Kolejna część historii Maderine i
Flaviena, która nie wymaga znajomości poprzednich części, bo wszystko jest
wyjaśnione poniżej. Wciąż ich lubię, nic się nie zmieniło. Tylko miałam mały
problem ze słowami kluczowymi (śmigająca po wodzie koszula zawsze spoko), ale
jakoś to załatwiłam.
***
Siedzenie
w komnacie królowej to istny, zawstydzający koszmar – pomyślał Flavien, kiedy
po raz kolejny spojrzał na wpatrującą się w niego od jakiejś godziny dziewczynę
ubraną w długą koszulę nocną. Maderine Nouille wyglądała jak zastygła w
bezruchu rzeźba o nieprzychylnym, wręcz wrogim spojrzeniu. Nie ruszała się,
chyba że to on drgnął – wtedy ledwo widzialnie napinała mięśnie, jakby była
gotowa do zmierzenia się z nim w bliżej nieokreślonym starciu. Flavien nie mógł
zrozumieć, dlaczego traktowała go z taką ostrożnością. Może dotknął ją już dwa
razy bez pozwolenia, ale robił to w dobrej wierze, z czego musiała sobie
przecież zdawać sprawę. Chciał tylko załagodzić z pomocą własnej magii jej ból.
Poza tym to nie on kazał sobie tutaj siedzieć. Winowajcą był pan Raunas. Flavien
najchętniej by stąd uciekł. Nie lubił, kiedy ktoś wgapiał się w niego tak
intensywnie, na dodatek nigdy nie przesiadywał w dziewczęcej sypialni dłużej
niż to konieczne. Czy to musiała być akurat królowa, która darzyła go taką
niechęcią? Gorzej nie mógł trafić.
Flavien
podniósł niepewnie wzrok, pragnąc się upewnić, że Maderine dalej na niego
patrzy. Tym razem spoglądała jednak w drugą stronę, zupełnie jakby próbowała
coś ukryć. Kiedy uważniej się jej przyjrzał, dostrzegł żarzące się na rękach
rany. Nawet jeżeli królowa starała się je zakryć rękawami koszuli, wciąż
prześwitywały przez nie ogniste pasma, które na dodatek powoli zwęglały cienki
materiał. Flavien nie widział jej jeszcze w tej bezradnej i strapionej wersji, ponieważ zazwyczaj
albo wyglądała na znudzoną, albo gniewną, albo zdziwioną. Gdyby patrzyła na
niego w taki sposób każdego dnia, mógłby się w niej zauroczyć, choć byłoby to równocześnie irracjonalne i bezlitosne –
w końcu kiedy Maderine tak wyglądała, oznaczało to, że cierpi.
Flavien
szybko podjął decyzję. Odważnie podniósł się z krzesła i podszedł ostrożnie do
królowej, siadając tuż obok niej na łóżku. Dziewczyna wydawała się być lekko
spłoszona, ale nie omieszkała obdarzyć go wrogim spojrzeniem.
–
Chcę tylko pomóc – wyjaśnił szeptem, nie spuszczając z niej zatroskanych oczu.
Królowa
zdawała się mięknąć pod jego wzrokiem. Kiedy w końcu wystawił w jej kierunku
dłoń, choć z niechęcią, podała mu również swoją. Natychmiastowo odwróciła wzrok,
zupełnie jakby nie chciała patrzeć na to, co się zaraz wydarzy.
–
Nie ma się przecież czego wstydzić – powiedział łagodnym głosem Flavien,
obejmując zimnymi dłońmi rozpaloną rękę królowej. Ostrożnie podwinął rękaw jej
koszuli, aby jej nie spłoszyć, a potem użył swojej mocy w miejscu, które było
ogarnięte płomienną, magiczną chorobą. – Nikomu o tym nie powiem, wasza
wysokość.
–
Nawet jeśli nikomu o tym nie powiesz, i tak wszyscy o tym wiedzą albo
przynajmniej się tego domyślają – powiedziała cicho Maderine.
Flavien
czuł, że dziewczyna nieco się rozluźnia, ponieważ ból najwyraźniej ustępował
pod wpływem jego łagodzącej, chłodnej magii. W pewnym momencie stwierdził, że
może trochę przesadził, ponieważ królowa zaczęła drżeć na całym ciele. A może
chodziło o coś innego? Młodemu strażnikowi jawiła się ona jako ktoś niezwykle
samotny, który choć wzbraniał się przed dotykiem, naprawdę tego dotyku
potrzebował. Oczywiście jak miał to w swoim zwyczaju, musiał powiedzieć coś
nieodpowiedniego.
–
Mogę waszą wysokość objąć.
Maderine
spojrzała na niego przestraszona, a potem szybko odsunęła od niego dłonie.
Flavien właśnie w tym momencie zdał sobie z czegoś sprawę. To nie tak, że
królowa go nienawidziła. Ona po prostu miała uprzedzenia do obcych ludzi. Z
jakiegoś powodu bała się dotyku i reagowała na niego strachem, który szybko
starała się przerodzić w gniew, aby nikt nie mógł wykorzystać tej chwilowej
słabości. Widział już podobnie zachowujące się dziewczęta. Chociaż powinien w
tym momencie zamknąć buzię na kłódkę, podjął temat. Zmusiła go do tego jego
ciekawska natura.
–
Czy wasza wysokość boi się dotyku? – spytał łagodnie.
Maderine
wyprostowała się, przybierając zaszokowany wyraz twarzy. Szybko ukryła jednak
tę minę za skrzywieniem.
–
Nie boję się dotyku. Ja go po prostu nienawidzę.
–
Czy ktoś wyrządził waszej wysokości krzywdę?
Flavien
był pewien, że brnie za daleko i królowa zaraz go stąd wyprosi, ale ta
najwyraźniej nie zamierzała nic takiego robić. W odpowiedzi na jego pytanie
gorzko się zaśmiała i odpowiedziała:
–
Skąd. Po prostu gardzę mężczyznami.
–
A więc mężczyzna – stwierdził w zamyśleniu młody strażnik. – Mogę go zabić,
jeżeli tego sobie właśnie życzysz, wasza wysokość. – Flavien posłał Maderine
niewinny uśmiech, na co ta parsknęła z oburzeniem.
–
Nie pochodzi z Livaire. – Po tych słowach umilkła, natychmiastowo wstrzymując
powietrze. Najwyraźniej powiedziała coś, czego w ogóle nie chciała powiedzieć.
Zaciskając usta, skierowała nachmurzone spojrzenie w drugą stronę, jak najdalej
od swojego strażnika.
Chwilę
zajęło Flavienowi, nim zorientował się, co miała na myśli Maderine. Skoro
osobą, która zrobiła jej krzywdę, był mężczyzna, i to na dodatek niepochodzący
z ich państwa, musiał być to ktoś wysoko urodzony, ponieważ od czasu ataku
Versevian na Livaire, czyli już od ponad dziesięciu lat, nie wpuszczano tu osób
spoza kraju, chyba że miały na to oficjalne pozwolenie Raunasa, a także
królowej. O przybyciu władcy górzystego królestwa, którego nazwy Flavien nie
pamiętał, swojego czasu bardzo dużo mówiono. Było to chyba jakieś trzy lata
temu. Krążyły wówczas po mieście plotki, że miał wspomóc Livaire swoją władzą,
ale tylko do czasu, kiedy Maderine nie urodzi potomkini i ta nie będzie mogła
świadomie przejąć po matce tronu. W zamian za to górzyste królestwo miało mieć
dożywotni dostęp do dóbr, jakie wytwarzane były w Livaire. Sojusz został
zerwany po dwóch latach, nikt jednak nie wiedział dlaczego. Łatwo było się tego
jednak domyślić po słowach, które padły. Piętnastoletnia wówczas królowa
ostatecznie nie doczekała się potomka, za to bardzo się w sobie zamknęła i
niemal przestała wychodzić do swojego ludu, jak robiła to niegdyś jej matka.
Plotki głosiły, że to z tego powodu, iż była bezpłodna, czuła wstyd wobec
ludzi, którym miała zapewnić lepszą przyszłość. Najwyraźniej chodziło o coś
innego. Może o to, co musiała przeżywać przez te dwa lata, kiedy ledwo weszła w
dorosłość i nie znała jeszcze zasad rządzących tym światem? Już raz została
brutalnie uświadomiona o bezlitosności losu, a dokładnie wtedy, kiedy miała
sześć lat i została mianowaną królową po wojnie z Versevianami. Od tamtej pory
żyła w ciągłym bólu wywołanym tajemniczą chorobą, tylko z jednym celem, jaki
przyświecał jej istnieniu: miała urodzić dziecko, które będzie godniejszym
władcą niż ona. Co strasznego zrobił jej władca górzystego królestwa? Chłopak
mógł się tego tylko domyślać.
Flavien
spojrzał smutno na dziewczynę, która wciąż unikała jego spojrzenia, obejmując
ramionami swoje kruche ciało. Widział, że znowu zaczyna drżeć. Zrobiło mu się
niezwykle przykro. Nie mógł uwierzyć, że bogini, w którą wierzyli od tylu lat,
potrafiła wyrządzić taką krzywdę bezbronnej dziewczynie, na której barki
położono zbyt duży ciężar.
–
Przykro mi, że bycie królową jest ciężkie i wymaga wielu poświęceń – powiedział
cicho.
–
Nie potrzebuję współczucia – odpowiedziała chłodno Maderine. – Radzę sobie ze
swoimi obowiązkami. – Spojrzała ukradkowo na Flaviena, jakby nie była pewna,
czego od niej oczekuje.
–
Naprawdę nie zrobię waszej wysokości krzywdy. Gdybym chciał, już dawno bym to
zrobił, prawda? Chcę tylko pomóc.
W
pomieszczeniu zapanowała cisza. W końcu jednak królowa wydała z siebie ciche
westchnięcie, a jej ramiona wyraźnie opadły, podobnie jak napięcie, które od
początku spotkania w sobie nosiła. Wciąż nie wyglądała na ufną, a tym bardziej
na zadowoloną, jednak Flavien podejrzewał, że już w tym momencie coś się
zmieniło, i to najwyraźniej na lepsze.
–
Możesz mówić do mnie Maderine – powiedziała cicho dziewczyna.
Flavien
szeroko się uśmiechnął.
***
Niewiele
zmieniło się od czasu, kiedy królowała nakazała mówić swojemu strażnikowi do
siebie po imieniu. Flavien wierzył w to, że ich krótka rozmowa pomogła na tyle,
że wkrótce będą mogli się zaprzyjaźnić, to jednak nie było takie łatwe. Chociaż
królowa pozwalała siebie dotykać, wciąż miała podobną reakcję, kiedy to robił –
siedziała napięta, niezadowolona i milcząca. Flavien wielokrotnie próbował z
nią rozmawiać, lecz nie wykazywała się większą chęcią na prowadzenie dialogu.
Zazwyczaj odpowiadała mu na zadane pytanie jednym słowem. Chłopak zaczął się
już powoli poddawać. Wiedział, że wiele nie wskóra, jeżeli druga strona nie
będzie chciała pokazać, iż chce coś zmienić. A Maderine najwyraźniej było
wygodnie tak, jak było. Z czasem i Flavien przestał na siłę wciągać ją do rozmowy.
Po prostu czynił swoją powinność, która wymagała od niego dużego skupienia, a
także wielkich pokładów zużywanej mocy.
Choroba
królowej, jak na złość, w ostatnim miesiącu dawała się aż nadto we znaki. Po
nocy spędzonej na dotykaniu rozpalonej skóry dziewczyny, jedyne o czym marzył,
to po prostu położyć się w jakimkolwiek miejscu i zasnąć. Raunas mu jednak na
to nie pozwalał. Kilka razy w tygodniu raczył go ciężkimi treningami, które
sprawiały, że nieraz usypiał na siedząco, kiedy próbował łagodzić ból Maderine.
Ta nie starała się go nawet budzić. Za każdym razem chwytała go za dłonie i je
od siebie oddalała – Flavien sam nie wiedział, czy chodziło jej o bezsensowną jej
zdaniem bliskość, czy może o to, że nie chciała go dłużej męczyć. A może o
jedno i drugie?
Pewnego
dnia, kiedy królowa czuła się nawet dobrze, nakazała mu wypocząć. Młody
strażnik nie chciał opuszczać komnaty w razie, gdyby coś się zadziało, dlatego
pozwolił sobie na drzemkę w wygodnym fotelu. Maderine może nie była zadowolona,
że znów nie dostanie upragnionej prywatności, jednak się na to zgodziła. I
kiedy on spokojnie drzemał, ona zajęła się czytaniem książek.
Flavien
chyba nigdy nie czuł się taki zmęczony. Był niesamowicie wdzięczny królowej za
ten akt miłosierdzia. Żadne z nich jednak nie przewidziało, że nie będzie trwał
on zbyt długo. Nawet w najśmielszych snach chłopak nie podejrzewał, że jeżeli
dziewczyna będzie potrzebowała jego pomocy, wypowie jego imię, a jednak to
zrobiła. To dlatego szybko otworzył ociężałe powieki.
–
Coś się dzieje? – spytał zaspanym głosem, przecierając oczy.
–
Tak – tylko tyle była w stanie wydusić z siebie królowa. Jej przytłumione
brzmienie zwróciło uwagę Flaviena, który od razu podniósł się z fotela i
podszedł do jej łóżka. Już wcześniej widywał otoczenie w podobnym stanie –
spalona pościel czy zwęglone gdzieniegdzie ubranie nie było już dla niego
zaskakujące. Teraz ten widok przekraczał jednak ludzkie pojęcie. Już nie sama
pościel była czarna, ucierpiał również materac. Koszula dziewczyny, która w
założeniu miała być ognioodporna, odkrywała niemal całe nagie plecy, na których
odznaczały się długie, żarzące się ślady. Flavien wstrzymał dech, ponieważ
jeszcze nigdy nie widział, aby rany były tak rozległe i silne. Jego serce
mocniej zabiło z niepokoju. Cała energia momentalnie do niego powróciła. Starał
się zebrać w swoich dłoniach jak najwięcej mocy, ale już kiedy dotknął skóry
Maderine, wiedział, że może sobie nie poradzić. Ogień palił go tak mocno, że
sam czuł w dłoniach ból. Nie mógł się jednak łatwo poddawać. Chodziło w końcu o
życie królowej.
–
Flavienie – powiedziała zduszonym głosem Maderine – jest źle. Jest naprawdę
źle. – W jej głosie dało się słyszeć zarówno cierpienie, jak i narastającą panikę.
To nie napawało chłopaka optymizmem.
–
Spokojnie, jakoś sobie poradzimy – wyrzucił z siebie. Na jego czole kroplił się
pot. Doskonale wiedział, że nie był w stanie wydusić z siebie więcej mocy, a to
wcale nie poprawiało stanu królowej.
–
To nie pomaga, Flavienie – załkała dziewczyna. Mocno zacisnęła dłonie na spalonym
skrawku materiału. – Nie chcę umierać… jeszcze nie teraz.
–
O bogini – jęknął młody strażnik, spoglądając załamany w sufit – dlaczego
miałabyś zginąć, skoro ja tutaj jestem? Poradzimy sobie, Maderine, słyszysz? –
Chłopak sam się zdziwił, ale najwyraźniej dziewczyna go już nie słyszała, a to
nie wróżyło niczego dobrego. Jej ciało również zrobiło się dziwnie bezwładne, a
dłonie rozluźniły uścisk. Zemdlała?
Co
miał zrobić? Musiał kogoś zawołać! Tylko czy inni coś na to poradzą? Nie. To on
był jej jedyną nadzieją. Och, dlaczego urodził się z magią, która była tak
słaba?! Przecież nigdy nie dorówna nią samej królowej, która nawet bez celowego
jej używania potrafiła go przewyższyć! Mogła go teraz uratować wyłącznie
pomysłowość.
Flavien
chwycił za ramiona dziewczyny i przeniósł ją do pozycji siedzącej. W ostatniej
chwili chwycił opadającą, bezwładną głowę. Spojrzał w oczy królowej, które były
przymrużone i nieobecne. Na jej twarzy nie było już nawet widać bólu, po prostu
pustkę okalaną bladością i lekkimi, ognistymi pęknięciami, które dotarły już
nawet tutaj. Prawdopodobnie choroba ogarnęła całe jej ciało.
Co
miał zrobić? Miał w głowie tylko jedno słowo: łaźnia.
Niewiele
myśląc, przeniósł się do pionu wraz z bezwładną Maderine, której głowa wsparła
się o jego pierś, przypalając przy okazji koszulę. Nie przejmował się tym.
Teraz ważniejsza była królowa.
Kiedy
chłopak przekroczył próg pomieszczenia kąpielowego, od razu wszedł do sporych
rozmiarów basenu wypełnionego po brzegi letnią wodą. Najwyraźniej służki
przygotowały kąpiel Maderine już sporo czasu temu. To nawet lepiej. Flavien
szybciej mógł ją wychłodzić swoją mocą.
Najpierw
oparł ciało królowej o brzeg, a potem sam uklęknął, zanurzając dłonie w wodzie.
Przymknął powieki, zacisnął usta i wydobył z siebie całą magię, jaką posiadał.
Z czasem tafla zaczęła skrzyć się lodem. To oznaczało, że zrobił prawdopodobnie
wszystko, żeby obniżyć temperaturę. Zmęczony, osłabiony oraz zdyszany podszedł
do nieprzytomnej dziewczyny, która przechyliła się niebezpiecznie w kierunku
wody. Chwycił ją na ręce i przytargał na sam środek basenu, w którym się z nią
zanurzył. Zmrożona toń zdawała się nieco załagodzić działanie choroby, jednak
Flavien szybko dostrzegł, że woda dookoła powoli się ogrzewa, a on nie miał w
sobie już na tyle magii, aby na nowo ją zmrozić. Chwycił się ostatniej deski
ratunku, jaka mu pozostała. Tym razem, chociaż królowa kompletnie nie
wiedziała, co się dzieje, postanowił, że będzie do niej mówił. Równocześnie
ściągając własną koszulę, przytrzymywał jej ciało dłonią.
–
Nie zrobię ci krzywdy – tłumaczył niespokojnym, drżącym głosem – naprawdę.
Musisz mi uwierzyć. To po prostu jedyna rzecz, jaka przychodzi mi obecnie do
głowy. Nie mam już mocy. Nie mogę wychłodzić jeszcze raz wody, ale za to ja sam
gwałtownie się wychłodziłem. Tak działa moja magia. Chyba już zauważyłaś, że
zawsze jestem lodowaty. Nieźle się dobraliśmy. – Zaśmiał się niemrawo,
puszczając luzem koszulę, która śmignęła
po wodzie, na drobnych falach, docierając w końcu do brzegu. – Będę musiał
powrócić do propozycji, którą złożyłem ci miesiąc temu. Pamiętasz? Spytałem,
czy mam cię objąć. Teraz muszę to zrobić, inaczej może się to źle skończyć.
Jeżeli jednak nie pozbędę się materiału, jaki zakrywa mnie i ciebie, nie
wskóram za dużo. Maderine, naprawdę, naprawdę cię przepraszam, ale wiesz, że to
konieczne.
Kiedy
Flavien uporał się z własnymi ciuchami, zawahał się, kiedy uchwycił kawałek
dryfującego, białego materiału, który nie należał do niego. Tak bardzo nie
chciał tego robić, a jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi.
Przymknął powieki, wydając z siebie dźwięk wyrażający załamanie.
–
Ufam ci – usłyszał nagle cichutkie brzmienie.
Otworzył
wtedy gwałtownie oczy, patrząc ze zdziwieniem na ledwo przytomną królową. To
było jedyne, co powiedziała, ale tyle wystarczyło. Dostał oficjalne
przyzwolenie, dlatego już po chwili, choć dosyć nieporadnie, pozbył się koszuli
nocnej dziewczyny, a potem gwałtownie ją do siebie przytulił.
Przez
dłuższą chwilę czuł gorąco, które z niej emanowało. Nie ustępowało ono przez
kolejną godzinę, co niemal doprowadziło go do łez. W końcu jednak moc zaczęła
tracić na sile. Osłabiony, choć wciąż czujny, oparł bezradnie głowę na ramieniu
Maderine. Był wykończony. Zużył już wszystkie pokłady swojej energii. Teraz sam
drżał z zimna. Jednak nie ośmielił się wyjść z basenu aż do samego rana.
Dopiero wtedy, w półsennym stanie, dotknął pleców królowej, zauważając, że
działanie płomiennej choroby całkowicie ustąpiło.
Ciężko
wzdychając, podniósł swoje ścierpnięte ciało, ledwo stając na nogach. Chwycił
za swoją koszulę, zarzucając ją na siebie byle jak, a potem to samo zrobił z
przemokniętą i wciąż nieprzytomną Maderine. Kiedy wziął ją na ręce, myślał, że
nie doniesie jej do sypialni, musiał to jednak zrobić, nawet jeżeli brakowało
mu siły.
Samozaparcie
sprawiło, że jakoś doczłapał do łóżka. Po drodze zgarnął z fotela koc, którym
wcześniej się przykrywał, gdy drzemał, i ułożył go na spalonej pościeli, zaraz
potem kładąc na nim wychłodzone ciało królowej. Postanowił, że nie będzie jej
przykrywał. Bał się, że jeżeli to zrobi, zdradliwe działanie mocy powróci we
władanie chwili. Ona musiała pozostać zimna, nawet jeżeli sprawi to, że
zachoruje. Lepsze było przeziębienie niż śmierć z przegrzania, a on nie miał
już przecież żadnych pokładów mocy, aby jej w razie problemu pomóc.
Kiedy
Flavien skończył swoją robotę, padł na kolana, opierając dłonie i głowę na
łóżku. To oczywiste, że nie zamierzał stąd wychodzić, a jednak kiedy Maderine
otworzyła oczy, spotykając się z nim spojrzeniem, powiedziała cichym, niemal
dziecięcym głosem:
–
Nie chcę być sama.
–
Nie będziesz, Maderine. Obiecuję – odpowiedział cicho. Zaraz potem chwycił ją
mocno za dłoń i usnął z głową wspartą na kocu.
Łał, wciągnęłam się jak cholera, dziewczyno, jak zobaczyłam, ze czesc 3 miałam takie 'fuck, pewno chuja ogarne', ale zgodnie z obietnica, nie byla potrzebna znajomosc poprzednich czesci, zeby skumac, historie, chociaz jak tylko znajde chwile zajebiscie chetnie nadrobie, zeby wiecej dowiedziec sie o tym chorobsku! baaaardzo mi sie ono podoba, o ile choroba moze sie komus z jakiegos powodu podobac xd ale tak jest! oczyma wyobrazni widzialam to troche jak w finalu xv, gdy pierscien tworzyl na ciele uzytkownika wlasnie takie zazace sie jakby slady ( https://i.pinimg.com/originals/9f/72/78/9f727876151cfed919d08d02557a1792.png ) takze sceny w mojej glowie byly bardzo zywe i sama idea plomiennej choroby, palony material, posciel, łał, fajny twor!
OdpowiedzUsuńOpisy, koleżanko, są najwyższej jakości. Płynie się przez tekst, dużo tych opisow, ale nie męczą w żaden sposób, miałam tylko wątpliwosć do co 'miec podobną reakcję', nie jestem przekonana, czy reakcje mozna miec, hm. Zareagowac pdoobnie mozna, owsze. No i smigajaca po wodzie koszula xdxdxd kreatywne i magiczne zastosowanie klucza ;D w mojej wyobrazni koszula zostala spersonifikowana, ale nie pytaj o szczegóły xdxd
No i ten intymny moment na koniec! <3 Zaufanie królowej, poświecenie maga. Jeny. Kupiłaś mnie całą.
Cieszę się, że opko przypadło do gustu! Ogólnie to to mogło wyglądać tak jak na tym arcie, co pokazałaś, tak też to sobie wyobrażałam, ale na pewno mniej świetliście i w mniejszej rozległości, bo gościu trochę jak taka choinka XD.
UsuńNo, w sumie racja. Nie można tak do końca mieć reakcji. Ale to taki szczegół, że się tym nie przejmuję. Wiesz, jak to jest, jak się coś szybko pisze i potem szybko poprawia.
Ale ja bym chętnie o szczegóły pływającej koszuli spytała, eyyy! >D Chcę wiedzieć, co siedzi w twojej wyobraźni! Huehue.
Dziękuję za komentarz!
Hej :)
OdpowiedzUsuńZnając realia BOZa, wiedząc, że nie jest to za przyjemna historia (Dios, to chyba najmroczniejsza z wszystkich Twoich serii), cieszę się strasznie, że stworzyłaś postaci Maderine i Flaviena. Są taką odskocznią, większą normalnością. Bardzo podoba mi się rozwój ich znajomości, to, jak coraz bardziej darzą się zaufaniem, rozumieją i lubią. Widać, że jedno drugiego nie będzie chciało zniszczyć, że mogą na siebie liczyć. I chyba właśnie takiej relacji w tym uniwersum potrzebowałam, by nie myśleć tylko o złym Haveu, któremu mam ochotę nakopać. Wielkie dzięki za nich!
Jak zwykle świetne opisy, klucze się znalazły - śmigająca koszula mnie rozbawiła :D - wszystko to, co lubię, jest, więc jestem ukontentowana. Czekam na więcej.
Pozdrawiam.