Dalia poznaje młodego Lorda Harborna, samotnika, który stara się zachować sekrety swojego rodu w tajemnicy. W noc sylwestrową, jak co roku, w rezydencji dochodzi do pewnej anomalii, mianowicie postacie z książek materializują się w rzeczywistym świecie. Przy kolejnej wizycie Dalia zostaje wciągnięta do jednej z książek. W ostatniej części “Na ziarnku grochu” dziewczyna dowiaduje się o klątwie rzuconej na jej babkę, gdy ta była młoda. Akcja dzieje się w 1917 roku.
Dalia chciała wyjść z domu bez słowa, ale młodsza siostra Sophie przecięła jej drogę tuż przed samymi drzwiami. Oparła się ręką o framugę i z grymasem na twarzy rzekła:
– Chcesz mi o czymś powiedzieć? – Nie zamierzała zignorować wczorajszej rozmowy przy stole.
– Bynajmniej – odparła Dalia. – Przepuść mnie, śpieszę się na spotkanie.
– Z Lordem Harbornem? – Sophie nie dawała za wygraną. – Matko! Dalia znowu wychodzi z domu ukradkiem. – Naiwny, młodzieńczy uśmiech nie znikał z jej twarzy.
Siostry nie musiały długo czekać na reakcje matki. Kobieta po pięćdziesiątce, o ciemnej karnacji i kruczoczarnych włosach weszła do przedpokoju, trzymając chochlę w ręku.
– Tym razem kochana córko nie wyjdziesz bez śniadania. – Zaniepokojona złapała Dalie za ramię i pociągnęła za sobą do kuchni. – Dosłownie sama skóra i kości.
– No nie przesadzajmy – odpowiedziała oburzona Dalia. – Przecież nie wyglądam jak szkielet.
– Hmm… – Siostra obserwowała ją szykując cios. – Raczej jak wieszak na sukienki.
– W przeciwieństwie do ciebie – wyrzuciła Lidia. – Chodź kochanie – odparła do Dali – w kuchni stoi gorący bulion.
Dalia podążyła posłusznie za matka do kuchni urządzonej w stylu wiejskim. Na obszernym piecu kaflowym stał duży garnek zupy.
– Jeżeli chwileczkę poczekasz, zrobię klusek lanych na rosole. – Lidia krzątała się po kuchni zbierając składniki potrzebne do przygotowania potrawy. – Gotowany na tłuściutkiej gęsi.
– Mateczko droga, nie musisz teraz tego wszystkiego robić. Napije się bulionu z kubka, a z kluseczkami zjem po powrocie. – Dalia próbowała wyjść z domu bez opóźnienia.
– Skoro nalegasz… – Podała jej kubek. – Pij… ale wróć na obiad.
Dalia pijąc, poparzyła sobie język gorącym napojem. Ucałowała matkę i udała się ku wyjściu. Sophie odprowadziła ją wzrokiem do wyjścia.
Poranek był chłodny, ale suchy, wiec Dalia postanowiła wsiąść na rower i pojechać na wzgórze, na którym znajdowała się rezydencja Williama. Nie umknęło jej uwadze to, jak przypadkowe kobiety, które wymijała na szlaku, wytykały ją palcami. “Dama na rowerze! Wstyd” – słyszała. – “Jak chłop się rozsiadła”. Nie rozumiała obudzenia tych panien, wszak miała na sobie długie bawełniane bloomersy. Hit tamtych czasów w kobiecej garderobie, a przynajmniej w garderobie kobiet wyzwolonych od stereotypów.
Bloomersy ogrzewały szczuplutkie nogi dziewczyny. Zanim dojechała na górę, zdążyła się zgrzać. Odstawiając rower przed domem Lorda Harborna, dyszała, łapiąc zimne powietrze w rozgrzane płuca. W progu przywitał ją lokaj. Zdawało się, że zawsze ma na oku przyjezdnych i zanim jeszcze zdarzy się zapukać w drzwi, ten otwiera je zapraszając uprzejmie do środka.
– Panienka Dalia. Cóż za niespodziewana wizyta – usłyszała dziewczyna.
– Powinieneś się już przyzwyczaić – odpowiedziała z przekąsem. – Czy zastałem Williama?
– A to nie była panienka umówiona na spotkanie? – Dawida najwyraźniej bawiło przekomarzanie się z panna Simons.
– Dalia nie musi umawiać się na spotkanie Dawidzie – zasugerował stojący za lokajem Lord. Wyminął mężczyznę i zaoferował pomoc. – Czy mogę wziąć płaszcz?
– Oczywiście Williamie – odpowiedziała dziewczyna, podając wierzchnie odzienie. Po czym spojrzała znacząco na lokaja.
– Ale to moje zadanie – naburmuszył się Dawid.
– Dzisiaj wyjątkowo kiepsko wykonujesz swoje obowiązki. – Lord przepuścił Dalie przodem, następnie uniósł ramiona rozbawiony.
William poprowadził znajomą do jadalni. Na stole stały popołudniowe przekąski.
– Trafiłaś idealnie na drugie śniadanie. – Zaprosił ją gestem do stołu. – Chyba nie odmówisz mi tej przyjemności?
– Dziękuje, już jadłam – odpowiedziała, ale mimo to usiadła. – Chciałam z tobą o czymś porozmawiać.
– Jeśli chodzi o lokaja, to nie mogę go zwolnić – zarzekał się William. – Pracuje dla rodziny odkąd byłem dzieckiem.
Dziewczyna zaniosła się śmiechem usłyszawszy to, szczególnie, że Dawid skrywał się za drzwiami wejściowymi do jadalni, do których plecami siedział William.
– Myślę, że się dogadamy z Dawidem. – Dalia uśmiechnęła się i kiwnęła głową do lokaja, który właśnie zdał sobie sprawę, że dama go widzi. – Dowiedziałam się czegoś w domu, co mogłoby cię zainteresować.
– Może chociaż napijesz się kawy? – Harborn zmienił temat. Nie wypadało, aby jadł śniadanie, gdy panna Simons odmawia poczęstunku.
– Poproszę – powiedziała po zastanowieniu. – Moja babka wspomniała mi o kobiecie, która odkryła, że ona przebiera się za mężczyznę, odwiedzając wydawnictwa. W jednym nawet udało jej się wydać książkę pod innym nazwiskiem. Ta kobieta odchodząc, chyba rzuciła na babkę klątwę. Wyobrażasz sobie?
– Wyobrażam, że pani Brown przebierała się za mężczyznę, czy że ktoś rzucił na nią klątwę? – odpowiedział, po wysłuchaniu słowotoku dziewczyny.
– Czy my nie przesadzamy z tą klątwą – powątpiewała w swój pomysł.
– Może, ale musimy to sprawdzisz. Jeśli ma to jakiś związek z twoimi zdolnościami, to by wiele tłumaczyło. – William wypił ostatni łyk kawy z porcelanowej filiżanki. – Choć, chce ci coś pokazać.
Harborn zaprowadził Dalie do salonu pełnego książek. Nie raz tutaj przesiadywali, więc dziewczyna czuła się swobodnie siadając na jednym z luksusowych foteli. William podał jej książkę.
– To chyba nie jest dobry pomysł – odparła, wspominając ostatnie wciągnięcie do książki o tytule “Drakula”.
– Chcę, tylko żebyś spojrzała na tytuł i autora – zaproponował William.
– Dominic Bradford – przeczytała na głos. – Pogoń za jaskółka.
– A teraz z tyłu.
– Dominique Herbert-Brown – przeczytała poruszona. – Herbert to panieńskie imię mojej babci. Masz egzemplarz jej jedynej książki. To niesamowite.
– Nie jedynej, ale ostatniej. Poprzednich nie udało mi się zdobyć, ale znam kogoś kto może mi w tym pomóc.
"Przecież nie wyglądam jak szkielet", "Raczej jak wieszak na sukienki" XDDD to wygrało moje serce. I ten pojazd na Dawida.
OdpowiedzUsuńNo, jakoś tak lubię klimat tej historii. Może akurat ten fragment wydawał się trochę niedopracowany i pisany na szybko, ale jednak wciąż czuć z niego ten klimat Szlachetnej magii!
O, William ma książkę jej babki! Jak fajnie! Kurczę, ja wnoszę petycję o częstsze pojawianie się opowiadań z tej serii! Chcę już wiedzieć, co dalej. I o czym jest ta książka :D.
~SadisticWriter
Hej! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sadistic - ta seria ma niesamowity klimat, to chyba dlatego ja darzę ją tak wielką sympatią i chętnie czytam o kolejnych przygodach Dalii i Williama.
Fakt, widać wiele niedociągnięć, tekst chyba nie przeszedł też dokładniejszej korekty, ale dobry humor, jaki tu wrzuciłaś - szczerze się zaśmiałam w kilku momentach - rekompensuje te wady. Naturalne wykorzystanie kluczy, świetne dialogi i ta końcówka, która otwiera drzwi na ciąg dalszy - poczułam pewną satysfakcję, że lord posiada tę książkę. Wierzę, że dalsza część ich historii również przypadnie mi do gustu.
Pozdrawiam.