Tekst może i jest kontynuacją
opowiadania z poprzedniego tygodnia, ale spokojnie można czytać go bez
znajomości poprzedniego, ponieważ wszystkie najważniejsze informacje na temat
postaci, które już się pojawiły w pierwszej części, zostały również umieszczone
tutaj.
W sumie nie przewidywałam
kolejnych opowieści o Maderine, ale zapałałam do niej jakąś taką sympatią.
Uznałam, że warto opowiedzieć jej historię, którą dzieli z Flavienem.
***
Nie
mógł uwierzyć w to, że stał pod drzwiami samej królowej Livaire. To był jakiś
dziwny, nierealny sen. Wciąż zastanawiał się, dlaczego to akurat on został
wybrany jako jej strażnik. Dopiero co stawiał pierwsze kroki w szermierce, nie
miał też żadnych szczególnych zdolności, poza domieszką magii, która płynęła w
jego żyłach – nie była ona jednak przydatna na polu walki, bo nie potrafiła
nawet nikogo skrzywdzić. Co sprawiło, że naczelny strażnik królowej, a także
nauczyciel młodych rekrutów, Raunas, dostrzegł w nim idealnego kandydata na
kogoś, kto każdej nocy stałby pod drzwiami komnaty królowej? Flavien chciał
dostrzec w sobie to samo, co on.
Pierwsze
spotkanie z dziedziczką rodu Nouille nie należało do łatwych. Cały czas
próbował się uśmiechać, ale tak naprawdę robił dobrą minę do złej gry. Maderine
nie była zadowolona, że Raunas bez jej wiedzy zrekrutował nowego strażnika, i
to na dodatek tego, który miał od tej pory jej pilnować.
–
Po cóż mi strażnik? – spytała chłodno, spoglądając na mnie chłodnymi,
pozbawionymi uczuć oczami, z których dawno uleciała młodość. I pomyśleć, że
miała ledwie szesnaście lat.
–
Zachowuj się jak królowa, Maderine. Okaż szacunek człowiekowi, który gotowy
jest ryzykować życiem, aby cię obronić – powiedział tym samym chłodnym głosem
Raunas, zakładając ręce na potężną pierś. To prawdopodobnie jedyna osoba, która
mogła sobie pozwolić na takie słowa wobec królowej. Ponoć Raunas był kiedyś
naczelnym strażnikiem królowej Cecillie, ta jednak została pozbawiona życia
podczas najazdu Versevian na Livaire. Przeżyła tylko jej córka. Odtąd Raunas
był nie tylko strażnikiem młodej królowej, ale również doradcą i nauczycielem.
Flavien
miał wrażenie, że Maderine chciała przewrócić oczami, zamiast tego cicho jednak
westchnęła, a potem spojrzała obojętnie w jego stronę, kiwając witająco głową.
On zaś nisko się pokłonił, aby oddać królowej hołd.
–
Czy został odpowiednio przeszkolony? – spytała dziewczyna, unosząc wysoko brew.
Znów spoglądała na Raunasa. – Wygląda mi na nowicjusza.
Flavien
uśmiechnął się do siebie, powracając ze wspomnień do świata rzeczywistego.
Rozmowa tamtej dwójki trwała dobre kilkadziesiąt minut. Ostatecznie młoda
królowa zmierzyła go krytycznym wzrokiem i wyszła z sali obrad z nietęgą miną.
Cóż, prawda była taka, że najwyraźniej od samego początku nie przypadł jej do
gustu, ale nie powiedziała przecież twardego i stanowczego „nie”. Z drugiej
strony mogło tutaj chodzić o mocny wpływ Raunasa, który odporny był na
nastoletnie humory. Maderine musiała darzyć go ogromnym szacunkiem i zaufaniem.
Czy to w ogóle możliwe, że kiedykolwiek zacznie go traktować tak, jak Raunasa?
Bardzo wątpliwa wizja, tym bardziej, że nie był zbyt silny, stanowczy, a przede
wszystkim liczył sobie tylko kilka wiosen więcej niż królowa, co niemal czyniło
z nich rówieśników.
Flavien
oparł się o ścianę, tuż obok drzwi do komnaty, i założył ręce na piersi. Stał
tutaj dopiero od kilku godzin, a już nie mógł wytrzymać tej bezczynności.
Następnym razem będzie musiał zabrać ze sobą jakąś książkę, a może nawet i
dwie. Bycie strażnikiem królowej dawało mu jeden z niewielu przywilejów, jakim
była możliwość wypożyczania książek w pałacowej bibliotece, a było tam
niewątpliwie wiele pereł, w końcu Livaire uchodziło za kraj artystów i
rzemieślników – żyło tutaj wielu sławnych poetów oraz pisarzy. Flavien żałował,
że on, w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa i rodziców, nie był obdarzony
żadnymi wytwórczymi zdolnościami, to dlatego wysłano go na szkolenie do zamku. Miał
nadzieję, że przynajmniej do tego się nadawał.
Jak
na zawołanie Flavien usłyszał głośny stukot. Zdębiał, ponieważ nie był do końca
pewien, czy dochodził on z komnaty królowej, czy może z innego pomieszczenia. Od
razu oblał go zimny pot, bo jeżeli już pierwszego dnia wydarzyło się coś, na co
miał ogromny wpływ, może za to zawisnąć na stryczku… Dla pewności przyłożył
więc ucho do drzwi. Nie słyszał żadnych stukotów lub uderzeń, za to słyszał
jakby ciche pojękiwanie kogoś, kto cierpi. Czy królowej działo się coś
niepokojącego? Musiał to sprawdzić, i to z mieczem w dłoni, w końcu nie
wiadomo, czego mógł się spodziewać.
Do
komnaty wparował nieco niezgrabnie i niepewnie, ale z odwagą. Od razu
rozglądnął się po pomieszczeniu, w którym nie dostrzegł jednak królowej.
Poczuł, jak zastyga w panice, wstrzymując przy okazji dopływ powietrza do płuc.
Jeszcze większą bezradność i słabość poczuł, kiedy zauważył, że okno w sypialni
było otwarte. Czyżby atak przyszedł od zewnątrz? Jak ktokolwiek miał się wspiąć
po śliskiej fasadzie zamku z kolorowego szkła? A może wcale nie musiał się
wdrapywać? Może krył się gdzieś obok, w jakimś innym pomieszczeniu, i
wystarczyło, że przedostał się tutaj przez okno?
Flavien
cicho jęknął. Przyłożył dłoń do głowy, nie wiedząc, co zrobić. Odpowiedź
pojawiła się znienacka, jak zbawienny promień słońca. Blada, dziewczęca dłoń
wynurzyła się zza łóżka, dotykając atłasowej, bordowej pościeli. Drżące palce
zacisnęły się na niej tak mocno, jakby ich właścicielka cierpiała. Tym razem
Flavien nie czekał. Od razu podbiegł do poszkodowanej dziewczyny, która w
połowie leżała, w połowie siedziała na podłodze. Najpierw wyciągnął przed
siebie dłonie, jakby chciał ją chwycić, po czym gwałtownie się zatrzymał. Jego
uwagę zwrócił przypalony dywan, brzeg kołdry, a także biała piżama królowej.
Czy bawiła się ogniem? A może… sama była tym ogniem? – to pytanie zadał sobie
Flavien wtedy wówczas, gdy na odsłoniętych plecach dziewczyny zobaczył coś w
rodzaju płonących linii. Już z daleka można było wyczuć gorąco, jakim ziało jej
ciało. Miała popękaną, zakrwawioną i płonącą skórę. Nie wyglądało to jak normalna
dolegliwość, a raczej jak… magia. Słyszał już, że królowa Maderine przeżyła w
dzieciństwie traumatyczne spotkanie z wodzem Versevian, na którym użyła swojej
mocy. Od tamtej pory cierpiała na jakąś tajemniczą chorobę, której nikt nie
potrafił wyleczyć.
Flavien
wziął cichy wdech i powiedział:
–
Przepraszam, wasza wysokość, ale…
Przestraszona
dziewczyna uniosła głowę. Błękitne oczy spotkały się z jego zielonymi
tęczówkami. Najwyraźniej ból był tak potężny, że królowa nie zauważyła, iż
ktokolwiek wtargnął do jej komnaty. Z jakiegoś dziwnego powodu na dziewczęcych
policzkach wykwitły rumieńce, szybko zostały jednak przysłonięte gniewem.
–
Po co tu przyszedłeś? – spytała przez zaciśnięte zęby, co miało w sobie zarówno
wyraz złości, jak i bólu.
–
Słyszałem jakieś dziwne trzaski, a potem usłyszałem ciebie, wasza wysokość.
Musiałem to sprawdzić. Tego ode mnie wymaga bycie strażnikiem – odpowiedział
ostrożnie chłopak. Kiedy Maderine nie odpowiedziała, wydając z siebie kolejny
nieprzyjemny oddźwięk wyrażający ból, Flavien pozwolił sobie na to, aby chwycić
ją delikatnie pod pachami i pomóc podnieść się z podłogi. Rozgrzane ciało
usadowił na krańcu łóżka.
–
Zawołać kogoś, wasza wysokość? Na przykład lekarza albo pana Raunasa? A może
potrzebujesz się po prostu napić
wody? Zaproponowałbym bulion ze
zwierzęcych kości i warzyw, który przyrządza moja mama, ale byłoby to chyba nie
na miejscu. – Flavien zaśmiał się niemrawo, na co Maderine spojrzała na niego z
krzywą miną. Najwyraźniej nie doceniała jego naiwnej próby rozluźnienia
ciężkiej atmosfery.
–
Nie – powiedziała chłodno i wyniośle królowa. Na chwilę uniosła dumnie
podbródek, aby zmrozić spojrzeniem nowego strażnika. Ten wodził wzrokiem od jej
twarzy po całym ciele, jakby zastanawiał się, co ma uczynić. – Przestań się tak
na mnie patrzeć. Poradzę sobie.
Flavien
przygryzł dolną wargę. Nie do końca w to wierzył, tym bardziej, że na czole
Maderine kroplił się pot, a ona sama wyglądała, jakby miała się lada moment
popłakać z bólu. Bezradnie uniósł dłonie, spoglądając na nie z taką
niepewnością, jakby nie wierzył, że do niego należą. Chyba już rozumiał,
dlaczego Raunas powołał na strażnika akurat jego.
–
Mogę dotknąć twoich pleców, wasza wysokość? – spytał nieśmiało.
Dziewczyna
wybałuszyła oczy. Nie mogła uwierzyć, że oby chłopak zadawał takie pytanie
samej królowej. Niby dlaczego miałby ją teraz dotykać?!
–
Oczywiście, że nie! – wydarła się oburzona królowa. Jej policzki zrobiły się
czerwone, jak dorodne, różane pąki z królewskiego ogrodu. – Cóż to w ogóle za pytanie?!
Nigdy nie słyszałam czegoś równie niedorzecznego! Masz się stąd wynosić,
słyszysz?! I więcej nie wracać!
Zawstydzony
i zażenowany Flavien wystawił przed siebie dłonie, próbując uspokoić królową,
ale ta zaczęła bić go poduszką. Załamany oddawał się tym torturom, przy okazji
wysłuchując niepochlebnych słów kierowanych w jego stronę. Ta jednostronna
bitwa zakończyła się w momencie, w którym ktoś zapukał do drzwi.
–
Wasza wysokość, czy wszystko w porządku? Mam wezwać lekarza?
To
prawdopodobnie była jakaś służka.
Flavien
i Maderine wymienili spojrzenia. Kiedy królowa otworzyła jednak usta, ten
niespodziewanie się na nią rzucił, jedną dłonią zatykając jej usta, a drugą przykładając
do jej nagich pleców, które jeszcze niedawno okalała biała koszula nocna –
teraz był na niej wycięty zwęglony okrąg. Dziewczyna krzyknęła przestraszona w
jego rękę, próbując się wyrwać.
–
Nie chcę wyrządzić krzywdy waszej wysokości – szepnął do jej ucha Flavien.
Dopiero
po chwili oburzenie królowej zaczęło zmieniać się w zdziwienie. Nawet
szamotanina zmieniła się w dziwną uległość, i nie chodziło tu bynajmniej o
uspokajające słowa obcego chłopaka, a raczej o to, co robiły jego dłonie. Były
chłodne. Emanowały dziwną, łagodzącą magią. W królestwie Livaire rzadko kiedy
ludzie posiadali moce. Czy to dlatego Raunas powołał na strażnika akurat tego
młodzieńca?
–
Wasza wysokość? – spytała zaniepokojona brakiem odpowiedzi służka.
Flavien,
widząc, że królowa się uspokoiła, postanowił zaryzykować z powolnym zabraniem
dłoni z jej ust. Całe szczęście, nie zaczęła krzyczeć, tylko odpowiedziała
łagodnym, podwyższonym głosem:
–
Wszystko w porządku, Mariette. Możesz odejść.
–
Proszę się odezwać, jeśli wasza wysokość będzie czegoś potrzebowała –
odpowiedziała służka.
–
Dziękuję, Mariette.
Spojrzenia
Maderine i Flaviena skrzyżowały się ze sobą, jednak już po chwili królowa
chwyciła za łokieć chłopaka, odciągając jego rękę ze swoich pleców. Zaskoczenie
zmieniło się ponownie w chłód, który nie współgrał z bólem rysującym się na jej
twarzy.
–
Mówiłam już, że sobie poradzę – powiedziała groźnie. – Powinieneś stąd wyjść.
Flavien
się zawahał. Nie mógł jednak przeciwstawiać się rozkazom królowej. Nie
wyglądała na osobę, która oczekiwała, że będzie się z nią kłócił, a
zdecydowanie chciał jeszcze pożyć. To dlatego pokiwał ledwie widocznie głową, a
potem przeniósł się do pionu i po prostu ruszył w kierunku drzwi. Kiedy chwycił
za klamkę, zatrzymał się. Chciał powiedzieć, aby Maderine go zawołała, jeżeli
będzie potrzebowała jego pomocy, ale nie mógł z siebie niczego wydusić. Już i
tak na zbyt wiele sobie pozwolił. To dlatego po prostu opuścił komnatę.
***
Kolejny
dzień przyniósł ze sobą nowy rozkaz. Królowa oznajmiła, iż nie życzy sobie, aby
jej nowy strażnik stał pod drzwiami prowadzącymi do komnaty, którą zajmowała,
ponieważ było to łamanie zasady prywatności. Wyraziła również swoją ogólną
niechęć dla istnienia młodego strażnika, żądając jego zwolnienia ze stanowiska.
Raunas był jednak nieczuły na groźby młodej królowej. Aby zażegnać konflikt,
postanowił, że odtąd Flavien będzie pilnował Maderine, ale w odpowiedniej
odległości, poza zasięgiem drzwi do jej pokoju. Było to miejsce, w którym dało
się dosłyszeć podejrzane dźwięki. Był w stanie również usłyszeć, że ktoś
wkradał się lub wykradał ze środka. Oczywiście mógł być czujny tylko wtedy,
kiedy miał otwarte oczy, a dzisiaj miał zdecydowany problem z utrzymaniem
siebie w stanie względnej trzeźwości umysłu. Po ciężkim treningu siłowym z
Raunasem, wszystko, o czym marzył, to poduszka. Niestety pod plecami miał tylko
twardą ścianę. Podłoga, na której siedział również nie uchodziła za miękką,
choć ścielił ją dywan. Nie były to warunki godne właściwego odpoczynku, ale
Flavien nigdy nie miał problemu z usypianiem. Zanim się zorientował, jego głowa
po prostu opadła w kierunku piersi, a on pogrążył się w krótkim, choć czujnym
śnie. Cały czas powtarzał sobie, że przecież nie stanie się nic złego, jeżeli
na chwilę odpocznie, a jeżeli coś się będzie działo, z pewnością to usłyszy. Tak
przynajmniej starał się sobie wmówić. Najwyraźniej nie przewidział jednego –
osoba, która nie będzie chciała zostać zauważona, a tym bardziej usłyszana, z
pewnością zrobi wszystko, aby wydawane przez nią dźwięki stały się jak
najcichsze.
Początkowo Flavien myślał, że delikatnie
skrzypienie było odgłosem wydawanym przez kogoś przebywającego w komnacie,
dlatego się tym nie przejął. Dopiero kiedy usłyszał dziwne szuranie, zdał sobie
sprawę z tego, że ktoś chodzi po korytarzu. Zerwał się do góry, a potem położył
dłoń na rękojeści miecza, który trzymał przy boku. Wychylił głowę zza ściany,
próbując zidentyfikować poruszającą się po zamku osobę. Zdziwiło go, kiedy
najpierw dostrzegł odbite, zwęglone ślady stóp na dywanie – podążył nimi wzrokiem
w kierunku osoby, która była winowajcą
zniszczenia. Już wtedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto urządził sobie
przechadzkę. Przez chwilę patrzył się z zainteresowaniem na idącą powolnie
przed siebie dziewczynę, wahając się, czy do niej podejść. Wyglądała, jakby
znowu potrzebowała pomocy. Może nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, ale to
pewnie dlatego, że nie chciała nikogo budzić. Decyzję pozwolił Flavienowi podjąć
dopiero upadek królowej. Wtedy bez zastanowienia zerwał się do biegu. Kiedy
dotarł już do potomkini rodu Nouille, chwycił ją delikatnie za ramiona i
przewrócił na brzuch.
Wstrzymał
dech. Nie spodziewał się bowiem, że dziwna, magiczna choroba królowej atakuje
różne części jej ciała. Tym razem żarzące się plamy przypominające pękającą pod
skałą lawę znajdowały się na jej podbródku, szyi i dekolcie.
Flavien
poczuł, że serce podchodzi mu do gardła. Widział, że na czole Maderine kroplił
się pot. Ciężko oddychała. Miała również zamknięte oczy i wykrzywioną w
grymasie bólu twarz. Chyba nigdy nie widział jej taką bladą. Wyglądała niemal
jak duch. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co musi zrobić. Jednak to nie
powstrzymało go przed rozglądnięciem się wokół siebie w celu ocenienia, czy aby
na pewno nikt na niego nie patrzy. Kiedy to już zrobił, wystawił chłodną dłoń,
uwalniając z niej dozę mocy, a potem ostrożnie przyłożył ją do szyi dziewczyny.
Widział, że przez twarz królowej przechodzi coś w rodzaju ulgi. Cieszyło go, że
nie wyrządził jej krzywdy, powodując nagły skok temperatury w ciele. Ogniste
żyły zaczęły blednąć, jakby wnikały powolnie w skórę, wtedy zjechał dłonią
niżej, przy okazji zaciskając usta i kierując spojrzenie ku sufitowi. Wiedział,
że za dotykanie dekoltu królowej może mu się nieźle dostać. I nieważne będą
wtedy jego intencje. Kiedy przesuwał dłoń niżej i niżej, wyobrażał sobie, jak
Raunas chwyta go za szyję, a potem unosi wysoko miecz. Ciekawe, co zrobiliby z
jego odciętą głową? A z ciałem? Wypatroszyliby je, zachowując szkielet, którym
straszono by kolejnych strażników, którzy śmieliby dotknąć królowej? To
naprawdę okropne wizje, ale nikt nie powiedział, że nieprawdziwe. Flavien był
pewien, że czeka go marny los, ale czego nie robiło się, aby ocalić jedyną
dziedziczkę tronu?
Kiedy
spojrzał na chwilę w dół, dostrzegł otwarte oczy Maderine. Przez chwilę zdawała
się nie rozumieć, co się dzieje, ale już w momencie, kiedy nabrała powietrza w
płuca, Flavien wiedział, że zdaje sobie sprawę z tego, co czynił. Nie
spodziewał się tylko jednego – że zacznie krzyczeć.
***
–
On ma natychmiast zniknąć z zamku! – Głośny okrzyk dziewczyny przeszył salę
obrad, w której znajdowały się tylko trzy osoby. Raunas, naczelny strażnik, a także
osoba szkoląca młodych rekrutów w sztuce bitewnej, gniewna królowa Maderine,
która nie szczędziła dzisiaj słów, a także przerażony Flavien, jej młody
strażnik, który przecież nie zrobił niczego złego.
–
Już wyraziłem swoje zdanie – odpowiedział chłodno mężczyzna, zakładając ręce na
piersi. Chyba tylko on miał odwagę mierzyć się z samą królową, która nie znała
takiego pojęcia jak litość czy wdzięczność. Flavien miał ochotę nazwać go swoim
bohaterem. Za to od przytulenia zamierzał się powstrzymać.
–
On mnie obmacywał, Raunas! – Głos Maderine stał się bardziej donośny. Chłopak
aż się wyprostował na dźwięk jej słów. Bał się odezwać w swojej obronie, na
szczęście rolę obrońcy przyjął mężczyzna, który za niego odpowiadał. Udało mu
się szybko wytłumaczyć naczelnemu strażnikowi, że to, co zrobił, zrobił w
dobrej wierze.
–
Jego czyny nie miały na celu znieważenie twojej osoby, dlatego nie zgadzam się
na usunięcie go ze stanowiska.
Maderine
słysząc te chłodne słowa, nadmuchała policzki.
–
To ja jestem królową! – wykrzyknęła, podchodząc gwałtownie do mężczyzny.
Raunas
wciąż patrzył na nią z góry, reagując na krzyki jeszcze większym spokojem.
–
Obiecałem twojej matce, że zrobię wszystko, aby chronić nasze królestwo, a co
za tym idzie, również ciebie. Chyba zdołałaś dostrzec, że w ciągu ostatnich
miesięcy twój stan bardzo się pogorszył? – Uniósł znacząco brew, na co Maderine
zacisnęła usta, nie odpowiadając na to pytanie. – Masz wciąż do wykonania
zadanie. Póki go nie wypełnisz, będę nieczuły na twoje rozkazy. – Raunas
spojrzał w kierunku chłopaka, który niemal wygiął się w łuk. To spojrzenie
szybko przeniosło się jednak na królową. – Moc Flaviena łagodzi działanie
twojej choroby, dlatego będzie cię dotykał wtedy, kiedy będziesz tego
potrzebowała.
Królowa
chciała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, szybko się jednak poddała. Chłopak
widział w jej oczach łzy. Dosłownie na moment ich spojrzenia się skrzyżowały.
Zaraz potem Maderine uniosła rogi sukni i bez słowa, szybkim, niemal biegnącym
krokiem, opuściła salę. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Flavien
spojrzał niepewnie na zamyślonego Raunasa. Czuł się na tyle zawstydzony
milczeniem, że w końcu nie powstrzymał się i wyrzucił z siebie pierwsze lepsze
słowa, jakie przyszły mu do głowy.
–
Wychowywanie nastolatek musi być trudne.
Zaraz
potem skarcił siebie w duchu za to stwierdzenie. Przecież to brzmiało jak
obraza, i to nie byle kogo, bo królowej. Czy w jej przypadku musiał tak
spektakularnie wszystko niszczyć?
Raunas
spojrzał na niego ze zdziwieniem.
–
Już się domyśliłeś? – spytał.
Flavien
zamrugał nierozumnie oczami. Miał ochotę spytać, czego się domyślił, ale zanim
cokolwiek powiedział, strażnik podjął inny temat:
–
Dzisiaj będziesz przebywał w pokoju z królową. Nie możesz jej spuścić z oczu
chociaż na minutę. Sam już widziałeś, że potrafi być uparta. Poza tym musi się
nauczyć, że nie każdy będzie reagował na dziecięce kaprysy niedorosłego
dziewczęcia, a przede wszystkim szacunku do innych ludzi.
Flavien
przełknął ślinę.
Cóż,
zapowiadała się ciekawa noc…
Podoba mi się, iż ta historia się rozwija. Jedyna rzecz, która mi personalnie zgrzyta, to poczucie, iż królowa jest zbyt dziecinna. W sensie ja wiem, iż ona jest dzieckiem, ale przeżyła w zasadzie traumatyczne sytuacje i do tego z miejsca musiała zasiąść na tronie.
OdpowiedzUsuńMożliwe, iż mam jakiś fetysz tworzenia bohaterów cierpiących, dlatego chciałbym wiedzieć co o tym myślisz.
To prawda, że zachowuje się dziecinnie, jednak było to celowe zagranie. Myślę, że ma to swoje uzasadnienie psychologiczne. Nie zdążyła przeżyć dzieciństwa, bo w wieku 6 lat kazano jej dorosnąć, więc zdarza jej się zachowywać jak dziecko, szczególnie przy rówieśnikach, których pewnie zbytnio nie miała okazji poznać. W sytuacjach typowo "królewskich" na pewno zachowuje się nieco poważniej. No i ma osobiste uprzedzenia do mężczyzn, co pewnie zostanie wyjaśnione w kolejnych częściach, o. Ale rozumiem, że taka kreacja nie wszystkim może się podobać :D. Co do cierpiących bohaterów... też lubię takich tworzyć, więc tu możemy sobie przybić piąteczkę! Tylko może akurat ta bohaterka przeżywa to cierpienie inaczej. Dziękuję za komentarz!
Usuń~SadisticWriter
Biedna mloda krolowa, tka straszna choroba, moze klatwa rzucona na nia w mlodosci. Nie spodziewalam sie, ze straznik okaze sie az tak pomocny, ze wzgledu na wiek na poczatku podejrzewalam mozliwy romans miedzy dwojka, ale widze, ze nie szczegolnie krolowa darzy go sympatia. Chlopak jej pomogl w cierpiniu a ona sie zachowuje jak osmiolatak, nawet nie jak szesnastolatka. Nie dziewi mnie nieugetosc Raunusa, gdyz obecnosc chlopaka tylko jej pomoze, gdyby potrafila to zrozumiec.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńChciałabym czuć pewne współczucie wobec Maderine, bo życia to nie ma za ciekawego, ale jestem w stanie zdobyć się jedynie na śmiech, bo taką reakcję wywołuje u mnie jej zachowanie. Wiem, że jest królową i zwykli śmiertelnicy nie mogą robić pewnych rzeczy wobec niej, ale bawi mnie to, jaka jest uparta i zapatrzona w siebie, nie dostrzega tego, co mówi Raunas, a Flaviena ma tylko za wroga. Postępuje jak dziecko, ale przez wydarzenia z przeszłości nie miała czasu nim być, więc tłumaczę sobie, że nadrabia to teraz.
Dobre opisy, te dylematy u chłopaka, który nie jest pewien, na co może sobie pozwolić, by nie urazić królowej - wyszło to całkiem naturalnie, więc historia bardziej do mnie przemawia.
Miło, że poświęciłaś im tekst, uważam, że jeśli się da, to należy ofiarować czytelnikom bliższe spotkania z bohaterami.
Jestem ciekawa, co tu się dalej zadzieje.
Pozdrawiam.