Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 8 września 2019

[26] Quisiera: Eres la cura de mi enfermedad ~ Miachar

    Byłem zniecierpliwiony. Do tego zdenerwowany bardziej niż przed ubiegłotygodniową premierą spektaklu. Ponoć goście z innych uczelni byli zachwyceni moją grą młodego króla, a w siecie pojawiło się wiele pochlebnych opinii, co bardo mnie cieszyło, ale za ważniejsze uważałem zdanie pewnej dziewczyny, która pamiętała moje aktorskie początki w pewnym gimnazjum, gdzieś w środku pewnego stanu na północy kraju. Mimo moich obaw Rebeca również uznała moją grę za niezłą, a to w jej ustach brzmiało jak najlepszy komplement. Byłem ukontentowany, ale obecnie daleki od dobrego humoru. Jak głupi czekałem od dwudziestu minut przed budynkiem biblioteki, by spotkać się z Bec i dowiedzieć prosto od niej, jaką ocenę uzyskały z Kitty za swój projekt o mnie. Jako bohater tej pracy powinienem być przecież poinformowany, poza tym dawno nie widziałem koleżanki. A, musiałem przyznać, trochę się za nią stęskniłem.

    Niecierpliwiłem się i denerwowałem, a dziewczyny nie było nigdzie widzieć. Zerknąłem na zegarek, ale nie było wątpliwość – przyszedłem na czas, to ona się spóźniała. Westchnąłem ciężko. Gdybym miał numer do Kitty, zadzwoniłbym do niej i wywiedział się, gdzie to Bec zabłądziła, ale go nie miałem. Nie znałem także żadnych innych nowych znajomych dawnej sąsiadki, jedyne, co mi pozostało, to właśnie to nieszczęsne czekanie.
    Nad kampus nadciągały szare chmury, które nie wróżyły nic dobrego. Nie uśmiechało mi się sterczeć tak i dać zaatakować możliwym kroplom, ale nie umiałem się ruszyć. Miałem się tu spotkać z Bec, a że bardzo tego chciałem – może bawet bardziej niż byłem w stanie to przyznać – to nadal tkwiłem przed budynkiem.
    Cierpliwość nie należała do moich najlepszych cech, nic dziwnego, że po kolejnych pięciu minutach chciałem odejść, ale właśnie wtedy trzasnęły drzwi i zostałem zawołany.
    – Juan!
    Patrzyłem, jak dziewczyna zbiega po schodach, kryjąc głowę pod czapką, a w jej prawej dłoni tkwiła duża tabliczka czekolady. Uniosłem brew na ten widok. Miałem nadzieję, że jest z orzechami.
    – Cześć – powiedziała, przystając przede mną. – Przepraszam za to horrendale spóźnienie, ale nauka do kolowkium mi się przeciągnęła. – Rozumiałem, bo też przez to przechodziłem. – Proszę, to dla ciebie.
    Podała mi czekoladę, a ja przyjąłem ją ostrożnie. Moje nadzieje okazały się prawdą, była z orzechami.
    – Dzięki. Za co to?
    Fioletowe pasmo włosów dziewczyny odrobinę wyblakło, co mi się podobało. Naprawdę uwielbiałem Bec w jej naturalnym kolorze, taka była śliczna.
    – Za pomoc. Dostałyśmy po piątce, a nasza wykładowczyni pochwaliła nas za wybór modela. Widziałą cię na scenie i była tobą zachwycona. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. – Wygląda na to, że masz nową fankę.
    Zarumieniłem się odrobinę, bo naprawdę takie słowa, komplemetny nadal mnie zawstydzały, choć zwykłem pokazywać niezwykłą pewność siebie i wiarę w swój talent.
    – Dzięki. A, nie ma za co. Miło było pomóc.
    Z tych beznadziejnych chmur w końcu zaczęło padać. Oboje spojrzeliśmy w niebo i westchnęliśmy. Że też zimą musiała zdarzać się i taka pogoda.
    Gdzieś niedaleko przechodziła grupka starszych studentów, jeden z nich zaintonował Singing in the rain. Spojrzałem na koleżankę i uśmiechnąłem się kąśliwie.
    – Może masz ochotę zatańczyć? – zapytałem.
    Rebeca spojrzała na mnie tak, jak patrzy się na kumpla, o którym się wie, że będzie urządzał sceny w miejscach publicznych ze sobą w roli głównej, bo nie rozumie kontekstu sytuacji. Znała mnie dobrze, pewnie wyczuła, że zrobię coś podobnego.
    – Nie będę tańczyć w deszczu – odpowiedziała. – Dlaczego? Bo nie chcę zmoknąć – fakt, czapka nie najlepiej chroniła przed nawałem wody – a poza tym nie potrafisz tańczyć.
    Uniosłem dłonie w geście kapitulacji.
    – Co racja, to racja. – Taniec był tym talentem, którego mi poskąpiono. – To może odprowadzę cię pod akademik, by było ci raźniej?
    Jeśli mogłem, chciałem pobyć z nią odrobinę dłużej.
    Rebeca uśmiechnęła się przyjaźnie i kiwnęła głową.
    – Dziękuję, chętnie z tego skorzystam. Tylko czy zdążymy, nim rozpada się na dobre?
    Pogonieni przez to pytanie ruszyliśmy w głąb kampusu, a ja poczułem, że wcześniejsze emocje opuszczają mnie, zastąpione przez radość.
    Czasami czułem się samotny na studiach. Samotność bywa uznawana za chorobę. Moim lekiem na nią była ta dziewczyna i jej obecność. Dlatego musiałem zatroszczyć się, by mieć z nią do czynienia jak najczęściej. Wtedy nie będę chorował.

2 komentarze:

  1. Na początku myślałam, że Rebecca go wystawi ale sie pomylilam. Czekolada, mila niespodzianka, szkoda, że on dla niej nic nie mial. Nie spodziewalam sie chyba ze zaczną tanczyc przed szkola/kampusem bo chyba byloby to zbyt śmiałe. Nie chodzilo raczej o to, że on nie potrafi tanczyc a o to zeby sie nie ośmieszyć. Poza tym dawno sie nie widzieli wiec jakies opory mogla mieć. Moze wyjdzie z tego cos bardziej romantycznego bo on z pewnością czegos więcej by chciał. Przyjemny i ciepły tekst. Pozostawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty napisałaś "Singing in the rain", a ja widziałam od razu Sarena taplającego się we krwi swoich wrogów XDDDDDD. MÓJ MÓZG. Miało być romantycznie, a on wszystko spierniczył Sarenem!
    W sumie tekst nie bardzo do mnie przemówił, może z tego względu, że oczekiwałam po tym deszczowym tańcu prawdziwego deszczowego tańca, no ale no, nie zawsze się dostaje tego, co się chce XDDD. Tak to chociaż chciałabym coś więcej dodać, nawet nie wiem, co. Może... też lubię czekoladę z orzechami, wiec popieram ten wybór XD!

    OdpowiedzUsuń