Jeden
z nudniejszych rozdziałów tej opowieści, nie będę ukrywać. Pisało mi się go
niezwykle ciężko, ale z sukcesem dobrnęłam do końca. Pewnie w oryginalnej
odsłonie tekst byłby nieco porządniejszy, ale zabrakło czasu. Mimo wszystko
zapraszam do lektury.
***
Soleil nie czuła się za dobrze. Co rusz pocierała
rozgrzane czoło. Na pewno nie była to dla niej odpowiednia pora na podróż, ale
skoro taki był rozkaz księcia Villane’a, musiała go wypełnić. Nie należała
zresztą do osób, które potrafiły się sprzeciwiać. Laila uważała, że kiedyś
przysporzy jej to mnóstwo problemów, w końcu nie zawsze będzie przy niej Gawin,
który odgoni nachalnych ludzi pragnących ją wykorzystać. Może zawód kwiaciarki
był opłacalny, ale niekiedy spędzał sen z powiek. Nigdy bowiem nie wiedziała,
czy następnego dnia nie pojawi się w progu ich domu jakiś nikczemnik, który
wyrządzi krzywdę nie tylko jej, ale także Laili i Gawinowi. Soleil czasami
wolała nie być kwiaciarką, a już szczególnie nie taką, którą znano w całym
Chavelln, nic jednak nie mogła poradzić na samoczynnie rozprzestrzeniającą się
sławę, o którą bynajmniej nikogo nie prosiła.
W wozie, oprócz niej,
podróżowało kilku innych rzemieślników. Wszyscy zdawali się być miłymi i
skromnymi ludźmi. Kucharka o imieniu Grace wyraźnie wzięła sobie do serca to,
że Soleil była najmłodszą wśród nich podróżniczką. Co rusz sprawdzała jej
temperaturę i okrywała grubym kocem, aby za bardzo nie zmarzła. Zmusiła ją
nawet, aby ta położyła głowę na poczciwych, grubiutkich kolanach i pogrążyła
się we śnie. To rzeczywiście pomogło, bo kiedy się już obudziła, czuła się
nieco lepiej. Kiedy podniosła zaspane oczy ku górze, przywitały ją liczne
uśmiechy.
Livia była
osiemnastoletnią śpiewaczką, która gościła na wielu dworach, aby zachwycać
bogatych arystokratów swoim delikatnym niczym ptasie ćwierkanie śpiewem. Jak
sama się przyznała, zaczynała od występowania na ulicy, gdzie nieraz rzucano w
nią miedzianymi kubkami oraz odpadami, a także wyśmiewano i kradziono jej
zarobione pieniądze. Dopiero jeden z młodych dostojników, który przejeżdżał
przez małą mieścinę, stwierdził, że taki głos nie może się marnować. Tak oto
zamieszkała w dworze lorda Castelliana. Przynajmniej do czasu, kiedy nie
zyskała takiej sławy, że mogła wykupić własny dom w Laverne, z którego wyruszyła
razem z Soleil.
Devyn był młodym
mężczyzną, który szkolił się na pisarza. Jego dzieła nie zyskały sławy, za to
uznano, że ma naprawdę ciekawy styl pisania. Szybko zaczęto go cenić jako
jednego z najlepszych kaligrafów, którzy tworzą listy. Bywały dni, kiedy nie
robił nic innego, tylko pisał. Jego dłonie miały stwardniałe odciski i były
zawinięte w brudne od atramentu bandaże.
Grace, najstarsza z nich
kobieta, była kucharką na jednym z dworów, który znajdował się na północ od królewskiego zamku. Oprócz
tego piekła chleb dla pobliskiej piekarni. Jej sławne jadło szybko obiegło
kraj, to dlatego lord, u którego pracowała, miewał wielu gości zjeżdżających do
niego tylko po to, aby naprawdę dobrze pojeść. Grace miała czwórkę dzieci, za
którymi tęskniła, stąd ta opiekuńczość.
Plotki głosiły, że
rzemieślników było więcej, tylko niektórzy z nich wędrowali innymi wozami. Cała
grupa domniemywała, że mogło chodzić o ślub księcia Villane’a. Soleil
uśmiechała się rozmarzona na samą myśl, że będzie mogła ułożyć wiązanki kwiatów
na tak cudowną okazję, i to w stolicy państwa, w której jeszcze nigdy nie była.
Na dodatek całkiem możliwe, że zobaczy króla i jego synów z bliska! Jak zawsze
rozpierała ją optymistyczna radość. Nie liczyły się dla niej bolączki, tylko
to, co dobrego mogło się jeszcze w jej życiu wydarzyć. Laila i Gawin niezwykle
jej tego zazdrościli, choć jednocześnie powtarzali, że nie wszystkie zakończenia
są jak z bajki, nie powinna więc uciekać do swojego marzycielskiego świata zbyt
często.
– Obudziłaś się już,
skarbie? – odezwała się Grace, kiedy Soleil już usiadła. – Lepiej się czujesz?
Dziewczyna pokiwała
głową.
– Dziękuję za twoją
troskę – powiedziała, nieśmiało uśmiechając się do starszej pani.
– Ależ nie ma za co,
dziecino. Wychowałam czwórkę takich jak ty, choć może powinnam ugryźć się w
język. To okropne nicponie. Ty wydajesz się być grzecznym dzieckiem. Na dodatek
jesteś taka utalentowana! Nawet ja o tobie słyszałam w swojej mieścinie. Muszę
się przyznać, że słyszałam również o Livii. Wybacz, kochany – tu spojrzała na
rozbawionego gadatliwością kucharki Devyna – o tobie akurat nie słyszałam. Może
dlatego, że sama nie umiem pisać!
– Ważne, że teraz mnie
poznałaś, Grace – odpowiedział chłopak, puszczając starszej pani oczko. Wydawał
się być szarmancki. Soleil mogła się założyć, że nie spodobałby się Gawinowi,
który miał alergię na wszystkich przystojnych i miłych dostojników.
Kucharka spłonęła
rumieńcem i zaśmiała się jak młoda dzierlatka, zakrywając usta dłonią.
– Niedługo powinniśmy być
na miejscu – rzucił Devyn, spoglądając przez okno. – Z daleka widać już zamek. Czy
jesteście gotowe, moje miłe panie, na zetknięcie z mrocznym księciem
Villane’em? – spytał konspiracyjnym szeptem, uśmiechając się tajemniczo.
– Daj spokój, Devyn. Nie
strasz dziewcząt. To tylko głupie plotki – rzuciła Grace.
– Plotki czasami okazują
się prawdziwe.
W wozie zapanowała cisza.
Soleil również słyszała
niepochlebne opinie na temat następcy tronu. Wiele osób kuliło się ze strachu
przed jego nadchodzącą dyktaturą. Król Nevin znany był z ugodowego traktowania
swoich poddanych, za to Villane umiłował sobie dokonywanie egzekucji nawet na
ludziach, którzy nie byli niczemu winni. Był jednym z tych książąt, które nie
bało się brudzić rąk obcą krwią. Plotki głosiły, że zabijanie sprawiało mu
przyjemność, ale Soleil nie chciała w to wierzyć. Przecież taki człowiek nie
mógłby rządzić ich pięknym krajem. Król Nevin w najgorszym przypadku uczyniłby
władcą młodszego brata księcia Villane’a – Blaise’a.
– Wychodzić z wozu –
usłyszeli głęboki głos jednego ze strażników.
Cała grupa wytoczyła się
na światło dzienne. W Isielle niedawno musiało padać, ponieważ trawa była mokra.
W ziemistej części utworzyły się spore kałuże wypełnione po brzegi błotem.
Soleil nie obchodziła jednak pogoda. Z fascynacją przyglądała się teraz
wysokiemu zamkowi, który lśnił w blasku zachodzącego słońca, jakby był
legendarną, magiczną budowlą istniejącą tylko na stronicach baśni.
Kiedy reszta
rzemieślników ruszyła w stronę bramy głównej, jeden ze strażników chwycił ją
znienacka za łokieć i pociągnął do przodu. Dziewczyna nie spodziewała się tego,
dlatego nim się spostrzegła, wylądowała kolanami w błocie. Strażnik parsknął
śmiechem, nawet nie pomagając jej podnieść się z ziemi. Na ratunek szybko
przyszła Grace, która posłała mężczyźnie karcące spojrzenie i pomogła wstać
Soleil. Obie spojrzały na ubłoconą sukienkę. Ostatnim, co młoda kwiaciarka chciała,
to pokazać się księciu w brudnym odzieniu.
Grace potrząsnęła głową,
pogłaskała ją matczynie po głowie i chwyciła pod ramię, prowadząc pod samą
bramę. Surowi strażnicy bez słowa wpuścili do zamku nowych rzemieślników. Jak
się okazało, na korytarzu czekał już na nich ten sam wysłannik, który wyciągnął
Soleil z rodzinnej wioski.
– Zostaniecie
zaprowadzeni przez służące do waszych komnat. W szafie znajdziecie czyste
ubrania. – Tu spojrzał z uniesioną brwią na Soleil, która posłała mu niewinny
uśmiech. – Macie pięć minut na uszykowanie się. Służące zaprowadzą was
następnie do sali spotkań, gdzie dostąpicie zaszczytu ujrzenia księcia
Villane’a Cardarielle. Wytłumaczy wam osobiście, jaki jest cel waszego
przybycia. – Znudzony wytrenowaną przemową wysłannik cicho westchnął. – Nie
próbujcie robić niczego podejrzanego. Będą was otaczali gwardziści, którzy nie
zawahają się was zabić, choćbyście wyjęli z kieszeni igłę do szycia. Najlepiej
stójcie prosto, nieruchomo i z powagą. Szczególnie pani, panno Soleil. – Wysłannik
uśmiechnął się krzywo w stronę dziewczyny, która już dawno przestała go
słuchać, ponieważ rozglądała się na boki, zachwycając się pięknym wystrojem
zamku. – Nie przyjechaliście tutaj, aby się bawić.
– Przepraszam –
odpowiedziała cichutko kwiaciarka, od razu się rumieniąc.
Wysłannik machnął
obojętnie dłonią, rozkazując tym samym służącym zbliżyć się do odpowiednich
osób. Podróżujący ze sobą rzemieślnicy wymienili pożegnalne uśmiechy.
Podekscytowana Soleil nawet nie zwróciła na nich uwagi, ponieważ już podążała w
ślad za młodą, wyprostowaną i pełną gracji dziewczyną ubraną w czarny uniform pokojówki.
Nie mogła się nadziwić, że tak prosta osoba miała w sobie tyle powabu! Bała się
choćby do niej odezwać, dlatego kiedy ich spojrzenia przypadkiem się spotkały,
posłała jej wyłącznie nieśmiały uśmiech. Twarz młodej służącej nawet nie
drgnęła. Najwyraźniej nie mogła spoufalać się z gośćmi, którzy przybywali do
zamku.
Nie minęła nawet minuta,
a Soleil znalazła się w nowym pokoju. Ciemność, jaka w nim panowała, sprawiła,
że jej ciało przeszyły dreszcze. Nie lubiła miejsc, gdzie nie docierało słońce.
Czuła się w nich przygnębiona i jeszcze bardziej chora, niż zazwyczaj. Nie
mogła jednak narzekać. W końcu była na zamku. Czekało ją jeszcze tyle ekscytujących
wydarzeń! Poza tym niedługo wróci do domu. Nie mogła się doczekać, kiedy opowie
o wszystkim Laili i Gawinowi!
Suknia, którą Soleil
znalazła w szafie, była prosta i szara, jednak w żaden sposób jej to nie
przeszkadzało. W końcu była tylko kwiaciarką. Daleko prostej dziewczynie do
artystokratki. Nie mogła, a wręcz nie miała prawa rzucać się w oczy.
Kiedy już się ubrała,
przystanęła przy służącej, której jeszcze raz posłała miły uśmiech. I tym razem
nie doczekała się odpowiedzi, przez co jej radość nieco przycichła. Zaczęło ją
zastanawiać, dlaczego odkąd się tutaj zjawiła, troje pracowników tego zamku
wykazywało się taką bezuczuciowością. Najpierw chłodny wysłannik, który uraczył
ich wyłącznie suchymi rozkazami, potem strażnik, który pchnął ją w błoto, czerpiąc
z tego przyjemność, a na końcu pokojówka, która nawet nie uraczyła jej żadnym
słowem. Czy wszyscy w tym zamku tak się zachowywali?
Soleil została
wprowadzona na salę, a potem pozostawiona samej sobie. Nie spodziewała się, że
znajdzie się tu tak wielu rzemieślników z różnych miast i wiosek. Wzrokiem
starała się odszukać znajome twarze. Na szczęście wysoki Devyn jej w tym pomógł
– kiedy ją dostrzegł, pomachał dłonią w górze. Zadowolona dziewczyna dołączyła
do swoich kompanów na samym przedzie szeregu, co jeszcze bardziej ją
podekscytowało. Będzie mogła zobaczyć księcia z bliska! Może nawet na nią
spojrzy?
– Czuję się trochę jak
krowa w stadzie – powiedziała cicho Livia, na co Grace szturchnęła ją karcąco
łokciem. Dziewczyna posłała jej niewinny uśmiech. – Kiedy to prawda. Upchnęli
nas w tej małej sali i jeszcze każą czekać.
– Lepiej się ucisz, Liv,
bo jak usłyszy cię jakiś gwardzista, zostaniesz ukarana za zniewagę na rodzinie
królewskiej – szepnął Devyn. Zabrzmiał jednak przy tym nieco ironicznie. – Patrz,
jak jeden z tych przystojnych panów się nam przygląda. – Chłopak puścił
zdegustowanemu gwardziście oczko.
– To była dopiero
zniewaga – prychnęła Livia, zakładając ręce na piersi. – Podrywasz gwardzistę.
Zawiśniesz za to na stryczku, nicponiu. – Dziewczyna wbiła w jego bok palec
wskazujący, na co ten ze śmiechem podskoczył. Chwilę później oboje zostali
uspokojeni przez strażników.
Na przybycie księcia
Villane’a musieli czekać dobre kilkadziesiąt minut. Soleil marzyła o tym, żeby
znaleźć się w obojętnie jakim łóżku i po prostu zasnąć. Choroba skutecznie
uniemożliwiała jej normalne funkcjonowanie. W pewnym momencie w pionie musieli
przytrzymywać ją zarówno Devyn jak i Grace.
– Mówiłem, że z tym
księciuniem jest coś nie tak? – spytał cicho chłopak. – Wezwał nas tutaj i każe
na siebie czekać jak na Boga.
– Devyn, ucisz się, nie
jesteśmy tutaj sami – syknęła kucharka. – Wytrzymasz jeszcze chwilkę, skarbie?
– spytała zaraz troskliwym głosem Soleil. Dziewczyna kiwnęła niemrawo głową.
Najwyraźniej klimat zamku nie wpływał na nią zbyt korzystnie.
Zanim Devyn ponownie się
odezwał, drzwi do sali otworzyły się z rozmachem. Gwardziści poprowadzili
księcia Villane’a Cardarielle wzdłuż ściany, aż znalazł się naprzeciw dużej
grupy rzemieślników, od których oddzielał go wyłącznie stół. Z jakiegoś powodu,
kiedy Soleil spojrzała w jego twarz, poczuła dreszcze. Od dziecka powtarzano
jej, że posiada niezwykły dar rozczytywania aury poszczególnych ludzi. To
dlatego wiedziała, komu może zaufać, a kogo lepiej omijać szerokim łukiem.
Chłodne i ciemne oczy następcy tronu nie wzbudzały w niej zaufania. Choć starał
się uśmiechać, wydawał się być pozbawiony uczuć. Gdyby Devyn powiedział jej w
tym momencie, że plotki o następcy tronu są prawdziwe, uwierzyłaby mu bez
względu na to, co mówili inni. Villane Cardarielle nie mógł być dobrym
człowiekiem.
– Darujmy sobie ukłony –
powiedział oschłym, rzeczowym głosem książę, wspierając się dłońmi o stół i
pochylając do przodu. Niby patrzył na tłumy, a jednak to spojrzenie wydawało
się być puste. – Wszyscy doskonale wiecie, kim jestem, nie będę się więc
przedstawiać. Od razu przejdę do sedna sprawy. – Kiedy zrobił małą przerwę,
jego wzrok padł na Soleil, która wstrzymała dech. Patrzył na nią zdecydowanie
zbyt długo. Dlaczego? – Zostaliście tutaj przysłani jako najlepsi w swoim fachu
rzemieślnicy. Można powiedzieć, że jesteście wybrańcami, co powinno was
niezwykle radować. Zjawiliście się tutaj, aby czynić posługę samemu władcy.
Zamieszkacie na tym zamku, gdzie nigdy wam niczego nie zabraknie, i będziecie
na każde nasze zawołanie. Wspólnie stworzycie Królewski Sektor Usług.
Wśród zgromadzonych
zaczęły przebijać się mruknięcia wyrażające protest. Soleil przetwarzała w
głowie to, co właśnie powiedział książę. Czy on zamierzał ich tutaj uwięzić?
Przecież miała zaraz wrócić do Laverne. Nie mogła zostawić swojego rodzeństwa
na pastwę losu!
– Cisza – powiedział
niemal tubalnym głosem książę, od razu uciszając zgromadzonych. Na jego czole
pojawiła się zmarszczka wyrażająca irytację. – To wasz obowiązek, który
narzucił wam król. Od dzisiaj to miejsce stanie się waszym domem. Możliwość
obcowania z rodziną królewską powinna dostarczyć wam nie lada uciechy. Wasze
rodziny będą dumne. W odpowiednim czasie będziecie mogli się z nimi listownie
skontaktować. Być może w przyszłości pozwolimy na to, aby przenieśli się w
okolice Isielle. Oczywiście jeżeli będziecie się dobrze sprawować. – Przerwał i
znów spojrzał na Soleil, która bała się odwrócić od niego wzrok. Czuła jak drżą
jej usta. Była bliska płaczu. – Jutro dostaniecie przydział obowiązków. Przez
najbliższe dni będziecie się uczyć, jak funkcjonować w zamku. Za tydzień
odbędzie się bal, w którym weźmiecie udział. Zostaniecie na nim przedstawieni
jako najlepsi rzemieślnicy w kraju. Wspólnie go przygotujecie. Jakieś pytania?
Na sali zapadła cisza.
Najwyraźniej wszyscy słyszeli o plotkach, które wiązały się z następcą tronu.
Nikt nie chciał dzisiejszego dnia zginąć.
– Znakomicie – rzucił ze
sztuczną radością, za którą kryła się chora satysfakcja, przyszły król. Potem
wyprostował się i dodał: – Możecie iść do swoich komnat. Jutro dostaniecie
najpotrzebniejsze rzeczy.
Tłumy powoli zaczęły się
wlec w stronę wyjścia. Devyn, Grace i Livia postanowili przystanąć z boku i
poczekać, aż gorące masy powietrza podążające za ludźmi zostaną przysłonięte
chłodem bijącym od kamiennych ścian. Soleil spojrzała na nich ze smutkiem. W
końcu robili to dla niej.
– Wasza czwórka ma
opuścić tę salę w trybie natychmiastowym – powiedział jeden z groźnie
wyglądających gwardzistów, który zauważył, że stoją w miejscu. – Jesteście
głusi?
– Trójka, gwoli ścisłości
– odezwał się Villane, schodząc ze schodków. – Pragnę zamienić kilka słów z
panną Soleil Rivaire. – Kwiaciarka na dźwięk swojego imienia niemal podskoczyła
w górę. Jej serce zatłukło się niespokojnie o żebra.
Dlaczego książę chciał
pomówić akurat z nią? Przecież nie była nikim szczególnym. Florystka to nie
zawód godny uwagi.
Grace, Devyn i Livia
spojrzeli z niepokojem na dziewczynę, jednak nie odezwali się choćby jednym
słowem. Wszyscy bali się księcia, to dlatego w przeciągu kilku sekund opuścili
salę.
Soleil oparła się plecami
o chłodną ścianę. Całe szczęście Villane Cardarielle nie zbliżył się do niej na
tyle blisko, aby poczuła się nieswojo. Wciąż stał na schodach i spoglądał na
nią z góry z założonymi na piersi rękoma. Dziewczyna starała się stać w miarę
prosto, choć nogi nieco jej drżały. Powodu do omdlenia dostarczała teraz nie
tylko gorączka, która trawiła ciało, ale również strach. Czy zrobiła coś złego?
– Doszły mnie słuchy o
twoim słabym zdrowiu – odezwał się Villane. W jego głosie nie pobrzmiewała ani
odrobina troski. – Królewski uzdrowiciel jest na twoje zawołanie. Jutro w
twojej komnacie zjawi się zaś kobieta, która będzie miała bezwzględny obowiązek
zajęcia się tobą. Czy masz jeszcze jakieś życzenia? – Potomek Cardarielle’ów
uniósł w górę brew. Soleil w tym momencie zatkało. Jak następca tronu mógł ją w
ogóle spytać o to, czy ma jakieś życzenia?
– Ja… – zaczęła
niepewnie, nie spuszczając wzroku z Villane’a – jeżeli byłoby to możliwe… Czy
mogłabym dostać pokój, w którym będzie nieco jaśniej? Czuję się lepiej, kiedy…
kiedy jestem bliżej słońca – przyznała cichutko, wstydząc się własnych słów.
– Rozumiem. – Villane
kiwnął głową. – Jutro zostaniesz przeniesiona do nowego pokoju. Czy to
wszystko? Zależy mi na tym, aby każdy był zadowolony z pobytu tutaj. – Soleil
wiedziała, że to słowa miały zabrzmieć szczerze, a jednak nie dostrzegała w
nich niczego dobrego. Skąd te uprzedzenia do mężczyzny, który przed nią stał?
Czy to naprawdę wina jego ciemnych oczu, w których krył się niezmierzony mrok?
A może pierwszy raz jej intuicja ją zwiodła? Przecież ktoś taki nie mógł być
zły. Zatroszczył się o nią z własnej nieprzymuszonej woli.
– Nie, panie –
odpowiedziała.
– W takim razie możesz
iść. Odprowadzi cię służąca.
Soleil oderwała się od
ściany, złożyła księciu ukłon i ruszyła w stronę drzwi. W duchu modliła się,
aby nikt nie dostrzegł, jak bardzo źle się czuje. Świat wirował jej przed
oczami, jakby lada moment miał przewrócić się do góry nogami. To cud, że mogła
jeszcze chodzić.
– Soleil Rivaire –
usłyszała, kiedy chwytała już za klamkę. Spojrzała na księcia przez ramię,
mając nadzieję, że nie uzna ten gest za zuchwały. – Mam nadzieję, że utrzymamy
bliższy kontakt. – Usta Villane’a Cardarielle rozszerzyły się w podejrzanie
usatysfakcjonowanym uśmiechu. Zaskoczona Soleil zdołała tylko pokiwać głową.
Nie wiedziała, dlaczego miałaby utrzymywać bliższe kontakty z następcą tronu,
ale jeżeli właśnie tego sobie życzył, nie mogła mu się sprzeciwić.
Kiedy dziewczyna znalazła
się już za drzwiami, poczuła jak do oczu nachodzą jej łzy. Dopiero teraz zdała
sobie bowiem sprawę z tego, że prawdopodobnie przez najbliższe miesiące nie
zobaczy swojej siostry ani brata, z którymi nie zdążyła się nawet należycie
pożegnać. Jak Laila i Gawin poradzą sobie bez niej? Na pewno lepiej, niż ona
bez nich.
Kurczę, czytając "Szepty kwiatów" mam wrażenie jakbym czytał jakąś bardzo dobrą baśń! Klimat jest niesamowity, pełen niepokoju, z jakąś wielką tajemnicą w tle. Piękne opisy, łatwo można sobie całość wyobrazić. Trójka towarzyszy również niezwykle ciekawa, chociaż trochę mało "czasu" dałaś Livii, ale wiadomo, jeszcze na pewno gdzieś tam się pojawi :D No ogólnie rzecz ujmując, tekst świetny :D
OdpowiedzUsuń