Dawno nie było tekstu z retrospekcji. Kontynuacja perypetii Lili-Rose i Deana. Zapraszam.
*PSICOM - organizacja żołnierzy ze zlecenia Sanctum
*Sanctum - rząd
*fal'Cie — istoty stworzone przez boga Lindzei, wysłannicy — wypełniają jego wolę.
*Lindzei, Pulse i Etro - rodzeństwo bogów
Well, touch my mouth and hold my tongue
Nie znała tych ludzi, nie wiedziała, czego może się po nich spodziewać. Fakt, że Dean współpracował z nimi, nie dawał jej powodu, aby im zaufać. Wspólna przeszłość Lento, Kiry i Deana w ruchu oporu, wskazywała tylko na to, że mogą być z nimi problemy. Miała świadomość tego, co jej chłopak czynił jeszcze w Edenie, ich mieście rodzinnym, ale pragnęła, aby te niechwalebne i wielce ryzykowne uczynki, pozostały za nimi.
Od Paddry dzieliły ich dwa dni drogi. To właśnie tam mieszkała wyrocznia Nsu-Yuel. Nie była do końca pewna, o co powinni poprosić czy też zapytać kobietę. Nie chciała być częścią wielkiego planu obalenia władzy fal’Cie. Choć może WŁADZA, to złe słowo, w końcu fal’Cie były jedynie narzędziami w rękach bogów. A czy istnieje sposób, aby bogowie Lindzei i Pulse przestali kontrolować wszelkie stworzenie na swojej planecie? Jedno było pewne, dla Lindzei byli zabawkami, jak mrówki, które ogląda się w szklanych terrariach. Niestety dla Pulsa byli szarańczą, którą trzeba wyplewić, aby Gran Pulse znowu tętnił życiem takim, jakie stworzył sam na początku istnienia planety. Zdawało się, że działania Lindzei i Pulsa są nieco sprzeczne. Może dla nich to była tylko gra? W takim razie kim byli ludzie na bogini Etro, która zawsze trzymała się na uboczu i rzadko kiedy angażowała się w to, co działo się na powierzchni planety. Może nie była to jedyna zamieszkała planeta, wiec bogini postanowiła nie zaprzątać sobie głowy czymś, co i tak spisane było na straty?
I'll never be your chosen one
Lili chciała tylko jednego. Spokojnego życia na uboczu, gdzie nikt nie będzie ich ścigał. Gdzie nie będą musieli ukrywać twarzy w cieniu, zalęknięci, że ktoś może ich rozpoznać. Chciała normalnego życia, a to czy setki kilometrów dalej władzę będzie dzierżyć fal’Cie i PSICOM, nie miało dla niej większego znaczenia. Może było to egoistyczne, ale zdaje się, że stan zakochania i miłosnej euforii, w którym trwała już od paru miesięcy, przyćmiewał jej racjonalne myślenie. Korzyści z życia na odludziu ze swoim ukochanym były dla niej większe, niż to, co mogliby osiągnąć, współpracując z ruchem oporu. Jeszcze w Edenie postawiła sprawę jasno. Nie chciała brać w tym udziału wtedy i nie zamierzała być tego częścią teraz. Nie była typem buntownika. Nie lubiła wychodzić poza mocno zarysowaną linię zachowań akceptowalnych przez społeczeństwo. Nie chciała się wychylać. Czasami zastanawiała się jakim cudem Dean zauważył taką szarą myszkę jak ona. Nie była członkiem ruchu opory ani nikt z jej rodziny czy przyjaciół. Nawet nie pamiętała, skąd się znali. Może ze szkoły albo z jakichś wspólnych zajęć? Czy Dean przypadkiem zwrócił na nią uwagę, czy ta znajomość była im przeznaczona? Do dziś tego nie wiedziała. Byli jak ogień i woda. Jak niebo i ziemia. Tak różni i tak doskonale siebie uzupełniający.
I'll be home, safe and tucked away
Maszerując przez las, mało się odzywała, raczej wspominała dawne czasy błogiego spokoju i gorącego romansu, zanim coś, czego nie można było cofnąć, zmieniło wszystko – ich teraźniejszość i przyszłość. Zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby nie doszło do ataku na fal’Cie w Edenie. Czy jej brat nadal by żył? Czy mogliby tam zostać? Zamieszkać razem? Prowadzić normalne życie? Jak będzie teraz wyglądał ich los? Czy uda im się znaleźć miejsce, w którym poczują się jak w domu? Może będą musieli wiecznie uciekać bądź, jeszcze gorzej, walczyć.
Postanowiła, że właśnie o to zapyta wyrocznie. Czy uda jej się prowadzić normalne życie z Deanem i jak tego dokonać? Jakiekolwiek układy z ruchem oporu nie miały dla niej najmniejszego sensu. Nie brała nawet pod uwagę takiej wersji.
Well you can't tempt me
Czasami przysłuchiwała się rozmowie chłopaka i jego znajomych. Opowiadali głównie o tym, jak ich życie potoczyło się po ostatnim incydencie w Edenie. Wyglądało podobnie. Dramatyczne pożegnania z rodziną, szybka ucieczka i tułanie się o chlebie i wodzie, szukając sprzymierzeńców, ludzi na tyle życzliwych, aby nie wydali ich PSICOM’owi. Nie zamierzali wybierać się do Paddry, ale ukryć gdzieś na jakiś czas, na tyle długo, aby listy gończe rozwieszone na murach wyblakły lub zostały przykryte innymi. W końcu by o nich zapomniano. Brzmiało to dość mądrze.
– Co sprawiło, że zmieniliście zdanie? – zapytała, odzywając się pierwszy raz od kilku kilometrów. – Życie wam niemiłe?
Kira i Lento zaśmiali się w głos, jakby to, co się działo dookoła, było tylko dziecinną zabawą, w której, gdy przegrasz, możesz zacząć jeszcze raz.
– Jak to co? – prychnęła Kira. – Ten twój słodki chłopak. Dean był naszym przywódcą. Wtedy poprowadził nas do zwycięstwa, wiec i kolejny raz może.
– Nie może – odparł spokojnie Dean. – Powiedziałem już, że nie zamierzam po raz kolejny mieszać się w poczynania ruchu oporu. To był pierwszy i ostatni raz.
– Kira daj spokój. – Lento uderzył dziewczynę łokciem, co sprawiło, że zostawiła ten temat.
Lili wydawało się, że dwójka porozumiewa się bez słów i wszystko mają już dogadane. Czy knuli jakiś plan, w którym ona bądź Dean mieli brać udział? Miała nadzieję, że nie. Droga do Paddry minie szybko, a przy jej granicach się rozstaną, jak było planowane wcześniej.
– Nie zamierzamy rezygnować z walki – kontynuował Lento – ale chwilowo musimy gdzieś się zaszyć. Tak wiem, Paddra to nie najlepsze miejsce, ale właśnie tam uda nam się zgromadzić zapasy potrzebne w izolacji.
– A spotkanie z wyrocznią? – Dean nie dawał za wygraną. Również nie ufał im do końca. – Po co wam ono?
– Gdy dowiemy się jak może rozwinąć się przejęcie władzy przez PSICOM, będziemy w stanie stworzyć plan sabotażu. – Kira wyszczerzyła zęby. – Prześlemy bezpośrednie instrukcje do wszystkich dystryktów… nadal oczywiście pozostając w ukryciu.
– Wiec zamierzacie zostawić brudną i najbardziej ryzykowną robotę innym? – Chłopak powątpiewał. – Sami pozostaniecie niewidoczni. I co potem?
– Potem uderzymy z zaskoczenia! – wykrzyknął Lento, zachwycony jak mały chłopiec. Dean pokręcił głową z dezaprobatą. – Nie wiem jeszcze jak, ale to się ustali z tymi, którzy się od nas nie odwrócili po pierwszym zamachu.
Dean zmarszczył brwi. Nie zamierzał wciągać się w niepotrzebne dyskusje.
Better not to breathe than to breathe a lie
– Róbcie, co uważacie za słuszne, ale nas w to nie mieszajcie.
Lili słysząc to, uśmiechnęła się i złapała chłopaka za dłoń. Miała zimne dłonie, on gorące jak zawsze. Był dla niej wsparciem i ostoją, której tak bardzo potrzebowała.
Cała czwórka szła teraz w milczeniu. Okazało się, że nie mieli wspólnych kwestii do rozpatrzenia. Nie chcieli dyskutować na żaden temat, obawiając się nico sporów z powodu innego punktu widzenia. Po jakimś czasie Kira rozmawiała cicho z Lento, co chwilę kokieteryjnie chichocząc. Lili nie potrafiła rozszyfrować, co ich łączy. W obozie wydawali się odlegli i niezależni. Teraz tworzyli zgrany zespół. Może to były pozory, a może faktycznie nie potrzebowali nikogo poza sobą.
And I will not speak of your sins
– To, co wydarzyło się w Edenie, to przeszłość, którą zamknęliśmy za sobą – zaczął Dean. Zwracał się tylko do swoje dziewczyny. – Nie byłem nigdy aktywną częścią rebelii i nie stanę się nią. Obiecuję, że nie po to wybieramy się do Nsu-Yuel.
– Wydarzyło się to, co musiało się wydarzyć. – Wierzyła mu i nie zamierzała wytykać błędów. Miała też wiele zaufania w przeznaczenie i to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. – Teraz nasze życie to czyta karta i od nas zależy, co na niej się znajdzie. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco, ale miała świadomość tego, co pozostawiła za sobą.
Rodzina. Miejsce, w którym się urodziła i przyjaciele. Najwięcej żalu odczuwała, gdy myślała o grobie brata, którego już nigdy nie będzie mogła odwiedzić. Jeśli taki był koszt ich wspólnej przyszłości, to była skłonna go ponieść. Czuła to całym sercem, każdego dnia, w każdym trudnym dla niej momencie.
So hold my hand
Kolejny dzień zmierzał ku końcowi. Słońce znikało między konarami drzew. Robiło się coraz ciemniej, coraz chłodniej. Na szczęście zaradność Deana nie miała sobie równych. Chłopak przy ostatnim postoju oderwał spory kawałek foli i zwinięty ulokował pod paskami plecaka. I tym razem posłuży im za prowizoryczny namiot. Nie muszą obawiać się zimnego wiatru ani deszczu w nocy. Resztę załatwi ciepło ich ciał.
Lento i Kira, jak para pokłóconych kochanków, kolejną noc spędzają osobno. Ona śpiąca na grubej karimacie, która z łatwością posłużyłaby obojgu, gdyby tylko zechciała się nią podzielić, a Lento oparty o pień drzewa i okryty kurtką.
I knew my weakness
Zanim słońce swoimi promieniami oświetliło oczy wędrowców, Lili i Deana obudził krzyk kobiety. Wyskoczyli z namiotu, po czym ujrzeli Kirę leżącą na ziemi. Była przyparta do ziemi przez jakieś czworonożne stworzenie. Było zbyt duże na psa, z jednej strony wyglądało na wilka, ale kolce na grzbiecie temu przeczyły. Ciemność nocy nie ułatwiała rozpoznania przeciwnika. Lento podbiegł i mocnym kopnięciem zrzucił napastnika ze swojej koleżanki. Stworzenie momentalnie się odbiło od ziemi i naskoczyło na chłopaka, przewracając go na stertę suchych gałęzi.
– Lili, weź łuk! – krzyknął Dean, wskazując palcem na namiot. Sam ruszył w stronę dziwnej istoty, dzierżąc sztylet.
Lili chwyciła za łuk i strzały. Kilka z nich wyleciało jej z drżącej dłoni, ale jedna pozostała. Naciągnęła ją szybko na cięciwę i wycelowała w szybko poruszające się zwierzę. Pierwsze chybienie. Strzała minęła istotę o metr, wbijając się w pień drzewa tuż obok głowy Deana.
– Lila, skup się – powiedział spokojnie, jak tylko potrafił. – Głęboki wdech i wypuszczasz strzałę.
– Co ty strzelać nie potrafisz?! – wyrzuciła jej Kira, podnosząc się z ziemi. Podbiegła do Lento, po czym pomogła mu wygrzebać się w chrustu.
Stworzenie cały czas przeskakiwało z miejsca na miejsce. Okrążało ich, było na widoku. Jego czerwone ślepia wirowały między drzewami jak lasery naprowadzające w broni PSICOM’u. Zdradzały jego położenie, jego kolejny ruch.
Lili naciągnęła ponownie cięciwę. Była spanikowana, ale starała się uspokoić oddech. Obserwowała wędrujące w mroku czerwone oczy. Wzięła głęboki wdech, potem wypuszczając powietrze, uwolniła strzałę. Grot wbił się w ziemię między łapami psowatego.
– Już lepiej – przyznał Dean, osłaniając dwójkę znajomych, którzy o dziwo nie mieli broni.
– Ustrzel w końcu tego demona! – Kira była dość opryskliwa, jak na kogoś, kto sam nie ma czym zaatakować napastnika.
Dziewczyna po raz trzeci umieściła strzałę na cięciwie i pociągnęła linkę do siebie. Była zirytowana towarzyszami. Spojrzała na nich z grymasem, ale spokojna twarz chłopaka i zachęcające kiwnięcie głową dodało jej pewności siebie. Odwróciła wzrok na istotę, która teraz stanęła w miejscu, jakby ją prowokowała. Jakby chciała przekazać swoją postawą, że i tak nie uda jej się trafić. Lili zacisnęła zęby i wypuściła powietrze przez szczeliny między nimi. Palce wypuściły strzałę. Powirowała ze świstem. Zatrzymała się dokładnie między dwoma czerwonymi punktami. Stworzenie osunęło się na ziemię. Z czaszki popłynęła zielona maź. Nie przypominało to krwi, ale wyglądało, że właśnie tym wypełnione były jego żyły.
Consign me not to darkness
– Co to do cholery było!? – Kira, jak gdyby nigdy nic, wyszła do przodu. – To nie wygląda na dzikie zwierze. Czy to jeden z potworów naszego łaskawego Pulsa?
– Na to wygląda – odparł Dean.
– A może w to coś zamieniają się ludzie, którzy nie wypełniają krystalicznego powołania? – Lento kucnął nad zwłokami.
– Nie – odparli w tym samym momencie Lili i Dean. Na własne oczy widzieli, jak wygląda przemiana w przypadku brata dziewczyny, ale nie mieli ochoty opowiadać towarzyszom, jakie są różnice między odmieńcem a potworem.
Z pewnością dziewczyna nie chciała wracać do momentu, który odbił się na jej życiu niczym ciemna noc duszy.
– To na pewno potwór. – Dean rozejrzał się dookoła. – Nie sądziłem, że znajdują się w tych lasach. Mam nadzieję, że to samotnik, a nie stworzenie stadne. Musimy się stąd zabierać, zanim znajdą nas jemu podobne.
Wziął łuk od Lili, której nadal trzęsły się ręce. Objął ją i pocałował w policzek.
– Jestem z ciebie dumny – szepnął jej na ucho.
I took the road and I fucked it all away
Mieszkając w Edenie, Lili nie miała możliwości spotkania dzikich zwierząt, a tym bardziej potworów. Wychodząc poza granice miasta strzeżonego przez PSICOM, sama skazywała siebie na niebezpieczeństwo. Teraz przemierzając nieznane tereny, mogła spodziewać się wszystkiego. Jeśli sądziła, że odnalezienie wyroczni będzie najtrudniejszą częścią tej podróży, to się bardzo myliła. Dean znał zagrożenie i wiedział, że Lili powinna zostać wytrenowana w posługiwaniu się jakąkolwiek bronią, tak szybko, jak to możliwe. Zdolność obrony w tym nieprzyjaznym środowisku była bardzo istotna.
– Pozbieraj strzały. Jeszcze mogą się przydać – zasugerowała Kira.
– A ty znajdź coś, czym sama mogłabyś się obronić – wycedził Dean. W odpowiedzi otrzymał tylko naburmuszoną minę. – Taka z ciebie rebeliantka, a nie masz przy sobie nawet noża kuchennego. Nie wiem jakim cudem przetrwaliście z Lento do tego momentu. Macie chyba więcej szczęścia niż rozumu.
– Nie musisz być opryskliwy – odpowiedziała Kira na komentarz.
Dean nie odpowiedział nic. Lili-Rose obserwowała całą rozmowę z boku tak jak Lento, ale żadne z nich nie postanowiło polemizować. Zabrali swoje rzeczy i ruszyli naprzód.
Po drodze nie spotkali więcej potworów, a jedyne dzikie zwierzęta ograniczały się do wiewiórek, lisów i pospolitych leśnych ptaków takich jak dzięcioły, gawrony czy kowaliki.
Lili postanowiła ćwiczyć celność, strzelając po drodze w pnie odległych drzew. Z kilometra na kilometr posługiwanie się łukiem wychodziło jej coraz lepiej. Była zadowolona ze swoich zdolności i okazywała to wszystkim dookoła.
Gdy do Paddry pozostało jedynie kilka kilometrów, Dean postanowił, że to idealny moment na rozdzielenie się.
– W tym punkcie kończy się las, w którym byliśmy stosunkowo bezpieczni przez wścibskimi oczami. Teraz została niewielka odległość do murów Paddry. To miejsce, w którym się rozdzielimy.
– I dobrze. Wspólna podróż jest zbyt męcząca. – Kira podzieliła się z innymi swoją opinią. – Z Lento udamy się do wschodniej bramy. Tamtędy prześlizguje się większość podróżników. Powinniśmy zostać niezauważeni.
– Świetnie – odparł Dean. – My z Lili wejdziemy od drugiej strony. Nawet gdybyśmy przypadkiem spotkali się na terenie miasta, udajemy, że się nie znamy. Zrozumieliście?
– Jasne. – Lento nie chciał przedłużać. Położył rękę na ramieniu Kiry i przyciągnął ją do siebie, kierując się na wschód. – Powodzenia.
Ale sie zaczytałam. Mmm. Jest tu wszystko, czego trzeba, akcja, uczucia, spiski. Dużo refleksji z początku, a potem jazda!
OdpowiedzUsuńRodzina. Miejsce, w którym się urodziła i przyjaciele. Najwięcej żalu odczuwała, gdy myślała o grobie brata, którego już nigdy nie będzie mogła odwiedzić. Jeśli taki był koszt ich wspólnej przyszłości, to była skłonna go ponieść. Czuła to całym sercem, każdego dnia, w każdym trudnym dla niej momencie.<3Poruszajacy fragment. Cała ta retrospekcja troche podsumowuje wydarzenia i to na jakim etapie byla wtedy Lili.
Bardzo mi sie podoba jak rozwiązałaś scenr ze zwierzem. Raz, ze zostawiasz nas z takim niepokojem, vo ti, u licha, było, a dwa, ta poczstkowa nie celność dodaje duzi realizmu i sympatii dla Lili. Pokazujesz jej rozwój. Lubię.
Ciekawi mnie ta kira i lento, ich relacja jest tahemnicza, nie wiem xzy do koncs ich pokubilam i ciekawi mnie, czy jeszcze odegrJa jakąś role.
Nie masz nawet noża kuchennego xd dobrze jej powiedzial xd
<3
Hej :)
OdpowiedzUsuńTekstowi przydałyby się pewnie szlify, bo brakuje przecinków i jest dość sporo powtórzęń, ale całość ma odpowiednie tempo i dynamikę. Kira jest strasznie irytującą postacią, taką dość roszczeniową, która za wiele od siebie nie daje. Też ton jej wypowiedzi działał mi na nerwy.
Niezłe opisy, zwłaszcza tego starcia z powrotem. Plastyczność i naturalność, widać, że miałaś pomysł na tę retrospekcję.
Pozdrawiam.
Juz na samy poczatku prosze wybaczyc mi brak poskich znakow - moj laptop jedzie na oparach, dzisiaj mam miec jakis zastepczy sprzet :)
OdpowiedzUsuńJedziemy, strasznie stesknilam sie za Lili! <3 i bardzo dziekuje za slowniczek na poczatku, bardzo ulatwia to czytanie :D
Przez dluzszy moment zatrzymalam sie na samym tytule - prosty, a zarazem czuje jakby mi ktos nim walnal w zebra znienacka. Czyli bardzo dobrze. :D
Juz po samym wstepnie mam takie Wooow. Bardzo fajne przestawienie ogolnej sytuacji konfliktu. Dlaczego zawsze tak jest ze cos wyzszego musi miec problem i potem wlasnie najbardziej obrywaja ci najmniejsi? Super porownanie do mrowek i szaranczy! <3
Ja sie wcale Lilce nie dziwie, ze pragnie normalnego spokojnego zycia. No i co z tego ze byla zakochana, kazdy ma prawo do zycia szczesliwego zycia, spokoju i pokoju, wiec niczym nie musi sie usprawiedliwiac. A ze czasem treba ubrudzic sobie rece to juz nie jej wina, skoro bogowie sie nie umieja dogadac :D Kibicuje jej i mam nadzieje, ze dostanie to, czego pragnie. O. :D
Moze zwrocil uwage na nia dlatego, ze wlasnie sie nie wyrozniała? moze byla dla niego oaza spokoju, ta lepsza ucieczka?<3 love it.
"Nie moze." hahahahahahaha dobre <3 jeszcze bardziej go lubie <3 krotko i na temat <3
Nie no, plan bez dokonczenia wydaje sie naprawde logiczny, brawo Lento. Co, wyskoczysz zza krzaka, zrobisz wejscie smoka znad hasioka a dopiero potem sie bedziesz zastanawiac, co dalej? hm. powodzenia, pozdrawiam xD
NO kurde no, strzelanie pod presja wcale nie jest takie latwe, halo. Nie wiem czemu, ta Kira jakas takapodejrzana i sie wydaje cos kurcze... nie wiem. Mam do niej ieszane uczucia
Dokladnie, brawa dla Deana za trafne spostrzezenie! Czyli jednak mam dobre przeczucia co do Kiry,rzadzic by chciala, a sama bez broni no kto to widzial. Z tego jeszce beda jakies jaja, czuje to.
Noooo ciekawe ciekawe, jest akcja, jest moc, zaczelo sie niewinnie, a tu prosze, wyskakuje cos zza krzaka, kocham takie powiesci! <3 Mam nadzieje, ze dowiemy sie szybko, co sie urodzilo z tego dziwnego paktu oporu <3 <3
DeaLi forever <3