Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 27 września 2020

[74] I'll never be what you wanted ~Miachar

     Jakoś nie potrafię wczuć się w piosenki, jakie się tu pojawiają jako część wyzwań, dlatego tradycyjnie sięgnęłam po wers piosenki. Tak się składa, że pasował mi on do fragmentu tekstu, który powstał kilka miesięcy temu, nie mając nic wspólnego z żadną serią, więc to do niego stworzyłam całość. Nie jest długi, bo walczę z własnymi tekstami, a deadline to ostatnie, o czym marzę.

    Trochę inne narracja niż zazwyczaj ma to u mnie miejsce, ale nie powinniście czuć się przez to zdezorientowani.   

   


    Rozpoznaję to spojrzenie od razu, kiedy tylko mnie dostrzegasz. I nie jest tak, jakby się chciało, znając sceny z romantycznych filmów czy tych badziewnych romansideł, które przed laty kupowano prawie że na kilogramy, byle tylko poczuć namiętność, jaka była obca w małżeńskim łożu. To ja czekam na ciebie, bo przecież twój szofer potulnie stał w korku, bo takim jest odpowiedzialnym kierowcą. W rzeczywistości zdaję sobie sprawę, że zapomniałeś – to ja dzwoniąc do ciebie, przypomniałam ci o spotkaniu, które sam przecież zaproponowałeś – a taksówkarz, którego udało ci się złapać pomiędzy szeregami samochodów, niewiele miał w sobie z prawdziwego dżentelmena, a pewnie przeklinał świat, na czym ten tylko stoi. Już myślę o tym, by zrezygnować, by wrócić do siebie, bo ile można czekać na spóźnialskiego, ale rezygnuję z tego, kiedy obdarzasz mnie tym spojrzeniem.

    Wiem, że nie wyglądam dzisiaj tak, jakbyś chciał. Nie mam na sobie sukienki, do czego starasz się mnie namówić – jakby przez twój umysł nie przechodził komunikat, że szczerze ich nienawidzę od wczesnych lat swojego życia – nie mam na stopach szpilek ani nie umalowałam się niczym te modelki na plakatach kosmetyków wiszących na witrynach drogerii, przy których tak bardzo lubisz przystawać. Odbiegam od twojego ideału piękna, o czym tak często mi przypominasz, a mimo to stale powracasz do rozmowy ze mną i spotkań. Powoli mam tego dość.
    Dlatego dzisiaj chcę położyć temu kres. 

    Ale nie dopuszczasz mnie do głosu, kiedy wchodzimy do kawiarni, którą uważasz za najlepszą w mieście, choć szczerze mówiąc, zawsze czuję się tu jak wśród snobów, którzy oceniają we mnie wszystko jeszcze bardziej niż ty, a wygląd tego lokalu to sterylność szpitalnego korytarza, nie ciepłe wnętrze, jakie kojarzy mi się  z tego typu miejscami. Mimo to pozwalam ci kolejny raz wybrać dla nas stolik i nawet złożyć zamówienie. Właściwie nie masz na to mojej zgody, po prostu to robisz, bo przywykłeś, że to ty rozdajesz role i jesteś w centrum uwagi.
    – Musimy porozmawiać – rzucasz tonem, który pewnie miał brzmieć poważnie, ale tak bardzo nie pasuje do ciebie rola nauczyciela czy mentora, że muszę się powstrzymać, byle tylko nie parsknąć śmiechem.
    Wiem, o czym będziesz mówił: o tym, co zobaczyłeś, zbliżając się do mnie przed kawiarnią. W końcu wygląd – czy to twój, czy kogoś innego – to twój ulubiony temat do rozmowy, pozwala ci na bycie w pełni sobą, emanowanie pewnością, czuciu się niczym na szczycie świata. Wiem, że będziesz udzielał mi rad, taki już jesteś. Mogłabym stać się kimś takim, kimś na twój obraz czy podobieństwo, ale nie jesteś moim stwórcą; nie spłodziłeś mnie, nie mam wobec ciebie żadnych zobowiązań, dlaczego więc uważasz, że twoim priorytetowym obowiązkiem jest mówić mi, co mam robić, jak wyglądać, co jeść czy pić? Zamieniłeś się miejscem z moim ojcem? Jakoś nie wspomniał o tym podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej zaledwie dwa dni temu. 

    Dlatego słucham nie tak uważnie, jakbyś chciał. Nie robię notatek jak te dziewczyny na siłowni, którym dajesz wskazówki, by udało im się wysmuklić ciało, niech tylko przejdą na pudełka zamiast normalnych posiłków i zrzucą te pięć kilogramów, dziesięć, dwadzieścia…


    Chcę złapać oddech, lecz wstrzymanie go przychodzi mi szybciej. Zabiera energię, wyjawia żebra i nawet boli, ale łatwiej mi to zrobić niż nabrać powietrza.
    Nadal uczę się tego ciała; choć przydzielono mi je w chwili narodzin, nadal zdaję się nie być go całkowicie pewna. Przez ostatnie lata zmieniała się jego waga i wygląd. Czasami, patrząc w lustro, sama nie wiem, czy raczej bliżej mi do szkieletu, czy dominujący jest tłuszcz na brzuchu. Jedynie oczy za każdym razem są takie same.
    Mogę razem z tobą śmiać się z tego blond kosmyka na mojej głowie – zauważyłeś, że otrzymał towarzystwo i to nie w wyniku farbowania? – ale nie pokażę ci nóg bardziej niż do kolan czy rąk do ramion. Nie myśl sobie, że będziesz mógł zapuścić żurawia w mój dekolt. Jak możesz myśleć o zobaczeniu mnie nago, kiedy sama siebie taką nie widzę? Zapomnij.
    Możesz odbierać mnie, jak chcesz, lecz nie mów, że mnie za mało czy za dużo. To badaniom zaufam, wiedzy o stanie zdrowia, nie twoim pragnieniom. Bo to ciało jest dla mnie, nie dla ciebie.
    Więc schowaj tę ulotkę z kliniki chirurgii plastycznej z powrotem do torby i zniknij. Daj mi uczyć się mojego ciała i dbać o nie, bym żyła tak długo, jak tylko będę mogła.
    Nigdy nie będę, czym ty chciałeś, bym była.



    Dlaczego wydajesz się być szczerze zdziwiony, kiedy ci to mówię? Dlaczego na twojej twarzy maluje się złość? Czyżby denerwowało cię to, że powiedziałam to wszystko na głos tutaj, w tej kawiarni, gdzie mogło przysłuchiwać się nam kilkanaście osób? Ja o to nie dbam, po prostu mówię, co myślę. I to nie tak, że z premedytacją chcę cię zranić – wyznaję coś, co pewnie także zauważyłeś. Przez ostatnie tygodnie zdawało mi się nawet, że do tego przywykłeś. Cóż, chyba i w tej sprawie się pomyliłam. Bywa.
    Ach, już rozumiem. Jesteś zły, bo ci przerwałam. Wściekły, iż śmiałam powiedzieć, co o sobie myślę. Widzisz, tak to powinno wyglądać: najpierw ja akceptuję i kocham siebie, dopiero później pozwalam innym się kochać, chyba że robią to bezwarunkowo, jak członkowie rodziny lub też ktoś, kto zakocha się od pierwszego wejrzenia. Ty nie jesteś taką osobą, nigdy nie byłeś. To ja wmówiłam sobie, że akurat w tobie znajdę nie tylko przyjaciela, ale też partnera. Jak się okazuje, nie pasujesz do żadnej z tych ról, a ja nie chcę oszukiwać cię już ani dnia dłużej.
    Dlatego odsuwam tę filiżankę z nienaruszonym napojem, rzucam ostatnie spojrzenie na kawałek ciasta, który zamówiłeś dla siebie, bo tylko tobie węglowodany nic nie uczynią, jesteś już przecież doskonały, nikt inny nie śmie nawet całować twych stóp, woląc podążać za tobą krok w krok.
    – Mam dość, odchodzę – mówię, a te słowa uwalniają mnie ostatecznie. To, co powiedziałam wcześniej, musiało obijać mi się w głowie, chować i wychodzić naprzód przez kilka dni, bym wreszcie dojrzała do wypowiedzenia głośno. Teraz czuję ulgę.
    I w ogóle nie obchodzi mnie twoja wściekłość ani przekleństwo, które mielesz na języku, bojąc się, jak zareagują inni. Bo właśnie takie jest twoje życie – pod publikę. A ja nie chcę być częścią czegoś takiego.
    – A, jeszcze jedno – dodaję, nim odwrócę się na pięcie, by odejść od ciebie na zawsze. – Nienawidzę waniliowej latte. Nie zauważyłeś, że nigdy jej nie wypijam?

    Nie powstrzymujesz się, krzyczysz za mną, kiedy podchodzę do drzwi, że jestem najgorszym, co ci się przytrafiło, że zmarnowałeś na mnie jedynie czas i pieniądze, a nie tak to miało wyglądać! Cóż, ja nie czuję, bym coś straciła, właściwie to zyskałam większą wiedzę o sobie. Dlatego na chwilę wracam do kawiarni i przez otwarte drzwi, z uśmiechem na ustach rzucam w twoją stronę:
    – Dziękuję!
    Bo może nie będę nigdy tym, czego chciałeś, ale dzięki tobie wiem, kim chcę być dla siebie. I podobną wiedzę chcę przekazać dalej. 


   

3 komentarze:

  1. Nie dziwię się, że ona ma go dość. Powierzchowny dupek, który nie potrafi ogarnąć świata wokół, wiecznie przy okazji nie oceniając wszystkiego co się rusza. Jak ja nie lubię takich ludzi, którzy zamiast widzieć to co człowiek sobą reprezentuje i co ma we wnętrzu, widzą tylko zewnątrzna powłokę, która w ich mniemaniu nie powinna odbiagac za bardzo od ustalonych przez media, mode i inne badziewie tzw. kanonów piękna.

    Dobrze że dziewczyna odwarztlam się to zakończyć.

    Twój tekst mimo ze krótki wywołał u mnie emocje, głównie oburzenia i złość alenie ma znaczenia jakie emocje bo ważne że wywołał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm. Najpierw tekst wydawał mi sie dosc specyficzny, on ma w sobie taka dziwnosc, narracja moze, moze rzeczywiscie to ona wtwoluje to wrazenie, wydawalo mi sie, ze za nalo tu piosenki, zeby mowic o realizacji tematu, ale w miare czytabia coraz bardziej otwieralam sie na ten tekst, coraz więcej szczegółów do mnie docierało i ostatecznie muszę poeiedzic, kurde, to było calkiem dobre. Zabieg z kursywą zamiast standardowego dialogu, soecyficzna perspektywa bohaterki, to wszystko nadalo sily scenie i charakteru. Podobało mi sie! Zaluje tylko, ze mimo iz poniekad wyglad jest tu glownym tematem, nie umiem wyobrazić sobie jak wyglada główna bohaterka. Moze o to chodzilo, moze ona moze byc kazdym z nas. Szczerze? Mialam kiedys partnera, ktory nie na taka skalę jak typ tutaj, ale probowal traktowac mnie jak gline, z ktorej mozna cos po swojemu uformować. Takze klimat mi znajomy i ten klimat tutaj oddalas i moze to właśnie ta narracja, może to ona, nadała temu power. Ja sie wczulam. Do mnie dotarło. Mocno. I cos ten tekst zostawia. W człowieku. Jakas... Satysfakcje. I jakas... Nie wiem jak to nazwac, ale czuje... Jakby to byla scena, ktorej zabraklo w moim zyciu. Wiesz?
    Dzieki!
    Poruszylas mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz morze literowek. Nie panuje nad telefonem.

      Usuń