Tym razem kluczę tylko wokół kluczy.
– Nie, nie! Co ty robisz? – Głos był nie tyle głośny, co po prostu wyrażał zdenerwowanie. – Nie możesz tego tam zawiesić! To psuje cały efekt!Drabina zachwiała się nieznacznie, gdy wykonano nagły ruch na jednym ze szczebli. Efekt to psuje twoje bycie sknerą, pomyślał pracownik, który musiał zająć się tym dziwnym neonem. Jakby właściciel nie mógł zatrudnić do tego jakiegoś obeznanego gościa i zapłacić mu za usługę co najwyżej dwieście dolarów. Lepiej było zmusić do tego jakiegoś żółtodzioba.
– Wyżej! Daj to wyżej!
Gdyby podniósł to według zaleceń, neon wypadłby mu z rąk. Czy szef tego nie widział?
Może nie widział, znany był przecież ze swojej krótkowzroczności i ciasnych horyzontów. Tylko cudem udało mu się wciąż prowadzić ten przytulny bar mleczny, gdy cały świat biegł do przodu i królowały w nim fast-foody, nie amerykańskie, małe punkty gastronomiczne. Cud albo jego żona, która miała głowę na karku i umiała zarządzać tym wszystkim. Szkoda, że dzisiaj jej nie było, bo udała się na jakieś szkolenie menadżerskie – nie kazałaby najmłodszemu stażem pracownikowi skakać jak małpa po drabinie i robić ten cyrk z nowym neonem nad barem.
– Dobra, teraz jest dobrze! – Dziwne, bo położenie przez ostatnie pół minuty się nie zmieniło. – Trzymaj, zaraz to przymocujemy!
Może i użył liczby mnogiej, ale na tym jego wkład się skończył. Obok drabiny, na której stał Dean – bo tak nazywał się chłopak walczący z neonem – pojawił się Drew, zatrudniony jako człowiek do wszystkiego. Robił koktajle, smażył naleśniki, wycierał podłogi, naprawiał zlew i kasę fiskalną, a nawet mył okna, gdy uznawano, że nic już przez nie nie widać. Złota rączka, która zarabiała trochę więcej niż najniższa krajowa, choć ilość obowiązków naprawdę była spora. Teraz Drew został oderwany od smażenia bekonu, uzbrojony w wiertarkę i śrubki miał zdziałać niezwykłość.
Zajęło im to dziesięć kolejnych minut, ale udało się i różowy napis stał się częścią wystroju lokalu. Wizualnie pasował, ale nie mógł nic poradzić na to, że bar wyglądał kiczowato: za słodko, jak ze snu dziewczynki, a mieszanka zapachu parzonej kawy i starego oleju zaczynała wywoływać ból głowy.
– Dobra robota – wyrzucił z siebie zazwyczaj małomówny Drew, a Dean zszedł z drabiną, którą też zaczął składać.
– Dzięki za twoją pracą – odparł chłopak, obaj zapatrzyli się na napis, a szef, krążący cały czas nieopodal, podszedł, poklepał ich tylko po plecach.
– Wracać do obowiązków – warknął jedynie i zaszedł na kuchnię, skąd za chwilę rozniosły się jego okrzyki niezadowolenia.
Dean patrzy w stronę drzwi, gdzie zniknął głównodowodzący, i po raz kolejny miał ochotę rzucić to wszystko w diabły i uciec na drugi koniec kraju. Niestety, to pragnienie mogło na razie pozostać tylko w sferze marzeń. Był za biedny, by iść na studia czy znaleźć jakiś pokój tylko dla siebie. Musiał pacować jeszcze przynajmniej przez cztery miesiące, by móc zacząć cokolwiek planować. A nie miał pewności, czy tyle tu wytrwa. Zmiana pracy nie wchodziła w grę, bo nie było w miasteczku żadnych nowych ofert. Czasami naprawdę nienawidził tej dziury, w której przyszło mu żyć.
– Jak myślisz, ile jeszcze potrwa, zanim on stąd zniknie? – Dean zapytał starszego kolegę. – Ponoć już się wybierał na emeryturę, a wciąż tu jest i się rządzi. Przecież to nie jest jego lokal, tylko jego żony. Myślisz, że pani Dish w końcu się opamięta i kopnie go w zad, by już tu więcej nie przychodził?
Złota rączka spojrzał na niego uważnie.
– A coś ty się stał taki dociekliwy ostatnimi czasy, młody? Co, książkę o nas piszesz?
Nastolatek oblał się rumieńcem. Nie, nie pisał książki, jego miłością była muzyka, to ją chciał zawodowo tworzyć, po prostu był ciekawy.
Wzruszył ramionami.
– Nie, mam już tylko dość widoku tego gbura każdego dnia. Chciałbym, żeby coś się tutaj zmieniło.
Drew uniósł rękę i wskazał na neon.
– Właśnie się zmieniło, nie zauważyłeś?
Jako że wiele rzeczy na niego czekało, odszedł, a chłopak pozostał pod napisem i westchnął. Też powinien zająć się swoją robotą, ale czuł, że potrzebuje świeżego powietrza, inaczej może dzisiaj czymś wybuchnąć.
Ze względu na przejściową porę dnia w lokalu nie było wielu klientów, postanowił zrobić sobie chwilę przerwy. Wyszedł przed budynek i kucnął, opierając się o ścianę obok zielonego krzaku, który jako jedyna istota w promieniu kilometra zdawała się mieć w sobie jakieś życie.
Dean oddychał głęboko, spoglądając co jakiś czas w niebo, a z lewej strony na chodniku pojawiła się postać mężczyzny. Zbliżał się niespiesznie, z namysłem stawiał kroki, wyglądał na dość zadowolonego ze swojego położenia. Przystanął, gdy dostrzegł chłopaka.
– Co robisz, młodzieńcze? – zapytał, a jego głos miał w sobie pewien zaśpiew.
Dean zmrużył oczy, bo nagle oślepiło go światło.
– Czekam, aż się odmienią dni – odparł szczerze, a nieznajomy zaśmiał się rozbawiony.
– Ale wiesz, że same tego nie zrobią, prawda? To ty musisz chcieć je zmienić. Powodzenia!
Pomachał nastolatkowi i ruszył dalej przed siebie, do swojego marzenia, do swojego celu, a Dean patrzył za nim ze smutkiem.
Dobrze wiedział, że nie ma możliwości, by cokolwiek szybko w swoim życiu zmienić. Jeśli jego egzystencja ma się zaczynać i kończyć w tym miasteczku, w tym barze, to chyba przyszła pora, by się z tym pogodzić.
Albo i nie.
Przyjemny , luźny tekst. Tak myślę ze dobrze odzwierciedlilas obraz pracy w barze czy jakim kolwiek lokalu. Ludzie ktorzy tak naprawdę napędzaja lokal sa ignorowani i oplacani minimalnie a tak zwane szefostwo pyszy się ponad i co krok wdraża nikomu nie potrzebne zmiany.
OdpowiedzUsuńKazdy z nas raz na jakis czas ma ochote rzucic robote w cholere ( ja średnio raz na tydzień). Tak jak zauważyłaś w podsumowaniu jak sie sami nie staniemy zmiana to sama do nas nie przyjdzie.
Pozdrawiam
Napiszę tak jak Kaja: dobrze odzwierciedliłaś obraz pracy w barze. Ładnie zawiera się to już w postaci samego Drew, który jest tak naprawdę od wszystkiego!
OdpowiedzUsuń"– Nie, mam już tylko dość widoku tego gbura każdego dnia. Chciałbym, żeby coś się tutaj zmieniło.
Drew uniósł rękę i wskazał na neon.
– Właśnie się zmieniło, nie zauważyłeś?" - to mnie wygrało, zdecydowanie XD. No i fajna była ta rozmowa z obcym mężczyzną. Przyjemny tekst! I ja bym się chętnie dowiedziała, co dalej z Deanem!
Ciekawe zakończenie. Nienachalne, delikatnie otwarte. Intrygujące. Całość jest lekka i stanowi całkiem prosta scenkę rodzajowa, a jednak coś każe mi podejrzewać istnienie drugiego dnia, zwłaszcza ta enigmatyczna końcówka. Czy chłopak zamierza odmienić swoje życie czy może miejsce, w którym pracuje?
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo plastyczne opisy. Broń wciąż plonie rozem w mojej głowie. Tylko ten zwrot "czymś wybuchnąć", nie rozumiem. No i ciekawi mnie, czy to one-short, czy coś więcej.