Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 22 grudnia 2019

[41] Szepty kwiatów: Cierpienie ~SadisticWriter

Patrzę, a tu słowo „cierpieć”. Stwierdziłam, że chociaż tego nie chcę, czas wykorzystać słowa kluczowe do napisania tej złej części „Szeptów kwiatów”. Niech zapłonie uniwersum, bo odtąd może być już tylko gorzej. 

***
To już trzeci dzień, kiedy Soleil leżała w łóżku. Nie mogła wykonywać swojej pracy w ogrodzie, dlatego poprosiła pana Williama, aby przyniósł tutaj kwiaty do układania wiązanek, w końcu obiecała mieszkańcom zamku, że wypełni dane obietnice. Alienore ciągle karciła ją za to, że za dużo na siebie bierze, szczególnie w momencie, kiedy powinna wypoczywać, Soleil nie potrafiła jednak bezczynnie leżeć. Miała już dosyć czytania książek, które przynosiła jej kobieta, poza tym wyspała się za wszystkie czasy. Pragnęła w końcu wyjść na światło dziennie. Szkoda tylko, że kiedy próbowała podnieść się z łóżka, czuła się naprawdę bardzo słabo. W normalnym przypadku już dawno uciekłaby z zasięgu wzroku opiekunki, siadając na jakiejś cichej, osłonecznionej polanie, ale w obecnej sytuacji bała się, że mogłaby tam nawet nie dotrzeć. Doskwierały jej ciągłe zawroty głowy, wysoka gorączka i kaszel – wczoraj nawet dostrzegła, że gdy kasła w dłoń, zostają na niej ślady krwi. Była głupia, skoro twierdziła, że zaczyna jej się poprawiać. Może nie chorowała przez dłuższą chwilę, ale gdy w końcu do tego doszło, okazało się, że jest gorzej niż zwykle. Nadworny lekarz starał się coś na to poradzić, ale póki co niewiele wskórał. Soleil chciała sama sporządzić dla siebie lek, ale jak miała to zrobić, kiedy była niemal przygwożdżona do łóżka? 
Ostatnio w głowie kwiaciarki narodził się nowy plan. Wszystkim rzemieślnikom na zamku wciąż pomagała z tworzeniem mikstur i kwiatowych bukietów za darmo, jednak w zamian za to, kiedy ci wybierali się do miasta, mieli powiadamiać ludzi o tym, że za niską opłatą może dla nich zastosować którąś z usług. Osobą, która zbierała te zlecenia, stał się Devyn. Chłopak potrzebował po śmierci matki oderwać swoje myśli od mrocznych rozważań, to dlatego sam jej to zaproponował. Soleil nie chciała zbierać za swoje usługi opłat, ale stwierdziła, że skoro Villane nie pozwoli jej wrócić do Laverne, to ona ściągnie rodzinę do stolicy, w końcu nie wiadomo, ile jeszcze pożyje. Z drugiej strony potrzeba do tego było mnóstwa pieniędzy. To dlatego zamierzała co jakiś czas wysyłać im je w liście. Miała nadzieję, że Laila i Gavin poprą jej szalony pomysł, tym bardziej że nigdy nie ruszali się z ich małej wioski…
Soleil ciężko westchnęła, owijając wokół kolejnego małego bukietu ślubnego białą, satynową wstążkę. Miała wrażenie, że im dłużej pracuje, tym słabsze stają się szepty kwiatów, na dodatek wiązanki nie wyglądały już tak ładnie, jak wtedy, kiedy była zdrowa. Czyżby popadła w masowość, tak znaną wśród rzemieślników bezustannie wykonujących tę samą pracę? Nie chciała pewnego dnia utracić jedynego talentu, jakiego nie poskąpiło jej życie. Bez niego byłaby nikim.
Kiedy dziewczyna odłożyła gotowy bukiet do wazonu, do jej komnaty ktoś zapukał. Zdziwiła się, bowiem nie spodziewała się o tak wczesnej, popołudniowej godzinie wizyty. Nawet Alienore była obecnie zajęta. Czyżby coś się wydarzyło? 
Soleil przełknęła ślinę, by chwilę później cieniutkim, wysokim głosem powiedzieć:
– Proszę.
Do komnaty wszedł ktoś, kogo nigdy by się tutaj nie spodziewała. Z tego zdziwienia rozdziawiła usta. Dopiero po chwili zorientowała się, że przecież musi okazać nowoprzybyłej osobie szacunek należny królewskiej rodzinie. Szybko odkryła kołdrę, która zakrywała jej zmarznięte nogi, gdy nagle została delikatnie chwycona za dłoń.
– Nie musisz się podnosić – usłyszała ciepłe brzmienie głosu księżniczki Vesalii, obecnej narzeczonej księcia Villane’a. – Słyszałam już, że jesteś chora, dlatego nie chcę cię niepotrzebnie forsować. – Posłała jej szeroki, może nieco sztuczny uśmiech, który widocznie musiała wypracować, mieszkając w zamku.
– P-przepraszam, księżniczko, za tę niesubordynację – powiedziała onieśmielona Soleil, pochylając witająco głową.
– To nie twoja wina. – Vesalia poklepała ją krzepiąco po dłoni. – Czy mogę przysiąść na twoim łożu? Chciałabym przeprowadzić z tobą rozmowę. 
– Och – zdziwiła się kwiaciarka. – Oczywiście. 
Soleil karciła w siebie duchu za zupełny brak manier. Tyle żyła już na zamku w Chavelln, a wciąż kiedy widywała wysoko urodzone osoby, niemal zapominała języka w gębie. Dodatkowo powinna zwracać się do księżniczki „wasza wysokość”. 
Kiedy Vesalia przysiadła na krańcu łóżka, choć wciąż w odpowiedniej odległości od dziewczyny, dzięki czemu nie musiała się czuć przytłoczona jej obecnością, złożyła ręce w podołku, wyprostowała się z gracją i wesołym głosem rzuciła:
– Jak już pewnie zasłyszałaś na balu, niedługo wychodzę za mąż. 
Soleil nie mogła nadziwić się, ile ta młodziutka księżniczka miała w sobie blasku. Wręcz emanowała szczęściem i zdrowiem. Jej czarne, długie, gęste włosy lśniły w słońcu jak górski potok, od którego odbijały się oślepiające promienie. Czerwona wstążka, która była w nie wpleciona, tylko podkreślała urok poskręcanych kosmyków. Błyszcząca, ciemna cera przypominała dojrzewające oliwki, a jej oczy, choć szare i z pozoru nieprzyciągające uwagi, odznaczały się słonecznym blaskiem kogoś, kto najwyraźniej uciekł w ramiona miłości. Księżniczka Vesalia miała na sobie dzisiaj suknię w podobnym kolorze, jak na balu – szkarłatną, choć na pewno nieco mniej zdobioną. Mimo wszystko od razu było widać, że to księżniczka. Kim w przeciwieństwie do niej była Soleil? Przesadnie bladą, wychudzoną dziewczyną o okrągłej buzi, jasnych, przygaszonych, błękitnych oczach i roztrzepanych, falowanych blond włosach, która całymi dniami przesiadywała w białej koszuli nocnej.
– Chciałabym, żeby nasz ślub był iście widowiskowy, poczynając od ceremonii i wcale nie kończąc na szczegółach, jakimi będą ozdoby, a więc w dużej mierze kwiaty. Widziałam już na balu, że potrafisz układać piękne wiązanki, to dlatego chciałabym, żebyś pomogła przystroić salę. – Księżniczka szeroko się uśmiechnęła. Chociaż dało się dostrzec w niej obraz dziecka, które ledwo stawiało pierwsze kroki w świecie dorosłych, wypowiadała się bardzo elokwentnie i z gracją, co nadawało jej dojrzałości.
– Oczywiście – odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem Soleil. – Po to tutaj jestem. – Może i zabrzmiała miło, ale w głębi duszy myślała o przebywaniu na tym zamku bardzo gorzko. Czasami czuła się tu jak niewolnica, która musiała wykonywać wszystkie powierzone jej zadania pod groźbą surowej kary…
– Dziękuję ci, droga Soleil. – Vesalia przez chwilę wyglądała, jakby chciała chwycić za dłonie dziewczyny, ale szybko się wycofała, gdyż najwyraźniej zdała sobie sprawę z tego, że może się od niej czymś zarazić. Dłonie z powrotem ułożyła na swojej pięknej sukni. – Chcę, żeby wszystko było podczas naszego ślubu idealne. Villane zazwyczaj nie przejmuje się takimi rzeczami, więc cała organizacja przypada w udziale mnie. –  Dziewczyna ciężko i teatralnie westchnęła.
– Czy długo się już znacie, wasza wysokość? – spytała nieśmiało kwiaciarka.
– Owszem. Już w dzieciństwie przyzwyczajano nas do myśli, że kiedy dorośniemy, weźmiemy ślub. W końcu się tego doczekałam. – Vesalia zaśmiała się dźwięcznie, jakby powiedziała coś naprawdę zabawnego. – Jestem bez pamięci zakochana w Villanie.
Soleil z trudem powstrzymała się od okazania zdziwienia. Nie wyobrażała sobie, aby starszy brat Blaise’a miał kogokolwiek kochać, a tym bardziej, aby ktokolwiek, poza rodziną, darzył go miłością. Jak się jednak okazywało, było to możliwe.
– Obiecuję waszej wysokości najpiękniejsze kwiaty – powiedziała Soleil, nerwowo się uśmiechając. Nie chciała bowiem zdradzić swojej prawdziwej reakcji na jej słowa.
Księżniczka kiwnęła dziękująco głową, a następnie przeniosła się do pionu i otrzepała suknię, jakby chciała pozbyć się niewidzialnego brudu. 
– W odpowiednim czasie przyślę tutaj kogoś, kto powiadomi cię o dokładnej dacie ślubu, a także o moich wymaganiach. – Vesalia wyprostowała się z arystokratyczną gracją, choć dziecięcy uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy. Najwyraźniej młoda księżniczka próbowała grać dorosłą, kiedy w sercu miała jeszcze dziecko. – Ach, i jeszcze jedno. – Posłała dziewczynie podejrzliwe spojrzenie. – Ostatnio bardzo dużo mówi się o twoim… związku z księciem Blaise’em. Czy to prawda, że darzycie siebie głębokim uczuciem, jakim jest miłość?
– Ależ skąd! – Soleil niemal wykrzyknęła te słowa, szybko się rumieniąc. Nie powinna się tak unosić. Jej reakcja rozbawiła jednak przyszłą królową Chavelln, która zachichotała, przysłaniając dłonią usta. – Książę Blaise jest miły dla wszystkich pracowników zamku. – Postanowiła, że nie będzie więcej mówić o swoich powiązaniach z najmłodszym potomkiem Cardarielle’ów. Devyn już ją przed tym ostrzegał. Powinna zaprzeczać w subtelny sposób wszystkim plotkom, starając się jak mniej mówić o tym, że się przyjaźnią. Dla wielu arystokratów nawet przyjaźń miała często mgliste znaczenie, bliskie byciu kochankami. 
– Rozumiem, rozumiem. – Rozchichotana Vesalia, która najprawdopodobniej nie uwierzyła w te słowa, skierowała się w stronę wyjścia. Obróciła się w kierunku kwiaciarki dopiero, kiedy chwyciła już za klamkę. – Życzę ci zdrowia, droga Soleil. Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. 
Po tych słowach księżniczka opuściła komnatę. Dopiero wtedy kwiaciarka poczuła, że miała napięte do granic możliwości mięśnie. Całe jej ciało ogarnęło nagłe zmęczenie. Czy wizyta kogoś tak ważnego sprawiła, że zużyła zbyt wiele pokładów energii? A może to wina choroby? Przecież była osłabiona. Jak na zawołanie zaczęło kręcić się jej w głowie. Uznała, że to najwyraźniej koniec codziennych zmagań z tworzeniem kwiatowych wiązanek. Teraz powinna się położyć i odpocząć.
Kiedy tylko głowa Soleil zetknęła się z poduszką, uciekła w długi, niespokojny sen. Pamiętała, że co chwilę się budziła, ponieważ słyszała krążące wokół niej osoby. Odwiedził ją na pewno lekarz, który podał jej jakiś lek, a także Alienore, która przykładała troskliwie dłoń do czoła dziewczyny. Chyba zjawił się tu również Devyn razem z Livią – opiekunka szybko ich jednak przegoniła, aby mogła w spokoju odpoczywać. Kwiaciarka obudziła się dopiero pod wieczór, kiedy siedząca przy niej cały czas Alienore podniosła się z fotela i oznajmiła, że jest już bardzo późno, a ma jeszcze kilka obowiązków do wypełnienia. Obiecała jej, że wróci tutaj za kilka godzin, aby zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście gorączka musiała spaść przynajmniej o kilka stopni, co znaczyło, że lek zaaplikowany przez doktora musiał dać jakieś efekty. Soleil tylko wysłuchiwała tych szybko płynących z ust opiekunki słów, kiwając ociężale głową. To dziwne, ale wcale nie czuła się dobrze, zupełnie jakby lekarstwo dodatkowo ją osłabiło. Cóż miała jednak zrobić? Kiedy nie była w stanie ruszyć się z łóżka, mogła zdawać się tylko na ludzi, którzy chcieli jej bezinteresownie pomóc.
Po wizycie Alienore Soleil zapadła w krótki, choć tym razem płytki sen. Szybko został on jednak przerwany przez dziwnie obce dźwięki, które naruszyły przestrzeń jej pokoju. Najpierw usłyszała donośnie otwierające się drzwi – to dziwne, ale zazwyczaj kiedy ktoś chciał tutaj wejść, pukał, co oznaczało, że albo tego nie usłyszała, albo ktoś, kto sobie na to pozwolił, nie miał manier. Później usłyszała gwałtowne kroki wydawane przez ciężkie buty, które oznaczyły ścieżkę do jej łóżka. Kiedy otworzyła oczy, widziała nad sobą tylko rozmazaną sylwetkę. Początkowo miała wrażenie, że to Blaise, szybko się jednak zorientowała, że to nie on, ponieważ miał przyjechać do Chavelln dopiero za tydzień. Zanim Soleil się rozbudziła, ktoś chwycił ją za koszulę nocną i gwałtownie podciągnął do góry. Kiedy dziewczyna zetknęła się ze spojrzeniem gniewnego księcia Villane’a, od razu wstrzymała dech.
– Chyba się nie zrozumieliśmy, droga Soleil – powiedział powolnym, przyciszonym głosem, wykrzywiając usta w niezadowolonym uśmiechu. Przez chwilę kwiaciarka nie miała pojęcia, o co mu chodzi, w końcu jednak do niej dotarło, że musiało chodzić o truciznę. 
Przełknęła ślinę, próbując wstrzymać drżenie ust. 
– Czy znasz może definicję słowa „trucizna”? – spytał ironicznie Villane, przekręcając głowę w bok. – Nie polega ona na wywołaniu dolegliwości żołądkowych! – tym razem wykrzyknął jej to w twarz, od czego niemal się skuliła. Była już bliska płaczu. Nie podobała jej się ta bliskość, a tym bardziej bezpardonowe zachowanie księcia. – Masz na to jakieś wyjaśnienie?
– Ja… – zaczęła drżącym głosem – ja… ja najwyraźniej nie potrafię tworzyć trucizn, panie. 
– Kłamiesz! – Villane znowu podniósł głos, co dotąd rzadko mu się zdarzało. – Myślisz, że będę ufał dziewczynie, która za moimi plecami zbiera zamówienia na kwiaty i leki? – Książę wyciągnął z kieszeni pogniecioną kopertę, którą kwiaciarka niedawno wysłała do rodzeństwa. W tym momencie wstrzymała dech. – Popełniasz za dużo błędów, droga Soleil. – Tym razem potomek Cardarielle’ów uśmiechnął się w dziwnie triumfalny sposób. Kwiaciarka nie spodziewała się, że odrzuci jej ciało na łóżko, jakby była bezużyteczną kukłą. Książę nie przejął się nawet tym, iż uderzyła głową w drewniane oparcie. 
Soleil poczuła, że oczy zachodzą jej mgłą. Ból w czaszce był tak silny, że na moment przestała oddychać. Starała się jednak nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
– Pamiętasz, jak wspominałem o karze za niewypełnienie powierzonego ci zadania? – spytał z piekielnym uśmieszkiem książę. – Twoją rodzinę na razie zamierzam zostawić w spokoju, ponieważ daję ci drugą szansę. Za zmarnowanie pierwszej z nich musisz zostać jednak ukarana. – Mężczyzna pochylił się tuż nad jej twarzą. – Do tej pory nie miałem czasu na zabawę z tobą, ale teraz zaistniała ku temu odpowiednia okazja. Jesteśmy tutaj sami, tylko ty i ja. – Villane ściszył swój głos, który sprawił, że po ramionach obolałej i osłabionej kwiaciarki przebiegły nieprzyjemne dreszcze. – Zawsze miałaś przy sobie tyle osób, które mogły cię ochronić, ale mój brat wyjechał, a twoja opiekunka i tak nie miałaby nic do powiedzenia. – Wykrzywił usta, chwytając mocno za podbródek dziewczyny i wysoko go unosząc. Soleil tym razem wydała z siebie cichy, bolesny jęk. Nie spodziewała się, że paznokcie księcia mogą być tak ostre. Przekonała się o tym, kiedy wbił je brutalnie w jej policzki. – Wszyscy wiedzą, jakby mogli skończyć, gdyby choć spróbowali mi się sprzeciwić, a ty jesteś za słaba na to, aby choćby podjąć się walki. Czujesz strach? – Książę zmrużył leniwie oczy, poszerzając uśmiech, który wyglądał teraz bardzo niepokojąco. 
Soleil czuła w sercu ból. Próbowała się wyrwać, ale wystarczyło, że Villane położył dłoń na jej ramieniu, przygwożdżając ją tym samym do łóżka, a ona nie mogła z tym nic zrobić. Miał rację – była zbyt słaba, aby podjąć się walki, szczególnie teraz, kiedy gorączka władała nad całym jej ciałem, a obraz wirował w oczach, jakby ktoś wrzucił ją na rozpędzony wóz. Była sama. Bezbronna i zdana na okrutnego księcia, który czerpał satysfakcję z jej przerażenia. Co zamierzał z nią zrobić? Zastraszyć? Pobić? A może coś o wiele gorszego?
– Jesteś wyjątkowo milcząca – odpowiedział niezadowolony książę, wykrzywiając w obrzydzeniu usta. – Kiedy twoja ofiara nie walczy, to żadna zabawa, droga Soleil. Czy naprawdę mam cię potraktować jak rzecz? – Uniósł wysoko brew, oczekując na odpowiedź, której jednak nie dostał. Kwiaciarka miała zbyt mocno zaciśnięte gardło, aby wymówić choć jedno słowo. – Czy tym właśnie chcesz być? Niby patrzysz na mnie jak człowiek, a jednak się od niego różnisz. Kim w takim razie jesteś, droga Soleil? Czy mam cię potraktować jak kwiat, który można wyrwać w dowolnej chwili z ziemi? 
Dopiero teraz kwiaciarka zorientowała się, że Villane Cardarielle nie był trzeźwy, a to nie wróżyło niczego dobrego. Łzy bezradności zaczęły spływać strumieniem po jej policzkach. Starała się potrząsnąć głową, ale książę za mocno ją trzymał, aby miała taką możliwość. Zaledwie drgnęła pod jego mocnym uściskiem.
– To zabawne, że nawet kiedy płaczesz, nawet kiedy jesteś chora i przerażona tym, co się wokół ciebie dzieje, wyglądasz tak nieskazitelnie pięknie. Musiałabyś zobaczyć Vesalię, kiedy wylewa łzy. – Głośno prychnął. – Irytujący, rozpieszczony bachor, który kryje się pod ciężką warstwą pudru. Dopiero gdy łzy zaczynają zmazywać to, co ma pod spodem, zaczyna wyglądać jak najprawdziwsza, szpetna wersja siebie. Zaczerwienione oczy, rozpływający się tusz, zacieki na policzkach, czerwony nos i policzki… właśnie tak wyglądają dziewczęta, które są pozbawione uroku. A ty? Nie jesteś z tego świata. Będę czuł się zaszczycony, mogąc wyrwać z ziemi tak urodziwy kwiat. I to jako pierwszy. – Ciemne oczy księcia niezdrowo zabłyszczały. 
Soleil czuła, że zaczyna się dusić pod jego uściskiem. Błagała w duchu, aby w końcu zostawił ją w spokoju. Błagała w duchu, aby ktokolwiek wszedł teraz do jej pokoju. Błagała, aby pojawił się tutaj niespodziewanie Blaise, który jako jedyny miał prawo sprzeciwiać się własnemu bratu. Och, dlaczego była taka głupia? Myślała, że stworzenie mikstury wywołującej dolegliwości żołądkowe wystarczy Villane’owi? Książę miał rację. Popełniła zbyt dużo błędów. A teraz musiała za nie zapłacić.
Kiedy przyszły król odchylił się do tyłu, dając jej chwilę swobody, dziewczyna pomyślała, że może znudziło mu się zastraszanie. Drżącymi dłońmi starała się podeprzeć tak, aby przesunąć się bliżej oparcia, z trudem jej to jednak wychodziło, bo im więcej wysiłku w to wkładała, tym silniejsze czuła zawroty głowy. Przez wirujący obraz dostrzegła, że dłonie księcia sięgają do jego koszuli, którą powolnie i z dziwną satysfakcją zaczyna rozpinać. Soleil może nie była zbytnio uświadomiona o kontaktach damsko-męskich, ale domyśliła się już, czemu służyło w tym przypadku rozbieranie. To dlatego wstrzymała dech i zastygła w chwilowym bezruchu. 
– Twoja… twoja przyszła… żona – zaczęła tłumaczyć cieniutkim głosem. Jej słowa były pozbawione sensu. Jak miała jednak przekazać, że Vesalia, bez pamięci zakochana w nim księżniczka, czułaby się źle, jeżeli coś takiego by zrobił? Villane’a niestety to nie wzruszyło. Jeszcze niedawno Soleil twierdziła, że miał w sobie jakiekolwiek uczucia, ale teraz zaczynała w to wątpić…
– Vesalia nie musi się o tym dowiadywać – rzucił oschle, a potem rzucił koszulę w tył.
Soleil szepnęła do siebie ciche „nie”, było jednak zbyt ciche, aby ktokolwiek ją usłyszał. Zapłakana i przerażona przewróciła się na brzuch, pragnąc wypełznąć z łóżka, nim książę podejmie bardzo złą decyzję. Najwyraźniej popełniła błąd, bo kiedy tylko chwyciła dłonią za oparcie, potomek Cardarielle’ów złapał za jej szyję i przygniótł ją gwałtownie do poduszki. Kwiaciarka nie zdążyła nawet złapać oddechu. Próbowała się wydostać, ale nieskutecznie. Była przerażona tym, że wokół niej zapanowała ciemność. W połowie zasłonięte uszy dosłyszały tylko głośny dźwięk rozdzieranego materiału. Na odsłoniętej skórze ud poczuła zaś chłód. W tym momencie przestała kompletnie oddychać. 
Soleil nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Ledwo chwytała powietrze, które zdawkowo przedostawało się przez małą szparę pomiędzy jej twarzą a poduszką. Przez jakiś czas ściskała kołdrę, próbując się podciągnąć, ale w końcu osłabła. Kiedy poczuła ból, jakiego nigdy wcześniej nie zaznała, jedyne, co miała ochotę w tym momencie zrobić, to umrzeć. W pewnym momencie stała się jak bezwładna lalka, z którą można było robić to, co się zechciało. Villane Cardarielle najwyraźniej miał rację. Nie była człowiekiem, tylko rzeczą. Tak też się właśnie czuła. Podduszona, zniesławiona, bezradna, osłabiona i nieruchoma. Zastanawiała się, kiedy przestanie cierpieć? A może przeznaczone było jej zginąć z powodu uduszenia lub bólu, którego nie potrafiła znieść? Co się w ogóle z nią działo? Dlaczego to, co robił Villane, zdawało się zapętlić w jakąś dziwną nieskończoność? Chociaż chciała krzyczeć, chociaż chciała płakać, była zbyt słaba, aby zrobić choć jedną z tych rzeczy. Nikt jej nie mógł usłyszeć. I nikt jej nie mógł pomóc.
Soleil nie wiedziała kiedy, ale w końcu uścisk na szyi zelżał, a ciężar spoczywający na jej kruchym ciele gdzieś zniknął, pozostawiając po sobie tylko przejmujący chłód. Na pożegnanie usłyszała tylko jedno zdanie:
– Oczekuję jutro prawdziwej trucizny.

Głos wkrótce zniknął, podobnie jak ciężkie kroki osoby, która prędko, choć z impetem, zamknęła za sobą drzwi. Soleil czuła, że została sama, jednak przez długi czas nie potrafiła się ruszyć. Bała się to zrobić. Ból w całym jej ciele narastał, a już szczególnie mocno dawał o sobie znać w sercu. Kiedy w końcu spróbowała podnieść się na łokciach, opadła jeszcze raz na łóżko, bezradna i załamana. Teraz nie przejmowała się już tym, że ktoś może ją usłyszeć. Po prostu wybuchła płaczem.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Dałam już znać, co sądzę o jednym wątku, ale wypadałoby odnieść się do całości. Więc do dzieła.
      Nie lubię Vesalii. Jest w niej coś takiego, co powoduje dystans w moich odczuciach. Wiem, że jest kimś z wyższych sfer, ale w jej charakterze i zachowaniu jest coś, co każe mi się jako czytelnikowi mieć na baczności. Tak myślałam, że będzie chciała kwiaty na ślub. Bo co innego mogłaby chcieć? Ale i tak jej nie ufam, Soleil też nie powinna.
      A teraz się powtórzę: kurwa mać, czy ja mogę zabić księcia? Nic mnie to nie obchodzi, że jest przyszłym królem, czy mogę go zabić za gwałt na niewinnej osobie, którego się dopuścił? Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, jak można dopuścić się tego czynu, teraz bardziej pragnę okrutnej kary, jaką jest pozbawienie gwałciciela genitaliów. Co to za drań, ach!!! Wychłostać go! Szpadlem go obalę i żywcem zakopię! Jednak muszę przyznać, że zbudowałaś genialnie tę scenę z jej emocjami i napięciem. Przywiodło mi to na myśl "Trzynaście powodów", gdzie też Hannah starała się oponować, ale napastnik miał to gdzieś, więc się poddała. Poradziłaś sobie z tym wyzwaniem, jakie sobie narzuciłaś. Gratuluję.
      Teraz dawaj mi tu Braise'a, by pomógł mi przy morderstwie.
      Pozdrawiam.

      Usuń