Lili-Rose i Rosko są przyjaciółmi od dziecięcych lat. Teraz spotykają się ponownie, lecz żadne z nich nie jest osobą, którą było kiedyś. Oboje zostali zamienieni w l'Cie*. Lili po raz drugi otrzymała moc, aby wykonać powierzone jej zadanie.
W poprzedniej części “Tired Soldiers” Lili przeszła próbę eidolona**. Rosko został uleczony z poniesionych ran, ale nie odzyskał przytomności.
Siedział na równej i twardej powierzchni. Dookoła widział gęstą mgłę. Przepływała między jego palcami i wnikała w płuca przy każdym oddechu. Poruszał rękami, zdumiony, że nic nie czuje. Żadnego bólu, zmęczenia ani napięcia mięśni.
Ostatnie co pamiętał to włócznia wbita w bok i rana, która nie przestawała krwawić. Tutaj jego wspomnienia się nie materializowały. Nie było widać ruin osady czy napastników. Nie było przy nim także Lili-Rose. Był sam pośrodku niczego.
“Musi być stąd jakaś droga wyjścia” – pomyślał, rozglądając się na boki.
Wstał i przeszedł kilka metrów, kierując się na wprost. Nic się nie zmieniło. Dalej otaczała go wszechobecna mgła i cisza, która nie dawała mu spokoju.
– Jest tu ktoś?! – zawołał, a jego głos poniósł się w przestrzeń, która zdawała się nie mieć końca.
– Rosko! – usłyszał stłumiony głos. Przez chwile sądził, że to przyjaciółka, ale szybko zmienił zdanie, gdy tylko w gęstej mgle ukazał się cień.
Ciemność we mgle zamieniła się w postać o rosłej posturze. Z pewnością nie była to Lili, ona była drobna i dużo niższa od niego. Osoba stojąca naprzeciwko była tego samego wzrostu, co Rosko. Pewnie był to mężczyzna, gdyż szerokie ramiona i wąskie biodra widoczne były z daleka. Chłopak cofnął się kilka kroków, gdy zobaczył, że nieznajomy zbliża się w jego stronę. Odruchowo aktywował jedną ze swoich broni, długi miecz z podwójnym ostrzem. W ręce przeciwnika także pojawiła się broń, na tę chwilę bliżej nieokreślona.
Ciemnoszara postać zaczęła nabierać kolorów. Mężczyzna miał na sobie zieloną wojskową kurtkę i czarne spodnie, zupełnie tak samo, jak Rosko. Jasne i półdługie włosy opadały na jego czoło. Gdy znajdował się na tyle blisko, że chłopak mógł dostrzec rysy twarzy, mężczyzna przystanął jakby czekając na reakcje. Wyraz na twarzy Rosko ukazywał przerażenie, ale i zdziwienie. Zrobił krok do tyłu.
– Czy to jakiś chory żart?! – wykrzyknął bardziej w przestrzeń, unosząc wzrok w górę, niż przed siebie.
– Zostawiłeś ją na polu walki. Oni chcą, abyś odkupił swoje winy – odpowiedział mężczyzna, który był zaskakująco podobny do przyjaciela Lili. Ale było coś, co go różniło.
Rosko zobaczył spaczone odbicie samego siebie, niczym lustro z pęknięciami i czarnymi plamami na wysokości głowy. Osobnik, którego widział nie był płaska taflą, odbijająca obraz jego samego. Zamiast oczodołów miał czarną pustkę, która zapewne nie przeszkodzi mu w walce, na którą się szykował. Na twarzy pokrytej bliznami zagościł uśmiech.
– Lili? – chłopak rozejrzał się po raz kolejny, wypatrując wyjścia. Właśnie dotarło do niego, że faktycznie porzucił przyjaciółkę na pastwę tych nieokrzesanych myśliwych. Nie zdawał sobie sprawy, że nie o tej walce wspomniał nieznajomy.
– Spokojnie... walka się już skończyła – odparł przeciwnik. – I tak nie mógłbyś jej pomóc.
– Czy ona…? – zaczął, ale nie potrafił dokończyć pytania.
– Żyje – odpowiedziała jego lustrzana podobizna.
– Kim jesteś? – Rosko próbował dowiedzieć się jak najwięcej o sytuacji, w której się znalazł.
– Kimś, kogo kiedyś poznasz bliżej – odpowiedział zagadkowo.
– Z trudem zawieram nowe przyjaźnie. – Chłopak zirytowany gierkami mężczyzny, uniósł broń. – Mam lepszy pomysł, zakończmy tę znajomość tu i teraz.
– Nie jesteś mi równy, a mimo to chcesz ze mną walczyć. Gdyby nie powinność, z chęcią bym cię oszczędził, ale tak jak twoja przyjaciółka Lili dostąpiła próby, ty także przed nią staniesz. – Mężczyzna uniósł miecz, na którym połyskiwały runy.
– Próba? – zadał pytanie, ale w odpowiedzi doczekał się jedynie ataku ze strony przeciwnika.
Miecze ze zgrzytem połączyły ostrza w imieniu próby, przed którą stanął Rosko. Taktyka ataku mężczyzny była już znana chłopakowi, ponieważ sam się taka posługiwał. Z łatwością przewidywał każdy ruch i unik. Nie spodziewał się jednak siły, z jaką te taki zostaną przeprowadzone. Gdy w wyniku silnego uderzenia, broń została mu wytrącona z dłoni, postanowił polegać na sile l’Cie, która nie do końca jeszcze opanował.
Skupił cała swoja uwagę na żywiole, który w przypływie emocji zwiększał wielokrotnie swoje pole rażenia. Pomyślał o przyjaciółce i ludziach, którzy przetrzymywali ją do ziemi. Jej złość była teraz jego złością. Wyciągnął ręce w kierunku mrocznej kopii, a z dłoni wystrzeliły, niczym pociski, lodowe naboje uderzając przeciwnika w klatkę piersiowa. Nie przebiły go na wylot, ale wbiły się do połowy w cielesna powłokę. Wystające lodowe strzały zostały ścięte ostrym mieczem. Na twarzy mężczyzny nie zagościł żaden grymas, jakby w ogóle nie odczuwał bólu.
Przeciwnik rozpoczął natarcie, tym razem jego technika była dla Rosko niespodzianką. Miecz rywala tną powietrze, zbliżając się nieuchronnie w kierunku chłopaka. Seria silnych ataków wyszła spod ręki rywala. Rosko nie był na tyle szybki, aby ich uniknąć. Miecz zostawiał krwawe ślady, rozcinając jego kurtkę i spodnie. Przy ostatnim ciosie, ostrze drasnęło czoło, tworząc ranę, z której polała się karmazynowa ciecz, zalewając prawą połowę twarzy.
Rosko upadł na kolana. Nie był w stanie walczyć z krwią, która napłynęła mu do oka, więc zaczął przecierać twarz rękawem. W tym czasie tajemniczy obiekt podszedł bliżej i przykucnął obok rannego.
– Już w porządku – powiedział złoczyńca – świetnie sobie radzisz. Jestem z ciebie dumny. Ale już wystarczy. To okrutne z ich strony, że kazali ci ze mną walczyć. Nigdy nie miałeś szansy wygrać. To nie twoja wina.
– Kim są oni? – wyrzucił Rosko, skołowany tym, co przed chwilą usłyszał.
– To ci, którzy zsyłają nas, aby dać wam oparcie – odpowiedział byt, który chwilę temu z nim walczył. Teraz jednak wyglądał zupełnie inaczej.
Rosko nie zauważył, kiedy to się stało. Teraz on nie był już nim, nie był też niczym, co kiedykolwiek widział. Osobnik miał ludzką sylwetkę, ale nic poza tym nie upodabniało go do człowieka. Brak twarzy, ubrania i koloru skóry wprawiał Rosko w osłupienie. Wyglądało to bardziej na przepływającą stale energię, uformowaną chwilowo w ostatni twór, jakim się stał.
– Dlaczego kazali ci ze mną walczyć? – Chłopak nic nie rozumiał z tej sytuacji.
– To była próba. Kazano mi sprawdzić, czy jesteś już gotów – odparł byt. – Nie jesteś… ale nie martw się l’Cie, jeszcze się zobaczymy.
– Jak zmieniłeś się we mnie!? – wykrzyczał, oszołomiony Rosko. – I kim tak naprawdę jesteś.
– Iluzją. – odpowiedział. – Reszty dowiesz się następnym razem.
*
Zanim zdążył dokończyć przestrzeń przeszył rażący blask. Rosko zakrył oczy, po czym padł na podłogę. Później widział już tylko ciemność.
– Rosko! – Znał ten głos – Rosko, obudź się!
*eidolony — miały pomagać l’Cie i wskazywać im ścieżkę, którą powinny podążać, aby wypełnić swoje powołanie.
*l'Cie – zwykle ludzie, który zostali powołani przez fal'Cie*** do wypełnienia zadania.
*fal'Cie – istoty o boskich zdolnościach, wysłannicy — wypełniają wolę bogów.
O, fajnie, że przypomniałaś na początku, co się ostatnio działo.
OdpowiedzUsuńTen tekst: "Z trudem zawieram nowe przyjaźnie" mnie rozwalił XD. Aż się zaśmiałam, bo tak pięknie i ironicznie się to wpasowało w dialog.
O, ciekawa ta próba. Ale na jakiej podstawie ta iluzja stwierdziła, że Rosko nie był gotowy? To mnie ciekawi :o. Bo w sumie walczył z nią godnie. Nie popełnił chyba żadnego błędu. A może jest coś, co ta iluzja wyczytała z niego? Bynajmniej fajnie, że to sie nie skończyło takim: no, przeszedłeś próbę. Jest jakaś nutka tajemnicy. Przyjemny tekst.
~SadisticWriter
Hej :)
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tę samą reakcję, co SadisticWriter przy tekście o trudnym nawiązywaniu przyjaźni. Dios, jak to przyniosło ze sobą pewne orzeźwienie w tej scenie. I taki gorzki uśmiech oraz "znam to, stary".
Dobre zgranie z tą próbą. Powinno być nią coś, do czego człowiek jest w stanie podejść, ale bez pewności, że wyjdzie z niej zwycięsko. Sama postać iluzji jest dobrym posunięciem, bo rodzi u czytelnika pytania "czym naprawdę jest?", "dlaczego jest na czyiś usługach?", "skąd wie, że Rosko nie przeszedł próby?" (powtórzone za SW, ale ona wie, że często myślimy podobnie). I właśnie ta tajemniczość tego tekstu podoba mi się najbardziej.
Niezłe opisy, wszystko jest ze sobą zgrane, klucze się wpasowały, a lektura była interesująca. Dziękuję.
Pozdrawiam.