Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 7 kwietnia 2019

[9] 100 znaków na niebie: Wybuchowe urodziny ~ SadisticWriter


Takie to nijakie, bo pisane na szybko, ale mam nadzieję, że choć trochę trzyma poziom. Jeżeli chodzi o spieprzenie czegoś, to w każdym moim opowiadaniu znajdzie się ktoś, kto spektakularnie coś zniszczy, ale to w 100 znakach są zawsze największe wybuchy. 

***
Nie pamiętałem, abym kiedykolwiek obchodził urodziny. Żyłem na tym świecie już tysiące lat, a mimo tego nie wiedziałem, kiedy się urodziłem. Do niedawna mi to nie przeszkadzało, przecież każdy dzień był dobry na świętowanie, jednak Toria uznała, że skoro nie wiem, kiedy przyszedłem na świat, sam powinienem wybrać datę, która najbardziej mi odpowiada, w końcu każdy normalny człowiek powinien obchodzić swoje urodziny (pomijając to, że Los nie mógł być do końca człowiekiem). Nie posiadałem ulubionej pory roku, miesiąca ani liczby. Nigdy nie liczyłem czasu i nie wiązałem żadnych ważnych wydarzeń z poszczególnymi datami. Jakie to miało znaczenie dla kogoś, kto będzie żył już wiecznie? Tylko ludzie liczyli godziny i minuty, a to dlatego, że nie mieli ich na pęczki. Rodzili się, dorastali, a potem umierali. Oto cała historia krótkiego, człowieczego cyklu życia. Postanowiłem wybrać datę urodzin tylko po to, żeby zadowolić Torię. Na dodatek poszedłem na łatwiznę – skoro dzisiaj był piąty kwietnia, uznałem, że narodziłem się dnia następnego, czyli szóstego kwietnia. Drugim kryterium była nagła chęć imprezowania. W końcu to genialny pomysł, żeby wszyscy czcili mnie jednego dnia. Pojawił się jednak jeden mały problem. Miałem siostrę bliźniaczkę.
– Urodziłam się kilka sekund po tobie, nie pozwolę na to, żeby świętowano wyłącznie twoje urodziny! – wykrzyknęła walecznie Destiny. Kłóciłem się z nią już od dobrej godziny. Od razu było widać, że byliśmy rodzeństwem. Żadne z nas nie chciało odpuścić. – Poza tym ktoś musi cię pilnować!
– Mogłabyś mnie pilnować, nie obchodząc swoich urodzin! Przyznaj się, że perspektywa świętowania cię jara! Chciałabyś zdmuchnąć świeczki na torcie, z którego wyskoczy nagi murzyn! – Wystawiłem w jej stronę palec wskazujący, jakbym chciał ją o coś oskarżyć. W jej przypadku mogło chodzić o dziwne fetysze związane z kolorytem skóry. Moja siostra nigdy nie lubiła Azjatów (dlatego początkowo miała uprzedzenia co do Torii), za to uwielbiała mężczyzn o afroamerykańskiej urodzie.  
Destiny spłonęła rumieńcem, zanim jednak zdołała się obronić, do rozmowy wtrąciła się Toria:
– To tak nie wygląda, Fate – powiedziała niepewnie, wystawiając przed siebie dłonie. Najwyraźniej chciała nas nieco uspokoić, co nie bardzo jej wychodziło. Trudno było powstrzymać Los i Przeznaczenie, kiedy się ze sobą kłócili. Nasze płomienne bitwy z reguły kończyły się na rzucaniu krzesłami po ścianach. – Z tortu nie wyskakują nadzy ludzie, poza tym jest to popularne w przypadku wieczoru panieńskiego.
– Cholera – przekląłem na boku – a chciałem, żebyś wyskoczyła mi z tortu. To byłby idealny prezent. – Posłałem mojej ukochanej szeroki uśmiech. Tym razem to jej policzki soczyście się zarumieniły. Pięknie, teraz uraziłem już dwie dziewczyny. I to był najwyraźniej z mojej strony wielki błąd.
Destiny i Toria stanęły obok siebie, zakładając zgodnie ręce na piersi. W zamierzchłych czasach nazywali to solidarnością jajników. Wobec tego charakterystycznego zjawiska każdy mężczyzna był przegrany, tak więc poddałem się wzruszeniem ramion, zanim którakolwiek wszczęła ze mną walkę słowną.
– Dobra, rozumiem. Destiny, możesz się dołączyć do mojej imprezy jako piąte koło u wozu – powiedziałem, posyłając jej uroczy uśmiech. – Toria, nie musisz wyskakiwać naga z tortu, ale tak ogólnie to mogłabyś przyjść do mojego gabinetu owinięta czerwoną kokardą, ubrana w… – zanim udało mi się skończyć, moja siostra zamachnęła się w moim kierunku pięścią. Cudem jej uniknąłem, w ostatniej chwili się uchylając. – Dobra, rozumiem! Impreza będzie wspólna i nikt nie musi robić nieprzyzwoitych rzeczy! Oczywiście pod jednym warunkiem. – Spojrzałem znacząco na obie wojowniczki, starając się nie przybierać diabelskiego wyrazu twarzy. Wystarczyło, że diabła miałem w sobie. – To ja zaplanuję te urodziny.
***
Wszystko było gotowe. Goście krążyli już po sali, zachwycając się finezyjnym wystrojem, obfito zapełnionymi jedzeniem stołami, a także muzyką. Zostało tylko zapewnić im porządną zabawę. Już zacierałem rączki, doglądając fajerwerek, które ustawiłem w rogu sali. Zadbałem o to, aby sufit był odkryty, a gwiazdy usiały niebo swoim jasnym blaskiem. Od zawsze lubiłem wybuchowe pokazy, choć do tej pory bardziej fascynował mnie dynamit – jeden z nich zawsze nosiłem w tylnej kieszeni spodni, tak zapobiegawczo, gdybym na przykład został zirytowany przez moją siostrę.  
– Fate – odezwała się Toria, która miała nakaz trzymania się blisko mnie. Nigdy nie wiadomo, czy gdzieś w pobliżu nie czaiła się Śmierć. Mnie wujaszek mógł zabić, w końcu i tak się odrodzę, ale ona jako człowiek miała jedno życie. – Czy te fajerwerki to na pewno dobry pomysł?
– Dlaczego nie? – spytałem zdziwiony, chwytając ją za dłoń i przyciągając bliżej siebie. Rozglądnąłem się wkoło, mrużąc oczy, jakbym wyszukiwał zagrożenia. – Lubię jak coś raz na jakiś czas porządnie pierdyknie, a jeśli ma to być piękne, kolorowe i głośne, jak wybuchające jednorożce, to dlaczego nie? Poza tym lubiłaś jednorożce, gdy byłaś mała, prawda? Widziałem w twoim albumie jak latałaś nago po trawniku z tym dmuchanym kucykiem z tęczową grzywą. – Wyszczerzyłem się i szturchnąłem ją łokciem.
– Fate, lubiłam jednorożce, a nie wybuchające jednorożce.
– Teraz jesteś już dorosła. Możesz wprowadzić do swojego życia nutkę dramatyzmu.
– Przypomnij mi, za co cię kocham?
– Za to, że jestem idealny w każdym calu. – Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się w najbardziej uroczy sposób, w jaki potrafiłem. Toria przewróciła tylko oczami. – A teraz poczekaj tutaj na mnie. Masz się nie oddalać. Chyba że zobaczysz Śmierć, to uciekaj, gdzie pieprz rośnie, bo jak cię dorwie, to kaplica, i to dosłownie. Ja muszę zgarnąć moją ukochaną siostrzyczkę, aby upewnić się, że zobaczy ten piękny wybuch fajerwerek, które przygotowałem specjalnie dla niej. – Zanim Toria cokolwiek powiedziała, machnąłem jej dłonią i zniknąłem w tłumie.
Destiny nie była osobą, którą trudno znaleźć. Nie lubiła się stroić, więc zawsze wyróżniała się na tle innych gości uczestniczących w naszych imprezach. Poza tym miała granatowe włosy. Ledwo ruszyłem na poszukiwania, a już napotkałem ją przy jednej z kolumn, gdzie dyskutowała z dziewczęcą częścią Stowarzyszenia Życia, pijąc czerwone wino z kieliszka. Kiedy się do nich zbliżyłem, Miłość pomachała mi wesoło dłonią – skrzywiłem się na jej widok, ponieważ kilka tygodni temu dała mi nieźle popalić. Może wyglądała jak mała i niepozorna dziewczynka, ale wbiła mi strzałę jednego z jej podwładnych Amorów prosto w tyłek. Bolało. Tak samo jak zakochiwanie się w ludzkiej dziewczynie.
– Tiny, moja kochana siostrzyczko, mam dla ciebie urodzinową niespodziankę. Pozwolicie? – spytałem uroczo, podchodząc i wystawiając w stronę Destiny swoje dżentelmeńskie ramię. Spojrzałem przy okazji na resztę dziewcząt. Miłość, Szczęście i Nieśmiałość pokiwały głowami.
Tiny spojrzała na mnie z pogardą i odepchnęła moje ramię. Byłem już przyzwyczajony do tego, że wiecznie pokazywała przy innych swoją niechęć do mnie, dlatego nie bardzo się tym przejąłem.  
Ruszyliśmy na sam środek sali. Po drodze chwyciłem za kieliszek i łyżeczkę, którą subtelnie zacząłem uderzać w szkło. W przeciągu kilku sekund wszyscy zgromadzeni tutaj ludzie umilkli. Z zainteresowaniem zaczęli się nam przyglądać, oczekując na moją przemowę. Przystanąłem w miejscu i głośno, wręcz teatralnie chrząknąłem.
– Kilka tysięcy lat temu, ja i moja siostra Destiny pojawiliśmy się na świecie. Naszym ojcem było Życie, które zrobiło nas w chu… – Tiny wbiła mi łokieć prosto w żebra. – Pomińmy tę przydługą historię i dojdźmy do sedna sprawy. Otóż nigdy nie świętowaliśmy swoich urodzin, a przecież nam należy nam się za te wszystkie lata sprawowania kontroli nad światem ludzi i Stowarzyszeniem Życia. Co prawda Destiny to tylko mój przydu… – Znowu dostałem łokciem w żebra. – Destiny jest moją ukochaną siostrą i dlatego postanowiłem, że sprawię jej niebiański prezent. – Przyciągnąłem do siebie Tiny, która posłała mi pogardliwe spojrzenie. Najwyraźniej miała ochotę mnie zabić. – Patrz siostrzyczko, to wszystko dla ciebie. – Uniosłem dłoń i pstryknąłem palcami. Zabawa i Rozpusta podpalili na mój znak lonty fajerwerek. W tym samym momencie po sali rozległo się nieproszone tłuczenie nożem o butelkę wina. Spojrzałem podejrzliwie w tył. Na stole siedział wujaszek Śmierć, ze zdezorientowaną Torią u swojego boku. Wstrzymałem dech.
– Wszystkiego najlepszego dla mojej siostrzenicy i bratanka! – wykrzyknął wesoło Death, wyrzucając w górę kolorowe konfetti. Kiedy nikt nie zaklaskał, on sam uczynił z siebie jednoosobową publiczność, uderzając o siebie bladymi dłońmi. Jego szybkie oklaski przywodziły na myśl ruch skrzydeł małego kolibra. Jednak Śmierci daleko było do bycia ptakiem. – A, Fejciu. Wiem, że lubisz dynamit, dlatego sprezentowałem ci wybuchową niespodziankę! – Śmierć posłała w moim kierunku całusa. – Kocham cię z całego mojego mrocznego serduszka! I ciebie też, Tiny! A teraz…
Nie czekałem na kontynuację monologu mojego popieprzonego wujka, który na każdym kroku starał się mnie zabić. Od razu rzuciłem się do biegu, aby uchwycić Torię, która jako jedyna mogła nie przeżyć tej imprezy. W momencie, kiedy dynamit wybuchnął, rozgramiając połowę Stowarzyszenia Życia, ja skoczyłem w jej kierunku, wywracając ją na podłogę. Słyszałem, jak powietrze zamiera w płucach dziewczyny. Najwyraźniej nie był to dla niej lekki upadek. Wolałem jednak to, niż jej śmierć.
Przykryłem ją własnym ciałem na tyle dokładnie, że gdy ogień buchnął w naszą stronę, to ja zostałem przypalony, nie ona. Cóż, musiałem przyznać, że spodziewałem się większych uszkodzeń, ale spalona koszulka i poparzone plecy to jeszcze nie tragedia.
Kiedy upewniłem się, że Toria jest bezpieczna, przetoczyłem się na plecy i padłem obok niej z bolesnym grymasem zdobiącym moją przystojną twarz. Nie sądziłem, że wujek Death zostawi trochę fajerwerek. Dzięki temu mogliśmy z poziomu podłogi obserwować, jak szalone kolory wybuchają na niebie, rozświetlając je jak w jakimś pieprzonym Disneylandzie, który już dawno nie istniał.
Trwaliśmy w milczeniu, próbując złapać głębszy oddech. Aby poczuć, że Toria wciąż przy mnie jest, chwyciłem ją za dłoń i mocno ścisnąłem. Jak zawsze była chłodna, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. 
– Okej, może i spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie – odezwałem się, kiedy ostatnia fajerwerka zgasła na niebie.
– Cudownie głupio, to na pewno – powiedziała cicho Toria, niemrawo się śmiejąc.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Teraz poleżymy tutaj z jakąś godzinę, żebyś przypadkiem nie musiała patrzeć na szczątki członków Stowarzyszenia Życia. Bo wiesz, wszyscy zostaliśmy stworzeni na podobieństwo ludzi, więc mamy krew, flaki, mózgi i takie tam. Krwawa rzeź mogłaby być dla ciebie niemałym szokiem. Ale spokojnie, za kilkadziesiąt minut wszyscy się odrodzą. – Posłałem uśmiech swojej ukochanej, która momentalnie zbladła. Wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć. Albo jakby uważała mnie za świra, ponieważ mówiłem to z wyuczoną lekkością. Cóż, ostatecznie Death urządzał zamach na nasze stowarzyszenie średnio raz w miesiącu. Nieraz również moje flaki latały pod sufitem, zdobiąc żyrandol czy pobliski stół. Ale tego Toria nie musiała akurat wiedzieć. W końcu była tylko niczego nieświadomym człowiekiem, dla którego nieśmiertelność była czystą abstrakcją.




4 komentarze:

  1. Fajnie pisałaś proze ludzkiego cyklu życia w odniesieniu do kogoś kto nie musi sie martwić przemijajacym czasem bo jest nieśmiertelny. Dla niego jest tylko tu i teraz, nie myśli o przyszłości bo jest nieskończenie nieokreślona. 😮
    W zamierzchłych czasach nazywali to solidarnością jajników.- tak obecnie tez sie używa tego określenia ( ale sądzę po powyższym zdaniu że akcja toczy się serki mzoe tysiące lat od teraz??
    Destiny, możesz się dołączyć do mojej imprezy jako piąte koło u wozu - jaki on łaskawy 😂😂
    No nigdy nie wiadmo kiedy ci sie przyda laska dynamitu hahah
    Interakcja Toria-Śmierć jest surrealistyczna, musi miec oczy dookola głowy aby smier jej kosa medzy iczy nie przylozyla dla zabawy.
    Wujaszek śmierć wymiata! Mial dobre intencje choć troche przeciął. Bylam prwna ze Fate zakryje dziewczynę choć na jej miejscu to chyba spieprzalabyn z tego towarzystwa gdzie pieprz rośnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie posiadałem ulubionej pory roku", ludzie - co Wy macie z tym "posiadać"? :D "Mieć" po prostu. Tak, wiem, już tam jest i będzie powtórzenie, ale to można przeredagować. Ogólnie tekst mnie wciąga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to człowiek nie może mieć czy też posiadać ulubionej pory roku w sensie, bo ona nie jest rzeczą, zaś w opisaniu stanu, że coś lubimy, można użyć obu form i są one językowo, jak i stylistycznie poprawne. Radziłabym na przyszłość tworzyć komentarze dotyczące opinii względem tekstu i jego treści, a nie skupiające na wszelakich błędach, bo właściwie każdy autor ma swój styl, używa pewnego słownictwa, które leży mu bardziej. My swoich tekstów nie redagujemy, bo nie od tego jest WAR. A w Twoim komentarzu o treści powyższego dzieła nie ma nic, na co liczyła autorka.
      Nie czepiajmy się jakiś szczegółów, jeśli nie widzimy ogółu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Hej :)
    Jedna uwaga: jeśli siostrzenica, to siostrzeniec, jeśli bratanica, to bratanek, nie wymieszane, jeśli Tiny i Fate są bliźniakami.
    Uhu, takie imprezy w Stowarzyszeniu to ja bym chętnie nawiedziła nie tylko ze względu na te fajerwerki, ale dla Losu i jego siostry, całej tej komicznej osłonki. Uwielbiam tę serię, więc jak zwykle jestem zachwycona. Świetne wplecienie tematu, idealne dla tych bohaterów.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń