączył ją jeden istotny cel: doprowadzić do upadku króla Astrantii.
Nawet jeżeli nie zależało jej na własnym życiu, nawet jeżeli nie zależało jej na
życiu swojego oprawcy, wiedziała, że musi go ratować, ponieważ bez niego nie
osiągnie tego, co chciała zamierzała.
Biorąc
głęboki wdech, otworzyła oczy i przeniosła się gwałtownie do pionu. Miała
niewiele czasu. Powinna już wyruszać. Samo spoglądanie w pustą przestrzeń jej
nie pomoże. Powinna się skupić i to szybko.
Gdzie
umykał Havel? Zbolałe serce wskazywało, że na północ. Ostatnio ojciec groził mu
konsekwencjami wynikającymi z jego butnego, ryzykownego postępowania wobec
wrogiego państwa. Pogłoski mówiły, że chce go ukarać. W pierwszej kolejności
pomyślała, że to gwardziści króla zawędrowali tutaj po jego syna, szybko jednak
wyrzuciła z głowy tę myśl. Vilarsia nie znajdowała się na północ od miejsca, w
którym obecnie się znajdowała. Na północy znajdowało się Urien. Wódz
tamtejszego królestwa przysiągł sobie, że nabije na pal głowę księcia. Spotkajmy się na polu bitwy nie były
słowami wyłącznie nawołującymi do walki, to były słowa, które miały skłonić ją
do myślenia. Ze wszystkich państw Kwiatu Sevry, gdzie znajdowały się w
większości spokojne i małe krainy pragnące pokoju, to właśnie Urien prowadziło
otwartą, zbrojną walkę z Astrantią. W innym przypadku Farinae mogłaby pełnić
rolę dyplomatki, w tym musiała jednak podjąć się bardziej dosadnego zadania –
uczynić miejsce spotkania z Uriończykami własnym polem bitwy.
Kolejne
ukłucie bólu dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Tym razem to uczucie powaliło
ją na kolana, pozbawiając tymczasowo czucia w kończynach. Głośno i niespokojnie
dysząc, przeniosła się ociężale do pionu. Wiedziała już, nie ma zbyt wiele
czasu. To dlatego krętym krokiem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Zanim
jednak chwyciła za klamkę, spojrzała w kierunku przeciwległej ściany, gdzie
oparty o szafę stał wciąż niedoczyszczony miecz księcia, którego okalała
zaschła krew. Błyskał do niej ostrzem, od którego odbijało się światło
woskowych świec. Powinna go ze sobą wziąć w podróż, doskonale zdawała sobie z
tego sprawę, w głowie słyszała jednak głos księcia, który mówił do niej z kpiną:
To ty jesteś moim mieczem i moją tarczą.
Miał rację.
Lada
moment miała rozpętać się prawdziwa burza. I pierwszy raz w życiu Farinae nie
żałowała, że rozleje w tę ciemną noc litry krwi. Bo co innego było zabijać
niewinnych, co innego ludzi, których darzyła taką samą nienawiścią, jak i
swojego oprawcę, Havela Danneville’a.
Bardzo fajnie wyszedl ci ten kawałek. Slowa piosenki wplecione w historię zrobiły magie. Nie zdawalam sobie sprawy ze ona jest az tak polaczona z księciem. Fizyczny ból jakiego doznawala z kazdym kilometrem z którym on sie od niej oddalal. Widze mnustwo inspiracji piosenka ale i kontynuacje interesującej historii
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNie poczułam, by ten tekst był wymuszony. Scena miała swoje tempo, te dylematy, jakie nachodzą Farinae są naturalne, nie dziwię się, że trudno jej podjąć decyzję.
Jak zauważyła Kaja, ciekawie wplotłaś tu piosenkę, widać, że naprawdę podziałała na Ciebie wenotwórczo. Jestem ciekawa, co będzie dalej kiedy dziewczyna i Havel spotkają się na polu bitwy. Wyczuwam jatkę i jeszcze więcej dusz osaczających dziewczynę ze swoim śpiewem, ale chyba przywykłam, że takie przeznaczenie jej przyszykowałaś.
Dobre opisy, wplecione emocje i jak najbardziej zrealizowany temat. Gratuluję.
Pozdrawiam.
Zwykle miewam problemy z tekstami bez żadnych dialogów, zwykle mnie meczą w pewien sposób, nie wiem czemu, może jestem człowiekiem zaprogramowanym na tańszą rozrywkę i jak trzeba sie skupić, to ciężej mi to idzie xd dywagacje xd ale nie, tu rozkminy mi się podobały. Wszystko były przesycone piosenką i powiem szczerze, że taka interpretacja podoba mi się bardziej chyba, niż ta, którą zwykle sama używam. Te wtrącenia, sam jezyk polski jakby robi na mnie mocne wrażenie. No i fakt, że wprowadzasz kluczowe fragmenty w odpowiednich momentach. Żałuję, że nie znam lepiej uniwersum, wtedy pewnie rozkochałabym się w tekście. Nie jest mi całkiem obce, bo na pewno przecież nie pierwszy raz czytam o Havelu, ale nie jestem na bieżąco jeśli chodzi o jego relacje z Farinae (zachwyt nad imionami sobie daruje, bo na pewno juz go wyrazalam xd). Mimo to bez problemu wczułam się w jej emocje, w emocje emanujące z całości, jakąś zagadkę, poczucie obowiązku - chociaz bardziej to, hm, takie... no musze mu ratowac dupe, bo inaczej sama zle skoncze! xd czyli to nie obowiązek, bardziej przymus i to z takiej kategorii "serio musisz" ;D -no i co tu dużo mówić, chcialabym wiedziec, jak sie to skonczylo. Tekst nie jest lekki, raczej ma w sobie mrok i był taki... gęsty. O. Nasycony. No i myślę, że jestes dla sb zbyt surowa. Dosłownie w jednym miejscu na chwilkę zgubiła mi się płynność, coś mnie zatrzymało na chwilę w pierwszym akapicie, ale zaraz poczułam klimat i przepłynęłam przez tekst. I nie mm mu nic do zarzucenia.
OdpowiedzUsuńAle płynny ten tekst :) Taki nie tylko pasujący do piosenki, ale współgrajacy ze sobą i naprawdę bardzo fajnie się go czyta :)Mi nie przeszkadza nieobecność dialogów, właśnie takie rozmyślania i lekkie opowiadanie historii jest fajne :) Niby sama historia, ale ma swoje tempo i ukrytą gdzieś tam grozę i dramat.
OdpowiedzUsuńDusze zabitych skojarzył mi się z duszami w ciele Enviego z FMA. Krzyk dusz na pewno rodzierał osobista duszę Farinea.
Uwielbiam rysowane przez Ciebie przywiazanie Fari do Havela. To nie jest romantyzm, to nie jest braterstwo, to jest coś bolesnego, nic wspólnego z syndromem sztokholmskim, po prostu droga bez wyjścia. Uwielbiam to. :)
Wcale nie czuć, że coś jest wymuszone, wręcz przeciwnie, jest w nim tyle emocji, że sama poczułam bolące serce. Bardzo ładnie :D