Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 20 września 2020

[73] Fear: Was I bait to pull you in? ~ Miachar

Tekst to bezpośrednia kontynuacja tego z tygodnia 44.
Aż w jednym momencie miałam ochotę napisać: „W dawnych czasach cztery narody żyły ze sobą w pokoju, lecz kiedy...”, jednak dość już wzięłam z Aanga, by i tu jeszcze jego legendą szastać. 




Czaj, którego każdego dnia pragnęłam tak samo mocno, a o którym musiałam przypomnieć Salvii, pachniał na tyle dobrze, że sam ten aromat mnie ożywił. Mimo to kosztowałam napój powoli, byle tylko być czymś zajęta, kiedy Zedd – czarodziej z czwartej krainy, ten, którego się tu spodziewano, by cała drużyna była w tym samym pomieszczeniu – rozpoczął swoją opowieść, a Amylee i Caspian – wciąż pod wrażeniem poznania się – odpuścili na ten czas śniadanie. Siedzący obok mnie Fear, który znał tę opowieść, także raczył się czajem i również milczał. W tej chwili po raz pierwszy byliśmy trochę jak jedno.
Każda ścieżka w tym lesie prowadziła do jednej osoby – zaczął czarodziej. –  Nie potrzeba było żadnych specjalnych znaków czy też rozglądania się, bowiem nieważne w którą stronę człowiek się poruszył, zawsze docierał do tego, czego bał się najbardziej. W ten sposób spotykał na swojej drodze Feara, tego, który był najpotężniejszym magiem swoich czasów i który człowieczeństwo swe oddał za kilka wieków pokoju.
Kątem oka widziałam, jak księżniczka się wzdryga. Pewnie była ciekawa, jak można pozbyć się człowieczeństwa dla jakiegoś celu. Chyba powinnam jej to później na spokojnie wyjaśnić, zbyt duża liczba wiadomości jednego dnia mogłaby ją jednak za bardzo powalić.
– Kiedy ten okres minął, cztery krainy żyjące do tej pory w pokoju poczęły dążyć do nowych waśni i na polanach poza ogniskami podróżnych pojawiły się łuny wrogiego ognia, który palił i wyrzucał z domów, odbierał życia i pozostawiał po sobie jedynie zgliszcza. Wówczas poza Fearem potrzebny był ktoś jeszcze, kto powstrzyma te zapędy ku władzy, dlatego też z każdej krainy graniczącej z Maachem wybrał jedną osobę – tę najodważniejszą, najsilniejszą, o największym sercu i umiejętnościach – by stworzyły jego drużynę i pod wspólnym sztandarem na nowo zaprowadziły pokój i dobro wśród każdego z ludów.
Wzniosłe słowa sławiące wspaniałość Maga, który wyglądał w tej chwili tak, jakby wolał zniknąć niż słuchać o swoich poczynaniach. Czaj w jego filiżance chyba się skończył, on sam zaś starał się nie zwracać na nic uwagi. Fiolka, którą się bawił, była pusta, gdyż jej zawartość znalazła się wcześniej w napoju. Mogło się zdawać, że to, co wcześniej zawierała, było jakimś wzmocnieniem dla organizmu czy innym eliksirem, jednak ja wiedziałam – w przeciwieństwie do pozostałych – ze  było w niej coś, co pomagało Fearowi na zachowanie swojej prawdziwej twarzy na trochę dłużej. Gdyby z tego nie korzystał, byłabym jedyną osobą w całej willi, która wciąż widzi go takim, jaki naprawdę jest. Dla innych stałby się znowu ucieleśnieniem ich największych strachów, a jakoś nie uśmiechało się, by na nowo rozległy się czyjeś krzyki czy ponownie doszło do omdleń. Mieliśmy co robić, nużyło mnie strasznie to, że siedzimy zamiast przejść do działania.
– Kiedy z pomocą druhów udawało się na nowo zaprowadzić ład i porządek, Fear żegnał swoich przyjaciół, ci zaś decydowali, co dalej zrobią ze swoim życiem. Najczęściej odchodzili, przez co przy kolejnym widmie zagrożenia Mag szukał nowych osób. Kilka setek lat temu pomógł jednej królewskiej rodzinie, która obiecała swoich potomków na nowych wojowników, gdy przyjdzie niebezpieczeństwo, dlatego mamy tutaj księżniczkę. – Zedd wskazał ręką na Amylee, która zarumieniła się lekko. – Ja spotkałem Feara przed pięćdziesięciu laty, dzieckiem będąc, to on wskazał mi drogę magii, którą powinienem kroczyć. W dowód wdzięczności i przyjaźni oddałem się na służbę, gdy zajdzie potrzeba. W taki sposób Fear tworzy drużynę, która rusza naprzeciw złu, by nieść porządek, by świat mógł istnieć. A to, że właśnie teraz my się spotkaliśmy, oznacza, iż nadchodzi nowe niebezpieczeństwo, na które musimy się przygotować. Po tym wszystkim, co się nam przydarzy, będziecie mogli wrócić do swoich domów i rodzin, ale od tej pory, by nie dać się omotać podszeptom wroga, musicie wyzwolić swoje umysły z przeszłości i tego, co was z nią łączy. Tylko wtedy będziecie w stanie prawdziwie walczyć.
Słowa czarodzieja wybrzmiewały między ścianami, wpływały przez uszy, ale czy coś dały? Myślałam, że wokół mnie rozlegną się jakie szepty, sądziłam, że pozostała dwójka, która zdawała się być najbardziej zielona w tym wszystkim, będzie dzieliła się między sobą jakimiś spostrzeżeniami, ale zarówno Amylee, jak i Caspian milczeli, wpatrując się w czarodzieja. Spojrzałam więc na Feara, ten, wyczuwając mój wzrok, odwzajemnił się, ale też szybko odwrócił, zaciskając wargi. Nawet on nie chciał przerywać tej opowiastki? Dla mnie nie była niczym nowym, właściwie trochę się nią nudziłam, choć musiałam przyznać, że Zedd miał odpowiedni głos, by dzielić się historiami i nikogo przy tym nie uśpić.
Milczenie przeciągało się na kolejne minuty, a mnie uderzało to, jak owa opowieść, która miała wiele wyjaśnić, nie sprawiła, by potrzeba było tłumaczyć coś więcej. Myślałam, że pojawią się jakieś pytania, ktoś będzie chciał coś wiedzieć. Bo bez tych pytań nie można było stwierdzić, czy naprawdę wszystko jest jasne, a przecież nie będziemy się powtarzać, kiedy dojdzie do najgorszego – wróg zapuka do bram Maachu.

– Więc naprawdę nikogo z was nie dziwi, ze jest tu z nami księżniczka? – zapytał nagle Caspian, przerywając ciszę i sprawiając, że ja także wypiłam swój czaj do końca. Drwal zabrzmiał tak, jakby dopiero teraz przebudził się ze swojego snu, w którym tkwił od chwili, gdy wraz z Fearem wzięliśmy go spod tartaku.
Mag spojrzał na młodego mężczyznę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Ze wszystkich tu zebranych najbardziej przypadkową osobą jesteś tutaj ty, Caspianie. Do nad tobą musiałem myśleć, pozostali przyszli do mnie właściwie sami.
Przecież już mu to wyjaśniliśmy, dlaczego tak trudno temu mężczyźnie przyjąć to do wiadomości? Czuję, że czaj nie pomoże, że wzrasta we mnie jakaś dziwna niechęć do tych obcych i wrogość względem nich. Nie powinnam tak się czuć, dlatego wstałam od stołu, by wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.
– Wybaczcie mi na chwilę.
Nie zostałam odprowadzona niczyim spojrzeniem, gdyż Zedd po przemowie zaczął raczyć się śniadaniem, które Salvia specjalnie trzymała dla niego wciąż blisko ognia, by nie narzekał, że ostygło, zaś księżniczka i drwal pogrążyli się we własnych myślach, by uporządkować zasłyszane informacje.
Dzień jawił się bardzo ładnie, ptasi śpiew unosił nad drzewami, a niewielkie białe obłoki przepływały po niebie bez żadnych zmartwień. Mimo to ja nie potrafiłam się nim cieszyć.
Przystanęłam na chodniku przed gankiem i zapatrzyłam się na mały ogródek. Róże zasadzone pod oknem, obecnie wyeksponowane wśród przyjemnie ciepłych promieni, ochoczo ukazywały swój karmazynowy odcień, który mógłby spodobać się osobie o romantycznych zapędach, mnie jednak on niepokoił. To dlatego zmarszczyłam czoło, wpatrując się w kwiaty i starając przypomnieć sobie, czy taki sam kolor miały, kiedy tu przybyłam. Wydawało mi się, że nie, ale nie byłam też tego taka pewna. A niepewność od zawsze wzbudzała we mnie także czujność i ogólną niechęć.
– Coś się dzieje, Moe?
Nie zwróciłam uwagi na to, że ktoś może się do mnie zbliżać, bo nawet tego nie usłyszałam. Powinnam być zła na Feara za to skradanie się, zamiast tego poczułam nagły strach, iż ktoś chce mnie zaatakować. Musiał zobaczyć to w moich oczach, bo zatrzymał się raptownie, choć czułam, że chciał znaleźć się bliżej. Jednak pozostawienie odległości między nami dobrze mi robiła, wolałam zachować swoją przestrzeń, w razie gdybym potrzebowała się przed czymś obronić czy nagle rzucić do ucieczki.

– Nie wydaje mi się, by byli do tego przekonani – powiedziałam, wpatrując się uparcie w róże. - Wątpię, by posłuchali rady, by mieli nie oglądać się za siebie, kiedy to, co pozostawiają, to najważniejsze, co do tej pory mieli.
- Ty nie oglądałaś się na to, że porzucasz matkę, pracę i ryzyko zawodowe – zauważył, a oczy w kolorze opalu zdawały się ze mnie śmiać.
– Bo sama podjęłam decyzję. Byłam Wędrowcem, który winien cię spotykać, to ja zgodziłam się na zostanie Strażnikiem, gdy mi to zaproponowałeś. W ich przypadku działa przymus, czy to bycia wybranym przez ciebie, czy też spełniania powinności rodziny. A to może się na dłuższą metę nie sprawdzić.
– Mam więc szukać kogoś innego?
– Nie Na to może być trochę za późno. – Westchnęłam. – Chyba więc muszę zaufać tobie i wyborowi, jakiego dokonałeś, decydując się na tych dwoje. Zedd chyba też nie ma nic przeciwko swojemu przeznaczeniu.
Mag uśmiechnął się kącikiem ust.
– Powiedzmy, że ze wszystkich istot, jakie w swoim życiu spotkał, Zedd jedynie mnie uznaje za kogoś, kto naprawdę żyje. Ma za sobą nieciekawe przygody i ciężką historię, ale wydaje mi się, że tę sprawę traktuje po prostu jako zabawę, nie zaś spłacanie jakiegoś długu.
– Zydaje mi się, że będzie największym żartownisiem podczas tej przygody – zauważyłam, co wywołało krótki śmiech i Feara.
– I raczej się w tym nie mylisz.
Przez moje usta też przemknął uśmiech, ale był on zbyt krótki, by jakiś świadek zdołał go wyłapać.
– Zastanawia mnie tylko jedno – dodałam.
– Co takiego?
Zerknęłam na Stracha, który przechylił lekko głowę, wyraźnie zaciekawiony tym, co chcę powiedzieć.
– Kiedy zorientują się, że są niczym więcej jak tylko przynętą? Że to oni, stając w pierwszej linii, wciągną cię wprost w paszczę wroga? Czy stanie się to, zanim wojna zapuka do bram, czy dopiero w jej trakcie?
– A może nie dowiedzą się nigdy?
Z mojego gardła wyrwał się warkot rozbawienia. Odwróciłam się w stronę Maga, skupiając na nim nie tylko spojrzenie, ale i uwagę.
– Na to bym nie liczyła. Mimo wszystko jakaś inteligencja się w nich tli, nawet w tym drwalu. Jestem ciekawa, jak zareagują. Co takiego zrobią, czy wciąż będą opowiadali się po twojej stronie, czy może całkowicie się od ciebie odwrócą?
Fear zrobił coś, czego się po nim nie spodziewałam: wzruszył ramionami, a to uczyniło go tak ludzkim, jakim mi się wcześniej nie jawił.
– To będzie zależało tylko od nich i jedynie wtedy, kiedy się zorientują. Do tego czasu nic im nie mówmy, zgoda?
W milczeniu skinęłam głową, zawiązując z mężczyzną mały pakt. Jako Strażnik i tak robiłabym wszystko, by nic i nikt nie zagroził Fearowi, nieważne w jakich czasach, jednak coś z tyłu głowy mówi mi, że powinnam od tej pory mieć się jeszcze bardziej na baczności, bowiem cios może przyjść z każdej strony, nóż zaś tkwić w dłoni kogoś, kogo zwało się przyjacielem. 


2 komentarze:

  1. Przyznaję się bez bicia, że nie czytałem poprzedniej części z tygodnia 44 albo i czytałem, ale nie kojarzę. Jednakże ten fragment jest bardzo ciekawy, gdy czytam uwielbiam detale. Ustawiam w głowie sytuację i bardzo wczułem się w to. Mimo, że nie znam informacji na temat historii Zedda, to i tak czułem ciarki spoglądając między uczestnikami tak jakbym siedział tam. Zaciekawiło mnie to przyznaję, łatwo się czyta i przyjemnie. Jest napięcie, które zachęca do kontynuowania czytania więc moim zdaniem to bardzo dobry fragment czegoś większego co ma potencjał. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fear! Kojarzę! Nie wiem, czy juz to pisalam, ale to dla mnie oryginalny pomysł, ze kazdy widzi w nim to, czego sie boi. Dzisiaj juz wiwm dlaczego!
    Coz za plejada imion! Ładne. I przełamanie imienia Caspiana! :D jestem ciekawa ich wspolnej przygody, taka drużyna, Feara! O yey, jakby byl jakis plebiscyt to bym glosowala na tytul Lord of the Fears :D <3
    Naprawde sie ciekawie zrobilo! Bede wypatrywac Stracha na w4rze ;D

    OdpowiedzUsuń