Litość o zmierzchu
ROK 968
EPOKA HEIAN
Heian-kyo, stolica
Krzyk niósł się w mroku. Przeraźliwy, pełen paniki, rozpaczy i próśb. Gałęzie
drzew przesłaniały i odsłaniały księżyc, poruszane lekkim wiatrem, jakby świadomym,
że jego wycie nie zrobi żadnej konkurencji. Nie dzisiaj, w noc masakry.
— Bła-gam…! Proszę cię… Tylko nie on… Litości!
To moje jedyne-e dzieeecko!
Rozpaczliwe kwilenie chłopczyka urwało się nagle, zastąpione krótkim, ochrypłym
rzężeniem. Żadna matka nigdy nie byłaby gotowa na taki dźwięk i widok wiotczejącego
ciałka, powoli opadających kończyn, szeroko rozrzuconych, jeszcze drżących rączek, odchylonej nienaturalnie
mocno główki, rozciągającej się na szyi szczeliny podobnej szerokim ustom. Zimny
blask odbijał się w ciepłych pulsach wciąż wypływającej krwi.
Krzyk uwiązł w piersi kobiety. Upadła na kolana, krztusząc się nim i
dławiąc słowami, które nie mogły wydostać się z ust. Była bliska utraty
zmysłów, szeroko otwartymi oczami, pełnymi szaleństwa, niedowierzania i przerażenia,
wpatrywała się w ziemię, na którą skapywała krew jej dziecka. Na wygiętych niemym
okrzykiem ustach kołysała się strużka śliny. Kobieta, charcząc i drąc palcami
ziemię, czołgała się w stronę mężczyzny, który trzymał jej syna. Gdy znalazła
się u jego stóp, rozpaczliwie złapała skraj szaty, mnąc go i brudząc krwią.
So crawl on my bely
till the sun goes down
— Litościii!!! Zrobię wszytsko!!! Wszystkooo!!! Tylko po-zwól mu żyyyć!!!
— Zamilcz…
Mocne kopnięcie zwichnęło jej szczękę i obróciło na plecy. Pełen bólu
skowyt wstrząsał całym jej ciałem, gdy drżąc, podnosiła się, wyciągając ręce w
stronę stosu, na którym wylądowało nieżywe ciałko.
— Nieee~! — zawyła, czym prędzej zrywając się na nogi. Rzuciła się przed
siebie, wygrzebując zwłoki synka ze stosu ciał innych dzieci i kobiet. Kolejne
kopnięcie posłało ją i jej nieżywe dziecko z powrotem na stos. Kobieta tuliła do siebie trupka, wrzeszcząc
w niebogłosy, otoczona martwymi ciałami, po których się ześlizgiwała.
— Powiedziałem, żebyś się, kurwa, zamknęła — mruknął poirytowany
mężczyzna. Jego kimono zafalowało, gdy wyciągnął przed siebie ręce. Wszystkie
cztery. Otwarte dłonie skierował na stos.
Buchnęły wysokie, mięsiste płomienie, głodne ofiary. Skwierczenie palonych ciał
i trzask ognia zagłuszyły ostatnie nieludzkie krzyki.
Now in this
twilight, how dare you speak of grace
Mężczyzna odszedł. Płomienie zdawały się sięgać księżyca, który odwracał
wzrok, zachodząc za chmury.
— Pustka i mrok. Demony tańczą pośrodku pastwiska,
piekielny wiatr hula wśród zbóż. Prawa Strona dziczeje. Ludzie uciekają. Nikt
nie wraca. Niebo jest ciemne tak za dnia jak i nocy. Trzeszczą stare, porzucone
domy, kamień niszczeje, ziemia odbiera, co do niej należało. Po zmierzchu
słychać tam wycie i stukanie do drzwi opuszczonych chat, a one skrzypią,
otwierane, choć nikt za nimi nie stoi. Żadnych świateł, lamp, żadnych ludzkich
głosów. W Zachodniej Stolicy umarło już wszystko. Prócz niego i jego klątw.
Na dawnym Rynku Zachodnim znaleziono stosy ciał, głównie
kobiet i dzieci. Wiemy, że to on odprawił rytuał, nie wiemy w jakim celu. Tylko
on jeden nie wyniósł się jeszcze stamtąd, nikczemniejąc wraz ze Stolicą, a może
i będąc odpowiedzialnym za jej deprawację.
Wiesz, o kim mówię. Był tutaj, pysznił się, czego to nie
potrafi. Odprawiłem go jako twój regent, lecz on odgrażał się, że wróci, gdy
będziesz u władzy. Liczy, że wpuścisz go do Daidairi[i],
że będzie się panoszył w pałacu, chętnie zostałby twoim doradcą albo i
kanclerzem, kto wie, co takim jak on roi się w głowie, może nawet marzy mu się
tytuł cesarza! Uważaj na niego, Reizei, to niebezpieczny człowiek! O ile w
ogóle pozostało w nim coś ludzkiego. Różne chodzą słuchy. Podobno zawierał
liczne pakty z demonami, kto wie, może sam już nim po części jest.
Reizei[ii]
poruszył się niespokojnie, słuchając wieści, które przyniósł mu kanclerz.
Żałował, że osiągnął pełnoletność i na jego głowę spadały tak przykre
obowiązki. Rzeczywiście, poznał człowieka, o którym mówił dziadek i wówczas
zrobił on wrażenie na niepełnoletnim cesarzu. Zdawał się silny, potężny, jakby
nikt i nic nie mogło mu zagrozić, taka biła od niego aura. Mimo, że spotkali
się tylko raz, Reizei go zapamiętał. Może nawet podziwiał.
— Co więc mi radzisz, dziadku? — zapytał smętnie młody
cesarz, podpierając podbródek na dłoni.
— Po pierwsze, żebyś nie zwracał się do mnie tak
nieoficjalnie w obecności doradców… — skarcił go kanclerz. — Po drugie,
posłałem po panią Shōkai… Jeśli ktoś miałby nam cokolwiek doradzić w takiej
kwestii, to tylko ktoś, komu… temat jest nieco bliższy.
W tym samym momencie drzwi się rozsunęły i do środka
niezbyt stabilnym krokiem weszła wysoka kobieta. Ciemne włosy, zebrane w
wytworny kok, wymykały się szpilkom, pojedyncze kosmyki w nieładzie opadały na
jej ramiona. Z jednego ześlizgiwało się uszyte z grubego materiału kimono
koloru indygo, wyszywane złotymi nićmi, odsłaniając wytatuowany symbol miecza i
oka. Mniejsze, bardziej delikatne, czerwone tatuaże
pokrywające jej skórę, tworzyły sieć linii, wspinająych się na twarz. Szerokie rękawy rozkładały się
wdzięcznie, gdy unosiła ręce, by poprawić włosy i sięgały niemal do pasa, w
którym przewiązana była białym obi.
— Wzywałeś, jaśnie panie? — Głos jej brzmiał frywolnie i
beztrosko, i nie sposób było rozstrzygnąć, czy jest poważna, czy stroi sobie
żarty, ale w pałacu przymykano oko na maniery powiązanej z zakonem Enryakuji [iii]
kapłanki.
— Arashi — powitał ją kanclerz, a kiedy wymienili ukłony
(kobieta skłoniła się do przesady wytwornie), bez ogródek zapytał: — Co wiesz o
Ryomenie? Zdaję się, że coś was kiedyś łączyło.
Kobieta przestała się uśmiechać. Teraz jej twarz
przypominała stężałą w złości maskę.
— Nie mam nic wspólnego z tym degeneratem — oświadczyła
sucho, a widząc poważne miny zebranych, odwdzięczyła się pytaniem: — Do czego
tym razem się posunął?
W miarę jak dowiadywała się szczegółów masakry, jej duże,
jasne oczy robiły się jeszcze większe, a zaciskane w pięści dłonie drżały ze
złości.
— To musi się skończyć. — Jej słowa wybrzmiały mocno, gdy
wreszcie przerwała ciszę, zapadłą po sprawozdaniu. — On i jego bezeceństwa…
Trzeba położyć im kres. — Ściągała kształtne, czarne brwi, patrząc pod stopy
cesarza, wreszcie podniosła na niego wzrok. — Należy zwabić go do pałacu. Jak
najszybciej.
[i] Daidairi
– „miasto w mieście”, otoczony murem teren pałacu cesarskiego i urzędów
[ii] Cesarz
Reizei (panował 967-968) jest podawany jako najbardziej znany przykład
aberracji umysłowej wśród cesarzy. Powszechnie znana była jego namiętność do
zabójstw i polowań
[iii] Zakon
posiada długą i bardzo burzliwą historię; założony przez mnicha Saichō, wyrósł na
jeden z najpotężniejszych środków klasztornych, w okresie świetności posiadający
tysiące mnichów. Mnisi ci nie zajmowali się wyłącznie recytacją sutr, ale też
zbrojnym wymuszaniem swoich praw. Zdarzało się, że maszerowali uzbrojeni po
zęby główną ulicą stolicy. Enryakuji stało się silnym bastionem tak zwanych
walczących mnichów (akusō); w ostatnich latach silnie krytykowany za związki z
organizacją yakuzy.
— Zastanawiałem się, ile każesz mi czekać, Reizei! — zawołał od progu,
zamaszystym ruchem rozsuwając drzwi. Jego uśmiech niepokoił, szeroki i tak
pewny siebie, jakby cały świat stworzony był, by mu służyć.
Być może tak to sobie wyobrażał. Lecz kiedy młody cesarz pobladł,
mocno zaciskając dłonie na poręczy bogato zdobionego, wytwornego krzesła i nic
nie odpowiedział na jego bezpośrednie powitanie, od razu zwęszył podstęp. Jego
czerwone oczy zwęziły się, a nozdrza zafalowały, zupełnie jakby węszył w powietrzu.
— Arashi! — krzyknął, unosząc górną wargę w grymasie. — Wyłaź, do cholery.
Chyba nie zamierzasz dźgnąć mnie znienacka w plecy?!
Zza wysokiego fotela władcy wyłoniła się kobieta w kimonie koloru indygo.
Wachlarzem tej samej barwy przysłaniała usta.
— Witaj, Ryo~! — zawołała śpiewnie,
obdarzając go słodkim uśmiechem, który sprawiał, że jej oczy przypominały
wznoszące się z wiatrem mewy i wyrzucając w górę dłoń z wachlarzem, jak gdyby w
geście sympatii. — Ty pierdolona bestio — dodała, a uśmiech, który jeszcze
sekundę temu wydawał się szczerym okazem radości, teraz był zimny i okrutny,
pełen kpiny i rządzy mordu. Wachlarz o krawędziach ostrych jak brzytwa,
złożył się i pchnięty nagłym ruchem dłoni poszybował ku szyi mężczyzny, lecz ten zablokował go zewnętrzną stroną nadgarstka.
— Daj spokój — rzucił, zdradzając tylko niewielkie oznaki niepokoju. —
Przecież jesteś jak ja. Wiesz, że czasem trzeba coś poświecić, żeby coś zyskać.
— To poświęć swój daremny żywot, żebyśmy mogli odetchnąć! — zaproponowała i znów zaatakowała. Tym razem
zebrana przez nią energia utworzyła potężny przeciąg, który szarpnął ciałem
czarownika. — Jak chuj jesteśmy podobni, ty i ja! — zapaliła się Arashi.
— Zrób mi tę przysługę i zdechnij! — Uniosła wyżej dłonie i zacisnęła je w
pięści, a tańczący wokół Ryomena wiatr zacieśniał kręgi, formując się w powietrzną
trąbę.
— Serio? Chcesz się ze mną mierzyć?! — Ryomen wybuchnął śmiechem.
Jednym ruchem ręki zmiótł kobietę z nóg.
— Nie jestem głupia. — Arashi jęknęła, dotykając potylicy, którą
uderzyła w ścianę. — Wiem, że sama nie dam ci rady. Dlatego na zewnątrz czeka
zakon Enryakuji, a Czterej Królowie Nieba już ostrzą sobie na ciebie włócznie.
Będziesz jednym z ich znakomitszych trofeów! — próbowała się zaśmiać, ale
natychmiast się skrzywiła, czując ból głowy. Zamknęła jedno oko, drugim łypiąc
na mężczyznę. — Jesteś otoczony, Ryo. Nie wygrasz.
Ryomen prychnął.
— Nie wiesz, do czego jestem zdolny. — Podszedł do niej, uśmiechnął
się przerażająco, otwierając drugą parę oczu i wyciągnął rękę. — A teraz skończ
się wygłupiać.
Trwał tak, dopóki Arashi nie przyjęła jego pomocy. Smukła kobieca dłoń
zniknęła w uścisku dużej, zdobionej czarnymi tatuażami, gdy pomagał jej wstać.
Przez moment zdawało się, że coś ich połączyło, jakaś nić porozumienia albo
dawne wspomnienie. Zdawali się sobie równi i siebie warci.
— Poddaj się — szepnęła Arashi. — Pozwól, że osądzimy cię za twoje
zbrodnie zgodnie z obowiązującym prawem. — Jej głos brzmiał rzeczowo, twardo i
spokojnie. Złagodniał tylko na jedno zdanie, gdy zaglądała w obie pary jego
upiornych oczu: — Ratuj swoją biedną duszę.
Czarownik wciąż się uśmiechał. Tym razem z satysfakcją.
— To miłe, że się o mnie martwisz. — Wyszczerzył zęby. — Ale nie ma
takiej potrzeby! — Przyciągnął ją bliżej, oblizując spierzchnięte wargi. — Nie
stój mi na drodze, Arashi. Dołącz do mnie. Razem zmasakrujemy ten świat!
— Nigdy — odpowiedziała wesoło. Ten sam zimny uśmiech co wcześniej rozsiadł
się na jej wargach. — Jesteś potworem. Moje serce nigdy nie będzie należeć do
ciebie.
I'll never wear
your broken crown
Chciała zabrać dłoń, lecz Ryomen na to nie pozwolił.
— Jesteś pewna? — zapytał, gdy wzmógł się wiatr, szarpiąc materiałem
ich kimon i rozwiewając włosy. Oczy Arashi wypełnił strach, gdy o sekundę za późno
odczytała zamiary czarownika. Gdy spod jego obszernego kimona wypełzły
umięśnione ramiona, by złapać ją w talii, wciąż ściskał jej dłoń w swojej dłoni,
a tą, która pozostała wolna, otoczyła przeklęta energia. To tą dłonią wyrwał jej serce.
I took the road
and I fucked it all away
— Przeklinam cię, Shōkai, ciebie i całe twoje plemię! Już nigdy nie
zaznasz spokoju, bądź przeklęta, jak ja i nigdy nie uwolnij się spod jarzma
tego świata!
Patrzył w jej gasnące oczy i puścił, by upadła na podłogę. Nim jej
serce przestało bić, potężny podmuch wiatru wybił w oknach szyby, dając znak
czekającym na zewnątrz mnichom.
Ryomen, z całą wściekłością, jaka w nim wezbrała, zwrócił się w
kierunku cesarza, którego otoczyło wojsko, lecz i jego świty pozbył się z łatwością,
rozrzucając ich na boki.
— Ty — syknął, patrząc w oczy przerażonego cesarza. — Ty mnie tu
zwabiłeś.
— N-nie… — Reizei osłonił się rękami, jakby oczekiwał ciosu w twarz. —
L-litości… O-oni mnie namówili, ja-a… Zawsze darzyłem cię szacunkiem!
— Kłamca. Gardzisz mną. Czuję od ciebie smród strachu i obrzydzenie. —
Złapał go za rękę, odciągając ją od twarzy. — Ciebie też przeklinam — szepnął, nachylając
się. — Obyś, jak ja, poznał, co to głód krwi i nigdy nie umiał go zaspokoić.
— Odsuń się od cesarza! — wrzasnął nagle ktoś i na szyję Ryomena
zarzucono powróz, odciągając go od władcy. — Zabić bestię!
Rozgorzała wrzawa, podczas której cesarzowi udało się zbiec i jedyną pamiątką,
która pozostała mu po tym dniu, było czarne znamię w miejscu, w którym dotknął
go czarownik. Oraz głód, który próbował zaspokoić polowaniami i uśmiercaniem w
coraz wymyślniejszy sposób swoich nałożnic. Po niespełna roku zmuszono go, by
zrzekł się tronu.
Zakon Enryakuji kanonizował
Arashi Shōkai, czyniąc z niej męczennicę, choć jej przeklęty duch nigdy nie
zaznał spokoju. A legenda Ryomena przetrwała nawet stos, na który go skazano po
tym, gdy Czterech Królów Nieba wbiło swoje włócznie w jego serce.
— To tylko kolejny demon. — Raiko[i],
splunął pod nogi, łamiąc drzewce włóczni, której grot blokował możliwość korzystania
z energii.
— Demon?! — Ryomen śmiał się histerycznie. — Jestem nowym bogiem,
głupcze! Jestem nieśmiertelny!
— To się zaraz okaże.
Stos przygotowano w tym samym miejscu, w którym zginęły ofiary
masakry. Gdy ogień sięgał wysoko, obezwładnionego czarownika wrzucono w jego
płomienie. Do końca śmiał się jak opętany, wygrażał Królom, cesarzowi, a nawet
martwej Shōkai, obiecując, że podzielą ten sam los.
But in this
twilight, our choices seal our fate
Kiedy spłonął, znaleziono po nim tylko palce. Jeźdźcy próbowali pozbyć
się i ich, ale okazało się to nie możliwe. Zapieczętowali je więc i oznaczyli
jako przeklęte, a następnie ukryli, tak by nikt nie mógł ich znaleźć. Lecz ich
moc przyciągała innych przeklętych, którzy wykradli je i po dziś dzień chciwie
je sobie odbierają, próbując wzmocnić własną energię. Legenda głosi, że kiedy
choć jeden z palców trafi na godne Naczynie, Ryomen powróci i odzyska dawną
moc.
[i] Raiko
czyli Minamoto no Yorimitsu (postać historyczna), który wraz ze swoimi czterema
towarzyszami (zwanymi zbiorczo Czteroma Królami Nieba) jest bohaterem wielu
niesamowitych legend, zwłaszcza takich, które przypisywały im poskramianie demonów.
ROK 2019
EPOKA HEISEI
Sugisawa, prefektura Miyagi
Para nastolatków wymykała się z jej wnętrza, rozświetlając niespokojnym
światłem pogrążony w mroku korytarz. Na chwilę, do zamknięcia drzwi. Wylewający
się jazgot został stłumiony, okiełznany, wygnany z cudzego terytorium. Ta cześć
szkoły, mimo szalejących za drzwiami hormonów, była cichsza, dużo bardziej
złowieszcza. Panował tu chłód, ale nie mógł rywalizować z gorącem młodych ciał,
które napierały na siebie i mury szkoły, ignorując ich ziąb, spychając go w niematoterazznaczenia.
Bił z nich taki żar, jaki bije tylko z pochłoniętej sobą, pragnącej się
nawzajem dwójki ludzi.
Touch my mouth and
hold my tongue
Przynajmniej po alkoholu, który komuś udało przemycić się na szkolną
imprezę.
Dziewczyna o splątanych, ciemnych jak noc włosach, przyszpiliła do
ściany nieco wyższego od niej chłopaka o postrzępionej fryzurze i podejrzanie wyglądających
kreskach pod oczami, które – tak jak w tej chwili jego oczy – wyglądały jak
linia zamkniętych powiek. Wpijała się w jego wargi, ściągając brwi, jakby jednak
miała wątpliwości, czy to tego szukała, ale nie przestawała go całować. A kiedy
przestawała, to tylko po to, by brać go za rękę i ciągnąć za sobą, do swojego
pokoju.
— J-jesteś pewna? — odważył się zapytać chłopak, gdy znalazł się w pokoju
koleżanki. — Czy s-sensei… nie ma… pokoju obok? — dopytywał w przerwie na
oddech między kolejnymi pocałunkami. Dziewczyna nie odpowiadała, jedynie
mocniej zmarszczyła brwi. Zrzucała narzuconą na jego ramiona bluzę, mrucząc
cicho, z satysfakcją, badając ich szerokość, odkrywając twarde mięśnie. Na
chwilę oderwała się od jego ust, by im się przyjrzeć. Jak on to robił? Był
zwykłym nastolatkiem, w dodatku dwa lata młodszym od niej, a jego ciało
wyglądało, jakby mieszkał na siłowni. Czy to w tym szkolił go Gojo? W sile
fizycznej?
— Posłuchaj. — Chłopak złapał ją za ramiona, zaglądając we wściekle
zielone oczy. — Jeśli się rozmyśliłaś, rozumiem. W sumie, niewiele o sobie
wiemy… Możemy zacząć od początku. Jak się należy. — Uśmiechnął się do niej
ciepło, rozluźniając uchwyt. — To co? Może… Pójdziemy najpierw do kina?
Dziewczyna popatrzyła na niego, jakby oszalał.
— Chcesz się pieprzyć, czy nie? — spytała bez ogródek, zakładając ręce
na piersi.
I'll never be your
chosen one
— No… — Chłopak poczerwieniał. — Chcę, ale jeśli…
— To zamknij się i bierz do roboty, Yuji — poleciła, kładąc jego ręce
na swoich pośladkach.
Yuji jeszcze tylko przez sekundę patrzył na nią w zastanowieniu,
wreszcie znów nachylił się do jej ust i skubnął dolną wargę, stając się coraz bardziej
łapczywy. Pchnął ją na ścianę, a kiedy się oparła, uniósł jej nogę, zarzucając
na swoje biodro. Odpuścił, przestając mieć wyrzuty sumienia. Komunikat był
jednoznaczny. Nikt nikogo nie wykorzystuje.
HEJ, YUJI…
No, może jednak ktoś był tu wykorzystywany. Czyjeś ciało. I czyjaś
przeklęta dusza.
Nie. Nie teraz, proszę…
Zadarł jej bluzkę, przez chwilę ciesząc wzrok pełnymi wdziękami.
YUJIII… CZY TY MASZ TUTAJ… KOBIETĘ?!
Nie teraz, Sukuna!
Okrągłe piersi idealnie układały się w jego dłoniach. Pomału przesuwał
palce na plecy dziewczyny, szukając zapięcia stanika.
KOBIETA. W KOŃCU JAKAŚ KOBIETA!
Nie waż się nawet…
ODROCZENIE
— Co znowu? — zirytowała się dziewczyna, gdy poczuła, że Yuji opuszcza
ręce.
I'll be home safe
and tucked away
Westchnęła, przejmując inicjatywę.
— Nigdy wcześniej tego nie robiłeś?
Złapała za jego koszulkę i pozbyła się jej, gdy chłopak posłusznie
uniósł ręce.
— Co? — Zdębiała, gapiąc się na tatuaże, które odsłoniła. Przypominały
plemienne wzory. Dwie, grube i czarne linie, symetryczne, kształtem przypominające
pioruny, po obu stronach brzucha. Następne, poprzerywane, zaczynały się na piersi
i biegły w górę, gubiąc się za barkami. Na ramionach koła, których wnętrza wypełniał
czarny punkt, pod nimi dwie obręcze. Kolejne dwie okalały nadgarstki. — Łał, ekhem…
— zdołała wykrztusić, przyglądając im się uważnie. — Nie wiedziałam… — Podniosła
na niego wzrok i dopiero wtedy naprawdę osłupiała. — No tego nie mogłam przegapić
— zrozumiała, gapiąc się na tatuaże na jego twarzy. Linie biegły wzdłuż szczęki,
kończące się przy ustach i kącikach oczu. Jedna przecinała nos. Inne znaczyły
czoło. Ale to nie tatuaże spowodowały, że naprawdę oblał ją strach.
Well You can't
tempt me if I don't see the day
Te dwie kreski pod oczami Yuji’ego, rozklejały się. Patrzyła na nią druga,
wąska para czerwonych oczu.
— OK… To nawet dla mnie trochę za dużo. — Przełknęła ślinę, starając się
nie okazywać strachu. Po omacku znalazła swoją koszulkę, którą Itadori rzucił na
łóżko obok, ale gdy próbowała w pośpiechu ją włożyć i zwiać, zastąpiono jej
drogę, tak jak się spodziewała. Silne dłonie wyłuskały koszulkę z jej
kurczowego uścisku i podarły na strzępy.
— No co ty. — Rząd mocnych, ostrych,
odsłoniętych w uśmiechu zębów przyprawiał o dreszcze. — Chyba nie zamierzasz
tak mnie zostawić? — Gardłowy głos, pełen drapieżnych nut, w ogólne nie przypominał
głosu Yuji’ego. — Wiesz od jak dawna nie miałem kobiety?! — Szaleństwo w
jego oczach, tych, którymi chwilę temu patrzył na nią Itadori, a które teraz zyskały
niebezpieczny, pomarańczowy blask, przytłaczało. Czuła bijącą od niego złowrogą
aurę, która dominowała otoczenie. Paraliżowała. Nie mogła zrozumieć, co się
dzieje. Czemu Yuji już nie wyglądał jak Yuji, mimo że to wciąż było jego ciało.
Postrzępione, różowo-czarne włosy nie opadały już swobodnie, lecz nastroszyły się
i choć dalej stał przed nią w swoich czerwonych sneakersach i czarnych
spodniach z mundurku, zdawało się, że urósł, a jego rysy twarzy się zmieniły, wyostrzały,
nie mówiąc o dodatkowej parze oczu, która wciąż przyglądała jej się podejrzliwie.
— Kontynuuj — polecił, unosząc szponiaste dłonie i naparł na nią,
przygwożdżając do ściany. Zaciągnął się jej zapachem, wtykając nos w ciemne
włosy. — Czarnoksiężnik…? — wychrypiał, odsuwając się, by ze smakiem oblizać
usta. — Jak z tobą skończę, nic z ciebie nie zostanie — zawarczał, obnażając
kły. — Nienawidzę czarnoksiężników. — Kłapnął szczękami tuż przy jej twarzy. W
jego oczach igrały nieokiełznane blaski, jego palce zostawiały siniaki na jej
rękach.
The pull on my
flesh was just too strong
— A kim ty jesteś? — zapytała, nim ugryzła się w język. Mimo
strachu, nie zapanowała nad ciekawością.
— Twoim końcem. I najlepszym kochankiem jakiego kiedykolwiek miałaś —
odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się groźnie. — Możesz mi krzyczeć Sukuna
— powiedział wprost do jej ucha, nachylając się — gdy już będę cię pieprzył.
— Sukuna? — Dziewczyna zdawała się ignorować fakt, że właśnie brutalnie
pchnięto ją na łóżko. — Jesteś demonem? — Marszczyła brwi, pewna, że gdzieś już
o nim słyszała. — A może przeklętym?
Sukuna syknął z niezadowolenia, a materac ugiął się pod nim.
— Jestem cholernym Królem Przeklętych — wydyszał jej w twarz — jak już
chcesz mnie klasyfikować. — Polizał policzek dziewczyny, wsuwając kolano między
jej nogi i unieruchamiając ją pod sobą. — Masz tego dużo w sobie, co? — stwierdził,
delektując się jej aurą. — Gniewu. — Gardłowy głos, demoniczna energia, ciężar mężczyzny, który napierał na nią coraz agresywniej,
wytłaczając powietrze z jej płuc.
Stifled the choice
and the air in my lungs
Dopiero, gdy poczuła, że nie może się poruszyć, dotarła do niej powaga
sytuacji, w jakiej się znalazła. Zaczęła się szarpać. Usta Sukuny rozciągnął szeroki
uśmiech.
— Strach — wyszeptał. Obie ręce dziewczyny przytrzymywał nad głową,
wolną dłonią sięgając do jej gardła. — Gniew i strach. Znakomicie. — Roześmiał
się, sunąc pazurem po jej dekolcie, zawadzając o stanik. Gdy go odchylił, spostrzegł,
że ona też miała tatuaż. Przynajmniej jeden, skryty między piersiami. Niewielki
symbol miecza i oka umieszczonego w połowie klingi. Nic, co mogłoby budzić przerażenie.
A jednak Sukuna, Król Przeklętych, niegdyś budzący grozę jako demon o dwóch
twarzach i dwóch parach rąk, dzisiaj przeklęta dusza specjalnej klasy,
odskoczył od dziewczyny, jakby się poparzył. Nawet druga para oczu otworzyła
się szerzej, gdy wpatrywał się w nią, klęcząc na skraju łóżka.
— Shōkai! — wypluł to słowo i drapieżnie
wyszczerzył zęby. — Jak to możliwe?! — wykrzyczał, składając dłonie. Dziewczyna
domyśliła się, co zamierza. Zeskoczyła z łóżka, nim przeklęta energia rozdarła
pościel, na której dopiero co leżała. — W końcu trafia mi się trochę rozrywki i
dostaję to?! — Sukuna wpadł w szał. Jego energia jak krwiożercze szpony
ścigała dziewczynę po całym pokoju. Ona nie pozostała bierna. Złożyła dłonie do
znaku rozszerzającego domenę.
Na mgnienie oka wszelki ruch ustał. Światło
zamigało, świat zapulsował, jakby nabrał powietrza. Na pierwszy rzut nic się
nie zmieniło, poza tym, że zrobił się przeciąg, a kolory poszarzały. Sukuna
pieklił się i złorzeczył, ale nie trafiał, chociaż ona nawet nie starała się unikać
jego ataków. W końcu skoczył na nią i złapał za gardło, lecz przy tym poślizgnął
się na kartkach, które na podłogę zrzucił wiatr. Oboje wpadli na ścianę, tracąc
dech.
— Co tu się, do jasnej ciasnej, wyprawia?!
Drzwi do
pokoju się otworzyły. W progu stanął wysoki mężczyzna, cały ubrany na czarno.
Podmuch wiatru rozwiał jego białe, postawione włosy. Wciąż trzymał za klamkę i
patrzył w osłupieniu na półnagiego Sukunę i swoją uczennicę, której garderoba
również była zdekompletowana. Chociaż „patrzył” to może zbyt mocne słowo z
uwagi na fakt, że jego oczy zasłaniała czarna opaska.
— No pięknie — skomentował, wchodząc do środka i
zamykając za sobą drzwi. — Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie — westchnął.
Stanął przed nimi, opierając dłonie na biodrach. — Sukuna, zostaw ją — poradził
leniwym tonem, zupełnie jakby zwracał uwagę dziecku, by odłożyło na półkę zabawkę.
— Jest o jakiejś tysiąc pięćdziesiąt jeden lat za młoda dla ciebie.
— Wiesz, kim ona jest?! — Sukuna toczył pianę z
pyska, zgniatając dłonie w pięści. — Zabiję ją. Odgryzę jej głowę i pożrę wnętrzności,
jej dzieci i ich wnętrzności też!
— Nie wątpię — zgodził się dla świętego spokoju
nauczyciel. — Itadori — zwrócił się do Sukuny, odchylając nieco opaskę, by bez
przeszkód na niego spojrzeć — możesz?
Sukuna zadrżał, jakby przyszpilony spojrzeniem
mężczyzny. Jego tatuaże zaczęły blednąć, aż całkiem znikły. Dodatkowa para oczu
się zamknęła. Znieruchomiał. I przestał oddychać.
Better not to
breathe than to breathe a lie
Kiedy znów się nabrał oddechu, ciało odzyskało
dawną nadpobudliwość, z oczu zniknął czerwony blask.
— Przepraszam za to — żachnął się Yuji, uśmiechając
z zakłopotaniem, a przy tym wciąż uderzając otwartą dłonią po głowie, jakby
chciał uciszyć jakiś głos w jej wnętrzu. — Czasem… eee… wymyka się spod
kontroli.
— Przecież ja nie mam dzieci — zauważyła poniewczasie
dziewczyna, kręcą głową z dezaprobatą. — Ten skurczybyk naprawdę chciał mnie
zabić… — zrozumiała i ze złością spojrzała na swoje dłonie, jakby chciała policzyć
palce, by zyskać pewność, że Sukuna żadnego nie odgryzł.
— Hehe, Sukuna próbuje zabić każdego. — Nauczyciel
machnął ręką, jakby chciał zbagatelizować incydent.
— Sensei. — Yuji patrzył na niego z powagą. — Tym
razem było inaczej — wyznał. — Nie mogłem zmienić się z Sukuną, on nie chciał
wrócić, on… — Podrapał się po głowie, w zastanowieniu zerkając na dziewczynę. —
On jeszcze nigdy tak bardzo nie chciał kogoś zabić. — Przez chwilę
zagryzał wargę i jakby nadsłuchiwał. — Sukuna… — Nerwowo potarł szczękę. —
Będzie na nią polować, Gojo-sensei. Nie wiem, czy zdołam nad nim zapanować.
— Och, no, będziesz musiał… — Mężczyzna zdawał się
być zamyślony, podpierał brodę, w zastanowieniu patrząc w przestrzeń. — Chyba
nie chcesz mieć na sumieniu swojej dziewczyny, nie? — Uśmiechnął się przesadnie
szeroko, poklepując Itadoriego po głowie.
— To nie jest moja… Co?! — oburzył się Itadori, odtrącając
rękę nauczyciela. — Dlaczego to ma być na mojej głowie?! Mam tylko siedemnaście
lat! Czy to nie pan jest odpowiedzialny
za bezpieczeństwo uczniów?!
Gojo uśmiechnął się szerzej.
— Skoro tak mówisz… — Wyciągnął rękę i ramieniem
zgarnął dziewczynę, przyciągając ją do siebie. — Czyli nie masz nic przeciwko,
żebym ją sobie zatrzymał na resztę nocy? Nie? No to nara! — Machnął mu ręką i uwieszając
się na niej, wyprowadził z pokoju, przedtem zdejmując z wieszaka na drzwiach
jedną z bluz.
Chłód korytarza tym razem okazał się dużo bardziej
dotkliwy. Gojo zwolnił uścisk i bez słowa wręczył jej ubranie, wznawiając marsz
i gestem zlecając, by szła za nim.
— Chwila! — zbulwersowała się dziewczyna, truchtając,
by za nim nadążyć. — W Itadorim siedzi jakieś pojebane monstrum! Nie zamierzasz
niczego wyjaśnić?! — piekliła się, zrównując z nim krok. — Kim on w ogóle tak
naprawdę jest?
— Sukuna Ryomen był kiedyś potężnym czarownikiem. Jakieś
tysiąc lat temu — odpowiedział Gojo.
— Tysiąc lat!? Nie powinien już być martwy?!
— Heh, nad tym pracujemy. Itadori bardzo nam w tym
pomaga, ale… — westchnął, wbijając ręce do kieszeni. — Traci nad nim kontrolę.
A to znaczy, że teraz, kiedy Sukuna już się o tobie dowiedział, naprawdę jesteś
w niebezpieczeństwie.
— Co?! Czego on ode mnie chce?!
Gojo milczał.
— Dokąd idziemy? — usłyszał, gdy minął swój gabinet.
— Gdzieś, gdzie będzie jeszcze chłodniej, więc… —
zerknął na nią przez ramię i chociaż pół jego twarzy zasłaniała opaska, była
pewna, że patrzy z dezaprobatą. — Może jednak cię zapnę? — Niespodziewanie się
zatrzymał i nim zdążyła zareagować, rozległo się głośne zip, gdy jego
zwinne palce błyskawicznie rozprawiły się z suwakiem, zapinając go pod sam jej nos.
— Od razu lepiej, nie? — Uśmiechnął się, poklepując ją po ramieniu i ruszył w dół
po schodach, przy których stali, zatrzymując się przy wejściu do piwnic, strzeżoną
przez opatuloną łańcuchami bramę. Nikt nie miał tutaj wstępu poza nauczycielami.
Gojo wyciągnął dłoń, skrzyżował dwa palce. Łańcuchy
opadły, a brama przeraźliwie zaskrzeczała, otwierając się do wewnątrz.
— Zapraszam! — zawołał wesoło, uginając się i
gestem zachęcając, by pierwsza przeszła przez bramę. Dziewczyna skrzywiła się podejrzliwie,
ale zaufała nauczycielowi. Przekroczyła próg i od razu poczuła się słabo. Zrobiło
się jednocześnie duszno i zimno, nie było czym oddychać.
— Uważaj. — Oparła się o Gojo, który stał tuż za
nią, a on złapał ją za łokieć, gdy się zachwiała. — Skup się na absorbcji.
Zaraz poczujesz się lepiej. — Zaczekał, dopóki dziewczyna nie stanęła pewniej
na nogach i kiwnięciem głowy nie dała znać, że już wszystko w porządku. Wtedy
poprowadził ją korytarzem do jednych z drzwi na środku. Tym razem wyciągnął z
kieszeni klucze (zanim je znalazł, na podłogę wypadły zatłuszczone paragony,
jedno zeschnięte mochi, parę imbirowych cukierków i kilka jenów), a gdy otworzył
pokój i weszli do środka, ich oczom ukazały się półki pełne kartonów, szkatuł, sejfów
i innych pudeł.
—
Przechowujemy tu przeklęte przedmioty. To one generują tę energię — wyjaśnił
Gojo. Podszedł do jednej z półek i przez
chwilę przekładał pudełka, aż natrafił na szklany słój wypełniony formaliną i
czymś brudnobordowym, pływającym w środku. — O! Jest! — Odwrócił się z
uśmiechem do swojej uczennicy.
— Co to takiego? — zapytała, nabierając złych przeczuć.
Skrzyżowała na piersi ręce i oparła się o jeden z regałów.
— To — Gojo potrząsnął słoikiem — jest relikwia. Pomoże
ci obronić się przed Sukuną. — Podpierając się ręką, przeskoczył przez stos kartonów
i usiadł na nich okrakiem, łamiąc pieczęć, która zabezpieczała naczynię i odkręcając
pokrywkę. Poklepał miejsce obok, zachęcając tym gestem dziewczynę, by się zbliżyła,
co też uczyniła, niepewnie przysiadając obok. — A teraz — Gojo sięgnął ręką do
jej twarzy— otwórz usta — polecił. — Szeroko. — Poczuła, że jego kciuk
delikatnie opiera się w dołku jej brody, zmuszając, by rozchyliła wargi. Była w
takim szoku, sparaliżowana bliskością mężczyzny, że mogła tylko poddać się jego
dotykowi. Kiedy się nachylił, zamknęła oczy i poczuła w ustach coś śliskiego.
'Cause when I
opened my body I breathe in a lie
— Smacznego~! — zawołał Gojo, przesuwając dłoń niżej
i stanowczym ruchem domykając jej szczękę. — Nie! Nie wypluwaj! — uprzedził,
widząc obrzydzenie na jej twarzy.
— Zo to es?!
— Wątróbka! — odpowiedział z uśmiechem i dopiero
wtedy zauważyła, że słoik, który trzyma między kolanami jest pusty. — Może mogłem
ją najpierw usmażyć. Z cebulką i…
— Fyja?!
— Nie gadaj, tylko jedz! — Gojo dopingował ją,
kłapiąc zębami. — Obiecuję, że dzięki temu będziesz silniejsza!
— A pewo?
— Na pewno!
Dziewczyna obdarzyła go pełnym nienawiści spojrzeniem,
ale znów zamknęła oczy, by pogryźć relikwię. Krzywiła się niemiłosiernie i wzdrygała
ze wstrętem, ale w końcu udało jej się przeżuć kawałek wątroby.
— Paskudztwo! — wypluła ślinę, wystawiając język. —
Jak mogłeś… — urwała. Jej oczy otwierały się coraz szerzej. Już nie były zielone.
— …mi to zrobić. — Wyprostowała się, patrząc na niego z urazą. Na skórze twarzy
i rąk wykwitała sieć czerwonych tatuaży. Gojo uśmiechnął się kątem ust i
rozwiązał opaskę, która do tej pory zasłaniała jego oczy.
Żródło: Japońska księga duchów i demonów, w przekładzie Renaty Iwickiej, wydawnictwo KIRIN.
Niektóre postacie oraz część uniwersum pochodzi z mangi Jujutsu Kaisen autorstwa Gege Akutami'ego.
Ja już wiem, że nie zdam tego semestru. Kolejna skarga poleci do tego liceum.
OdpowiedzUsuńMuszę doczytać, o co chodzi z tymi epokami, bo nie mam zielonego pojęcia. Ale podejrzewam, że ma to związek z Sukuną (cyka blyat XDD)
Czy ta pierwsza scena to ta scena, która miała mi się podobać? Bo mi się podoba już po pierwszym akapicie :D Łoooo gruby początek, ładnie opisany, żywo, na tyle, na ile żywo może być opisana scena morderstwa. Piękne.
Noooo mam ciary i lekko robi mi się niedobrze. To dobrze, bo to oddaje atmosferę tej sceny. Nawet lekko załzawiły mi się oczy, bo utrata dziecka to dla matki najgorsze przeżycie. Nie polecam strachu o dzieci, dobrze niestety to znamy. Fajnie, że to w jakimś stopniu tutaj przerobiłaś.
Deprawacja, to mi się kojarzy z Judalem (w jego roli niesamowity Ryohei Kimura <3 (muszę przestać stalkować seiyuu)), ale ma to sens i jest użyte w bardzo dobrym momencie.
Oj, nie wiem czy tojest zamierzony efekt ale tu jakby w pierwszych trzech akapitach brakowało myślników? są to dialogi czy tekst ciągły? :D ale i tak ładnie to nakreśla sytuację, dalej mam ciarkii stoją miwłosy na rękach.
Okej, rozpoznaję panią, dalej chcę wiedzieć jak to rozegrasz bo tomoże być ciekawe :D
"I said uuuuuuuuuuuuuuuuuu" *cmok* NICE.ale pięknie to wyszło,bardzo bardzo bardzo podoba mi się ten flashback i to, że ta inba zaczęła się tak wcześnie jeszcze w przeszłości. Super,że nie podaje się od razu kto, co i dlaczego, przedstawia tylko zarys konfliktu i oczywiście +100 za podłoże historyczne. Pięknie, nie mam się do czego przyczepić, zaskoczyłaś mnie bardzo.
"Jego uśmiech niepokoił, szeroki i tak pewny siebie, jakby cały świat stworzony był, by mu służyć." <----- tzw. uśmiech Espady. zwykle mają go postacie o głosie Junichiego Suwabe (no może z wyjątkiem Viktora Nikiforova bo to jest grzeczny osobnik ;) )
AAAAAND BUM TRUP. Fuck, czytałam tę scenę z zapartym tchem aż mi oczy znowu załzawiły. Naprawdę miałam nadzieję, że Shokai przyłączy się do Ryomena, no! że to jakiś podstęp jest! Halo, ja chce ich kolaborację xD ALE. Bardzo dobra scena, trzyma w napięciu do samego końca, niespodziewałam się, że wyrwie jej serce, ale to bardzo w jego stylu.
Wait, czy jeśli ją przeklął to znaczy, że... tąteorię przedyskutujemy na privie xD
No i te legendarne palce xD coś mi wpadło do głowy i też ci to zaraz napiszę,jakija mam spaczony już ózg przez ciebie xD
Ale ładnie, bardzo ładnieto opisane, fajnie, że na końcu ten ery jest opis jakby dalszego watku, choc ja dalej mam odruch wymiotny jak czytam o tych palcach XD smacznego.
"spychając go w niematoterazznaczenia." <3 <3
Fajnie wyszła ta domena. Noi oczywiście, że musiał wleźć pan maruda, niszczyciel dzieciecych uśmiechów xD
"— Sukuna, zostaw ją — poradził leniwym tonem, zupełnie jakby zwracał uwagę dziecku, by odłożyło na półkę zabawkę. — Jest o jakiejś tysiąc pięćdziesiąt jeden lat za młoda dla ciebie." <3<3
"— Może jednak cię zapnę?" OH MY GOOODXD
Geez, tam jest skup sie na absorbcji, ja czytam aborcji XD
A to to jej kazał zjeść! No nieźle, bardzo fajnie plastycznie to wyszło, jedyne co mnie zastanawia, to jak przez rok udało się utrzymaćmichi przed gojou. Powodzenia im życzę i szczęścia i zdrowia.
Co mi się najbardziej podobało to dislaimery i odniesienia historyczne, bardzo mega dobre to jest. chce te ksiazke od ciebie przypomnij mi jutro (dzisiaj, wsumie)jak bede u ciebie że mam ci ją podpierdolić.
Jezu!!!!! Aż mnie ciarki przeszły i takie przerażenie w sercu jak to czytałam. Ta scena z dzieckiem 😫 nie dziwię się że zrobiło ci się słabo jak pisałaś ten tekst.
OdpowiedzUsuńWywołuje wiele emocji i takie aż czuję się nieswoje i zastanawiam się czy powinnam czytać dalej ale czytam.
Myślę że ten tekst to skok na wyższy poziom literacki, bo pisanie o czymś co wywołuje w nas samych skrajne emocje jest bardzo trudne i nie każdego na to stać.
Zbieram siły i czytam dalej.
Ciekawi mnie kim jest ten demoniczny człowiek i jak to się stało że pozyskał taka moc i taki strach wśród ludzi.
Ciekawa ta akcja z kobietą z wachlarzem. Pięknie opisane , bardzo plastycznie.od razu skojarzyła mi się postać z tekkena albo mortal combat. Walks opisana że szczegółami. Pięknie.
I w tej serii jest Yakuza 😀 yeah. Skoro mi nie chcesz dać Majimy to posiedzę się obecnością japońskiej mafii w tym uniwersum.
Kim jest ten czarownik? Jak mógł tak po prostu wyrwać jej serce , czym mu zawiniła i to przekleństwo jej i cesarza. Zastanawiam się czy to nie miało jedynie wydobywa w głębi skrywanych obsesji cesarza, może on na prawdę był psycholem i czarodziej tylko zabrał mu to coś dzięki czemu się kontrolował. A może chciał jedynie aby dam poczuł to co czuł czarodziej, doświadczył jego klątwy na własnej skórze. Ale mam rozkmine.
To z palcami które nie chciały spłonąć... Jak silna musi być ta klątwa 😲
Lubię sceny seksu pisane przez ciebie. Ale kim jest ten sukuna? Demon który w nim mieszka?
Król przeklętych. Ona pierze i te oczka otwierajace się na twarzy chłopaka . Gizzzzzz.
Każdy ma swoją ciemną stronę osobowości i tzn demony ale to to już jest przegięcie.
O akcja się zagęściła. Kim jest ta dziewczyna i dlaczego tak na nią zareagował? Tyle niewiadomych. Ale przyznam że byłam pod wrażeniem relacji demona na nauczyciela. Kim on jest dla niego czy kimś kto go umieścił w ciele chłopaka czy kimś o wiele bardziej złym i o tysiące lat Straszyn komu demon jest podporządkowany.
Może jednak cię zapne 😀 oj ja też lubię dwuznaczności. Bardziej niż kiedykolwiek. I te teksty przy jedzeniu relikfi hahah
I już wiem kim jest sukuna . Tym pojebanym czarownikiem z początku tekstu 😳
Ale jeśli dobrze zrozumiałam ona też miała tutaz znaczący o tym że jest czarownikiem. Co sprawiło że tak zapalał nienawiścią do swoich?
Czy to była wątróbka jakiegoś Denona? I nie spodziewałam się że nauczyciel też będzie miał w sobie coś demonicznego... A może jednak.
Świetny tekst. Dużo emocji wywołuje , głównie negatywnych ale nie o to chodzi. Cały diEn chyba będą chodziły mi te obrazy po głowie.
Hej :)
OdpowiedzUsuńSkoro to pilot, to zaczęłam od niego i już sam początek ze swoim opisem sprawił, że chciałam czytać dalej. Jak to już po mnie widać, mój umysł bardziej gości się w Republice Korei niż w Japonii, ale nie zapominam, od czego zaczynałam. Jestem zachwycona tym, jak pięknie wykorzystane zostały prawdziwe informacje, jak zbudowany został świat i jak przeszłość łączy się z teraźniejszością. Brutalność i plastyczność opisów daje obraz niczym z filmu, do tego całość idzie tak pewnym torem, że nie da się inaczej, jak tylko podążać razem z tą historią. Nic mnie tutaj nie przytłoczyło, wręcz z każdym kolejnym akapitem łaknęłam więcej. Wow, nie spodziewałam się, że spodoba mi się portret Sukuny, ale w mojej głowie ten demon jawi się niesamowicie wyraźnie. Cała akcja w szkole miała dla mnie barwy czerwieni, granatu i czerni okrytej półmrokiem, a choć nienawidzę horrorów, bo nie lubię się bać, tak serial z podobnymi scenami bym obejrzała.
Jestem pod wrażeniem.
Pozdrawiam.