Tekst jest bezpośrednią
kontynuacją historii z 5 tygodnia, więc jeśli ktoś ma ochotę przeczytać, co
było wcześniej, serdecznie zapraszam. Dla reszty krótkie streszczenie:
Moiri i Cir pojechali do
miejscowości na krańcu świata w poszukiwaniu mordercy. Po drodze się zgubili, a
Moiri była wyjątkowo upierdliwą pasażerką. Na miejscu spotkali kotołaka (bądź
też lamię), który wskazał im drogę do motelu i zgodził się sprzedać im
narkotyki. Agenci chcą z nim nawiązać bliższy kontakt, dla wybadania lokalnej
przestępczej społeczności. Tekst kończy się w momencie zajechania bohaterów na
parking przed motelem.
Dzisiejsza kontynuacja to
raczej dialog, ale troszkę przybliża, co zaprowadziło agentów poza miasto.
Pozdrawiam
cieplutko,
EchooX
Po
wyjściu spod prysznica Moiri nałożyła szorty i koszulkę na ramiączkach, a na
wierzch zarzuciła swoją ulubioną, szarą bluzę. Fioletowe włosy związała w
koczek, po czym opuściła łazienkę.
Cir
siedział na łóżku. Jego włosy wciąż były mokre, ale nie zwracał na nie uwagi.
Intensywnie wpatrywał się w dokumenty rozłożone na pościeli. W tle grał
telewizor, w którym dyskutowano o burzy z opadami śniegu, którą pewien
nieostrożny czarodziej wywołał nad oceanem.
–
Nasz gość nazywa się Sebastian Warren – powiedział mężczyzna, sprawiając, że
jego partnerka oderwała wzrok od ekranu. – I na ten moment popełnił minimum
cztery morderstwa…
Moiri
usiadła na drugim łóżku i wzięła ze stolika kanapkę, którą kupiła w barku.
–
To wiem. – Założyła nogę na nogę. – Tak samo jak to, że ma dwadzieścia pięć
lat, metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, potwierdzoną likantropię, oczy brązowe w
dzień i srebrne w nocy, czarne włosy i tatuaż z półksiężycem na ramieniu.
Ugryzła
kęsa i skrzywiła się, bo kanapka była ohydna. Odchrząknęła, po czym nieśmiało
wyciągnęła ze swojej torby pióro alchemiczne, które leżało upchnięte między
słuchawkami a skanerem aury. Tymczasem Cir postukał palcem w jeden z dokumentów
i kontynuował swój wywód:
–
Wychował się w dziurze, w której obecnie siedzimy, a w wieku piętnastu lat
uciekł z domu i wyjechał do stolicy, gdzie został przygarnięty przez Wilcze
Bractwo. Od tamtego czasu aktywnie udzielał się w ich szeregach, brał udział w
protestach i strajkach istot magicznych. Skończył szkołę średnią z
wyróżnieniem, dostał się na GUM na kierunek Prawa Magicznego, niestety po dwóch
latach został wydalony z uczelni po pobiciu kolegi z roku. Człowieka. Pobicie
było tak poważne, że chłopak wylądował w szpitalu na kilka tygodni. Od tamtego
czasu nasz Sebastian zniknął…
Moiri
machała piórem wokół kanapki, tworząc dyskretną, trójwymiarową sieć linii i
znaków. Nie lubiła działać na aurze bez czegoś, na czym mogłaby fizycznie
rysować, ale wolała nie tworzyć kręgów w motelowym pokoju. Nie chciałoby jej
się ich potem zmywać. Cały czas słuchała przy tym Cira, który wyraźnie wsiąkł w
temat.
–
Jednak my wiemy, co robił. Wciąż działał w Wilczym Bractwie, ale zszedł do
podziemia i zaangażował się w ostry ruch antyludzki, którego Bractwo oficjalnie
nie popiera, ale mniej oficjalnie finansuje. Nie chodziło już tylko o prawa
istot magicznych, ale głęboką nienawiść do ludzi. Dwa lata temu popełnił
pierwsze morderstwo, na działaczu przeciwnego ruchu, tępiącego istoty magiczne.
Przynajmniej uważamy, że to było pierwsze morderstwo… Wcześniej już był poszukiwany
za pobicie, ale dopiero po zabójstwie ktokolwiek zaczął go szukać na serio.
Jednak zniknął bez śladu. Od tamtego czasu zamordował jeszcze jednego
działacza, a spekuluje się, że może stać za trzema innymi zabójstwami, choć
brak na to jednoznacznych dowodów.
Moiri
zakończyła zabawę z aurą i wymamrotała pod nosem inkantację, a Cir zaczął
wymieniać domniemane ofiary mordercy, wśród których znaleźli się działacze
społeczni, polityk, a na końcu również agenci Wydziału do spraw Przestępczości
Magicznej, którzy na niego polowali. To po ich śmierci Centrum zagęściło ruchy
i urządziło prawdziwą obławę, a sprawę przekazano agentom z jednostki WSM –
Wysokiej Specjalności Magicznej, Moiri i Cirowi. Niestety, morderca zwiał z
miasta zanim go dopadli, ale po intensywnych poszukiwaniach w podziemiu
znaleźli w końcu informatora, który twierdził, że Sebastian wrócił w rodzinne
strony.
Więc
tu za nim przyjechali, żeby w końcu dorwać sukinsyna.
Moiri
zaczekała, aż Cir skończy, po czym podniosła rękę niczym uczeń w szkole. Mężczyzna
zamilkł i popatrzył na nią jak na idiotkę.
–
Jedno pytanie. – Jego partnerka przekrzywiła głowę. – Po jaką cholerę trujesz
mi tym dupę? Oboje recytujemy te informacje z pamięci.
Cir
podrapał się po głowie.
–
Porządkuję myśli.
–
Zwykle po prostu idziesz biegać, a nie zanudzasz mnie na śmierć. – Moiri
pociągnęła jeszcze jedną linię wokół kanapki, po czym uznała robotę za
skończoną.
–
A nie wydaje ci się średnim pomysłem jogging w kompletnie obcym miejscu, gdy
jesteśmy na tropie wielokrotnego mordercy? Który ma już agentów na sumieniu?
Dziewczyna
znów ugryzła kanapkę i tym razem mruknęła z aprobatą. Smak zdecydowanie się
poprawił.
–
Jakoś ci to nie przeszkadzało wtedy… – Przełknęła. – Z tą cycatą wiedźmą. O ile
mi wiadomo, na joggingu się nie skończyło…
Cir
jęknął.
–
Do końca życia będziesz mi to wypominać?
–
Prawie wtedy zginęłam! – Dziewczyna oskarżycielko wyciągnęła bułkę w jego
stronę. – A nos dalej mam krzywy po spotkaniu z tym poltergeistem.
Mężczyzna
machnął ręką.
–
Nie było aż tak źle.
–
A wtedy jak dałeś się przydybać w zaułku przez bandę Zodiaka? Bo ci się biegać
po nocy zachciało… – Moiri uniosła oczy do nieba. Albo raczej żyrandola.
–
Okej, może i spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie. Skopałem im
tyłki w najlepszym stylu.
–
Cudownie głupio, to na pewno. Zwłaszcza jak potem łaziłeś ze złamaną szczęką.
–
Ale ich przymknąłem! Poza tym… Czy ty właśnie zaczarowałaś kanapkę, żeby lepiej
smakowała?
Moiri
wzruszyła ramionami. Cir parsknął.
–
A motelu to nie chciałaś znaleźć.
Pokazała
mu środkowy palec.
–
Dobra, nic już nie mówię. – Uniósł ręce w obronnym geście. – To jaki mamy plan?
Z naszych dokumentów wynika, że jego rodzice nie żyją. To jedyne, co mamy. Nie
miał rodzeństwa, a brak nam informacji o jakichś przyjaciołach z tych stron.
Agentka
wyciągnęła liść sałaty i zaczęła go przeżuwać osobno. Gestykulując nim, zaczęła
wyjaśniać, jak ona to widziała.
–
Jak dla mnie trzeba zacząć standardowo. Jutro się rozdzielimy i przeszukamy
okolicę. Odwiedzimy jego stary dom, zahaczymy o wszystkie miejsca, gdzie ludzie
się spotykają i gadają. Może znowu znajdziemy coś ciekawego. A wieczorem razem
odwiedzimy Fabrykę, żeby kupić trochę Śnieżynki. Potem zobaczymy.
Cir
skinął głową. Złożył dokumenty, po czym przeciągnął się i położył na łóżku. Był
zmęczony po niemal całym dniu jazdy, zwłaszcza z Moiri w fotelu pasażera.
Dziewczyna
skończyła kanapkę i po chwili zastanowienia również wpełzła pod kołdrę.
–
A światło to kto zgasi?
Moiri
znowu pokazała mu środkowy palec, po czym rzuciła butem w wyłącznik.
Zadziałało.
*
Po
spędzeniu dnia na ulicach miasteczka, dziewczyna uznała, że to bardzo
przygnębiające miejsce. Cir sprawdzał dawny dom, sąsiedztwo i szkołę ich
mordercy, natomiast jego partnerka przeszła się w tym czasie po sklepach,
zajrzała do jedynej restauracji, kupiła sobie loda w lodziarni i po południu
spędziła kilka godzin w barze.
Dwie
godziny przed umówionym spotkaniem z dilerem agenci spotkali się w motelowym
pokoiku.
–
Odkryłeś coś? – zapytała dziewczyna, czarując intensywnie nad swoimi włosami,
żeby przywrócić im fioletowy kolor.
Cir
padł na łóżko. Zdjął okulary zerówki, które nosił dla kamuflażu i przejechał
dłońmi po twarzy.
–
Stary dom stoi pusty. Włamałem się, ale kompletnie nic nie znalazłem, mimo że
spędziłem tam od cholery czasu i przeszukałem każdy kąt. Nic podejrzanego.
Popytałem sąsiadów, standardowo udając dziennikarza. Większość trzasnęła mi
drzwiami przed nosem, ale jakaś staruszka, wydaje mi się, że spokrewniona z
najadami, wpuściła mnie na herbatkę. – Posłał Moiri uśmiech.
Dziewczyna
zamiast zachwytem, odpowiedziała zmarszczeniem brwi.
–
Pozbądź się tej brody – mruknęła. – Wyglądasz okropnie.
–
I zupełnie jak nie ja. O to chodziło, no nie? – Cir parsknął. – Wracając do
staruszki… Opowiedziała mi kilka interesujących rzeczy.
Moiri
zachęciła go ruchem dłoni do kontynuowania.
–
Sebastian nie uciekł z domu dla kaprysu. Nasze dokumenty o tym milczały – swoją
drogą komuś należy się za to obcięcie premii – ale podobno ojciec Sebastiana
nagminnie przeginał z alkoholem, a potem tłukł i jego, i swoją żonę. A oboje
wiemy, co potrafi wściekły wilkołak… Matka nigdy nie zgłosiła sprawy na
policję, za to kiedy usiłował ich o tym zawiadomić Sebastian, nie wierzyli mu.
Z tego co usłyszałem, w komisariacie pracowali praktycznie sami ludzie. Może
już tu zaczęła się rodzić jego nienawiść?
–
I potem Bractwo tylko nakręciło jego wściekłość. – Moiri skinęła głową. –
Wiesz, jak jest. Co dalej?
–
Po tym jak nasz morderca zwiał, ojciec dalej tłukł matkę, aż pewnego dnia
uderzył trochę za mocno. Zamknęli go, a po kilku latach w więzieniu zmarł. Dom
od tamtej pory stoi pusty. – Cir leniwie wstał z łóżka i zaczął odklejać
sztuczną brodę. – Staruszka mówiła, że, kiedy jeszcze Sebastian tu mieszkał,
trzymał się z takim dzieciakiem… Kitem Bradburym. Na szczęście motel ma
Internet, więc mogłem wysłać info o nim do naszych techników.
Moiri
znała Cira na tyle dobrze, żeby wyczuć jego frustrację, nawet, kiedy starał się
ją zamaskować.
–
Kit oczywiście okazał się niekarany. Wampir po rodzicach, wyjechał z miasteczka,
kiedy skończył dwadzieścia lat. Brak informacji o aktualnym miejscu pobytu,
zatrudnieniu… Ślepa uliczka.
Westchnął.
–
Potem odwiedziłem jeszcze szkołę, ale nie chcieli ze mną gadać. Jedyne, co
wydusiłem od dyrektorki, to, że Sebastian uczył się bardzo dobrze i nigdy nie
sprawiał kłopotów. Tyle. A jak u ciebie?
Moiri
w tym momencie skończyła odczarowywanie włosów. Przesunęła pióro nad
przedramię, żeby zmienić również kolor skóry, który znacznie rozjaśniła na
potrzeby misji.
–
Faktycznie za te braki w informacjach komuś się należy niezły opierdol. –
Zacisnęła usta. – Ja mam bardziej ogólne informacje. Zdaje się, że i ty
zauważyłeś, że znaczna większość tutejszych mieszkańców to istoty magiczne?
–
Owszem. – Cir skinął głową. – Zastanowiło mnie to, bo zwykle taką liczbę
spotyka się w dzielnicach magicznych większych miast.
–
Okazuje się, że te piękne ruiny fabryczki, które mijaliśmy po drodze,
kilkadziesiąt lat temu funkcjonowały całkiem nieźle. Produkowano tutaj sprzęt
górniczy z porządną domieszką zaklęć, wszystko typowe, powielane według wzorów,
zero kreatywności przy zapisie inkantacji czy nakładaniu pieczęci, ale
potrzebowali personelu chociaż odrobinę obeznanego w czarach.
–
Każdy magiczny powieli zaklęcie z szablonu – zgodził się Cir. – Najprościej
było ich zatrudnić niż szkolić miejscowych.
–
I właśnie tak zrobili. A potem firma padła, a dawni pracownicy zostali bez
roboty. Część wyjechała, ale wielu zostało. W mieście pełnym bezrobotnych
szybko wzrosła przestępczość, a to z kolei odstraszało innych przed założeniem
tu biznesu i… po latach mamy ten oto smętny cień miasta.
Moiri
odczarowała skórę, po czym rzuciła alchemiczne pióro partnerowi, żeby sam
zmienił swój kolor włosów.
–
Czyli mamy kolejny potencjalny powód nienawiści Sebastiana… Fabryką oczywiście
zarządzali ludzie?
–
Oczywiście. – Moiri założyła ręce na piersi.
Cir
pokręcił głową i stanął przed lustrem, żeby zająć się fryzurą. Niestety nie
miał aż takiej wprawy jak dziewczyna. Przeklął, kiedy jeden niewłaściwy ruch
skręcił mu włosy w loczki.
–
Daj mi to! – Dziewczyna zachichotała i przejęła od przyjaciela narzędzie. –
Siadaj.
Pociągnęła
go w dół, więc posłusznie usiadł na łóżku, a ona stanęła nad nim.
–
Dobrze – wymruczała pod nosem, prowadząc pierwsze linie w powietrzu. – Uratuję
cię, zanim je sobie podpalisz albo co.
Mężczyzna
odchrząknął.
–
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspominałem. Szef dzwonił.
–
Czego chciał? – Moiri zmarszczyła brwi.
–
Powiedział, że mamy absolutnie nie wkraczać sami do akcji. – Cir wzruszył
ramionami, powodując syknięcie partnerki. – Przepraszam. Już siedzę spokojnie…
W każdym razie przypomniał, że nasza
misja polega tylko na zlokalizowaniu celu, a potem mamy wezwać wsparcie.
–
Sam szef dzwonił z czymś takim?
–
Jesteśmy teraz na świeczniku. Tę sprawę obserwuje nie tylko Centrum, ale
najwyższe władze w kraju. Martwią się, że coś spieprzymy i będzie burdel.
Moiri
parsknęła. Pociągnęła piórem z nieco zbyt wielkim rozmachem i zaraz poprawiła
się, nanosząc kolejne symbole w nieco innej kolejności, żeby faktycznie nie zaprószyć
ognia na głowie przyjaciela.
–
Najpierw to wysłali tylko nas, bo sprawa ma być załatwiona szybko i po cichu, a
teraz to „wezwijcie wsparcie” i „wszyscy na was patrzą”! Niech się Centrum
zdecyduje, czy chcą szybkiego rozwiązania, czy nagonki rodem z filmu akcji. Już
i tak zwracamy na siebie uwagę, wypytując o Sebastiana, a jak pojawi się
dziesięciu kolejnych agentów, to na pewno wywęszy, że coś jest nie tak. Nie
jest głupi. A co, jak trzeba będzie szybko działać? Zanim ktoś ze stolicy tu
trafi, minie cały dzień…
Cir
sięgnął za siebie i złapał Moiri za rękę, przerywając tym samym jej monolog.
–
Ja wiem. Dlatego, jak trzeba będzie działać, i tak zrobimy to po swojemu. Ale
jeśli damy radę, posłuchamy poleceń.
–
Jak zwykle. – Dziewczyna przewróciła oczami. Poprawiła ostatnią kreskę i
odłożyła pióro. – No i gotowe. Wychodzimy?
Cir
energicznie wstał z łóżka, po czym klasnął w dłonie.
–
Pora kupić trochę narkotyków.
Ostatnia czesc czytalam i pamietam ze skończyło sie na handlarzu narkotyku. Śnieżynki? Dobrze ze napisałaś kontynuację😊
OdpowiedzUsuńBardzo wciągnął mnie ten kryminal osadzony w świecie magicznym. Ostry ruch antyludzki zlokalizowany w podziemiach - sz ciarki przechodzą ale mimo wszytko jestem w stanie ti sobie wyobrazić, bo gdybyśmy mieli wokol siebie istaty magicznie i przy okazji o nich wiedzili to z pewnością czlowiek staralby sie wytepic.
Widzę ze ten typ jest bardzo niebespieczny, oby nic im sie nie stało😮
Teraz zaczynam jeszcze lepiej rozumiec nienawiść wilkolaka do ludzi ehhh ciezkie mial życie.
Fajnie użyłas temat i podoba mi sie to jak główni bohaterowie zmieniają wyglad przy pomocy magicznego pióra - genialne. Ja w ogóle lubie wszytko gdzie jest duzo magii a tutaj az od niej kipi.
Pora kupic Troche narkotykow zatem czekam na kolejna część i mma wrazenie ze nie bedzie nagonki tylko akcja duetu .
Pozdawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"ale nie zwracał na nie uwagi", może "na to"? Ogółem jest parę powtórzeń i dziwnych, średnio moim zdaniem fortunnych, sformułowań typu "na ten moment popełnił..", lecz na pewno miałaś ciekawą koncepcję. Na +. :)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńLubię relację Cira i Moiri, są nie tylko partnerami, ale i dobrymi kolegami, przez co mogą sobie pozwolić na trochę więcej. Składne dialogi, dobre tempo akcji, dużo informacji, które rozjaśniają część rzeczy, do tego jestem zachęcona, by czytać kolejne teksty. Dobra robota.
Pozdrawiam.
OMFG. Zaczarowanie kanapki, aby lepiej smakowała (!). Też to chcę umieć! Szczególne jak na przerwie od studiów kupuję jakąś zrypaną bułę z czymś, co w ogóle nie ma smaku!
OdpowiedzUsuńNo i to rzucanie butem w przełącznik światła XD. KOCHAM. Ogólnie Cir i Moiri fajnie się dogadują i to od razu widać. Także stworzyłaś ciekawą relację partnerską. W tekście nie ma w sumie nie wiadomo jakiej akcji i jest dosyć stateczny, ale miły w odczycie. Tylko nie bardzo ogarniam, o co chodzi, ponieważ nie czytałam chyba jeszcze tekstów z tej serii, ale i z tego, co przeczytałam dało się wiele wyciągnąć. Będę śledzić ich losy :D.
~SadisticWriter