Mogę szczerze powiedzieć, że nawet jestem dumna z tego tekstu :D I tak, kolejne anime obejrzane po nocach, w sumie w jedną noc, polecam, nowiutkie, Jujutsu Kaisen [nie należy do mnie, ja tu tylko konfabuluję razem z Wilczym :))]
Odcinek 1: Głupcy nie potrafią latać
Rok 2016, przedmieścia Tokio
Opustoszały akademik
pogrążony jest w ciemności. Mrugająca podłużna świetlówka co chwilę rozjaśnia
blaskiem rozchlapaną na ścianach korytarza świeżutką krew Kazukiego, który
jeszcze parę minut wcześniej uśmiechał się pewnie, dzierżąc w dłoni stalowy
topór. Teraz ostrze broni tkwi głęboko w jego czaszce, a wyrwane kończyny leżą
odrzucone na cztery strony świata.
Razem z Akirą wbiegamy na
korytarz i natychmiast zatrzymujemy się gwałtownie tuż przy brzegu kałuży krwi.
Przeraźliwy wrzask mojej przyjaciółki zatrząsa murami akademika. Nie mam jej
tego za złe. Widok tak zmasakrowanego ciała na pewno nie jest czymś przyjemnym.
And I will not
speak of your sins
— Kazu! — Akira zrywa się z
miejsca i ślizgając się na mokrej od posoki posadzce, dopada do martwego ciała.
— Kurwa…
— Aki, przestań — błagam po
cichu, opuszczając głowę.
Może to szok, ale Akira
kompletnie traci panowanie nad sobą. Jej trzęsące się dłonie dotykają miejsc, w
którym powinny znajdować się ręce Kazukiego. Ciepła jeszcze krew natychmiast
brudzi jej skórę i ubranie, gdy sięga do rączki topora.
— Jak mogłeś dać się zabić… —
mamrocze pod nosem, siłując się, by wydobyć broń z rozłupanej głowy naszego
przyjaciela.
— Akira, wystarczy.
— Muszę to wyciągnąć…
— AKIRA! JUŻ MU NIE POMOŻESZ!
— krzyczę, ściągając na siebie wzrok przyjaciółki.
Jej oczy są puste. Dobrze
wiem, że musimy uciekać i choć łzy skapują mi na mundurek, zaciskam mocniej
dłoń na łuku. Bez zbędnych słów podchodzę do Akiry i ciągnę ją za rękaw,
stawiając na nogi. Kiwam głową w stronę drogi ucieczki i zrywam się do biegu.
Dłoń Akiry jest lodowata, ale nie puszczam jej nawet, gdy parę pięter niżej
zaskakuje nas przeklęty.
Choć nasze spojrzenia już
dawno przyzwyczaiły się do ciemności, nie potrafię ocenić jego rozmiarów.
Ohydne cielsko o glutowa tej konsystencji wije się, a z jego podwójnych ust
ścieka ślina. Wybałuszone liczne gały, pokrywające większość ogromnej głowy
kręcą tęczówkami na wszystkie strony. Osiem łap faluje w poszukiwaniu kolejnej
ofiary do rozszarpania.
Jednak nie to jest najgorsze.
Przeklęty chichocze, jakby właśnie usłyszał dobrze wyszukany żart. Na dźwięk
tego skrzeku czuję ciarki na plecach. Staram się szybko przekalkulować w głowie
szanse i zagrożenia. W kołczanie na plecach mam dwie strzały, które po
odpowiednim nasyceniu powinny trafić prosto w czuły punkt przeklętego. Do tego,
Akira jest nieuzbrojona i muszę jak najszybciej utorować jej drogę ucieczki.
— Posłuchaj… — szepczę, chcąc
przedstawić szybko plan, ale Akira wyrywa dłoń z mojego uścisku i z rządzą
mordu wypisaną na twarzy rzuca się na przeklętego. — Aki, nie!
— TY GNOJU! — Akira pędzi
przed siebie i dopada przeklętego, uczepiając się jego glutowatego cielska. —
JAK ŚMIAŁEŚ! — ryczy z wściekłości i wyrywa kleiste kawałki, nie zważając na to
że przeciwnik pochłania ją coraz bardziej.
Dlaczego? Dlaczego moi
przyjaciele ginęli w okropny sposób? Przecież ciągle jesteśmy tylko dziećmi, to
nie my mamy przelewać krew za czyjeś bezpieczeństwo. My nie jesteśmy nic winni
światu, który nie jest czarno-biały, to jasne. Szkoda, że ciągle obrywają
niewinni.
Moje myśli zatrzymują się,
nie zważam na czas. Zamykam się na zewnętrzny świat, teraz istnieje dla mnie
tylko ten korytarz. Ruchy stają się automatyczne, jakby moje ciało nie należało
już do mnie. Choć moje serce ze strachu co chwilę gubi rytm, drżącą dłonią
sięgam po pierwszą strzałę., która natychmiastowo ląduje w źrenicy najbliżej
twarzy Akiry. Przeklęty wyje z bólu, ale cofa oślizgłe macki w momencie, gdy
drugi grot, lśniący błękitną energią przebija jego cielsko na wylot.
W ostatnim momencie ratuję
Akirę od bolesnego upadku, wślizgując się między nią, a przeklętego. Zamykam ją
w ramionach i toczymy się pod ścianę, o którą uderzam plecami. Natychmiast
zrywamy się na nogi spoglądając na ryczącego wściekle przeklętego.
There was a way
out for him
— Spadaj! — Szturcham Akirę w
stronę otwartych schodów.
— Nie zostawię cię tu! —
Akira łapie mnie za ramię, ciągnąc za sobą.
— Spieprzaj powiadomić
Gojou-sensei! — Strącam szybko jej dłonie. — Ja zatrzymam tego tutaj!
— Zginiesz, jak Kazu!
— Jeśli się stąd nie ruszysz,
to zaraz nic po nas nie zostanie!
— Uciekniemy razem!
— BIEGNIJ! — W ostatnim
momencie odpycham przyjaciółkę przed pędzącą w naszą stronę macką.
Rozdziela nas potężny wybuch.
Tona gruzu ląduje na podłodze wzbijając tumany kurzu w powietrze. Gryzący dym
wdziera mi się do płuc. Zaczynam się dusić, a strach paraliżuje moje ciało.
Modlę się, by Akira choć raz w życiu mnie posłuchała i uciekła. Wciąż ściskam
łuk w dłoni, czekając na kolejny atak. Kurz opada, a ja szybko chowam się za
większym kawałkiem ściany i rozglądam dookoła. Akiry nigdzie nie było, za to
Glutowaty znowu zaczął się chichrać pod nosem. Wyglądam przez ramię, a moje
spojrzenie krzyżuje się z rozbieganymi źrenicami. Natychmiast odskakuję przed
kolejnym atakiem zabójczej macki, ale potykam się o mały, ledwie zauważalny
kamień i ląduję twarzą na kafelkach. Z nosa natychmiast bucha mi ciepła krew,
którą ścieram wierzchem dłoni.
Wciąż ściskam łuk, którym
robię potężny zamach, ścinając w pół mniejszą mackę tuż przed moją twarzą. Tępy
ból rozchodzi mi się po czaszce, jednak schylam się unikając kolejnej macki,
jednocześnie zbierając z podłogi strzałę, która przebiła wcześniej przeklętego
na pół.
The mirror shows
not
Stoję plecami do wielkich
rozetowych okien, a zanim galaretowate cielsko obróci swoje macki w moją
stronę, mam trzy sekundy na przemyślenie sytuacji. Jeśli tu zostanę, przeklęty
pochłonie mnie prędzej niż później. Lokalizacja Akiry czy Gojou-sensei nie jest
mi znana, a jeśli rozbiję szybę wyskakując przez okno, przeklęty ruszy za mną i
niewinni cywile zostaną wciągnięci w wir walki. Istniała szansa, że pociągnę
gluta za sobą i spadając, uda mi się go wyegzorcyzmować. Niemniej, szanse na
moje przeżycie są zerowe. Muszę ryzykować.
— Te, smarku wycharkany! —
wołam przeklętego, po czym uderzam końcem łuku w cienką szybę, która
rozpada się na milion kawałków.
Napinam cięciwę w gotowości,
a grot jarzy się błękitnym blaskiem. Przeklęty wypuszcza oślizgłe macki w moją
stronę, a ja cofam się, pokracznie wspinając się na parapet. Chłodne nocne
powietrze owiewa moje ciało, które niespodziewanie gubi równowagę. Przeszywa
mnie fala przerażenia, gdy grawitacja bezlitośnie ciągnie mnie w dół.
Świadomość uderza mocniej niż przeklęta siła. Roztrzaskam się, zanim zdążę
wypuścić strzałę! Świst powietrza i gwałtowny napór ciśnienia zatyka mi uszy,
choć mam wrażenie, że ciągle słyszę chichot przeklętego. Łuk i strzała wypadają
mi z rąk.
Nie chcę umierać!
Nie w taki sposób!
Boję się!
Nie…!
Your values are
all shot
Rok 2018, Sugisawa,
prefektura Miyagi
Tokijskie słońce przygrzewa
miło, kiedy wysiadam z klimatyzowanego Astona Martina. Moje zdolności do
parkowania nigdy nie były dobre, jednak tym razem cieszę się z nieuszkodzenia
żadnego wozu, czy to swojego, czy kogoś innego. W mojej głowie ciągle błąka się
myśl, dlaczego robię to, co robię, czemu tutaj jestem, jednak zabicie
poprzedniego właściciela tego wspaniałego auta utwierdziło mnie w przekonaniu,
że nie ma już dla mnie drogi powrotnej.
Granie w karty z Getou i Mahito
było złym pomysłem. Nie mam szczęścia w grach hazardowych i przez dwa lata
udawało mi się unikać rozgrywek wiedząc, że moi przeklęci koledzy wymyślają
przegranemu chore wyzwania do wykonania. Więc co mnie podkusiło zakładać się z
bandą przeklętych? Gościu od Astona Martina nie żyje, a ja bujam się po mojej
starej szkole, której nigdy nie było dane mi ukończyć.
Przez moją niewyparzoną gębę
zakład został przybity. „Musisz spotkać się ze swoim nauczycielem”,
powiedzieli. „Będzie dobrze!”, dodali. Nie są jednak świadomi tego, że ja wiem
o ich kosie z Satoru Gojou. I z pewnością nie mam zamiaru dać się wmanipulować
w jakąś chorą gierkę na śmierć i życie, no może bardziej śmierć skoro nasza
trójka już raz umarła.
Podeszwy trampek przyklejają mi
się do asfaltu, gdy powolnym krokiem przemierzam przyszkolny parking. Ta szkoła
zawsze lekko mnie przerażała i tym razem nie jest inaczej. Choć długo moje
miejsce się tu nie grzało, to parę trików na rozładowanie sytuacji udało mi się
całkiem nieźle opanować. Nigdy jednak nie było mi dane rozwikłać tej zagadki,
dlaczego tak prostacki trik działał, niemniej jakoś zbytnio mnie to nie
obchodziło. Jak coś było głupie, a działało, to wcale takie głupie nie było.
Wchodząc na szkolny dziedziniec,
szukam swoich potencjalnych „pomocnic” i szybko je zauważam, gdyż ich perlisty
chichot rozlega się po całym placyku. Powoli stawiam swoje kroki przed siebie,
a leniwy uśmiech rozciąga się na moich ustach, kiedy kątem oka dostrzegam
reakcję dziewczyn. Ich śmiech natychmiast cichnie, a gdy jedna zaczęła
pokazywać na mnie palcem, druga szybko trzepnęła ją w wyciągniętą dłoń.
But oh, my heart
was flawed
Moja ręka automatycznie unosi
się by poprawić opadającą na czoło przydługawą grzywkę i nonszalancko przenieść
się na tył głowy, by niby odruchowo podrapać się po wygolonej potylicy. Gdy
ławka, na której siedziały dziewczyny była już po mojej prawej stronie,
odwracam głowę w bok i puszczam do nich oczko sprawiając, że ich buzie robią
się czerwone, jak świeże truskawki. Już po tej reakcji wiem, że są na tyle
tępe, żeby nie zauważyć, kim naprawdę jestem i nie powinno być problemu z
natychmiastowym zdobyciem ich zaufania.
— Hej, kociaki — rzucam
beztrosko na powitanie, a dziewczyny jeszcze bardziej się czerwienią. —
Mogłybyście mi pomóc? Szukam kogoś…
— Oczywiście! — pierwsza z nich drze
się natychmiastowo, zanim jeszcze kończę wypowiedź. — Jak mogę panu pomóc? —
Odruchowo poprawia upiętą w długich blond włosach czerwona kokardę.
Ledwo powstrzymuję się od
parsknięcia śmiechem, ale po raz któryś tam w życiu dziękuję swoim rodzicom za to,
że dali mi tak przystojną twarz, że wystarczyło parę gestów, by oczarować
odpowiednie osoby.
— Szukam jednego nauczyciela,
Satoru Gojou, może to wasz opiekun?
Dziewczyny natychmiast się
zapowietrzają i zrywają na nogi. Stawiam ostrożnie krok do tyłu, by przypadkiem
nie dostać czyimś łbem w brodę.
— Zaprowadzimy pana! — krzyczą
jednocześnie, łapiąc mnie pod boki.
Druga z dziewczyn o pyzatej buzi
tak ochoczo kiwa głową, że upięte wysoko po bokach głowy kucyki prawie się
rozwalają, jednak nie jestem w stanie odmówić takiej pomocy.
— Jak się pan nazywa?
— Michi Nijiha — odpowiadam,
wciąż uśmiechając się tajemniczo.
Niemal słyszę ich szybko bijące
serca i już wiem, że przepadły.
Daję się zaciągnąć w głąb
dziedzińca, a moje nowe koleżanki trajkoczą jak poranne skowronki. Połowa ich
słów w ogóle do mnie nie dociera, gdyż staram się uśmiechać zrozumiale a
jednocześnie obserwować otoczenie. Nigdy nie wiadomo, kto wyleci przez okno z siódmego
piętra.
Drzwi liceum Jujutsu otwierają
się ze skrzypieniem, jak brama piekielna, a w głównym holu nie ma ani jednej
żywej duszy, nawet panie z portierni chyba poszły wypić kawę z paniami
sprzątaczkami. Co jest dziwne, bo za moich czasów, gdy weszło się na teren
kampusu nie przebierając ubłoconych adidasów dostawało się miotłą po łbie.
— ... A jeśli chodzi o
Gojou-sensei, jest najprzystojniejszym z nauczycieli! — szczebiota dziewczyna z
kokardą, a pyzata koleżanka przytakuje jej ochoczo. — Wcale się nie dziwię, że
po szkole chodzi plotka o jego romansie z uczennicą!
Zatrzymuję się gwałtownie u
podnóża schodów prowadzących na pierwsze piętro, gdzie mieściły się sale
lekcyjne. Romans? Jeszcze dwa lata temu Gojou-sensei wyśmiałby takie plotki,
choć ktoś mi kiedyś wspominał, że chętnie zaciągnęłaby nauczyciela do łóżka.
Wtedy wydawało mi się to irracjonalne, głupie i nieodpowiednie, a w tym
momencie nic bardziej mnie nie obchodziło.
Podnoszę głowę i od razu ją
rozpoznaję. Moje serce na sekundę gubi rytm, bo osoba, przywołana przeze mnie
jakby myślami, materializuje się u szczytu schodów. Wszędzie poznam tę
wykrzywioną nudą twarz. Czarne włosy opadają na boki, jakby to miało ją
uchronić przed ciekawskimi spojrzeniami. Jej zielone oczy robią się okrągłe jak
spodki, gdy rozpoznaje moją osobę.
— Czy ty wiecznie musisz
podrywać niewinne laski? — Jej głos grzmi groźnie, odbijając się echem od
szkolnych ścian.
— Joł, Akira. — Salutuję
niezdarnie i obserwuję, jak Akira mruży oczy, jakby wciąż się zastanawiała, czy
rzeczywiście ja to ja.
— Kopę…
— Zamilcz — rozkazuje, powoli
schodząc ze schodów.
Czuję, jak zimna strużka potu
płynie mi po plecach, ale stosuję się do rozkazu przyjaciółki. W sumie wcale
nie dziwi mnie jej reakcja, w końcu gdy ostatni raz mnie widziała, moje ciało
leżało roztrzaskane na chodniku, bo tak jakby, wyleciało mi się z siódmego
piętra, a teraz stoję przed nią promieniejąc życiem. Nie możemy rozmawiać
w towarzystwie niczego nie świadomych pierwszoklasistek, dlatego szybko
wyplątuję się z ich uścisków i to natychmiast gratuluję sobie tego w duchu, bo
Akira potyka się o swoją niezawiązaną sznurówkę, a ja łapię ją w ostatnim
momencie przy akompaniamencie urywanych krzyków przerażenia młodszych
dziewczyn.
— Żyjesz? — pytam, ściskając
mocno ramię Akiry.
— To chyba powinna być moja
kwestia — mruczy Akira ledwie słyszalnie, a ja tylko się uśmiecham i odwracam
głowę do przerażonych dziewczyn.
I knew my weakness
— Musicie wybaczyć swojej
senpai, jest strasznie niezdarna — mówię nieco głośniej, śmiejąc się sztucznie.
— Możesz mnie już puścić,
idiotko.
— A tak, wybacz.
Puszczam Akirę i nawet nie muszę
spoglądać na młodsze koleżanki by wiedzieć, że ich szczęki prawie uderzyły o
kamienne schody w geście kompletnego zdziwienia.
— Jesteś… dziewczyną?! — jęczą
jednocześnie, na co Akira tylko przewraca oczami, a ja parskam śmiechem.
— Nigdy nie powiedziałam, że
jestem facetem. — Puszczam oczko, po czym wymijam wciąż zdziwione dziewczyny i
kieruję się w stronę wyjścia.
Niespodziewane spotkanie
krzyżuje mi plany. Kompletnie wypadło mi z głowy, że Akira jeszcze nie
ukończyła liceum, a to, że żyje i ma się jak widać całkiem dobrze świadczy o
tym, że musi nieźle sobie radzić z Jujutsu. Bardzo nie chcę wpaść pod jej
egzorcyzm, więc muszę działać szybko, sprawnie, skutecznie i najlepiej bez
żadnych świadków.
Cieszę się, gdy Akira w bardzo
dosadny sposób odprawia młodsze koleżanki, każąc im zajmować się lepiej nauką,
a nie uganianiem za facetami, po czym dogania mnie, gdy jestem już przy bramie
przy parkingu.
So hold my hand
— Michi! — woła mnie, ale ja
ciągle idę przed siebie. — No, żesz, do cholery, czekaj!
Gdy docieramy do samochodu,
czuję jej uścisk na nadgarstku i wreszcie się zatrzymuję, odwracając powoli w
jej stronę. Ciągle unikam jej wzroku, jakby jej spojrzenie miało wypalić mi
gałki oczne. Sięgam za siebie i łapię za klamkę auta, by w razie ataku móc
natychmiast uciec.
— Wyjaśnisz mi, co tu…
— Co tu robię, nie wiem —
przerywam jej, znowu czując zimny pot na plecach. — Naprawdę wolałabym już spać
snem wiecznym, zamiast ciągle błąkać się po tym padole łez i gnoju, ale
widzisz, zginęło mi się w nieco smutnych okolicznościach i cóż, jestem.
— Bądźmy szczerzy, twoja śmierć
była bezsensowna.
Cała Akira, szczera do bólu.
— Co nie? Wyleciałam przez okno
jak choinka w tym zajebistym fanfiku z Bleacha!
— Czy ty właśnie porównałaś
swoją śmierć do sceny z fanfiction? — Akira zaciska palce u nasady nosa, a ja
czuję, że jej cierpliwość się kończy i zaraz mogę mieć nieźle przesrane.
— Okej, tak, wiem, musimy
porozmawiać, ale może nie tutaj? — Otwieram drzwi od strony kierowcy i wsiadam
do samochodu, nie dając Akirze czasu na odpowiedź.
— Ty się tu nagle zjawiasz, jak
gdyby nigdy nic… — słyszę, jak mamrocze pod nosem, ale także wsiada do
samochodu.
Ruszam z piskiem opon,
opuszczając w pośpiechu przyszkolny parking. Przez parę chwil jedziemy w ciszy,
po czym Akira rozgląda się dookoła.
— Skąd masz tę brykę? — pyta,
zaglądając do schowka przed sobą.
— Cóż, no jest to dość poryta
akcja…
— MATKO JEDYNA, POWIEDZ MI, ŻE Z
TYŁU TO NIE TRUP!
Nie śmiałam nawet oderwać wzroku
od drogi. Zaciskam tylko palce na kierownicy, a lewa noga zaczyna lekko drżeć,
naciskając sprzęgło.
— A nie wygląda, jak trup? —
pytam niewinnie, uchylając się lekko przed uniesioną dłonią Akiry.
Na szczęście jej ręka nie ląduje
na mojej głowie, jednak moja przyjaciółka ciągle pozostawała w stanie szoku.
— No, oczywiście, że wygląda jak
trup, przecież z jego brzucha wylatują wnętrzności! — Wciąż się krzywi,
siadając prosto w fotelu.
— To był naprawdę przypadek.
— Jak przypadek?
— Cóż, po śmierci jakoś nie
radzę sobie z przeklętą energią… i szłam sobie spokojnie chodnikiem… i ten pan
się tak nagle wysiadł z tego auta tuż przede mną i… coś strzeliło i gościu nie
żył.
— Coś strzeliło i gościu nie
żył… — powtarza pod nosem Akira, głaszcząc się po czole, jakby zaraz miała
dostać migreny.
— Spanikowałam! Zapakowałam go
na tylne siedzenie i pojechałam, zanim ktokolwiek cokolwiek zauważył.
— I postanowiłaś wywieźć go na
szkolny parking?
— Nie do końca.
— To co robiłaś w liceum?
— To też jest długa historia,
którą kiedyś ci opowiem, ale tak naprawdę chciałam się spotkać z Gojou-sensei.
Wreszcie zbieram w sobie odwagę,
by spojrzeć na Akirę, czego natychmiast żałuję. Jej spojrzenie było tak ostre,
że prawie wypalało mi skórę.
— Nie możesz się spotkać z
Satoru — prycha, kręcąc głową.
— Od kiedy jesteście na ty? —
Marszczę brwi, kompletnie zapominając o wątku rozmowy.
— Od kiedy przyszedł na zajęcia
w skarpetkach do sandałów i straciłam do niego szacunek.
Skupiam się, próbując ocenić,
czy żartuje, czy może mówi prawdę, bo z Akirą nigdy nie wiadomo, kiedy
posługuje się sarkazmem. Ona sama chyba też często tego nie wie. Z drugiej
strony, Gojo robił już gorsze rzeczy.
Akira zauważa, że się jej
przyglądam i wzdycha, przewracając oczami.
— Mam… zaległości i Satoru
udziela mi korepetycji — przyznaje wreszcie, po krótkiej chwili zżymania się z
sobą. — Po prostu… Tak jest łatwiej. Się komunikować.
Parskam śmiechem.
— Czyli przyznajesz się, że
ssiesz?
— Słucham?
— Z czarnoksięstwa! —
uzupełniam, zerkając na nią. Twarz Akiry zwykle wyraża jedno: spierdalaj. Ale
teraz wydaje się poruszona. Jakbym szarpnęła czułą strunę. — O żesz w mordę! —
Uderzam czołem w środek kierownicy, trąbiąc głośno klaksonem. — Sypiasz z nim!
Mimika Akiry wraca do znanego
repertuaru. Jej spojrzenie mówi, że mam się iść pierdolić.
— Nie — prostuje, w razie jakbym
nie wyczytała odpowiedzi z jej twarzy.
— Ale byś chciała. — Nie daję za
wygraną, podejrzliwie mrużąc oczy. — Przyznaj!
— Patrz na drogę, kretynko! —
Akira łapie za kierownicę, gdy zjeżdżamy na drugą stronę ulicy. — To, czego
chcę, nie ma żadnego znaczenia! — Jej pochmurne spojrzenie, skryty w oczach ból
i odsłonięte w grymasie złości zęby sprawia, że trochę żałuję rzucanych
wcześniej aluzji. Nie pomyślałam, co musi przeżywać, jako jedyna ocalała z
misji, w której życie straciła dwójka jej przyjaciół. — To, czy nazywam Gojo
wkurwiającym chujem czy jego własnym, jebanym, imieniem, też nie ma żadnego znaczenia!
— Zawsze, kiedy w ten sposób podnosi głos, robi się poważnie. Teraz też czuję,
że żarty się skończyły. — On po prostu nie może cię zobaczyć, nigdy —
kontynuuje już ciszej, zabierając rękę i patrząc przez szybę na drogę. — Wiesz,
dlaczego. — Znów na mnie zerka i rozumiem, co chce mi przekazać.
Gojo nie będzie miał skrupułów.
Egzorcyzmuje mnie przy pierwszej lepszej okazji.
Nie komentuję tego. Ograniczam
się jedynie do powątpiewającego spojrzenia. Jeszcze pół godziny temu
byłam przekonana, że nie powinnam wracać do żywych. Teraz nawet się cieszę, że
jeszcze nie udało mi się zaznać wiecznego odpoczynku, bo moja niezawodna
intuicja podpowiada mi, że nie tylko ja wpakowałam się w niezłe bagno.
Consign me not to darknes
Ok, to teraz na spokojnie przeczytam, bo wczoraj tylko prędko przeleciałam tekst, w poszukiwaniu jakiś większych nieprawidłowości, ale nawet udało się na spontanie i praktycznie bez rzadnych uzgodniej poskładać to do kupy. Było w tekście sporo rzeczy, które mi się podobały, które bolały, śmieszyły, więc zmierzamy w kierunku, w którym obie chcemy iść, tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńWeź zrób coś w końcu z tą interlinią.
Początek jest mocno mroczny, Nakresla klimat i przeklętych. Wgl chyba powinnysmy zapusywc z duzej, Przeklęci.
Widok tak zmasakrowanego ciała na pewno nie jest czymś przyjemnym. <-- Michi tylko przypuszcza, że widok jest nieprzyjemny? Bo wynika, jakby dla niej niekoniecznie był nieprzyjemny, co jest dosć creepy.
Akira taka useless >.< Mam nadzieje, ze Gojo ja czegos nauczy ;D
Podobają mi się opisy otoczenia, Przekletego i to jak oddajesz emocje. Zaraz przejde do koncowki pierwszej czesci, bo to mi sie podobalo najbardziej, ale przed tym: to nie my mamy przelewać krew za czyjeś bezpieczeństwo. My nie jesteśmy nic winni światu. I ten cały następny akapit jest w pyte i trzymasz klimat i napięcie aż do końca, ale ten akapit, w którym wystrzeliwana jest strzała, kurwam jakbym to sama napisała. Jest tak nie za dużo nie za mało i czas zrobił świetną robotę.
Musimy tez ujednolicic imiona i naziwska postaci. Ja zapisuje bardziej po polskiemu, Ty po japonskiemu. Dogadamy to.
Fajnie to idzie potem, fajnie sie konczy ta pierwsza czesc, mocno i oszczednie. To mi sie podoba. Trzy sekundy i smierc. Zatrzymalam sie tu na dluzej, chociaz wiedzialam, ze to nie jest ostatnie slowo Michi, to i tak zrobilo mi sie smutno.
Potem sie zmienia nastroj. Tokijsie slonce, aston martin. Szkoda ze nie pokusilas sie o opisanie tej sceny z kartami! chetnie bym zajrzala w swiat getou i jego bandy,. czy oni gdzies w ogole mieszkaja? cos wynajmuja czy chuj? xd
Ok, no to tu mialam rozkmine, bo nie zdradzalas mi za duzo o Michi i serio myslalam, ze to chyba jednak bedzie facet. Potem mialam teorie, ze ja zle pozszywalo po smierci xd Pytanie: czy wszyscy moga ja zobaczyc, jako Przekleta? Teraz jest w szkole pelnej czarnoksieznikow, oni sa szoleni w takich sprawach, ale czy dla przecietnego czlwoieka aston martin jechal pusty? ;D to jest monja rozkmina na dzis. no i orginalnie wyszedl opis postaci. Moja glowa przetransferowala go w zenski odpowiednik Kuro i chuj xd Ciagle jeszcze malo wiem na temat osobowosci Michi. Obstawialam, ze Mahito juz jej wypral troche mozg, ale chyba poki co wydaje sie na niego odporna i... dobra? A moze sie myle. Niczego nie jestem pewna. Oprocz tego, że Gojo ma branie.
Akira z tej czesci wydaje sie troche inna. Troche przeszla. Inna sytuacja, inne miejsce. Bez skrajnych emocji. Akira w swoim naturalnym srodowisku.
— Bądźmy szczerzy, twoja śmierć była bezsensowna. <3
Kurwa, to juz z toba obgadalam wczesniej, ale i tak, yaaay. Podteksty z Gojo sa tak mocne, ze sama bym sie na nie nie odwazyla! i chyba zaczynam sie bac xd
Piosenka slicznie scala sie z wydarzeniami. Nie mam nic wiecej do dodania. Oby wiecej takich tekstow.
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego konkretnie, ale czuję się rozbawiona tym tekstem. Może to wypadkowa używanego języka, może to ten plot twist z tym, że Michi to dziewczyna, a nie facet (co nawet ja od razu założyłam, Dios), czy akcji z przypadkowym zabiciem gościa i przygarnięciem jego samochodu, ale nieźle się bawiłam i pouśmiechałam. Nie ma tu może brutalności jak w przypadku pilota, ale dosadne opisy robią swoje. Do tego niezłe tempo całości, sceny prowadzące do kolejnych i po prostu taki obrazek kupuję w całości.
Dzięki.
Pozdrawiam.