Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 17 stycznia 2021

[87] Zdomenowani: Odcinek 3 - Demony w mojej głowie ~ Wil&Ril

 




ODCINEK 3

 

Demony w mojej głowie

 

 

 

OZNACZONA

 

— Dokąd właściwie jedziemy? — zastanawiam się, choć nie przeszkadza mi wiatr we włosach i moment wytchnienia.

Michi wzrusza ramionami.

— Nie wiem — przyznaje, z zakłopotaniem przeczesując palcami krótkie włosy. — Spanikowałam, szczerze mówiąc, i po prostu ruszyłam przed siebie…

— Dlaczego chciałaś przede mną uciec? — Muszę zadać to pytanie. Opieram podbródek na pięści i zerkam na nią. Widzę, jak mocno zaciska usta, jak bieleją jej zaciśnięte na kierownicy palce. Czego mi nie mówi? Co ukrywa? — Muszę wracać, Michi — wzdycham po chwili, gdy staje się jasne, że nie uzyskam odpowiedzi. — Satoru mnie zabije jak znów spóźnię się na jego zajęcia.

Michi prędko kiwa głową i zawraca odrobinę zbyt ostro. Odwozi mnie pod szkołę, gdzie z ociąganiem wysiadam z auta.

— Jaki masz plan? — pytam, zamykając drzwi. — Masz się gdzie podziać?

— Poradzę sobie — zbywa mnie uśmiechem, który wydaje się nieszczery.

— Bo wiesz, jakby co…

— Nie musisz się o mnie martwić. — Michi zerka na mnie, odrywając wzrok od szyby. Jej oczy są inne, niż zapamiętałam. Jakby bledsze. — Przecież — ten uśmiech naprawdę nikogo by nie przekonał — ja i tak już nie żyję.

Odjeżdża, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Nie mam pojęcia, co myśleć. O jej powrocie i o tym, czy ma do mnie żal, i czy ja na pewno pozbierałam się po tym, co stało się w liceum Higashi.

And it's taken me years
Now it is clear

Zerkam na zegarek i oblewa mnie strach. Gojo mnie zabije.

Zarzucam plecak na jedno ramię i sprintem pokonuję dziedziniec przed szkołą. Wpadam do środka, nie zwalniając tempa. Potykam się o rozwiązaną sznurówkę, upadam na jedno kolano, ale błyskawicznie się podnoszę, przyzwyczajona do takich incydentów. W moim życiu jest ich masa. Nawet gdyby nagle spadł mi na głowę fortepian, nie zrobiłoby to na mnie wrażenia.

Zatrzymuję się przed salą numer dziewięć, w której mam zajęcia i łapię za klamkę. Ziając, wchodzę do środka, przyciągając spojrzenia trzech par oczu. Ściągam brwi, rozpoznając uczniów pierwszej klasy. Z konsternacją zerkam na Gojo, który sprawdza coś w dzienniku, kompletnie mnie ignorując.

— Sorry — bąkam, wycofując się w stronę drzwi. — Chyba źle spisałam plan zajęć…

Zanim docieram do progu, drzwi się zatrzaskują. Odwracam się przodem do klasy i widzę, że Gojo wskazuje na nie od niechcenia, wciąż gapiąc się w dziennik.

— Z twoim planem jest wszystko w porządku — mówi, a kiedy wreszcie podnosi na mnie wzrok (jak sądzę, bo czarna opaska jak zwykle przesłania mu oczy) i widzę, że kąciki jego ust unoszą się wyżej, niż na normalny uśmiech przystało, wiem, że odpala tryb A_TERAZ_MILI_PAŃSTWO_POZWÓLCIE_ŻE_BĘDĘ_CHUJEM.EXE. — Uznałem, że poziom twojej wiedzy nie przekracza materiału, który przerabiamy w klasie pierwszej. Zaryzykuję teorię, że nawet w nim masz zaległości, więc postanowiłem, że od dzisiaj będziesz uczęszczać na zajęcia razem z pierwszakami. — Jeśli ten słodki uśmiech ma być odtrutką na jad w jego słowach, to, cóż, nie działa. — A teraz zajmij miejsce. — Odprawia mnie ruchem dłoni, a ja, zgrzytając zębami, patrzę na niego wilkiem, ale wykonuję polecenie.

Upokorzona, odwracam się twarzą do uczniów. Jest ich troje, dwóch chłopaków i jedna dziewczyna, która mierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem. Ok, jak najdalej od niej. Wybieram ławkę obok gościa, który – w przeciwieństwie do kolegi – nie ma miny, jakby chwilę temu dostawczak przejechał mu po stopie.

— Nie to miejsce. — Gojo pojawia się obok i nie pozwala mi zająć ławki koło chłopaka o różowo-czarnych włosach, który jako jedyny uśmiecha się sympatycznie. Sensei chwyta mnie za ramiona, prowadzi na drugi koniec klasy i każe usiąść obok tego ponurego typa z żądzą mordu w oczach. — Z nim dogadasz się lepiej, zaufaj mi — mówi, kładąc dłonie na naszych głowach. — Te same, mordercze wibracje! — Sądząc po jego minie, Gojō dobrze się bawi. — Nie jesteście ze sobą spokrewnieni czy coś?

My shadow is my only twin

Wraca za biurko, a ja i koleś obok śledzimy go spojrzeniami, po czym zerkamy na siebie. Uderza mnie fakt, że faktycznie dostrzegam podobieństwo. On też ma czarne włosy, odstają we wszystkie strony, a pochmurne spojrzenie jest tak samo nieprzychylne jak moje, z tą różnicą, że jego oczy są granatowe.

— Mam już plan, jak go wykończyć. — Chłopak kiwa głową na Gojō, który nadstawia uszu z szerokim, niemądrym uśmiechem. — Daj znać, jeśli będziesz się chciała przyłączyć.

— No na pewno! — woła Satoru, otwierając z powrotem dziennik. — Chętnie zobaczę, jak próbujesz! Jestem najlepszym szamanem ever! I mam od cholery many!

— Ta — odpowiada chłopak, a zerkając na mnie, dodaje ciszej: — Przechwałki. — Oboje wiemy, że to nieprawda, bo Gojō naprawdę jest diabelnie silny, ale miło tak dla odmiany chwilę ponabijać się z niego. — Megumi — przedstawia się czarnowłosy i macha do mnie niemrawo, ledwo odrywając nadgarstek od blatu stolika. — Ten tam — brodą wskazuje na drugiego chłopaka — to Itadori — Itadori wymachuje entuzjastycznie ręką — a to – wskazuje na dziewczynę — Nobara. — Ona wciąż przygląda mi się spod ściągniętych brwi. Chyba nie zrobiłam na niej dobrego wrażenia. To nie Michi, która polubiła mnie od razu mimo paskudnego charakteru i towarzyszącego mi wiecznie chaosu.

And the ones that love me the most
Are the ones that up and ghost

— Akira — Odwdzięczam się skinieniem głowy i przyglądam nowym twarzom. Zatrzymuję wzrok na czarnowłosym chłopaku. — Czy Megumi to nie żeńskie imię? — pytam bez złośliwości, na co on jednak trochę się obrusza.

— A Akira męskie? — rewanżuje się pytaniem, na co prycham śmiechem, bo rzeczywiście znam jednego Akirę.

— Bywa — odpowiadam, wzruszając ramionami i sięgając po plecak. Megumi zerka na mnie, rozumiejąc, że nie mam złych intencji i cicho parska. Zdaje się, że rzeczywiście coś nas łączy, nawet jeśli to tylko specyficzne imiona. Ale nie zamierzam z nikim się zaprzyjaźniać. Nikogo więcej narażać.

And I get a feeling that

 I'm the reason that they go

Książki, które wyciągam z plecaka, wyślizgują mi się z rąk, spadając na podłogę. Z ciężkim westchnieniem schylam się po nie, a gdy się podnoszę, uderzam głową w rant stolika. Klnąc, obejmuję ją rękoma. Wracam na krzesło, opieram się z jękiem, a ono przechyla się i wywraca razem ze mną.

— Panujże nad tym — mruczy Gojo, jakbym zrobiła to celowo. Nawet nie patrzy w moją stronę, notując coś w tym przeklętym dzienniku. — Zostaw — poleca, gdy Megumi podnosi się, by mi pomóc.

Złorzecząc pod nosem, wstaję z podłogi, a kiedy schylam się po krzesło:

— Zostaw — powtarza Gojo, tym razem do mnie. — Użyj przeklętej energii.

Serio? Czy mam się całkiem już upodlić?

Przeklęta energia to paliwo dla magii, z której korzystając czarownicy. Karmi się negatywnymi emocjami. Smutek, złość, strach, ból, wstyd, żal, nienawiść – wszystkie destruktywne uczucia niosą ze sobą pewien pokład energii. Możemy z niego skorzystać, obrócić w siłę do działania. Lub zdusić, próbować z tym walczyć. Czasem nie mamy wpływu na decyzję, działamy w afekcie. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, z którego korzystają czarnoksiężnicy. Taką energię można magazynować i przekształcić w niszczycielską moc, by służyła woli czarującego. Można nad nią zapanować.

A ja jestem beznadziejna w panowaniu nad czymkolwiek.

In my stomach I feel that pit

Wypuszczam powietrze ustami, ze złością patrząc w ziemię. Czy Satoru naprawdę chce, żebym do reszty się skompromitowała? Zamykam oczy, składam dłoń w znak, który ma pomóc mi kontrolować przepływ mocy i skupiam się z całych sił. Krzesło zaledwie drży. Poddaję się po kilku minutach i po prostu podnoszę to zasrane krzesło, żeby ze złością na nie opaść. Zakładam ręce na piersi i wkurzona patrzę w okno.

— Spróbuj tego.

Słyszę brzęk i na moim stoliku lądują okulary przeciwsłoneczne. Podnoszę je i brwi.

— Na co mi ten szajs? — prycham, trzymając dwoma palcami oprawkę.

— Szajs? Kosztowały mnie całe sześćset jenów i… nieważne. — Gojo rezygnuje. — Po prostu je załóż. Oczy to zwierciadło duszy. Prawda? A twoja dusza — nachyla się i szepta, ale kątem oka widzę, że Megumi podsłuchuje — bardzo chce i powinna zachować coś dla siebie, prawda? — Patrzę na niego spod ściągniętych brwi. Czy właśnie po to on cały czas nosi opaskę? Czy coś w ten sposób… ogranicza? — Spróbuj — zachęca mnie Gojō, więc wkładam te kretyńskie okulary. Czuję się jak debil.

  A teraz… Może spróbujesz się skupić i zacząć korzystać z własnej energii? — pyta z przekąsem, na co tylko patrzę na niego bez słowa przez te durne okulary. — Nie? — Gojō wzdycha. — Naprawdę, nie mam pojęcia, kto ci dał promocję do drugiej klasy… — Ze zrezygnowaniem kręci głową.

Z niedowierzaniem podążam za nim wzrokiem. On! On sam mnie przepuścił! Chociaż… Może się nade mną zlitował. W zeszłym roku mniej więcej o tej porze byłam w kiepskiej formie. Informacja, że do tego nie zdałam, pewno tylko by mnie dobiła. Może Satoru jednak ma serce i nie chciał dokładać, tej resztce, która ze mnie została.

 

                        



Rok 2016, przedmieścia Tokio

Niebo zaczyna się chmurzyć. Pojedyncze krople spadają na moją głowę. Pociągam nosem. Nie mogę płakać. Nie czuję nic.  Tylko ten okropny ziąb, przenika do szpiku kości. Sprawia, że drżę.

Toughen up but I'm scared as shit

 Wkrótce deszcz obywa moją twarz, spływa zamiast łez. Nim na moich ramionach zaciskają się czyjeś palce, jestem przemoczona.

— Nie powinnaś na to patrzeć.

Gojō zdecydowanym ruchem odwraca mnie od mrożącej krew w żyłach sceny. Zimny, mocny uścisk jego dłoni przebija się przez odrętwienie. Mężczyzna pochyla się i nasze twarze znajdą się na jednym poziomie. Spodziewam się wszystkiego i niczego, i wszystko mi jedno. Może mnie opieprzać, obwiniać, wrzeszczeć albo wtrącić mnie w jakieś ciemne, wilgotne miejsce bez okien i drzwi, z którego nigdy nie wylezę, by komuś jeszcze zaszkodzić.

— Przykro mi — mówi Gojō i zamyka mnie w mocnym uścisku. — To nie powinno się było wydarzyć. — Stoję sztywno jak struna, z opuszczonymi rękami i szeroko otwartymi oczami, wpatrzonymi w przestrzeń nad jego ramieniem. — Przepraszam, że was nie ochroniłem.

— C-co? — Szczękam zębami z wychłodzenia i stresu. — N-nawet p-pan nie wiedział… — Zaciskam dłonie, wbijając paznokcie w skórę. — To przeze mnie…

— Nie mogłaś nic zrobić. — Gojō rozluźnia uścisk i prostuje plecy. — To ja zawiodłem.

— N-nie! — protestuję, kręcąc zawzięcie głową. Nie mogę pozwolić, by wziął winę na siebie. — T-to ja, to p-przeze m-mnie, przez TO! — wymachuję w powietrzu dłońmi. — W-wszystko d-dlatego, że nie-e umiem… Że NIC nie u-umiem!

— To nie twoja wina.

— J-jak to-o nie! — Cała się trzęsę, już nie wiem czy z zimna, wycieńczenia czy przerażenia. — Przecież d-dobrze p-pan wie! To dlatego t-tu jestem! Ż-żeby coś z tym z-zrobić! — Drżącymi palcami zaczynam odpinać bluzę, żeby przypomnieć mu, czemu, do diabła, przyjęli mnie do tej przeklętej szkoły.

— Przestań. — Gojō zamyka moje zmarznięte, dygoczące dłonie w ciepłym uścisku. — Teraz najważniejsze, żebyś się uspokoiła.

— J-JAK?! J-jak miałabym…

— Pomogę ci.

Łagodny uśmiech senseia, jego dotyk, dwa złączone palce, które opiera na moim czole, odcinając mi światło. 

Tracę przytomność.

 

 

Budzę się w pokoju, w którym panuje niebieskawy półmrok. Jest zimno. Wstaję i czuję, że kręci mi się w głowie. Podchodzę do okna, by przekonać się, że dopiero świta. Niebo jest ciężko-szare, w powietrzu wirują pozlepiane płatki śniegu, osiadają na nagich gałęziach, jakby chciały je ubrać w coś zimnego. Wzdycham i wracam do łóżka. Nie ma mowy, że wstanę o tak nieludzkiej porze. Co niby miałabym robić? Obracam się na bok, wtulając w kołdrę, zamykam oczy. Muszę się wyspać.

And when I lay my head it shows

Coś mi nie daje spokoju. Zapach pościeli jest inny. Widok za oknem też jakby różnił się nieznacznie od tego, który znam. I ten pokój… Siadam, podejrzliwie się rozglądając. Czy ktoś podmienił rzeczywistość na alternatywną? Trafiłam do któregoś z równoległych sześćdziesięciu ośmiu wymiarów? Bo to nie jest, kurwa, mój pokój. Niemal identyczny, ale drobiazgi, które dostrzegam… Nie są moje ani Michi.

Michi.

Prawda, którą sen zepchnął na dalszy plan, powoli wtacza się do świadomości. Obok nie ma drugiego łóżka. Pościel pachnie męskimi perfumami, na szafce nocnej pozostawiono okulary, które nie należą do mnie i na pewno nie ja zostawiłam te papierki po mochi. Michi też nie obżera się na noc.

Roztrzaskana głowa, wystające żebra, drżące palce.

Nie. Może to mi się przyśniło, może…

Wyskakuję z łóżka. Zaplątana w pościel, upadam na podłogę. Pozbywam się kołdry kopnięciami, staję przed zawieszonym na szafie lustrem. Szeroko otwarte, przerażone oczy, splątane, potargane włosy, suche, uchylone usta, szarawa cera z niezdrowymi wypiekami. Długi wypłowiały t-shirt opina się na udach, z rękawów wystają wiotkie ręce. Wyglądam jak strach na wróble, któremu poszło w biodra. Jak jebany strach.

Strach.

Przez krótką chwilę mam wrażenie, że moje odbicie próbuje zrobić coś innego, niż ja, że oczy w lustrze nie podążają za moim spojrzeniem. Przerażona, wybiegam na korytarz. To rzeczywiście nie mój pokój. To ostatni pokój na końcu korytarza. Pokój Gojo. Korytarzem przechodzi jakaś dziewczyna, dźwigając w rękach ręcznik i przybory toaletowe, która ze zdumieniem patrzy, jak stoję przed nim w samej koszulce i majtkach i przyspiesza kroku. Mam to gdzieś. Walcząc ze strachem, zastanawiam się, co teraz, co robić, gdzie iść. Boję się wrócić do własnego pokoju, boję się iść do Kazukiego.

Nie miał nóg, nie miał jebanych nóg ani rąk. Coś je wyrwało, coś go rozszarpało.

W końcu wracam do siebie. Powoli naciskam klamkę, uchylam drzwi i krótkim pchnięciem posyłam je do środka, zaglądając do środka z  niepokojem. Nic się nie zmieniło. Bałagan, który zostawiłyśmy, rozkopana pościel, piętrzące się podręczniki. Nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że jedna z nas już nigdy tutaj nie wróci.

Szach.

Trwam tak, walcząc z przyjęciem tej informacji do wiadomości. Czy to wszystko jest prawdziwe? Ta krew, ich krew, krew, którą miałam na rękach? Oglądam z bliska dłonie, teraz są czyste. A ta koszulka? Ciuchy też miałam nią uwalone. Czy ktoś ją zmył? Ktoś…

 

— Teraz najważniejsze, żebyś się uspokoiła.

— J-JAK?! J-jak miałabym…

— Pomogę ci.

 

Pocieram czoło, gdzie dotknął mnie znakiem. Miałam zapomnieć? Czy tylko odpłynąć, nie sprawiać problemów. Ale pamiętam, teraz pamiętam. To nie był koszmar. To się stało naprawdę.

Mat.

Nie mogę tu zostać, pojmuję, walcząc z paniką, która zgniata mi płuca. Wpadam do pokoju i zaczynam się pakować. Wszystko jak leci, co się nawinie pod ręce. Byle jak najszybciej. Wkładam pierwsze lepsze spodnie, po za długich nogawkach poznaję, że nie są moje i chyba wtedy zaczynam płakać. Widzę jej twarz, rozbitą, puste oczy, bez życia. Kurwa. Spierdalam, spierdalam stąd. Muszę wyjść na powietrzę, muszę…

— Dokąd to się wybierasz? — Gojō stoi w progu mojego pokoju, trzyma ręce w kieszeniach. Chyba. Łzy zalewają mi oczy, wypływają strumieniem, nie panuję nad nimi. Chcę wyjść, chcę tylko stąd wyjść. Poprawiam plecak na ramieniu i idę. Gojō nie schodzi m z drogi.

— Muszę…

— Nie, nie musisz.

Gojō zakłada ręce na piersi, pochyla się, by nie patrzeć na mnie z góry.

— Wiem jak się czujesz. Co myślisz — oświadcza, lecz ja w to wątpię. — Rzucenie teraz szkoły nie jest najlepszym pomysłem.

— Nie zostanę tu ani sekundy dłużej.

— I co? Jaki masz plan? — pyta spokojnie. — Skoro uważasz, że miałaś jakiś wpływ na to, co się wydarzyło, to czy nie lepiej nauczyć się nad tym panować?

Jakbym uderzyła w zimną ścianę, tak się czuję. To jego taktyka? Tak chce mnie zatrzymać?

— Wyjadę gdzieś, gdzie nie ma ludzi. Gdzie nikogo innego to nie dosięgnie... — mówię, ale jakby bez przekonania.

— Akira. Ludzie są wszędzie. — Mężczyzna wygina usta, przekrzywia głowę i szorstkim ruchem kciuka ściera łzy z mojego policzka. — Nie lepiej, jak nauczę cię to kontrolować? Hm? — Nie umiem znaleźć rozsądnego argumentu, więc on ściąga plecak z mojego ramienia, zarzuca na swoje i wyprowadza na korytarz. — Uwierz mi, lepiej, bym miał cię na oku, dopóki tego nie opanujesz. — Poklepuje mnie po plecach, jakby miało mnie to pocieszyć. — Znajdziemy ci inny pokój i…

— Nie. — Wymykam się spod jego ramienia i zatrzymuję. — Jeśli mam zostać, zostanę tutaj.

— No ale… To będzie ci przypominać o tym, co się stało.

— I dobrze. Będę mieć nauczkę. To mój pierwszy warunek — nie ustępuję.

Gojō wzdycha.

— A drugi? — pyta zrezygnowanym tonem.

— Będziesz uczył mnie indywidualnie. Nie chcę żadnych misji z Toge i Maki. — Jestem stanowcza. — Nie chcę, by im też coś się stało.

Sensei drapie się po głowie, mierzwiąc białe włosy.

— Dobra, ale ja też mam warunek — wyciąga wskazujący palec — na razie zostaniesz w moim pokoju — kończy, prostując plecy. — Ktoś przychodzi dzisiaj po rzeczy Michi i…

— W porządku — zgadzam się, zabierając plecak, który mi podaje. — Ale tylko na jedną noc.




 

 

Pierwszy raz od miesiąca udaje mi się zmrużyć oko. Pościel jest miękka i ładnie pachnie. Poziomkami, miętą i czymś ostrym, może paczulą. Obrazy przeskakują w mojej głowie, nie mam na nie wpływu. Soczyste owoce i zieleń mieszają się ze sobą, tworząc miazgę, która spływa po czerni. Śnię.

Okropne uczucie obecności, jakby głośny natarczywy szept, rozpiera sen, a on pęka, jak bańka. Otwieram oczy. Jestem pewna, że ktoś stoi przy łóżku, za moimi plecami. Boję się odwrócić na drugi bok, boję się, co zobaczę. Czy to znowu będzie Kazuki, upiorny kadłubek z rozwaloną na pół głową i szeroko otwartymi w krzyku ustami, czy usłyszę głuche łupnięcie, a na podłodze znajdę rozwalone ciało Michi.

Yeah I got demons on the side of my bed

— Yo! Yo! Pobudka! — rozlega się za mną, na co podskakuję, prawie dostając wylewu. Obracam się natychmiast, siadając i zaciskając pocące się dłonie na kołdrze. — Myślałem, że nie wskoczysz mi więcej do łóżka. — Gojō uśmiecha się łobuzersko i po raz kolejny łapię się na zastanawianiu, ile on może mieć lat. Zdaje się za młody na nauczyciela. A może po prostu jest walnięty.

— Ja… Tylko… — Odrzucam pościel i siadam zawstydzona, zawzięcie wygładzając zmarszczki na pogniecionym dresie. — Szukałam pana w nocy i… Chciałam zaczekać, aż pan wróci i… Zasnęłam.

— Chyba dawno tego nie robiłaś, co? — Gojō opada obok mnie. — Od tygodni straszysz po szkole. — Materac faluje długą chwilę, zupełnie jakbyśmy siedzieli na łóżku wodnym, co tylko potęguje moje zakłopotanie. — Pożyczyć ci krem?

— Co? — To pytanie wybija mnie z ponurych myśli.

— Na cienie pod oczami — kończy Gojō i wychyla się, by otworzyć szufladę, po czym rzuca mi małe pudełko. Marszczę brwi i zerkam na niego niepewnie.

— Na co to panu? — prycham, obracając w palcach pudełeczko. — Przecież i tak nikt nie wie, jak pan wygląda.

Gojō nieruchomieje i chyba patrzy na mnie z rozczarowaniem. I opadniętą szczęką.

— JA wiem, jak wyglądam! — zawodzi i zabiera mi krem. — Spędzacie mi sen z powiek i nikt nawet nie zatroszczy się o swojego senseia!

Boże. Co za dramat.

— OK… To ja już sobie pójdę… — Wstaję ostrożnie, przesuwając się w stronę wyjścia. — Przepraszam i…

— Czego chciałaś ode mnie o tej porze? — pyta Gojō, gdy już stoję przy drzwiach. Jego ton głosu się zmienia. Jest zaniepokojony?

— No bo…  — Opieram się o drzwi, zagryzając usta i patrząc na mężczyznę. — No bo nie mogę spać — wyrzucam z siebie i wzdycham. — W swoim pokoju. Jak tylko zamykam oczy, widzę ich. Nieżywych.

I close my eyes and they get in my head

— Chciałaś poprosić o zmianę pokoju? — zgaduje Gojō. — Od początku mówiłem, że to dobry pomysł. Rano coś ci znajdziemy.

— Nie — ucinam krótko, opuszczając głowę, ale nie spuszczając wzroku z jego twarzy. — To pan mnie uczy, że przed lękiem się nie ucieka. Lęk trzeba zwalczyć, tak?

— Tak, ale… — zastanawia się, jakim argumentem podważyć własną tezę, w końcu kończy na wypuszczeniu z siebie powietrza. — No to czego chciałaś, jeśli nie żebym cię przeniósł?

— Żeby zrobił pan… No wie pan. — Postukuję się palcami w czoło. — Tę sztuczkę z odcinaniem światła.

My remedy

Gojō opuszcza splecione dłonie między szeroko rozstawione kolana i znów patrzy na mnie bez słowa, nie domknąwszy ust.

— Nie mogę co wieczór do końca życia pozbawiać cię przytomności — informuje mnie powoli, jakby tłumaczył najprostsze równanie.

— Nie? — upewniam się, łudząc, że może zmieni zdanie.

— Nie — potwierdza, unosząc brwi, wciągając wargi i kręcąc głową. — Ale skoro udało ci się zasnąć tutaj… — Gojō zerka na zegarek. — Wciąż jest środek nocy. Zostań i się wyśpij.

So stay with me

— Eee… Nie, dzięki — odmawiam. Wymacując klamkę za plecami. — Pójdę do siebie. — Drzwi się otwierają i wypadam na korytarz. Wprost na podłogę.

— Nalegam. — Gojō zbiera mnie z ziemi i wprowadza z powrotem do pokoju. — Nie chcę mieć na sumieniu kolejnego ucznia. — Odprowadza mnie do łóżka, zmusza, żebym się położyła, nawet przykrywa kołdrą. — Dobranoc — życzy, zapalając lampkę nocną i gasząc światło nad naszymi głowami.

Obserwuję znad pościeli, jak krząta się po pokoju, zrzuca buty, włącza małe radyjko i rozsiada się w fotelu z książką, za którą znika. Po chwili przez oparcie przewiesza czarny, aksamitny materiał. Swoją opaskę.

Nigdy nie widziałam go bez niej. Zawsze przewiązuje oczy.

Leżę i mrużąc oczy, gapię się na okładkę książki, która teraz zasłania jego twarz. Musi kiedyś zmienić pozycję.

— Śpisz? — dobiega zza książki i wzdrygam się, naciągając kołdrę.

— N-nie.

— To postaraj się bardziej. — Słyszę szelest przewracanej strony.

— Jakby to było takie proste — mruczę ze złością.

— Obróć się do ściany i śpij.

Co za typ. Za kogo on się uważa?

— Nie no, ja tak przy panu nie mogę! — tracę cierpliwość po kwadransie, zrzucam z siebie kołdrę i zeskakuję na podłogę.

— Wracaj do łóżka!

— Nie chcę!

— Natychmiast!

— W życiu nie usnę w takich warunkach!

— A w czym ja ci przeszkadzam?!

— Pan… jest!

— Och, mam wyjść z własnego pokoju?

— Nie, to ja sobie pójdę!

— STAĆ!

Gojō zatrzymuje mnie przy drzwiach. Odwracam się ze złością i widzę jego twarz. Całą. Biała grzywka, którą zwykle podtrzymuje opaska, opada na oczy, trochę je zasłaniając, ale i tak zapiera mi dech.

— To niemożliwe, żebym nie umiał sobie poradzić z jedną uczennicą! — lamentuje Gojō, podczas gdy ja nie mogę oderwać od niego wzroku. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.

— Teraz to już na pewno nie zasnę… — Moje myśli zwalniają. Umysł wypełnia pustka. Mogę tylko stać i się gapić.

— Och, na litość boską, niech będzie! — Złożone w znak palce mężczyzny lądują między moimi oczami w momencie, gdy wyciągam rękę, by odgarnąć włosy i móc się przyjrzeć, jak wygląda facet, którego twarzy nie zna nikt w szkole. — Ale tylko ten jeden raz!

But with you I can get some rest

Błoga senność zawraca mi w głowie. Odpływam otoczona zapachem poziomek.


 



Resztę lekcji się nie odzywam, staram się nie ruszać, zużywać jak najmniej tlenu i nie wypełniać sobą przestrzeń bardziej, niż to konieczne. Może jakoś uda mi się przetrwać w jednym kawałku. Gdy rozbrzmiewa krótki dzwonek, ociągam się z pakowaniem rzeczy. Zamierzam sobie porozmawiać z Satoru. Zapytać, co on odwala. Mieliśmy umowę. Zrezygnowałam z towarzystwa innych uczniów dla ich dobra, a on wrzuca mnie do klasy z tymi pierwszakami?

— Sat… — zaczynam, unosząc rękę, by go zatrzymać, bo widzę, że on dla odmiany się spieszy, ale on obcesowo mi przerywa.

— Nie teraz! Nie mam czasu! — Zasuwa do drzwi, dźwigając pod pachą dziennik i kompletnie mnie ignorując.

— Chwila! — wołam, prędko narzucając plecak na ramię i biegnę za nim. — Zaczekaj! Musimy poro… — Zahaczam rękawem o klamkę. — Szlag. — Odwracam głowę, by zobaczyć rozdzierający się materiał. — Szlag! — Nie patrzę przed siebie i wpadam na jakiegoś rosłego trzecioklasistę, od którego odbijam się jak piłka i, oczywiście, zaliczam twarde lądowanie. Okulary spadają mi z nosa wprost pod buty przechodzących uczniów. Rozlega się niemiły dla ucha chrzęst, a mnie zalewa krew.

— SZLAG! — krzyczę, podnosząc się z ziemi i podskakując ze złości w miejscu jak wariatka. — NIECH WSZYSTKICH WAS TRAFI SZLAG! Szlag, szlag, szlag!

— Eee… Wszystko w porządku?

Przestaję się zachowywać jak nienormalna, widząc, że Megumi, Nobara i Itadori przyglądają mi się, każde z innym wyrazem twarzy, od współczucia, przez litość, po „zamknijcie ją w zakładzie póki jeszcze nikogo nie zabiła”.

— Przepraszam — bąkam pod nosem. — Tak naprawdę nie chcę, żeby kogokolwiek trafiał szlag — wyznaję cicho.

— Spoko — odmrukuje Megumi. — Nic się nie stało.

— Ale i tak was trafi, jeśli nie będziecie się trzymać ode mnie z daleka.

— OK… — Megumi wydaje się być zmieszany.

— Czy ona nam grozi? — pyta go Nobara. — Grozi nam, tak? — Odwraca się do Itadoriego, by się upewnić. Dopiero teraz dostrzegam w jej dłoni młotek.

— Koleżanka ma chyba ciężki dzień — zgaduje Itadori, schylając się po to, co zostało z okularów. — Nie przejmuj się, piątki trzynastego zwykle w końcu się kończą  — pociesza mnie, oddając pogruchotane okulary.

— Ta, jakby to tylko o to chodziło… — odpowiadam smętnie. Kiedy odbieram okulary, nasze dłonie na chwilę się stykają i przechodzi mnie niemiły prąd. Otrząsam się, patrzę na niego i mam wrażenie, że dostrzegam jakąś zmianę w jego oczach. Źrenice są zwężone, a tęczówka… Nie zwróciłam uwagi, jakiego wcześniej była koloru, ale chyba nie czerwona.

— Dziwne — mówi Itadori. On też mi się przygląda z większą uwagą.

— C-Co jest takie dziwne? — pytam niepewnie.

— Sukuna chce z tobą rozmawiać.

Yeah, they wanna come and play

— Kto?

— ITADORI! — woła Gojō z drugiego końca korytarza, machając rękami, by zwrócić na siebie uwagę. — CZEKAM NA CIEBIE PRZY WEJŚĆIU JESZCZE TYLKO TRZY SEKUNDY!

— A! — Itadori uderza się dłonią w czoło, jakby o czymś sobie przypomniał i puszcza się pędem przez korytarz. — Już biegnę, sensei!

Znika, zostawiając mnie z Megumi i Nobarą, która chyba zamierza mnie ogłuszyć, związać i przetrzymywać w trudnodostępnym miejscu.

Może nie powinnam stawiać oporu.

— Kim jest Sukuna? — pytam, przerywając niezręczną ciszę. Dwójka przyjaciół wymienia ze sobą spojrzenie. Odpowiada mi Megumi:

— Lepiej, żebyś nigdy się nie dowiedziała.

 

                                              



                                                        OŻYWIONA

  

Jedyne, co czuję, to wszechogarniający spokój. Otacza mnie śnieżna biel, ale wcale nie czuję zimna. Mój zmysł dotyku zostaje lekko zaburzony, bo ledwo co czuję własne palce biegnące wzdłuż ramion. Płynę, choć gdy biorę głęboki oddech, wcale się nie duszę, a moja pierś unosi się spokojnie, wypełniając płuca świeżym powietrzem. Czyżbym śniła? Nie mam odwagi, by otworzyć oczy. Nie chcę, by ten stan się skończył. Po raz pierwszy czuję taką błogość, choć mam wrażenie, że dryfuję wkoło wszechogarniającej bieli.

Przecież spadłam.

Nie dawniej jak minutę temu moje trzewia wiły się ze strachu, a ciało bezwładnie leciało w dół, przyciągne siłą grawitacji po tym, jak niefortunnie poślizgnęłam się na parapecie. Mimo, iż powinnam przejmować się całym zdarzeniem, to coś w głowie podpowiadało mi, że wszystko będzie dobrze.

Ale przecież moi przyjaciele, co z nimi, dlaczego mam pewność, że już nic złego im nie grozi? To ciepło, które mnie ogarnia jest bardzo przekonujące. Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że już każda walka, którą kiedykolwiek toczyliśmy, jest wygrana, za niedługo się zobaczymy. Moi bliscy są na wyciągnięcie ręki, bezwładnie moje ramię się rozprostowuje, przed sobą widzę plecy Akiry i Kazuhiego…

Nagle, coś drażni moje nozdrza. Dławię się powietrzem. Mijają trzy sekundy, zanim moje płuca przyzwyczajają się do rytmu wdechów. Po chwili czuję mrożący ból na skórze pleców, a z ust wydobywa się mimowolny jęk. Otwieram szeroko oczy i na początku widzę jasne światło, które kojarzy mi się ze światełkiem na końcu tunelu, o którym mówi się, że widać go zaraz po śmierci. Bo przecież umarłam, prawda…?

— Witaj z powrotem.

Gdzieś z prawej strony dobiega mnie spokojny, jakby znudzony głos. Staram się odwrócić głowę w to miejsce, ale przy najmniejszym ruchu moją czaszkę przeszywa ostry, pikujący ból.

— Oj, oj, nie tak gwałtownie…

Chłód okrywa moje policzki. Zaciskam mocno powieki, jakby to miało pomóc zniwelować cierpienie.

— Ale bardzo dobrze, że twoje receptory bólowe wracają do normy — melodyjny głos znów się odzywa, tuż nad moją głową.

Zdaję sobie sprawę, że moje ciało leży na czymś cholernie zimnym. Dostaję gęsiej skórki, a wnętrzności skręcają się z przerażenia. Powoli zbieram w sobie odwagę i znów otwieram oczy. Gdy wzrok przyzwyczaja się do rzeczywistości, widzę przed sobą odwróconą do góry nogami głowę, z twarzą pokrytą pozszywanymi bliznami, otoczoną długimi, srebrnymi włosami.

— Jak się czujesz? — pyta, prostując się, bym mogła rozejrzeć się wokół.

Okrągła, szpitalna lampa rozświetla pokój z pomalowanymi na biało ścianami bez okien. Unoszę się powoli na łokciach i ze zdumieniem obserwuję linie pozszywanych cięć wzdłuż rąk i nóg. Dotykam pozszywanego w ten sam sposób brzucha, naznaczonego dwoma poziomymi liniami. Chwilę później uświadamiam sobie, dlaczego jest mi tak cholernie zimno. Wyczuwam na sobie dwa spojrzenia i podciągam kolana pod brodę, starając się jak najdokładniej zakryć nagie ciało.

— Nie musisz się bać.

Miękki materiał opada na moje ramiona. Prędko zakładam ciemne kimono i spoglądam kątem oka na czarnowłosego mężczyznę z poziomą blizną na czole, do którego należał spokojny ton głosu.

— Wiesz, co się stało? — pyta, uśmiechając się nieznacznie.

— Ja… spadłam. Umarłam. — Marszczę brwi, wciąż nie mogąc za bardzo pojąć, co się działo.

— Wróciłaś do żywych — wyjaśnił drugi z mężczyzn, którego twarz zobaczyłam jako pierwszą.

Obracam prędko głowę, by na niego spojrzeć, ale krzywię się, gdy ostry ból przeszywa mój kark.

— Nie powinnaś wykonywać gwałtownych ruchów — instruuje, obejmując mnie ramieniem.

— Czy Gojō-sensei was przysłał? — pytam, patrząc to na jednego, to na drugiego.

Wymieniają spojrzenia, a ja czuję coraz większy niepokój.

— Przykro mi, ale… Gojō-sensei cię zostawił.

— Co?

— Nigdy nie przyszedł z pomocą.

 

 

 

Gorące źródła podczas mrozu wyglądają pięknie. Skrząca się od zimna trawa lśni jak maleńkie kryształy, a różnica temperatur sprawia, że para unosi się wysoko nad wodą, redukując widoczność prawie do zera.

— Wiem, że tu jesteś — słyszę głos Getou, a kiedy podchodzę do krawędzi zbiornika widzę jak siedzi wygodnie oparty plecami o skałę. — Przyłącz się, woda jest wspaniała.

Z ociąganiem ściągam bluzkę przez głowę, przewracając oczami. Zawsze nienawidziłam swojego ciała, a po śmierci stało się jeszcze bardziej nieznośne. Ramiona, barki, od obojczyków aż po miednicę ciągną się zszyte nierówno ścieżki, jakby moja skóra była jakąś dziwną trakcją kolejową. Niemniej, po dwóch latach bycia Przeklętą, pozbyłam się czegoś takiego, jak wstyd. Gdy zrzucam z siebie resztę ubrań. dreszcze zimna przebiegają po moich plecach, jednak gdy zanurzyłam się w gorącej wodzie, czuję rozlewające się po całym ciele błogość i rozluźnienie. Na moment udaje mi się zapomnieć o całym świecie.

— Oddałaś trupa Mahito? — pyta nagle Getou, sprowadzając mnie gwałtownie na ziemię.

Poczucie winy znowu gnieździ się w moim żołądku. Nawet jeśli zabiłam gościa przypadkiem, nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że jakaś ciemność ciągnie się za mną i nie był to mój cień. Choć niczego dobrego nie mogłam się spodziewać z bujaniem się z Przeklętymi…

— A co miałam zrobić, zakopać go w ogródku? — przejeżdżam dłonią po twarzy, by choć na chwilę skryć się przed tajemniczym spojrzeniem Getou.

— Cóż, mogłaś niewinnego człowieka nie zabijać.

— Ile razy mam ci powtarzać, że to był wypadek?

— Tak jak twoje spotkanie z dawną przyjaciółką?

— Tak, dokła… skąd o tym wiesz? — mrużę podejrzliwie oczy. — Śledziłeś mnie?

— Może.

— Ty podły… — zaciskam pięści, kiedy kawałki układanki zaczęły się łączyć w mojej głowie w jedną całość. — Ten cały zakład to była podpucha! Chciałeś złapać Gojō, wykorzystując jego zaskoczenie!

— Och, słońce… — Podpływa do mnie i łapie delikatnie za brodę. — Nigdy bym cię nie wykorzystał. — Uśmiecha się szeroko, po czym posyła mi znaczące spojrzenie i wychodzi na brzeg. — Jednak powinnaś znowu odwiedzić dawnych przyjaciół. Na pewno zajmują się interesującymi sprawami.

 

 

 

 

 

 

 

4 komentarze:

  1. Hej :)
    Ta seria naprawdę mnie wciąga. Podoba mi się to, jak zręcznie łączycie ze sobą przeszłość i teraźniejszość, jak retrospekcja dostarcza informacji, nie przytłaczając w żaden sposób.
    Nie umiem zdobyć się na sympatię względem Gojo. Od początku gość jest dla mnie bardzo, bardzo podejrzany, a wszelka pomoc - nawet w zasypianiu - moim zdaniem ma drugie dno, by mężczyzna wychodził na swoje.
    Niezłe przedstawienie nowych postaci. Zręczne przechodzenie w rozmowy z humorystycznym zabarwieniem. No i to, że Michi i Akira są częścią czegoś więcej, co jeszcze nie jest dokładnie nazwane - lubię tę aurę tajemnicy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Gojo to niezły agent już to widzę .
    A_TERAZ_MILI_PAŃSTWO_POZWÓLCIE_ŻE_BĘDĘ_CHUJEM.EXE. - nie jeden ma taki tryb

    Te same mordercze wibrację. To tak ja ją i ty Wilczy 😈

    Smutek, złość, strach, ból, wstyd, żal, nienawiść – wszystkie destruktywne uczucia niosą ze sobą pewien pokład energii. - tak jest też w życiu.

    Co to za akcja z Gojo? Ja mam zasadnicze pytanie. Ile ona iGojo mają lat boto mi wygląda na jakiś dziwny początek bardzo nieprzyzwoitego romansu 🤔zabrał ją do siebie? Ojoj co z tego wyniknie. Panie profesorze....

    Strach na wróble, któremu poszło w biodra. - muszę zapamiętać ten tekst

    Czegoś takiego się nie spodziewałam. Ta masakra miałby być jej dziełem. Cóż ona kryje w sobie mrocznego i nie kontrolowanego.

    Gojo ją zostawił? Nie wierzę. Tu musi być grubsze dno w tej sytuacji.

    Zakończenie wybilo mnie z historii. Bo tak myślę że chce więcej i chce wrócić do historii z Gojo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo trafne, ładne - o ile moxna mówić o ladnosci w przypadku choćby pozszywanego ciala - opisy. Jestem pod wrażeniem. Zarowno przy zrodlach jak podczas wybudzania, wszystko bylo dla mnie mocno plastyczne, slowa trafialy w punkt, nie byly eufenistyczne, ale prawdziwy, oddaly rzeczywistodc szczerze, niczego nie upiekszajac. To mnie ujęło kolrjny raz w Zdomenowanych.
    Getou rowniez bardzo prawdziwy jak i Mahito.
    Odkrywaja sie jakies karty, choc pewno ktos trzyma jeszxze w rekawie jokera. Mam nadzieję ze Gojo. Bo tych dwoch wyglada, jakby mieli przewage.
    Ciekawi mnie krok po kroku jak to bylo z Michi. I czy teraz naprawde im ufa. I co czuje w zwiazku z przeszłością, Gojo i Akira.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo, iż początek jest raczej smutny, to jednak trafia do mnie, bo może dlatego, że jest taki prawdziwy. "Nie musisz się martwić." i "Poradzę sobie." Czasem nie ma innego wyjścia, skoro się juz jest na tym świecie i coś uparcie nie daje odejść.
    Mam lekki mind fuck, co było po czym, bo w poprzednim był incydent z Sukuną, a tu się dopiero przedstawiają i albo ja się zajebałam w akcji, albo czegoś w timelinie nie zrozumiałam. Niemniej i tak leci bardzo plastycznie, jeszcze mam włączone animeradio jakieś włoskie, ale grają non stop fajną muzykę i mam wrazenie, jakbym oglądała anime :D Good, tak ma być.
    Podoba mi się to, że Akira to taka melepeta zyciowa. Gdybym sama taka nie była, powiedziałabym, że to aż nierealistyczne, ale wiem, że można zaliczać takie combo raz za razem. Ma talent dziewczyna :D Powinna to wykorzystywać przy ćwiczeniach domeny, jako rozproszenie przeciwnika. :d Jak w anime wrogowie czekają, aż główni bohaterowie skończą transformację/przedstawienie ataków i strategii/autoreklamę, tak tu przeciwnicy pewnie łaskawie czekają, aż Akira skończy nie wiem, spadac ze schodów, czy plątac się o własne nogi. Urocze :D
    Takie osobniki jak Gojo Satoru nie mają serca. Krwawe backstory to i owszem, ale za grosz w nich litości. Coś na pewno musiało się stac, że gościu jest tym, kim jest.
    Podoba mi się sytuacja z okularami. Pewnie je Gojo zajebał ze Srebrnej Ważki. Czy czarnoksiężnicy mają zniżki w VisionExpress?
    Po pierwsze, to nie była niczyja wina. Jeszcze nie zdecydowałam, kogo obwiniać *tak jak np cygana obwinia się o wszystko, nawet o to, czego nie zrobił, czy tam Grimmjowa za żywot), a tu nie mam jeszcze wybranej ofiary nad którą bym się znęcała.
    Po drugie, chyba pierwszy raz bardziej identyfikuję się z Twoją OC niż ze swoją, jeśli chodzi o poczucie beznadziejności. Ja ją w stu procentach rozumiem i wcale jej się nie dziwię, że zareagowała tak, jak zareagowała. Jej poczucie winy będzie ją ścigać długo pewnie. Dlatego ta scena jak i sama Akira nie wydaje się być rozmemłaną, płaczącą nic nieumiejacą postacią. Jakbym czuła, co w jej głowie musi się dziać.
    Coś przewraca mi się w żołądku jak czytam wspomnienie. Nie wiem czy to strach, czy coś innego, ale emocje Akiry wwiercają mi się w mózg. Daje po emocjach równo.
    I see dead people XD oj, kochana, jeszcze nie raz ich zobaczysz. właśnie wpadłam na pomysł sceny jak Michi pokazuje Akirze swoją dziurę w głowie. Cudnie.
    Cierkawe, czy jest jakiś skutek uboczny tego pozbawiania przytomności. Musi być, przecież Gojo nie moze sobie od tak usypiać Akiry. Dobry motyw.
    Kiedyś powiedziałabym, że pchanie się do łóżka nauczycielowi jest obrzydliwe, teraz w tych okolicznościach sama nie zostawiłabym Akiry samej. Może Gojo jednak ma serce? (Itadori przez chiwlę nie miał i całkiem dobrze na tym wyszedł, hehe.)
    Halo, Sukuna dzwoni, ztaszczył szanowny tyłek z tronu do telefonu, prosze podejsć. Teraz mi się przypomniało, że chyba mam jakiegoś mema odnośnie mieszkania w Itadorim, muszę go znaleźć.
    Itadori, masz trzy sekundy XDDDDD
    Już, koniec? aż sie zdziwiłam, jak zaczęłam czytac swoje. Ale dobre, wlazło to ładnie, nawet jak na pierwsze 13 odcinków, ładnie się to kręci, jest dramat, przeplatany jedynym w swoim rodzaju, Twoim humorem. Ciekawi mnie, co zrobi Gojou dalej. Jaki jest jego plan umieszczajac Akirę w pierwszoklasitach? Czy on coś na tym ugra? DALIIIJ.
    Pośle ci poganiajacego do pracy Sukunę, bo tez mam. xD

    OdpowiedzUsuń