Ostatnio
do głowy wpadł mi pomysł na nową serię. Prostą, równocześnie uroczą, jak i
bardzo brutalną (chwilami). Nie jest to nie wiadomo jak oryginalna fabuła, ale
więcej nie potrzebuję, bo to opowiadanie na odstresowanie, tak bym rzekła. Nie
mogłam znaleźć porządnej nazwy, ale po konwersacji z przyjaciółką uznałyśmy, że
„Szepty kwiatów” będą dobre. Jak coś innego mi wpadnie, to zmienię – chyba że ktoś
ma lepszy pomysł.
***
Nadeszła wiosna. Mieszkańcy Laverne wiedzieli,
że to nie tylko czas, kiedy przyroda budziła się do życia, ale również czas
ciężkiej pracy. Dzisiaj po raz pierwszy po zimowej porze roku mężczyźni
wybierali się do lasu, aby narąbać drewna i zebrać porządną ilość chrustu
dobrego na rozpałkę. Słońce zdążyło wysuszyć wszystkie stare konary, a ich
domostwa rozpaczliwie potrzebowały opału. Zima była dla nich w tym roku naprawdę
surowa, jednak powoli odzyskiwali nadzieję na to, że wiosna przyniesie ze sobą
spokój i dostatek. W tym słonecznym dniu nie było chyba osoby, której nie
napawałaby radość. Wioska nareszcie zaczęła żyć.
– Nic nie zapowiada
kolejnych opadów śniegu. Chyba wiosna
zawitała do nas na stałe – ozwał się jeden z drwali dzierżących w dłoni
siekierę. Zarzucił ją sobie na ramię, przez co jeden z dzieciaków odskoczył
przerażony w bok, jakby obawiał się, że spadnie na jego głowę.
– Jutro będzie można
posłać kobiety po zioła. Zadziwiające, że ledwo zaczęło świecić słońce, a
rośliny jakby oszalały – powiedział jego towarzysz, klepiąc po głowie swojego
przerażonego syna, który po raz pierwszy wybierał się z nimi na wyrąb. W jego
oczach było widać przestrach, ale i fascynację. Cieszył się bowiem, że może
uczestniczyć w przygotowaniach do święta witającego wiosnę. To była ich
tradycja. Każdego dnia roku, kiedy śniegi znikały z powierzchni lasów, a słońce
przejmowało władzę nad niebem, męska część wioski wybierała się na leśne zwiady.
Dzisiaj wieczorem miało odbyć się huczne świętowanie. Mieszkańcy Leverne
przysiądą przy wielkim ognisku i odbędą rytualny taniec, który wraz z darami
rzuconymi w płomienie będzie miał za zadanie przekupić wiosnę, aby ta trwała
jak najdłużej, a za rok przyszła zdecydowanie szybciej. Kolejnego dnia do lasu
wybiorą się kobiety, które zbiorą zioła poświęcone przez łaskawą porę roku i
przyrządzą z nich potrzebne medykanty. Tak właśnie zakończy się świętowanie.
– Widzę na horyzoncie
całkiem dorodne drzewo idealne do ścięcia – odezwał się mężczyzna o długiej
brodzie, który nosił imię Tyvion. – Idziesz mi pomóc, młody?
Przerażony chłopiec
spojrzał na swojego ojca z powątpiewaniem, ten jednak skinął mu głową i pchnął
go delikatnie, acz stanowczo w stronę swojego przyjaciela. Oboje wymienili
znaczące spojrzenia przeplatane wesołymi uśmiechami.
– T-to może pójdę
przodem? – zapytał niepewnie dziesięciolatek, przeskakując przez korzenie
starego drzewa. Jego bladą twarz zdobiły rumieńce ukazujące zawstydzenie. To
było dla niego stresujące podróżować z mężczyznami o tak potężnej budowie. Na
pewno będą się z niego śmiali, gdy już dopuszczą go do rąbania drewna.
Młodzieniec nie czekał na
odpowiedź, po prostu pobiegł przed siebie.
– Nieśmiały ten twój
chłopak – zaśmiał się brodaty.
– Za długo przebywał w
domu z siostrami. Trzeba go trochę przycisnąć do roboty, a wtedy sam nabierze
krzepy. – Gerard przyglądał się swojemu pędzącemu przez zarośla synowi, który
uciekał jak mała sarna przerażona obecnością wilków. Wiedział, że kiedy
przyjdzie co do czego, nie będzie płakał. Wyglądał na kruchego chłopca, ale w
środku był silny jak dąb.
– Oho – odezwał się inny rudowłosy
drwal – chyba koźlątko zwichnęło nóżkę.
Wszyscy wybuchli gromkim
śmiechem, na co ojciec małego Gawina zareagował cichym westchnięciem. Może jego
syn był twardy, ale wciąż uchodził za ciemięgę.
Przyspieszył kroku, aby oszczędzić
mu wstydu i podnieść go z ziemi, szybko jednak zrozumiał, że to nie był
przypadkowy upadek. Zanim bowiem dotarł do siedzącego na mchu chłopca, przed
oczami mignęło mu niewielkich rozmiarów ciało odziane w przydużą, podartą
sukienkę. Uniósł w zdziwieniu brwi.
– T-t-tato, czy t-t-to
jest człowiek? – zapytał przerażony chłopiec, odsuwając się pod samo drzewo.
Wyraźnie zbladł, choć wciąż nie był tak biały jak porzucone ciało małej
dziewczynki. Gerard zaczął się zastanawiać, kto mógł ją tu zostawić. Przecież
tak małe dziecię nie było w stanie poradzić sobie w takich warunkach samo. Na
dodatek wyglądało na to, że ktoś próbował zakopać je tutaj żywcem – było
umorusane ziemią, a jego nogi wciąż znajdowały się częściowo w wykopanym dole.
To stworzenie wyglądało jak roślina, która zapuściła martwe korzenie w leśną
ściółkę.
Gerard uklęknął przy
dziewczynce i obrócił ją na plecy. Za życia musiała być naprawdę urodziwa. Aż
strach pomyśleć, ile porwałaby za sobą chłopięcych serc, gdyby dane było jej
dorosnąć.
– Tak, synu, to człowiek
– westchnął ciężko. – Będziemy musieli ją pochować, aby nie dobrały się do niej
żadne demony.
– Demony? – zapytał
przerażony chłopiec. Wyglądał jakby lada moment miał wyzionąć ducha.
– Nigdy nie wiadomo, co
pałęta się po tych ziemiach przed wiosennym rytuałem.
W tym czasie zdążyli do
niego dotrzeć pozostali mężczyźni. Wszyscy patrzyli w milczeniu na chuderlawą
istotę, która nie mogła mieć więcej niż pięć lat. Ze śmiercią mieli do
czynienia na co dzień, nawet jeżeli chodziło o dzieci, jednak nigdy nie
spotkali żadnego z nich w lesie, pozostawionego na pastwę natury. Ta mała nie
należała do ich wioski. Miała nietypową urodą. Jasne falowane blond włosy,
pudrowa cera i okrągły kształt twarzy. Wszystko wskazywało na to, że pochodziła
z południowych stron Daresiel.
– Niech pan trzyma pieczę
nad jej duszą – powiedział cicho Tyvion, na co reszta zawtórowała mu zgodnym i
świętobliwym skinięciem głowy. Nikt nie spodziewał się, że mała dziewczynka
nagle weźmie głęboki wdech i otworzy błękitne oczęta, jakby powróciła z
martwych. Wszyscy patrzyli na nią w milczeniu, ale również z pewną dozą
niepewności, w końcu nikt nie wiedział, czy nie została opętana przez złe siły.
Na zmęczonej twarzy
dziewczynki pojawił się delikatny uśmiech. Blade dłonie wystawiła powolnie w
stronę słońca, jakby chciała pokazać mu swoją gotowość do odejścia z świata
żywych. Słońce nie chciało jej jednak zabrać ze sobą, bo gdy małe ręce opadły
bezwładnie na mech, a oczy zostały przesłonione sinymi powiekami, uśmiech nie
zniknął jej z twarzy, tak samo jak oddech nie opuścił jej płuc. Wciąż żyła.
– Co z nią teraz zrobimy?
– Ciszę przerwał głos mężczyzny, który wynurzył głowę ponad tłumy.
– Musimy zabrać ją do
wioski. Przecież nie zostawimy takiego maleństwa na pastwę złemu losowi.
Prędzej czy później dopadnie ją jakiś leśny zwierz. Musielibyśmy być nieludzcy
– odezwał się burkliwie Tyvion. – Pytanie tylko, kto się nią zajmie, gdy już
odzyska przytomność.
– Martwić
się będziemy, kiedy już się obudzi – rzucił Gerard. Chwilę później podniósł
chuderlawe ciało i zwrócił się ku reszcie. – Zacznijcie beze mnie. Zostawiam
wam pod opieką Gawina. – Tu spojrzał z powagą na syna, który napiął wszystkie
mięśnie, bojąc się, że bez ojca sam sobie wśród rosłych chłopów nie poradzi. Nie
mógł go jednak zawieść, poza tym ta mała rusałka potrzebowała pomocy. Decyzja
została zaakceptowana nie tylko przez Gawina, ale i przez resztę drwali. Gerard
bez słowa pożegnania opuścił las.
***
Dookoła panował szum
rozmów. Nie było tu żadnego mężczyzny, tylko same kobiety. Dziewczynka nie
chciała otwierać oczu, ponieważ bała się, że to, co zobaczy, może ją przerazić,
jednak kiedy ktoś zaczął nią potrząsać, dostrzegając ruch zaciskanych mocno
powiek, nie miała wyboru, jak ujawnić się światu.
Wszystko dookoła zdawało
się być rozmyte. Nad sobą widziała tylko wielki żyrandol i twarze ciekawskich kobiet, które się nad nią pochylały.
Coś do niej mówiły, jednak ich nie rozumiała. Musiały posługiwać się innym
językiem niż ona. Mogła na nie wyłącznie patrzeć, wypatrując jakiś
niepokojących gestów, które poświadczyłyby o tym, że chcą jej zrobić krzywdę. W
pewnym momencie poczuła się przytłoczona tymi dziwnymi rozmowami, dlatego
chwyciła za róg kołdry i odsunęła się wraz z nią pod samą ścianę. Kiedy nie
odpowiadała na pytania, a po prostu patrzyła na nie wielkimi niebieskimi
oczami, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem, kobiety w końcu zrozumiały, że nie
ma pojęcia, co do niej mówią. Dały jej trochę przestrzeni, aby mogła się tutaj
poczuć swobodnie. W czasie gdy ona rozglądała się po domu zbudowanym z drewna,
one debatowały na tematy, których nie rozumiała. Cały czas się na nią patrzyły
i robiły różne miny. Jedna z nich była smutna, druga musiała jej współczuć, a
trzecia krzepiąco się do niej uśmiechała. Ta ostatnia najbardziej wzbudzała
zaufanie dziewczynki, to dlatego zaczęła się w nią uparcie wgapiać. Próbowała
rozróżnić słowa, jakie wymawiała. Słońce. Dłonie. Dziewczynka. Las. Dom.
Rodzina. Imię. Co to oznaczało? Myślały nad tym, jak się jej pozbyć? Nie
chciała zostać sama. Chciała żyć.
W końcu w pomieszczeniu
zapanował spokój. Czarnowłosa kobieta usiadła ostrożnie na krańcu łóżka.
– Soleil – powiedziała
głośno i wyraźnie.
– Soleil? – spytała
ochrypłym i cieniutkim głosem, w którym pobrzmiewał nietutejszy akcent.
– Ty. – Nieznajoma wskazała
palcem na jej pierś. Wtedy wówczas zrozumiała, że takie było jej nowe imię. Z
jakiegoś powodu to słowo wzbudziło w niej ciepło, jakiego od dawna nie czuła.
To dlatego uśmiechnęła się szeroko, wzbudzając tym falę zachwytu wśród obecnych
tu kobiet. Blade policzki nabrały rumieńców, a błękitne oczy błysnęły jak
słońce, które rozświetliło pochmurny dzień. Nie rozumiała słów, których używali
ci ludzie, ale zrozumiała, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo.
Od tego dnia nie była już
bezimienną istotą pozbawioną pamięci. Nazywała się Soleil, na cześć słońca, po
które z uśmiechem wyciągała dłonie, i Riveire, ponieważ niedaleko miejsca,
gdzie ją znaleziono, płynęła rzeka o tej samej nazwie.
Historia z pewnością zapowiada niezłą serię. Myślę jednak, że trochę za wcześnie, abyśmy my sugerowali Ci jakiś jej tytuł. Przynajmniej ja na tym etapie nie potrafię. Nie wiem przecież, jaką dokładnie masz koncepcję. Z technicznych spraw to rzuciło mi się w oczy kilka powtórzeń, które łatwo można by wyeliminować.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńTakiej historii w Twoim wykonaniu - mam na myśli drwali - jeszcze nie było, ale kurczę, czuję, że ją polubię :) Podobają mi się opisy, ich lekkość nawet wtedy, gdy piszesz o dziewczynce, którą można by uznać za martwą. Przez chwilę myślałam, że będziemy mieli do czynienia z oddechem Lazarza, a tu się okazuje, że ona jednak żyje. Oho, bardzo jestem ciekawa losów Soleil. Do tego chciałabym widzieć Gawina, jak z ciemięgi (epickie słowo!) staje się młodzieńcem. Mam nadzieje, że szybko trafi się kolejny temat do wykorzystania. A nazwa serii brzmi ładnie.
Pozdrawiam.
Widzę ze nowa seria w słowiańskich klimatach ( o ile się nie myle), a te lubie bardzo. Imie Grerard od razu skojarzyło mi sie z Wiedźminem 😊 choć pewnie to przypadek. do tego ta dziewczynka w ziemi i strach przed deminami lasymi na wiosenny kasek. Juz mi sie podoba.
OdpowiedzUsuńTo sie kuszynce udalo ze ja drwale w lesie znalezli. Soleil bardzo ładnie, dobrze mi sie kojarzy. Ciekawa jestem dlaczego zostala opuszczona w lesie z dala od swojego domu oraz jak sie rozwinie jej historia .
Tytul serii bardzo mi przypadł do gustu. Na pewno zeraca na siebie uwage i sądzę że bedzie dobrym odniesieniem do tego o czym przeczytamy w tej serii.
Przede wszystkim muszę pochwalić nazwy :D Zarówno Laverne, jak i Daresiel brzmią świetnie, przypadło mi też bardzo do gustu imię małej. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej rozwinie się ta historia, bo na pewno Soleil nie będzie zwyczajną dziewczynką. Ciekawa jestem, skąd się wzięła w tym lesie. To było bardzo miłe ze strony drwali, że wzięli ją ze sobą. Skoro po lasach grasują demony, równie dobrze mogliby się przestraszyć i ją zostawić. Dobrzy z nich ludzie. I biorę się za czytanie kolejnego tekstu z tej serii :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ^^