Słaba ta część, bo to dla mnie
jakiś kiepski tydzień pod względem pisarskim. Nie umiałam z siebie więcej wykrzesać,
ale spokojnie, TSA jeszcze będzie ciekawsze. Chyba.
***
W
przeciągu kilku sekund pogodziłam się z nadchodzącą karą, która mogła pozbawić mnie
życia, jednak kiedy poczułam, że moje nogi dotykają posadzki z niemałą pomocą
obcych dłoni, zrozumiałam, że przesadziłam z dramatyzmem. Nieznajomy stojący na
dole złapał mnie pod pachami i przytrzymał w tej niewygodnej pozycji,
pozwalając mi na złapanie równowagi. Zaskoczona spojrzałam w górę, wyginając
szyję pod niewygodnym kątem.
–
Cześć. Może to niespodziewane powitanie, ale musisz przyznać, że godne
prawdziwego superbohatera ratującego damy z opałów – powiedział rozbawiony
chłopak. Kiedy już przywrócił mnie silnym gestem do pionu, mogłam zmierzyć go
od góry do dołu, a tym samym powierzchownie ocenić. Musiałam przyznać, że nie
tego się spodziewałam. Byłam już gotowa uwierzyć, że cała ta akademia jest
wypełniona po brzegi świrami
zrzucającymi ze schodów swoje koleżanki, a tymczasem w przeciągu kilku sekund
od tego zdarzenia poznałam chłopaka, który nie dość, że miał zadatki na
autentycznego superbohatera, to jeszcze wyglądał, jak wyjęty prosto z magazynu
dla nastolatek. Coś mi tutaj nie pasowało. Przystojni chłopcy nigdy się do mnie
nie odzywali. Może jednak umarłam?
Zmrużyłam
ciekawsko oczy, badając każdy skrawek wyrzeźbionego ciała. W tym czasie jego
uroczy uśmiech zdawał się zastygnąć, jakby oczekiwał na nieśmiałą odpowiedź z
przesadną cierpliwością.
Miarka
w moich oczach podpowiadała, że chłopak miał blisko stu osiemdziesięciu pięciu
centymetrów wzrostu. Kasztanowe, krótkie włosy były w połowie mokre i
przysłaniały mu czoło. Krople wody spływały po śniadej cerze, którą podkreślały
intensywnie zielone oczy z śladowymi ilościami brązu – przysłaniały je długie,
niemal kobiece rzęsy, które wcale nie ujmowały uroku jego idealnej, kwadratowej
twarzy nastoletniego modela. Był szczupły, ale umięśniony, o czym mogłam przekonać
się na własne oczy. Musiał chwilę temu zażyć kąpieli, ponieważ był ubrany tylko
w krótkie spodenki. Jego klatkę piersiową przysłaniał subtelnie zarzucony przez
szyję ręcznik.
–
Dobrze – zaczął niepewnie chłopak. Podrapał się w tył głowy, ukazując swoje subtelnie
chłopięce zawstydzenie. Jak ktoś taki mógł mieć dziwne moce pokroju moich
niszczycielskich zdolności? Nie chciałam w to wierzyć. Tacy ludzie mieli
przecież idealne życie. – Zacznijmy inaczej. – Chrząknął, po czym wystawił w
moją stronę dłoń. – Darren Bawden.
–
Chaney Coldwell – wyrzuciłam z siebie, ściskając ostrożnie jego dłoń. – I…
dzięki za ratunek. – Zerknęłam w bok, marszcząc z onieśmieleniem czoło.
Zdecydowanie nie lubiłam, kiedy musiałam być komuś za coś wdzięczna. Przez
większość życia polegałam wyłącznie na sobie, więc to niecodzienna i na dodatek
niewygodna dla mnie sytuacja.
–
Nie ma sprawy. – Darren uśmiechnął się szeroko, a potem skierował spojrzenie ku
piętru. – Hej, nie sądzisz, że też powinieneś się przedstawić? – spytał miłym
głosem. Kiedy obróciłam się w wyznaczonym przez obcego chłopaka kierunku,
zauważyłam, że mój oprawca wciąż stał w tym samym miejscu. Teraz opierał się po
prostu o poręcz, jakby z satysfakcją oglądał moją niedoszłą śmierć. – No i
wiesz, mógłbyś przeprosić Chaney. Jest tutaj nowa. Trochę z nami pomieszka, z
tego co mówiła moja matka. – Darren przetarł ręcznikiem mokre włosy, które
posłały już kilka dorodnych kropel na śliską posadzkę.
Spojrzałam
podejrzliwie na przystojnego nastolatka. Co miał na myśli, mówiąc „matka”?
Najwyraźniej musiał dostrzec mój pytający wzrok, bo szybko wytłumaczył:
–
Opiekunka tego miejsca jest moją mamą. – Posłał mi kojący uśmiech, w którym
miałam ochotę utonąć, jak w morzu czekolady. Chętnie bym go schrupała, gdyby
nie to, że był typem popularnego, szkolnego sportowca. Ja byłam nikim. Po
prostu zawsze starałam się wtopić w tłum.
–
Więc…? – Darren posłał koledze znaczące, ale wciąż nienachlane spojrzenie
pozbawione złości. Coś mi podpowiadało, że należał do tych idealnych,
czarujących chłopaków, którzy nigdy nie unosili się gniewem. Czy spłodził go
sam Bóg? W takim razie już wiem, gdzie podziewały się moje dobre geny – zostały
ofiarowane w prezencie komuś innemu…
–
Pieprz się – warknął chłopak, zakładając na głowę kaptur i chowając dłonie do
kieszeni spodni. Ostatni raz posłał
mi mordercze spojrzenie, które mówiło: „żałuję, że nie zdechłaś”, a potem
ruszył w głąb korytarza, głośno stukocząc przy tym ciężkimi glanami.
Zamrugałam
nierozumnie oczami.
–
Co to było? – spytałam pod nosem. Najwyraźniej powiedziałam coś zabawnego, bo
mój nowy kolega wybuchnął dźwięcznym śmiechem. Jego reakcja sprawiła, że
zmarszczyłam podejrzliwie czoło.
–
To Vrei. Bardzo specyficzny chłopak. – Darren spojrzał na mnie ukradkiem. Nagle
dziwnie spoważniał. – Na pewno twoje pierwsze dni tutaj nie będą łatwe. Vrei nie
przepada za nowymi osobami. Potrafi być bardzo wredny i na dodatek jest
kompletnie pozbawiony empatii. – Westchnął ciężko, potrząsając z zawodem głową.
– Nie daj się zastraszyć. W razie problemów możesz zwrócić się do mnie. Nie ma
sensu kłócić się z Vreiem. Większość
potyczek słownych załatwia… ogniem. – Chrząknął znacząco.
–
Prawdziwym… ogniem? – spytałam, dodając do tego nutkę akcentującej ironii,
polegającej na skopiowaniu jego tonu głosu. Sądząc po stonowanej reakcji,
raczej nie rozczytał moich prześmiewczych zamiarów. A może to ja słabo się
starałam?
–
Prawdziwym ogniem. – Darren pochylił się ku mnie i ściszył konspiracyjnie głos.
– To nieuleczalny piroman.
–
W porządku, poradzę sobie – mruknęłam na boku, stawiając krok w tył. Może
chłopak był przystojny i sprawiał wrażenie miłego, ale nie miałam zamiaru mu
ufać. Nie miałam zamiaru ufać nikomu, kto tutaj mieszkał. – Ja załatwiam sprawy
prawdziwymi wybuchami. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Macie przerąbane.
Darren
zamrugał nierozumnie oczami. Postanowiłam zostawić go z tą dezorientacją
samego.
–
Ponoć twoja mama gdzieś na mnie czeka, także… cześć.
Zostawiając
go na schodach, ruszyłam ponownie ku górze.
Ani
mi się śniło nawiązywać z kimkolwiek przyjaźnie. Prawdopodobnie wybuchłyby w
taki sam sposób, jak większość budynków, które rozwaliłam z pomocą swoich nieopanowanych
mocy. Darren Bawden z pewnością niedługo to zrozumie.
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak Chaney zauważyła, Darren jest taki idealny, pod gust nastolatek z amerykańskich filmów młodzieżowych, dlatego nie czuję do niego sympatii. Tacy krystaliczni bohaterowie jakoś nigdy do mnie nie przemawiali, więc zrozumiałe, iż na razie bardziej skupię swoją uwagę na Vreiu (swoją drogą ciekawe imię). Piroman i wybuchowa dziewczyna - to może być niesamowicie ciekawe połączenie :)
Niewiele na razie faktów o samej akademii, ale wiem, że jak się historia rozwinie, to będzie ich więcej. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
Hej, hej, HEJ! Na maśle maślanym, przez masło maślane popędzane, wjeżdżam, aby napisać ten jakże niezwykle urodziwy komentarz, który bez pomocy chirurgii plastycznej wygląda olśniewająco! No dobra... Kogo ja chcę oszukać? Także kończę maślanić i biorę się do właściwych treści! Wziuum!
OdpowiedzUsuńPamiętam doskonale, że jakaś historia miała być zainspirowana Simsami (tak, tak – przeczytałam też poprzednią część!), ale nie spodziewałam się czegoś takiego! Raczej myślałam o czymś nieco lżejszym, a Ty ponownie kopnęłaś mnie w klatkę piersiową, pozbawiając tchu. Nie powiem, miewałaś lepsze „twórczochwile”, gdzie każdy, kto zna inne Twoje teksty bez problemu to wyłapie, ale ta seria też jest dobra. Wystarczy ją ociupinkę podrasować i wszystko będzie cacy.
Uwielbiam główną bohaterkę. Chociaż po Chaney poniekąd widać to przerażenie (w końcu trafiła gdzieś, gdzie nie od razu ludzie jej się podporządkują), ale stara się trzymać poziom. Przypuszczam, że niejednokrotnie pociśnie takimi tekstami, że mistrzowie ciętych ripost będą jej się kłaniać dniami i nocami! Co zaś się tyczy Darrena... Nie lubię go. Wybacz, ale wydaje mi się zbyt miły. Zbyt uroczy. Zazwyczaj tacy mają coś do ukrycia lub do końca zachowują się jak ciapciaki, gdzie najlepiej by było dać im wiaderko, łopatki i grabie, i pogonić do piaskownicy. Natomiast przerażająco tajemniczy Vrei, choć nie zrobił nic takiego, by go polubić (no bo kto normalny na „dzień dobry” chce kogoś pozbawić życia?), to jednak wyczuwam, że jeszcze zdoła mnie zaskoczyć. Ale jak dokładnie? Tego jeszcze nie wiem. Za to wiem, że na pewno nie raz będzie miał małe wojny z naszą wybuchową bohaterką!
Aktualnie mam mało informacji o samej akademii, dlatego na jej temat nie mogę się rozpisać. Za to szepnę (tak dla odmiany xD), że już skromna liczba mieszkańców może wnieść do tego miejsca sporo życia... :D
Także no. Chyba też niezbyt maślany ten komentarz, ale wiesz, że spoglądam na ciebie z nienachLAnym spojrzeniem, oczekując kolejnych części. Wiem, że robisz sobie małą przerwę od tego, ale i tak będę czekać. :D
Na maśle maślanym, przez masło maślane popędzane, odjeżdżam!
To nienachlane spojrzenie wciąż mnie zabija... XDDDDDDDD Jak do tego doszło, nie wiem! *śpiewa*.
UsuńNo, Akademia nie jest w tym momencie na zbyt wysokim poziomie. Planowałam coś zupełnie innego. Ale myślę, że to się zmieni, jak już na maśle wjedzie reszta bohaterów >D. Szczególnie że Vrei ma do duetu ze sobą jeszcze jedną wredną wiedźmę. A Darren do kompletu jeszcze jedną wkurzająco uroczą osóbkę (tak, te zestawienia były celowe!). W sumie to po tym komentarzu dodałaś mi energii do pisania TSA. Może coś jeszcze dzisiaj wykminię! Wypadałoby przedstawić resztę tego chorego zgromadzenia >D.
P.S. W sumie te nasze maślane wstawki przypominają mi taki dramat, wiesz? Jakby to były takie didaskalia kończące dany akt XD. "Bohater odjeżdża na maśle". No, kuźwa. Aż mi się jakieś dziwne opowiadanie z fabryką masła w tle utworzyło w głowie... Czaisz taki dramat z tragicznymi, patetycznymi tekstami w fabryce masła? Gdzie bohater na końcu opowieści odlatuje na kostce masła do ciepłych krajów? Dobrze, że dzisiaj nie ma warowej konfy o Fai, Kreciku i Idolce, bo bym kuźwa rzucała pomysłami tego pokroju... XD