Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

poniedziałek, 4 stycznia 2021

[85] Zdomenowani: Litość o zmierzchu (pilot) ~ Wilczy

 

 PILOT



 

Litość o zmierzchu


 

 

ROK 968

EPOKA HEIAN


Heian-kyo, stolica


Krzyk niósł się w mroku. Przeraźliwy, pełen paniki, rozpaczy i próśb. Gałęzie drzew przesłaniały i odsłaniały księżyc, poruszane lekkim wiatrem, jakby świadomym, że jego wycie nie zrobi żadnej konkurencji. Nie dzisiaj, w noc masakry.

— Bła-gam…! Proszę cię… Tylko nie on… Litości! To moje jedyne-e dzieeecko!

Rozpaczliwe kwilenie chłopczyka urwało się nagle, zastąpione krótkim, ochrypłym rzężeniem. Żadna matka nigdy nie byłaby gotowa na taki dźwięk i widok wiotczejącego ciałka, powoli opadających kończyn, szeroko rozrzuconych, jeszcze drżących rączek, odchylonej nienaturalnie mocno główki, rozciągającej się na szyi szczeliny podobnej szerokim ustom. Zimny blask odbijał się w ciepłych pulsach wciąż wypływającej krwi.

Krzyk uwiązł w piersi kobiety. Upadła na kolana, krztusząc się nim i dławiąc słowami, które nie mogły wydostać się z ust. Była bliska utraty zmysłów, szeroko otwartymi oczami, pełnymi szaleństwa, niedowierzania i przerażenia, wpatrywała się w ziemię, na którą skapywała krew jej dziecka. Na wygiętych niemym okrzykiem ustach kołysała się strużka śliny. Kobieta, charcząc i drąc palcami ziemię, czołgała się w stronę mężczyzny, który trzymał jej syna. Gdy znalazła się u jego stóp, rozpaczliwie złapała skraj szaty, mnąc go i brudząc krwią.

So crawl on my bely till the sun goes down

— Litościii!!! Zrobię wszytsko!!! Wszystkooo!!! Tylko po-zwól mu żyyyć!!!

— Zamilcz…

Mocne kopnięcie zwichnęło jej szczękę i obróciło na plecy. Pełen bólu skowyt wstrząsał całym jej ciałem, gdy drżąc, podnosiła się, wyciągając ręce w stronę stosu, na którym wylądowało nieżywe ciałko.

— Nieee~! — zawyła, czym prędzej zrywając się na nogi. Rzuciła się przed siebie, wygrzebując zwłoki synka ze stosu ciał innych dzieci i kobiet. Kolejne kopnięcie posłało ją i jej nieżywe dziecko z powrotem  na stos. Kobieta tuliła do siebie trupka, wrzeszcząc w niebogłosy, otoczona martwymi ciałami, po których się ześlizgiwała.

— Powiedziałem, żebyś się, kurwa, zamknęła — mruknął poirytowany mężczyzna. Jego kimono zafalowało, gdy wyciągnął przed siebie ręce. Wszystkie cztery. Otwarte dłonie skierował  na stos. Buchnęły wysokie, mięsiste płomienie, głodne ofiary. Skwierczenie palonych ciał i trzask ognia zagłuszyły ostatnie nieludzkie krzyki.

Now in this twilight, how dare you speak of grace

Mężczyzna odszedł. Płomienie zdawały się sięgać księżyca, który odwracał wzrok, zachodząc za chmury. 


 

                                           

 


— Pustka i mrok. Demony tańczą pośrodku pastwiska, piekielny wiatr hula wśród zbóż. Prawa Strona dziczeje. Ludzie uciekają. Nikt nie wraca. Niebo jest ciemne tak za dnia jak i nocy. Trzeszczą stare, porzucone domy, kamień niszczeje, ziemia odbiera, co do niej należało. Po zmierzchu słychać tam wycie i stukanie do drzwi opuszczonych chat, a one skrzypią, otwierane, choć nikt za nimi nie stoi. Żadnych świateł, lamp, żadnych ludzkich głosów. W Zachodniej Stolicy umarło już wszystko. Prócz niego i jego klątw.

Na dawnym Rynku Zachodnim znaleziono stosy ciał, głównie kobiet i dzieci. Wiemy, że to on odprawił rytuał, nie wiemy w jakim celu. Tylko on jeden nie wyniósł się jeszcze stamtąd, nikczemniejąc wraz ze Stolicą, a może i będąc odpowiedzialnym za jej deprawację.

Wiesz, o kim mówię. Był tutaj, pysznił się, czego to nie potrafi. Odprawiłem go jako twój regent, lecz on odgrażał się, że wróci, gdy będziesz u władzy. Liczy, że wpuścisz go do Daidairi[i], że będzie się panoszył w pałacu, chętnie zostałby twoim doradcą albo i kanclerzem, kto wie, co takim jak on roi się w głowie, może nawet marzy mu się tytuł cesarza! Uważaj na niego, Reizei, to niebezpieczny człowiek! O ile w ogóle pozostało w nim coś ludzkiego. Różne chodzą słuchy. Podobno zawierał liczne pakty z demonami, kto wie, może sam już nim po części jest.

Reizei[ii] poruszył się niespokojnie, słuchając wieści, które przyniósł mu kanclerz. Żałował, że osiągnął pełnoletność i na jego głowę spadały tak przykre obowiązki. Rzeczywiście, poznał człowieka, o którym mówił dziadek i wówczas zrobił on wrażenie na niepełnoletnim cesarzu. Zdawał się silny, potężny, jakby nikt i nic nie mogło mu zagrozić, taka biła od niego aura. Mimo, że spotkali się tylko raz, Reizei go zapamiętał. Może nawet podziwiał.

— Co więc mi radzisz, dziadku? — zapytał smętnie młody cesarz, podpierając podbródek na dłoni.

— Po pierwsze, żebyś nie zwracał się do mnie tak nieoficjalnie w obecności doradców… — skarcił go kanclerz. — Po drugie, posłałem po panią Shōkai… Jeśli ktoś miałby nam cokolwiek doradzić w takiej kwestii, to tylko ktoś, komu… temat jest nieco bliższy.

W tym samym momencie drzwi się rozsunęły i do środka niezbyt stabilnym krokiem weszła wysoka kobieta. Ciemne włosy, zebrane w wytworny kok, wymykały się szpilkom, pojedyncze kosmyki w nieładzie opadały na jej ramiona. Z jednego ześlizgiwało się uszyte z grubego materiału kimono koloru indygo, wyszywane złotymi nićmi, odsłaniając wytatuowany symbol miecza i oka. Mniejsze, bardziej delikatne, czerwone tatuaże pokrywające jej skórę, tworzyły sieć linii, wspinająych się na twarz. Szerokie rękawy rozkładały się wdzięcznie, gdy unosiła ręce, by poprawić włosy i sięgały niemal do pasa, w którym przewiązana była białym obi.

— Wzywałeś, jaśnie panie? — Głos jej brzmiał frywolnie i beztrosko, i nie sposób było rozstrzygnąć, czy jest poważna, czy stroi sobie żarty, ale w pałacu przymykano oko na maniery powiązanej z zakonem Enryakuji [iii] kapłanki.

— Arashi — powitał ją kanclerz, a kiedy wymienili ukłony (kobieta skłoniła się do przesady wytwornie), bez ogródek zapytał: — Co wiesz o Ryomenie? Zdaję się, że coś was kiedyś łączyło.

Kobieta przestała się uśmiechać. Teraz jej twarz przypominała stężałą w złości maskę.

— Nie mam nic wspólnego z tym degeneratem — oświadczyła sucho, a widząc poważne miny zebranych, odwdzięczyła się pytaniem: — Do czego tym razem się posunął?

W miarę jak dowiadywała się szczegółów masakry, jej duże, jasne oczy robiły się jeszcze większe, a zaciskane w pięści dłonie drżały ze złości.

— To musi się skończyć. — Jej słowa wybrzmiały mocno, gdy wreszcie przerwała ciszę, zapadłą po sprawozdaniu. — On i jego bezeceństwa… Trzeba położyć im kres. — Ściągała kształtne, czarne brwi, patrząc pod stopy cesarza, wreszcie podniosła na niego wzrok. — Należy zwabić go do pałacu. Jak najszybciej.

 




[i] Daidairi – „miasto w mieście”, otoczony murem teren pałacu cesarskiego i urzędów

[ii] Cesarz Reizei (panował 967-968) jest podawany jako najbardziej znany przykład aberracji umysłowej wśród cesarzy. Powszechnie znana była jego namiętność do zabójstw i polowań

[iii] Zakon posiada długą i bardzo burzliwą historię; założony przez mnicha Saichō, wyrósł na jeden z najpotężniejszych środków klasztornych, w okresie świetności posiadający tysiące mnichów. Mnisi ci nie zajmowali się wyłącznie recytacją sutr, ale też zbrojnym wymuszaniem swoich praw. Zdarzało się, że maszerowali uzbrojeni po zęby główną ulicą stolicy. Enryakuji stało się silnym bastionem tak zwanych walczących mnichów (akusō); w ostatnich latach silnie krytykowany za związki z organizacją yakuzy. 


                                              

 

— Zastanawiałem się, ile każesz mi czekać, Reizei! — zawołał od progu, zamaszystym ruchem rozsuwając drzwi. Jego uśmiech niepokoił, szeroki i tak pewny siebie, jakby cały świat stworzony był, by mu służyć.

Być może tak to sobie wyobrażał. Lecz kiedy młody cesarz pobladł, mocno zaciskając dłonie na poręczy bogato zdobionego, wytwornego krzesła i nic nie odpowiedział na jego bezpośrednie powitanie, od razu zwęszył podstęp. Jego czerwone oczy zwęziły się, a nozdrza zafalowały, zupełnie jakby węszył w powietrzu.

— Arashi! — krzyknął, unosząc górną wargę w grymasie. — Wyłaź, do cholery. Chyba nie zamierzasz dźgnąć mnie znienacka w plecy?!

Zza wysokiego fotela władcy wyłoniła się kobieta w kimonie koloru indygo. Wachlarzem tej samej barwy przysłaniała usta.

— Witaj, Ryo~!  — zawołała śpiewnie, obdarzając go słodkim uśmiechem, który sprawiał, że jej oczy przypominały wznoszące się z wiatrem mewy i wyrzucając w górę dłoń z wachlarzem, jak gdyby w geście sympatii. — Ty pierdolona bestio — dodała, a uśmiech, który jeszcze sekundę temu wydawał się szczerym okazem radości, teraz był zimny i okrutny, pełen kpiny i rządzy mordu. Wachlarz o krawędziach ostrych jak brzytwa, złożył się i pchnięty nagłym ruchem dłoni poszybował ku szyi mężczyzny, lecz ten zablokował go zewnętrzną stroną nadgarstka.

— Daj spokój — rzucił, zdradzając tylko niewielkie oznaki niepokoju. — Przecież jesteś jak ja. Wiesz, że czasem trzeba coś poświecić, żeby coś zyskać.

— To poświęć swój daremny żywot, żebyśmy mogli odetchnąć!  — zaproponowała i znów zaatakowała. Tym razem zebrana przez nią energia utworzyła potężny przeciąg, który szarpnął ciałem czarownika. — Jak chuj jesteśmy podobni, ty i ja! — zapaliła się Arashi. — Zrób mi tę przysługę i zdechnij! — Uniosła wyżej dłonie i zacisnęła je w pięści, a tańczący wokół Ryomena wiatr zacieśniał kręgi, formując się w powietrzną trąbę.

— Serio? Chcesz się ze mną mierzyć?! — Ryomen wybuchnął śmiechem. Jednym ruchem ręki zmiótł kobietę z nóg.

— Nie jestem głupia. — Arashi jęknęła, dotykając potylicy, którą uderzyła w ścianę. — Wiem, że sama nie dam ci rady. Dlatego na zewnątrz czeka zakon Enryakuji, a Czterej Królowie Nieba już ostrzą sobie na ciebie włócznie. Będziesz jednym z ich znakomitszych trofeów! — próbowała się zaśmiać, ale natychmiast się skrzywiła, czując ból głowy. Zamknęła jedno oko, drugim łypiąc na mężczyznę. — Jesteś otoczony, Ryo. Nie wygrasz.

 Ryomen prychnął.

— Nie wiesz, do czego jestem zdolny. — Podszedł do niej, uśmiechnął się przerażająco, otwierając drugą parę oczu i wyciągnął rękę. — A teraz skończ się wygłupiać.

Trwał tak, dopóki Arashi nie przyjęła jego pomocy. Smukła kobieca dłoń zniknęła w uścisku dużej, zdobionej czarnymi tatuażami, gdy pomagał jej wstać. Przez moment zdawało się, że coś ich połączyło, jakaś nić porozumienia albo dawne wspomnienie. Zdawali się sobie równi i siebie warci.

— Poddaj się — szepnęła Arashi. — Pozwól, że osądzimy cię za twoje zbrodnie zgodnie z obowiązującym prawem. — Jej głos brzmiał rzeczowo, twardo i spokojnie. Złagodniał tylko na jedno zdanie, gdy zaglądała w obie pary jego upiornych oczu: — Ratuj swoją biedną duszę.

Czarownik wciąż się uśmiechał. Tym razem z satysfakcją.

— To miłe, że się o mnie martwisz. — Wyszczerzył zęby. — Ale nie ma takiej potrzeby! — Przyciągnął ją bliżej, oblizując spierzchnięte wargi. — Nie stój mi na drodze, Arashi. Dołącz do mnie. Razem zmasakrujemy ten świat!

— Nigdy — odpowiedziała wesoło. Ten sam zimny uśmiech co wcześniej rozsiadł się na jej wargach. — Jesteś potworem. Moje serce nigdy nie będzie należeć do ciebie.

I'll never wear your broken crown

Chciała zabrać dłoń, lecz Ryomen na to nie pozwolił.

— Jesteś pewna? — zapytał, gdy wzmógł się wiatr, szarpiąc materiałem ich kimon i rozwiewając włosy. Oczy Arashi wypełnił strach, gdy o sekundę za późno odczytała zamiary czarownika. Gdy spod jego obszernego kimona wypełzły umięśnione ramiona, by złapać ją w talii, wciąż ściskał jej dłoń w swojej dłoni, a tą, która pozostała wolna, otoczyła przeklęta energia. To tą dłonią wyrwał jej serce.

I took the road and I fucked it all away

— Przeklinam cię, Shōkai, ciebie i całe twoje plemię! Już nigdy nie zaznasz spokoju, bądź przeklęta, jak ja i nigdy nie uwolnij się spod jarzma tego świata!

Patrzył w jej gasnące oczy i puścił, by upadła na podłogę. Nim jej serce przestało bić, potężny podmuch wiatru wybił w oknach szyby, dając znak czekającym na zewnątrz mnichom.

Ryomen, z całą wściekłością, jaka w nim wezbrała, zwrócił się w kierunku cesarza, którego otoczyło wojsko, lecz i jego świty pozbył się z łatwością, rozrzucając ich na boki.

— Ty — syknął, patrząc w oczy przerażonego cesarza. — Ty mnie tu zwabiłeś.

— N-nie… — Reizei osłonił się rękami, jakby oczekiwał ciosu w twarz. — L-litości… O-oni mnie namówili, ja-a… Zawsze darzyłem cię szacunkiem!

— Kłamca. Gardzisz mną. Czuję od ciebie smród strachu i obrzydzenie. — Złapał go za rękę, odciągając ją od twarzy. — Ciebie też przeklinam — szepnął, nachylając się. — Obyś, jak ja, poznał, co to głód krwi i nigdy nie umiał go zaspokoić.

— Odsuń się od cesarza! — wrzasnął nagle ktoś i na szyję Ryomena zarzucono powróz, odciągając go od władcy. — Zabić bestię!

Rozgorzała wrzawa, podczas której cesarzowi udało się zbiec i jedyną pamiątką, która pozostała mu po tym dniu, było czarne znamię w miejscu, w którym dotknął go czarownik. Oraz głód, który próbował zaspokoić polowaniami i uśmiercaniem w coraz wymyślniejszy sposób swoich nałożnic. Po niespełna roku zmuszono go, by zrzekł się tronu.

Zakon Enryakuji  kanonizował Arashi Shōkai, czyniąc z niej męczennicę, choć jej przeklęty duch nigdy nie zaznał spokoju. A legenda Ryomena przetrwała nawet stos, na który go skazano po tym, gdy Czterech Królów Nieba wbiło swoje włócznie w jego serce.

— To tylko kolejny demon. — Raiko[i], splunął pod nogi, łamiąc drzewce włóczni, której grot blokował możliwość korzystania z energii.

— Demon?! — Ryomen śmiał się histerycznie. — Jestem nowym bogiem, głupcze! Jestem nieśmiertelny!

— To się zaraz okaże.

Stos przygotowano w tym samym miejscu, w którym zginęły ofiary masakry. Gdy ogień sięgał wysoko, obezwładnionego czarownika wrzucono w jego płomienie. Do końca śmiał się jak opętany, wygrażał Królom, cesarzowi, a nawet martwej Shōkai, obiecując, że podzielą ten sam los.

But in this twilight, our choices seal our fate

Kiedy spłonął, znaleziono po nim tylko palce. Jeźdźcy próbowali pozbyć się i ich, ale okazało się to nie możliwe. Zapieczętowali je więc i oznaczyli jako przeklęte, a następnie ukryli, tak by nikt nie mógł ich znaleźć. Lecz ich moc przyciągała innych przeklętych, którzy wykradli je i po dziś dzień chciwie je sobie odbierają, próbując wzmocnić własną energię. Legenda głosi, że kiedy choć jeden z palców trafi na godne Naczynie, Ryomen powróci i odzyska dawną moc.



[i] Raiko czyli Minamoto no Yorimitsu (postać historyczna), który wraz ze swoimi czterema towarzyszami (zwanymi zbiorczo Czteroma Królami Nieba) jest bohaterem wielu niesamowitych legend, zwłaszcza takich, które przypisywały im poskramianie demonów.

 



 

 

 

 

ROK 2019

EPOKA HEISEI


Sugisawa, prefektura Miyagi


 Noc była duszna, drżąca. W oddali słychać było świerszcze i toczący się leniwie pomruk jesiennej burzy. Horyzont dzieliły wąskie rozcięcia, niczym ślady spadającego nagle ostrza, które chciało pokroić niebo. Błysk, cięcie, grzmot. Nocne powietrze gęstniało. Dudniła muzyka. Budynek szkoły trząsł się do rytmu. Błyskawice coraz usilniej konkurowały ze stroboskopowym światłem. Gimnastyczna sala, zmieniona w dyskotekę, pulsowała jak nabrzmiała żyła, pełna młodej krwi, podniecenia, rozbuchanych, młodzieńczych uczuć.

Para nastolatków wymykała się z jej wnętrza, rozświetlając niespokojnym światłem pogrążony w mroku korytarz. Na chwilę, do zamknięcia drzwi. Wylewający się jazgot został stłumiony, okiełznany, wygnany z cudzego terytorium. Ta cześć szkoły, mimo szalejących za drzwiami hormonów, była cichsza, dużo bardziej złowieszcza. Panował tu chłód, ale nie mógł rywalizować z gorącem młodych ciał, które napierały na siebie i mury szkoły, ignorując ich ziąb, spychając go w niematoterazznaczenia. Bił z nich taki żar, jaki bije tylko z pochłoniętej sobą, pragnącej się nawzajem dwójki ludzi. 

Touch my mouth and hold my tongue

Przynajmniej po alkoholu, który komuś udało przemycić się na szkolną imprezę.

Dziewczyna o splątanych, ciemnych jak noc włosach, przyszpiliła do ściany nieco wyższego od niej chłopaka o postrzępionej fryzurze i podejrzanie wyglądających kreskach pod oczami, które – tak jak w tej chwili jego oczy – wyglądały jak linia zamkniętych powiek. Wpijała się w jego wargi, ściągając brwi, jakby jednak miała wątpliwości, czy to tego szukała, ale nie przestawała go całować. A kiedy przestawała, to tylko po to, by brać go za rękę i ciągnąć za sobą, do swojego pokoju.

— J-jesteś pewna? — odważył się zapytać chłopak, gdy znalazł się w pokoju koleżanki. — Czy s-sensei… nie ma… pokoju obok? — dopytywał w przerwie na oddech między kolejnymi pocałunkami. Dziewczyna nie odpowiadała, jedynie mocniej zmarszczyła brwi. Zrzucała narzuconą na jego ramiona bluzę, mrucząc cicho, z satysfakcją, badając ich szerokość, odkrywając twarde mięśnie. Na chwilę oderwała się od jego ust, by im się przyjrzeć. Jak on to robił? Był zwykłym nastolatkiem, w dodatku dwa lata młodszym od niej, a jego ciało wyglądało, jakby mieszkał na siłowni. Czy to w tym szkolił go Gojo? W sile fizycznej?

— Posłuchaj. — Chłopak złapał ją za ramiona, zaglądając we wściekle zielone oczy. — Jeśli się rozmyśliłaś, rozumiem. W sumie, niewiele o sobie wiemy… Możemy zacząć od początku. Jak się należy. — Uśmiechnął się do niej ciepło, rozluźniając uchwyt. — To co? Może… Pójdziemy najpierw do kina?

Dziewczyna popatrzyła na niego, jakby oszalał.

— Chcesz się pieprzyć, czy nie? — spytała bez ogródek, zakładając ręce na piersi.

I'll never be your chosen one

— No… — Chłopak poczerwieniał. — Chcę, ale jeśli…

— To zamknij się i bierz do roboty, Yuji — poleciła, kładąc jego ręce na swoich pośladkach.

Yuji jeszcze tylko przez sekundę patrzył na nią w zastanowieniu, wreszcie znów nachylił się do jej ust i skubnął dolną wargę, stając się coraz bardziej łapczywy. Pchnął ją na ścianę, a kiedy się oparła, uniósł jej nogę, zarzucając na swoje biodro. Odpuścił, przestając mieć wyrzuty sumienia. Komunikat był jednoznaczny. Nikt nikogo nie wykorzystuje.

HEJ, YUJI…

No, może jednak ktoś był tu wykorzystywany. Czyjeś ciało. I czyjaś przeklęta dusza.

Nie. Nie teraz, proszę…

Zadarł jej bluzkę, przez chwilę ciesząc wzrok pełnymi wdziękami.

YUJIII… CZY TY MASZ TUTAJ… KOBIETĘ?!

Nie teraz, Sukuna!

Okrągłe piersi idealnie układały się w jego dłoniach. Pomału przesuwał palce na plecy dziewczyny, szukając zapięcia stanika.

KOBIETA. W KOŃCU JAKAŚ KOBIETA!

Nie waż się nawet…

 

ODROCZENIE

 

— Co znowu? — zirytowała się dziewczyna, gdy poczuła, że Yuji opuszcza ręce.

I'll be home safe and tucked away

Westchnęła, przejmując inicjatywę.

— Nigdy wcześniej tego nie robiłeś?

Złapała za jego koszulkę i pozbyła się jej, gdy chłopak posłusznie uniósł ręce.

— Co? — Zdębiała, gapiąc się na tatuaże, które odsłoniła. Przypominały plemienne wzory. Dwie, grube i czarne linie, symetryczne, kształtem przypominające pioruny, po obu stronach brzucha. Następne, poprzerywane, zaczynały się na piersi i biegły w górę, gubiąc się za barkami. Na ramionach koła, których wnętrza wypełniał czarny punkt, pod nimi dwie obręcze. Kolejne dwie okalały nadgarstki. — Łał, ekhem… — zdołała wykrztusić, przyglądając im się uważnie. — Nie wiedziałam… — Podniosła na niego wzrok i dopiero wtedy naprawdę osłupiała. — No tego nie mogłam przegapić — zrozumiała, gapiąc się na tatuaże na jego twarzy. Linie biegły wzdłuż szczęki, kończące się przy ustach i kącikach oczu. Jedna przecinała nos. Inne znaczyły czoło. Ale to nie tatuaże spowodowały, że naprawdę oblał ją strach.

Well You can't tempt me if I don't see the day

Te dwie kreski pod oczami Yuji’ego, rozklejały się. Patrzyła na nią druga, wąska para czerwonych oczu.

— OK… To nawet dla mnie trochę za dużo. — Przełknęła ślinę, starając się nie okazywać strachu. Po omacku znalazła swoją koszulkę, którą Itadori rzucił na łóżko obok, ale gdy próbowała w pośpiechu ją włożyć i zwiać, zastąpiono jej drogę, tak jak się spodziewała. Silne dłonie wyłuskały koszulkę z jej kurczowego uścisku i podarły na strzępy.

— No co ty.  — Rząd mocnych, ostrych, odsłoniętych w uśmiechu zębów przyprawiał o dreszcze. — Chyba nie zamierzasz tak mnie zostawić? — Gardłowy głos, pełen drapieżnych nut, w ogólne nie przypominał głosu Yuji’ego. — Wiesz od jak dawna nie miałem kobiety?! — Szaleństwo w jego oczach, tych, którymi chwilę temu patrzył na nią Itadori, a które teraz zyskały niebezpieczny, pomarańczowy blask, przytłaczało. Czuła bijącą od niego złowrogą aurę, która dominowała otoczenie. Paraliżowała. Nie mogła zrozumieć, co się dzieje. Czemu Yuji już nie wyglądał jak Yuji, mimo że to wciąż było jego ciało. Postrzępione, różowo-czarne włosy nie opadały już swobodnie, lecz nastroszyły się i choć dalej stał przed nią w swoich czerwonych sneakersach i czarnych spodniach z mundurku, zdawało się, że urósł, a jego rysy twarzy się zmieniły, wyostrzały, nie mówiąc o dodatkowej parze oczu, która wciąż przyglądała jej się podejrzliwie.

— Kontynuuj — polecił, unosząc szponiaste dłonie i naparł na nią, przygwożdżając do ściany. Zaciągnął się jej zapachem, wtykając nos w ciemne włosy. — Czarnoksiężnik…? — wychrypiał, odsuwając się, by ze smakiem oblizać usta. — Jak z tobą skończę, nic z ciebie nie zostanie — zawarczał, obnażając kły. — Nienawidzę czarnoksiężników. — Kłapnął szczękami tuż przy jej twarzy. W jego oczach igrały nieokiełznane blaski, jego palce zostawiały siniaki na jej rękach.

The pull on my flesh was just too strong

— A kim ty jesteś? — zapytała, nim ugryzła się w język. Mimo strachu, nie zapanowała nad ciekawością.

— Twoim końcem. I najlepszym kochankiem jakiego kiedykolwiek miałaś — odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się groźnie. — Możesz mi krzyczeć Sukuna — powiedział wprost do jej ucha, nachylając się — gdy już będę cię pieprzył.

— Sukuna? — Dziewczyna zdawała się ignorować fakt, że właśnie brutalnie pchnięto ją na łóżko. — Jesteś demonem? — Marszczyła brwi, pewna, że gdzieś już o nim słyszała. — A może przeklętym?

Sukuna syknął z niezadowolenia, a materac ugiął się pod nim.

— Jestem cholernym Królem Przeklętych — wydyszał jej w twarz — jak już chcesz mnie klasyfikować. — Polizał policzek dziewczyny, wsuwając kolano między jej nogi i unieruchamiając ją pod sobą. — Masz tego dużo w sobie, co? — stwierdził, delektując się jej aurą. — Gniewu. — Gardłowy głos, demoniczna energia,  ciężar mężczyzny, który napierał na nią coraz agresywniej, wytłaczając powietrze z jej płuc.

Stifled the choice and the air in my lungs

Dopiero, gdy poczuła, że nie może się poruszyć, dotarła do niej powaga sytuacji, w jakiej się znalazła. Zaczęła się szarpać. Usta Sukuny rozciągnął szeroki uśmiech.

— Strach — wyszeptał. Obie ręce dziewczyny przytrzymywał nad głową, wolną dłonią sięgając do jej gardła. — Gniew i strach. Znakomicie. — Roześmiał się, sunąc pazurem po jej dekolcie, zawadzając o stanik. Gdy go odchylił, spostrzegł, że ona też miała tatuaż. Przynajmniej jeden, skryty między piersiami. Niewielki symbol miecza i oka umieszczonego w połowie klingi. Nic, co mogłoby budzić przerażenie. A jednak Sukuna, Król Przeklętych, niegdyś budzący grozę jako demon o dwóch twarzach i dwóch parach rąk, dzisiaj przeklęta dusza specjalnej klasy, odskoczył od dziewczyny, jakby się poparzył. Nawet druga para oczu otworzyła się szerzej, gdy wpatrywał się w nią, klęcząc na skraju łóżka.

— Shōkai! — wypluł to słowo i drapieżnie wyszczerzył zęby. — Jak to możliwe?! — wykrzyczał, składając dłonie. Dziewczyna domyśliła się, co zamierza. Zeskoczyła z łóżka, nim przeklęta energia rozdarła pościel, na której dopiero co leżała. — W końcu trafia mi się trochę rozrywki i dostaję to?! — Sukuna wpadł w szał. Jego energia jak krwiożercze szpony ścigała dziewczynę po całym pokoju. Ona nie pozostała bierna. Złożyła dłonie do znaku rozszerzającego domenę.

Na mgnienie oka wszelki ruch ustał. Światło zamigało, świat zapulsował, jakby nabrał powietrza. Na pierwszy rzut nic się nie zmieniło, poza tym, że zrobił się przeciąg, a kolory poszarzały. Sukuna pieklił się i złorzeczył, ale nie trafiał, chociaż ona nawet nie starała się unikać jego ataków. W końcu skoczył na nią i złapał za gardło, lecz przy tym poślizgnął się na kartkach, które na podłogę zrzucił wiatr. Oboje wpadli na ścianę, tracąc dech.

— Co tu się, do jasnej ciasnej, wyprawia?!

Drzwi  do pokoju się otworzyły. W progu stanął wysoki mężczyzna, cały ubrany na czarno. Podmuch wiatru rozwiał jego białe, postawione włosy. Wciąż trzymał za klamkę i patrzył w osłupieniu na półnagiego Sukunę i swoją uczennicę, której garderoba również była zdekompletowana. Chociaż „patrzył” to może zbyt mocne słowo z uwagi na fakt, że jego oczy zasłaniała czarna opaska.

— No pięknie — skomentował, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. — Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie — westchnął. Stanął przed nimi, opierając dłonie na biodrach. — Sukuna, zostaw ją — poradził leniwym tonem, zupełnie jakby zwracał uwagę dziecku, by odłożyło na półkę zabawkę. — Jest o jakiejś tysiąc pięćdziesiąt jeden lat za młoda dla ciebie.

— Wiesz, kim ona jest?! — Sukuna toczył pianę z pyska, zgniatając dłonie w pięści. — Zabiję ją. Odgryzę jej głowę i pożrę wnętrzności, jej dzieci i ich wnętrzności też!

— Nie wątpię — zgodził się dla świętego spokoju nauczyciel. — Itadori — zwrócił się do Sukuny, odchylając nieco opaskę, by bez przeszkód na niego spojrzeć — możesz?

Sukuna zadrżał, jakby przyszpilony spojrzeniem mężczyzny. Jego tatuaże zaczęły blednąć, aż całkiem znikły. Dodatkowa para oczu się zamknęła. Znieruchomiał. I przestał oddychać.

Better not to breathe than to breathe a lie

Kiedy znów się nabrał oddechu, ciało odzyskało dawną nadpobudliwość, z oczu zniknął czerwony blask.

— Przepraszam za to — żachnął się Yuji, uśmiechając z zakłopotaniem, a przy tym wciąż uderzając otwartą dłonią po głowie, jakby chciał uciszyć jakiś głos w jej wnętrzu. — Czasem… eee… wymyka się spod kontroli.

— Przecież ja nie mam dzieci — zauważyła poniewczasie dziewczyna, kręcą głową z dezaprobatą. — Ten skurczybyk naprawdę chciał mnie zabić… — zrozumiała i ze złością spojrzała na swoje dłonie, jakby chciała policzyć palce, by zyskać pewność, że Sukuna żadnego nie odgryzł.

— Hehe, Sukuna próbuje zabić każdego. — Nauczyciel machnął ręką, jakby chciał zbagatelizować incydent.

— Sensei. — Yuji patrzył na niego z powagą. — Tym razem było inaczej — wyznał. — Nie mogłem zmienić się z Sukuną, on nie chciał wrócić, on… — Podrapał się po głowie, w zastanowieniu zerkając na dziewczynę. — On jeszcze nigdy tak bardzo nie chciał kogoś zabić. — Przez chwilę zagryzał wargę i jakby nadsłuchiwał. — Sukuna… — Nerwowo potarł szczękę. — Będzie na nią polować, Gojo-sensei. Nie wiem, czy zdołam nad nim zapanować.

— Och, no, będziesz musiał… — Mężczyzna zdawał się być zamyślony, podpierał brodę, w zastanowieniu patrząc w przestrzeń. — Chyba nie chcesz mieć na sumieniu swojej dziewczyny, nie? — Uśmiechnął się przesadnie szeroko, poklepując Itadoriego po głowie.

— To nie jest moja… Co?! — oburzył się Itadori, odtrącając rękę nauczyciela. — Dlaczego to ma być na mojej głowie?! Mam tylko siedemnaście lat! Czy to nie pan  jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo uczniów?!

Gojo uśmiechnął się szerzej.

— Skoro tak mówisz… — Wyciągnął rękę i ramieniem zgarnął dziewczynę, przyciągając ją do siebie. — Czyli nie masz nic przeciwko, żebym ją sobie zatrzymał na resztę nocy? Nie? No to nara! — Machnął mu ręką i uwieszając się na niej, wyprowadził z pokoju, przedtem zdejmując z wieszaka na drzwiach jedną z bluz.

Chłód korytarza tym razem okazał się dużo bardziej dotkliwy. Gojo zwolnił uścisk i bez słowa wręczył jej ubranie, wznawiając marsz i gestem zlecając, by szła za nim.

— Chwila! — zbulwersowała się dziewczyna, truchtając, by za nim nadążyć. — W Itadorim siedzi jakieś pojebane monstrum! Nie zamierzasz niczego wyjaśnić?! — piekliła się, zrównując z nim krok. — Kim on w ogóle tak naprawdę jest?

— Sukuna Ryomen był kiedyś potężnym czarownikiem. Jakieś tysiąc lat temu — odpowiedział Gojo.

— Tysiąc lat!? Nie powinien już być martwy?!

— Heh, nad tym pracujemy. Itadori bardzo nam w tym pomaga, ale… — westchnął, wbijając ręce do kieszeni. — Traci nad nim kontrolę. A to znaczy, że teraz, kiedy Sukuna już się o tobie dowiedział, naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie.

— Co?! Czego on ode mnie chce?!

Gojo milczał.

— Dokąd idziemy? — usłyszał, gdy minął swój gabinet.

— Gdzieś, gdzie będzie jeszcze chłodniej, więc… — zerknął na nią przez ramię i chociaż pół jego twarzy zasłaniała opaska, była pewna, że patrzy z dezaprobatą. — Może jednak cię zapnę? — Niespodziewanie się zatrzymał i nim zdążyła zareagować, rozległo się głośne zip, gdy jego zwinne palce błyskawicznie rozprawiły się z suwakiem, zapinając go pod sam jej nos. — Od razu lepiej, nie? — Uśmiechnął się, poklepując ją po ramieniu i ruszył w dół po schodach, przy których stali, zatrzymując się przy wejściu do piwnic, strzeżoną przez opatuloną łańcuchami bramę. Nikt nie miał tutaj wstępu poza nauczycielami.

Gojo wyciągnął dłoń, skrzyżował dwa palce. Łańcuchy opadły, a brama przeraźliwie zaskrzeczała, otwierając się do wewnątrz.

— Zapraszam! — zawołał wesoło, uginając się i gestem zachęcając, by pierwsza przeszła przez bramę. Dziewczyna skrzywiła się podejrzliwie, ale zaufała nauczycielowi. Przekroczyła próg i od razu poczuła się słabo. Zrobiło się jednocześnie duszno i zimno, nie było czym oddychać.

— Uważaj. — Oparła się o Gojo, który stał tuż za nią, a on złapał ją za łokieć, gdy się zachwiała. — Skup się na absorbcji. Zaraz poczujesz się lepiej. — Zaczekał, dopóki dziewczyna nie stanęła pewniej na nogach i kiwnięciem głowy nie dała znać, że już wszystko w porządku. Wtedy poprowadził ją korytarzem do jednych z drzwi na środku. Tym razem wyciągnął z kieszeni klucze (zanim je znalazł, na podłogę wypadły zatłuszczone paragony, jedno zeschnięte mochi, parę imbirowych cukierków i kilka jenów), a gdy otworzył pokój i weszli do środka, ich oczom ukazały się półki pełne kartonów, szkatuł, sejfów i innych pudeł.

 — Przechowujemy tu przeklęte przedmioty. To one generują tę energię — wyjaśnił Gojo.  Podszedł do jednej z półek i przez chwilę przekładał pudełka, aż natrafił na szklany słój wypełniony formaliną i czymś brudnobordowym, pływającym w środku. — O! Jest! — Odwrócił się z uśmiechem do swojej uczennicy.

— Co to takiego? — zapytała, nabierając złych przeczuć. Skrzyżowała na piersi ręce i oparła się o jeden z regałów.

— To — Gojo potrząsnął słoikiem — jest relikwia. Pomoże ci obronić się przed Sukuną. — Podpierając się ręką, przeskoczył przez stos kartonów i usiadł na nich okrakiem, łamiąc pieczęć, która zabezpieczała naczynię i odkręcając pokrywkę. Poklepał miejsce obok, zachęcając tym gestem dziewczynę, by się zbliżyła, co też uczyniła, niepewnie przysiadając obok. — A teraz — Gojo sięgnął ręką do jej twarzy— otwórz usta — polecił. — Szeroko. — Poczuła, że jego kciuk delikatnie opiera się w dołku jej brody, zmuszając, by rozchyliła wargi. Była w takim szoku, sparaliżowana bliskością mężczyzny, że mogła tylko poddać się jego dotykowi. Kiedy się nachylił, zamknęła oczy i poczuła w ustach coś śliskiego.

'Cause when I opened my body I breathe in a lie

— Smacznego~! — zawołał Gojo, przesuwając dłoń niżej i stanowczym ruchem domykając jej szczękę. — Nie! Nie wypluwaj! — uprzedził, widząc obrzydzenie na jej twarzy.

— Zo to es?!

— Wątróbka! — odpowiedział z uśmiechem i dopiero wtedy zauważyła, że słoik, który trzyma między kolanami jest pusty. — Może mogłem ją najpierw usmażyć. Z cebulką i…

— Fyja?!

— Nie gadaj, tylko jedz! — Gojo dopingował ją, kłapiąc zębami. — Obiecuję, że dzięki temu będziesz silniejsza!

— A pewo?

— Na pewno!

Dziewczyna obdarzyła go pełnym nienawiści spojrzeniem, ale znów zamknęła oczy, by pogryźć relikwię. Krzywiła się niemiłosiernie i wzdrygała ze wstrętem, ale w końcu udało jej się przeżuć kawałek wątroby.

— Paskudztwo! — wypluła ślinę, wystawiając język. — Jak mogłeś… — urwała. Jej oczy otwierały się coraz szerzej. Już nie były zielone. — …mi to zrobić. — Wyprostowała się, patrząc na niego z urazą. Na skórze twarzy i rąk wykwitała sieć czerwonych tatuaży. Gojo uśmiechnął się kątem ust i rozwiązał opaskę, która do tej pory zasłaniała jego oczy.




_______________________________

            Żródło: Japońska księga duchów i demonów, w przekładzie Renaty Iwickiej, wydawnictwo KIRIN.

        Niektóre postacie oraz część uniwersum pochodzi z mangi Jujutsu Kaisen autorstwa Gege Akutami'ego.


 




3 komentarze:

  1. Ja już wiem, że nie zdam tego semestru. Kolejna skarga poleci do tego liceum.
    Muszę doczytać, o co chodzi z tymi epokami, bo nie mam zielonego pojęcia. Ale podejrzewam, że ma to związek z Sukuną (cyka blyat XDD)
    Czy ta pierwsza scena to ta scena, która miała mi się podobać? Bo mi się podoba już po pierwszym akapicie :D Łoooo gruby początek, ładnie opisany, żywo, na tyle, na ile żywo może być opisana scena morderstwa. Piękne.
    Noooo mam ciary i lekko robi mi się niedobrze. To dobrze, bo to oddaje atmosferę tej sceny. Nawet lekko załzawiły mi się oczy, bo utrata dziecka to dla matki najgorsze przeżycie. Nie polecam strachu o dzieci, dobrze niestety to znamy. Fajnie, że to w jakimś stopniu tutaj przerobiłaś.
    Deprawacja, to mi się kojarzy z Judalem (w jego roli niesamowity Ryohei Kimura <3 (muszę przestać stalkować seiyuu)), ale ma to sens i jest użyte w bardzo dobrym momencie.
    Oj, nie wiem czy tojest zamierzony efekt ale tu jakby w pierwszych trzech akapitach brakowało myślników? są to dialogi czy tekst ciągły? :D ale i tak ładnie to nakreśla sytuację, dalej mam ciarkii stoją miwłosy na rękach.
    Okej, rozpoznaję panią, dalej chcę wiedzieć jak to rozegrasz bo tomoże być ciekawe :D
    "I said uuuuuuuuuuuuuuuuuu" *cmok* NICE.ale pięknie to wyszło,bardzo bardzo bardzo podoba mi się ten flashback i to, że ta inba zaczęła się tak wcześnie jeszcze w przeszłości. Super,że nie podaje się od razu kto, co i dlaczego, przedstawia tylko zarys konfliktu i oczywiście +100 za podłoże historyczne. Pięknie, nie mam się do czego przyczepić, zaskoczyłaś mnie bardzo.
    "Jego uśmiech niepokoił, szeroki i tak pewny siebie, jakby cały świat stworzony był, by mu służyć." <----- tzw. uśmiech Espady. zwykle mają go postacie o głosie Junichiego Suwabe (no może z wyjątkiem Viktora Nikiforova bo to jest grzeczny osobnik ;) )
    AAAAAND BUM TRUP. Fuck, czytałam tę scenę z zapartym tchem aż mi oczy znowu załzawiły. Naprawdę miałam nadzieję, że Shokai przyłączy się do Ryomena, no! że to jakiś podstęp jest! Halo, ja chce ich kolaborację xD ALE. Bardzo dobra scena, trzyma w napięciu do samego końca, niespodziewałam się, że wyrwie jej serce, ale to bardzo w jego stylu.
    Wait, czy jeśli ją przeklął to znaczy, że... tąteorię przedyskutujemy na privie xD
    No i te legendarne palce xD coś mi wpadło do głowy i też ci to zaraz napiszę,jakija mam spaczony już ózg przez ciebie xD
    Ale ładnie, bardzo ładnieto opisane, fajnie, że na końcu ten ery jest opis jakby dalszego watku, choc ja dalej mam odruch wymiotny jak czytam o tych palcach XD smacznego.
    "spychając go w niematoterazznaczenia." <3 <3
    Fajnie wyszła ta domena. Noi oczywiście, że musiał wleźć pan maruda, niszczyciel dzieciecych uśmiechów xD
    "— Sukuna, zostaw ją — poradził leniwym tonem, zupełnie jakby zwracał uwagę dziecku, by odłożyło na półkę zabawkę. — Jest o jakiejś tysiąc pięćdziesiąt jeden lat za młoda dla ciebie." <3<3
    "— Może jednak cię zapnę?" OH MY GOOODXD
    Geez, tam jest skup sie na absorbcji, ja czytam aborcji XD
    A to to jej kazał zjeść! No nieźle, bardzo fajnie plastycznie to wyszło, jedyne co mnie zastanawia, to jak przez rok udało się utrzymaćmichi przed gojou. Powodzenia im życzę i szczęścia i zdrowia.
    Co mi się najbardziej podobało to dislaimery i odniesienia historyczne, bardzo mega dobre to jest. chce te ksiazke od ciebie przypomnij mi jutro (dzisiaj, wsumie)jak bede u ciebie że mam ci ją podpierdolić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu!!!!! Aż mnie ciarki przeszły i takie przerażenie w sercu jak to czytałam. Ta scena z dzieckiem 😫 nie dziwię się że zrobiło ci się słabo jak pisałaś ten tekst.
    Wywołuje wiele emocji i takie aż czuję się nieswoje i zastanawiam się czy powinnam czytać dalej ale czytam.
    Myślę że ten tekst to skok na wyższy poziom literacki, bo pisanie o czymś co wywołuje w nas samych skrajne emocje jest bardzo trudne i nie każdego na to stać.

    Zbieram siły i czytam dalej.

    Ciekawi mnie kim jest ten demoniczny człowiek i jak to się stało że pozyskał taka moc i taki strach wśród ludzi.

    Ciekawa ta akcja z kobietą z wachlarzem. Pięknie opisane , bardzo plastycznie.od razu skojarzyła mi się postać z tekkena albo mortal combat. Walks opisana że szczegółami. Pięknie.

    I w tej serii jest Yakuza 😀 yeah. Skoro mi nie chcesz dać Majimy to posiedzę się obecnością japońskiej mafii w tym uniwersum.

    Kim jest ten czarownik? Jak mógł tak po prostu wyrwać jej serce , czym mu zawiniła i to przekleństwo jej i cesarza. Zastanawiam się czy to nie miało jedynie wydobywa w głębi skrywanych obsesji cesarza, może on na prawdę był psycholem i czarodziej tylko zabrał mu to coś dzięki czemu się kontrolował. A może chciał jedynie aby dam poczuł to co czuł czarodziej, doświadczył jego klątwy na własnej skórze. Ale mam rozkmine.

    To z palcami które nie chciały spłonąć... Jak silna musi być ta klątwa 😲

    Lubię sceny seksu pisane przez ciebie. Ale kim jest ten sukuna? Demon który w nim mieszka?
    Król przeklętych. Ona pierze i te oczka otwierajace się na twarzy chłopaka . Gizzzzzz.

    Każdy ma swoją ciemną stronę osobowości i tzn demony ale to to już jest przegięcie.

    O akcja się zagęściła. Kim jest ta dziewczyna i dlaczego tak na nią zareagował? Tyle niewiadomych. Ale przyznam że byłam pod wrażeniem relacji demona na nauczyciela. Kim on jest dla niego czy kimś kto go umieścił w ciele chłopaka czy kimś o wiele bardziej złym i o tysiące lat Straszyn komu demon jest podporządkowany.

    Może jednak cię zapne 😀 oj ja też lubię dwuznaczności. Bardziej niż kiedykolwiek. I te teksty przy jedzeniu relikfi hahah

    I już wiem kim jest sukuna . Tym pojebanym czarownikiem z początku tekstu 😳

    Ale jeśli dobrze zrozumiałam ona też miała tutaz znaczący o tym że jest czarownikiem. Co sprawiło że tak zapalał nienawiścią do swoich?

    Czy to była wątróbka jakiegoś Denona? I nie spodziewałam się że nauczyciel też będzie miał w sobie coś demonicznego... A może jednak.

    Świetny tekst. Dużo emocji wywołuje , głównie negatywnych ale nie o to chodzi. Cały diEn chyba będą chodziły mi te obrazy po głowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Skoro to pilot, to zaczęłam od niego i już sam początek ze swoim opisem sprawił, że chciałam czytać dalej. Jak to już po mnie widać, mój umysł bardziej gości się w Republice Korei niż w Japonii, ale nie zapominam, od czego zaczynałam. Jestem zachwycona tym, jak pięknie wykorzystane zostały prawdziwe informacje, jak zbudowany został świat i jak przeszłość łączy się z teraźniejszością. Brutalność i plastyczność opisów daje obraz niczym z filmu, do tego całość idzie tak pewnym torem, że nie da się inaczej, jak tylko podążać razem z tą historią. Nic mnie tutaj nie przytłoczyło, wręcz z każdym kolejnym akapitem łaknęłam więcej. Wow, nie spodziewałam się, że spodoba mi się portret Sukuny, ale w mojej głowie ten demon jawi się niesamowicie wyraźnie. Cała akcja w szkole miała dla mnie barwy czerwieni, granatu i czerni okrytej półmrokiem, a choć nienawidzę horrorów, bo nie lubię się bać, tak serial z podobnymi scenami bym obejrzała.
    Jestem pod wrażeniem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń