Kolejny
tekst z uniwersum Świata i Cienia. Temat dopasował się idealnie, bo jak ktoś ma
coś spieprzyć, to tylko Leonard. Zapraszam.
Mimo zaognionego konfliktu z Hedore,
stosunki Leonarda i Decona znacznie się poprawiły. Po tym, jak chłopak podłamał
się lawiną niepowodzeń związanych z pobytem w willi, Decon postanowił wesprzeć
go w trudnym okresie.
Leo
siedział na ławce, na tyłach domu. W palcach obracał papierosa. Już parę razy
myślał, aby rzucić ten znienawidzony przez wielu mieszkańców nałóg, ale
atmosfera w domu temu nie sprzyjała. Decon podszedł do niego, przedzierając się
przez chmurę dymu. Starał się nie wdychać oparów, ale nie kontrolując odruchów
płuc, zaniósł się ciężkim kaszlem. Odszedł na bok, po czym podpierając się o
uda, próbował złapać powietrze. Leo spojrzał na niego z lekką irytacją, mimo że
ucieszyło go towarzystwo drakona.
– Gęsta, papierosowa mgła – narzekał
Decon, machając ręką przed twarzą.
– Gęsta to jest atmosfera w domu. –
Kolega nie zaprzeczył, tylko usiadł obok niego. – Wszystko, co robię lub mówię,
odbierane jest na opak.
– Kwestia mentalności – rzucił
drakon, po czym rozmyślając nad różnicami między ludźmi i drakonami,
przeczesywał gęste włosy w kolorze indygo.
– Co masz na myśli? – Leo rzucił
niedopałek na trawę i przygniótł butem.
– Między innymi to – odpowiedział
Decon, wskazując na jego stopę. – Co tobie wydaje się normalne, dla innych może
być, jakby to powiedzieć, nieodpowiednie.
– Skąd mam wiedzieć, co według
Hedore czy Rygora jest odpowiednie? – zapytał, a następnie podniósł zgnieciony
filtr i schował do kieszeni.
– Sądzę, że gdybyś wiedział więcej o
innych rasach, to znaczy o elfach czy ligonach, byłoby ci łatwiej manewrować
obyczajami w towarzystwie.
– Zaczynasz mówić jak Rygor – palnął
Leo – ale chyba rozumiem, co masz na myśli. Ludzie i ligonowie mają inne
zwyczaje, dlatego patrzą na te same rzeczy inaczej. Postaram się poczytać co
nieco.
– Moja biblioteka jest pełna lektur,
ale polecam wypytać mieszkańców o ich zwyczaje – powiedział Rygor, idący w
stronę chłopaków. – Nie chciałem podsłuchiwać, ale Decon ma wiele racji.
Leonard poczuł się nieswojo, gdy
zobaczył elfa. Sądził, że również on odbierze jego komentarz o wypowiedzi
Decona w przeciwny sposób do zamierzonego.
– Rygorze. – Decon przywitał się i
kiwnął głową w odpowiedzi.
– Deconie, Leonardzie. Czy mógłbym
porozmawiać z Leo na osobności? – zapytał Rygor.
– Jasne. – Decon, wstał z ławki i
odszedł w stronę domu.
– Leo, chciałem zamienić z tobą parę
słów na temat ambasadorów królestwa. – Gdy chłopak to usłyszał, zmarszczył brwi, ale nie zaprotestował. –. Chciałem, żebyś wiedział,
że nie jest to takie poważne, na jakie wygląda.
– Słowo „królestwo” brzmi dość
poważnie.
– Ale to tylko słowo – tłumaczył
elf. – Cały szkopuł w tym, że Rada potrzebuje zobaczyć się z reprezentantem
domu. Ponieważ żyje w nim wiele ras, zapewne zażądają rozmowy z reprezentantem
elfów, ligonów, drakonów i ludzi. Pomyśl o sobie jak o ambasadorze.
– Krótka wizyta w białym domu i to
wszystko – starał się zażartować Leo.
– Coś w tym rodzaju. Przed wizytacją
wytłumaczę ci, jakie są zasady i zwyczaje poszczególnych członków rady.
– To nie zasiadają tam wyłącznie
elfy? – zapytał chłopak.
– Nie. – Rygor się zaśmiał. – Nie
trzymamy pieczy nad całym czwartym wymiarem. W radzie są reprezentanci każdej z
ras. Również człowiek.
Leonard zaczął się zastanawiać, jaki
powinien być idealny kandydat reprezentujący ludzi. Czy byłaby to osoba pokroju
prezydenta Stanów Zjednoczonych, czy też ktoś taki jak Dalajlama, czy też
Albert Einstein? Kto reprezentowałby ich w najlepszy sposób?
– Jeśli nie masz do mnie więcej
pytań, pozwól, że zwołam zebranie. Musimy omówić plan wyprawy.
– Nie, znaczy tak, mam pytanie. –
Leonard pogubił się we własnej wypowiedzi. – Zanim wyruszymy, chciałbym
naprawić stosunki z Hedore, inaczej jedno z nas może nie przetrwać tej podróży.
– Bardzo słuszne posunięcie. Myślę,
że Hedore nie miałaby nic przeciwko, abyś sporządził nowa ziołowa nalewkę. Mogę
dać ci przepis. Zdaje się, że zapisany jest w jednej z Ligońskich Ksiąg
Naturalnego Leczenia.
– O ile nie jest to zbyt trudne.
– Z pewnością sobie poradzisz.
Pamiętaj tylko o jednym, aby nie zrywać ziół należących do Hedore. – Ostrzegł
go Rygor. – Te zioła będą jej potrzebne do kuracji Klary, a z tego, co wiem,
zostało ich już niewiele.
– Skąd będę wiedział, o jakie zioła
chodzi? – Leo, powątpiewając w swoje możliwości, pochylił głowę.
– Poproś Decona o pomoc, on wie, jak
rozpoznać rośliny lecznicze.
– Tak zrobię.
– A teraz pora na zebranie.
***
Wszyscy zgromadzeni zaczynali się
denerwować oczekiwaniem. Hedore wędrowała od jednego okna do drugiego. Jej
srebrne, długie włosy powiewały delikatnie, w ten sam rytm, co długa biała
sukienka. Przypominała ducha nawiedzającego willę.
Leonard
siedział na kanapie i obracał w dłoniach kostkę rubika. O ile nie interesowało
go rozwikłanie kolorowej zagadki, o tyle nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie i
wodzić wzrokiem po ścianach. Szczególnie nie chciał, aby jego spojrzenie
spotkało się ze spojrzeniem zdenerwowanej Hedore.
Mimo
że Liam i Raumi prowadzili dość spokojną rozmowę na temat stanu Klary, to zaniepokojony
Decon co parę minut wtrącał w nią swoje przemyślenia. Wszyscy czekali na
przybycie Rygora.
Elf
popchnął łokciem skrzydło wysokich, drewniany drzwi, które odchyliło się na
bok. W rękach trzymał kilka map i skórzaną teczkę. Obecni w salonie odwrócili
się w tym samym momencie. Rygor podszedł do stołu i rzucił pergaminy na blat.
Deconowi podał teczkę. Leo obserwował wszystko bez słowa.
–
Podejdźcie do stołu – polecił Rygor.
Na blacie rozłożył trzy mapy. Każda
z nich była namalowana naturalnymi barwnikami na starych pergaminach. Rygor
otworzył teczkę i wyjął klucz, medalion, sztylet oraz list napisany w obcym
języku.
–
Tutaj zlokalizowana jest siedziba Rady. – Wskazał palcem na pierwszą mapę.
–
Ale to przecież tysiące kilometrów stąd? – odezwała się Decon.
–
Dlatego potrzebujemy kogoś, kto otworzy dla nas bramę przestrzenną –
odpowiedział Rygor – do tej pory mieliśmy taką osobę w naszym towarzystwie…
–
Chodzi o Klarę? – zapytał Leonard.
–
Tak. – odpowiedział elf. – Teraz nie możemy być pewni, czy Klara będzie z nami
współpracować.
–
Co to ma znaczyć? – zapytał Decon. – Przecież czuje się o wiele lepiej.
–
Jeśli chcesz podjąć ryzyko, że Klara w swych zmiennych nastrojach może wysłać
cię w zupełnie inny wymiar i czas, to proszę cię bardzo – skomentowała Hedore.
– My potrzebujemy kogoś, na kim możemy polegać.
Leonard
spuścił głowę, nie mógł uwierzyć, w jaki sposób wypowiadają się o dziewczynie,
która nie miała w sobie ani krzty złej woli.
– Przykro mi, ale Hedore ma racje. –
Rygor wskazał na inną mapę. – Tutaj mieszka wędrowiec, Hedoim. Z tego, co mi
wiadomo, potrafi otwierać bramy przestrzenne. Dzięki jego pomocy zaoszczędzimy
mnóstwo czasu, bo ten właśnie przecieka nam przez palce. Hedoim jest drakonem i
samotnikiem.
– Warto spróbować – powiedział Liam.
– A czemu mają służyć te przedmioty?
– Leonard wskazał palcem na rzeczy wyjęte z torby.
– Sztylet jest prezentem dla Hedoima
– powiedział Rygor.
– Drakoni nie lubią, gdy ktoś
przychodzi z prośbą o przysługę i nie przynosi nic w zamian – wyjaśnił Decon, a
Leo kiwnął głową wdzięczny za wytłumaczenie jednego z drakońskich zwyczajów.
– Medalion jest przepustką do
spotkania z Radą, a klucz do archiwum.
– Skoro mamy klucz, dlaczego nie
możemy z niego skorzystać? – zapytał Leo.
– Ponieważ potrzebujemy pozwolenia
Rady. To kwestia szacunku. Poza tym Rada zaznajomiona jest ze sprawą Horiziona.
Wiedzą, jak jest niebezpieczny, a twoje spotkanie z Cieniem będzie cennym
materiałem badawczym.
– Może ta kwestia pomoże również
Klarze – dodał Liam. – Teraz nie jest
wiarygodnym świadkiem, ale w przypadku zneutralizowania toksyny, Rada zobaczy w
niej cennego sprzymierzeńca.
– Pozostała jedna rzecz. – Rygor
spojrzał na Hedore, a potem na Leo. – Skłócone królestwa nie otrzymają pomocy
Rady. Balans wśród mieszkańców jej sprawą kluczową. Musimy współpracować w
trakcie podróży, jak i na miejscu.
***
Biblioteka urządzona była w stylu
wiktoriańskim. Pod ścianami stały regały z drewna jesionowego z
charakterystycznymi zdobieniami dla tej epoki. Każdy regał zamykany był na
drzwiczki, przeszklone cienką taflą szyby. Rygor bardzo dbał o stan
drogocennych ksiąg powierzonych mu przez wielu przyjaciół, ale większość
egzemplarzy była jego własnością.
–
Imponująca biblioteka – skomentował Leonard, wchodząc do pomieszczenia za
elfem.
–
Wszystkie egzemplarze tutaj zgromadzone są bardzo cenne – odpowiedział elf. –
Zaraz znajdę Ligońską Księgę Leczenia Naturalnego. Wydaje mi się, że przepis na
nalewkę uspokajającą znajduje się w tomie trzecim.
Rygor
otworzył szklaną gablotkę, w której zgromadzone były książki o tematyce
leczniczej. Medycyna naturalna ludzka, elficka, ligońska oraz drakońska. Elf
powoli
przesuwał palcem po tomach, szukając
właściwego.
–
Aha, tutaj jesteś – mruknął pod nosem, po czym wyjął księgę.
Tom był stary i oprawiony w cienką
drewnianą okładkę. Na jej powierzchni wyryty był tytuł po ligońsku. Rygor
położył księgę na biurku i polecił Deconowi, zapisać przepis w języku
uniwersalnym. Drakon zrobił to, o co go proszono, potem elf odłożył księgę na
miejsce.
–
Teraz wystarczy pójść do lasu na zachód od domu, tam znajdziecie wszystkie
potrzebne zioła, alkohol powinniście znaleźć w kuchni.
–
Dziękuje Rygorze. – powiedział Leo – Mam nadzieję, że uda mi się ułaskawić
Hedore, zanim przyjdzie czas na podróż.
–
Doceniam, że próbujesz naprawić wasze stosunki. – Rygor podał Leo dłoń, a ten
ją uścisnął.
***
Las
znajdował się nieopodal zachodniej części muru otaczającego posiadłość. Decon
przyglądał się wcześniej zapisanej liście składników.
–
Jedna gałązka sokolego runa – czytał na głos.
–
Jak wygląda sokole runo? – zapytał Leo, wpatrując się w runo leśne.
–
Jak paproć, tylko z czerwonymi klejącymi punktami na tylnej blaszce liści.
–
Aha. – Leonard nie widział nic podobnego do rośliny opisanej przez kolegę. –
Coś jeszcze jest potrzebne?
–
Jeden liść wijki purpurowej, cztery garści kwiatów rumianku…
–
Rumianek, to znam i nawet już teraz widzę, gdzie jest. – Leonard podbiegł do
kwiatów rosnących na obrzeżach lasu i zerwał nieco więcej, niż było potrzeba.
–
Do tego alkohol i wanilia. Myślę, że dwa ostatnie składniki znajdziemy w
kuchni.
–
Teraz tylko sokole runo i wijka purpurowa.
Drakon przechadzał się powoli po
lesie, obserwując rośliny pod swoimi stopami. Leonard chciał jakoś pomóc, ale nie
wiedział za bardzo, czego ma szukać, więc podążał w krok na drakonem. Słońce
prześlizgiwało się między koronami drzew, tworząc mozaikę na podszyciu leśnym.
–
Czy o tę paproć chodzi? – Leonard wskazał palcem na krzaki rosnące parę metrów
w głąb lasu.
–
Tak, to one – ucieszył się Decon. Podbiegł do sokolego runa i zerwał gałązkę.
Liam zawsze powtarzał Deconowi, aby nie brał z natury więcej, niż jest mu
potrzebne. – Teraz tylko jeden listek wijki purpurowej. To takie pnącze o fioletowym liściach, nie powinniśmy
go przeoczyć.
Panowie
spędzili dwie godziny, szukając wijki w lesie i okolicach, niestety nie
powiodło im się.
–
Zabrakło tylko jednego listka i wszystko zaprzepaszczone – skomentował Leo,
wychodząc z lasu – może Hedore ma jakieś listki na zbyciu.
–
Zapomnij o tym, wijka purpurowa to bardzo ciężka roślina w uprawianiu, jeden
błąd może zniszczyć całoroczny postęp.
– Zanieś to, co mamy, do kuchni. Ja
jeszcze chwilę poszukam tego fioletowego pnącza.
–
Dobrze, ale nie wchodź za bardzo w głąb lasu. Łatwo się tam zgubić – ostrzegł
go kolega.
Decon
wrócił do domu, a Leonard jeszcze chwilę stał na granicy lasu. Rozglądał się
przez chwilę za rośliną, ale tej nie było nigdzie widać. Gdy zrezygnował z
poszukiwań, postanowił także wrócić do willi. Idąc przez niezwykle zadbany
ogród, Leonard zobaczył szklarnie, a obok niej skalniak z kwiatami, jak sądził.
Wiedział, że do szklarni nie ma wstępu, ponieważ Rygor zabronił mu zrywać ziół
uprawianych przez Hedore, a sam chłopak nie zamierzał narażać się jej jeszcze
bardziej. Przystanął przy skalniaku, aby obejrzeć kwiaty o tęczowych barwach,
mieniące się w słońcu. Z chęcią podarowałby jednego Klarze, ale zapewne nie
byłoby to mile widziane przez ligonkę. Ku swemu zdziwieniu, między kwiatami
oplatając kamienie, wiło się fioletowe pnącze. Nie mógł uwierzyć w szczęście,
jakie go spotkało. Nie był pewien, czy to na pewno wijka, więc zerwał tylko
jeden listek. Schował go w kieszeni i popędził do domu.
W
kuchni czekał na niego Decon z ziołami przygotowanymi w idealnych proporcjach i
naczyniem na nalewkę.
–
Zobacz, co znalazłem. – Leo pokazał liść drakonowi. – Nie jestem pewien, czy o
to chodziło, ale było fioletowe i rosło na kamieniu.
–
Tak to z pewnością wijka. Mam tylko nadzieję, że nie zerwałeś jej z zasobów
Hedore – powątpiewał Decon.
–
Nawet nie zbliżałem się do szklarni, znalazłem to na kamieniach koło lasu. –
Nie do końca minął się z prawdą, gdyż skalniak znajdował się koło lasu, w
części ogrodowej. I faktycznie do samej szklarni nie wszedł. Natomiast nie
wiedząc, że skalniak był także własnością Hedore, zrobił coś, przed czym go
ostrzegano. Gdyby Leonard skorzystał z pomocy Decona, wiedziałby, że oderwanie
części wijki purpurowej w nieodpowiedni sposób, może spowodować obumarcie całej
rośliny.
Przygotowanie
nalewki nie zajęło więcej niż dwadzieścia minut, wystarczyło wrzucić zebrane
zioła, zalać alkoholem, dodać sproszkowanej wanilii i szczelnie zakorkować.
Cały proces tworzenia był kwestią czasu. Leonard zadowolony z siebie usiadł
przy stole i podziwiał naczynie pełne drogocennych składników. Nagle usłyszał
krzyk w ogrodzie. To była Hedore. Gdy Decon podszedł do okna, zobaczył ligonkę
rozmawiającą z Rygorem, wyglądała na wzburzoną. Trzymałą w rękach zwiędłą roślinę.
Decon odwrócił się do Leonarda.
–
Te kamyki to były na obrzeżach lasu, czy bardziej, jakby to powiedzieć – Decon
podniósł ton głosu – koło szklarni?!
– Niedaleko szklarni, ale do środka
nie wchodziłem. Wijka rosła na kamykach, między kwiatami. Przypadkiem ją
zauważyłem.
–
To, co nazywasz kwiatami, w rzeczywistości jest także ziołem. Tęczówka
barbańska.
–
Aaa … to stąd ten wygląd – odpowiedział chłopak.
–
A te kamyki, to ziołowy skalniak.
–
Ale ja urwałem tylko jeden listek, nic więcej.
– Wijka purpurowa ma skłonności do
obumierania, gdy zerwie się liść, nie w ten sposób, co trzeba. – Decon złapał
się za głowę. – Ciekaw jestem, jak to wytłumaczysz Hedore.
–
Co ma mi wytłumaczyć? – Ligonka weszła do kuchni, po czym rzuciła zwiędłe
pnącze na stół. – Mam nadzieje, że to nie twoje robota.
–
W sumie to … – Leonard wpadł w panikę i nie wiedząc co ma zrobić, wręczył
Hedore naczynie z nalewką. – To dla ciebie. Zrobiliśmy …
–
Mnie w to nie mieszaj – powiedział Decon pół żartem, pół serio.
–
Czy to ty zniszczyłeś moją wijkę? – zapytała Hedore, patrząc ze złością na Leo.
– I co to ma znaczyć?
–
Chciałem się zrewanżować i przygotować nalewkę uspokajającą, tę samą, którą
wypiłem. – Leonard opuścił głowę i wyciągnął ręce z nalewką bliżej ligonki.
Hedore
popatrzyła na naczynie, ku zdziwieniu obecnych, chwyciła je i zaczęła oglądać
dookoła.
–
Czy wszystkie składniki są takie, jakie powinny? – zapytała.
–
Tak, łącznie z liściem wijki. Ja przepraszam, ale nie wiedziałem, że ta roślina
jest taka wrażliwa. – Leonard się tłumaczył, a Decon stał z boku i przyglądał
się całej sytuacji.
–
Musisz się poduczyć – powiedziała sucho Hedore – ale ... dziękuje za to. Na
szczęście mam jeszcze jedno pnącze w szklarni, ale błagam cię, nie wchodź tam.
Nie mogę sobie pozwolić na utratę roślin uprawianych przez wiele lat.
Leonard
kiwnął głową i odprowadził wzrokiem Hedore wychodzącą w kuchni, razem ze świeżo
zalaną nalewką. Chwilę później spojrzał na Decona speszony.
–
Okej, może i spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie – powiedział
chłopak, nawiązując do idealnie przyrządzonej nalewki.
–
Cudownie głupio, to na pewno – odpowiedział drakon. Potem obaj zanieśli się
śmiechem.
Hej :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wpleciony temat. Na początku wyczekiwałem tego dialogu, ale tekst od początku tak mnie wciągnął, tak ładnie zagrałaś plastycznymi opisami i emocjami, które wypływały na mnie z ekranu, że zapomniałam, iż jakikolwiek temat był. Zgrabnie skonstruowane, z płynnymi przejściami między częściami tekstu. Dołożyłaś kolejną cegiełkę do tej serii, mnie się ona bardzo podoba. Wydaje mi się, że przez tę nalewkę relacja Hedore i Leo będzie trochę lepsza ;)
Pozdrawiam.
"– Co tobie wydaje się normalne, dla innych może być, jakby to powiedzieć, nieodpowiednie." - o, to jest prawdziwa mądrość! Fajna ta rozmowa pomiędzy Decona i Leo. Mądra.
OdpowiedzUsuńMoże to szczegół, ale podobało mi się to porównanie, że Hedore wyglądała jak duch nawiedzający willę!
Ooo nieeee, Leo chciał dobrze, a i tak się dobrał do skalniaka Hedore... XD ale fajnie, że dziewczyna nie zareagowała aż tak źle. Za to należą się jej brawa.
Początek dosyć strategiczny, dlatego dużo nie rozczaiłam (to mój pierwszy tekst z tego uniwersum), ale mnie się bardzo ten fragment z ziółkami i nalewką podobał :D. Niby nic się szczególnego nie działo, ale miło się czytało!
~SadisticWriter
No i miało być dobrze, a wyszło jak zwykle XD Biedny Leo, chciał dobrze, a przez niego umarła roślinka Hedore. Na szczęście Hedore chyba doceniła ten gest i sytuacja trochę się poprawiła. Mam nadzieję, że Leo nie zepsuje niczego w międzyczasie. W sumie nie dziwię się, że pakuje się w tarapaty, bo od razu widać, że nie ogarnia zwyczajów mieszkańców. Mam nadzieję, że dla dobra Klary i pozostałych bohaterów wkrótce podłapie to i owo. Bardzo przyjemny tekst z fajnie wplecionym tematem, podobały mi się też nazwy ziół, kreatywne :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ^^