Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 30 grudnia 2019

[42] Biały odcień zła: Jej wysokość, lecz i marność [Cz. 4] ~ SadisticWriter


Trudno mi pisać teksty pod piosenki, których ja sama nie wybrałam, bo jestem jednak nauczona, że inspirują mnie tylko te, które mi się podobają, i które chcą mi coś przekazać. Czasem słyszę i widzę tekst, a w żadnym kościele mi nie dzwoni. Tu też tak trochę było. Widziałam tylko zlepek słów. Na szczęście niektóre frazy trochę mi rozjaśniły sprawę i okazało się, że obronią się w tekście o Maderine i Flavienie. Może wciąż mgliście, ale zimno i ogień do nich pasują. Powtórzę to znowu, ale nie trzeba czytać poprzednich części, aby cokolwiek zrozumieć, wszystko jest wyjaśnione tutaj.

***
You brought me out from the cold
Now how I long, how I long to grow old

Coś się nie zgadzało. Flavien miał wrażenie, że przegapił jakiś ważny moment, podczas którego nie było go przy królowej. Nie zachowywała się tak, jak zawsze. Na dodatek nie wyglądała tak, jak zawsze. Coś się w niej zmieniło, nie był tylko pewien, co takiego. Być może chodziło o nową fryzurę i suknię? W końcu o tej godzinie zazwyczaj siedziała już w piżamie, z długimi, rozpuszczonymi, mokrymi włosami, które opadały na poduszki i kołdrę. Pan Raunas nic nie mówił mu o tym, że szykowała się na jakieś wieczorne spotkanie. O co w takim razie chodziło?
Usiadł niepewnie w fotelu i spojrzał na Maderine Nouille, która ani razu nie mrugnęła, kiedy na niego spoglądała, a robiła to w tak uporczywy sposób, że zaczął czuć się niemal nieswojo. Czy chodziło jej o ostatni incydent? Na pewno nie była zadowolona z tego powodu, że aby ją ratować, wrzucił ją do basenu pełnego zimnej wody, którą dodatkowo zamroził mocą, aby załagodzić jej płomienną chorobę rozchodzącą się żarem po całym ciele. Jeszcze bardziej niezadowolona mogła być dlatego, że najpierw rozebrał siebie, a potem ją, ponieważ w taki tylko sposób miał możliwość schłodzić żarzące się ciało królowej – przez ubranie jego moc nie miała prawa się przedostać. Ostatecznie rzucił ją na łóżko całą przemoczoną i usnął, uprzednio obejmując jej dłoń, na co po przebudzeniu zareagowała okrzykiem przerażenia. W całym zamku zapanował chaos, szczególnie że chwilę potem padł omdlały na podłogę, ponieważ był doszczętnie pozbawiony mocy. Nadworny lekarz powiedział mu, że używałby jej jeszcze tylko przez kilka sekund, a mógłby zginąć, a co za tym idzie: miał więcej szczęścia niż rozumu. Raunas, naczelny strażnik królowej, był mu wdzięczny za ratunek, dlatego odpowiednio uhonorował jego rodzinę. Ojciec i matka byli z niego niesamowicie dumni. Całe szczęście, pozwolili mu przez kilka kolejnych dni leżeć w łóżku i nie wykonywać żadnych prac gospodarczych, inna sprawa, że Flavien nawet nie miał siły się podnieść, ponieważ pomimo tego, że posiadał moc opierającą się chłodzie, nie mógł uniknąć konsekwencji wynikających z całonocnego ślęczenia w zlodowaciałej wodzie i najzwyczajniej w świecie zachorował. To zabawne, ale raczej martwił się, że to Maderine o słabowitym zdrowiu złapie przeziębienie, a tymczasem, jak głosiły zamkowe plotki, czuła się znakomicie i ostatnio nie doskwierała jej również płomienna, magiczna choroba, która powolnie spalała obwody mocy. Nie był pewien, czy jego dzisiejsze odwiedziny królowej to konieczność, w końcu nic jej nie zagrażało, wolał jednak osobiście do niej przyjść i zobaczyć, jak się czuje. Przez cały ten czas, kiedy jej nie widział, bardzo się martwił. Często budził się w nocy z mocno bijącym sercem, walcząc z chęcią opuszczenia rodzinnego domu i udania się do zamku. Wiedział jednak, że w nocy wszystkie bramy były zamknięte i żaden strażnik nie wpuściłby go do środka, chyba że byłoby to konieczne. Jakoś przebolał ciągłe leżenie w łóżku. Wystarczyło kilka dni, aby odzyskał siły i zdrowie, dlatego znów mógł pełnić rolę osobistego strażnika królowej.
Flavien posłał niewinny uśmiech Maderine. Myślał, że prychnie, jak miała to w zwyczaju, obdarzy go chłodnym spojrzeniem i szybko odwróci wzrok, ale zamiast tego, wyprostowała się, jakby zaskoczona, i spróbowała unieść kąciki ust. Młody strażnik był pewien, że chciała go obdarzyć miłym uśmiechem, ale nie była do nich przyzwyczajona, dlatego wyszedł jej wyłącznie grymas niezadowolenia. Mimo wszystko rozczuliła go ta próba. Może królowa wcale nie była na niego zła? Po prostu nie wiedziała, jak może mu podziękować za to poświęcenie.
Chłopak wyraźnie odetchnął. Rozłożył się wygodniej na oparciu fotela i spytał:
– Jak się dziś czujesz, wasza wysokość? – Kiedy zobaczył karcące spojrzenie królowej, zrozumiał, że popełnił błąd. – Ach, przepraszam. Miałem mówić do ciebie po imieniu. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić. – Posłał jej przepraszający uśmiech, na który ona pokiwała sztywno głową. – Tak więc… Maderine, jak się dzisiaj czujesz? Wnosząc po zamkowych plotkach, starałaś się nie chorować, ponieważ mnie przy tobie nie było.
Flavien zaśmiał się lekko, na co królowa poczerwieniała, zmarszczyła czoło i zmierzyła go niezadowolonym spojrzeniem. Spodziewał się, że zaraz zostanie obdarzony iście królewską ripostą, zresztą jedną z wielu, jaką dotąd obdarzała go dziewczyna, ale zamiast tego gładko odpowiedziała:
– Czuję się lepiej.
– Bardzo mnie to cieszy.
Strażnik spróbował się uśmiechnąć, ale uśmiech szybko zszedł mu z twarzy, ustępując miejsca zdenerwowaniu. Królowa patrzyła na niego dzisiaj w bardzo dziwny sposób. Jej spojrzenie było tak silne i groźne zarazem, jakby próbowała go za coś obwinić. A może źle odczytywał wyraz dziewczęcej twarzy? To, czego zdołał się już nauczyć, to że królowa Maderine miała problem z okazywaniem ciepłych uczuć. To bardzo zabawne, ponieważ władała iście płomienną magią, a tymczasem zachowywała się, jakby ktoś zatopił ją na długie lata w zimnej wodzie i kazał się jej nie uśmiechać. Może rzeczywiście tak było? Zważając na doświadczenia, jakie za sobą miała, to bardzo przypuszczalne założenie.
– Nie powiesz mi, że ładnie wyglądam? – spytała z zaskoczenia królowa, unosząc wysoko zarówno brew, jak i podbródek, co czyniło ją znakomitą wręcz przedstawicielką arystokratycznego i jakże pozbawionego ciepłych uczuć rodu. Tyle że o ile Flavien pamiętał, królowa Cecillie, jej matka, była bardzo radosną kobietą. Czasami Maderine przypominała mu bardziej pana Raunasa. Oboje mieli tak samo ciemne włosy i surowe spojrzenia, które łamały niejednego człowieka. Flavien mógłby zaryzykować stwierdzeniem, że byli spokrewnieni, ale to przecież niedorzeczne, żeby ojcem dziewczyny był strażnik.
– Maderine – zaczął ostrożnie, uciekając daleko od swoich rozważań, które postawiły pomiędzy nimi ścianę ciszy – moim zdaniem zawsze wyglądasz ładnie.
– Dzisiaj ubrałam się i uczesałam inaczej – warknęła zniecierpliwiona królowa, marszcząc gniewnie czoło. Jej blade dłonie zacisnęły się na sukience, która nieznacznie podjechała do góry.
Tak, Flavien zdążył już zanotować, że wyglądała inaczej, ale tylko przez wzgląd na to, że zazwyczaj widywał ją o tej porze w koszuli nocnej. Nie znał się na modzie, poza tym mówił prawdę. Obojętnie w co ubrałaby się królowa, obojętnie, jaką fryzurę by jej ułożono, zawsze wyglądała niezwykle urodziwie, jak wszystkie królowe z rodu Nouille.
– Czy jest ku temu jakiś konkretny powód? – spytał niepewnie, próbując uciec od odpowiedzi.
– Być może – odpowiedziała wymijająco dziewczyna, spoglądając gdzieś w bok.
Czy to była jakaś gra? Flavien kompletnie nie rozumiał zachowania dziedziczki Livaire. Wyraźnie czegoś od niego oczekiwała, tylko nie bardzo potrafił się domyślić czego. Czy każda kobieta była tak skomplikowana? W końcu nie wytrzymał tego napięcia, więc podniósł się z fotela i rzucił krótko:
– Skoro dzisiaj dobrze się czujesz, nie będę ci przeszkadzał. Będę zaraz za drzwiami, jakbyś potrzebowała mojej pomocy. – Flavien posłał miły uśmiech królowej, po czym skierował się w stronę drzwi. To, czego się nie spodziewał, to gwałtownej reakcji na te słowa.
Maderine wystawiła w jego kierunku dłoń, jakby chciała go zatrzymać magią, a sama powiedziała donośne:
– Nie!
Kiedy Flavien spojrzał na nią w zdziwieniu, zrozumiała, że postąpiła zbyt dziwnie i gwałtownie, dlatego szybko opadła z powrotem na łóżko. Jej policzki soczyście się zarumieniły, a oczy powędrowały w stronę okna. Pomalowane na żywy, różowy kolor usta zacisnęły się w wąską kreskę.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale zachowujesz się nieco… dziwnie, jeżeli mogę się ośmielić to powiedzieć. – Flavien zaśmiał się niemrawo, a potem przysiadł na rogu łóżka. – Zazwyczaj byłaś niezadowolona z powodu mojej obecności.
– Ale… – zaczęła królowa, biorąc głęboki wdech – teraz jest inaczej. Potrzebuję cię.
– Czyli jednak źle się czujesz? – Chłopak spojrzał na nią z powątpiewaniem, pochylając się do przodu. Chciał złapać spojrzenie Maderine, która uparcie wgapiała się w okno. Może rumieńce wcale nie były efektem zawstydzenia, tylko choroby? Tym razem zamierzał szybciej zareagować, gdyby coś się miało wydarzyć. Przeklinał siebie za to, że ostatnim razem usnął.
– Czy ty naprawdę masz problem z rozumem? – spytała ostro dziewczyna, posyłając mu ukradkowe, gniewne spojrzenie.
– Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła? – Flavien zmarszczył czoło. – Nie potrafię się domyślić, o co chodzi, bo nie czytam w myślach. Wiem tylko tyle, że jesteś dzisiaj wyjątkowo mrukliwa, zdenerwowana, trochę mocniej umalowana, z większym dekoltem niż zwykle – po tych słowach oburzona Maderine zakryła dłonią piersi, obdarzając go złym spojrzeniem – i częściej się rumienisz. Na dodatek dziwnie reagujesz na moje odejście. Powiesz mi w końcu, co się dzieje? – jęknął załamany.
– O, bogini – wyrzuciła z siebie zniecierpliwiona dziewczyna, spoglądając w sufit, szybko skierowała jednak spojrzenie na Flaviena. – Czy naprawdę tak trudno się domyślić, że chciałam zwrócić na siebie czyjąś uwagę?
– Przecież tylko ja tu jestem. – Strażnik zmarszczył czoło.
Maderine donośnie jęknęła i zasłoniła twarz dłońmi.
– Co ja wyprawiam – wyszeptała do siebie. – Okropna ze mnie królowa. Moi przodkowie przewracają się teraz w grobach… Dlaczego ja to w ogóle robię?
– Zaraz. – Flavien zmarszczył czoło i wskazał na siebie palcem. Najwyraźniej nagle zdał sobie z czegoś sprawę. To wywołało u niego duże zdziwienie. – Chciałaś zwrócić moją uwagę?
– Jak się tego domyśliłeś? – spytała ze zjadliwą ironią dziewczyna, spoglądając na swojego towarzysza z wrednym uśmiechem. – Tak, Flavienie, chciałam zwrócić twoją uwagę! – oburzyła się. – Jakbyś nie zauważył, jesteś jedynym chłopakiem, którego Raunas do mnie dopuścił, oczywiście poza tym nieszczęsnym księciem, który niezwykle szybko zerwał pakt z naszym królestwem. – Po ramionach Maderine przebiegły dreszcze, które szybko starała się rozmasować dłońmi. – Może jestem królową, ale jestem też młodą, dorastającą dziewczyną. Tak, zauroczyłam się w tobie. Spytasz „dlaczego?”, skoro jesteś tylko prostym strażnikiem o przeciętnej urodzie, inteligencji i umiejętnościach – Flavien w tym momencie zmarszczył czoło – a ja odpowiem, że dlatego, iż… – Maderine wzięła głęboki wdech. – Sama nie wiem dlaczego. Jesteś… miły, troskliwy, masz ładny uśmiech, poza tym uratowałeś mnie, chociaż… wcale nie musiałeś. I przy tym wszystkim byłeś taki… ostrożny. Dzięki tobie pierwszy raz nie boję się dotyku. Czuję, że mógłbyś zrobić ze mną o wiele więcej, a ja bym na to wszystko pozwoliła. Znaczy… och, nie mam nic złego na myśli. – Twarz królowej spąsowiała. – Po prostu ci ufam. Naprawdę ci ufam. Może robisz to wszystko dlatego, że jestem ważna dla Livaire, ale nie dbam o to, bo jesteś pierwszą osobą, która sprawiła, że moje serce zaczęło topnieć. Wydaje mi się, że nie jest już tak lodowate jak kiedyś. Och, wiem, to tak okropnie brzmi, jakbym wyciągnęła te słowa z kiepskiej powieści romantycznej… – Maderine zasłoniła dłońmi twarz. – Mówię takie głupoty… Jest mi naprawdę wstyd.
– Maderine – zaczął ostrożnie Flavien. Przysunął się bliżej niej, chwycił za jej ręce i ściągnął je z zaczerwienionej twarzy. – Nie mówisz żadnych głupot. Jesteś… bardzo odważna ze swoimi słowami. I pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, nie ukrywasz swoich emocji. – Uśmiechnął się.
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
– W takim razie… podobam ci się? – spytała ostrożnie.
Tym razem to Flavien się zaczerwienił. Na chwilę odsunął się od królowej, jakby nie był pewien tego, co ma powiedzieć lub zrobić. Otworzył kilka razy usta, wydając z siebie półdźwięki, ale ostatecznie nie wyrzucił z siebie żadnego konkretnego słowa.
Maderine czuła, że jej serce znowu zamyka się w lodowej skorupie. No, tak. Musiała być naprawdę głupia, skoro wyznała swoje uczucia zwykłemu strażnikowi. Już dawno wiedziała, że nie była odpowiednią osobą, która zasiadła na tronie Livaire. Teraz robiła z siebie jeszcze większe pośmiewisko niż zwykle. Ona przecież nie miała prawa kochać. Miała prawo darzyć ciepłymi tylko własne królestwo. To chyba powinna być dla niej dobra nauka. Jak zawsze boleśnie trudna do zniesienia, ale skuteczna w swoim postępowaniu. Powinna przestać zachowywać się jak głupia nastolatka, a zacząć zachowywać się jak prawdziwa królowa, którą była jej matka. Tylko dlaczego to wszystko tak bolało? I to tak, że z trudem utrzymywała łzy w kącikach oczu? Wargi przygryzała już niemal do krwi. Jeszcze chwila i wybuchnie gniewem, wyganiając stąd młodego strażnika, i to tylko dlatego, żeby nie patrzył, jak okazuje słabość. Zbyt często patrzył, jak cierpi. Zbyt często widział już, że zachowuje się niedojrzale. Dlaczego w tym momencie nie mogła być po prostu zwyczajną dziewczyną, której przystoi dorastać? To niesprawiedliwe, że wymagano od niej dorosłości już wtedy, kiedy skończyła sześć lat. Przez to nawet nie wiedziała, jak to jest być dzieckiem.
Maderine przymknęła powieki, wstrzymując dech. W duchu modliła się o to, aby Flavien po prostu stąd wyszedł, tak jak wcześniej zamierzał to zrobić. Kiedy poczuła, że materac się ugina, wmówiła sobie, że właśnie to chciał uczynić. Nie spodziewała się, że ciężar ciała chłopaka przechyli się w jej stronę i kiedy otworzy oczy, zobaczy przed sobą jego twarz.
– Zawisnę za to na stryczku – wyszeptał, nerwowo się śmiejąc. Potem objął dłońmi policzki królowej i złożył na jej ustach pocałunek.
Zaskoczona Maderine nie wiedziała, jak na to zareagować. Cała zesztywniała. Dopiero kiedy strażnik chciał się oddalić, oprzytomniała, w obawie, że coś, do czego przecież dążyła, może łatwo wymknąć się jej z rąk. W desperacji objęła dłońmi jego szyję i przylgnęła do niego mocniej ustami. Flavien nie potrzebował większej zachęty. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się po ustach, obdarzył królową wszystkimi ciepłymi uczuciami, jakie w sobie nosił, odkąd tylko ją poznał, chowając je w tym jednym, żarliwym pocałunku. Teraz dosłownie cały świat mógł spłonąć, i to razem z nim. O konsekwencjach pomyśli jutro.

3 komentarze:

  1. Cieszę się, że mimo wszytko udało ci się coś napisać. Dobrze, że piosenki dają się interpretować na wiele sposobów. Jestem bardzo ciekawa jak ty to zinterpretowałaś.
    Już sobie przypomniałam Flaviena i Maderine z ostatniego tekstu, który o nich czytałam. Straszna ta choroba, dobrze, że jest ktoś kto potrafi jej pomóc, choć niekoniecznie w taki sposób jakby sama tego oczekiwała.
    Maderine zaskoczyła mnie reakcją na powrót strażnika, coś najwyrażniej w niej pękło i próbuje okazać sympatię, a może coś wiecej, ale jakos jej to nie wychodzi. Moze to wiek, a moze nierozwiniete umiejetnosci socjalne. Rozumie z czego to wynika, ale jej reakcje nadal wydaja mi sie zabawne.
    zauroczenie - ja wiedziałam, ze tak to sie skonczy. kto sie czubi ten sie lubi.
    Pocałunek! tego sie nie spodziewałam, do bo przecież to Królowa, a po drugie sądziłam, że nie dąży jej aż takim uczuciem, żeby pocałować.
    Ciekawe jakie konsekwencje przyniesie to dla Królowej i jej strażnika.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)
    Już poprzednie części umocniły mnie w przekonaniu, że darzę sympatią tę dwójkę i chcę - mimo choroby Maderine - dla nich jak najlepiej. Dlatego uważam, że ten tekst jest nie tylko uroczy, ale i daje nadzieję na coś dobrego w całym uniwersum BOZa, który do przyjemnych nie należy.
    Podoba mi się ta próba kokietowana, która nie bardzo pasuje do charakteru królowej, przez co może czyni ją zabawną, ale przy tym roztapia serca. Lubię rozmowę tej dwójki, to, w jaki sposób mierzą się ze swoimi uczuciami, dobrze znając swoją sytuację.
    Ten pocałunek wyrwał z mojej piersi takie ciche: "aww *___*". Chciałabym tego więcej. Bo bardzo to do mnie przemówiło ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! Wybacz mi spóźninie!
    Ależ długie akapity ;D I jak romantycznie se robi! Pj cos tak czulam, ze tak sie swieci w te strone, ale ze krolowa sie zdobyla na wyznanie uczuc, oz to mam wrazenie krok milowy w samorozwoju! ;D Good for her! ale no, czy starznik teraz nie narobi sb klopotw? czy krolowa moze sie z nim zwiazac? no i czy choroba ustapila, czy tylko wygasly na jakis czas jej objawy? Niby taki statyczny tekst, koncentrujacy sie bezposrednio na relacji, a jednak pytan jest sporo. Wgl w sumie tak odbieram calosc skoncentrowana jest na relacji Flaviena i Maderine. Tło jest, ale nie odwraca uwagi od romantycznej scenerii. Całosc jest bardzo delikatna, ostrozna, obfitujaca w opisy ktore skupiaja sie na uczuciach bohaterow. Troche jak opisy przyrody u Tolkiena! ;D Romans pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń