6 lat od upadku
Ker Er
Kespera znów
obudził koszmar. Przez moment leżał tylko, oddychając o wiele za szybko i
patrząc półprzytomnie w sufit. Potrzebował kilku minut, żeby w pełni oddzielić
sen od rzeczywistości. Potem przeklął pod nosem, instynktownie łapiąc za
medalion z rubinem. Jego metaliczny dotyk i pulsujące ciepło magii pozwoliło mu
dojść do siebie.
Chłopak wstał z
łóżka, wiedząc, że nie dane mu już będzie zasnąć tej nocy. Chwiejnie podszedł
do okna, żeby oprzeć łokcie na parapecie. Chłodny powiew z zewnątrz zmierzwił
jego ciemne włosy, gdy oparł głowę na dłoniach.
Przeklął jeszcze
raz, wspominając koszmar, jednak widok ogrodu oraz dżungli wdzierającej się na
podwórze uspokoił go nieco. Odetchnął głęboko, po czym zmienił pozycję,
siadając na parapecie i wystawiając bose stopy za okno. Spojrzał ponad
drzewami, pozwalając oczom błądzić między gwiazdami. Prawie zapomniał o śnie,
póki nie napotkał wzrokiem konstelacji Wilka.
Wtedy zacisnął dłonie z gniewu, patrząc na gwiazdozbiór wskazujący drogę
do domu.
Kesper znów
dotknął talizmanu, a moc zrodzona z nienawiści obniżyła temperaturę wokół niego
o kilka stopni. Odetchnął głęboko, jednak wiedział, że nie uspokoi się prędko.
Podciągnął nogi i po zgrabnym obrocie zeskoczył do wnętrza pokoju. Prędkimi,
wyćwiczonymi ruchami zebrał potrzebny ekwipunek, na samym końcu porwał miecz,
by ostatecznie wypaść z pokoju jak burza.
Nie mógł zacząć
treningu w środku, bo obudziłby mieszkańców domu, więc opuścił posiadłość
bocznym wyjściem i zaczął przemierzać ogród w poszukiwaniu dogodnego miejsca.
Szybko zrezygnował z części położonych najbliżej ulicy, wędrując na
przeciwległy kraniec, gdzie okiełznana przez człowieka zieleń stopniowo
przechodziła w dziką dżunglę.
Wiele się zmieniło
w ciągu sześciu lat, które minęły od wymordowania niemal całej rodziny
królewskiej Keru.
Yesef zdołał
wywieźć młodego następcę tronu ze stolicy, a potem dotarł z nim aż do wybrzeża,
gdzie już czekał na nich żaglowiec.
Król nie był głupi
i przewidział scenariusz, w którym on sam lub ktoś z jego rodziny będzie musiał
uciekać z kraju, więc drogi potencjalnej ucieczki zostały dużo wcześniej
zaplanowane. Kryjówki, w zależności od potrzeby konie lub statki, a do tego
ludzie, którzy mieli o nie dbać – wszystko opłacone i utrzymywane w największej
tajemnicy, z nadzieją, że nigdy nie zostanie użyte.
Umykając przed cieniowładnymi,
Yesef wybrał najbardziej radykalną ścieżkę. Wiedział, że wrogowie będą ich
szukać na terenie całego Keru i sąsiednich krajów, by pozbyć się ostatniego
pretendenta do tronu, więc podczas ucieczki przepłynęli cztery morza, by
ostatecznie dotrzeć na inny kontynent, gdzie w tropikalnym królestwie Madu na
skraju dżungli władcy Ker Er wiele lat wcześniej wybudowali posiadłość.
Miasto, w którym
stanęła rezydencja, od lat cieszyło się popularnością wśród bogatych
obcokrajowców, którzy przybywali tłumnie w poszukiwaniu egzotyki. Stało tam
wiele eleganckich domów cudzociemców, a na ulicach częściej niż rodzime,
słuchać było obce języki, więc nikogo nie dziwili tam duchmówcy z Keru. Król
zadbał też, by posiadłość nie stała pusta i pozwolił w niej zamieszkać zaufanej
rodzinie.
Rodzinę tę
tworzyło dwoje arystokratów, czworo ich dzieci oraz pewna staruszka, a gdy Yesef
i Kesper stanęli na progu rezydencji, wystarczył im jeden rzut oka na książęcy
medalion, by wiedzieć, że stało się najgorsze.
Od tamtego czasu
chłopak marzył o powrocie do ojczyzny. Niezapomniana, obezwładniającą moc widm,
dzięki którym rozszarpał cieniowładnego, wciąż wracała w jego wspomnieniach.
Chciał to powtórzyć z każdym, kto tamtego dnia przyłożył rękę do śmierci jego
rodziny. Ćwiczył pilnie zarówno walkę mieczem, jak i z pomocą upiorów, jednak
Yesef wciąż trzymał go zamkniętego w rezydencji.
Chociaż minęło
tyle lat, chociaż w niczym już nie przypominał tego naiwnego, płaczliwego
dzieciaka, którego Yesef wyniósł wtedy z zamku, chociaż tak bardzo marzył o
zemście, jego strażnik wciąż kazał mu się ukrywać i nie chciał słyszeć o
powrocie do Keru.
– Bo nie jestem
jeszcze gotowy – prychnął pod nosem chłopak, zamierzając się bronią na
wyobrażonego wroga.
O egzekucji
Vespera usłyszeli, szykując się do ucieczki żaglowcem.
To wtedy mały,
dziesięcioletni wówczas Kesper przysiągł sobie, że zabije ich wszystkich.
Ale, żeby to
zrobić, musiał trenować.
Najbardziej lubił
ćwiczyć na polance między figowcem a altanką, gdzie przyświecało mu światło obu
księżyców.
Wykonał kilka
ruchów dla rozgrzewki, po czym gestem przywołał widma. Po latach treningu
nauczył się lepiej nad nimi panować i potrafił zmusić je do bardziej
skomplikowanych czynności niż szarży zwartą ścianą na każdego, kto stanął na
ich drodze. Zwykle podczas treningu nakazywał części, by atakowała, podczas gdy
pozostałe miały go bronić. Sam walczył wtedy mieczem, który w rękach duchmówcy
mógł ciąć również nie do końca materialne ciała zjaw.
Za dnia walczył z
Yesefem oraz jego widmami, ale nocami stawał do pojedynków z sobą samym.
Zaczął z trzema
widmami w ataku i dwoma w obronie. Potem stopniowo zwiększał tę ilość,
lawirując z ostrzem między coraz większym tłumem białawych istot. Czuł pot
perlący mu czoło, jednak nie ustawał.
Czymś, co
odróżniało jego walkę od potyczki prowadzonej przez przeciętnego duchmówcę, była
absolutna cisza ze strony widm. Atakowały oraz broniły się w ciszy, która
niemal dzwoniła w uszach i w pewnym sensie napełniały Kespera trwogą. Nie
wiedział, czemu tak zawzięcie milczały. Zwykle duchy pojękiwały, zawodziły,
wrzeszczały, natomiast do niego tylko od czasu do czasu szeptały. Nie potrafił
ich zrozumieć, a gdy próbował wsłuchać się w przyciszone głosy, dreszcze biegły
mu wzdłuż kręgosłupa.
Dlatego teraz
walczył jedynie przy muzyce własnego oddechu i odgłosach dżungli, która nigdy
do końca nie spała.
Nagle gdzieś za
nim strzeliła złamana gałąź. Kesper błyskawicznie odwrócił się z uniesionym
mieczem, a widma przywarowały za nim, gotowe wypełniać rozkazy.
Chłopak zobaczył
tylko parę zielonych oczu wyglądających spod krzaka.
– Mau,
przestraszyłeś mnie – mruknął, opuszczając miecz.
Szary, cętkowany
kot wyszedł z zarośli i podreptał wprost do Kespera, nie przejmując się
widmami. Następca obalonego tronu odwołał zjawy z westchnięciem, po czym
kucnął, żeby pogłaskać podopiecznego domu.
Mau otarł się o
jego łydkę, a gdy Kesper zaczął go drapać za uchem, zamruczał i rozprostował
skrzydła. Chłopak zrozumiał aluzję, głaszcząc również pióra.
– Przynajmniej nie
tylko ja nie mogę spać – wyszeptał do kota.
– Och, nocnych
ptaszyn jest w tym domu więcej, niż sądzisz.
Kesper wyprostował
się, płosząc kota. Mau fuknął i zamachał skrzydłami, lądując na najbliższej
gałęzi figowca.
– Pani Rame, nie
wiedziałem, że pani nie śpi… – Chłopak spojrzał przez ramię na altankę.
Na ławce, która –
mógłby przysiąc – przed chwilą była pusta, teraz siedziała staruszka.
Yesef powiedział
Kesperowi, że gospodarze przygarnęli tę kobietę kilka lat przed ich przybyciem,
po tym, jak ocaliła najmłodszą córeczkę arystokratów od duru plamistego.
Pełniła funkcję zielarki i uzdrowicielki, którą wszyscy darzyli respektem, ale
też… Woleli nie wchodzić jej w drogę.
Staruszka
siedziała na ławce z głową opartą na dłoni, a w oczach błyszczały jej iskierki
ukrytej radości. Nawet w nocy nosiła słomkowy kapelusz, siwe włosy miała
zaplecione w dwa warkocze, a zwyczajowy madzki strój zastąpiła luźną bluzką i
spódnicą do pięt. Ubrania kontrastowały nieco z tatuażami wijącymi się na jej
ramionach według tradycyjnego wzoru.
– Zrób sobie
przerwę, młodzieńcze – stwierdziła z uśmiechem. – I usiądź obok mnie.
Kesper nie
zamierzał protestować. Jeśli pani Rame coś postanowiła, to tak właśnie było.
– Stary król
wiedział, gdzie wybudować dom – mruknęła kobieta, kiedy Kesper zajął miejsce na
ławce. – Mnóstwo tu umarłych… Widziałeś, jak zniszczone rysy mają te widma,
które przywołałeś? Ledwie białe strzępki podobne do człowieka.
– Widziałem –
zgodził się Kesper. – To znaczy, że są stare, prawda?
– O, bardzo stare.
Ta rezydencja stoi na cmentarzysku plemienia, które znikło z tej ziemi przed
tysiącem lat. – Kobieta parsknęła. – Gdyby wiedzieli, co wyprawiasz z ich
przodkami, przeklęliby cię na wszystkie możliwe sposoby.
Kesper przełknął
ślinę.
– Magia duchmówców
od zawsze budziła kontrowersje – kontynuowała staruszka. – Czyż przywoływanie
ducha w ten sposób, to nie profanacja? Zwłaszcza że wy nigdy nie patrzycie, kogo,
gdzie i skąd przyzywacie.
Chłopak otworzył
usta, jednak pani Rame mu przerwała.
– Oczywiście, wasi
mędrcy przekonują, że nie przywołujecie… Jak oni to nazywają? Duszy? Tego, co
zostało z umysłu, po przejściu na drugą stronę… Twierdzą, że tego nie
przywołujecie, że bierzecie tylko magiczną cząstkę z pozostałości ciała. Ale
czy i to nie jest profanacją? – Zaśmiała się. – Ech, to są rzeczy, których już
nawet nie chcę rozumieć.
Zamilkła, a Kesper
przez moment zastanawiał się, czego kobieta właściwie oczekiwała. Nie wiedział,
co powiedzieć, ponieważ tak naprawdę nie miał pojęcia… Nigdy nad tym
szczególnie nie myślał. W domu uczono go, że widma stanowiły po prostu broń.
Korzystanie z nich wyrażało potęgę duchmówcy. I każdy wierzył w słowa mędrców,
bo przecież byli mędrcami.
– Ha, widzę, że
dałam ci do myślenia! – Kobieta wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać kota, który w
końcu zszedł z drzewa.
– Chce pani
powiedzieć, że nie powinienem tu ćwiczyć? – zapytał w końcu Kesper.
Dziwiło go, że
przez te dotychczasowe sześć lat staruszka nie zwróciła mu na to uwagi, skoro
sobie tego nie życzyła.
– A rób sobie, co
chcesz. – Kobieta machnęła ręką, drugą drapiąc Mau za uchem.
– To czemu pani mi
to mówi?
– Bo wy,
duchmówcy, macie strasznie ograniczone horyzonty. – Pozwoliła, żeby kot wszedł
jej na kolana i ułożył się z rozłożonymi skrzydłami. – Chłopcze, wiesz, czemu
twoje widma milczą?
Kesper dotknął
swojego medalionu. Ciepło magii połaskotało go w palce.
– Yesef mówi, że
to z powodu mojej mocy. Że jest większa, niż kiedykolwiek widział –
odpowiedział z wahaniem.
– Właśnie o tym
mówiłam. – Pani Rame przewróciła oczami. – Ale czemu objawia się to w ten
sposób? Czemu milczą?
– Pani to wie?
– Może wiem. A
może nie. To nie moja rzecz. Ty powinieneś wiedzieć. Przecież to ty z ich
pomocą chcesz odzyskać tron?
Kesper niepewnie
potaknął.
– A wiesz chociaż,
po co ci medalion? Czemu akurat rubin sprawia, że możesz przyzywać widma? Czemu
potrzebujesz do tego bodaj odrobiny metalu i czemu tytan daje ci największą
moc? Czy ktoś w Kerze w ogóle się nad tym zastanawia?
Chłopak nie
wiedział. W dzieciństwie nie interesowały go takie rzeczy. A potem nie było
mędrców, których mógłby zapytać.
Pani Rame
dostrzegła jego zagubienie. Zanim zdążył mrugnąć, złapała go za podbródek i
spojrzała mu głęboko w oczy. Zielone, takie same jak jego brata i siostry.
– Jeśli naprawdę
chcesz odzyskać tron i pomścić rodzinę, to mogę ci pomóc – powiedziała,
puszczając go. Wróciła do głaskania kota. – Ale to nie będzie łatwe. Yesef uczy
cię tylko machania mieczem. O zjawach nie powie ci wiele więcej. Tak jak i o
tym, jak odzyskać Ker Er. Potrzebujesz innego nauczyciela.
Kesper zacisnął
usta.
– I ty jesteś tym
nauczycielem?
Staruszka
spojrzała na niego uważnie, a Kesper zamarł, bo dostrzegł, że tatuaże kobiety
pnące się po jej rękach, rozświetlił nagle fioletowy blask. Nie widział nigdy
wcześniej takiej magii. Westchnął, kiedy światło przeszło również na Mau i
sprawiło, że kocie cętki zabłysły wśród nocy.
– Może jestem. A
może nie. – Chłopak wstrzymał oddech, gdy głos kobiety wydobył się z pyszczka
Mau. – Ty musisz zdecydować.
Pomyślał o swoich
zamordowanych bliskich, o ojcu i siostrze, o bracie straconym na dziedzińcu ich
własnego zamku.
A potem spojrzał
jeszcze raz na ten pokaz mocy. Pomyślał o swoich zdolnościach i długiej drodze,
która była przed nim, jeśli faktycznie chciał odzyskać królestwo.
– Pomóż mi –
powiedział w końcu. – Zrobię, co będzie trzeba.
Pani Rame
odpowiedziała uśmiechem, a Mau miauknął z zadowolenia, gdy kobieta podrapała go
w idealnym miejscu na krzyżu.
– Dobrze –
zgodziła się, tym razem odpowiadając swoimi ustami. – Zobaczymy, co z tego
wyniknie.
Tamta noc miała
później długo prześladować Kespera. Ten jeden wybór zmienił ścieżkę jego życia,
sprowadzając do Keru Krwawego Zabójcę.
O, pamiętam poprzednią część, jak Kesper był jeszcze mały! W sumie podoba mi się to, że król zaplanował ucieczkę i wszystko opłacił jeszcze zanim jego syn musiał uciekać!
OdpowiedzUsuńZamysł tej powieści jest naprawdę dobry. Jak tak czytałam ten rozdział, to pomimo tego, że wiele się tu nie działo, byłam zachwycona. Umiesz pisać fantastykę i stworzyłaś naprawdę interesujący świat. Będę śledzić dalej losy bohaterów, bo jestem cholernie ciekawa, co będzie dalej.
Co prawda scena z tą staruszką nieco mnie zaskoczyła, szczególnie że od tak chciała pomóc Kesperowi, ale może z tego wyjść coś ciekawego. Czekam na kolejne części!
Hej :)
OdpowiedzUsuńJa również pamiętam poprzedni tekst, który mnie wgniótł w podłogę swoją brutalnością. Tutaj, po upływie lat, widać, że chęć zemsty się zakorzeniła i podjęto odpowiednie kroki nie tylko ku temu, by król ocalał i żył w tajemnicy przed wrogiem, ale też po to, by stał się wojownikiem, który da radę stanąć do walki i zwyciężyć. Jak poprzednio świetnie opisy, ilość informacji jest wyważona i dawkowana w odpowiedni sposób. Bardzo podoba mi się ta postać staruszki. Chciałabym wiedzieć, kim naprawdę jest. Zaciekawiło mnie także to, czy Kesper wybierze ją na swojego nauczyciela.
Pozdrawiam.
Super pomysł na nawiązanie do poprzedniego tekstu (w sensie, że tamto to był sen :P). Podoba mi się jak prowadzisz akcję. Jest spokojnie, chociaż niepokojąco, nie bombardujesz czytelnika informacjami, tylko wszystko wprowadzasz na spokojnie :D Kot ze skrzydłami bardzo mi się podoba ^^ O! I jeszcze to, jak zasiałaś niepewność co do mocy Kespera. Moralne dylematy, pokroju czy przyzwanie duchów jest złe, jest strzałem w dziesiątkę :D No i zagadkowy potencjał mocy. Bardzo dobrze to poprowadziłaś :D A ostatnie zdanie, to mistrzostwo - w tak prosty sposób stworzyłaś bardzo dobry suspens, złapać czytelnika na niepewność i chce się czytać dalej! Także, poproszę kolejny fragment! :D
OdpowiedzUsuń