Takie
to nijakie, bo pisane na szybko, ale mam nadzieję, że choć trochę trzyma
poziom. Jeżeli chodzi o spieprzenie czegoś, to w każdym moim opowiadaniu
znajdzie się ktoś, kto spektakularnie coś zniszczy, ale to w 100 znakach są zawsze
największe wybuchy.
***
Nie pamiętałem, abym kiedykolwiek
obchodził urodziny. Żyłem na tym świecie już tysiące lat, a mimo tego nie wiedziałem,
kiedy się urodziłem. Do niedawna mi to nie przeszkadzało, przecież każdy dzień
był dobry na świętowanie, jednak Toria uznała, że skoro nie wiem, kiedy
przyszedłem na świat, sam powinienem wybrać datę, która najbardziej mi
odpowiada, w końcu każdy normalny człowiek powinien obchodzić swoje urodziny
(pomijając to, że Los nie mógł być do końca człowiekiem). Nie posiadałem
ulubionej pory roku, miesiąca ani liczby. Nigdy nie liczyłem czasu i nie
wiązałem żadnych ważnych wydarzeń z poszczególnymi datami. Jakie to miało
znaczenie dla kogoś, kto będzie żył już wiecznie? Tylko ludzie liczyli godziny
i minuty, a to dlatego, że nie mieli ich na pęczki. Rodzili się, dorastali, a
potem umierali. Oto cała historia krótkiego, człowieczego cyklu życia.
Postanowiłem wybrać datę urodzin tylko po to, żeby zadowolić Torię. Na dodatek
poszedłem na łatwiznę – skoro dzisiaj był piąty kwietnia, uznałem, że
narodziłem się dnia następnego, czyli szóstego kwietnia. Drugim kryterium była
nagła chęć imprezowania. W końcu to genialny pomysł, żeby wszyscy czcili mnie jednego
dnia. Pojawił się jednak jeden mały problem. Miałem siostrę bliźniaczkę.
– Urodziłam się kilka
sekund po tobie, nie pozwolę na to, żeby świętowano wyłącznie twoje urodziny! –
wykrzyknęła walecznie Destiny. Kłóciłem się z nią już od dobrej godziny. Od
razu było widać, że byliśmy rodzeństwem. Żadne z nas nie chciało odpuścić. – Poza
tym ktoś musi cię pilnować!
– Mogłabyś mnie pilnować,
nie obchodząc swoich urodzin! Przyznaj się, że perspektywa świętowania cię
jara! Chciałabyś zdmuchnąć świeczki na torcie, z którego wyskoczy nagi murzyn!
– Wystawiłem w jej stronę palec wskazujący, jakbym chciał ją o coś oskarżyć. W
jej przypadku mogło chodzić o dziwne fetysze związane z kolorytem skóry. Moja
siostra nigdy nie lubiła Azjatów (dlatego początkowo miała uprzedzenia co do
Torii), za to uwielbiała mężczyzn o afroamerykańskiej urodzie.
Destiny spłonęła
rumieńcem, zanim jednak zdołała się obronić, do rozmowy wtrąciła się Toria:
– To tak nie wygląda,
Fate – powiedziała niepewnie, wystawiając przed siebie dłonie. Najwyraźniej
chciała nas nieco uspokoić, co nie bardzo jej wychodziło. Trudno było
powstrzymać Los i Przeznaczenie, kiedy się ze sobą kłócili. Nasze płomienne
bitwy z reguły kończyły się na rzucaniu krzesłami po ścianach. – Z tortu nie
wyskakują nadzy ludzie, poza tym jest to popularne w przypadku wieczoru
panieńskiego.
– Cholera – przekląłem na
boku – a chciałem, żebyś wyskoczyła mi z tortu. To byłby idealny prezent. –
Posłałem mojej ukochanej szeroki uśmiech. Tym razem to jej policzki soczyście
się zarumieniły. Pięknie, teraz uraziłem już dwie dziewczyny. I to był
najwyraźniej z mojej strony wielki błąd.
Destiny i Toria stanęły
obok siebie, zakładając zgodnie ręce na piersi. W zamierzchłych czasach
nazywali to solidarnością jajników. Wobec tego charakterystycznego zjawiska
każdy mężczyzna był przegrany, tak więc poddałem się wzruszeniem ramion, zanim
którakolwiek wszczęła ze mną walkę słowną.
– Dobra, rozumiem. Destiny,
możesz się dołączyć do mojej imprezy jako piąte koło u wozu – powiedziałem,
posyłając jej uroczy uśmiech. – Toria, nie musisz wyskakiwać naga z tortu, ale
tak ogólnie to mogłabyś przyjść do mojego gabinetu owinięta czerwoną kokardą,
ubrana w… – zanim udało mi się skończyć, moja siostra zamachnęła się w moim
kierunku pięścią. Cudem jej uniknąłem, w ostatniej chwili się uchylając. –
Dobra, rozumiem! Impreza będzie wspólna i nikt nie musi robić nieprzyzwoitych
rzeczy! Oczywiście pod jednym warunkiem. – Spojrzałem znacząco na obie
wojowniczki, starając się nie przybierać diabelskiego wyrazu twarzy. Wystarczyło,
że diabła miałem w sobie. – To ja zaplanuję te urodziny.
***
Wszystko było gotowe.
Goście krążyli już po sali, zachwycając się finezyjnym wystrojem, obfito
zapełnionymi jedzeniem stołami, a także muzyką. Zostało tylko zapewnić im
porządną zabawę. Już zacierałem rączki, doglądając fajerwerek, które ustawiłem
w rogu sali. Zadbałem o to, aby sufit był odkryty, a gwiazdy usiały niebo swoim
jasnym blaskiem. Od zawsze lubiłem wybuchowe pokazy, choć do tej pory bardziej
fascynował mnie dynamit – jeden z nich zawsze nosiłem w tylnej kieszeni spodni,
tak zapobiegawczo, gdybym na przykład został zirytowany przez moją siostrę.
– Fate – odezwała się
Toria, która miała nakaz trzymania się blisko mnie. Nigdy nie wiadomo, czy
gdzieś w pobliżu nie czaiła się Śmierć. Mnie wujaszek mógł zabić, w końcu i tak
się odrodzę, ale ona jako człowiek miała jedno życie. – Czy te fajerwerki to na
pewno dobry pomysł?
– Dlaczego nie? –
spytałem zdziwiony, chwytając ją za dłoń i przyciągając bliżej siebie.
Rozglądnąłem się wkoło, mrużąc oczy, jakbym wyszukiwał zagrożenia. – Lubię jak
coś raz na jakiś czas porządnie pierdyknie, a jeśli ma to być piękne, kolorowe
i głośne, jak wybuchające jednorożce, to dlaczego nie? Poza tym lubiłaś
jednorożce, gdy byłaś mała, prawda? Widziałem w twoim albumie jak latałaś nago
po trawniku z tym dmuchanym kucykiem z tęczową grzywą. – Wyszczerzyłem się i
szturchnąłem ją łokciem.
– Fate, lubiłam
jednorożce, a nie wybuchające jednorożce.
– Teraz jesteś już
dorosła. Możesz wprowadzić do swojego życia nutkę dramatyzmu.
– Przypomnij mi, za co
cię kocham?
– Za to, że jestem
idealny w każdym calu. – Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się w najbardziej
uroczy sposób, w jaki potrafiłem. Toria przewróciła tylko oczami. – A teraz
poczekaj tutaj na mnie. Masz się nie oddalać. Chyba że zobaczysz Śmierć, to
uciekaj, gdzie pieprz rośnie, bo jak cię dorwie, to kaplica, i to dosłownie. Ja
muszę zgarnąć moją ukochaną siostrzyczkę, aby upewnić się, że zobaczy ten
piękny wybuch fajerwerek, które przygotowałem specjalnie dla niej. – Zanim
Toria cokolwiek powiedziała, machnąłem jej dłonią i zniknąłem w tłumie.
Destiny nie była osobą,
którą trudno znaleźć. Nie lubiła się stroić, więc zawsze wyróżniała się na tle
innych gości uczestniczących w naszych imprezach. Poza tym miała granatowe
włosy. Ledwo ruszyłem na poszukiwania, a już napotkałem ją przy jednej z
kolumn, gdzie dyskutowała z dziewczęcą częścią Stowarzyszenia Życia, pijąc
czerwone wino z kieliszka. Kiedy się do nich zbliżyłem, Miłość pomachała mi
wesoło dłonią – skrzywiłem się na jej widok, ponieważ kilka tygodni temu dała
mi nieźle popalić. Może wyglądała jak mała i niepozorna dziewczynka, ale wbiła
mi strzałę jednego z jej podwładnych Amorów prosto w tyłek. Bolało. Tak samo
jak zakochiwanie się w ludzkiej dziewczynie.
– Tiny, moja kochana
siostrzyczko, mam dla ciebie urodzinową niespodziankę. Pozwolicie? – spytałem
uroczo, podchodząc i wystawiając w stronę Destiny swoje dżentelmeńskie ramię.
Spojrzałem przy okazji na resztę dziewcząt. Miłość, Szczęście i Nieśmiałość
pokiwały głowami.
Tiny spojrzała na mnie z
pogardą i odepchnęła moje ramię. Byłem już przyzwyczajony do tego, że wiecznie
pokazywała przy innych swoją niechęć do mnie, dlatego nie bardzo się tym
przejąłem.
Ruszyliśmy na sam środek
sali. Po drodze chwyciłem za kieliszek i łyżeczkę, którą subtelnie zacząłem
uderzać w szkło. W przeciągu kilku sekund wszyscy zgromadzeni tutaj ludzie
umilkli. Z zainteresowaniem zaczęli się nam przyglądać, oczekując na moją
przemowę. Przystanąłem w miejscu i głośno, wręcz teatralnie chrząknąłem.
– Kilka tysięcy lat temu,
ja i moja siostra Destiny pojawiliśmy się na świecie. Naszym ojcem było Życie,
które zrobiło nas w chu… – Tiny wbiła mi łokieć prosto w żebra. – Pomińmy tę
przydługą historię i dojdźmy do sedna sprawy. Otóż nigdy nie świętowaliśmy
swoich urodzin, a przecież nam należy nam się za te wszystkie lata sprawowania
kontroli nad światem ludzi i Stowarzyszeniem Życia. Co prawda Destiny to tylko
mój przydu… – Znowu dostałem łokciem w żebra. – Destiny jest moją ukochaną
siostrą i dlatego postanowiłem, że sprawię jej niebiański prezent. – Przyciągnąłem
do siebie Tiny, która posłała mi pogardliwe spojrzenie. Najwyraźniej miała
ochotę mnie zabić. – Patrz siostrzyczko, to wszystko dla ciebie. – Uniosłem
dłoń i pstryknąłem palcami. Zabawa i Rozpusta podpalili na mój znak lonty
fajerwerek. W tym samym momencie po sali rozległo się nieproszone tłuczenie
nożem o butelkę wina. Spojrzałem podejrzliwie w tył. Na stole siedział wujaszek
Śmierć, ze zdezorientowaną Torią u swojego boku. Wstrzymałem dech.
– Wszystkiego najlepszego
dla mojej siostrzenicy i bratanka! – wykrzyknął wesoło Death, wyrzucając w górę
kolorowe konfetti. Kiedy nikt nie zaklaskał, on sam uczynił z siebie
jednoosobową publiczność, uderzając o siebie bladymi dłońmi. Jego szybkie
oklaski przywodziły na myśl ruch skrzydeł małego kolibra. Jednak Śmierci daleko
było do bycia ptakiem. – A, Fejciu. Wiem, że lubisz dynamit, dlatego
sprezentowałem ci wybuchową niespodziankę! – Śmierć posłała w moim kierunku
całusa. – Kocham cię z całego mojego mrocznego serduszka! I ciebie też, Tiny! A
teraz…
Nie czekałem na kontynuację
monologu mojego popieprzonego wujka, który na każdym kroku starał się mnie
zabić. Od razu rzuciłem się do biegu, aby uchwycić Torię, która jako jedyna
mogła nie przeżyć tej imprezy. W momencie, kiedy dynamit wybuchnął,
rozgramiając połowę Stowarzyszenia Życia, ja skoczyłem w jej kierunku,
wywracając ją na podłogę. Słyszałem, jak powietrze zamiera w płucach
dziewczyny. Najwyraźniej nie był to dla niej lekki upadek. Wolałem jednak to,
niż jej śmierć.
Przykryłem ją własnym
ciałem na tyle dokładnie, że gdy ogień buchnął w naszą stronę, to ja zostałem
przypalony, nie ona. Cóż, musiałem przyznać, że spodziewałem się większych
uszkodzeń, ale spalona koszulka i poparzone plecy to jeszcze nie tragedia.
Kiedy upewniłem się, że
Toria jest bezpieczna, przetoczyłem się na plecy i padłem obok niej z bolesnym
grymasem zdobiącym moją przystojną twarz. Nie sądziłem, że wujek Death zostawi
trochę fajerwerek. Dzięki temu mogliśmy z poziomu podłogi obserwować, jak szalone
kolory wybuchają na niebie, rozświetlając je jak w jakimś pieprzonym
Disneylandzie, który już dawno nie istniał.
Trwaliśmy w milczeniu,
próbując złapać głębszy oddech. Aby poczuć, że Toria wciąż przy mnie jest,
chwyciłem ją za dłoń i mocno ścisnąłem. Jak zawsze była chłodna, ale w żaden
sposób mi to nie przeszkadzało.
– Okej, może i
spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie – odezwałem się, kiedy
ostatnia fajerwerka zgasła na niebie.
– Cudownie głupio, to na
pewno – powiedziała cicho Toria, niemrawo się śmiejąc.
Mimowolnie się
uśmiechnąłem.
– Teraz poleżymy tutaj z
jakąś godzinę, żebyś przypadkiem nie musiała patrzeć na szczątki członków
Stowarzyszenia Życia. Bo wiesz, wszyscy zostaliśmy stworzeni na podobieństwo
ludzi, więc mamy krew, flaki, mózgi i takie tam. Krwawa rzeź mogłaby być dla
ciebie niemałym szokiem. Ale spokojnie, za kilkadziesiąt minut wszyscy się
odrodzą. – Posłałem uśmiech swojej ukochanej, która momentalnie zbladła.
Wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć. Albo jakby uważała mnie za świra,
ponieważ mówiłem to z wyuczoną lekkością. Cóż, ostatecznie Death urządzał
zamach na nasze stowarzyszenie średnio raz w miesiącu. Nieraz również moje
flaki latały pod sufitem, zdobiąc żyrandol czy pobliski stół. Ale tego Toria
nie musiała akurat wiedzieć. W końcu była tylko niczego nieświadomym
człowiekiem, dla którego nieśmiertelność była czystą abstrakcją.
Fajnie pisałaś proze ludzkiego cyklu życia w odniesieniu do kogoś kto nie musi sie martwić przemijajacym czasem bo jest nieśmiertelny. Dla niego jest tylko tu i teraz, nie myśli o przyszłości bo jest nieskończenie nieokreślona. 😮
OdpowiedzUsuńW zamierzchłych czasach nazywali to solidarnością jajników.- tak obecnie tez sie używa tego określenia ( ale sądzę po powyższym zdaniu że akcja toczy się serki mzoe tysiące lat od teraz??
Destiny, możesz się dołączyć do mojej imprezy jako piąte koło u wozu - jaki on łaskawy 😂😂
No nigdy nie wiadmo kiedy ci sie przyda laska dynamitu hahah
Interakcja Toria-Śmierć jest surrealistyczna, musi miec oczy dookola głowy aby smier jej kosa medzy iczy nie przylozyla dla zabawy.
Wujaszek śmierć wymiata! Mial dobre intencje choć troche przeciął. Bylam prwna ze Fate zakryje dziewczynę choć na jej miejscu to chyba spieprzalabyn z tego towarzystwa gdzie pieprz rośnie.
"Nie posiadałem ulubionej pory roku", ludzie - co Wy macie z tym "posiadać"? :D "Mieć" po prostu. Tak, wiem, już tam jest i będzie powtórzenie, ale to można przeredagować. Ogólnie tekst mnie wciąga.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to człowiek nie może mieć czy też posiadać ulubionej pory roku w sensie, bo ona nie jest rzeczą, zaś w opisaniu stanu, że coś lubimy, można użyć obu form i są one językowo, jak i stylistycznie poprawne. Radziłabym na przyszłość tworzyć komentarze dotyczące opinii względem tekstu i jego treści, a nie skupiające na wszelakich błędach, bo właściwie każdy autor ma swój styl, używa pewnego słownictwa, które leży mu bardziej. My swoich tekstów nie redagujemy, bo nie od tego jest WAR. A w Twoim komentarzu o treści powyższego dzieła nie ma nic, na co liczyła autorka.
UsuńNie czepiajmy się jakiś szczegółów, jeśli nie widzimy ogółu.
Pozdrawiam.
Hej :)
OdpowiedzUsuńJedna uwaga: jeśli siostrzenica, to siostrzeniec, jeśli bratanica, to bratanek, nie wymieszane, jeśli Tiny i Fate są bliźniakami.
Uhu, takie imprezy w Stowarzyszeniu to ja bym chętnie nawiedziła nie tylko ze względu na te fajerwerki, ale dla Losu i jego siostry, całej tej komicznej osłonki. Uwielbiam tę serię, więc jak zwykle jestem zachwycona. Świetne wplecienie tematu, idealne dla tych bohaterów.
Pozdrawiam.