Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

poniedziałek, 4 stycznia 2021

[85] We Must Be Killers: Touch me, I'm going to scream ~ Rilnen

 Matko jedyna, zapomniałam, że mam takie teksty. Okej, ogólnie to parę lat temu miałam ogromną fazę na Teen Wolfa i nie podobały mi się dalsze sezony, więc napisałam sobie swoje. Był to jeden wielki cringe, ale przeze mnie Wilczy pisała po nocach i po piwach, więc nie mogłam pozostać jej dłużna. Tak, postać Iv jest jej. Zapraszam do początku opowieści o tym, jak powstały małe wilczątka. :D 

Beacon Hills było spokojnym miasteczkiem, które zamieniało się w głośną falę bordowego koloru w każdy piątkowy wieczór, kiedy licealna drużyna koszykówki grała mecz domowy. Na pół godziny przed meczem hala już pękała w szwach, a głośny doping można było usłyszeć z drugiego końca miasta. Czarnowłosa dziewczyna w koszulce Nirvany siedziała wśród tłumu i nerwowo obgryzała paznokcie, obserwując grę. Szczególną uwagę zwracała na zawodnika z numerem czwartym grającego na pozycji rzucającego obrońcy, który zdobył już w tym meczu dwadzieścia sześć punktów i nie zwalniał tempa. Trybuny szalały za każdym razem, kiedy Cyklony trafiły kosza, ale niestety to nie wystarczało.

— Dwadzieścia sekund do końca mecz, Cyklony przegrywają dwoma punktami, ale mają piłkę… — nawijał spiker, plując w mikrofon. — Teraz piętnaście sekund. Guttirez prowadzi szybką ofensywę, podaje pod kosz do Smitha ten wyskakuje, jeśli zdobędzie kosz, mamy remis, ale nie! Dziesięć sekund, Smith podaje do Hale’a stojącego za linią trzech punktów…! Hale oddaje rzut…!

Wszyscy kibice wstali z miejsc i wstrzymali oddechy. W trakcie lotu piłki zabrzmiała syrena końcowa, a wszyscy obecni na hali zamarli, śledząc wzrokiem piłkę, która wolną trajektorią zmierzała do kosza… i trafiła w obręcz. Zawodnicy drużyny przeciwnej ryknęli radośnie, a przez trybuny przetoczył się jęk zawodu. Gracz z numerem czwartym na koszulce padł na kolana i opuścił smętnie głowę, choć jego koledzy klepali go po ramieniu i próbowali pocieszać. Nic to jednak nie dało, gdyż Cyklony odpadli z play—offów, a Derek Hale wziął na siebie za to całą odpowiedzialność. Jako ostatni został w szatni, ociągając się przy wychodzeniu. Gdy szatnia już całkowicie opustoszała, usiadł na ławce przy szafkach i ukrył twarz w dłoniach. Nawet ze swoimi nadnaturalnymi zdolnościami nie usłyszał, jak drzwi ponownie się otwierają, a czarnowłosa dziewczyna stanęła za nim, opierając się plecami o szafki.

Well, touch my mouth and hold my tongue

— Nie wiedziałam, że taki kozak, jak ty, beczy.

Derek odwrócił się, rzucając dziewczynie wściekłe spojrzenie.

— Ivrel, ile razy mam ci mówić, że wilki nie beczą…

— …bo wilki to nie barany. — Ivrel przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. — Co ty masz z tymi wilkami, koleś? Ciągle o nich nawijasz, a założę się, że nigdy w życiu ani jednego na oczy nie widziałeś.

— Oj, zdziwiłabyś się — warknął, ale wreszcie się uśmiechnął, gdy Ivrel usiadła obok niego na ławce.

— No i co teraz, panie wielki rzut? — Szturchnęła go lekko łokciem w żebra. — Ale jak mogłeś tego nie trafić?! — Przejechała dłonią po twarzy — wykonywałeś już setki takich rzutów, jak nie tysiące, czy to na treningach, czy na placyku…

— Wiem o tym, dzięki. — Wstał z ławki i sięgnął do swojej szafki po torbę. — Dzisiaj trener nic nam nie powiedział, ale obawiam się, że jutro oznajmi, że nasze życie się skończyło i już nigdy nie zobaczymy słońca… Musisz już wracać do domu?

— Gdybym musiała, to nie siedziałabym tu z tobą i nie próbowała swoich sił w pseudo—pocieszaniu. — Poklepała przyjaciela po policzku. — Rodzice dzisiaj są w domu, nie muszę zajmować się smarkulą.

— To dobrze. — Tajemniczy uśmiech wpełzł na usta chłopaka.

— A co, planujesz wreszcie mnie poderwać, czy nie daj Boże, zaprosić na randkę?

— Ciebie? Prędzej pójdę na randkę z trenerem.

— No to co mi dupę zawracasz?

Derek westchnął i zarzucił Ivrel rękę na ramiona.

— Nowiutka konsola leży u mnie w pokoju i aż błaga, żebym ci skopał tyłek w Mortala.

Dom Hale’ów zawsze tętnił życiem. Samotna matka Talia starała się utrzymać porządek między trójką swoich dzieci, najstarszą Laurą, najmłodszą Corą oraz ich bratem Derekiem, wychowywanym przez niedużo starszego od siebie Petera  Hale’a, rodzonego brata Talii, który nie wiedzieć czemu, wziął na siebie odpowiedzialność za niesfornego Dereka, włażącego teraz przez okno do swojego pokoju, dając znak ręką Ivrel, że droga wolna. Późna godzina świadczyła o tym, że dom Hale’ów pogrążony był w głębokim śnie, i, choć wszyscy dobrze znali Iv jako przyjaciółkę Dereka, to oboje czuli dreszczyk emocji, kiedy wkradali się oknem do pokoju chłopaka i uruchamiali konsolę.

I'll never be your chosen one

— Musimy zacząć używać frontowych drzwi, bo jeszcze pomyślą, że chcemy ukryć nasz romans — stwierdziła Ivrel, siadając przed telewizorem.

— Przecież dla ciebie okna to drzwi. Do swojego domu też wchodzisz oknem.

— Jak nie można drzwiami… — parsknęła sarkastycznie. Dobrze wiedziała, że jej rodzice nie mają pojęcia, że co noc niepostrzeżenie się wymykała. Choć mogła opowiedzieć im o wszystkim i na pewno nie robiliby problemu, to narastająca potrzeba ucieczki odciągała Iv od tego pomysłu. Nigdy nie lubiła dzielić się personalnymi odczuciami i uważała, że im rodzice mniej wiedzą, tym lepiej śpią.

Pochłonięci grą, nie zauważyli, jak srebrna poświata księżyca w pełni zalała pokój. Derek podrapał się nerwowo po karku, ale nadal potrafił wciskać odpowiednie przyciski pada. Dopiero kiedy postać Ivrel zastosowała się do rozkazu „finisz him”, a rozgrywka się zakończyła, warknął cicho, a jego oczy zaczęły świecić złotym blaskiem.

— Hej, młotku, wszystko okej? — Iv zmarszczyła brwi.

— Musisz stąd spadać…

— Co? Koleś, przecież nie raz jeszcze przegrasz ze mną…

— Ivrel, wynocha! — Jego oddech przyspieszył, a na czoło zaczęły wypływać kropelki potu. Zacisnął pięści, wbijając pazury w dłonie.

— Derek, co się dzieje? — Dziewczyna dotknęła jego ramienia, teraz wyraźnie zaniepokojona, ale on odtrącił natychmiast jej rękę. Dookoła chlapnęła krew zranionej dłoni.

— Uciekaj! — Odważył się podnieść głowę, błyskając żółtymi ślepiami. Jego twarz zaczęła pokrywać czarna sierść, a zęby przemieniły się w kły.

Dopiero wtedy Ivrel zrozumiała, że najwyższy czas wziąć nogi za pas. Prędko podniosła się i łapiąc torbę, wyskoczyła przez okno. Nagle skok z pierwszego piętra przestał być przerażający. Gdy wylądowała na miękkich liściach zerwała się do biegu, nie mając odwagi spojrzeć za siebie, choć słyszała donośne wycie wilków, które przecież nie żyły w Kalifornii od lat. W głowie miała tylko złoto jego oczu, a o oddychaniu przypomniała sobie dopiero, gdy wskoczyła przez otwarte okno swojego pokoju.

”Wilki nie beczą, bo wilki to nie barany”.

Przez dłuższy moment stała pośrodku pogrążonego w mroku pokoju, starając się uspokoić szaleńczo bijące serce. Najbardziej zdziwił ją fakt, że wcale się nie bała. To, co dzisiaj zobaczyła, przeraziłoby dorosłego człowieka, a ona czuła się bardziej podekscytowana, niż przestraszona. Właśnie odkryła, że jej najlepszy przyjaciel jest bestią i zamiast z płaczem uciec w bezpieczne miejsce, łaknęła dowiedzieć się więcej.

Podskoczyła, kiedy drzwi skrzypnęły, a w plamie światła z korytarza stanęła rozczochrana Rilnen, przecierając oko.

— Ivcia? — Dziewczynka ściskała swojego ukochanego misia pod brodą. — Nie mogę zasnąć. Mogę spać z tobą?

— Właź. — Machnęła ręką w stronę łóżka, na które Ril natychmiast się wgramoliła.

— Jak mecz? Cyklony wygrały?

— Nie, są beznadziejni. — Przykryła siostrę kołdrą aż pod szyję. — Śpij, jestem tu. — Nie przebierając się, położyła się obok, otaczając Rilnen ramieniem. Była pewna, że ona sama nie zmruży już oka tej nocy.

I'll be home, safe and tucked away

Przewracała się z boku na bok, a gdy słońce wreszcie wstało, nawet zgodziła się odprowadzić siostrę do szkoły, żeby tylko jak najszybciej spotkać się z Derekiem. Nie była pewna, czy chłopak pojawi się w ogóle na zajęciach, ale zobaczywszy go na szkolnym dziedzińcu podbiegła do niego, szturchając go w tył głowy. Zawyła, imitując wilka, po czym wybuchła śmiechem widząc jego przerażoną, bladą twarz.

— Cześć, sierściuchu.

— Przepraszam, Ivrel…

— Przeproś mnie jeszcze raz, a dostaniesz w mordę.

— Dlaczego nie jesteś przerażona? Wczoraj zobaczyłaś potwora! — ściszył głos do szeptu, rozglądając się dookoła.

— Myślisz, że ta sztuczka ze zmianą oczu na świecące Ledy mnie przerazi?

Derek aż otworzył usta, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Koleś, to jest Beacon Hills. Tu dziwne rzeczy dzieją się na co dzień, więc nie dziwi mnie, że jesteś bardziej ufutrzony niż inni ludzie.

Przez kolejne dni Ivrel wykazywała niesamowity entuzjazm. Nie robiła nic innego, tylko praktycznie zamieszkała w bibliotece, pochłaniając wiedzę na temat wilkołaków, jak dzieci lukrowane ciastka. Kiedy nie zagłębiała się w tajniki lykantropii, chodziła za Derekiem, co chwilę imitując wycie i krzycząc na widok każdego fioletowego kwiatka. Powyrzucała także całą swoją srebrną biżuterię, ale dopiero po tygodniu odważyła się wyznać Derekowi swoje zamiary.

Siedzieli na szkolnym dziedzińcu. Do końca wolnej godziny między zajęciami zostało pięć minut i Hale już zaczął pakować swoje zeszyty do plecaka, kiedy Ivrel złapała go nagle za rękaw i spojrzała mu głęboko w oczy.

— Chcę być taka, jak ty.

Jego wyczulony nos czuł, że dziewczyna jest w pełni szczera i to przeraziło go najbardziej.

— Uwierz mi, nie chcesz.

— Derek, tylko ty możesz spróbować mnie przemienić! Czytałam o tym, patrz! — Wyszarpnęła z torby grubą książkę, otwarła ją na zagiętej stronie gdzieś po środku i zaczęła czytać. —”Wilkołaki prowadzone przez alfę, tak zwane bety, także posiadają zdolność do przemienienia człowieka w wilkołaka, co zdarza się raz na…”

— Dziesięć tysięcy przypadków, wiem. — Chłopak zamknął książkę, nie pozwalając Ivrel dokończyć, ale ona nie dawała za wygraną.

— Co więcej, jeśli to ty mnie ugryziesz, nie ma ryzyka, żebym umarła.

— Od ugryzienia nie, ale jeśli szczęśliwie nie wygrasz na loterii, a zamienisz się w wilkołaka, zabiją cię łowcy!

Ivrel uniosła brwi.

— Potrafię szybko biegać. Z wilkołaczymi zdolnościami potrafiłabym szybciej. — Uśmiechnęła się promiennie i nie było sposobu, by Derek nie odwzajemnił uśmiechu.

Well you can't tempt me if I don't see the day

 

Mogłaby się wtedy rozbeczeć, jak każda normalna nastolatka. Lamentować i życzyć swoim rodzicom śmierci w największych męczarniach. Ale zamiast tego ograniczyła się tylko do spakowania paru rzeczy, trzaśnięcia drzwiami i wyniesienia się na kilka dni do swojego najlepszego kumpla. Zawsze uważała, że Hale’owie są dla niej bardziej jak rodzina niż jej własna, bo dom tętnił życiem, był głośny, ale przede wszystkim ciepły. Ich rezydencja była ogromna i jedna osoba mniej czy więcej przy stole nie robiła różnicy.

Ivrel właśnie wspinała się po schodach i jak zwykle nie patrzyła przed siebie, aż wpadła na coś twardego. Zatoczyła się i już czuła, że leci do tyłu, ale ktoś w ostatnim momencie złapał ją za łokieć. Odzyskała równowagę i uniosła głowę, napotykając rozbawione spojrzenie szarych oczu.

— Przepraszam…

— Ależ nic się nie stało. — Młody mężczyzna patrzył na Ivrel z zaciekawieniem, mrużąc powieki. Nadal trzymał jej rękę, a ona stała jak zahipnotyzowana. — Jesteś Ivrel, przyjaciółka Dereka.

— T—tak… — Poczuła dziwne ukłucie w żołądku i wyrwała się ze stalowego uścisku. Głos uwiązł jej w gardle, kiedy niewinny uśmiech wpełzł na twarz mężczyzny.

— Ivrel! — Derek stanął na szczycie schodów. — Peter, do cholery…!

Iv szybko przemknęła po stopniach i schowała się za plecami chłopaka, który uniósł tylko brwi w odpowiedzi na jeszcze szerszy uśmiech swojego wujka.

Dopiero, kiedy znaleźli się w pokoju Dereka, Ivrel odetchnęła, a fala wściekłości na rodziców zalała ją ponownie.

— DO POLSKI! CHCĄ SIĘ WYPROWADZIĆ DO POLSKI! — Huknęła pięścią we framugę okna.

— Dlaczego?

— A ja wiem. — Wzruszyła ramionami już trochę spokojniejsza. — Ojciec ciągle chodzi nerwowy, a matce chyba zbliża się comiesięczna migrena, bo zamyka się w sypialni. Może im przejdzie za kilka dni. — Okręciła się w miejscu i padła na plecy w poprzek łóżka. Kiedy Derek ułożył się z drugiej strony, zapytała — co wilki zrobiłyby w takiej sytuacji?

— Nie ważne, co się stanie, wilki zawsze wracają do swojego stada. Dlatego jeśli wyjedziesz, ja będę czekać, bo jesteśmy stadem.

Nagle oczy Ivrel rozbłysły.

— Jest sposób na to, byś miał jeszcze pewniejsza pewność, że wrócę.

The pull on my flesh was just too strong

Jeszcze przez moment Derek kojarzył fakty, marszcząc brwi, po czym zerwał się na równe nogi.

— A ty znowu zaczynasz?

— Derek, to jest doskonały pomysł! — Usiadła, rozkładając ramiona. — Wreszcie mogłabym być członkiem twojego stada i będąc omegą, wróciłabym jako beta… Czy nawet alfa!

— Ivrel, nie! — Zacisnął pięści. — Po za tym, już jesteś członkiem mojego stada!

— Wiem, ale  — wstała i zaczęła krążyć po pokoju — wtedy byłabym pełnoprawnym członkiem…

— Nie zrobię z ciebie potwora!

Wreszcie spojrzeli na siebie. Jego kipiące złością spojrzenie skrzyżowało się na dłuższy moment z pełnym nadziei wzrokiem Iv, po czym jej oczy zaszkliły się i złapawszy swoją torbę, wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Chciała jak najszybciej uciec, schować się przed światem, uciszyć obficie krwawiącą ranę dumy. Z całych sił starała się zatrzymać cisnące się wrednie łzy, że nie zauważyła, kogo wyminęła na korytarzu.

— Mogę dać ci to, czego chcesz.

Zatrzymała się na środku schodów, gdzie uprzednio się z nim zderzyła. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że na jego ustach rozciąga się cwany uśmiech. Zacisnęła mocniej palce na pasku torby i bez słowa opuściła w pośpiechu dom Hale’ów. Powinna być przestraszona, jak każda normalna nastolatka. Ale ona była co najmniej zbuntowana i za wszelką cenę chciała pokazać, że nikt nie zabroni jej kreować własnego życia. Tego wieczora długo włóczyła się sama po ulicach miasteczka, nad którym wisiały ciężkie, burzowe chmury zwiastujące niemałą ulewę. Szalejące w głowie myśli nie uspokoiły się ani na trochę, a przystanęła dopiero wtedy, gdzie przez szybę salonu tatuażu zauważyła szkic wilczej głowy.

 

Dyrekcja pozwoliła jej zabrać swoje rzeczy z ciemni fotograficznej. W końcu od pierwszej klasy liceum, przez prawie dwa lata, opiekowała się kółkiem fotograficznym i wkładała w to całe serce, a kiedy nie spotykała się ze swoim najlepszym przyjacielem, siedziała w ciemni, rozwijając swoją pasję. Praktycznie przez ostatnie czternaście dni przesiadywała albo w ciemni, albo w domu, co dziwiło jej rodziców, choć o nic nie pytali. Od ostatniej kłótni nie widziała Dereka ani razu. Nie tylko dlatego, że ona tego nie chciała, ale on także nie wykazywał zainteresowania jej osobą i ciekawiło ją, dlaczego tak było. Czy z własnej, nieprzymuszonej woli unikał jej, czy też ktoś kategorycznie zabronił mu jakkolwiek kontaktować się z Ivrel.

Na wpół zmartwiona, na wpół wściekła czekała na przyjaciela w miejscu, w którym zawsze rozwiązywali wszystkie swoje problemy. Rozwiesiła zdjęcia, które zostały jej do wywołania. Zrobiła je podczas ostatniego meczu Cyklonów, kiedy jeszcze nie wiedziała, że Derek jest wilkołakiem, ale już dawno nauczyła się, iż nie wolno robić mu zdjęć z lampą błyskową. To właśnie dzięki zdjęciom zorientowała się, że z jej najlepszym przyjacielem jest coś nie tak, gdyż na każdej fotce, która została zrobiona przy użyciu lampy, na oczach Dereka zostawały dziwne prześwietlenia. Przeczytała chyba wszystkie książki i poradniki dla fotografów, ale nic w ustawieniach aparatu ani kątach robienia zdjęć nie pomogło, po prostu, Derekowi nie można było zrobić zdjęcia.

Stifled the choice and the air in my lungs

Niedługo potem prawda wyszła na jaw i Ivrel sama chciała zdobyć nadprzyrodzone moce, choć każdy normalny człowiek, po zobaczeniu osoby ze świecącymi oczami, kłami i pazurami, powinien co najmniej się przestraszyć i wykazywać początkowe objawy zespołu stresu pourazowego, ale Iv była inna. Wierzyła w istnienie sił nadprzyrodzonych i to, że Derek i jego rodzina byli wilkołakami, było dla niej czymś normalnym, jak śnieg na Boże Narodzenie. Kiedy w końcu się dowiedziała, uznała, że spełniają się jej marzenia i szkoda byłoby nie wykorzystać okazji. Oczywiście spodziewała się na początku kategorycznej odmowy ze strony Dereka, doskonale wiedziała, że będzie ją odwodził od tego pomysłu na miliony sposobów, ale zdawała sobie sprawę z tego, że po jakimś czasie marudzenia w końcu się zgodzi.

Przecież znali się praktycznie od przedszkola. To z nim najpierw pobiła się w piaskownicy o łopatkę, a potem razem bronili swojego kawałka placu zabaw wygrażając innym dzieciom patykami. Gdy poszli do szkoły od zawsze uprzykrzali życie nauczycielom, Derek nieustępliwie próbował nauczyć Ivrel grać w kosza, choć dziewczyna była wyjątkowym antytalenciem sportowym.

Ale co najważniejsze, znali swoje sekrety, byli dla siebie rodzeństwem, choć każde miało własne rodzone. Niestety izolacja od społeczeństwa zrobiła swoje i dziewczyna zaczęła dochodzić do naprawdę dziwnych wniosków. Kiedyś sama by siebie wyśmiała za takie konkluzje, teraz wszystko zaczynało układać się jej w jedną całość. Ta uporczywa myśl, uczucie i powiązane z nim zażenowanie prześladowało ją cały czas.

Nie miała z kim pogadać na ten temat, więc na dwa tygodnie utknęła sama ze swoimi myślami, które powoli zaczęły ją denerwować. Nawet przed samą sobą nie lubiła się przyznawać do tego, że ktoś jej się podobał, albo że zwróciła na kogoś szczególną uwagę, a teraz, kiedy zawiły los zmusił ją do spojrzenia na swojego najlepszego przyjaciela z innej perspektywy przywoływała w pamięci każdą sytuację, w której Derek opowiadał jej o swoich zauroczeniach i zdała sobie sprawę, że z każdą z tych dziewczyn w późniejszym czasie miała na pieńku, i wiecznie odradzała mu związki.

Better not to breathe than to breathe a lie

To on był przy niej, kiedy szukała pocieszenia. To on bronił ją przed silniejszymi, kiedy ona nie dawała rady obronić się sama. To on zawsze przy niej był, a doceniła go dopiero, kiedy zniknął. Za to była na siebie wręcz wściekła, bo to także świadczyło o jej uczuciach do chłopaka. Naczytała się za dużo książek żeby nie wiedzieć, że uczucia niejednokrotnie doprowadziły bohaterów do klęski, a ona nie chciała przegrać z powodu kogoś jej bliskiego.

Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że ktoś był z nią w ciemni. Złapała miskę pełną specjalnego specyfiku i odwróciła się, chcąc przestawić naczynie, kiedy spostrzegła niespodziewanego gościa i blaszana miska upadła na podłogę z głośnym brzękiem, rozlewając specyfik po podłodze.

— Nie chciałem cię przestraszyć. — Pomimo słabego światła Ivrel spostrzegła, że na twarzy Dereka malowało się szczerze zmartwienie, a Ivrel doskonale słyszała jego serce, które łomotało jak szalone. A może to było jej własne?

— Co tu robisz? — zapytała szeptem, zaciskając palce na blacie stołu, który miała za sobą. Jakaś niewyjaśniona siła paraliżowała jej ciało i dziewczyna nie była w stanie nawet schylić się, by wytrzeć z podłogi wywoływacz.

— Za niedługo wyjeżdżasz, nie mogłem się z tobą nie zobaczyć… — Derek wiedział, że substancja jest niezwykle żrąca dla skóry, więc wykorzystując szansę, by odwrócić wzrok od dziewczyny rozejrzał się po ciemni w poszukiwaniu jakiejkolwiek szmatki, ale niczego takiego nie znalazł i, nie widząc lepszej opcji, ściągnął koszulkę i kucnął, ścierając szybko podłogę, po czym rzucił koszulkę w kąt.

— Miałeś dwa tygodnie…

— Zabronili mi się z tobą spotykać. — W końcu odważył się spojrzeć w górę, gdzie napotkał parę czerwonych oczu, które w ciemni świeciły jeszcze bardziej.

— Kto?

— Mój wujek powiedział mojej mamie, że dowiedziałaś się o wilkołakach. — podniósł się z klęczek i teraz to on patrzył na Ivrel z góry, ale nie zapalił swoich źrenic.

Delikatnie złapał jedną rękę Ivrel i powoli odciągnął od stołu, zamykając jej dłoń w swoich. Ivrel prychnęła i odwróciła głowę, ale nie zabrała ręki z powrotem. Cieszyła się, że w tym słabym świetle nie widać dobrze jej policzków, które właśnie pokraśniały, gdyż wstydziła się przyznać przed samą sobą, że to właśnie jego obecności teraz potrzebowała najbardziej. Od czasu ich kłótni Iv nie potrafiła się ogrzać, ciągle było jej zimno, a ciepłe dłonie Dereka były ukojeniem dla jej zmarzniętych rąk. Tak samo od dwóch tygodni spała przy zapalonym świetle, bo bała się ciemności, jak małe dziecko. Gdy gasiła światło długie cienie wypełzały spod ścian i z kątów pokoju, próbując ją sięgnąć swoimi mackami.

'Cause when I open my body I breathe in a lie

Aż tu nagle znów pojawia się on. Był jak latarnia świecąca jasno, nieprzerwanie. Poczuła, że jej wnętrze także jest zimne jak lód i pragnąc się ogrzać pocałowała Dereka. To było silniejsze od niej, jakby niewidzialna siła przyciągała ją do niego. Chłopak wcale nie wydał się zaskoczony. Oddał pocałunek, łapiąc Iv drugą ręką w talii i przyciągając do siebie. Wodził dłońmi po jej plecach, podczas gdy ona oplotła ramionami jego szyję.

Nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Oboje nie mieli pojęcia, czy trwało to tylko moment czy całą wieczność, ale liczyło się tylko to, co jest tu i teraz. Jednak nic nie trwało wiecznie, a długie cienie znowu wyszły z kątów pokoju.

— Ivrel, ja przepraszam, to nie…

— Derek…

— Nie chcę cię ranić.

— Chcę być taka, jak ty.

And I will not speak of your sins

Nie wiedział, co nim kierowało bardziej. Jednego był jednak pewien – nie chciał zawieść Ivrel. Nie do pomyślenia dla niego było nagięcie jej zaufania po tym, jak nie uciekła ani nie ześwirowała na wiadomość, że jest wilkołakiem. Ciągle wydawało mu się, że to poroniony pomysł i choć przeczuwał, że będzie sobie za to pluł w brodę, ale jednak pod naporem jej ciepłego, pewnego spojrzenia skinął głową.

Wcale tego nie chciał. Ivrel była jedyną osobą w jego nadnaturalnym świecie, która była całkowicie normalna i to ona utrzymywała go na powierzchni ludzkości. Kiedy zwierzył się Peterowi z tego, że jego tajemnica wyszła na jaw, a Iv także chce zostać wilkołakiem, wujek zaskakująco się ucieszył i pochwalił pomysł dziewczyny.

Nigdy nie był zadowolony ze swojej kotwicy, ale teraz wyjątkowo jej sobie gratulował. Gniew pomógł mu opanować drżenie rąk. Ciągle jednak w jego sercu tliła się iskierka strachu. Choć przeczytał na temat rozdawania mocy wszystkie książki, jakie udało mu się znaleźć i dobrze wiedział, że nic nie może się Ivrel strasznego przytrafić, to i tak to dziwne przeczucie, że zaraz stanie się coś złego, ściskało jego żołądek.

— Na co się tak gapisz? — szepnęła, uśmiechając się delikatnie.  

Derek od razu się opamiętał i potrząsnął głową. Stanął za Ivrel i odgarnął włosy z jej szyi.

— Więc… jesteś stuprocentowo pewna…

There was a way out for him

— Po prostu gryź! — Rzuciła mu surowe spojrzenie i przekrzywiła głowę.

Wysunął kły, ale jeszcze na sekundę się zawahał.

— Co znowu?

— Ivrel… musisz coś wiedzieć.

Zmarszczyła brwi, ale nie poruszyła się choćby o milimetr. Przez dłuższą chwilę było słychać tylko huk uderzających o drewniane drzwi kropel deszczu. Usta Dereka muskały jej kark, wędrując w górę, aż dotarły do ucha i rozległ się szept:

— Ivrella… kocham cię.

Zanim zdążyła zareagować, poczuła ostry ból w karku, jakby ktoś przyłożył jej gorące żelazo do skóry. Zacisnęła powieki, kiedy żyły zapłonęły żywym ogniem. Wrzasnęła i upadła na kolana, nie mając siły poruczyć żadnym mięśniem. Paraliżujący ból wstrząsnął jej ciałem.

Aż nagle wszystko ustało. Otwarła oczy. Dotknęła językiem przednich kłów i spojrzała na wydłużające się pazury. Czuła, jak wzrasta w niej moc.

— Jak mogłem zrobić ci coś takiego… — Derek ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc uwierzyć, że się udało.

— Derek, patrz!

The mirror shows not

Poderwał głowę, ale jego wzrok nie uchwycił Ivrel. Przed nim siedziała wilczyca, której czarna sierść nawet w słabym czerwonawym świetle ciemni mieniła się kobaltowym blaskiem. Oczy wilczycy świeciły najjaśniej ze wszystkich supernaturalnych źrenic, jakie Derek miał okazję w życiu oglądać. To wszystko przewyższało jego najśmielsze oczekiwania. Znał tylko jednego zmiennokształtnego wilkołaka i była to jego matka, jedna z najsilniejszych alf, jakie było mu dane poznać. A teraz patrzyły na niego oczy alfy, którą on sam stworzył.

To było dla niego niepojęte. Jakim cudem Ivrel w ogóle zdołała się przemienić w wilkołaka po jego ugryzieniu i dlaczego była alfą? Już zrozumiałby, jakby źrenice Iv miały barwę chłodnej stali, barwę Omegi. Do tego dziewczyna nigdy nie wspominała, że ktoś z jej rodziny był jakąkolwiek superaturalną kreaturą. Tak bardzo chciał zadać jej te wszystkie pytania i nie rozumiał, czemu wujek zabraniał mu kontaktu z przyjaciółką. Wiedział, że Ivrel za niedługo wyjedzie i nie potrafił znieść myśli o rozłące. Dotąd widywali się codziennie, to było tak zwyczajne, jak jedzenie czy oddychanie. Sami dla siebie byli swoim stadem, a przecież utracenie członka watahy jest jak utrata kończyny. Wilkołaki były silniejsze w grupie. Samotny wilk nie przeżywa długo…

Ivrel zastrzygła uszami i zaczęła węszyć, a jej spokój rozproszył się w sekundzie, kiedy drzwi do ciemni otwarły się z hukiem. Talia Hale stanęła w progu i tylko na moment w jej oczach błysnęło przerażenie, po czym ze stoickim spokojem westchnęła, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Ivrel zerwała się z miejsca, wyminęła kobietę i, zostawiając swoje rzeczy, uciekła.

Your values are all shot

 


3 komentarze:

  1. Hej :)
    Nigdy nie ciągnęło mnie do Teen Wolfa, ale pamiętam, że brat zaczął, bo lubi wilki, więc dość szybko wpadłam w klimat.
    Wybacz, ale cholernie razi mnie w oczy używanie półpauz zamiast zwykłych myślników w przypadku słów dwuczłonowych. Play-offy wyglądają lepiej od play—offów.
    Wow, nie no, klimat młodzieżowego serialu oddany w pełni, brawo! Ach, te emocje, rozdarte serca, poznanie tajemnicy, problemy w rodzinie - mieszanka czasami dla mnie zbyt wybuchowa, tutaj została konsekwentnie poprowadzona. Dzięki Ci za to napięcie i dwa tygodnie niewidzenia się przyjaciół - gdyby do przemiany Iv doszło od razu, chyba bym powiedziała, że to kiepski scenariusz jak dla mnie, a tak czuję przyjemną satysfakcję. I ten cliffhanger na końcu - niezłe posunięcie!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak gdzie są wilki jestem i ja. Dawaj!

    Oooo, dawno nie było sportu w twoich tekstach. Fajnie, że wkładasz w nie część swojego życia i tego co cię kręci.

    O ten moment po dzwieku gdy piłka jest już w powietrzu :o sama ogladam czasam kosza i te momenty dają duże emocje.

    Mortal :) też bym mu skopała dupę w mortala bo za bardzo pyskuje do Ivrel :)

    heheh dzieciaki. jak im wchodzenie przez okno daje dreszczyk emocji to mało życia widzieli :P

    Oj rozumiem Ivrel, też nie lubiłam się dzielić swoim życiem osobistym z rodzicami, coś w tym jest, że im mniej wiedzą tym lepie.

    Jezu! To Ivrel nie wiedziała, że on jest wilkiem? Jak jej to umkneło i kiedy to się stało?

    Tak to przyjeła bez żadnego ale, bez żadnych pytań i wyjaśnień?
    W sumie to do niej bardziej pasuje mi wilkołak ( wiadomo) ale bycie postawionym przez faktem dokonanym, że twój kumpel wyje po nocach do księżyca to nie takie proste jak sie wydaje.

    Wiedziałam , że bedzie chciała stać się wilkołakiem, w sumie kto by nie chciał hahahah

    pewniejsza pewność? heh

    Rodzina chłopaka to też wilkołaki? eh tu się zaczynają schody, ciekawe kto jest alfą i kto decyduje czy Iv dostanie się do stada czy nie.

    — Ivrella… kocham cię. - tego sie nie spodziewałąm szczerze powiedziawszy

    Ja wiedziałam, że bedzie z niej najładniejszy wilczek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odświeżona wersja znanej mi historii wrzuciła mnie na chwilę znów klimat szkolnych dramatów, miłości i uniesień. Aż mi się zatęskniło za wilkami, Derekiem i całą tą zjebaną gromadą. Mam nadzieję, że mi szybko przejdzie, bo nie mam czasu xd
    To najnaturaniejsza przemiana w wilkołaka jaką znam. I, cóż, NO CHCIAŁABYM.
    Z tego byłby lepszy scenariusz niż do późniejszych sezonów. Oglądałabym. Ten flashback oddaje fajną relację przyjaciół i przekonująco obrazuje, jak z takiej przyjaźni powstaje coś jeszcze większego.
    Fajnie było na moment znów wskoczyć w ten świat.

    OdpowiedzUsuń